Argumenty przeciw małżeństwom gejów i lesbijek, vol. 2

Ważkość pierwszego argumentu niczym jest w porównaniu z obiektywną ważkością drugiego.

Argument II
Małżeństwo służy prokreacji. W związkach homoseksualnych nie ma mowy o prokreacji, stąd nie powinny te związki otrzymywać praw należnych heteroseksualnym małżeństwom.

Istotą argumentu jest postulat, by instytucja małżeństwa była ograniczona tylko do ludzi, którzy płodzą dzieci i razem je wychowują. Argument byłby absolutnie na miejscu, gdyby nie dwa fakty, o których zapominają posługujący się nim przeciwnicy związków jednopłciowych:
1. Istnieją małżeństwa bez dzieci, ba, obecnie z roku na rok jest ich na świecie coraz więcej.
2. Istnieją dzieci nie urodzone w związkach małżeńskich, ba, obecnie z roku na rok jest ich na świecie coraz więcej.

Gdybyśmy zastosowali ten argument do par heteroseksualnych, powinniśmy zakazać wstępowania w związki małżeńskie ludziom bezpłodnym lub z jakichkolwiek względów nie chcącym mieć dzieci. Poza tym istniejące małżeństwa winny być natychmiastowo z mocy prawa rozwiązywane z chwilą, gdy kobieta przejdzie menopauzę lub z uwagi na nowotwór zostanie jej amputowana jakaś część narządów rodnych.

Ktoś odpowie, że to wyjątki, aberracje. Niekoniecznie: jeśli spojrzymy na wyniki spisu powszechnego, okaże się, że z różnych przyczyn prawie połowa małżeństw w Polsce dzieci aktualnie ani nie płodzi ani nie wychowuje, gdyż albo już spłodziła i odchowała jedno lub parkę i dała sobie spokój, albo w ogóle rozmnażać się nie może lub (jak to ma miejsce w przypadku wielu młodych małżeństw na dorobku) na razie nie chce. W myśl logiki powyższego argumentu ich małżeństwa nie mają, przynajmniej w tej właśnie chwili, racji bytu.

Z drugiej strony we Francji czy krajach skandynawskich blisko połowa dzieci rodzi się dziś poza małżeństwami. Ich rodzice nie widzą sensu wiązania się na stałe, nie myślą o małżeństwie, wolą żyć partnera lub bez prawnych zobowiązań wobec siebie nawzajem. Małżeństwo, także w Polsce, powoli przeradza się w kontrakt ekonomiczny, zawierany przez długo chodzące ze sobą pary, gdy np. trzeba zaciągnąć pożyczkę na kupno mieszkania. Coraz częściej dzieci „robią sobie” korzystające z banków spermy samotne kobiety po trzydziestce, które mimo braku partnera nie chcą stracić biologicznej szansy na potomstwo. Wszystko to pokazuje, że drogi małżeństwa i prokreacji dawno się rozeszły, przynajmniej w naszej części świata. Niezależnie od tego, czy to dobrze, czy źle, to już przeszłość.

Poza tym dochodzą dwa następne fakty, o którym przeciwnicy małżeństw jednopłciowych wolą nie wspominać:
3. Istnieją pary jednopłciowe, które wspólnie wychowują dzieci, i tych też z roku na rok jest na świecie coraz więcej. Nie są to dzieci wspólne, ale nietrudno znaleźć na Zachodzie parę lesbijek, z dwójką dzieci, po jednym na każdą z mamuś. Dlaczego w myśl powyższego argumentu pozbawiać te dzieci szans na dorastanie w normalnej rodzinie, w której kochające się mamy obie mają równe prawa i obowiązki rodzicielskie i żadna nie musi się przed otoczeniem i urzędami ukrywać pod mianem cioci?
4. Rozwój nauki w dziedzinie genetyki następuje ostatnio dość szybko. Niewykluczone, że za kilka-kilkanaście lat będą się rodziły dzieci genetycznie posiadające dwóch tatusiów lub dwie mamusie – co wtedy poczną ci, którzy posługują się powyższym argumentem?

Odpowiedź jest prosta: myślą intensywnie, więc zapewne znajdą nowe pseudouzasadnienia swych uprzedzeń.

11 komentarzy

  1. Ciekawy wywód, jednak w znacznej mierze zbyt trudny aby zrozumiała większość mieszkańców naszego wspaniałego katolandu,a swoją drogą ciekawe czy istnieje jakieś forum Młodzieży Wszechopolskiej. Z chęcią bym się pośmiał z ich reakcji. Pozdrowienia

    uszatek14
    1. Dziękuję. Forum istnieje niejedno (wystarczy wstukać nazwę „Fronda”), ale zdziwiłbym się, gdybym się dowiedział, że tu bywają.
      Co zaś się tyczy trudności wywodu, niespecjalnie zależy mi na zdaniu tych, co go nie zrozumieją (nawet jeśli to większość) – piszę tu dla ludzi, którzy są w stanie podjąć dyskusję na pewnym poziomie. Inni mnie jakoś nie interesują: to blog wymiany myśli, a nie propagandy (mam nadzieję).

  2. Elvys, w wieku zapłodnień pozaustrojowych i matek zastępczych nic trudnego. A teraz wyobraź sobie, że parze gejów rodzi dziecko zaprzyjaźniona (lub opłacona) Ukrainka. Problem w tym, że tylko jeden z nich jest tego dziecka biologicznym ojcem, a ustawodawca uniemożliwił drugiemu z partnerów koadopcję. Mimo że ten partner będzie dla dziecka faktycznym drugim ojcem, polskie prawo nijak nie uzna jego rodzicielstwa, ba, nawet powinowactwa – formalnie bowiem nie jest w ogóle spokrewniony z jej ojcem biologicznym. Dlaczego to dziecko zostało pozbawione przez państwo prawa do dwóch rodziców, podczas gdy na przykład dziecko urodzone przez matkę zastepczą parze hetero (co również u nas się zdarza), może być bez problemu adoptowane przez małżonkę swego ojca?

  3. Malzenstwo NIE sluzy prokreacji.
    SEX temu sluzy. Malzenstwo jest instytucja i sluzy prawnemu zabezpieczeniu warunkow rozwoju rodziny, to jest dzieci poczetych (poprzez sex), przeto homoseksualny sex nie wymaga i nie potrzebuje takiego zabezpieczenia, bo nie wyprodukuje dzieci. Bezplodni, teoretycznie, moga nagle stac sie plodni, zas homoseksualisci NIGDY nie splodza. Moga sobie – ile chca, czekac.

    Gość: , ip70-188-158-241.ri.ri.cox.net
  4. >Malzenstwo jest instytucja i sluzy prawnemu zabezpieczeniu warunkow rozwoju rodziny, to jest dzieci poczetych (poprzez sex),

    Nowy argument, którego nie przewidziałem. W myśl takiej logiki zgodę na związek małżeński powinny dostawać tylko pary już posiadające dzieci – ewentualnie z dzieckiem w drodze. Dobrze zrozumiałem?

  5. W jakim ty swiecie żyjesz człowieku. Znanej mi lesbijce wystarczyła łyzeczka spermy znajomego geja i teraz ona i jej dziewczyna oraz on i jej chłopak ciesza się dzidziusiem.
    Nie musiały długo czekać. 9 miesiecy.

    gejontko
  6. Oho, w myśl moich przewidywań wkopałeś się poprzez brak definicji! Bo, abstrahując od merytorycznej części Twoich wywodów, ciągle nie wiem, czy domagasz się dla par (w sumie, dlaczego par?) jednopłciowych: (a) białego welonu, obrączek i ceremonij w USC – oraz rozwodów; (b) ulg podatkowych, zabezpieczeń socjalnych i prawa do koadopcji?

    Zgadzam się całkowicie z postulatem, że małżenstwo nie jest już dłużej kulturowym sposobem na reglamentację kopulacji prowadzącej do prokreacji zgodnej z interesem naszych genów (skrót myślowy). To oznacza, że dyskusja powinna dotyczyć najpierw funkcji małżeństwa w nowoczesnym społeczeństwie, a w szczególności, zastanowienia się, skąd się biorą i czemu służą prawa i przywileje przypisane do tej instytucji.

    Osobiście skłaniam się ku wnioskowi, że wybór partnera do życia, seksu czy wspólnej gry w scrabble jest sprawą absolutnie prywatną i organom państwowym nic do tego, zaś prawa ludzi decydujących się na wspólne życie powinny wynikać z zasad ogólnych (z dokładnością do tego, że pewne zachowania partnerów mogą odciążać państwo, ponadto lepiej mieć społeczeństwo szczęśliwe niż sfrustrowane). W interesie państwa leży natomiast obecnie wspieranie prokreacji i wszelkie przywileje (w szczególności przekładające się na uszczuplenia budżetu państwa) powinny podążać za wychowywaniem dzieci lub przyczynianiem się do niego (dziadkowie!). Na razie to jest wszystko bardzo niekonkretne, ale to tylko heurystyczna próba wytyczenia jakiegoś kierunku. Prawa i przywileje związków jednopłciowych byłyby w takim ujęciu ważnym, ale nie podstawowym wątkiem dyskusji. No chyba, jak napisał tuja parę postów temu, że przyjmiemy, iż wszystko rozgrywa się poprzez głosowanie powszechne, a więc emocje, lęki i uprzedzenia, i te tysiące znaków powyżej są biciem piany na puszczy.

    scarlettohara

Skomentuj Tomasz Łysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *