Jutro Parada Równości – doroczny marsz, który osoby homo-, bi- i transseksualne urządzają w ramach walki o prawa równe tym, którymi cieszą się rządzący w Polsce heteroseksualiści. Z tej okazji dziś (dla laików i nie tylko) post o bodaj najważniejszym z praw, o które walczą mniejszości seksualne: prawie do zalegalizowanie związku z ukochaną osobą. Czyli do zawarcia małżeństwa (choć niekoniecznie pod tradycyjną nazwą).
Małżeństwo na pierwszy rzut oka wydaje się ludziom bardziej kwestią psychologiczną lub symboliczną, niż prawno-ekonomiczną. Pozory nie do końca odpowiadają faktom: wystarczy, że tylko jedna osoba w związku pracuje, by para hetero, wiążąc się świętym węzłem małżeńskim, była sobie w stanie zredukować o połowę ilość płaconych podatków – zabieg, o którym nie może w Polsce marzyć żadna para homo. A przywileje małżeństw nie kończą się na podatkach… Są jeszcze tak „mało istotne” rzeczy, jak ustawowe dziedziczenie wypracowanych razem dóbr, wspólność majątkowa, prawo do opieki nad chorym towarzyszem życia lub wspólnie wychowywanym dzieckiem jednego z partnerów, renta po tragicznie zmarłym partnerze i inne „drobiazgi”, bez których załatwienia życie partnerów, zwłaszcza gorzej usytuowanych, może zmienić się w gehennę. Oczywiście, część tych rzeczy naprawdę kochająca się para tej samej płci może sobie załatwić podpisując pewną liczbę umów cywilnoprawnych i latając z nimi po urzędach pocztowych, bankach i notariuszach (jeśli tylko ma na to pieniądze). Tyle że wszystko to wymaga poświęcenia czasu i środków – tymczasem heteroseksualiści wszelkie przewidziane w kodeksach prawa dotyczące partnerów dostają hurtowo i jednorazowo, mówiąc sobie tak przed księdzem lub urzędnikiem. Co znamienne, ułatwienie życia 4 procentom populacji w żaden, najmniejszy nawet sposób, nie wpłynie – bo wpłynąć nie może – na sytuację zwykłej, heteroseksualnej rodziny. Kobiety i mężczyźni w parach heteroseksualnych wzajemną atrakcyjność, chęć legalizacji związku czy pragnienie posiadania dzieci odczuwają niezależnie od tego, czy urzędy państw, w których mieszkają, pozwalają parom homo brać śluby, czy nie. Ludzie tak samo zakochują się w sobie w Chinach, Indonezji, Estonii, Kamerunie, jak w Holandii czy Hiszpanii – są wszak ludźmi. Za instynkty i zachowania takie jak miłość odpowiadają neuroprzekaźniki występujące w mózgu każdego człowieka niezależnie od kultury.
Nie ma też jak dotąd dowodów na twierdzenie, że pozwolenie gejom i lesbijkom na rejestrowanie związków, a nawet na zawieranie małżeństw, wywiera jakikolwiek wpływ na małżeństwa żyjących wokół heteroseksualistów, ich trwałość czy pożycie. W żadnym z państw, w których zalegalizowano małżeństwa jednopłciowe, ani nie skoczyła w konsekwencji tego posunięcia krzywa rozwodów, ani nie zmalał przyrost naturalny.. Ba, jeśli przyjrzeć się bliżej, wychodzi, że w bardziej konserwatywnych Stanach Zjednoczonych (na 50 stanów same sex marriages legalne są tylko w jednym; większość stanów nie dopuszcza nawet związków partnerskich) rozwodzi się znacznie wyższy procent wstępujących w związki małżeńskie, niż w liberalnej, uznającej małżeństwa jednopłciowe Kanadzie. Zachodnioeuropejskie kraje akceptujące związki partnerskie, np. Wielka Brytania czy Francja, notują znacznie wyższy przyrost naturalny niż walczące z takimi rozwiązaniami Rosja czy Łotwa. Hiszpania i Polska jeszcze niedawno miały porównywalną liczbę mieszkańców – dziś w zlaicyzowanym, odchodzącym od katolicyzmu Królestwie Juana Carlosa mieszka ok. 8 milionów ludzi więcej, niż w forsującej wartości chrześcijańskie Rzeczypospolitej Giertycha i Kaczyńskich.
Najważniejszym argumentem tych, którzy odmawiają parom męsko-męskim i damsko-damskim prawa do zawarcia związku, jest powtarzane w kółko zaklęcie: Małżeństwo jest i zawsze było związkiem mężczyzny (w domyśle jednego) i (również jednej) kobiety. Zaklęcie to, choć robi furorę wśród homofobów po obu stronach Atlantyku, podejrzane wyda się każdemu, kto choć trochę orientuje się w historii i antropologii, tudzież w tym, co aktualnie dzieje się na świecie. Zdarzało się bowiem i wciąż zdarza (np. na Bliskim Wschodzie czy wśród mormonów), że małżeństwo łączy więcej niż dwie osoby: czymże bowiem są związki poligamiczne, jeśli nie stadłami jednego mężczyzny z większą liczbą kobiet, które to kobiety dzieląc ze sobą łoże i mężczyznę, znajdują się de facto także ze sobą w czymś w rodzaju związku małżeńskiego… W czystej formie małżeństwa dwóch osób tej samej płci istniały poza tym w różnym czasie w niejednej kulturze. W starożytnym Rzymie cesarze i dostojnicy poślubiali czasami eunuchów (zrobili to m.in. Neron i Dioklecjan). Cesarz Heliogabal miał kilkunastu mężów, których wybierał sobie spośród najprzystojniejszych i najbardziej męskich atletów, co nie przeszkadzało mu jednocześnie mieć też kilku żon. Nawet Juliusz Cezar oskarżany był o to, że dla pieniędzy poślubił w młodości bogatego patrycjusza (tak czy owak nie był mu chyba zbyt wierny, skoro mówiono wtedy w Rzymie o późniejszym zdobywcy Galii „żona wszystkich mężów i mąż wszystkich żon”). Przejściowe małżeństwa między starszymi mężczyznami a wchodzącymi w życie młodzieńcami istniały w kongijskim plemieniu Azande i w chińskiej prowincji Fucien, zawierali je też czasami północnoamerykańscy szamani. Współcześnie małżeństwa jednopłciowe są dopuszczalne i uznawane przez państwo za równorzędne małżeństwom osób odmiennej płci w Holandii, Belgii, Hiszpanii, Kanadzie i Republice Południowej Afryki. Można je również zawierać w amerykańskim stanie Massachusetts, uznaje je również na swoim terytorium państwo Izrael. Co więcej, kolejne państwa rozważają ich legalizację: w tym momencie są to Argentyna, Szwecja, Norwegia, Islandia oraz stany Kalifornia, Connecticut i Rhode Island. Zrównane lub prawie zrównane prawnie z małżeństwami związki partnerskie istnieją m.in. we wszystkich krajach skandynawskich, w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji, Nowej Zelandii, Szwajcarii, Luksemburgu, Czechach, Słowacji, Andorze, Meksyku oraz w wielu stanach amerykańskich i brazylijskich. Wreszcie uznane przez państwo konkubinaty osób tej samej płci, nawet bez wymogu ich rejestracji, cieszą się ograniczonymi prawami w krajach takich jak Węgry, Chorwacja, Portugalia, Kolumbia, Włochy i Australia (we wszystkich tych państwach myśli się aktualnie także nad wprowadzeniem związków partnerskich). Jeśli dodamy do siebie liczbę obywateli wymienionych krajów, okaże się, że w tym momencie co szósty mieszkaniec globu mieszka w państwie, które na całości lub części swego terytorium uznaje małżeństwa, związki lub choćby konkubinaty dwóch osób tej samej płci. Co więcej, małżeństw jednopłciowych, nawet tam, gdzie nie są legalne, udzielają niektóre Kościoły protestanckie, czego przykładem United Church of Christ i prawie wszystkie odłamy judaizmu reformowanego. Jak zatem jasno widać, współcześnie nie istnieje nic takiego jak jeden obowiązujący absolutnie i powszechnie heteroseksualny model małżeństwa i rodziny.
Gdybyśmy nawet założyli, że tradycyjnie małżeństwa były zawierane wyłącznie między kobietami i mężczyznami (co, jak już powiedziano, nie jest do końca prawdą), i tak z tego, że coś do tej pory jakoś wyglądało, nie wynika, że zawsze tak wyglądać musi. Tradycyjnie przez wiele tysięcy lat istniało na świecie społecznie aprobowane niewolnictwo – nikt jednak przy zdrowych zmysłach nie powie dziś, że posiadanie i wykorzystywanie innych ludzi jest w porządku. Kobiety w tradycyjnych społecznościach wschodnich i zachodnich traktowane były jak zwierzęta lub przedmioty – współcześnie jednak większość cywilizowanego świata zgadza się, że jest to niedopuszczalne i piętnuje na swoim podwórku dyskryminację ze względu na płeć. Jeszcze na początku XX wieku w większości Stanów Amerykańskich czarny mężczyzna nie mógł poślubić białej kobiety – jednak regulacja ta wylądowała w śmietniku historii, gdy w powszechnej świadomości utrwaliła się świadomość faktu, że ludzie powinni być równi w obliczu prawa bez względu na kolor skóry.
Małżeństwo nie istnieje obiektywnie, jak np. welon czy obrączka – nie możemy go dotknąć, zmierzyć, zważyć. Jest prawnie usankcjonowaną umową między ludźmi – czyli istnieje tylko w takim zakresie, w jakim ludzie zgadzają się, że istnieje. Z tego, że jacyś ludzie 2 albo 3 tysiące lat temu umówili się, że będą nazywać małżeństwem tylko związek kobiety i mężczyzny, nijak nie wynika, że współcześnie musimy tych ustaleń przestrzegać. Nie kamienujemy już młodych żon tylko dlatego, że ich mężowie twierdzą, iż w chwili ślubu nie były dziewicami, jak to zwykli (za radą swego boga, zapisaną w Księdze Powtórzonego Prawa: 22,22-24) czynić Hebrajczycy; nie pozwalamy (przynajmniej rdzennym Polakom – prawodawcy nie wiedzą jednak wciąż, czy prawo to należy stosować w odniesieniu do Romów) na małżeństwa z małymi dziewczynkami, które były normą na ziemiach polskich 600 lat temu (dość wspomnieć casus Jadwigi i Jagiełły); nie palimy też kobiet na stosie tylko za to, że potrafią pływać. Trudno więc znaleźć powód, dla którego nie mielibyśmy zmienić swego stosunku do wymogu różnej płci osób zawierających małżeństwo. Wiele otaczających nas pojęć, których definicje biorą się z umowy między ludźmi, było w historii renegocjowanych. Przykładem pojęcia narodu (w naszym dzisiejszym rozumieniu wymysł XVI-wieczny; co ciekawe oznacza zbiór wysoce nieostry – vide sytuacja Kopernika i Chopina – i niestabilny: wspólnoty narodowe nierzadko pojawiają się i znikają wraz z państwami, jak to miało miejsce np. z Jugosłowianami, mogą też być tworzone sztucznie na mocy dekretów politycznych: Stalin podzielił swego czasu turkojęzycznych mieszkańców stepów Turkiestanu na Kazachów, Uzbeków, Turkmenów i Kirgizów, i tak już zostało), człowieka (bywało, że wielcy filozofowie na poważnie zastanawiali się, czy ludźmi są Czarni, Czerwoni, kobiety) czy obywatela (w I Rzeczypospolitej na przykład obywatelami byli tylko szlachetnie urodzeni – czyli 8 procent mieszkańców państwa, w III prawami obywatelskimi cieszą się niemal wszyscy), dlaczego by zatem nie renegocjować i zakresu znaczeniowego małżeństwa? Nikt z tego powodu nie umrze, nikomu nie spadnie stopa życiowa, za to kilka milionów Polaków przestanie czuć się we własnym kraju obywatelami drugiej kategorii.
ech, uwazam, ze malzenstwa w ogole zakladane sa tylko z przyczyn ekonomiczno-prawnych, napenwo nikly procent jest takich, ktore powstaly naprawde z wielkiej milosci, raczej bo dziecko sie pojawilo (a po 2-3 latach rozwod bo w ogole do siebie nie pasujemy). Inna sprawa, ze wpadki sa dlatego, ze polscy politycy utrudniaja dostep do antykoncepcji. Dlatego tez dziwie sie, ze ludzie maja cos przeciwko. Tak naprawde moge sie zalozyc, ze w ogole ich to nie obchodzi, ale propaganda robi swoje. Bo sasiad i kolezanka z pracy sa przeciwko, to ja tez bede przeciwko… Zenada!
Homoseksualisci byli od zarania dziejow, wystarczy dokladnie przyjrzec sie literaturze z roznych okresow historii. Ja jestem hetero i mam jak narazie obojetny stosunek do malzenstwa, a nawet negatywny, bo jesli ludzie sie kochaja to zadnych papierkow im nie trzeba. Jednak tak jak piszesz, jest wiele prawno-ekonomicznych spraw, ktore zawarcie zwiazku malzenskiego ulatwia 🙂
Natomiast do par kobieta-kobieta, mezczyzna-mezczyzna tez nic nie mam. chociaz nie jestem w stanie zaakceptowac niewyzytych homo, grasujacych w meskich ubikacjach (a wiem, ze tacy istnieja), podgladajacych chlopcow, kiedy zalatwiaja swoje potrzeby fizjologiczne, itp…
Pozdrawiam
Karia
Karia, szkoda gadać…. A ja nie cierpię bab snujących tęskne spojrzenia za moim męskim ciałem, kokietujących mnie przy byle okazji i próbujących mnie konfidencjonalnie dotykać. Gapią się na każdy ruch człowieka w tramwaju i autobusie pasąc swoje nienasycone zmysły. Ohyda. Ale jakoś nie mówię, że nie mogę zaakceptować tych niewyżytych hetero. A ludzie niekontrolujący swoich zachowań są wszędzie, zajrzyj na ostatni hardkor Tomka. Także wśród księży hetero…
A co do związków, no to chyba żal tylko, że ludzie dają się wciągnąć w polityczne bicie piany. A że życie seksualne jest bliskie większości ludzi, no to i łatwo postawy dotyczące np. homoseksualistów, odpowiednio spolaryzowane, sprowokować. Można się pozastanawiać dlaczego tak jest.
Pozdrawiam.
Kariatka, a jesteś w stanie zaakceptować niewyżytych hetero, podglądających dziewczynki, kiedy te załatwiają swoje potrzeby fizjologiczne? Jeśli też nie, to chyba orientacja świrów nie ma tu nic do rzeczy, więc nie ma sensu mieszać tu do wywodu homoseksualizmu.
Tomku:
Ponieważ zgadzam się w tym przypadku z Twoimi poglądami, ale tak długi post zasługuje na dłuższy komentarz, to napiszę, jak Twoje LOGICZNE argumenty można w każdej chwili obalić (zwykłym bełkotem, który do ludu przemawia znacznie skuteczniej).
1. Przykłady z historii – toż to barbarzyńcy byli. Tacy Rzymianie na przykład rzucali chrześcijan lwom na pożarcie…
2. Inne państwa: nie musimy się wzorować na wszystkim, co obce. Mamy przecież swoje własne, najlepsze tradycje…
3. Inne religie – nie żartuj, przecież wszyscy wiemy, że jedyną słuszną religią jest głoszona przez najwspanialszy na świecie kościół Toruńsko-Katolicki…
4. Nie palimy już kobiet, które umieją pływać – ja bym lepiej nie krakał; wszak nigdy nie wiadomo, co jeszcze przyjdzie do głowy obecnie rządzącym…
5. Coraz więcej państw rezygnuje z tych zakazów – każdy ma prawo się mylić; jeśli chcą dążyć do autodestrukcji, to jest to ich sprawa… I niech potem nie mówią, że ich nie ostrzegaliśmy (patrz chociażby publikacje prof. Giertycha)
6. Nikomu to nie zaszkodzi – a tym wszystkim „prawdziwym” Polakom, których aż wykręca z obrzydzenia na samą myśl? (nie jestem pewien, czy myśl to w tym przypadku dobre słowo)
Takich punktów jeszcze sporo by można tu wypisać. Zresztą pewnie tego typu słowa wszyscy usłyszymy z ust naszych polityków już jutro (no może troszkę bardziej owinięte w bawełnę).
„Zachodnioeuropejskie kraje akceptujące związki partnerskie, np. Wielka Brytania czy Francja, notują znacznie wyższy przyrost naturalny”
Dzięki ultrakonserwatywnym, patriarchalnym i homofobicznym wielodzietnym rodzinom muzułmańskim, a nie zgejowanym i zniewieściałym miłośnikom postępu, dla których ciąża to choroba.
Castaneda, jakieś dane statystyczne na poparcie tej dość odważnej tezy? I nie chodzi mi o dane pokazujące, że muzułmanie rozmnażają się lepiej, niż Polacy, tylko że przeciętni „zgejowani” i „zniewiesciali” Anglicy i Francuzi – gorzej.
Doodge, kontrargumenty trafne – aż drżę, czy nasi rządzący tu nie zaglądają, i czy jutro nie usłyszymy któregoś z nich z ekranów 😉
„the average Muslim family probably has between three and four children”, Michel Gurfinkiel, Valeurs Actuelles
Najgorzej jest prawdopodobnie w Niemczech, gdzie średnia wynosi 1,36 dziecka na kobietę (2006). Biorąc pod uwagę w/w cytat i fakt, że Niemcy mają najliczniejszą populację muzułmańskich imigrantów w Europie możesz łatwo estymować jaka jest dzietność Niemek.
I prognozy:
„reported one third of all European children will be born to Muslim families by 2025. There are an estimated 50 million Muslims living in Europe today–that number is expected to double over the next twenty years” The Brussels Journal
“Zachodnioeuropejskie kraje akceptujące…”
Nietrafiony argument. To raczej powody ekonomiczne, kulturalne itp.
Gdyby w Polsce tu i teraz zalegalizowano związki to by te małżeństwa, hmmm, „dyskryminowano”.
Castaneda, przecież pisałem, że nie musisz podawać danych dla muzułmanów, bo je tu chyba wszyscy już widzieli. W kwestii zaś nieemigrantów, pytałem o Francję i Anglię, a ty mi podajesz dane dla Niemiec, gdzie przyrost wśród kobiet niższy. Nic to, że w samym artykule tymczasem słowa o Niemcach nie ma, ważne, że akurat tam dzieci mało. Zasmucę cię zatem: w jakimś wydaniu Eurobarometru w marcu widziałem analogiczne dane dla Polski, i o ile pamiętam, wynikało z nich, że młode Polki rodzą jeszcze mniej niż rdzenne Niemki. I co, też wina homoseksualistów?
„Z tego, że jacyś ludzie 2 albo 3 tysiące lat temu umówili się, że będą nazywać małżeństwem tylko związek kobiety i mężczyzny, nijak nie wynika, że współcześnie musimy tych ustaleń przestrzegać”
Domyślam się,że jak jacyś ludzie 2 albo 3 tysiące lat temu tak ustalili to zdawali sobie sprawę z istnienia juz wtedy ludzi o orientacji homo.Ja myślę,że dzisiaj w obronie gejów i lesbijek nie ma co wmawiać ludziom z racji tej,że tkwią przy założeniach ludzi sprzed 2 czy 3 tysiecy lat,że sa zacofani i,że trzeba iść z postepem,żeby byc modnym .Bo niektóre priorytety,morale i wartości są ponadczasowe i dlaczego niby wbrew naszej woli i moralnosci mielibysmy łamac te ustalenia i akceptowac cos czemu połowa naszego społeczenstwa jest przeciw?
„młode Polki rodzą jeszcze mniej niż rdzenne Niemki. I co, też wina homoseksualistów?”
Nie, raczej zachłyśnięcia się konsumpcją, karierą i przekonaniem że jeszcze nie nadszedł ten właściwy moment. Polska mimo wszystko jest o wiele biedniejsza od Niemiec i wszystkim się wydaje, że jak się dorobią to będą mieć więcej dzieci. To oczywiście nigdy nie nastąpi bo cały ewentualny dochód narodowy zje kolejny lewicowy wynalazek, który nie zadziałał czyli bankrutujące fundusze socjalne.
Świetny post! dodam jeszcze jedno. Dzieci w rodzinach homoseksualnych. Wielu twierdzi, ze takie dziecko stanie sie automatycznie gejem/lezbijka tylko dlatego ze ma takich rodzicow. Oczywiscie to nie prawda. Przykladem wlasnie sa kraje gdzie takie malzenstwa sa legalne i moga zadoptowac dziecko. Dziecko dorasta z taka orjentacja seksualna jaka ma ustawiona w mozgu i zaden rodzaj rodziny tego nie zmieni. Bo gdyby to od orjentacj rodzicow zalezalo, nie bylo by wogole homoseksualizmu.
ja niemam nic przeciwko homoseksualistom.
„Przykladem wlasnie sa kraje gdzie takie malzenstwa sa legalne i moga zadoptowac dziecko. Dziecko dorasta z taka orjentacja seksualna jaka ma ustawiona w mozgu i zaden rodzaj rodziny tego nie zmieni.”
Jakieś konkrety? Bo na temat dzieci wychowywanych przez pary gejowski czołowy ich adwokat czyli American Psychological Association ma do powiedzenia bardzo niewiele:
„It should be acknowledged that research on lesbian and gay parents and their children, though no longer new, is still limited in extent”
Co jednak nie przeszkodziło im zapewnić trzech stron obszernymi statystykami dowodzącymi, że „gay parenting” jest dobry bo dobrze zaspokaja potrzeby… gejów. A dobro dzieci? Och, co prawda „limited in extent” ale kto by się tam przejmował.
Jakieś konkrety w sprawie że wychowywanie dzieci przez katolików uwzględnia ich dobro? „limited in extent”… he… może też zabierzmy im prawo do wychowania bo gejów wyradzają.
To nawet zabawne, że argument planowanego wychowania (coś w stylu „bo tylko hetero wiedzą jak to zrobić”) pada z ust właśnie katolików, razem z tym całym kalendarzykiem dla nich samych.
Ciekawy wywiad RPO Janusza Kochanowskiego o dyskryminacji, tolerancji i inwazji kulturowej. Rzecznik opowiada o poświęconej tej tematyce konferencji w Berlinie, na której chciał m.in. poruszyć kwestie dyskryminacji osób starszych i osób niepełnosprawnych:
– Zamierzałem przywieźć z tej konferencji wnioski dla siebie, skorzystać już z wiedzy gdzie indziej opracowanej. Jednak na tej konferencji dwie grupy przytłaczały innych – mniejszość seksualna i kobiety wyzwolone czyli feministki.
– Te drugie w czym są dyskryminowane?
– Okazało się że we wszystkim. I w ten sposób zostają zakłócone proporcje dotyczące dyskryminacji. Patrzę na ludzi na wózkach, na ludzi starszych, a oni siedzą cicho. Często wstydzą się upomnieć o swoje prawa. Natomiast dwie wspomniane grupy – feministyczna i mniejszości seksualne – najlepiej zresztą, jak są połączone w jednej osobie, przytłaczają całą konferencję. Co gorsza, nikt nie odważy się przeciw temu wystąpić.
Sądzę, że stoimy wręcz przed pewnymi redefinicjami zakresu praw człowieka. Nawiążę przy okazji do rezolucji Parlamentu Europejskiego, bo mówimy o prawie europejskim. Chodzi o rezolucję na temat homofobii, rasizmu, ksenofobii dotyczącej Polski. Ta rezolucja zaczyna się od stwierdzenia, że przynależność do Europy oznacza akceptację wspólnych praw, zapisanych w aktach europejskich. Kiedy to czytam, widzę że zachodzi nieporozumienie.
Wspólne nie oznacza że ktoś kto jest „bardziej cywilizowany” czy za takiego się uważa będzie nam wprowadzał i przekazywał do realizacji swoje wyobrażenie o prawach człowieka. Wspólne – zgodnie z istotą demokracji – to znaczy wspólnie wypracowane. Jeśli wydaje mi się że wiekszą uwagę powinniśmy poświęcić prawom osób starszych czy poszukujących pracy poza swoim krajem albo prawom tradycyjnej rodziny czyli – wstyd powiedzieć – heteroseksualnej…
– …w Polsce chyba nie wstyd?
– Ale w niektórych krajach tak. Zatem uważam, że razem wypracowujemy wspólne wartości. Jeśli natomiast w tej samej rezolucji ktoś mówi, że powinniśmy domagać się zniesienia dyskryminowania małżeństw homoseksualnych to uważam, iż mamy do czynienia z inwazją kulturową, która nie ma nic wspólnego z wypracowywaniem wspólnych wartości i z tolerancją.
Ktoś nam mówi, jak powinniśmy zmienić konstytucję albo jak powinniśmy nie tolerować obyczajów „grup zacofanych”. Tu zachodzi nieporozumienie, podobnie jak w przypadku tego czym jest tolerancja. Mamy z nią do czynienia gdy tolerujemy coś, do czego niekoniecznie odnosimy się z entuzjazmem. Natomiast jeśli Parlament Europejski czy sekretarz generalny Rady Europy uważają, że tolerancja równa się pełnej akceptacji to odwracamy sprawy do góry nogami. Otrzymujemy tolerancję au rebours.
Mający inne poglądy nagle muszą utożsamiać się poglądy, za którymi „nie nadążają”. To niepokojące. Ludzie należący do większości nie powinni mieć przecież mniejszych praw niż te jakie mieliby gdyby byli mniejszością.
„Dziennik Polski”, 2007-5-18
A co w takim razie, Castanedo, przeszkadza dac gejom te prawa, o których mowia? Feministki zostalyby same i mialbys z nimi szanse!
A może małżeństwo to nie tylko kwestia tradycji i kultury, ale też w jakimś sensie „prawa natury”? Człowiek, tak zresztą jak zwierzęta, jest stworzony do życia w parach: samiec-samica. Rzecz jasna nie chodzi mi tu o porównywanie ludzi do zwierząt, ale czy to, że jesteśmy istotą społeczną o rozwiniętej kulturze musi świadczyć o tym, że możemy postępować wbrew naturze?
Osobiście nic do homoseksualistów nie mam, nie będę z butami wchodziła w nie swoje sprawy. Skoro się kochają – ich sprawa. Ale niech pozostają w wolnym związku. Jednym z celów rodziny jest też prokreacja. I jak małżeństwo homoseksualne może ten cel spełnić?
No chyba nie przez adopcję…?
Qwertyuio: z feministkami nie ma problemu, one mnie generalnie lubią. Przynajmniej do póki nie poruszają tematów feministycznych 🙂
Rzadko zaglądam, ale tak z posta na post mam wrażenie, że autor tego bloga popada coraz częściej traci rozsądek 😉
Małżeństwo to nie kwestia psychologiczna lub symboliczna, i ta umowa ma korzenie w biologii. Od prehistorii był to związek kobiety i mężczyzny w celu przedłużenia gatunku. dlatego jest tak silnie zakorzenione w psychice i dlatego z biologicznego punktu widzenia homoseksualiści jako twór letalny jest po prostu marginalnym odstępstwem.
Argumenty takie jak te porównujące piętnowanie małżeństw zakazanych ze względu na kolor skóry jest w tym wypadku nadużyciem semantycznym. Owszem to była dyskryminacja (czemu nie kolor oczu lub włosów?) nie mająca żadnego uzasadnienia. Ale nadal chodziło o związek międzypłciowy głównie (homoseksualizm był tematem tabu). Nijak sie to ma do homoseksualizmu, który z biologicznego punktu widzenia nie ma sensu.
Co do podatków – proszę bardzo, jestem za taka ustawą która wyrówna szanse wszystkim. Ale dawno temu przeczytałem raport w którym prace nad taką ustawą porzucono ze względu na brak zainteresowania środowisk homoseksualnych (sic!) [Niestety nie mogę teraz znaleźć źródła info mimo usilnych poszukiwań.]
Adopcja – o tym, ze kobieta i mężczyzna różnią się nie tylko biologicznie ale również i budową psychiczną nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Dlatego pełne i normalne wychowanie jest możliwe w związku międzypłciowym (choć niestety nie zawsze jest on gwarantem, ale to inna sprawa).
A na koniec, to wszystkim tęczowym entuzjastom zacytuję fragment wypowiedzi z pewnej burzliwej internetowej dyskusji:
„Dane za Instytutem Roberta Kocha.
W Niemczech zyje 49.000 (39.500 mezczyzni + 9.500 kobiety) zarazonych HIV i
chorych na Aids, z tego:
-31.000 zinfekowanych i chorych to mezczyznie majacy seks z mezczyznami.
-5.500 zarazila sie na drodze heteroseksualnych kontaktow
-6.000 na drodze brania dozylnego narkotykow
– 600 transfuzje krwi
Daje to 600 nosicieli na milion mieszkańców. Ponad 370 z nich to geje.
Nowe infekcje w 2005:
ogolnie 2.600 , z tego (2.250 mezczyzn i 350 kobiet) z tego:
70% to mezczyzni, majacy seks z mezczyznami
20% zarazila sie HIV na drodze heteroseksualnych kontaktow.
9% w wyniku brania dozylnego narkotykow.
W 2003 roku liczba zakażeń HIV w środowisku męskich homoseksualistów wynosiła
50%. W ciągu dwóch lat wzrosła aż o 20%.
Dla porównania, w „faszystowskiej Polsce” (słowa Roberta Biedronia) liczba
zarejestrowanych nosicieli (w Niemczech też mówimy tylko o zarejestrowanych)
wynosi ok. 10 tys., co daje 200 nosicielni na milion mieszkańców. Trzy razy
mniej niż w Niemczech.
Koszt leczenia jednego nosiciela HIV terapią HAART wynosi grubo ponad 1000
euro miesięcznie, co znaczy że Niemcy wydają miesięcznie 30 mln euro na samo
utrzymwanie przy życiu swoich „synów tolerancji”.
P.S dla lewicowo ograniczonych – palacze papierosów ani sprawcy wypadków
samochodowych nie urządzają parad, nie domagaja się przywilejów ani uznania
ich za normę.”
Może warto jednak rozważyć wszystkie za i przeciw?
🙂
[cytat za auto258374 ]
Castandea: „Jakieś konkrety? Bo na temat dzieci wychowywanych przez pary gejowski czołowy ich adwokat czyli American Psychological Association ma do powiedzenia bardzo niewiele”
Moze Cie zainteresuje pozycja wydana niedawno przez Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego „Nietypowe rodziny. O parach lesbijek i gejów oraz ich dzieciach z perspektywy teorii przywiązania”. Tu jest link do jednej z recencji, jakie mozna znalezc w necie: http://www.replika.kampania.org.pl/spoleczenstwo/2.html
Tu przytocze jej czesc:
„Wynikające z bardziej lub mniej uświadomionej homofobii obawy przed możliwością wychowywania dzieci przez pary homoseksualne można pogrupować w trzy kategorie:
1. obawy o przyszłą orientację seksualną dziecka (czy dziecko nie „odziedziczy“ orientacji psychoseksualnej po rodzicach?)
2. obawy o przyszłe relacje dziecka z otoczeniem (czy nie będzie szykanowane),
3. obawy o relacje dziecka w jego przyszłym życiu seksualnym i miłosnym (czy będzie potrafiło nawiązać relacje z przyszłym partnerem).
Badania jasno pokazują, że wszystkie te obawy są bezpodstawne. Nawet najbardziej absurdalną obawę nr 1 poddano naukowej analizie i obalono. W rodzinach par heteroseksualnych wzrasta większość homoseksualistów, czemu więc w rodzinach par homoseksualnych nie mogą dorastać heteroseksualiści? Gdyby stygmatyzacja (obawa nr 2) miała być powodem zakazu adopcji przez pary homoseksualne, podobne restrykcje należałoby zastosować wobec członków innych wykluczonych grup. Czy można zezwolić na wychowywanie dzieci ludziom biednym? Albo na płodzenie dzieci przez ludzi rudych lub niskich? Albo – na boga! – ludzi o czarnej skórze? Wszak ich potomkowie mają stygmatyzację od żłobka jak w banku (przynajmniej w Polsce)! Dzieci wychowywane przez gejów lub lesbijki nie wykazują również (większych niż dzieci osób heteroseksualnych) problemów w życiu seksualnym i miłosnym. Ba! Są statystycznie bardziej otwarte w „tych sprawach“.
Przemysław Tomalski postuluje, by zakończyć dywagacje, czy geje i lesbijki mogą być odpowiedzialnymi i kompetentnymi rodzicami. Że owszem – są – zostało już wystarczająco dobrze udowodnione. Czas wreszcie, by nauka zrobiła krok do przodu i by powstały prace opisujące „specyfikę funkcjonowania rodzin zakładanych przez osoby homoseksualne: różnorodność ich form, charakterystykę związków interpersonalnych, kontakty z otoczeniem społecznym.“ Wiemy już, że gdy np. dwie lesbijki postanawiają mieć dziecko, a jedna z nich korzysta ze spermy dostarczonej przez przyjaciela-geja i tak tworzy się specyficzna rodzinna konstelacja, nie stanowi ona zagrożenia dla rozwoju dziecka. Wiemy jednak niewiele o dynamice tej konstelacji, o tym, jak taki trójkąt (i inne -kąty) funkcjonuje – np. gdy ów przyjaciel-gej aktywnie uczestniczy wychowywaniu dziecka, będąc trzecim rodzicem.”
PS-Castandea – napisalem Ci tez odpowiedz w innym watku: http://hardkor.wordpress.com/2007/05/16/film-o-gejach/#comment-559
Castandea: „Jakieś konkrety? Bo na temat dzieci wychowywanych przez pary gejowski czołowy ich adwokat czyli American Psychological Association ma do powiedzenia bardzo niewiele”
Moze zainteresuje cie wydana niedawno przez Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego pozycja: „Nietypowe rodziny. O parach lesbijek i gejów oraz ich dzieciach z perspektywy teorii przywiązania”. Mysle, ze znajdziesz tam dosc duzo wynikow badan na temat dzieci wychowywanych przez gejow i lesbijki.
Tu jest link do jednej z recencji: http://www.replika.kampania.org.pl/spoleczenstwo/2.html
Wynikające z bardziej lub mniej uświadomionej homofobii obawy przed możliwością wychowywania dzieci przez pary homoseksualne można pogrupować w trzy kategorie:
1. obawy o przyszłą orientację seksualną dziecka (czy dziecko nie „odziedziczy“ orientacji psychoseksualnej po rodzicach?)
2. obawy o przyszłe relacje dziecka z otoczeniem (czy nie będzie szykanowane),
3. obawy o relacje dziecka w jego przyszłym życiu seksualnym i miłosnym (czy będzie potrafiło nawiązać relacje z przyszłym partnerem).
Badania jasno pokazują, że wszystkie te obawy są bezpodstawne. Nawet najbardziej absurdalną obawę nr 1 poddano naukowej analizie i obalono. W rodzinach par heteroseksualnych wzrasta większość homoseksualistów, czemu więc w rodzinach par homoseksualnych nie mogą dorastać heteroseksualiści? Gdyby stygmatyzacja (obawa nr 2) miała być powodem zakazu adopcji przez pary homoseksualne, podobne restrykcje należałoby zastosować wobec członków innych wykluczonych grup. Czy można zezwolić na wychowywanie dzieci ludziom biednym? Albo na płodzenie dzieci przez ludzi rudych lub niskich? Albo – na boga! – ludzi o czarnej skórze? Wszak ich potomkowie mają stygmatyzację od żłobka jak w banku (przynajmniej w Polsce)! Dzieci wychowywane przez gejów lub lesbijki nie wykazują również (większych niż dzieci osób heteroseksualnych) problemów w życiu seksualnym i miłosnym. Ba! Są statystycznie bardziej otwarte w „tych sprawach“.
Przemysław Tomalski postuluje, by zakończyć dywagacje, czy geje i lesbijki mogą być odpowiedzialnymi i kompetentnymi rodzicami. Że owszem – są – zostało już wystarczająco dobrze udowodnione. Czas wreszcie, by nauka zrobiła krok do przodu i by powstały prace opisujące „specyfikę funkcjonowania rodzin zakładanych przez osoby homoseksualne: różnorodność ich form, charakterystykę związków interpersonalnych, kontakty z otoczeniem społecznym.“ Wiemy już, że gdy np. dwie lesbijki postanawiają mieć dziecko, a jedna z nich korzysta ze spermy dostarczonej przez przyjaciela-geja i tak tworzy się specyficzna rodzinna konstelacja, nie stanowi ona zagrożenia dla rozwoju dziecka. Wiemy jednak niewiele o dynamice tej konstelacji, o tym, jak taki trójkąt (i inne -kąty) funkcjonuje – np. gdy ów przyjaciel-gej aktywnie uczestniczy wychowywaniu dziecka, będąc trzecim rodzicem.
PS-Napisalem Ci tez ospowiedz w innym watku Tomka: http://hardkor.wordpress.com/2007/05/16/film-o-gejach/#comment-559
Castandea: „Jakieś konkrety? Bo na temat dzieci wychowywanych przez pary gejowski czołowy ich adwokat czyli American Psychological Association ma do powiedzenia bardzo niewiele”
Moze zainteresuje cie wydana niedawno przez Wydawnictwo Uniwersytetu Warszawskiego pozycja: „Nietypowe rodziny. O parach lesbijek i gejów oraz ich dzieciach z perspektywy teorii przywiązania”. Mysle, ze znajdziesz tam dosc duzo wynikow badan na temat dzieci wychowywanych przez gejow i lesbijki.
Tu jest fragment recenzji z ostatniej „Repliki” (jak podaje link, to sie post nie publikuje…):
„Wynikające z bardziej lub mniej uświadomionej homofobii obawy przed możliwością wychowywania dzieci przez pary homoseksualne można pogrupować w trzy kategorie:
1. obawy o przyszłą orientację seksualną dziecka (czy dziecko nie „odziedziczy“ orientacji psychoseksualnej po rodzicach?)
2. obawy o przyszłe relacje dziecka z otoczeniem (czy nie będzie szykanowane),
3. obawy o relacje dziecka w jego przyszłym życiu seksualnym i miłosnym (czy będzie potrafiło nawiązać relacje z przyszłym partnerem).
Badania jasno pokazują, że wszystkie te obawy są bezpodstawne. Nawet najbardziej absurdalną obawę nr 1 poddano naukowej analizie i obalono. W rodzinach par heteroseksualnych wzrasta większość homoseksualistów, czemu więc w rodzinach par homoseksualnych nie mogą dorastać heteroseksualiści? Gdyby stygmatyzacja (obawa nr 2) miała być powodem zakazu adopcji przez pary homoseksualne, podobne restrykcje należałoby zastosować wobec członków innych wykluczonych grup. Czy można zezwolić na wychowywanie dzieci ludziom biednym? Albo na płodzenie dzieci przez ludzi rudych lub niskich? Albo – na boga! – ludzi o czarnej skórze? Wszak ich potomkowie mają stygmatyzację od żłobka jak w banku (przynajmniej w Polsce)! Dzieci wychowywane przez gejów lub lesbijki nie wykazują również (większych niż dzieci osób heteroseksualnych) problemów w życiu seksualnym i miłosnym. Ba! Są statystycznie bardziej otwarte w „tych sprawach“.
Przemysław Tomalski postuluje, by zakończyć dywagacje, czy geje i lesbijki mogą być odpowiedzialnymi i kompetentnymi rodzicami. Że owszem – są – zostało już wystarczająco dobrze udowodnione. Czas wreszcie, by nauka zrobiła krok do przodu i by powstały prace opisujące „specyfikę funkcjonowania rodzin zakładanych przez osoby homoseksualne: różnorodność ich form, charakterystykę związków interpersonalnych, kontakty z otoczeniem społecznym.“ Wiemy już, że gdy np. dwie lesbijki postanawiają mieć dziecko, a jedna z nich korzysta ze spermy dostarczonej przez przyjaciela-geja i tak tworzy się specyficzna rodzinna konstelacja, nie stanowi ona zagrożenia dla rozwoju dziecka. Wiemy jednak niewiele o dynamice tej konstelacji, o tym, jak taki trójkąt (i inne -kąty) funkcjonuje – np. gdy ów przyjaciel-gej aktywnie uczestniczy wychowywaniu dziecka, będąc trzecim rodzicem.”
PS-Napisalem Ci tez ospowiedz w innym watku Tomka: http://hardkor.wordpress.com/2007/05/16/film-o-gejach/#comment-559
„Dzieci wychowywane przez gejów lub lesbijki nie wykazują również (większych niż dzieci osób heteroseksualnych) problemów w życiu seksualnym i miłosnym”
Gdybym ja stał po Twojej stronie i miał do dyspozycji tak bogate źródło argumentów, to nie wahałbym się z niego czerpać pełnymi garściami i cytować starannie wybrane fragmenty, dowodzące mojej tezy. No chyba że źródło powołuje się na bliżej nieokreślone „badania amerykańskich naukowców”, które „bezsprzecznie dowodzą” – to wtedy bym się wahał.
Castandea, zrodla znajdziesz w ksiazce. To co wkleilem powyzej to tylko fragment recenzji ksiazki. Nie moge wkleic tu calej tresci ksiazki. Jesli Cie temat interesuje, to prosze to jest link to wydawnictwa, ksiazka niedroga:
http://www.wuw.pl/ksiegarnia/product_info.php?products_id=3955
I znow fragmenty recenzji (tym razem recenzentek publikacji):
Praca zawiera obszerny przegląd literatury dotyczącej związków homoseksualnych w perspektywie psychologicznej, a zwłaszcza w aspekcie więzi emocjonalnych istniejących w tych związkach oraz rodzinach. Wyjątkowa w naszym kraju publikacja, będąca cennym źródłem informacji nie tylko dla pracowników naukowych i studentów, ale także wszystkich osób i instytucji zainteresowanych tą problematyką jako kwestią społeczną.
Przegląd ten – przygotowany bardzo kompetentnie i rzetelnie – pozwala Czytelnikowi na samodzielną interpretację prezentowanych informacji. Autorowi udało się bowiem uniknąć wszelkich ocen i wartościowania. Nie ograniczył się przy tym do krytycznej analizy omawianych publikacji – zadał ważne pytania, wskazał kierunki dalszych poszukiwań, a nawet sformułował konkretne hipotezy badawcze.
dr hab. Ewa Pisula
Praca Przemysława Tomalskiego dostarcza dużą porcję rzetelnej wiedzy na temat rzeczywistości rodzin homoseksualnych. Autor przestudiował bardzo obszerną anglojęzyczną literaturę przedmiotu i syntetycznie przedstawił zarówno współczesny stan wiedzy na ten temat, jak i problemy, stojące dziś przed badaczami.
dr hab. Katarzyna Stemplewska-Żakowicz
W polskiej literaturze naukowej nie było dotychczas książki o takich rodzinach. Szacunek budzi zarówno liczba źródeł, z których Autor czerpie empiryczne dane, jak też odwaga w podjęciu trudnego tematu, wokół którego gromadzą się nie tylko stereotypy, ale także – jak sądzę – uzasadnione obawy. Tym bardziej nie należy uciekać w ignorancję, lecz sięgnąć do tej książki i wyrobić sobie własny pogląd.
prof. dr hab. Irena Obuchowska
Rodzaj publikacji: naukowa
A ja chciałem troszkę prywaty zrobić. Kurcze, Tomku spotkałem cię dziś na paradzielotnym i strasznie się wzruszyłem. Dziwne jest przekroczenie granicy pomiędzy znajomością wirtualną a choćby przelotnym osobistym kontatem. W każdym razie bardzo się ucieszyłem z uścisku dłoni Gospodarza, czego i pozostałym stałym gosciom niniejszego bloga życzę ;).
P.S.
A tak w ogóle to: Wolność, Równość, Braterstwo 😉
Arqs, Dużo piszesz, tylko, że strasznie bez sensu.
Małżeństwo to nie kwestia psychologiczna lub symboliczna, i ta umowa ma korzenie w biologii. Od prehistorii był to związek kobiety i mężczyzny w celu przedłużenia gatunku.
Było rozmnażanie się, a nie małżeństwo. Ruja i zapłodnienie, a nie małżeństwo. Ty idź na spacer do lasu, zamiast cofać się do prehistorii i popatrz na zwierzątka.
Małżeństwo pewnie powstało po to, żeby rozbudowywać wpływy plemienia (a potem bardziej zaawansowanych form państwowości) przez udane sojusze małżeńskie, a nie płodzić dzieci.
„Nijak sie to ma do homoseksualizmu, który z biologicznego punktu widzenia nie ma sensu.”
A jednak istnieje stale i nie zmiennie. Również u zwierząt. Z sensem czy bez sensu, nie ma podstaw żeby odmawiać czerpania z życia pełnymi garściami.
Adopcja – o tym, ze kobieta i mężczyzna różnią się nie tylko biologicznie ale również i budową psychiczną nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Dlatego pełne i normalne wychowanie jest możliwe w związku międzypłciowym (choć niestety nie zawsze jest on gwarantem, ale to inna sprawa).
Gdyby związki międzypłciowe dawały normalny rozwój, to by terapeuci byli bez robotni. CI natomiast na brak klientów nie narzekają 😉 A skoro, jak zauważaszasz, Mama i tata są dostępni, to rozważ czy nie lepiej mieć dwie mamy albo tatów. Byłeś kiedyś w domu dziecka? Widziałeś skrzydło dla dzieci 0-3?. Pewnie nie.
A na koniec, to wszystkim tęczowym entuzjastom zacytuję fragment wypowiedzi z pewnej burzliwej internetowej dyskusji:
“Dane za Instytutem Roberta Kocha.
W Niemczech zyje 49.000 (39.500 mezczyzni + 9.500 kobiety) zarazonych HIV i
chorych na Aids, z tego:
(…)
Daje to 600 nosicieli na milion mieszkańców. Ponad 370 z nich to geje”
No i co z tego? 95% facetów nie znosi gumek. Heteroseksualiści mają stracha przed ciążą, więc może się bardzo pilnują. To nie kwestia orientacji tylko edukacji. Napisz w tej sprawie, do Ministra Zdrowia i Ministra Edukacji, że obawiasz się o epidemie AIDS. Poczekaj, co Ci odpowiedzą na temat edukacji o bezpiecznym seksie.
„Dla porównania, w “faszystowskiej Polsce” (słowa Roberta Biedronia) liczba zarejestrowanych nosicieli (w Niemczech też mówimy tylko o zarejestrowanych)wynosi ok. 10 tys., co daje 200 nosicieli na milion mieszkańców. Trzy razy mniej niż w Niemczech.”
Po masowej epidemii badań Polaków za sprawą S. Mola odtrąbiono, że jeszcze nigdy w Polsce nie wykryto tylu zakażeń. Może się nie badamy, a mamy statystykę niewiele niższą niż UE??
Koszt leczenia jednego nosiciela HIV terapią HAART wynosi grubo ponad 1000 euro miesięcznie, co znaczy że Niemcy wydają miesięcznie 30 mln euro na samo utrzymwanie przy życiu swoich “synów tolerancji”.
Synów tolerancji czy synów katolickiej głupoty, która kondomy ma za zło??
K
KiK, jakoś sensu się nie mogę dopatrzyć u Ciebie.
Może jednak ty wybierz się do lasu, popatrz na zwierzątka. Nigdy w przyrodzie nie widziałem jeszcze homoseksualizmu. Ewentualnie zapytaj jakiegoś bacy na wycieczce w górach jak to z jego owcami jest 🙂
forma społeczna małżeństwa wynikała właśnie z biologicznego łączenia się w pary i wychowywania potomstwa. To co Ty opisujesz mogłoby spowodować, że np grupa mężczyzn polujących razem stanowiłaby dziś małżeństwo 😀
Sojusze przez małżeństwo – tak to na pewno dlatego powstała instytucja małżeństwa! Był to niewątpliwie dalekosiężny plan ludzkości tworzącej „małżeństwo” 😉 Trochę niepoważny ten argument.
Co do czerpania garściami z życia – zależy od punktu widzenia. Dla mnie to byłaby raczej męka, jestem skrajnie heteroseksualny 🙂
Co do terapeutów – zapewniam Cię, ze trafiają tam ludzie nie tylko z powodu wychowania, a na pewno trafiają do nich ludzie różnej orientacji seksualnej. Co do domów dziecka – chwytliwy argument, ale niestety przytaczasz patologię która normą nijak nie chce być (na szczęście).
Nie wiem też o co ci chodzi z tym ministrem, może trochę bardziej merytorycznie? Sądzisz, że nasz a polska edukacja seksualna jest lepsza od niemieckiej?
Co do Mola – nie wiem skąd wziąłeś „masową epidemię badań Polaków”. Pierwsze o niej słyszę, chyba, że Mol za przeproszeniem, przeleciał pół Polski.
„Synów tolerancji czy synów katolickiej głupoty, która kondomy ma za zło??”
Tu żeś dowalił. Chyba masz kłopot ze zrozumieniem prostego tekstu, niestety nie potrafię ci pomóc.
P.s.
Eh, znam też i homoseksualistów. Nie tylko hetero. Duża część z nich to na co dzień normalni, sympatyczni współpracownicy itp. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ta część wojujących, która nie potrafi się przyznać, że to co robi, robi po prostu dla przyjemności. Fakt jest taki, że jest to margines społeczeństwa od wieków i to się nie zmieni (dlatego ja nie obawiam się ponurych wizji giertychowych społeczeństwa całkowicie homoseksualnego). Tylko po co te wszystkie parady, albo wciąganie w to osób trzecich (w przypadku adopcji)? Krzyczenie, że „jesteśmy tacy sami”?
Przecież to absurd. Jak jesteśmy tacy sami jak hetero, no to może pan x z panem y sobie spłodzą potomstwo?
„Łubudubu, łubudubu…”
Ten anonim powyżej to ja byłem 😉
[Arqs]”Małżeństwo to nie kwestia psychologiczna lub symboliczna, i ta umowa ma korzenie w biologii. Od prehistorii był to związek kobiety i mężczyzny w celu przedłużenia gatunku.”
Ta prehistoria zaczęła się 6000 lat temu dla regionu Morza Śródziemnego. Monogamia to dość niedawny, kulturowy wynalazek. Przez 10 milionów lat było wiele bardzo różnych form. Monogamia wyłoniła się jako reakcja na powszechny promiskuityzm. W obecnych czasach przeważa poligamia, potem jest seryjna monogamia, poza tym mamy konkubinat, rodziny niepełne, kółka przyjacielskie, patchwork, singles, dinks, rodziny nomadyczne (żeglarzy, delegatów itd.).
[Arqs]”Nijak sie to ma do homoseksualizmu, który z biologicznego punktu widzenia nie ma sensu.”
A jaki jest sens z punktu widzenia biologii? (rozumiem, że jako nauki, bo natura jako twór nieświadomy nie tworzy „sensów z własnego punktu widzenia”) Biologia jako nauka a nie ideologia nie zajmuje się uzasadnianiem że „lepiej z mamusią i tatusiem” tylko bardziej opisem i systematyzacją tego co widzi. Twierdzenie że „coś byłoby lepsze” to jak żachnięcie, że lepsze byłyby szpaki z czerwonymi ogonami.
Gdyby zostawić świat „naturze”, bez państwowych interwencji to wyglądałoby to tak, że ktoś by porzucił dzieciaka na śmietniku a jacyś dwaj geje by go przygarnęli. Albo: dwie lesbijki poprosiłyby o nasienie kolegę. Albo: dwóch gejów poprosiłoby koleżankę o urodzenie dziecka (opcja z seksem, lub opcja in vitro). In vitro też jest w końcu elementem natury (chyba że ktoś chce twierdzić, że wszystko co człowiek robi jest nie-naturalne).
Twierdzenie, że „mamusia z tatusiem jest najbardziej naturalne” przystaje do osoby, która o zachowaniach reprodukcyjnych ludzi czytała w książkach.
[Arqs]”Sojusze przez małżeństwo – tak to na pewno dlatego powstała instytucja małżeństwa! Był to niewątpliwie dalekosiężny plan ludzkości tworzącej “małżeństwo” 😉 Trochę niepoważny ten argument.”
Zinstytucjonalizowane małżeństwo wprowadził dopiero kodeks Napoleona. Wcześniej małżeństwa jako prawna formuła dotyczyły tylko szlachty. Stany niższe to za opłatą u plebana w bocznym ołtarzu. Na wsi ludzie wchodzili w pary z dnia na dzień (jednego dnia wdowiec, następnego „szczęśliwy mąż”). Okresy „żałoby” trwały nie dłużej niż miesiąc. Przeciętny związek trwał kilka lat, potem żona umierała i brało się następną. Proza życia.
„Fakt jest taki, że jest to margines społeczeństwa od wieków i to się nie zmieni” – są bogaci geje typu Armaniego i męskie prostytutki z Centralnego. Ogólny rozkład nie jest moim skromnym zdaniem szokująco odmienny od tego dla heteroseksualistów. Chyba że chodzi o ilość, to w sumie rudzi też byliby marginesem społeczeństwa polskiego, co wiele do sprawy nie wnosi.
Arqs,
Z Twoim biologicznym uwarunkowaniem małżeństwa to śmieszne. Nawet nie będę próbował Ci wmówić, że instytucjonalizacja małżeństwa wynikała z ekonomii i polityki, a wcześniej to luźne kohorty. Ale owszem, łączenie w pary odbywało się dla przekazania genów. Tylko, że para (albo stado i samiec alfa) to jeszcze nie małżeństwo.
Epidemia badań? Nie słyszałeś? To mało chyba czytasz. Warszawskie punkty musiały wydłużyły godziny pracy. Jeden news dla przykładu:
http://miasta.gazeta.pl/lublin/1,35640,4134098.html
Szkoda, że tam, gdzie najwięcej przygodnego i ryzykownego seksu, chociażby spowodowanego rozłąka rodzin w wyniku migracji zarobkowej tak nie było.
Homoseksualizm wśród zwierząt? Biblioteka? Amazon.com? Google?
http://www.bidstrup.com/sodomy.htm
Co mam do edukacji seksualnej i synów tolerancji? Ano edukacja taka jest odwrotnie proporcjonalna do poziomu ureligijnienia życia społecznego.
Panie Arqs,
zanim zacznie wpisywać pan takie 'kwiatki’, jak ten w stwierdzeniu, ze
„Nigdy w przyrodzie nie widziałem jeszcze homoseksualizmu.”, proszę poczytać cos więcej niż tylko to co panu do jego poglądów pasuje.
Jeśli oczywiście miał pan na myśli, ze sam naocznie nie spotkał sie z homoseksualnymi zachowaniami zwierząt, to mogę zrozumieć pana mala wpsdke edukacujna ;).
A to tylko fragment z Wikipedii
pozdrowienia
Homoseksualizm u zwierząt
Zachowania homoseksualne występują w królestwie zwierząt, szczególnie u gatunków żyjących w społecznościach, np. u ptaków morskich i ssaków, w tym wśród najbliżej spokrewnionych z człowiekiem szympansów. Zachowania takie zaobserwowano do tej pory u ponad 1500 żyjących na wolności gatunków, a zjawisko to dobrze udokumentowano u ponad pięciuset z nich.[8][9]
Prawie jedna czwarta potomstwa łabędzi czarnych wychowywana jest przez pary jednopłciowe. Żyjące ze sobą samce łączą się z samicą tylko w celu posiadania młodych. Kiedy zniesie jaja – odpędzają ją i wysiadują je samodzielnie, a następnie wspólnie opiekują się pisklętami. Według naukowców, np. wśród żyraf czy bizonów amerykańskich, zachowania homoseksualne bywają częstsze niż heteroseksualne.
W przypadku pingwinów zaobserwowano, że niektóre osobniki płci męskiej łączą się w pary na całe życie i zdarza się, że wspólnie budują gniazdo, w którym zamiast jajka umieszczają kamień próbując wysiadywać go. W 2004 roku pracownicy Centralnego Parku Zoo w USA eksperymentalnie podmienili jednej męskiej parze pingwinów kamień na prawdziwe jajko po czym zaobserwowali, że wyklute pisklę para pingwinów otoczyła taką samą opieką jak pary osobników płci przeciwnej.[10]. Zachowania homoseksualne wśród pingwinów także potwierdziły zoo w Niemczech, Japonii i Nowej Zelandii.
Przy wyciąganiu wniosków z obserwacji zachowań zwierząt należy być jednak ostrożnym, ponieważ pewne zachowania, które wyglądają jak kopulacja dwóch samców, bardzo często nie wynikają z pociągu seksualnego do osobników tej samej płci, lecz są to zachowania rytualne, w których jeden samiec próbuje w ten sposób zademonstrować swoją dominację nad drugim. Takie zachowanie jest często spotykane np. u psów czy pawianów.
Ciekawy wywód logiczny: gdzieś tam zaobserwowany kopulujące pingwiny, choć nie do końca wiadomo o co im chodziło => więc należy zalegalizować „małżeństwa” homoseksualne i pozwolić im na adopcję dzieci.
Czy jeśli u pingwinów zaobserwowano zadziobywanie osobników niepełnosprawnych to powinniśmy ponownie wprowadzić kamienowanie?
Kadzidla w kosciele tak odurzyly ze powstaja takie wnioski? To bardziej pasuje do katoli – jak cos sie wyroznia i jest inne to zagryzc :->
[Castaneda] „Ciekawy wywód logiczny: gdzieś tam zaobserwowany kopulujące pingwiny, choć nie do końca wiadomo o co im chodziło => więc należy zalegalizować “małżeństwa” homoseksualne i pozwolić im na adopcję dzieci.”
Oczywiście że ciekawy, choć erystyczny, ale nie błędny w sensie argumentacji, bo wstępem do tego argumentu jest założenie [Arqs] że:
„Może jednak ty wybierz się do lasu, popatrz na zwierzątka. Nigdy w przyrodzie nie widziałem jeszcze homoseksualizmu.”
w odpowiedzi na stwierdzenie [KiK]:
„Było rozmnażanie się, a nie małżeństwo. Ruja i zapłodnienie, a nie małżeństwo. Ty idź na spacer do lasu, zamiast cofać się do prehistorii i popatrz na zwierzątka.”
Ja to rozumiem jako apel o nie odwracanie kota ogonem. Małżeństwo jest tylko ludzkim wymysłem odnośnie modelu wychowywania potomstwa. Katolicy dodali do tego jeszcze, że jest modelem rozmnażania, choć dwie rzeczy nie muszą mieć wiele wspólnego u ludzi, jeśli chociażby spojrzeć na takie USA gdzie tylko 24% gospodarstw domowych to przypadek małżeństwa z dziećmi, 28% to małżeństwa bez dzieci, 26% to single, 16% to nie-małżeńskie rodzinne gospodarstwa , 6% to inne nie-rodzinne.
Do rozmnażania nie potrzeba małżeństwa, małżeństwo jest przydatne w procesie wychowywania ze względu na przywileje obowiązujące w nowoczesnym państwie. Żeby wychowywać dzieci nie trzeba być ich biologicznym rodzicem. Wobec czego cała kościelna retoryka, wiążąca małżeństwo z reprodukcją jest pomieszaniem kolejności rzeczy. Dość zabawnym pomieszaniem, jeśli wspomnieć wrogą wobec małżeństwa retorykę Ojców Kościoła jeszcze te kilka wieków temu.
Natomiast jeśli chodzi o wycieczki w świat zwierząt, to ja byłbym ostrożny z ferowaniem wyroku, że dominujący wzorzec to „mamusia z tatusiem wychowują i dlatego to jest naturalne”. Zapraszamy do świata owadów, gadów, płazów, bo to jest rzeczywista większość. Niekoniecznie więc to co robi większość musi być „naturalne”. Chyba że chcemy zacząć zakopywać dzieci w ziemi aż nie dorosną, albo składać je w jeziorze…
Czy to tak ciężko sobie wyobrazić, że człowiek już dawno temu (z chwilą jak odkrył ziółka na poronienie) przekroczył „konstrukcyjne” ograniczenia zarówno w procesie rozmnażania jak i wychowywania potomstwa?
To co napisałem nie ma na celu twierdzenia, że chcę małżeństw kościelnych czy państwowych dla gejów, całego tego systemu świadczeń socjalnych itd. Po prostu występuje przeciwko retoryce kryminalizującej posiadanie dzieci przez gejów i lesbijki, a to w jakich układach chcą wychowywać dzieci to już kwestia de gustibus.
Castaneda:
Osobniki niepełnosprawne, podobnie jak homoseksualne nie są pożądane z punktu widzenia przetrwania i rozmnażania. Społeczeństwo złożone z samych osobnków homoseksualnych, może przetrwać – po rozdrodzie odpędzenie samicy, tak grupa niepełnosprawnych (zakładam różnorodne defekty) nie może przetrwać, gdyż jej członkowie, nie będą wydajnie polować (niektórzy mogą być wogóle do tego niezdolni).
Tymczasowym rozwiązaniem byłby podział pracy, jednak narastanie defektów genetcznych doprowadziłoby do całkowitej degradacji grupy.
Można próbować odsiać te problemy, przez kontrolowany dobór partnerów, oraz segregację potomstwa wg przydatności, pozostawiając te dzieci, które byłyby sprawniejsze od innych. Jednak ciąża wymaga dostarczenia większej ilości porzywienia, co w pewnym momencie staje się niewykonalne, przy ograniczonych możliwościach grupy.
To oznacza, że grupa taka miałaby dużo niższe szanse na przetrwanie niz homoseksualna.
Nawet obecnie, w społeczeństwie składającym się w większości z ludzi zdrowych, ci o ograniczonej sprawności są ciężarem dla pozostałej części.
Rozpatruję tu najgorsze możliwe scenariusze, jednak rzeczywiste nie byłyby o wiele lepsze.
Zarówno niepełnosprawność jak i homoseksualizm są z punktu widzenia społeczeństwa patologiami. Czy w związku z tym, należy również zakazać małżeństw osób niepełnosprawnych?
„Do rozmnażania nie potrzeba małżeństwa, małżeństwo jest przydatne w procesie wychowywania ze względu na przywileje obowiązujące w nowoczesnym państwie.”
Obserwacja trafna ale interpretacja błędna. Małżeństwo jest znaczącym i sformalizowanym ograniczeniem wolności jednostki. Tak drastyczny mechanizm musi być w jakiś sposób uzasadniony. W przypadku homo sapiens jest on uzasadniony tym, że wychowanie potomstwa w naszym gatunku zajmuje co najmniej kilkanaście lat i wymaga znaczących nakładów od rodziców. Małżeństwo nie jest więc fanaberią ani „ludzkim wymysłem”, a koniecznością. Podobnie jak wiele innych mechanizmów społecznych uznanych za „zacofane” lub „archaiczne” przez osoby kierujące się rzekomo „racjonalizmem”.
„Zarówno niepełnosprawność jak i homoseksualizm są z punktu widzenia społeczeństwa patologiami. Czy w związku z tym, należy również zakazać małżeństw osób niepełnosprawnych?”
Społeczeństwa żyjące w dobrobycie, takie jak nasze, mogą sobie pozwolić na bardziej pobłażliwe traktowanie jednostek – jeśli trzymać się Twojej terminologii – społecznie nieprzydatnych niż społeczeństwa walczące o przetrwanie.
Naturalnym procesem w społeczeństwie dobrobytu jest rozrost tego „humanitaryzmu” aż do momentu gdy staje się on swoją własną karykaturą – co np. prowadzi do sytuacji w której każdy jeden pracujący człowiek utrzymuje statystycznie jednego emeryta, rencistę i nieroba.
Nieuniknioną konsekwencją takiej degeneracji jest bankructwo, w wyniku którego dochodzi do gwałtownych przemian społecznych jak np. wojna czy rewolucja. W rezultacie jednostki „nieprzydatne”, do tej pory z ufnością spoglądające na fundusze społeczne giną lub umierają z głodu, a cały proces zaczyna się od poczatku.
Wszystko pięknie.
Przypominam, że ulgi podatkowe dla małżeństw przyznawane są w celu ułatwienia tymże wychowania potomstwa.
Trudno oczekiwać, że para homoseksualna spłodzi dziecko, dlatego też udzielanie im prawnego statusu małżeństwa jest bezcelowe.
Trudno też oczekiwać, że – gdyby przyznano takim parom prawa do adopcji, adoptowane dziecko miałoby zdrową sytuację rodzinną sprzyjającą naturalnemu rozwojowi emocjonalnemu.
Poza tym, bardzo podoba mi się wypowiedź Castenady. Sądziłem że takich ludzi nie spotkam w internecie.
Do Castaneda
Po pierwsze definicja małżeństwa dla ciebie mieści się chyba tylko w sformułowaniu Mężczyzna+Kobieta a tak wcale nie jest. Np. definicja K. Gongh ” małżeństwo jest relacją ustanowioną pomiędzy kobietą i jedną bądź większą ilością osób, która to relacja zapewnia dziecku urodzonemu przez kobietę w warunkach nie zakazanych przez reguły dotyczące takich relacji pełnoprawny status normalnego członka społeczeństwa, bądź warstwy społecznej.” to tylko tak dla przykładu. Świat ludzki bogaty jest w formy małżeńskie o których tu już wspominano (poliandryczne, poligamiczne, multilateralne itd. A wychowanie dziecka nie musi spoczywać na barkach duetu K+M, czego najlepszym przykładem mogą być np. Najarowie nie znający małżeństwa monogamicznego a jedynie formy tzw mężów wizytujących, których z reguły kobieta miała od 3 do 8 i dodatkowo nieograniczoną liczbę związków przelotnych, a dzieci były wychowywane w matrylinearnych domostwach.
pozwol tomku ze zwroce ci uwage, ze rownouprawnienie o ktore walcza nie-heteroseksualisci rozciaga sie takze na prawo do ozenku z osoba niekochana. heteroseksualista moze wziac slub z rozsadku, dla pieniedzy, bo sie upil(a) albo zglupial(a). no i chodzi o to zeby panstwo gejowie i lesbijkowie brali sobie tez slub z kim im przyjdzie do glowy i nawet z byle powodu. obawiam sie ze to wlasnie tak niepokoi religijnych fundamentalistow w 'cywilizacji smierci’ – ze ludzie beda mogli robic rozne rzeczy nie podajac zadnych powodow, ktore oni mogliby osadzac i pogardzac.
pozdrawiam jako byly euromason
Euromason: ciekawe czy geje domagają się też prawa do bycia alimenciarzami (płatnikami alimentów)? Chyba nie, sądząc po tym numerze jaki wykręciła para szwedzkich lesbijek anonimowemu (sic!) dawcy nasienie. Gdy im przeszło i się rozstały to ta, która była biologiczną matką dziecka uzyskała wyrokiem sądowym alimenty od… anonimowego dawcy (bank oczywiście przechowywał jego dane).
Bardzo_zaspana: Każdy taki nietypowy układ rodzinny miał jakieś uzasadnienie np. mała liczba mężczyzn albo kobiet. W cywilizacji judeochrześcijańskiej przyjął się układ 1M+1K i okazał się najefektywniejszy, dlatego trzymam się sprawdzonego wzorca, resztę traktując jako ciekawostki antropologiczne.
Niesprawiedliwy jest również Twój zarzut, że „mieści mi się” w głowie tylko taki wariant – pozwolę sobie przypomnieć kilkukrotnie postulowaną definicję małżeństwa wg Castanedy, która brzmi:
„małżeństwo – związek dowolnej ilości istot dowolnej płci i gatunku, zawiązany na dowolnych zasadach, w dowolnym celu i na dowolny okres czasu”
Sądzę że jest to definicja szalenie elastyczna, przyszłościowa, tolerancyjna, warta promowania oraz ujęcia w ramy prawne.
Ogólnie zgadzam się z autorem, jednak mam dwa zastrzeżenia: rozszerzanie praw, zrównanie traktowania – tak, wypaczenia – nie. Chodzi mi konkretnie o przykład szkocki, gdzie personelowi szpitalnemu zakazano używać słów „rodzic”, „mama”, „ojciec”, bo to może urazić homoseksualnych opiekunów chorych dzieci czy jakoś im w głowie poprzestawiać. Jest to dla mnie totalną bzdurą. Czy to nie poprzestawia w głowie z kolei dzieciom z normalnych rodzin, że na rodziców mówi się opiekunowie czy strażnicy (guardian)? Tak właśnie nakazano mówić o rodzicach! Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to już dyskryminacja odwrotna.
Po drugie, autor powinien ostrożniej dobierać przykłady. Jeśli chodzi o małżeństwa z małymi dziewczynkami, to wchodzimy na grunt pedofilii. A co do Jagiełły i Jadwigi, to wtedy średnia życia była chyba nieco krótsza, ludzie szybciej się starzeli i umierali, więc i szybciej zawierali małżeństwa. Nijak to sie ma do dzisiejszej sytuacji.
To chyba tyle „czepiania się”.
Pozdrawiam czytających.
Do Castaneda
Tylko, że te ciekawostki antropologiczne świadczą o plastyczności gatunku ludzkiego w kwestiach wchodzenia w relacje małżeńsko – rodzinne. A układ K+M, który przyjął się w naszej kulturze jest tylko jednym z możliwych wariantów, wypracowanym zresztą w ciągu ostatnich 200, 300 lat w związku ze zmianami zachodzącymi w sferze ekonomiczno-gospodarczej. Rodzina a wraz z nią małżeństwa to dynamiczne struktury i trzeba by się zastanowić czy nie czas na kolejne zmiany (np.prawne) w tych obszarach w związku z przemianami społecznymi, ekonomicznymi itd, zamiast utyskiwać na kryzys rodziny czy szukać patologi tam gdzie mamy do czynienia z ewolucją życia społecznego. Zresztą dotychczasowy model rodziny nuklearnej i małżeństw monogamicznych doczekał się już swojej krytyki w kwestiach negatywnego wpływu na wychowanie potomstwa. Za nieuzasadnione uważam też twierdzenie, że jest to wzorzec najefektywniejszy (coś kiepsko w końcu z tym przyrostem naturalnym), w końcu bez wsparcia państwa opiekuńczego takie formy funkcjonują raczej kiepsko.
B.Z.: Cywilizacja judeochrześcijańska osiągnęła szczyt swojego rozwoju właśnie w modelu monogamicznym. Zresztą nie tylko ona – np. chińska czy hinduska też były oparte o rodziny tradycyjne i patriarchalne. Żaden inny model cywilizacji nie przetrwał wystarczająco długo żeby zaistnieć poza podręcznikami jako ciekawostka.
Zaś rola państwa opiekuńczego jest dokładnie odwrotna niż postulujesz – przejmując część funkcji zapewnianych dotychczas przez tradycyjną rodzinę wielopokoleniową (wychowanie dzieci, opieka nad ludźmi starszymi) zniszczyła ją i sprowadziła społeczeństwo do zbioru egoistycznych jednostek. Państwo wszystko robi gorzej, także i wychowuje dzieci, ponieważ państwowy wychowawca nie jest personalnie i emocjonalnie zaangażowany w ich dobro.
Castaneda: zauwaz, ze gdyby to byly osoby nie-homoseksualne nie napisalbys: sądząc po tym numerze jaki wykręciła para szwedzkich HETEROSEKSUALISTOW anonimowemu dawcy nasienie… itd . nie przyszloby ci tez pewnie do glowy robic z tego ogolnej teorii heteroseksualisty, prawda?
ja tam w paradach nie chodze, bo nie lubie zbiegowisk, szczegolnie procesjo-podobnych, ale pytania zadawac lubie od malego.
byly euromason
Szach: „Chodzi mi konkretnie o przykład szkocki, gdzie personelowi szpitalnemu zakazano używać słów “rodzic”, “mama”, “ojciec”, bo to może urazić homoseksualnych opiekunów chorych dzieci czy jakoś im w głowie poprzestawiać. Jest to dla mnie totalną bzdurą. Czy to nie poprzestawia w głowie z kolei dzieciom z normalnych rodzin, że na rodziców mówi się opiekunowie czy strażnicy (guardian)? Tak właśnie nakazano mówić o rodzicach! Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to już dyskryminacja odwrotna.”
Gdyby tak sie stalo, to rzeczywiscie byloby to nie tylko dyskryminacja, ale i zwyczajnym iditoyzmem. To co napisales, to byla manimuplacja „Rzeczpospolitej”, ktora przekrecila fakty, czyli innymi slowy najzwyczajniej sklamala. W szkockich zaleceniach dla personelu medycznego bylo powiedziane, aby nie uzywac slow „mama” i „tata” wobec dzieci, w ktorych rodzinach tych slow sie nie uzywa – czyli zeby traktowac dzieci indywidualnie. Nie bylo tam mowy o absolutnym zakazie uzywania tych slow!
„to byla manimuplacja “Rzeczpospolitej”, ktora przekrecila fakty, czyli innymi slowy najzwyczajniej sklamala”
Nie skłamała. Organizacja LGBT, która za tym lobbowała – a za nią szkocki minister zdrowia – sugerował używanie słów „neutralnych” prewencyjnie wobec wszystkich dzieci. Przecież gdyby miało to dotyczyć tylko dzieci wychowywanych przez homoseksualistów to prowadziłoby to do jeszcze większej dyskryminacji – trzeba by najpierw pytać rodzica o orientację homoseksualną, a potem dostosować słownictwo.
[Castaneda]Małżeństwo jest znaczącym i sformalizowanym ograniczeniem wolności jednostki. Tak drastyczny mechanizm musi być w jakiś sposób uzasadniony.
Niby czemu musi skoro jest dobrowolny?
[Castaneda]W przypadku homo sapiens jest on uzasadniony tym, że wychowanie potomstwa w naszym gatunku zajmuje co najmniej kilkanaście lat i wymaga znaczących nakładów od rodziców.
„Mario, wychowanie potomstwa w naszym gatunku zajmuje conajmniej kilkanaście lat, dlatego zmuszony jestem poprosić cię o rękę”. Nie sądzę żeby nawet 5% ludzi wchodzących w ten interes myślało w ten sposób. Ludzie wchodzą w małżeństwo z różnych powodów – presji rodziny „bo tak wypada” albo bo się kochają, czy inne ciekawe uzasadnienia, na podstawie których nie da się formułować deterministycznych praw (mogą się żenić w Vegas po pijaku np., w Stanach kiedyś bardzo modne)
[Castaneda]Małżeństwo nie jest więc fanaberią ani “ludzkim wymysłem”, a koniecznością.
Człowiek wymyślił małżeństwo. Tak samo jak śluby z kozami czy kotami w Rzymie. Przez 10 milionów lat świetnie sobie radził rodzaj ludzki z promiskuityzmem, bez żadnego małżeństwa, bez żadnej trwałej formy związku kobiety i mężczyzny, przez ostatnie 6000 lat w niektórych społecznościach pojawiła się ta wersja, stopniowo się upowszechniając, wciąż jednak w całej ludzkiej populacji nie stanowi dominującej formy związku. Nie jest to zatem konieczność.
[Castaneda]Podobnie jak wiele innych mechanizmów społecznych uznanych za “zacofane” lub “archaiczne” przez osoby kierujące się rzekomo “racjonalizmem”.
Poświęcanie czasu na dyskusję, która miałaby prowadzić do nadania czemuś samej etykiety [archaiczne, postępowe czy jakie tam] nie należą do specjalnie twórczych.
[Castaneda]Nieuniknioną konsekwencją takiej degeneracji jest bankructwo, w wyniku którego dochodzi do gwałtownych przemian społecznych jak np. wojna czy rewolucja.
Pierwsza wojna światowa wybuchła z powodu dobrobytu. Bankructwo było dopiero po wojnie, natomiast sam system przed wojną z roku na rok był w stanie permanentnego boomu (między innymi dzięki welfare state wymyślonemu przez niemieckich konserwatystów).
[Mike Mayday] Trudno oczekiwać, że para homoseksualna spłodzi dziecko, dlatego też udzielanie im prawnego statusu małżeństwa jest bezcelowe.
Trudno oczekiwać żeby coś cięższego od powietrza potrafiło latać… Nietrudno sobie wyobrazić homoseksualistę z dzieckiem i tak sam nietrudno wyobrazić sobie dwóch. Zatem przyznanie statusu małżeństwa jest celowe. He he, jeśli przesłanką ma być tylko że chodzi o pieniądze. To nie jest tak, że specjalnie mnie interesuje taki tok rozumowania, ale poniekąd tak wygląda to twoje rozumowanie, którego koronnym argumentem jest co kto sobie jest w stanie wyobrazić 😉 Ja zwyczajnie kilku gejów z dziećmi poznałem i ciężko mi wmawiać sobie że w to nie wierzę.
[Mike Mayday]Trudno też oczekiwać, że – gdyby przyznano takim parom prawa do adopcji, adoptowane dziecko miałoby zdrową sytuację rodzinną sprzyjającą naturalnemu rozwojowi emocjonalnemu.
Ciężko sobie wyobrazić takie wychowanie jak u wikingów, a jednak miało miejsce, co więcej było dość popularne wśród hord w spodniach, które napadły na Rzym. Jeśli mielibyśmy stanowić prawo na podstawie tego, co kto jest w stanie sobie wyobrazić to byłby dość ciekawy surrealizm (bo nawet nie porządny, staroświecki relatywizm).
[Ex-Euromason] Obawiam sie ze to wlasnie tak niepokoi religijnych fundamentalistow w ‘cywilizacji smierci’ – ze ludzie beda mogli robic rozne rzeczy nie podajac zadnych powodow, ktore oni mogliby osadzac i pogardzac.
He he, to przynajmniej w większości heteroseksualnych przypadków to już się stało. Myślę, że prawdziwa rozpacz nastąpi kiedy nie będzie już na kogo odwracać uwagi własnego 'sumienia’ od siebie. Swoją drogą wątek „powodu” jest dość znamienny dla konserwatystów, żeby wspomnieć chociażby nieszczęsną Julię Piterę i jej powody dla manifestowania orientacji. Ja np. nie widzę żadnych powodów do robienia czegokolwiek – zarówno manifestowania orientacji przed samicą jak i chodzenia w procesjach (to drugie szczególnie). Nie ma powodu obchodzić świąt ani urodzin. Jeśli głębiej wniknąć w naszą działalność to nie ma dla niej większego powodu niż ten, że po prostu żyjemy.
[Castaneda]Chyba nie, sądząc po tym numerze jaki wykręciła para szwedzkich lesbijek anonimowemu (sic!) dawcy nasienie.
To byłby ten rzadki dzień w historii, kiedy protestowałbym po tej samej stronie, ale moim zdaniem polskie lesbijki są nad wyraz pragmatyczne (nie mówiąc o gejach). Ten naród, gdyby dać mu szansę, stałby się tak samo pragmatyczny jak Anglicy.
[Castaneda]Cywilizacja judeochrześcijańska osiągnęła szczyt swojego rozwoju właśnie w modelu monogamicznym.
Zależy co kto uważa za szczyt cywilizacji judeochrześcijańskiej. Dzień, w którym kurs akcji Microsoftu był najwyższy? He he. Moim zdaniem, ona cały czas szczytuje. The future is bright and uncertain.
[Castaneda]Zaś rola państwa opiekuńczego jest dokładnie odwrotna niż postulujesz
Wypadałoby poszukać powodu 😉
[Castaneda] Przejmując część funkcji zapewnianych dotychczas przez tradycyjną rodzinę wielopokoleniową (wychowanie dzieci, opieka nad ludźmi starszymi) zniszczyła ją i sprowadziła społeczeństwo do zbioru egoistycznych jednostek.
E tam, sama się ta rodzina zniszczyła, posyłając swoich synów na dwie wojny i walcząc do ostatniej żelaznej klamki. Moim zdaniem zupełnie bez powodu.
Castandea: „Nie skłamała. Organizacja LGBT, która za tym lobbowała – a za nią szkocki minister zdrowia – sugerował używanie słów “neutralnych” prewencyjnie wobec wszystkich dzieci.”
Sklamala. Byc moze lobbowano to wlasnie zalecenie opisane przez Rzepe, tego nie wiem. Jesli tak bylo, to tak jak napisalem wczesniej – to idiotyzm.
Castandea: „Przecież gdyby miało to dotyczyć tylko dzieci wychowywanych przez homoseksualistów to prowadziłoby to do jeszcze większej dyskryminacji – trzeba by najpierw pytać rodzica o orientację homoseksualną, a potem dostosować słownictwo.”
Tu nie chodzi o dobro rodzicow/opiekunow, a o dobro dziecka – i tym sie kierowano. Poza tym to nie tylko o orientacje chodzilo – m.in. tez o samotnych rodzicow – zeby np. nie mowic dziecku, ktore nie ma ojca (bo umarl, np.), ze tatus po niego przyjdzie etc.
„Cywilizacja judeochrześcijańska osiągnęła szczyt swojego rozwoju właśnie w modelu monogamicznym. Zresztą nie tylko ona – np. chińska czy hinduska też były oparte o rodziny tradycyjne i patriarchalne. Żaden inny model cywilizacji nie przetrwał wystarczająco długo żeby zaistnieć poza podręcznikami jako ciekawostka.” Czy ja czegoś nie rozumiem czy ty insynuujesz, że to dzięki patriarchalnej rodzinie monogamicznej udało się europejczykom dokonać podboju świata i stać się dominującą kulturą? bo jeśli tak to nie rozpisując się odeślę cię do Diamonda i jego analizy inwazji europejczyków na inne kultury („strzelby zarazki maszyny”). Może nie dzięki ale mimo?:)
„Zaś rola państwa opiekuńczego jest dokładnie odwrotna niż postulujesz – przejmując część funkcji zapewnianych dotychczas przez tradycyjną rodzinę wielopokoleniową (wychowanie dzieci, opieka nad ludźmi starszymi) zniszczyła ją i sprowadziła społeczeństwo do zbioru egoistycznych jednostek. Państwo wszystko robi gorzej, także i wychowuje dzieci, ponieważ państwowy wychowawca nie jest personalnie i emocjonalnie zaangażowany w ich dobro.” Nieudolnie zorganizowana opieka faktycznie może obracać się przeciwko rodzinie (np. Polska) natomiast jeśli państwo bierze pod uwagę szerszy aspekt funkcjonowania rodziny, wchodzenie kobiet w nowe role ich pracę zawodową i potrzebę samorozwoju itd, efektem nie jest rozbuchany indywidualizm w którym ludzie dla własnej wygody rezygnują z pełnienia funkcji opiekuńczych czy własnej rozrodczości. W takich warunkach następuje oczywiście przedefiniowanie ról i oczekiwań (już nie posiadamy dzieci po to by ktoś sie nami zajął na starość bo może to zrobić odpowiednia instytucja ale wychowujemy je, rodzimy dla wartości dziecka jako takiego i doświadczeń związanych z wychowaniem)ale nie szkodzi to rodzinie jakąkolwiek postać by ona miała (Szwecja ze swoją dobrze zorganizowaną polityką społeczną i wysoce opiekuńczym państwem ma wyższy przyrost naturalny niż katolicka, zapyziała, homofobiczna i antyaborcyjna Polska). Powtórzę się ale dla mnie to nie degeneracja tylko ewolucja i dostosowanie się do nowych warunków. Rodzina małżeństwo to nie raz na zawsze ustalona forma ale twór czasów, warunków środowiskowych, ekonomicznych. Czas na zmiany i trzeba to sobie uświadomić zamiast trwać przy tym co uwiera ale jest sprawdzone.Różnorodność to warunek rozwoju a kto się nie rozwija ten sie cofa, że pozwolę sobie sięgnąć do truizmów.
A ja powiem tak. Nie obchodza mnie jakies tam wywody historyczne, chrzescijanskie, polityczne, antropologiczne, problem z przyrostem naturalnym itd itpe. JEstem normalnym, wyksztalconym facetem. Zyje normalnie tak jak pewnie wiekszosc z Was. Mam wsapanialego faceta, ktorego kocham i jestem z nim szczesliwy. Jedyny nasz problem polega na tym ze nie mozemy sobie ulozyc zycia. Dlaczego?? Bo jestesmy traktowani gorzej niz inni. A to juz jest dyskryminacja. Tylko ze w tym kraju jakos ciezako jest przełknąc tą żabe. Juz sam nie wiem dlaczego.
Ustronna: …u psów czy pawianów czy też nastoletnich ludzi (szczególnie w szatniach od wfu).
[Piotr]„Nie obchodza mnie jakies tam wywody historyczne, chrzescijanskie, polityczne, antropologiczne, problem z przyrostem naturalnym itd itpe. Jestem normalnym, wyksztalconym facetem. Zyje normalnie tak jak pewnie wiekszosc z Was. Mam wsapanialego faceta, ktorego kocham i jestem z nim szczesliwy. Jedyny nasz problem polega na tym ze nie mozemy sobie ulozyc zycia. Dlaczego?? Bo jestesmy traktowani gorzej niz inni. A to juz jest dyskryminacja.”
[Castaneda]“Państwo wszystko robi gorzej, także i wychowuje dzieci, ponieważ państwowy wychowawca nie jest personalnie i emocjonalnie zaangażowany w ich dobro.”
[Bardzo zaspana]„już nie posiadamy dzieci po to by ktoś sie nami zajął na starość bo może to zrobić odpowiednia instytucja ale wychowujemy je, rodzimy dla wartości dziecka jako takiego i doświadczeń związanych z wychowaniem”
He he. I to jest właśnie warte zachwytu w tej cudownej piance luksusu, która unosi się na oceanie doskonale pomyślanego systemu, który nazywa się kapitalizm – grupa Europejczyków narzeka na to, że jest dyskryminowana, bo nie może chadzać za rączkę codziennie, tylko 19 maja. Tudzież, że państwo wychowuje gorzej dzieci niż rodzice, albo że kiedyś tam wychowywaliśmy dzieci żeby się opiekowały nami na starość.
W sumie trudno mówić o opiekowaniu się na starość kiedy średnia długość życia to powiedzmy 36 lat dla mężczyzny, a dla kobiety ok. 25 (ze świadomością że jak nie zginie się od choroby, porodu to przynajmniej od najazdu sąsiedniego wojska), a taka sytuacja trwała w Europie dość długo. Generalnie, mnożenie się oznaczało dodatkową gębę do wykarmienia, którą trzeba było jak najszybciej posłać w pole, albo się pozbyć przez wysłanie do miasta na praktyki do jakiegoś przyszywanego kuzyna. Potem nastał czas manufaktur i dzieci znów miały zajęcie. Potem ustawa Peel’a z 1819 ograniczała czas pracy dzieci w manufakturach do 12 godzin dziennie i zakazywała pracy dzieci poniżej 9 roku życia. Znajomy obrazek? Ano tak, w Indiach czy Chinach praca dzieci jest ceniona, bo mają zręczniejsze ręce (chociażby przy szlifowaniu diamentów). W tejże ojczyźnie Kamasutry za przyłapanie na stosunku homoseksualnym idzie się do więzienia na całe życie. To nie jest tak, że nagle cały świat stał się socjalistyczną utopią, jak myślą ludzie uważający się obecnie za konserwatystów (nota bene – Peel, bardzo zacny człowiek – był konserwatystą i wigowie/liberałowie razem z królową Wiktorią niespecjalnie za nim przepadali ). Po prostu tych, którzy na nas pracują nie widać, bo są na innym kontynencie. Potencjalnie – zdychają sobie w spokoju z odwodnienia, bo 4,2 miliarda litrów wody mineralnej rocznie nie da się wyprodukować z „krystalicznie czystego źródła Żywiec” czy „17 kilometrów od Nimes” (Perrier). Dlatego na stronie Nestle można sobie poczytać jak owo się kaja za to, że miliard ludzi w (głównie w Afryce) zwyczajnie nie ma dostępu do wody, a dodatkowe 2,4 miliarda do ilości umożliwiającej jakiś poziom higieny, bo żeby produkować to wszystko w fabrycznych ilościach trzeba komuś odebrać dostęp do rzeki [czego w końcu żadna konwencja ONZ nie zakazuje, bo woda według prawników z lepszego świata nie jest dobrem pierwszej potrzeby]
Rzecz jest w tym, że z wyjątkiem kwestii wody, Europa jeszcze te 200 lat temu naprawdę nie odbiegała od tego, co można sobie pooglądać w Chinach, a 800 – od tego co widać w Afryce. 80% społeczeństwa pracowało na 1% szlachty, gdzieś po środku było mieszczaństwo (z długością życia niższą niż na wsi) i jakoś to się kręciło. Czy mieli wybór? Niespecjalnie. Generalnie nie ma jakiejś specjalnej różnicy w idei pacyfikowania współczesnych chłopskich powstań w Chinach czy w średniowiecznej Europie. Kiedyś były miecze, a dziś karabiny. Może tylko łatwiej było o tym usłyszeć.
Te 20% populacji świata żyjące w krajach rozwiniętych wyda rocznie ok. biliona dolarów w sektorze media i rozrywka. Polacy będą kwękać że przeczytali tak mało książek, a młodzież będzie narzekać że podatnik płaci za zmuszanie jej do uczenia się Mickiewicza i cyklu rozrodczego pantofelka. W tym samym czasie wskaźnik piśmienności będzie w Afryce osiągał coś pomiędzy 0 a 69% (więc może państwowe kształcenie nie jest najgorszą ideą jeśli spojrzeć wstecz na Europę).
To nie jest lewackie gadanie z mojej strony. Osobiście, nikogo do niczego nie nawołuję, los tych ludzi jest mi mniej-więcej obojętny, bo mam świadomość, że gdyby tylko mieli możliwość to by mnie zabili a dobytek włącznie z butami poddali recyklingowi. Poza tym nie wierzę w to żeby działanie jakiejś grupy jednostek mogło zmienić system społeczny, który w różnych formach tak naprawdę zawsze zachowywał podobną strukturę dobrobytu. Tak tylko delikatnie chciałbym dać do zrozumienia, że rozterki katolików czy gejów odnośnie różnego rodzaju idei, czy kwestii dzieci, wypadają naprawdę kosmicznie jeśli odnieść je do przeciętnej egzystencji tych 80% ludności świata, które żyje w lepiankach czy favelas, które im rozwala co jakiś czas tsunami i obsługa hoteli na wybrzeżu robi za wolontariuszy, bo w sumie to nie ma już komu sprzątać tysięcy ciał na plaży.
Mamy ten luksus, że nie musimy się zastanawiać nad historią i niespecjalnie wiedzieć czemu właściwie należy nam się więcej praw.
Filkower, strasznie miło jest być zaczepionym na ulicy przez kogoś, kto czyta to, co człowiek pisze. Generalnie od razu potem czuje się, że to wszystko ma sens…
Dzięki.
„Szwecja ze swoją dobrze zorganizowaną polityką społeczną i wysoce opiekuńczym państwem ma wyższy przyrost naturalny niż katolicka, zapyziała, homofobiczna i antyaborcyjna Polska”
Szwecja z jej bogactwami naturalnymi (elektrownie wodne i rudy żelaza – Narwik i inne), niewielką liczbą ludności w stosunku do powierzchni oraz brakiem wojen w XX wieku (wprost przeciwnie – gdy inni się wykrwawiali Szwecja zarabiała sprzedając stal jednym i drugim) jest przykładem kraju, który stać na państwo opiekuńcze i socjalizm. Po prostu ma z czego finansować głupie i kosztowne eksperymenty społeczne. Trochę mnie dziwi że akurat Szwecję się przytacza jako wzorcowe państwo opiekuńcze bo przecież o wiele lepiej żyje się obywatelom Kuwejtu, Emiratów, Brunei czy Norwegii.
Polski socjalizm jest faktycznie „nieudolny” bo pod naciskiem polskiej i europejskiej lewicy wdraża się u nas państwo opiekuńcze nie mając pomysłu skąd ani jak go finansować. W rezultacie tego niefrasobliwego ustawodawstwa ZUS jest już zadłużony na 3 mld zł w bankach komercyjnych. Czy któryś z piewców socjalizmu ma pomysł kto i jak ten dług spłaci? Chyba nie, bo jak szukałem na stronie Krytyki Politycznej hasła „ZUS” to nie znalazłem – oni tak przyziemnymi sprawami się nie zajmują.
Socjalizm i państwo opiekuńcze jest w stanie rozłożyć nawet gospodarkę państw posiadających surowce – Szwecja w latach 90-tych przeszła poważny kryzys gospodarczy w wyniku dekoniunktury na surowce i stal, co ograniczyło strumień gotówki do budżetu. Pod koniec lat 90-tych Szwecja (13 mln ludzi) miała dług ok 150 mld USD, czyli tyle ile dzisiaj Polska (38 mln ludzi i 50 lat komunizmu). Dokładnie to samo dzieje się obecnie we Francji i Niemczech, które roztrwoniły kapitał zgromadzony przez poprzednie pokolenia (np. Francja – zyski kolonialne) i dziś ich fundusze społeczne również powoli bankrutują (Francja dzięki wygranej Sarkozy’emu ma szansę nieco spowolnić ten proces).
„już nie posiadamy dzieci po to by ktoś sie nami zajął na starość bo może to zrobić odpowiednia instytucja”
Wg wszelkich prognoz pieniądze w ZUS skończą się ok. 2015 roku, więc każdy kto dziś płaci miesięcznie ok. 700 zł podatku na ZUS w wieku emerytalnym dostanie figę z makiem a nie wymarzoną emeryturę. Będziecie mieć wtedy 30-50 lat, jeszcze większe obciążenie fiskalne dochodu niż dzisiaj, niespłacony kredyt na mieszkanie, zero oszczędności i zerowe szanse na emeryturę. Myślicie że Sierakowski z Kaliszem pochylą się wtedy nad waszymi problemami z troską i je rozwiążą? A może Biedroń?
Castaneda:
Myślicie że Sierakowski z Kaliszem pochylą się wtedy nad waszymi problemami z troską i je rozwiążą? A może Biedroń?
Nie oczekiwałbym tu pochyleń od panów S., K. i B., ale – w moim mniemaniu – Kaczyński z Giertychem będą się tu pochylać równie intensywnie. Nie widzę więc problemu – i nie zamierzam przeżywać emerytury na ochłapach, które wyrzuci mi to złodziejskie państwo tudzież jego skorumpowani „własciciele”. Kto zamierza – niech się martwi.
Dzieci nie są dziś sine qua non godnego życia na starość. Wystarczy rozpędzenie ZUS-u i innych instytucji pasożytujących na naszych portfelach i pozwolenie, by każdy, kto chce, indywidualnie odkładał sobie na emeryturę. Bez konieczności utrzymywania biurokratycznych darmozjadów nie powinniśmy mieć problemów z tym, by przez kilkadziesiąt lat zarobić tyle, by jesień życia spędzać nie w roli emerytów, lecz rentierów…
[Castaneda] Małżeństwo jest znaczącym i sformalizowanym ograniczeniem wolności jednostki. Tak drastyczny mechanizm musi być w jakiś sposób uzasadniony.
[Miko] Niby czemu musi skoro jest dobrowolny?
Żeby zapewnić obu stronom poczucie bezpieczeństwa potrzebne do wychowania potomstwa. Kochajmy się jak bracia, liczmy się jak Żydzi.
[Miko] „“Mario, wychowanie potomstwa w naszym gatunku zajmuje conajmniej kilkanaście lat, dlatego zmuszony jestem poprosić cię o rękę”. Nie sądzę żeby nawet 5% ludzi wchodzących w ten interes myślało w ten sposób.”
Nie sądzę żeby nawet 5% ludzi składających PIT-36 wiedziało z czego dostaje zwrot podatku i dlaczego z 12 tys. zł wychodzących z konta pracodawcy do nich trafia tylko 6,5 tys. zł. Co nie zmienia faktu, że tak właśnie się dzieje.
Chcę przez to powiedzieć, że pozornie irracjonalny mechanizm małżeństwa jest uzasadniony, nawet jeśli Tobie wydaje się on irracjonalny. Główny powód dla którego taką instutucję jak małżeństwo stworzono podałem akapit wyżej. Skąd bierze się ta „presja rodziny”? Dlaczego to zwykle kobieta domaga się ukonstytuowania związku jako pierwsza?
Swoją drogą, skoro małżeństwo jest irracjonalną fanaberią to po co domagają się go pary homoseksualne?
[Miko] „Przez 10 milionów lat świetnie sobie radził rodzaj ludzki z promiskuityzmem, bez żadnego małżeństwa, bez żadnej trwałej formy związku kobiety i mężczyzny, przez ostatnie 6000 lat w niektórych społecznościach pojawiła się ta wersja, stopniowo się upowszechniając, wciąż jednak w całej ludzkiej populacji nie stanowi dominującej formy związku.”
Czy możesz podać konkretne dane statystyczne uzasadniające zwłaszcza to ostatnie twierdzenie?
„Dzieci nie są dziś sine qua non godnego życia na starość. Wystarczy rozpędzenie ZUS-u i innych instytucji pasożytujących na naszych portfelach i pozwolenie, by każdy, kto chce, indywidualnie odkładał sobie na emeryturę”
Tak się nie da. Państwo ma zobowiązania wobec tych, których już socjaliści zdążyli oszukać – tzn. obecnych emerytów lub tych, którym do emerytury niewiele brakuje.
Nie da się też zawiesić Twoich i moich składek na przyszłe emerytury (ja też chętnie zrezygnowałbym z usług ZUS) bo ZUS nie spłaca obecnych emerytów z ich zgromadzonego kapitału, tylko z właśnie z naszych składek i komercyjnych kredytów. Dlatego m.in. ZUS jest tak drastyczny w ściąganiu tych składek – kto prowadzi biznes to wie.
Tak więc to co proponujesz („rozpędzenie ZUS”) to ekstreminacja starców przez ich zagłodzenie oraz zmuszenie do żebractwa lub innej pracy tych, którzy mogą pracować. Rozwiązanie niewątpliwie słuszne z darwinistycznego punktu widzenia, ale nie jestem pewien czy Europarlament nie wydałby znowu jakiejś rezolucji…
Po pierwsze system emerytalny w takiej formie w jakiej funkcjonuje to nie wymysł socjalistów, komunistów czy innych -istów, tylko rozwiązania opracowane w oparciu o niestety błędne złożenie że przyrost naturalny będzie ciągle wzrastał (nie przewidziano rewolucji seksualnej, tabletki antykoncepcyjnej emancypacji kobiet itd). Stąd system repartycyjny a nie składkowy dominuje w większości krajów. Z powodu zamian demograficznych mamy aktualnie tendencję do zmiany tego systemu kapitałowy także w Polsce (II i III filar) formą przejściową póki co jest system mieszany czyli repartycyjno-kapitałowy. Nie rozwijając tematu emerytur bo wszak nie o to chodziło, dodam jeszcze tylko, że nie ma co wpadać w panikę z tym ZUSem, owszem system jest mało wydolny ale zabezpiecza się go od kilku lat poprzez Fundusz Rezerw Demograficznych więc sytuacja nie będzie taka tragiczna (wesoło też nie będzie niestety). Natomiast co do państwa opiekuńczego czy nawet socjalnego to chyba się nie rozumiemy. Nie chodzi o rozbuchane rozdawnictwo z jakim mamy do czynienia właśnie teraz i to nie tylko dzięki lewicy ale prawicy właśnie ( kto w koncu wytrzyma i jeszcze da sobie radę z rozwojem gdy 31% PKB przeznacza sie na pomoc społeczną a tylko 0,4 na edukację????). Chodzi o to aby środki, którymi dysponujemy wydawać rozsądnie i w kontekście perspektywy dłuższej niż następne wybory. Bo jak ma się coś zmienić jeśli zasoby przeznaczone na edukację seksualną młodzieży idą na druk ulotek o skuteczności kalendarzyka małżeńskiego? Może taniej było by sponsorować młodzieży szklankę wody???. Przykłady można mnożyć a chodzi mi już nawet nie o zmiany systemowe w polityce społecznej , które są konieczne ale o rozsądne gospodarowanie chociaż tym co się ma. Nie będę wchodziła w krytykę lewicy na tym polu bo z mojego punktu jest z nią jak z demokracją (jest to raczej kiepska opcja ale lepszej aktualnie nie ma). Poza tym nie rozumiem dlaczego akurat Biedroń ma się pochylać nad moją mizerną emeryturą w przyszłości? Czyżby za wszystko byli odpowiedzialni geje??? Wybacz Castaneda, że sama na to nie wpadłam.
->
„Zależy co kto uważa za szczyt cywilizacji judeochrześcijańskiej.”
to przecież jasne, szczytowy był ten rok kiedy udało się zabić najwięcej murzynów.
„Po pierwsze system emerytalny w takiej formie w jakiej funkcjonuje to nie wymysł socjalistów, komunistów czy innych -istów”
Chcesz powiedzieć że powszechna i przymusowa opieka społeczna to pomysł o korzeniach prawicowych?
„zabezpiecza się go od kilku lat poprzez Fundusz Rezerw Demograficznych więc sytuacja nie będzie taka tragiczna (wesoło też nie będzie niestety)”
FRD miał do 2009 roku zgromadzić ponad 20 mld zł. Na koniec 2005 roku wartość jego aktywów wynosiła faktycznie 1,5 mld zł z rocznym przyrostem rzędu 14%, zaś na koniec 2006 roku aktywa wynosiły 2,4 mld zł. Masz pomysł w jaki sposób w ciągu 2 lat wartość ta nagle zwiększy się o 17,5 mld zł?
„Bo jak ma się coś zmienić jeśli zasoby przeznaczone na edukację seksualną młodzieży idą na druk ulotek o skuteczności kalendarzyka małżeńskiego?”
A co mielibyśmy osiągnąć dzięki tzw. edukacji seksualnej?
„tylko rozwiązania opracowane w oparciu o niestety błędne złożenie że przyrost naturalny będzie ciągle wzrastał „
Co ciekawe to „błędne założenie” co rusz pojawia się w kolejnych pomysłach lewicy. Cały komunizm bolszewicki był przecież oparty o „błędne założenia” w pracach marksistów. Dla nas skończył się 48 mld usd długu w 1989 roku.
„to przecież jasne, szczytowy był ten rok kiedy udało się zabić najwięcej murzynów.”
Och Jacku, nawet protestanccy Holendrzy handlujący Murzynami w Afryce nie dorastają do pięt humanistom z ZSRR i ich pomocnikom na całym świecie jeśli chodzi o wyniki w ekstreminacji ludności. „Czarna księga komunizmu” ocenia liczbę ofiar komunizmu – głodu lub celowej ekstreminacji – na ok 100 mln trupów.
Przypomnijmy tutaj szlachetne przykłady autorytetów moralnych lewicy takich jak Jean Paul Sartre czy Noam Chomsky – pierwszy apelował o nienagłaśnianie zbrodni Gułagu „żeby nie odbierać nadziei robotnikom z Rambouillet”, a drugi publicznie zaprzeczał zbrodniom wykształconego we Francji intelektualisty Pol Pota nawet gdy wszystkie gazety publikowały zdjęcia i relacje z masowych kaźni (1 mln trupów).
Katolicka Polska bardzo słabo wypada na tym tle – mamy na swoim koncie 16 (szesnaście) spalonych czarownic oraz 4 (cztery) ofiary obozu w Berezie Kartuskiej, choć niektórzy badacze wspominają z oburzeniem aż o siedemnastu.
Ok, może bez linków przejdzie…
[Piotr]„Nie obchodza mnie jakies tam wywody historyczne, chrzescijanskie, polityczne, antropologiczne, problem z przyrostem naturalnym itd itpe. Jestem normalnym, wyksztalconym facetem. Zyje normalnie tak jak pewnie wiekszosc z Was. Mam wsapanialego faceta, ktorego kocham i jestem z nim szczesliwy. Jedyny nasz problem polega na tym ze nie mozemy sobie ulozyc zycia. Dlaczego?? Bo jestesmy traktowani gorzej niz inni. A to juz jest dyskryminacja.”
[Castaneda]“Państwo wszystko robi gorzej, także i wychowuje dzieci, ponieważ państwowy wychowawca nie jest personalnie i emocjonalnie zaangażowany w ich dobro.”
[Bardzo zaspana]„już nie posiadamy dzieci po to by ktoś sie nami zajął na starość bo może to zrobić odpowiednia instytucja ale wychowujemy je, rodzimy dla wartości dziecka jako takiego i doświadczeń związanych z wychowaniem”
He he. I to jest właśnie warte zachwytu w tej cudownej piance luksusu, która unosi się na oceanie doskonale pomyślanego systemu, który nazywa się kapitalizm – grupa Europejczyków narzeka na to, że jest dyskryminowana, bo nie może chadzać za rączkę codziennie, tylko 19 maja. Tudzież, że państwo wychowuje gorzej dzieci niż rodzice, albo że kiedyś tam wychowywaliśmy dzieci żeby się opiekowały nami na starość.
W sumie trudno mówić o opiekowaniu się na starość kiedy średnia długość życia to powiedzmy 36 lat dla mężczyzny, a dla kobiety ok. 25 (ze świadomością że jak nie zginie się od choroby, porodu to przynajmniej od najazdu sąsiedniego wojska), a taka sytuacja trwała w Europie dość długo. Generalnie, mnożenie się oznaczało dodatkową gębę do wykarmienia, którą trzeba było jak najszybciej posłać w pole, albo się pozbyć przez wysłanie do miasta na praktyki do jakiegoś przyszywanego kuzyna. Potem nastał czas manufaktur i dzieci znów miały zajęcie. Potem ustawa Peel’a z 1819 ograniczała czas pracy dzieci w manufakturach do 12 godzin dziennie i zakazywała pracy dzieci poniżej 9 roku życia. Znajomy obrazek? Ano tak, w Indiach czy Chinach praca dzieci jest ceniona, bo mają zręczniejsze ręce (chociażby przy szlifowaniu diamentów). W tejże ojczyźnie Kamasutry za przyłapanie na stosunku homoseksualnym idzie się do więzienia na całe życie. To nie jest tak, że nagle cały świat stał się socjalistyczną utopią, jak myślą ludzie uważający się obecnie za konserwatystów (nota bene – Peel, bardzo zacny człowiek, był konserwatystą i wigowie/liberałowie razem z królową Wiktorią niespecjalnie za nim przepadali ). Po prostu tych, którzy na nas pracują nie widać, bo są na innym kontynencie. Potencjalnie – zdychają sobie w spokoju z odwodnienia, bo 4,2 miliarda litrów wody mineralnej rocznie nie da się wyprodukować z „krystalicznie czystego źródła Żywiec” czy „17 kilometrów od Nimes” (Perrier). Dlatego na stronie Nestle można sobie poczytać jak owo się kaja za to, że miliard ludzi w (głównie w Afryce) zwyczajnie nie ma dostępu do wody, a dodatkowe 2,4 miliarda do ilości umożliwiającej jakiś poziom higieny, bo żeby produkować to wszystko w fabrycznych ilościach trzeba komuś odebrać dostęp do rzeki [czego w końcu żadna konwencja ONZ nie zakazuje, bo woda według prawników z lepszego świata nie jest dobrem pierwszej potrzeby]
Rzecz jest w tym, że z wyjątkiem kwestii wody, Europa jeszcze te 200 lat temu naprawdę nie odbiegała od tego, co można sobie pooglądać w Chinach, a 800 – od tego co widać w Afryce. 80% społeczeństwa pracowało na 1% szlachty, gdzieś po środku było mieszczaństwo (z długością życia niższą niż na wsi) i jakoś to się kręciło. Czy mieli wybór? Niespecjalnie. Generalnie nie ma jakiejś specjalnej różnicy w idei pacyfikowania współczesnych chłopskich powstań w Chinach czy w średniowiecznej Europie. Kiedyś były miecze, a dziś karabiny. Może tylko łatwiej było o tym usłyszeć.
Te 20% populacji świata żyjące w krajach rozwiniętych wyda rocznie ok. biliona dolarów w sektorze media i rozrywka. Polacy będą kwękać że przeczytali tak mało książek, a młodzież będzie narzekać że podatnik płaci za zmuszanie jej do uczenia się Mickiewicza i cyklu rozrodczego pantofelka. W tym samym czasie wskaźnik piśmienności będzie w Afryce osiągał coś pomiędzy 0 a 69% (więc może państwowe kształcenie nie jest najgorszą ideą jeśli spojrzeć wstecz na Europę).
To nie jest lewackie gadanie z mojej strony. Osobiście, nikogo do niczego nie nawołuję, los tych ludzi jest mi mniej-więcej obojętny, bo mam świadomość, że gdyby tylko mieli możliwość to by mnie zabili a dobytek włącznie z butami poddali recyklingowi. Poza tym nie wierzę w to żeby działanie jakiejś grupy jednostek mogło zmienić system społeczny, który w różnych formach tak naprawdę zawsze zachowywał podobną strukturę dobrobytu. Tak tylko delikatnie chciałbym dać do zrozumienia, że rozterki katolików czy gejów odnośnie różnego rodzaju idei, czy kwestii dzieci, wypadają naprawdę kosmicznie jeśli odnieść je do przeciętnej egzystencji tych 80% ludności świata, które żyje w lepiankach czy favelas, które im rozwala co jakiś czas tsunami i obsługa hoteli na wybrzeżu robi za wolontariuszy, bo w sumie to nie ma już komu sprzątać tysięcy ciał na plaży.
Mamy ten luksus, że nie musimy się zastanawiać nad historią i niespecjalnie wiedzieć czemu właściwie należy nam się więcej praw.
„Chcesz powiedzieć że powszechna i przymusowa opieka społeczna to pomysł o korzeniach prawicowych?” Chcę powiedzieć, że pełnienie przez państwo funkcji opiekuńczych jest naturalnym efektem zmian w systemie produkcji, jest efektem rozwoju nauki, która pozwoliła nam przejść z systemu rolniczego to systemu przemysłowego. Ludzie przenosili się do miast, pracowali w dużych skupiskach a jak wiadomo siła tkwi w ilości w związku z czym mogli wreszcie wymusić na rządzących pewne przywileje. Ci, którzy potrafią się zjednoczyć mogą tych, którzy chcą sie utrzymać przy władzy do nie jednego zmusić (przykładem strajki górników, hutników, lekarzy, pielęgniarek i dla odmiany pracowników byłych PGR-ów, którzy dostali po dupsku bo nie umieli się zjednoczyć w walce o kawałek dzielonego tortu). Pewien pakiet zabezpieczeń socjalnych gwarantuje więc swoim obywatelom każde państwo, bez względu na to czy u władzy jest prawica czy lewica. A podwaliny pod system zabezpieczeń emerytalnych położył Bismark, którego jakoś nijak nie mogę skojarzyć z socjalizmem.
„A co mielibyśmy osiągnąć dzięki tzw. edukacji seksualnej?”, a na przykład spadek liczby ciąż u nastolatek, zdjęcie tabu z seksualności człowieka a więc ułatwienie nam relacji w związkach, tolerancję w stosunku do homoseksualistów, spadek zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową, pokazanie alternatywy tym, którzy repertuaru zachowań seksualnych człowieka uczą się obserwując jak tata gwałci mamę, albo ściągając pornola z netu…. naprawdę nie widzisz konieczności??
castaneda, jesteś zajebisty. ale założę się, że wyniki chomskiego i tak do pięt nie dorastają homoseksualistom w Niemczech :)))
„A podwaliny pod system zabezpieczeń emerytalnych położył Bismark, którego jakoś nijak nie mogę skojarzyć z socjalizmem.”
A pamiętasz dla kogo? Dla górników i hutników. Co do braku skojarzeń z socjalizmem to poniekąd słusznie, bo świadczenia socjalne miały na celu przyciągnięcie pracowników do tych ryzykownych zawodów.
„a na przykład spadek liczby ciąż u nastolatek, zdjęcie tabu z seksualności człowieka a więc ułatwienie nam relacji w związkach, tolerancję w stosunku do homoseksualistów, spadek zachorowań na choroby przenoszone drogą płciową, pokazanie alternatywy tym, którzy repertuaru zachowań seksualnych człowieka uczą się obserwując jak tata gwałci mamę, albo ściągając pornola z netu…. naprawdę nie widzisz konieczności??”
Dobrze, więc skoro mamy zdefiniowane cele to czy na potrzeby tej dyskusji możemy uznać Europę Zachodnią za dobrze wyedukowaną seksualnie?
Cześćjacek – proszę, nie uprzedzaj faktów.
„Szwecja z jej bogactwami naturalnymi (elektrownie wodne i rudy żelaza – Narwik i inne), niewielką liczbą ludności w stosunku do powierzchni oraz brakiem wojen w XX wieku (wprost przeciwnie – gdy inni się wykrwawiali Szwecja zarabiała sprzedając stal jednym i drugim) jest przykładem kraju, który stać na państwo opiekuńcze i socjalizm.”
Narwik jest w Norwegii, ech… a Skandynawia w XX wieku to była dzierewnia w porównaniu z kontynentem. Skandynawii w większej mierze pomogła Zimna Wojna niż surowce.
Po prostu ma z czego finansować głupie i kosztowne eksperymenty społeczne. Trochę mnie dziwi że akurat Szwecję się przytacza jako wzorcowe państwo opiekuńcze bo przecież o wiele lepiej żyje się obywatelom Kuwejtu, Emiratów, Brunei czy Norwegii.
Norwegia, he he, bardziej skrajnego przykładu państwa opiekuńczego chyba już nie ma (jest jeszcze Dania z lepszym indeksem Giniego). A Emiraty z tejże Skandynawii czerpią pomysły na państwo po serii bezsensownych inwestycji w Azji.
Socjalizm i państwo opiekuńcze jest w stanie rozłożyć nawet gospodarkę państw posiadających surowce – Szwecja w latach 90-tych przeszła poważny kryzys gospodarczy w wyniku dekoniunktury na surowce i stal, co ograniczyło strumień gotówki do budżetu.
http://www.pte.pl/pliki/1/59/krajedonr27.doc ech…
Eeee… cykle koniunkturalne jak najbardziej dotyczą też gospodarek wolnorynkowych? (vide Japonia) Większość surowców jest w Afryce, „i co z tego?” – chciałoby się zapytać. Umowy o wolnym handlu na to, co się z tych surowców wytwarza jak najbardziej mają podpisane. Żadnego opiekuńczego badziewia w stylu obowiązkowe szkoły też nie mają. Gdyby nie Anglicy i Francuzi to by nawet wspólnego języka nie mieli. Książkę to mogą co najwyżej zobaczyć na billboardzie, bo kosztują więcej niż roczna pensja, a bibliotek publicznych nie ma. Efekt jest godny wprowadzenia w Polsce niemal od zaraz.
Pod koniec lat 90-tych Szwecja (13 mln ludzi) miała dług ok 150 mld USD, czyli tyle ile dzisiaj Polska (38 mln ludzi i 50 lat komunizmu). Dokładnie to samo dzieje się obecnie we Francji i Niemczech, które roztrwoniły kapitał zgromadzony przez poprzednie pokolenia (np. Francja – zyski kolonialne) i dziś ich fundusze społeczne również powoli bankrutują (Francja dzięki wygranej Sarkozy’emu ma szansę nieco spowolnić ten proces).
To teraz coś o gospodarkach wolnorynkowych:
http://prawo.uni.wroc.pl/~kwasnicki/EkonLit/050908ekonomia_a_4_pliki/ekonomia_a_4-1.F.jpg
http://www.mof.go.jp/english/budget/brief/2004/2004f_01.htm
http://findarticles.com/p/articles/mi_m0XPQ/is_2001_Dec_24/ai_83370943
he he, cała Unia Europejska nawet gdyby chciała to nie osiągnęłaby tak cudownego efektu jak Japonia, której od kilku lat stosunek długu do PKB rośnie o 20% rocznie (w 2006 – 176%), albo USA, którego zadłużenie rośnie o 2 miliardy dolarów dziennie. Jeśli chodzi o surowce są to dwa odmienne przykłady krajów – Japonia ich nie ma, USA ma ich ile tylko zechce.
„Norwegia, he he, bardziej skrajnego przykładu państwa opiekuńczego chyba już nie ma (jest jeszcze Dania z lepszym indeksem Giniego)”
No dokładnie, bo ich stać. Ale z jakiegoś powodu to Szwecja jest rajem dla naszych lewaków.
„A Emiraty z tejże Skandynawii czerpią pomysły na państwo po serii bezsensownych inwestycji w Azji.”
Czerpią pomysły ale bardzo selektywnie. Socjalizm jest dla obywateli, a faktycznie pracują imigranci, którzy żadnych przywilejów nie mają i cieszą się że mogą pracować za takie pieniądze. Dokładnie odwrotnie niż w Europie, gdzie miejscowi pracują na imigrantów i ich wielodzietne rodziny.
„he he, cała Unia Europejska nawet gdyby chciała to nie osiągnęłaby tak cudownego efektu jak Japonia, której od kilku lat stosunek długu do PKB rośnie”
Biorąc pod uwagę ilość japońskich i amerykańskich turystów w każdym miejscu gdzie byłem to ich fundusze emerytalne mają się całkiem nieźle, więc być może mogą sobie pozwolić na zadłużanie. Cyfry, które podałem powyżej odnośnie polskiego Funduszu Rezerw Demograficznych nie dają podstaw do takiego optymizmu w przypadku Polski.
[Castaneda]„Chcę przez to powiedzieć, że pozornie irracjonalny mechanizm małżeństwa jest uzasadniony, nawet jeśli Tobie wydaje się on irracjonalny.”
Mnie się on nie wydaje irracjonalny i nigdzie tego nie napisałem. Gdyby był irracjonalny to byłby naturalny, ilość rozwodów i zdrad małżeńskich wskazuje raczej na pomyłkę z kiepską premedytacją.
[Castaneda]„Swoją drogą, skoro małżeństwo jest irracjonalną fanaberią to po co domagają się go pary homoseksualne?”
W jednym zdaniu geje i fanaberia i jeszcze się pytasz… Poważnie, to myślę że z dokładnie tych samych co pary heteroseksualne – bo są pod presją, albo pod wpływem…
[Castaneda]„Czy możesz podać konkretne dane statystyczne uzasadniające zwłaszcza to ostatnie twierdzenie?”
http://en.wikipedia.org/wiki/Polygyny
http://en.wikipedia.org/wiki/Image:POLYGYNY.JPG
http://en.wikipedia.org/wiki/Image:Polygamy_world_map.png
http://eclectic.ss.uci.edu/~drwhite/pw/Polygyny1988.pdf
http://eclectic.ss.uci.edu/~drwhite/pw/Causes_ofPolygyny.pdf
„Jutro Parada Równości – doroczny marsz, który osoby homo-, bi- i transseksualne urządzają w ramach walki o prawa równe tym, którymi cieszą się rządzący w Polsce heteroseksualiści.”
Nie osoby tylko stowarzyszenia określające się jako walczące o prawa tych osób!
dla mnie bez wątpienia koniecznym jest stworzenie mechanizmu formalnego, chroniącego prawa par homoseksualnych. Jak bardzo i czy uroczyste będzie podpisanie takiego aktu/kontraktu to juz sprawa wyboru
„Nie osoby tylko stowarzyszenia określające się jako walczące o prawa tych osób!”
Historia zna przykłady takich nadużyć – np. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza określająca się jako organ broniący praw robotników.
“Nie osoby tylko stowarzyszenia określające się jako walczące o prawa tych osób!”
Czyli to stowarzyszenia miały po dwie nogi i chodziły po mieście z flagami? Ciekawa reifikacja… W sensie logicznym to zdanie jest jak najbardziej prawdziwe – w pochodzie uczestniczyły osoby wymienione przez autora bloga a że w zdaniu nie ma tendencji uniwersalizujących („wszystkie osoby…”) to nie rozumiem tej uwagi.
O pojawił się nasz słodki prof. Kochanowski. Biedaczek zdominowany został na konferencji w Berlinie przez feministki i mniejszości seksualne, to straszliwy skandal w Europie!!! On obrońca niepełnosprawnych, który dzień i noc walczy o ich dobro, niech się przywiaże do wózka inwalidzkiego i spóbuje pojeździć po Polsce, a potem niech uda się na nim do np. Niemiec, Szwecji. Niech spróbuje żyć z renty inwalidzkiej, zanim zacznie fanzolić swoje dyrdymały o dyskryminacji i inwazji kulturowej. Widzę, iż bezczelność Rzecznika Obywatelskiego w manipulacji nie ma granic.
“A podwaliny pod system zabezpieczeń emerytalnych położył Bismark, którego jakoś nijak nie mogę skojarzyć z socjalizmem.”
Ja kojarzę. „Kto nie był w młodości socjalistą, na starość będzie świnią”- zdaje się słowa wielkiego Otta.
Oczywiscie „Piotrek Jasiewicz” ma racje co do bezczelnosci RPO Kochanowskiego.. Jednak Kochanowski zarobil u mnie jeden punkt. Potwierdza on, ze
>stoimy wręcz przed pewnymi redefinicjami zakresu praw człowieka. Nawiążę przy okazji do rezolucji Parlamentu >Europejskiego, bo mówimy o prawie europejskim. Chodzi o rezolucję na temat homofobii, rasizmu, ksenofobii >dotyczącej Polski. Ta rezolucja zaczyna się od stwierdzenia, że przynależność do Europy oznacza akceptację >wspólnych praw, zapisanych w aktach europejskich.
Innymi slowy, wszyscy mieszkancy-obywatele Europy maja pewne prawa, ktore sa niezalezne od tego, co na ich temat mysla sobie wladze w Warszawie, Dublinie czy Rzymie, niezalezne rowniez od lokalnej opinii publicznej.
Poczyniona przez Kochanowskiego obserwacja wyroznia go trzezwoscia w stosunku do innych homofobow, anty-feministow, ksenofobow etc. powszechnie wystepujacych ze swoimi „przemyslnymi” argumentami, rowniez na tej stronie. Unijne prawo istnieje realnie i przebija prawo lokalne czy sie to komus podoba czy nie. Mozna bylo nie zgodzic sie na akcesje, ale teraz troche za pozno na dyskusje o „naturalnosci” malzenstw homoseksualnych, jakosci wychowania dzieci w takich malzenstwach, czy w ogole o prawach mniejszosciowych…. juz nie mowiac o ukochanej przez wiekszosc Lechitow tematyce skracania o glowe w majestacie prawa…
Oczywiscie Kochanowski et cohortes maja prawo argumentowac na europejskim forum bo jako obywatele Europy maja do tego niezbywalne prawo. Tyle, ze w obecnej chwili ich poglady reprezentuja nader ograniczona mniejszosc i stad nie maja zadnej szansy na to byc byly brane na powaznie.
Na koniec warto zauwazyc, ze dyskusja bynajmniej nie dotyczy rzadow mniejszosci nad wiekszoscia, ale tolerancji dla mniejszosci. Jesli komus sie wydaje, ze w krajach zgnilego liberalizmu homoseksualisci do spolki z feministkami juz przejeli wladze to bardzo sie myli. Np. w Szwecji toczy sie obecnie ostra dyskusja dlaczego kobiety kryminalistki traktowane sa o wiele ogledniej przez sady od ich meskich kolezkow za te same przestepstwa. W tym samym kraju homoseksualisci maja prawo do adopcji, ale w praktyce taka adopcja nie istnieje (nie jestem pewny danych ale albo nie istnieje w ogole, albo jest unikalna). Stad teoria i praktyka wcale nie sa jednoznaczne, jak to niektorzy sugeruja. Wazne jednak, ze mniejszosc moze sie dopominac o tolerancje w majestacie prawa.
[Moniek]Innymi slowy, wszyscy mieszkancy-obywatele Europy maja pewne prawa, ktore sa niezalezne od tego, co na ich temat mysla sobie wladze w Warszawie, Dublinie czy Rzymie, niezalezne rowniez od lokalnej opinii publicznej.
Owszem, prawa człowieka mają sens tylko wtedy, gdy zakłada się ich uniwersalną obowiązywalność. Z tym wiąże się paradoks stanowisk wygłaszanych przy okazji wojny w Iraku (zarówno ze strony ONZ, jak i w starych wątkach typu „Dlaczego USA nie podlegają jurysdykcji Mnar. Tryb. Karnego?”).
Ja nie mowilem o abstrakcyjnych (bo znajdujacych sie pod „miedzynarodowa” kuratela) prawach czlowieka, ale o prawach Europejczykow, obywateli Europy. Mowilem o naszych prawach obywatelskich. Na nieszczescie nie mamy jeszcze Europejskiej Konstytucji, na ktora moglyby sie powolywac europejskie sady. Niemniej wszystkie panstwa czlonkowskie musialy zaakceptowac harmonizacje zasad i kodeksow… Czy mozna sie wylamac i nie uznac nie odpowiadajacej nam decyzji europejskiego sadu? Pewnie mozna, ale „z dobrodziejstwem inwentarza”…
Mysle, ze wciaz brakuje nam swiadomosci, ze jestesmy nie tylko obywatelami polskimi, ale rowniez europejskimi. Roznica jest chyba oczywista… Polskosc wyznacza nam kontekst lokalny, europejskosc kontekst uniwersalny..Dospiewajcie sobie sami co wynika z ewentualnego konfliktu obu kontekstow..
Głupku jeden nie rozumiesz o co naprawdę homoseksualisci walczą to nie filozofuj!
Tu chodzi tylko i wyłacznie o prawo doąlegalnej ekstorsji!
Po przez ekstorsję oni beda CI mogli odebrac twoją firme czy dom, łgając że dyskriminujesz przeciwko nim!
Tu chodzi o odwrotną dyskryminację!
… no i oczywiscie o prawo do adopcji!
Homoseksualisci to ludzie mentalnie chorzy, leczyc ich!
1. Czy gdziekolwiek do tej pory państwo odebrało komuś firmę lub dom z powodu dyskryminacji?
2. Czy gdziekolwiek na świecie geje i lesbijki muszą łgać, skarżąc, że ktoś ich dyskryminuje? O ile wiem, w większości nawet najbardziej „postępowych”, zachodnich krajów wciąż odmawia się gejom i lesbijkom podstawowych praw – małżeństwa na dziś dzień mogą zawierać tylko w 12 państwach, z czego w dwóch nie na całości terytorium. Nie wspomnę już o nagminnych homofobicznych atakach, do których dochodzi nawet w państwach ze wspomnianej dwunastki, np. w Holandii i RPA.
Odwrotna dyskryminacja na początku wcale nie byłaby zła, jako wyrównanie dwóch tysięcy lat krzywd. Na razie jednak nikt o niej nie myśli w sytuacji, gdy za urodzenie się gejem w wielu krajach wciąż można zawisnąć.
ZRYTE