Donald Tusk ogłosił, że nie chce być prezydentem. Z tej okazji Dziennik Polski w osobie Włodzimierza Knapa zapytał mnie, co sądzę o mowie ciała premiera, a w szczególności o gestach i innych trikach komunikacyjnych, które towarzyszyły tej brzemiennej w skutki deklaracji. Odpowiedź (którą w całości można przeczytać w dzisiejszym numerze DP) zabrała mi trochę czasu i miejsca na szpalcie – ale czegóż nie robi się dla polityka, który stanowi tak wdzięczny temat analiz wizerunkowych, jak nasz Prezes Rady Ministrów:

Jak wypadł wczoraj premier Donald Tusk, gdy ogłosił, że nie będzie walczył o prezydenturę?

– Profesjonalnie, ale niezbyt autentycznie. Poza widocznym zdenerwowaniem przesadnie gestykulował, do tego stopnia, że momentami widz bardziej niż na słowach skupić się mógł na jego rękach czy szerzej – mowie ciała. W życiu jest tak, że gestykulujemy wtedy, gdy tego naprawdę potrzebujemy i robimy to szybko.

A premier w jaki sposób gestykulował?

– Chwilami robił to zbyt wolno, co oznacza, że były to gesty wyuczone, a nie naturalne. Ta przypadłość dotyka jednak niemal wszystkich polskich polityków. To efekt m.in. tego, że szkoleni są przez zaledwie kilka firm, a pracujący w nich specjaliści oferują stały repertuar. Na początku wystąpienia, gdy zapowiadał, że dzisiaj przedstawi plan oszczędności w finansach publicznych, wykonał kilka razy gest uderzenia ręką w blat mównicy. Rękę jednak wstrzymał blisko pulpitu, co świadczy, że ten fragment ćwiczył wcześniej. Ten zabieg miał też pokazać Polakom, że premier idzie na wojnę z… No właśnie, z kim, skoro program cięć w wydatkach budżetowych ma ogłosić dzisiaj. Potem przeszedł na ton pokojowy, mówiąc, że każdy ma jakieś marzenia. Kiedy to przekazywał, uśmiechnął się. Bez wątpienia, uśmiech w tym miejscu był zaplanowany i dobrze przygotowany. Generalnie zresztą całe przemówienie Donalda Tuska było wystudiowane i gruntownie przygotowane. Niemal każdy gest był zaprogramowany.

Kartkę miał na pulpicie, a czasami brał ją do rąk.

– Tak, ale w praktyce nie korzystał z niej. Pewnie był na niej plan wystąpienia.

Powiedział Pan, że niektóre gesty były zauważalnie sztuczne, przerysowane.

– Bo tak było, ale w przypadku Tuska takie zachowanie jest do przyjęcia. Gdyby w taki „przedobrzony” sposób przemawiał np. Lech czy Jarosław Kaczyński, to widzowie zauważyliby to natychmiast.

Dlaczego?

– Ponieważ Polacy są przyzwyczajeni, że premier bez trudu jest w stanie błyskawicznie przejść od „wytoczenia wojny” do pogodnego uśmiechu. Wizerunek Tuska trochę się nam „rozlewa”. Jednocześnie niemal wszystkie jego nagle zwroty są doskonale przygotowane od strony marketingowej.

Jak rozumiem, również czas wystąpienia został wybrany nieprzypadkowo. Mam na myśli m.in. to, że wczorajsza decyzja Tuska zostawi w cieniu zeznania Mirosława Drzewieckiego.

– Pewności mieć nie możemy, ale wszystko wskazuje na to, że moment wystąpienia został pieczołowicie wybrany. Zwrócę jednak uwagę na inną rzecz. Z argumentów, jakie przedstawił szef rządu, można odnieść wrażenie, jakby dopiero niedawno zrozumiał coś, co powinno być od dawna oczywiste, zwłaszcza dla premiera; mianowicie to, jaki jest podział władzy pomiędzy premierem i prezydentem. PiS od dawna zdaje sobie sprawę z tego, że rzeczywistą władzę ma szef rządu. Dowodem jest to, że mniej ważny w PiS Lech Kaczyński ubiegał się o prezydenturę, ważniejszy – Jarosław – miał odpowiadać za państwo jako premier. Zapewne decyzja Tuska to także efekt kalkulacji zysków i strat.

W tym tego, że niekoniecznie wybory musiały zakończyć się dla niego sukcesem?

– Takie ryzyko musiał poważnie brać pod uwagę. A w razie zwycięstwa Tusk miałby potężny problem wynikający z tego, że premier jest faktycznym szefem państwa. Komu miałby powierzyć ster rządów w kraju i w partii? Grzegorzowi Schetynie? Dziś jest to mało prawdopodobne, zwłaszcza że Tusk – jako prezydent – musiałby się obawiać odsunięcia na drugi plan.

Wrócę do kwestii, czy wystąpienie premiera miało wyciszyć zeznania Drzewieckiego.

– Celem wystąpienia wydaje się nie tyle zepchnięcie w mediach na margines przesłuchania byłego ministra sportu, co typowa tzw. ucieczka do przodu. Premier wczoraj w gruncie rzeczy powiedział, że jego afera hazardowa już niewiele interesuje, bo przecież nie będzie ubiegał się o urząd prezydenta, a co miał zrobić, zrobił. Ponadto nie można wykluczyć, że w PO o decyzji Donalda Tuska wiedziano od stosunkowo dawna i pod kątem wczoraj ogłoszonej decyzji sztab wyborczy PO pracował od tamtego czasu. Z drugiej strony – zapewne kampania PiS szykowana pod Tuska okaże się niewypałem. PiS musi zaczynać od nowa. Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Przedwczoraj prezydent Barack Obama w dorocznym wystąpieniu o stanie państwa powiedział, że on chce coś bardzo ważnego zrobić dla USA i dodał, że woli rządzić skutecznie przez jedną kadencję niż przed dwie być przeciętnym prezydentem. Ta wypowiedź odbiła się szerokim echem w Ameryce. Sztabowcy PO na pewno zauważyli to wystąpienie i mogli podpowiedzieć premierowi, by nie zwlekał i natychmiast poszedł śladem Obamy. Tusk właściwie powtórzył za Obamą, że wybiera realną władzę dla dobra państwa i Polaków. Taki wizerunek szefa rządu ma się utrwalić w naszych głowach. Jednocześnie warto pamiętać, że Polacy w czasie wyborów kierują się przede wszystkim emocjami. Popierają nie tyle tego polityka, którego cenią, tylko skreślają tego, którego bardziej nie lubią.

6 komentarzy

  1. Zna pan Derrena Browna ?
    Miło poczytać kogoś kto wie więcej od innych choć jako obserwator pana profesji zastanawiam się nad wpływem przekonań politycznych na stawiane diagnozy.
    Zapytałem o Derrena gdyż bardzo ciekawie wyjaśnił w swojej książce ułomność stereotypów dotyczących np. odruchów w trakcie kłamania.
    Czy może mieć pan pewność że gesty polityków nie są przygotowane specjalnie dla Was analityków gestów ?
    Praktycznie to Wasze opinie mają przesądzać o wiarygodności wypowiedzi więc gra jest poważna, a już szczególnie istotna gdy istnieje z góry ustalona „wersja oficjalna”(wtedy szuka się gestów pasujących do wersji a pomija niepasujące – Derren Brown również o tym pisał).
    Na dzisiejszej opinii trudno zbudować pozytywny dla Tuska PR ale kto wie, kampania trwa i wiele rzeczy jest możliwych.

    Pozdrawiam z obawą i radością że nie widzi pan moich reakcji 😉

    1. Romskey, ja bym się tak daleko nie zapędzał – czasami zdaje mi się, że za pędem niektórych polityków do nauki „własciwych” gestów czy sposobu wymowy stoi przede wszystkim moda. I kończy się to czasami zdjęciami, na których w jednym rzedzie stoją politycy przeciwnych opcji w dokładnie identycznej pozie… Ale mniejsza o to.
      Co do Pańskiego pytania, gesty rzecz jasna robi się cześciowo również pod analityków gestów, ale to przecież nie ich mają one przekonać – ci bowiem są już albo przekonani vel opłaceni (i wtedy rzeczywiście będą szukać tylko tego, co pasuje do ich wizji), albo są starymi wygami, na których takie triki dawno przestały działać. Moim skromnym zdaniem triki te na ogół nie są też przeznaczone dla przyszłych wyborców (którzy i tak, gdy przyjdzie zagłosować, pokierują się raczej własnym interesem lub ideologią, względnie tym, jak przystojny jest kandydat, a nie tym, jak macha rękami). Kto jest więc adresatem języka ciała polityka? Ano przede wszystkim inni politycy – oraz dziennikarze. Ci pierwsi – bo polityka to gra na zasadzie Czerwonej Królowej: trzeba cały czas biec, by dotrzymać kroku konkurencji (także w zakresie kompetencji komunikacyjnych). To oni w razie czego mają poczuć się tą mową ciała zdominowani, obrażeni czy zapędzeni w kozi róg. Ci drudzy, dziennikarze, są z kolei (na ogół) amatorami maksymalnie prostych i miałkich treści. I nie ma co im się dziwić, gdyż świat w serwisie informacyjnym musi być uproszczony (inaczej informacja nie zmieści się w 30 sekundach). Tymczasem przeciętny dziennikarz wcale nie pali się, by go na własną odpowiedzialność upraszczać (co bywa trudne i pracochłonne), woli od razu dostać taki przekaz. Polityk „z gestem”, polityk wyrazisty, jasno komunikujący swoje (zawsze słuszne) racje mową ciała, taki przekaz dostarcza – i nawet jeśli dziennikarz ideologicznie nie zgadza się z politykiem, to przekaz ten powieli (vide medialne sukcesy Leppera, Giertycha czy Palikota). Uff, późno już, ale mam nadzieję, że wyraziłem się jasno…

    2. A co do Derrena Browna, znać – znam (choć, niestety, nie osobiście), książek wszak do tej pory nie czytałem, poprzestając na oglądaniu popisów. Ale cóż, chyba właśnie zostałem skutecznie zachęcony do lektury…
      Pozdrawiam serdecznie!

      1. Witam ponownie.
        Mam świadomość tego że możemy usłyszeć o polityku dopiero wtedy gdy ten spowoduje wypadek choć całe życie pomagał sarenkom i przeprowadzał babcie przez ulice. Publiczny lincz jest gwarantowany i np. interpretacja gestów Zbigniewa Chlebowskiego może być twardym orzechem do zgryzienia. Społeczeństwo zakłada iż „obiekt” obserwacji jest urodzonym przestępcą i dopatruje się w gestach potwierdzenia swoich tez. Ktoś kto zna życie Z.Ch. odczyta jego postawę inaczej.
        W wielu przypadkach to eksperci mają przedstawić właściwą interpretację i tu jak zauważyliśmy istnieją różne pułapki.

        Chyba trafnie pan zauważył iż gesty jak i tzw. poprawność polityczna jest elementem relacji wewnątrz politycznych. Po sławetnych taśmach Beger kultura polityczna stanęła pod znakiem zapytania i wielu „szaraków” zaczęło zastanawiać się dla kogo ten „napuszony cyrk” na co dzień ?
        Zdjęcia z dziećmi, zwierzętami, w koszuli bez marynarki – takie obrazy „swojaków” – były dobre w latach 70-tych w USA choć polscy politycy do dziś korzystają z tej spuścizny jakby nie dostrzegając że nasz kraj dorobił się już fachowców potrafiących wyławiać tzw. grę pod publikę.

        Moje obawy dotyczą niekiedy tego że polityk rzeczywiście może lubić zwierzęta, być niewinnym lub postąpić szlachetnie. Wrzucenie tego co widzimy do kotła socjotechnik jest raczej szkodliwe.

        Darren Brown jest wart polecenia gdyż trudni się podobną do pańskiej profesją. Mowy ciała traktuje jako jeden z najważniejszych elementów. Nie dziwię się iż nie zajmuje się polityką. Tacy ludzie ze względu na swoje talenty mogą być niebezpieczni;)

        pozdrawiam!

  2. Że też musiał Pan to demaskatorsko dostrzec. Radzę następnym razem wyłączyć wizję. Później fonię. I wsłuchać się w pieśń tyleż odkrywczą co tradycyjną;
    ,,A poza tym nic na działkach się nie dzieje…”

Skomentuj romskey Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *