Dyskutowaliście pod ostatnim postem zarówno na WordPressie, jak i Salonie, na tyle intensywnie, iż – i tak dość ostatnio zajęty – nie byłem w stanie na bieżąco odpowiadać. Czynię to zatem teraz zbiorczo, przynajmniej w odniesieniu do jednego wracającego jak bumerang w dyskusjach o małżeństwach jednopłciowych argumentu: Małżeństwo służy prokreacji. W związkach homoseksualnych nie ma mowy o prokreacji, stąd nie powinny te związki otrzymywać praw należnych heteroseksualnym małżeństwom.
Jak widzimy, chodzi tu o postulat, by instytucja małżeństwa była ograniczona tylko do ludzi, którzy płodzą dzieci i razem je wychowują. Ponieważ spełniają tym samym ważną rolę społeczną (odnawiają tkankę narodową, która potem będzie płacić im emerytury etc.), należą im się za to poświęcenie jakieś nagrody – i tymi właśnie nagrodami są przywileje, którymi cieszą się w Polsce heteroseksualne małżeństwa.
Argument powyższy, mimo że miejscami absurdalny (zakłada bowiem, że ludzie rodzą dzieci po to, by mieć emerytury, przez co człowiek zaczyna zachodzić w głowę, po co rozmnażano się przed Bismarckiem), byłby jednak do strawienia (jeśli za Marksem wierzy się, że jednostka powinna działać kierując się w pierwszym rzędzie dobrem społeczeństwa, można zachwycać się jego kolektywistyczną logiką), gdyby nie parę faktów, o których zapominają posługujący się nim przeciwnicy związków jednopłciowych:
- Istnieją małżeństwa bez dzieci, ba, obecnie z roku na rok jest ich na świecie coraz więcej.
- Istnieją dzieci nie urodzone w związkach małżeńskich, ba, obecnie z roku na rok jest ich na świecie coraz więcej.
Co więcej, gdybyśmy zastosowali ten argument do par heteroseksualnych, powinniśmy zakazać wstępowania w związki małżeńskie ludziom bezpłodnym, wysterylizowanym, używającym środków antykoncepcyjnych, kobietom po menopauzie, wreszcie każdej osobie z jakichkolwiek względów nie chcącej mieć dzieci. Poza tym niewychowujące dzieci małżeństwa winny być natychmiast z mocy prawa rozwiązywane z chwilą, gdy kobieta przestanie miesiączkować, mężczyzna popadnie w impotencję lub jeśli mimo prób nie doczekają się pierwszego potomka np. przez trzy kolejne lata.
Ktoś odpowie, że to wyjątki, aberracje. Niekoniecznie: jeśli przyjrzymy się dokładniej sytuacji w Polsce, okaże się, że z różnych przyczyn prawie połowa polskich małżeństw dzieci aktualnie ani nie płodzi ani nie wychowuje, gdyż albo już spłodziła i odchowała jedno lub parkę i dała sobie spokój, albo w ogóle rozmnażać się nie może lub (jak to ma miejsce w przypadku wielu młodych małżeństw na dorobku) na razie nie chce. W myśl logiki tych, którzy twierdzą, że małżeństwo służy prokreacji, wszystkie takie stadła w ogóle nie mają racji bytu.
Z drugiej strony we Francji czy krajach skandynawskich ponad połowa dzieci rodzi się dziś poza małżeństwami. Ich rodzice nie widzą sensu wiązania się na stałe, nie myślą o małżeństwie, wolą dzielić życie z partnerem bez formalnych wobec niego zobowiązań lub po prostu robią sobie dziecko pozostając singlem. Małżeństwo, także w Polsce, powoli przeradza się w kontrakt ekonomiczny, zawierany przez długo chodzące ze sobą pary, gdy np. trzeba zaciągnąć pożyczkę na kupno mieszkania. W cywilizowanych krajach coraz częściej dzieci robią sobie na własną rękę korzystające z banków spermy samotne kobiety po trzydziestce lub korzystające z pomocy odpowiednich ośrodków panie po sześćdziesiątce, które nie chcą stracić biologicznej szansy na potomstwo lub po prostu chcą „to” przeżyć jeszcze raz. Wszystko to pokazuje, że drogi małżeństwa i prokreacji już się rozeszły, przynajmniej w naszej części świata. Udawanie, że się tego nie dostrzega, nic tu nie zmieni.
Poza tym dochodzą dochodzi jeszcze pewien ważny fakt, o którym przeciwnicy małżeństw jednopłciowych wolą nie wspominać: homoseksualiści mogą mieć dzieci. Większość z nich, wbrew temu, w co wierzą konserwatyści, nie jest bezpłodna. Ze zrozumiałych względów łatwiej zostać rodzicem lesbijce niż gejowi (kobiecie w ostateczności wystarczy do tego facet i słoiczek), jeśli jednak ktoś ma parę znajomych lesbijek, które akurat poszukują dawcy nasienia, lub kasę na „matkę zastepczą”, płeć też przestaje być problemem.
Osób, które wspólnie z partnerem tej samej płci wychowują dzieci, też z roku na rok jest na świecie coraz więcej. Nie są to dzieci wspólne, ale nietrudno znaleźć na Zachodzie parę lesbijek z dwójką dzieci, po jednym na każdą z mamuś. Nierzadko taka para wychowuje takie dzieci na zmianę z ojcem lub parą ojców, przeważnie gejów. Niektóre państwa zauważają, że czasy się zmieniają (od niedawna możliwość posiadania przez dziecko trzech równoprawnych rodziców dopuszcza Kanada – w styczniu 2007 sąd apelacyjny prowincji Ontario uznał, że dziecko, które już ma dwóch legalnych „z automatu” rodziców: biologiczną matkę i jej żonę, ma prawo do posiadania trzeciego rodzica: biologicznego ojca), inne chowają głowę w piasek i udają, że problem nie istnieje. Co ciekawe, sam fakt istnienia dzieci z więcej niż dwojgiem rodziców wytrąca z rąk argumenty tym, którzy utrzymują, iż dziecko wychowywane w rodzinie jednopłciowej jest z definicji pokrzywdzone, gdyż nie styka się z wzorcami reagowania właściwego dla płci rodzica, którego nie ma. Według przeciwników wychowywania dzieci przez pary jednopłciowe, ludzie dorastający w takich rodzinach, oprócz tego, że bez wątpienia byliby homoseksualistami, mogliby też być w przyszłości równie upośledzeni społecznie, jak ci wychowywani przez samotne matki lub samotnych ojców. Argument ten nie ma jednak żadnego naukowego potwierdzenia: z licznych badań wynika, że ani dziewczynki wychowywane przez jedną lub dwie mamusie nie wyrastają na lesbijki, ani chłopcy z jednym lub dwoma ojcami – na gejów; ich kompetencje społeczne też średnio nie odbiegają od kompetencji społecznych ich wychowywanych w heteroseksualnych rodzinach rówieśników.
Przeciwnicy homorodzicielstwa powinni już teraz zacząć się zastanawiać, co robić z dziećmi z dwoma biologicznymi rodzicami tej samej płci, których już niedługo może być na świecie całkiem sporo. Rozwój genetyki jest nieubłagany. W 2003 chińscy naukowcy stworzyli pierwszy płód, który miał trzech rodziców: 2 matki i ojca. Od tego czasu doświadczenie powtórzono kilkakrotnie w laboratoriach brytyjskich, choć – z uwagi na potencjalne protesty religijnych ekstremistów – bez szczególnego rozgłosu. Zwłaszcza że wiele rządów pod wpływem antynaukowej ofensywy fundamentalistycznych organizacji (by wspomnieć choćby Kościół katolicki, walczący z badaniami nad zarodkami i zapłodnieniem nie mniej zajadle, niż 5 wieków temu walczył z badaniami gwiazd i planet – czasy się zmieniają, jednak nienawiść do wiedzy w największej zarabiającej na głupocie instytucji świata trwa w najlepsze). Niewykluczone zatem, że za kilka lat będą się rodziły dzieci genetycznie posiadające także dwóch tatusiów – i pojawi się pytanie, dlaczego państwo zakazuje takim tatusiom, którzy przecież wychowują swoje biologiczne potomstwo, zawarcia małżeństwa, które właśnie ochronie potomstwa ma służyć. Nie mogę się doczekać, by usłyszeć, jakie argumenty wtedy pojawią się w ustach dyżurnych wrogów szczęścia własnych bliźnich.
Najśmieszniejsze, że cała ta rewolucja nastąpi bez wzbudzającego największe kontrowersje przyznawania gejom i lesbijkom prawa do adopcji, którego zresztą sami zainteresowani, jeśli wyłączyć pojedyncze wyjątki, wcale się nie domagają. Homoadopcja służy dziś właściwie tylko i wyłącznie podsycaniu niechęci do gejów w społeczeństwie (chcą dzieci, więc pedofile), gdy tymczasem znakomita większość ludzi (a homoseksualiści nie są tu wcale wyjątkami) ani myśli adoptować cudze dzieci (i inwestować tym samym własne środki w sukces reprodukcyjny innych osobników), jeśli tylko może sobie pozwolić na własne. Ewolucja od początku życia na Ziemi karze takie zachowania bezlitośnie: geny frajera, który zajmuje się nie swoim potomstwem, szybko zostają wyparte przez geny spryciarzy, którzy są w stanie podrzucać społeczeństwu swe „kukułcze jaja”.
To, o co chodzi gejom i lesbijkom na całym świecie, to rozwiązania prawne, które umożliwiłyby zauważenie przez prawodawcę istnienia jednopłciowych rodzin z dziećmi – i ułatwienia im życia, choćby przez dopuszczenie prawnej możliwości posiadania przez dziecko dwóch rodziców tej samej płci (co, jak pokazuje przykład kanadyjski, wcale nie musiałoby wykluczać posiadania trzeciego rodzica płci odmiennej). Wbrew pozorom rodzin, które by na tym skorzystały, wcale nie jest ich w Polsce mało, rzadko jednak ujawniają się przed urzędami z obawy przed problemami, które mogłyby mieć w państwie, którego politycy zastanawiają się aktualnie, w jaki sposób zakazać homoseksualistom chodzenia na basen. Zwłaszcza z dziećmi.
Tomku, dawno nie chwaliłem Twoich tekstów, ale ten jest świetny!
Nie chce mi się wszystkiego komentować, bo właściwie trudno coś dodać. Napiszę tylko, że współczuję bardzo dzieciakom, które zostały spłodzone tylko dlatego, że ich prawicowi rodzice chcieli przedłużyć żywotność narodu albo zapewnić sobie emeryturę. Takie dziwaczne podejście zupełnie wyklucza miłość, a to musi się odbić na dziecku.
no i tak wlasnie jest – trzeba te wszystkie bezproduktywne malzenstwa rozwiazac. w tym cely nalezy powolac trojki parafialne, ktore wszystko sprawdza i spisza. byc moze nalezaloby tez wprowadzic przymusowa inseminacje dla kobiet, ktore moga, ale nie chca.
kolejnym etapem bedzie wprowazenie norm rozrodczych, kobiety ktore wykonaja plan 6-letni w rekordowo krotkim terminie bedzie sie fotografowac dumne na fotelach ginekologicznych. tak jak radzieckie traktorzystki.
ja jako byly euromason
Bardzo dobry tekst. Gratuluje!
Wszystko sprowadza sie do jednej zarazy: kosciola katolickiego, a religii w ogolnosci.
Przeciez to ze malzenstwo sluzy do tego zeby robic dzieci to jest wlasnie wymysl i twierdzenie kosciola k. Sprobojcie powiedziec przed slubem ze nie mozecie miec dzieci – slub koscielny z glowy.
Jakiś czas temu do języka trafiła „szklanka wody zamiast”. Czy cytat „Kobiecie w ostateczności wystarczy do tego facet i słoiczek” zrobi podobną karierę? 🙂
Jestem bardzo ciekaw czy ktokolwiek z tutaj komentujących (włącznie z Autorem) ma dzieci? Bo od dłuższego czasu mam wrażenie, że jest to dyskusja ze ślepym o kolorach.
->Castaneda
a czy Ty kiedykolwiek zakochałeś się w mężczyźnie?
Co prawda tu jeszcze nie dorzucałam swoich 3 groszy, ale zgadzam się z powyższym tekstem i śmiało mogę przyznać sie do posiadania potomstwa, w związku heteroseksualnym. Czy ta deklaracja wystarczy bo dopuścić mnie do dyskusji?;)
Casstaneda – to ciekawa idea, aby bezdzietni nie wypowiadali się o dzieciach. Mamy z głowy biskupów, jakieś 90% księży,99% zakonnic i na okrasę połowę LPRu. Ja, jako ojciec – popieram 🙂
Nie każdy ma dzieci, ale każdy jest dzieckiem, w sensie – czyimś 😉
Argument kiepawy. To tak jakby homoseksualiści nie mieli prawa grać w tenisa, a ktoś w dyskusji o tym powiedział „ciekawi mnie ilu z dyskutantów grywa w tenisa”. Litości…
@Castaneda:
Może mi się coś pomyliło, ale myślą przewodnią jest chyba to, że małżeństwo to coś innego niż organizacja płodząca i wychowująca dzieci. I argumenty w nim zawarte tylko popierają tę tezę. Wybacz, ale nie rozumiem, jak się ma posiadanie dzieci do możliwości dyskusji na temat małżeństwa?
Tomku:
Te argumenty są całkiem niezłe. Są jednak skazane na klęskę. Dlaczego? Bo sa logiczne… To się w tym kraju bardzo źle sprzedaje…
Spytałem o dzieci bo zdumiewa mnie łatwość z jaką autor opowiada o różnych motywach posiadania dzieci, które – jego zdaniem – powodują ludźmi je płodzącymi. Trudno z tym dyskutować bo jeśli ktoś ma dzieci to pewne sprawy rozumie podświadomie, a jeśli nie ma to racjonalne wywody i tak do niego trafią. Ostatnio na moim blogu niejaki Quasi dowodził, że nie można brać pod uwagę tylko dobra dziecka bo potrzeby gejów też muszą być zaspokojone. Więc poradziłem mu że jak ma potrzebę opiekowania się to niech kupi kucyka.
Argumentacja że „małżeństwa” homoseksualne należy legalizować bo chińscy naukowcy eksperymentują na płodach ludzkich i wkrótce „wszystko się może zmienić” jest tak samo naiwna jak dziecinna. Już w 1917 roku bolszewicy postulowali koniec „reakcyjnej rodziny”, która miała być zastąpiona „racjonalnym i naukowym wychowaniem” dzieci przez państwo (tak to się nazywało dosłownie – „racjonalny i naukowy światopogląd”). Postulowali również koniec „opium dla mas” jakim jest religia. Przed nimi zrobili to także jakobini, którzy posunęli się nawet do zmiany kalendarza by uniknąć wstydliwego odwołania do narodzin Chrystusa. Z litości nie wspomnę jak skończyli i jedni i drudzy. Stare przysłowie mówi: historia magistra vitae.
Łysakowski z upodobaniem szafuje również kłamstwami: „walczący z badaniami nad zarodkami i zapłodnieniem nie mniej zajadle, niż 5 wieków temu walczył z badaniami gwiazd i planet”. Więc Kopernik była jednak kobietą, a i zapewne lesbijką, a nie kanonikiem czyli księdzem? Chciałbym zatem przypomnieć, że badania Kopernika, tolerowane przez Kościół przez kilkadziesiąt lat, doprowadziły do wydanie dzieła De Revolutionibus…, które tak z punktu widzenia tak dzisiejszej jak i ówczesnej nauki były zbiorem kompletnych bredni o sferach niebieskich i diamentowych obręczach. Podobnie tolerowane były badania Galileusza, według opisów jemu współczesnych bezczelnego bufona w stylu biedroniowskim, dopóki rozzuchwalony nie zaczął głosić swoich bredni o epicyklach jako faktu. Wtedy Watykan powiedział „sprawdzam” – ale wobec bzdurności swoich teorii oraz niemożności ich dowiedzenia ówczesnymi (ani współczesnymi) metodami badawczymi został zmuszony do ich odwołania. Podkreślam rolę Watykanu i Inkwizycji jako weryfikatora weryfikowalności tez ogłaszanych publicznie jako prawdziwe (pomijam kwestię płaskiego świata, ale jakiś model musi istnieć a w czym gorszy płaski świat od sfer niebieskich?).
Instytucja ta musi być niewątpliwie frustrujące dla współczesnych zwolenników kreatywnych nauk społecznych, które każdą świeżo spłodzoną brednię czym prędzej chcą wdrażać na żywym społeczeństwie, z zaciekłym radykalizmem neofitów. Często także posługując się kłamstwem lub manipulacją, jak przy badaniach nad „gay gene”.
Z tych, które już upadły chciałbym przypomnieć „bezstresowe wychowanie”, „dobrą pedofilię” (Beck, Cohn-Bendit), kolejne fale feminizmu (teraz chyba jest trzecia, straciłem rachubę – przy dziesiątej dojdą zapewne do zażartej obrony patriarchatu), eugenikę (którą Szwecja zakończyła zaledwie w 1976 roku) no i najbardziej krwawy z nich – komunizm, który nadal ma wielu wyznawców wśród światowych intelektualistów (wśród proletariatu jakby mniej).
Problem polega na tym, że każda z tych teorii, z których ich dawni apologeci cichcem się dziś wycofali doprowadziła do wymiernych tragedii prawdziwych, żywych ludzi. Beck przyciśnięty do muru w ubiegłym roku beztrosko wyznał że „dobra pedofilia” była wynikiem „szerokiego błędu w postrzeganiu pedofilii”, starannie zapominając że 20 lat temu forsował ją jako prawdę objawioną i fakt „naukowy”. Ale ilu pedofili po dziś dzień racjonalizuje swoje postępowanie tymi bredniami (vide „Mały Książe”)? O tym Beck już nie myśli, bo dzisiaj ma nowe zabawki w postaci „praw gejów” i walki z CO2.
Wszystko o czym pisze Łysakowski to nieweryfikowalne hipotezy. Nieweryfikowalne, ponieważ wbrew temu co piszesz nie ma badań dowodzących ponad wszelką wątpliwość, że dzieci wychowywane w rodzinach dysfunkcyjnych składających się z „rodziców” tej samej płci nie mają z tego powodu problemów w dorosłym życiu. Nie ma ich i nie będzie bo adopcja dzieci przez pary homoseksualne jest zjawiskiem marginalnym i takim pozostanie.
Wygodnie pominąłeś to co pisze na swoich stronach APA, które dla uczciwości w jednym zdaniu wspomina o „ograniczonym zakresie” badań dzieci i rozwodzi się na trzech stronach o tym jak doskonale czują się w roli rodziców sami geje czy lesbijki. Zwracam uwagę na charakterystyczny egocentryzm tego „czucia się dobrze” oraz stosunek ilościowy do rozważań nad dobrem dziecka.
Badania, które zacytowałeś (te z WEBMD.COM) zapiszę w swoim notatniku – wraz z Twoim komentarzem – jako przykład ściemy i manipulacji prowadzonej pod płaszczykiem badań naukowych. Wniosek jaki wysnułeś (o kompetencjach społecznych) nijak się ma do treści artykułu, mówiącego że dzieci wychowywane przez rozwiedzione lesbijki nie mają gorzej od dzieci wychowanych przez rozwiedzione kobiety heteroseksualne. Próby badawcze to 260 i 36 dzieci, co brzmiałoby komicznie gdyby nie wysnuwano z tego daleko idących wniosków, że „pod pewnymi względami rodziny gejowskie są nawet lepsze od normalnych” (sic!) i gdybyś się na nie powoływał z całą powagą, dodatkowo zmieniając ich wymowę na Tobie pasującą.
Podsumowując, teza której bronisz jest niemożliwa do udowodnienia bez powszechnej legalizacji adopcji dzieci przez pary homoseksualne do czego na pewno nie dojdzie. Ergo teza nie zostanie nigdy dowiedziona. Problem polega na tym, że hunwejbini lewicowej rewolucji kulturalnej są gotowi zrobić to wszelkimi środkami, dokładnie tak samo jak sto lat wcześniej wprowadzili komunizm, pomimo że jego skuteczność była niemożliwa do udowodnienia i pomimo że były liczne przesłanki by sądzić że nie zadziała.
Jedynym praktycznym sposobem przeprowadzenia dowodu było jego wprowadzenie, co uczyniono siłą. Rezultatem była klęska komunizmu i ok. 100 mln trupów. Różnica między lewactwem a konserwatyzmem polega na tym, że lewactwo prowadzi tego typu eksperymenty każdym kosztem, zaś konserwatyzm wyżej niż weryfikację teorii społecznej ceni ludzkie życie.
Czy weźmiesz personalna odpowiedzialność za przyszłe krzywdy dzieci wychowywanych przez pary homoseksualne? Zapewne nie, a jak za 20 lat Ci to przypomnę to będziesz się – tak jak Beck – tłumaczył „szerokim błędem w postrzeganiu”. Grunt że dzisiaj można pojeździć na fali i podlansować się modnym tematem. A to że nieweryfikowalnym – och, cena postępu…
@Castaneda
„Wtedy Watykan powiedział “sprawdzam” – ale wobec bzdurności swoich teorii oraz niemożności ich dowiedzenia ówczesnymi (ani współczesnymi) metodami badawczymi został zmuszony do ich odwołania. Podkreślam rolę Watykanu i Inkwizycji jako weryfikatora weryfikowalności tez ogłaszanych publicznie jako prawdziwe (pomijam kwestię płaskiego świata, ale jakiś model musi istnieć a w czym gorszy płaski świat od sfer niebieskich?).”
Protoplasta „peer review” to ja widać pomysł Inkwizycji, powinszować fantazji. A w przypadku niepomyślnego wyniku jakie były konsekwencje? Nie publikowali tylko w „Journal of Applied Malleus Maleficarum”?
„kolejne fale feminizmu (teraz chyba jest trzecia, straciłem rachubę”
och, teraz masz „nowy feminizm”, założony przez papę-Polaka. lol.
Patrząc na to co z masami zrobiły prace Marksa można się naprawdę zastanawiać nad słusznością czegoś takiego jak indeks ksiąg zakazanych. Z czysto rachunkowego punktu widzenia spalenie go na stosie byłoby znacznie mniejszą zbrodnią niż 100 mln trupów jako wynik wprowadzania komunizmu. Zwłaszcza że jemu współcześni ostrzegali czym to się skończy.
„och, teraz masz “nowy feminizm”, założony przez papę-Polaka. lol.”
Poczekaj, coś chyba przegapiłem. Bo ostatnio – w trzeciej fali – to doszły do tego że kobieta i mężczyzna się jednak różnią. Obiecuję że jak dojdą do tego że długie i umyte włosy oraz makijaż nie są seksistowskim patriarchatem to zacznę przychodzić na Manify.
[Castaneda]„…jeśli ktoś ma dzieci to pewne sprawy rozumie podświadomie”
Jakie sprawy na przykład?
[Castaneda]Argumentacja że “małżeństwa” homoseksualne należy legalizować bo chińscy naukowcy eksperymentują na płodach ludzkich i wkrótce “wszystko się może zmienić” jest tak samo naiwna jak dziecinna.
Jeśli kontr-argumentowanie w oparciu o bolszewików jest synonimem dojrzałości, to wolę dziecinne argumentacje odnoszące się do badań. To, że badacz jest Chińczykiem nie oznacza samo w sobie, że jego badania są bezwartościowe. (zaraz się okaże, że Związek Radziecki z założenia nie mógł mieć odkryć naukowych)
[Castaneda]…ale wobec bzdurności swoich teorii oraz niemożności ich dowiedzenia ówczesnymi (ani współczesnymi) metodami badawczymi został zmuszony do ich odwołania.
T. Kuhn, „Struktura rewolucji naukowych” – tyle mam do odpowiedzenia w tej kwestii.
[Castaneda]eugenikę (którą Szwecja zakończyła zaledwie w 1976 roku)
Zakaz in vitro, czy prawne utrudnianie homoseksualistom posiadania dzieci to też rezolucje eugeniczne. Największym (bo ogólnoświatowym) proliferatorem treści eugenicznych są, i zawsze były, religie. Rożne rzeczy można o tym powiedzieć – „Robicie to, co i totalitaryzmy robią” (co samo w sobie nic nie znaczy, bo o wielu rzeczach można tak powiedzieć), „Wychodzicie z tych samych założeń co totalitaryzmy” itd. Jeśli krytykować eugenikę za jej motywy („Ja wiem jak być powinno”), to to drugie stwierdzenie – o wychodzeniu z tych samych założeń – jest jak najbardziej na miejscu. Komuniści i naziści powoływali się na Historię (Odwieczne Prawa Dziejów), a katolicy – na Boga. Co nie zmienia faktu, że ludzie w ogóle miewają (nie mylić z mają) jakieś swoje „house rules” odnośnie tego kto powinien żyć, rozmnażać się. Nie oznacza to, że są dobre.
[Castaneda]„Próby badawcze to 260 i 36 dzieci, co brzmiałoby komicznie”
Dlaczego?
[Castaneda]teza której bronisz jest niemożliwa do udowodnienia bez powszechnej legalizacji adopcji dzieci przez pary homoseksualne
Dlaczego?
[Castaneda]konserwatyzm wyżej niż weryfikację teorii społecznej ceni ludzkie życie.
Wiedzą o tym kobiety poddane próbie wody celem weryfikacji teorii społecznej, że jednak są czarownicami.
Czy takie kawałki z Deschnera:
„W roku 1678 arcybiskup Salzburga kazał spalić 97 kobiet w związku z wielką zarazą, jaka dotknęła bydło.Biskup Bambergu rozkazał spalić 600 kobiet, po czym wydał zgodę na publikację Prawdziwej relacji o 600 czarownicach, która ukazała się w 1659 roku. Za rządów biskupa Wurzburga, Adolfa, spalono 219 czarownic i magów, wśród nich grupę kanoników i wikariuszy, 18 chłopców, którzy uczęszczali do szkół, pewną niewidomą dziewczynę oraz dwie siostry, jedną dziewięcioletnią, a drugą jeszcze młodszą. Za sprawą arcybiskupa Trewiru, Jana, spalono w roku 1585 tyle czarownic, że w dwóch miejscowościach diecezji pozostały tylko po dwie kobiety.”
Cóż bardziej konserwatywnego niż biskup?
ja doprawdy nie rozumiem co ma to co rodzice robią w łóżku do tego jak sie miewają ich dzieci? już sama nie wiem czy śmiać sie czy płakać nad tymi wywodami.Nie eksperymentować bo już komunizm i III rzesza eksperymentowały i wyszło raczej tragicznie. Feminizm beee bo ma różne kierunki, jego prądy myślowe podlegają ewolucji a w ogóle to czego te baby chcą, a przecież dzieci w afryce głodują….. Kościół jest ok i właściwie to tylko on może zostać po tym jak już nie będzie zupełnie nic …jak w myśleniu kandydata z Białegostoku. A już pieprzenie o tym jak to konserwatyzm ceni ludzkie życie zakrawa na jawą prowokację lub kompletną bezmyślność.
->castaneda
po pierwsze to nie doszły, tylko doszliśmy. po drugie, to druga fala była taka „separate, but equal” – dość głupie z dzisiejszego punktu widzenia, ale to był chyba etap konieczny. znaczy coś w duchu „kobiety lubią kwiatki a mężczyźni karabiny ale kwiatki wcale nie są gorsze niż karabiny”. czymś takim operuje teraz papieski „nowy feminizm” i z tego 30-letniego spóźnienia się bierze mój (i nie tylko) ironiczny stosunek do jego „nowości”. no ale to może znaczy, że za 30 lat KK i takie castanedy przyszłości będą bronić tego, czego dzisiaj broni kazia z kinią.
jak się chcesz nabijać że w rozwoju czegoś są etapy, to weź się od razu za Cywilizację Zachodnią – bo najpierw była starożytność, potem średniowiecze, a potem, panie, nowożytność… jak dojdą to turbonowoczesności to może się zapiszę, normalnie jaja panie.
no i tak, przegapiłeś istotnie sporo, tylko nie wiem, czemu miałbyś być z tego dumny.
nie powiedziałeś także, czy zakochałeś się kiedyś w mężczyźnie, wiec nie wiem, czy Twoje wypowiedzi nt. gejów mają jakąkolwiek wartość. nie sądzę też, żebyś mógł się np. wypowiadać o kobietach, bo, jak przypuszczam, nie byłeś nigdy kobietą.
Szeroko się uśmiecham, ilekroć w dyskusji pada „dzieci w Afryce głodują„. Nie chodzi już nawet o podprogowe manipulowanie odwołaniem do dzieci – zamiast „ludzie w Afryce głodują”, tylko to ucina wszelkie górnolotne filozowania, czy zawrzeć jeden kontrakt w Urzędzie Stanu Cywilnego czy kilka umów cywilnych i jakie to krzywdy zaznaje pewna grupa (2 %) obywateli.
Ech, niech będzie, że każde Państwo dba o swoje geny! Załóżmy, że Afryka ma, na co sobie zapracowała. 18 % Polaków żyjących poniżej progu ubóstwa to nudny temat na marsz dla Warszawiaków (a uboższe rejony i grupy społeczne się same nie zareprezentują, bo nie stać). Serce stolicy rwie do problemów świata zachodniego.
Dobry txt, zgadzam sie ze wszystkim.
Pozdrawiam.
Widzę że dla niektórych z was wolność badań naukowych jest tożsama z wolnością wprowadzania ich wyników w życie. Ale nie jest.
Podam przykład – laboratoria opracowują nowe leki i istnieje coś takiego jak FDA (Food & Drugs Administration), które zajmuje się weryfikowaniem wyników weryfikacji prowadzonej przez badaczy i wszyscy zgadzają się że jest to potrzebne. Badania obejmują trendy długookresowe i rozmaite interakcje, które mogą nie zostać wykryte w badaniach laboratoryjnych. Weryfikują także poprawność metodologii oraz prawdomówność badaczy.
Co by się działo gdyby nie było FDA? Otóż dokładnie to co teraz z naukami społecznymi – każdy domorosły chemik wprowadzałby do obiegu swoje nieprzetestowane leki i trup słałby się gęsto.
Ale spróbujcie tylko zasugerować jakąkolwiek potrzebę weryfikacji specom od nowych teorii społecznych a nazwą was inkwizytorem i faszystą. A trup się ściele dokładnie taki sam.
„po pierwsze to nie doszły, tylko doszliśmy”
Doszłyście Jacku?
„no ale to może znaczy, że za 30 lat KK i takie castanedy przyszłości będą bronić tego, czego dzisiaj broni kazia z kinią.”
Jak na razie idzie to w kierunku wprost przeciwnym – patrz francuska moda na retour au foyer czyli porzucanie kariery przez kobiety i powrót do domu. Do nas też ta moda dojdzie – ale na razie rodzimi pożyteczni idioci bronią czegoś, co na Zachodzie już jest passe bo dopiero zrozumieli to o co tamtym chodziło dekadę temu. Tak samo „Mały Książę” vel „Misiaczek”, który dopiero dziś odkrył prace Becka i Cohn-Bendita o „dobrej pedofilii”, które tamci ogłaszali 20 lat temu.
Oba teksty (Lysakowskiego i Castanedy) są manipulacją faktami. Prawda jest taka, że mimo waszych dywagacji i tak postęp bedzie wiódł, w dłuższym okresie czasu, srodkiem – jako przybliżona srednia obu trendów.
Tezy Tomka
1. Istnieją małżeństwa bezdzietne – Zgadzam się, rzeczywiście istnieją, ale po co takim parom nadawać specjalne przywileje w postaci ulg podatkowych
2. Są dzieci urodzone poza małżeństwami – Zgadza się. Ale co z tego wynika?
3. Pary, nie mogące mieć dzieci nie powinny mieć prawa do małżeństwa – Pary takie mogą adoptować dzieci, więc małżeństwo jest potrzebne. Jeśli natomiast para nie zamierza mieć dzieci i nie zamierza ich adoptować, to po co się żenić? Tutaj Tomek odpowiada sam sobie:
4. „Małżeństwo, także w Polsce, powoli przeradza się w kontrakt ekonomiczny, zawierany przez długo chodzące ze sobą pary, gdy np. trzeba zaciągnąć pożyczkę na kupno mieszkania.” – zgadzam się. Ulgi podatkowe, pomyślane po to aby ułatwić życie rodzicom, zostaja wykorzystywane instrumentalnie. Podobnie jak mieszkańcy dużych miast kupowali ziemię aby stać się „rolnikami” i dostać ulgi w KRUS-ie
5. „Wszystko to pokazuje, że drogi małżeństwa i prokreacji już się rozeszły, przynajmniej w naszej części świata.” – zgadza się. Ciężko już ustalić, co tak naprawdę rozumiemy przez „małżeństwo” w krajach zachodu
6. Homoseksualiści nie domagają się prawa do adopcji – Jeśli tak, to czego się domagają? „kontraktu ekonomicznego”?
A ja mam pytanie. Skoro małżeństwo cywilne nie wiąże się z posiadaniem dzieci i jest to już tylko kontrakt ekonomiczny, to po co w ogóle jeszcze istnieje? Jeśli chodzi o prawne uznanie, że dziecko może mieć dwoje rodziców tej samej płci, to do tego małżeństwo nie jest potrzebne.
I jeszcze jedno:
Przed Bismarckiem dzieci przydawały się bardziej, bo nie wpłacały pieniędzy do ZUS-u, ale opiekowały się swoimi rodzicami i dziadkami. Teraz oddają je do domu starców.
Powtarzam swoje pytanie o faszystowską i cenzorską rolę FDA.
Bardzo dobry tekst. Myślę, że cywilizacja zmierza do ujednolicenia. Zobaczmy, jak wygląda sprawa różnych ras i rasizmu. Nadal mamy na świcie dużą grupę rasistów, ale… zobaczmy co dzieje się z rasami. W ostatnich latach szczególnie – następuje mieszanie ras, za kilkaset lat będzie jedna rasa ludzi, będąca wypadkową obecnie istniejących.
Homoseksualizm teraz jest szczególnie prześladowany, ale cywilizacja również do niego się przyzwyczai, bo nie ma wyboru. Osoby homoseksualne były, są i będą. To co dzieje się w naszym kraju, to tylko bicie politycznej piany, a nie dyskusja nad problemami obecnego świata. Nie dajmy się zwariować, małżeństwo to twór cywilizacyjny i według mnie, każdy ma do niego prawo, natomiast homoseksulaizm, bezpłodność to wady genetyczne, które nie powinny dyskryminować w żadnej sytuacji. Każdy ma prawo do spełnienia i szczęścia w życiu.
a ja pytanie o to, czy byłeś kiedyś kobietą. bo zabrałeś głos w sprawie kobiet.
Krótko: (bo pracuje, nie mam czasu)
BRAWO Castaneda
„Przed Bismarckiem dzieci przydawały się bardziej, bo nie wpłacały pieniędzy do ZUS-u, ale opiekowały się swoimi rodzicami i dziadkami. Teraz oddają je do domu starców.”
Ba, prawdziwie postępowe rodziny dziadków oddają do domu starców bo są uciążliwi oraz staroświeccy. Pojawia się więc problem, kto ma się zajmować dziećmi gdy rodzice pracują – więc oddają je pod opiekę obcym ludziom i to jeszcze za pieniądze. Nie ma to jak konsekwencja 🙂
„a ja pytanie o to, czy byłeś kiedyś kobietą. bo zabrałeś głos w sprawie kobiet.”
A skąd wiesz czy nie jestem kobietą? Przecież „Castaneda” kończy się na „a”.
Zgadzam sie z wiekszoscia tez. Bardzo dobre i interesujace opracowanie.
Dziekuje
ha, nie wiem, taki urok internetu że mógłbyś być małpą szekspira. ale kobiety w naszej kulturze z reguły bywają mniej kategoryczne w opowiadaniu bzdur przykrych dla bliźnich i raczej nie zwracają się do rozmówcy w rodzaju żeńskim z intencją obrażenia. musi mi wystarczyć wnioskowanie na podstawie takich niepełnych danych 🙂
Castaneda:
komentarz 12: Spytałem o dzieci bo zdumiewa mnie…
komentarz 16: Poczekaj, coś chyba przegapiłem.
komentarz 32: A skąd wiesz czy nie jestem kobietą? Przecież “Castaneda” kończy się na “a”.
Zwykle ludzie sugerują się przy ocenie płci dyskutanta, którego nie widzą, m.in. rodzajem gramatycznym, którego używa. Zwłaszcza że końcówka -a wystepuje nie tylko w rzeczownikach określających kobiety, ale równiez w wyrazach takich jak hrabia, atleta czy mężczyzna. Zatem skoro, Castanedo, nie wykluczasz, że jesteś kobietą, radzę używać w mówieniu o sobie rodzaju żeńskiego, lub, jeśli nie wykluczasz również, iż jesteś mężczyzną (różne zaburzenia identyfikacji płciowej zna medycyna) – rodzaju nijakiego. Tak będzie bezpieczniej…
Castaneda po raz drugi:
Przed Bismarckiem dzieci przydawały się bardziej, bo nie wpłacały pieniędzy do ZUS-u, ale opiekowały się swoimi rodzicami i dziadkami. Teraz oddają je do domu starców.
Domy starców? Wystarczy pojeździć po świecie lub choćby pooglądać TV inną, niż polska, by przekonać się, że Niemcy dziś swoich staruszków wysyłają raczej na wybrzeża Hiszpanii, Japończycy – w okolice Paryża, a Amerykanie – na Florydę. Masowe zamykanie starszych ludzi na Zachodzie w domach starców to jeden z kolejnych absurdów, w które uwielbiają wierzyć utyskujący na współczesną cywilizację zagubieni frustraci. Tak jak inne absurdy, w które wierzą – również bez związku z rzeczywistością.
Maradona też kończy sie na A.
Co do Wizji biednych staruszków oddawanych do domów starców, to jest to coraz bardziej dezaktualizujący się obraz. Średnia życia się wydłuża, stan zdrowia się poprawia a medycyna i propagowane powszechnie style życia są wstanie zapewnić nam sprawność bardzo długo. Teraz babcie emerytki to nie staruszki dziergające trzęsącymi się rękoma sweterki dla wnucząt, tylko kobiety biegające na step, aerobik, do kosmetyczki, często aktywne nadal zawodowo, którym ani w głowie opieka nad wnukami bo w planach mają zajęcia na Uniwersytecie Trzeciego Wieku albo i na zwykłym uniwerku. Coraz dłużej żyjemy po osiągnięciu wieku poprodukcyjnego i coraz więcej sposobów mamy na zagospodarowanie tego czasu. Zaraz usłyszę, że to obraz nadzianych zachodnich emerytów i nijak się ma do wizji Polski, w której 30% obywateli żyje na granicy minimum socjalnego. Ale prawda jest taka, że ci którzy sobie nie radzą babci też nie oddadzą bo często z jej emerytury żyją ze 3 pokolenia. Zresztą co to za wizją domów starców – przechowalni umieralni? Dziś to w większości środowiskowe domy opieki gdzie podstawowym założeniem jest samorozwój pensjonariusza na dostępnym dla niego poziomie (uwzględniając stan fizyczny psychiczny i całe stado innych zmiennych). Co do eksperymentów na żywym organizmie i przenoszenia na grunt praktyczny teorii, to nie bardzo wiem jak to sobie Castaneda wyobrażasz? zamykamy 4 gejowskie pary z dziećmi i obserwujemy 20 lat efekty? Społeczeństwo to samoregulujący się organizm i jeśli jakieś idee się nie sprawdzają lub dezaktualizują ludzie od nich odchodzą. Faktem jest, że pary homoseksualne wychowują dzieci, co z tego wyjdzie zobaczymy a teraz możemy im to albo ułatwić albo utrudnić. Jeśli utrudniamy to chyba tylko po to, że by wyszło na nasze tzn żeby się okazało, że tak sie nie da. Ani rodzina, ani małżeństwo to nie są twory zdefiniowane raz na zawsze ale zależne od środowiska, kultury zjawiska podlegające ciągłym zmianom. Gdyby ludzie byli równie mało elastyczni jak w twoich propozycjach to nadal siedzieli byśmy na drzewach i wsuwali banany.
Argumenty przeciw malzenstwom jednoplciowym poruszylem w tekscie:
http://www.krytykapolityczna.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1709&Itemid=34
Pozdrawiam
„ha, nie wiem, taki urok internetu że mógłbyś być małpą szekspira. ale kobiety w naszej kulturze z reguły bywają mniej kategoryczne w opowiadaniu”
Nie licząc feministek – Dunin, Seneszyn, Środa, Szczuka, Graf i reszta nagminnie wypowiadają bardzo kategoryczne i obraźliwe dla innych sądy.
„rodzaju nijakiego. Tak będzie bezpieczniej…”
Nie da się pisać w pierwszej osobie i rodzaju nijakim. Ale chciałbym zwrócić odbiegamy od tematu dyskusji w jakieś gry semantyczne…
„Średnia życia się wydłuża, stan zdrowia się poprawia a medycyna i propagowane powszechnie style życia są wstanie zapewnić nam sprawność bardzo długo.”
Ciekawe że nie odpowiedziałaś w żaden sposób na liczby opisujące budżet Funduszu Rezerw Demograficznych (założone 20 mld, faktyczne 2,5 mld), który jak mi się wydaje był dla Ciebie podporą poczucia bezpieczeństwa.
Jeszcze 2 zdania o biednych dzieciach oddawanych pod opiekę obcych bądź instytucji. Mając małe dziecko wiem, że przy odrobinie dobrej woli pracodawcy jestem w stanie razem z partnerem zorganizować dziecku taką opiekę, że do 3 roku życia ja i mój partner oraz szeroko pojęta rodzina nie będziemy musieli korzystać ze wsparcia instytucjonalnego bo zawsze ktoś bliski zostanie z maluchem. Potem będzie przedszkole bo takie są potrzeby dziecka, musi się uspołeczniać w grupie rówieśniczej. I pod hasłem państwa opiekuńczego rozumiem właśnie takie państwo, które zamiast oferować mi bilety na basen i 9 miesięczny urlop macierzyński, swoimi regulacjami prawnymi zagwarantuje mi możliwość korzystania z osiągnięć techniki aby uelastycznić mój czas pracy. Chcę respektowania mojego prawa do samorozwoju i niezależności a z doświadczenia wiem, że zadowolony rodzic to zadowolona rodzina, dzieci, partner. Bez względu na kształt tej rodziny.
Temat FRD uznałam ze zamknięty ponieważ wyraźnie napisałam, że nie będzie wesoło ale nie ma co już rozpaczać nad tragedią bo pewne kroki zostały podjęte. Nie wiem skąd założona kwota 20 mld, więc nie będę się do niej odnosiła. Szacowane kwoty ze strony ZUS to ok 4,5 mld do 2008 roku. W ciągu pierwszych 5 lat funkcjonowania funduszu 5 krotnie pomnożył on swoje aktywa. To tyle jeśli chodzi o dane, nie napawają mnie one wielkim optymizmem. Nie wiem jednak co ma straszenie bankructwem ZUS do poruszanych tu kwestii. O FRD wspomniałam tylko aby wskazać, że pewne kroki zabezpieczające zostały podjęte i pewnie nie ominą nas też inne zmiany, jak choćby wydłużenie wieku emerytalnego, zniesienie przywilejów emerytalnych dla wielu grup zawodowych, zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn (co zresztą dla tych ostatnich było by korzystne). A co do podpory poczucia bezpieczeństwa, to dla mnie nie jest nią ZUS, tylko samorozwój, elastyczność i gotowość do zmian bez względu na wiek. Bardziej niż kondycja ZUS martwią mnie niskie nakładu na edukację (0,4% PKB) i to, że 2/3 Polaków nie ma nawet matury. A wraz z brakiem inwestycji w wykształcenie obywateli odbiera się im możliwość poradzenia sobie w sytuacjach kryzysowych np. takich jak problemy finansowe ZUS.
„Mając małe dziecko wiem, że przy odrobinie dobrej woli pracodawcy jestem w stanie razem z partnerem zorganizować dziecku taką opiekę, że do 3 roku życia ja i mój partner oraz szeroko pojęta rodzina nie będziemy musieli korzystać ze wsparcia instytucjonalnego bo zawsze ktoś bliski zostanie z maluchem”
No i bardzo dobrze.
„Potem będzie przedszkole bo takie są potrzeby dziecka, musi się uspołeczniać w grupie rówieśniczej.”
Tak.
„I pod hasłem państwa opiekuńczego rozumiem właśnie takie państwo, które zamiast oferować mi bilety na basen i 9 miesięczny urlop macierzyński, swoimi regulacjami prawnymi zagwarantuje mi możliwość korzystania z osiągnięć techniki aby uelastycznić mój czas pracy.”
A dla mnie państwo opiekuńcze to takie, które odda mi moje podatki na ZUS żebym sam mógł je inwestować oraz podatki na publiczne szkoły żebym mógł sobie wynająć nauczyciela. Tylko że ani Twoja ani moja definicja państwa opiekuńczego nie ma nic wspólnego z tym co się obecnie faktycznie pod tym pojęciem rozumie i pod jego sztandarami wyprawia. Dlatego mówienie o jakimś swoim wymarzonym państwie opiekuńczym pogłębia tylko chaos semantyczny.
P.S. z czystej ciekawości dlaczego piszesz „ja z partnerem”, „mój partner”? Zawsze budziło to moją ciekawość od kiedy kilka lat temu nastała moda na mówienie „mój partner” zamiast „mój chłopak” albo „moja dziewczyna” jak wcześniej?
Castenada -Castenado, a co sądzisz o bezzałogowych lotach kosmicznych w świetle dehumanizacji badań genetycznych, wzrostu kosztów ubezpieczeń społecznych i odpowiedzialniści historycznej za rządy jakobinów w czasie Rewolucji Francuskiej,
„Nie wiem skąd założona kwota 20 mld, więc nie będę się do niej odnosiła”
Ze stron ZUS – na tyle wyceniono potrzebną kwotę kompensacji na 2009 rok i na tyle zaprojektowano Fundusz. W roku 2008 miało być 17,5 mld, a w 2009 – 20 mld. Nie wierzę nawet w 4,5 mld w 2008 skoro pod pół roku temu było 2,5 mld ale możemy się założyć i sprawdzić za rok.
„O FRD wspomniałam tylko aby wskazać, że pewne kroki zabezpieczające zostały podjęte”
Jak widać fikcyjne.
„Bardziej niż kondycja ZUS martwią mnie niskie nakładu na edukację (0,4% PKB) i to, że 2/3 Polaków nie ma nawet matury.”
Nie martw się brakiem matury, tylko brakiem zawodu. Pokolenie moich znajomych to w 90% magistrowie, którzy dziś np. handlują komórkami, ciuchami z Chin na Allegro albo remontują mieszkania. Gdyby zamiast studiować zaczęli pracować to byliby 5 lat do przodu a w biznesie to jest kupa czasu.
„A wraz z brakiem inwestycji w wykształcenie obywateli odbiera się im możliwość poradzenia sobie w sytuacjach kryzysowych np. takich jak problemy finansowe ZUS.”
Możliwość poradzenia sobie odbiera im się odbierając ponad 50% zarabianych pieniędzy a nie „brakiem inwestycji” w niewiadomoco za wcześniej odebrane pieniądze.
Ludzie naprawdę nie są głupi. Obecnie w nieruchomości inwestuje głównie klasa średnia, która dzięki tanim kredytom może łatwym kosztem w ciągu 2-3 lat zarobić 50-100 tys zł. Robią to sami, z własnej woli bogacenia się a nie w ramach odgórnego programu wymyślonego przez Europejski Fundusz Społeczny, współczesny odpowiednik Komitetu Centralnego PZPR.
Gdyby nie odbierać im pieniędzy to radziliby sobie jeszcze lepiej – tylko że z czego wtedy żył by EFS?
„Castenada -Castenado, a co sądzisz o bezzałogowych lotach kosmicznych”
Że są dyskryminujące w stosunku do lotów załogowych 🙂
Chłopak, dziewczyna to ewidentnie osoby nastoletnie, mówiąc o ludziach dorosłych i dojrzałych, świadomie podejmujących pewne wybory i ponoszących ich konsekwencje a także żyjących w związku opartym na partnerstwie adekwatniejsze jest używanie terminów: „partner”, „partnerka” – tak a propos poprawności semantycznej. Poza ty snując te odbiegające od tematu dywagacje, terminy partner partnerka, są bardziej neutralne światopoglądowo, nie pozwalają określić stopnia formalizacji związku (partnerem może być, mąż, kohabitant.
„Nie licząc feministek”
no właśnie urok feminizmu jest taki, że daje szansę na wyzwolenie się ze stereotypów (wew. i zew.) 🙂
„Że są dyskryminujące w stosunku do lotów załogowych”
Poruszony tą Castanedową dialektyką, idę pozbierać śmiecie w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, aby swój antynomiczny homoseksualizm przekształcić w proces społecznie godziwy 🙂
Nigdy w życiu nie spotkałem się z mężem, który mówiłby o żonie „moja partnerka” albo o żonie która mówi o „mój partner” o mężu.
No może poza pewmymi kręgami w Warszawie, które zawsze niosły kaganek oświaty. Kiedyś pewne światłe dziewczę z tych kręgów zaproponowało mi w sytuacji intymnej uprawianie „oralizmu analnego” – gdy przetłumaczyłem sobie z łaciny o co jej chodzi to zacząłem tak rżeć że się obraziła.
Co więcej, w języku polskim słowa „partner” i „partnerka” natychmiast ujawniają płeć, która w angielskim „my partner” jest faktycznie ukryta – więc całą rzekomą neutralność szlag trafia.
Słowo „kohabitant” brzmi sztucznie i jak na siłę przeniesione z literatury naukowej z pobudek snobistycznych. Gdy jeszcze sypiałem w akademikach to dziewczyny używały w tym znaczeniu o wiele bardziej swojskiego określenia „mój posuwacz”.
Co to w ogóle znaczy „neutralne światopoglądowo”? Albo ktoś jest zameżny/żonaty albo nie jest więc po co te ceregiele?
„Jak widać fikcyjne’
Nie fikcyjne tylko być może nie wystarczające – o tym też wspominałam.
„Nie martw się brakiem matury, tylko brakiem zawodu”, nie martwi mnie brak matury tylko raczej proporcje wykształcenia w cały społeczeństwie.
„Ludzie naprawdę nie są głupi.” z tym już bym polemizowała. Powiedziała bym raczej, że w Polsce ludzie potrafią być zaradni i to często kosztem bliźniego swego (dodam, że nie do kredytów piję)
„po co te ceregiele”
nie udawaj goopiego, masz błędne poglądy, ale głupi nie jesteś – jak para czterdziestolatków ze sobą od 10 lat mieszka to co mają mówić? przecież nie „mój chłopak/dziewczyna”.
„Poruszony tą Castanedową dialektyką, idę pozbierać śmiecie w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, aby swój antynomiczny homoseksualizm przekształcić w proces społecznie godziwy”
Nie zapomnij, by w grupie zbieraczy panował parytet pod względem płci oraz orientacji seksualnej co wydaje się warunkiem niezbędnym każdego europejskiego przedsięwzięcia w XXI wieku.
Aczkolwiek zauważyłem, że panie feministki jakoś znacznie więcej sił wkładają w walkę o parytety na stanowiskach kierowniczych niż w górnictwie, wulkanizatorstwie czy – co nie rokuje Ci dobrze – sprzątaniu miasta…
„nie udawaj goopiego, masz błędne poglądy, ale głupi nie jesteś – jak para czterdziestolatków ze sobą od 10 lat mieszka to co mają mówić? przecież nie”
W tym wieku się mówi „moja duszko”.
„Nie fikcyjne tylko być może nie wystarczające – o tym też wspominałam.”
Jeśli są „10x niewystarczające” to się kwalifikuje do „fikcyjne”.
„nie martwi mnie brak matury tylko raczej proporcje wykształcenia w cały społeczeństwie”
„Uczony idiota jest nawet groźniejszy od idioty zwyczajnego – bo ten pierwszy może więcej szkód uczynić” – przysłowie łacińskie.
„Powiedziała bym raczej, że w Polsce ludzie potrafią być zaradni i to często kosztem bliźniego swego (dodam, że nie do kredytów piję)”
To już jest pozostałość ostatniego wielkiego eksperymentu społecznego prowadzonego w naszej części świata od 1917 roku. Żeby to się zmieniło musi nastąpić wymiana pokoleń, które będą żyć na własny rachunek – niestety eurosocjalizm temu nie sprzyja, sprzyjając istnieniu „wiecznych studentów”, „30-letnich dzieci” i innych elementów klasy próżniaczej.
„parytety na stanowiskach kierowniczych niż w górnictwie”
załóż stowarzyszenie walczące o parytet w górnictwie, ciekawe tylko czy uzyskasz poparcie raczej z lewa, czy raczej z prawa
Określenie kohabitacja ma to do siebie, że nie staje ci od razu przed oczami paragraf z KPK, za który już siedzi albo lada dzień pójdzie siedzieć podmiot dyskusji. Nie jest więc to kwestia kaganka oświaty ale pejoratywności znaczeń pewnych słów.
„więc całą rzekomą neutralność szlag trafia” nie całą a jedynie tę dotyczącą płci a nie formalizacji związku. Język angielski jest w tej materii faktycznie wygodniejszy. Zresztą jak zwykle nie odniosłeś się do meritum tylko do tego co dodałam na marginesie jako być może uzasadnienie mojej prywatnej wojny na pewnym polu.
Wszystko ładnie, pięknie. Tomek napisał, udowodnił. Hurra, aplauz.
Tylko że to się odnosi tylko do: Małżeństwo służy prokreacji. W związkach homoseksualnych nie ma mowy o prokreacji, stąd nie powinny te związki otrzymywać praw należnych heteroseksualnym małżeństwom.
Sporpo tu głosów bezkrytycznego zachwytu tekstem. Większość nawet niewidzi manipulacji Łysakowskiego. Np. to jest wyjątkowo „piękne” obracanie kota ogonem:
„Poza tym dochodzą dochodzi jeszcze pewien ważny fakt, o którym przeciwnicy małżeństw jednopłciowych wolą nie wspominać: homoseksualiści mogą mieć dzieci. Większość z nich, wbrew temu, w co wierzą konserwatyści, nie jest bezpłodna. Ze zrozumiałych względów łatwiej zostać rodzicem lesbijce niż gejowi (kobiecie w ostateczności wystarczy do tego facet i słoiczek), jeśli jednak ktoś ma parę znajomych lesbijek, które akurat poszukują dawcy nasienia, lub kasę na “matkę zastepczą”, płeć też przestaje być problemem.”
Tak jak małżeństwa bezdzietne, a nawet te posiadające dzieci mogą mieć potomstwo pozamałżeńskie. Ale to w kontaktach MIĘDZYPŁCIOWYCH! Nadal do zapłodnienia dochodzi między mężczyzną i kobietą (pośrednio lub bezpośrednio). Nawet ucieczka do argumentu z chińskimi naukowcami jest tu elementem do wyciągania bzdurnych przypuszczeń – „że za kilka lat będą się rodziły dzieci genetycznie posiadające także dwóch tatusiów”.
Ostatnio jakieś modne się staje bycie progejowskim.
P.s.
„Homorodzicielstwo” – sam to Tomku wymyśliłeś czy tez z jakieś tęczowej broszki zaczerpnąłeś?
Na szczęście – ilu by nie pisać bzdur, uchwalić praw i badań dotyczących homoseksualizmu, natura rzeczy jest niezmienna 🙂
„Określenie kohabitacja ma to do siebie, że nie staje ci od razu przed oczami paragraf z KPK, za który już siedzi albo lada dzień pójdzie siedzieć podmiot dyskusji. Nie jest więc to kwestia kaganka oświaty ale pejoratywności znaczeń pewnych słów.”
Przyznam że kompletnie nie rozumiem o co Ci chodzi…
„“więc całą rzekomą neutralność szlag trafia” nie całą a jedynie tę dotyczącą płci a nie formalizacji związku. Język angielski jest w tej materii faktycznie wygodniejszy.”
Całą, bo jak napisałem żaden mąż nie powie o żonie „moja partnerka” poza tym są jeszcze obrączki. Więc na 99% jeśli ktoś mówi o stojącej obok kobiecie „moja partnerka” to nie są małżeństwem. Tylko co z tego i po co robić sekret?
„Chłopak, dziewczyna to ewidentnie osoby nastoletnie, mówiąc o ludziach dorosłych i dojrzałych, świadomie podejmujących pewne wybory i ponoszących ich konsekwencje a także żyjących w związku opartym na partnerstwie adekwatniejsze jest używanie terminów: “partner”, “partnerka””
Czyli małżeństwo – złe, tradycyjne, niepartnerskie, partnerstwo – dobre, nowoczesne, partnerskie? Ciekawe, muszę żonie powiedzieć jacy jesteśmy zacofani… Szczerze mówiąc wygląda mi to na typowo rewolucyjną nowomowę tak jak „racjonalny i naukowy światopogląd radziecki”.
Jaka manipulacja?
Tomek wypisał swoją argumentację przeciwko tym, którzy podnoszą larum że: małżeństwo służy prokreacji. Ja tak nie uważam, bo mam inną definicję małżeństwa.
Małżeństwo służy między innymi odchowaniu nieletnich. (i redukcji papieru krążącego między Urzędem Podatkowym a zainteresowanymi)
[tu pozostawić miejsce na dowolne losowe zastosowania małżeństwa]
Tym razem łopatologicznie. W Polsce związki kohabitacyjne można podzielić pod względem ekonomicznym niestety. Czyli na tych, którzy żyją na marginesie ekonomicznym i tych, którzy mają kasę i „fanaberię” żyć bez ślubu. Ponieważ pierwsza grupa to ci, którzy często łamią prawo, prasę zalewają artykuły o tym jak konkubent(konkubina) zamordował(a), okradł(a), wywalił(a) przez okno, zalał się w trupa itd…. o drugiej grupie nikt nie pisze no bo nie jest ciekawa z punktu widzenia dzisiejszych mediów. Stąd określenie konkubinat nabrało negatywnego znaczenia (zresztą nie jedyna to przyczyna)a termin kohabitacja póki co jeszcze nie ponieważ nie jest w powszechnym obiegu. Zapytałeś o różnicę między „mój chłopak” a „mój partner” i udzieliłam ci odpowiedzi, resztę dodałam na marginesie a ty ciągniesz wątek zupełnie nie wiem po co. Nie o ukrywanie współmałżonka czy kohabitanta chodzi tylko o pominięcie nieistotnego faktu w dyskusji jakim jest stopień formalizacji związku, nijak się ma on bowiem do relacji między osobami w związku. Jak dla mnie możesz do swojej żony mówić nawet per „stara” nie interesuje mnie to. Ja konsekwentnie mam zamiar używać terminu partner.
„Czyli małżeństwo – złe, tradycyjne, niepartnerskie, partnerstwo – dobre, nowoczesne, partnerskie? Ciekawe, muszę żonie powiedzieć jacy jesteśmy zacofani… ”.” Nigdzie nie napisałam, że małżeństwo jest złe, więc z determinacją napisze to teraz. TAK UWAŻAM, ŻE TO SAMO ZłO. Zadowolony? Dodam jeszcze że zacofanie i tradycja (koniecznie w negatywnym tego słowa znaczeniu jeśli takie istnieje). Tylko może teraz cię rozczaruję (wybacz) gdy dodam, że związki partnerskie to też raczej kicha jedna wielka. Dlaczego? Dlatego, że większość tych relacji nigdy nie jest oparta na pełnym partnerstwie zwłaszcza gdy pojawi się dziecko. Uwaga woda na twój młyn!!!: dlaczego brak partnerstwa? bo kulturowo został perfekcyjnie dopracowany wzorzec: on gra w „rżnięcie głupa” ona w „to tylko mężczyzna” a społeczeństwo pilnuje czujnie żeby nikt nie wyszedł poza swoje role.
„Szczerze mówiąc wygląda mi to na typowo rewolucyjną nowomowę tak jak “racjonalny i naukowy światopogląd radziecki” – ciekawe, że ktoś używający terminu klasa próżniacza mówi o “racjonalnym i naukowym światopoglądzie radzieckim”
Tymczasem na świecie:
Prezio Bush dwa razy mniej popularny niż gej związki:
http://boifromtroy.com/?p=6418
[Bardzo zaspana]kulturowo został perfekcyjnie dopracowany wzorzec: on gra w “rżnięcie głupa” ona w “to tylko mężczyzna” a społeczeństwo pilnuje czujnie żeby nikt nie wyszedł poza swoje role.
Popieram. Przykład z życia – jedna z moich byłych nauczycielek z liceum, która wyszła za mąż i ów chciał jak najszybciej dziecka. Kiedy dziecko się w końcu pojawiło – koleś zniknął, nawet jego rodzina nie wie gdzie jest. Tak z dnia na dzień. Przypadek skrajny, może psychiczny, ale nikt by nie powiedział że ten facet odbiegał czymś od przeciętnego 25-28 latka (czyli wiek słuszny do „działania”].
Prawdę powiedziawszy, mimo że w ciągu ostatniego roku było kilka ślubów wśród moich znajomych kwestia dzieci W OGÓLE nie istnieje, nawet wśród wierzącej/praktykującej części. Natomiast ci, którzy nie są małżeństwami nawet sobie nie wyobrażają siebie z dzieckiem. Dla grupy 25latków to jest wciąż taka sama fikcja jak dla licealisty. Jeśli miałbym podawać jakąś przyczynę, to moim zdaniem jedną z najistotniejszych jest ta cała nabzdyczona retoryka chuchania na dziecko, przygotowywania się, „dobrych rodziców” i całego tego wagonu frazesów, który ma nas przekonywać, że nie ma nic bardziej odpowiedzialnego niż rodzicielstwo.
Powiem szczerze, dzieci nie da się zaplanować od początku do końca. Im bardziej narzucana jest ta retoryka dopracowywania wszystkiego, tym bardziej fantastyczna wydaje się idea posiadania dziecka. Tego nigdy nie da się zaplanować do końca. Do tej pory jakoś dzieci rodziły się z przypadku i wiele krzywdy w tym nie było.
I nie piszę tego jako pochwały „spontaniczności”, tylko jako proste stwierdzenie faktu, że 25letni ludzie sobie tego nie wyobrażają, a 25letnich mężczyzn to wręcz przeraża, bo kultura oferuje im jako słuszny wzorzec „łowcę, który wraca do domowego ogniska, którego pilnuje jego westalka”. Tylko że w dzisiejszych czasach utrzymywanie domu przez jedną osobę to fikcja. Smutna rzeczywistość jest taka, że kobieta pracuje i wychowuje, a mężczyzna pracuje i się bawi z kumplami. Pokazały to badania ankietowe prof. Fuszary odnośnie spędzania „wolnego czasu” przez małżonków.
Niech więc dalej prawica wierzy w kilka lat urlopu macierzyńskiego i kwituje ironicznymi uśmieszkami „urlop tacierzyński” (jakby nie istniało słowo „rodzicielski”, w języku polskim czasowniki związane z rodzeniem mają w końcu wspólny charakter). Do rangi absurdu urasta sytuacja, w której z męskiego zaangażowania w wychowanie dzieci się drwi, albo odwrotnie – traktuje się je ze śmiertelną powagą.
To, że w dzisiejszych czasach obydwoje małżonków musi pracować jest oczywistością (realia finansowe). To że wielomiesięczna przerwa w pracy równa się wypadnięciu z rynku pracy też jest oczywistością.
Może od razu powiedzmy, że nie tyle „mężczyzna nie został przez Boga, z natury, Odwiecznie Ustanowionych Praw Przyrody stworzony do zajmowania się smarkaczami” tylko prostu woli się bawić. Przeciętne, polskie „kilka minut z dzieckiem dziennie” w przypadku ojca to dość smętna statystyka i trudno mówić o tym, że „dziecko musi mieć obydwa wzorce”. Jedyne na co się mogą zdobyć „konserwatyści” to wymówki i dysonans poznawczy…
„Ze zrozumiałych względów łatwiej zostać rodzicem lesbijce niż gejowi (kobiecie w ostateczności wystarczy do tego facet i słoiczek), jeśli jednak ktoś ma parę znajomych lesbijek, które akurat poszukują dawcy nasienia, lub kasę na “matkę zastepczą”, płeć też przestaje być problemem.”
Jeśli płodzenie dzieci przez pary homoseksualne odbywać się ma w opisany przez Ciebie sposób…Ja dziękuję, ja wysiadam. Cóż za cynizm, a wręcz „supermarketyzm”.
„Ponieważ pierwsza grupa to ci, którzy często łamią prawo, prasę zalewają artykuły o tym jak konkubent(konkubina) zamordował(a), okradł(a), wywalił(a) przez okno, zalał się w trupa itd…. o drugiej grupie nikt nie pisze no bo nie jest ciekawa z punktu widzenia dzisiejszych mediów.”
Czy potrafisz przedstawić statystyki pokazujące, że przemoc w konkubinatach występuje w równym stopniu co w normalnych rodzinach z małżeństwem? Pytam bo widziałem statystyki dokładnie odwrotne (w konkubinatach częściej). Jeśli nie, to jest to behawioralny dowód na przewagę małżeństwa nad konkubinatem. Mam swoje zdanie dlaczego tak może być ale poczekajmy na statystyki.
„Nie o ukrywanie współmałżonka czy kohabitanta chodzi tylko o pominięcie nieistotnego faktu w dyskusji jakim jest stopień formalizacji związku, nijak się ma on bowiem do relacji między osobami w związku.”
Tak Ci się wydaje.
„Tylko może teraz cię rozczaruję (wybacz) gdy dodam, że związki partnerskie to też raczej kicha jedna wielka. Dlaczego? Dlatego, że większość tych relacji nigdy nie jest oparta na pełnym partnerstwie zwłaszcza gdy pojawi się dziecko.”
Aha. Czyli jak zwykle – koncepcja była dobra tylko w praktyce nam znowu nie wyszło. Jak z komunizmem.
„bo kulturowo został perfekcyjnie dopracowany wzorzec: on gra w “rżnięcie głupa” ona w “to tylko mężczyzna” a społeczeństwo pilnuje czujnie żeby nikt nie wyszedł poza swoje role.”
Sama słodycz rewolucyjna. Represyjne społeczeństwo brutalnie tłamsi nasze wysiłki w celu stworzenia utopii „związku partnerskiego” w związku z czym mamy upragnione rozgrzeszenie – to społeczeństwo jest winne porażki, a nie nasza teoria społeczna jest do dupy.
W ten sposób można usprawiedliwić każdą zbrodnię – np. bolszewicy usprawiedliwiali swoje zbrodnie tym, że chłopi stawiali opór podczas rozkułaczania bo nie wiedzieli co jest dla nich dobre. Dostrzegam tutaj identyczny mechanizm racjonalizacji.
„Przykład z życia – jedna z moich byłych nauczycielek z liceum, która wyszła za mąż i ów chciał jak najszybciej dziecka. Kiedy dziecko się w końcu pojawiło – koleś zniknął, nawet jego rodzina nie wie gdzie jest.”
Prawdopodobnie rozwydrzony, egoistyczny i nieodpowiedzialny gówniarz – wypisz wymaluj produkt pokolenia po rewolucji seksualnej. Teraz zastanówcie się po co Kościół – dopóki mógł – wtłaczał w głowy młodych byczków etos rodziny, ojca i odpowiedzialności.
„Jeśli miałbym podawać jakąś przyczynę, to moim zdaniem jedną z najistotniejszych jest ta cała nabzdyczona retoryka chuchania na dziecko, przygotowywania się, “dobrych rodziców” i całego tego wagonu frazesów, który ma nas przekonywać, że nie ma nic bardziej odpowiedzialnego niż rodzicielstwo.”
Zgadzam się w 100%. Dzisiaj najlepiej mają ci moi znajomi, którzy „wpadli” w liceum a obecnie mają dzieci odchowane i prawie dorosłe. Z życia stracili tyle, że codzienne imprezowanie skończyło się dla nich na liceum – ci, którym się „udało nie wpaść” ciągną nawet po dziś dzień i uważają się za cool gości.
„Tylko że w dzisiejszych czasach utrzymywanie domu przez jedną osobę to fikcja. „
Ale dlaczego jest to fikcja? Po pierwsze dlatego że ostatnie półwiecze spędziliśmy w eksperymencie społecznym pt. „budujemy komunizm”, który kosztował nas 48 mld usd (stan na 1989). Po drugie dlatego, że obecnie żyjemy w kolejnym eksperymencie społecznym pt. „budujemy socjalizm z ludzką twarzą”.
To że muszą pracować dwie osoby jest rezultatem sytuacja w której ponad 50% zarobku jest pracownikowi odbierane przez państwo, po to by później przeznaczyć je np. na fikcyjne emerytury, fikcyjną darmową opiekę zdrowotną, fikcyjną darmową edukację oraz finansowanie rzeczy, których nikt z własnej kieszeni nie chciałby utrzymywać – np. „gender studies” albo lewackie pisma takie jak „Krytyka Polityczna”, która jest dofinansowywana przez pisowskie Min. Kultury.
„Do rangi absurdu urasta sytuacja, w której z męskiego zaangażowania w wychowanie dzieci się drwi, albo odwrotnie – traktuje się je ze śmiertelną powagą.”
Do rangi absurdu urasta raczej rozpowszechniany przez lewicę mit, że według konserwatystów zadaniem ojca jest leżenie na fotelu, picie browarów i popędzanie pejczem zahukanej kobiety. Jako osoba z drugiej strony mogę powiedzieć, że regularnie zajmuję się naszymi dziećmi od wieku 0 wzwyż.
„I nie piszę tego jako pochwały “spontaniczności”, tylko jako proste stwierdzenie faktu, że 25letni ludzie sobie tego nie wyobrażają, a 25letnich mężczyzn to wręcz przeraża, bo kultura oferuje im jako słuszny wzorzec “łowcę, który wraca do domowego ogniska, którego pilnuje jego westalka”.”
Obecna kultura europejska oferuje mu raczej jedynie słuszny wzorzec eurogeja, który nie potrafi poradzić sobie z najprostszymi czynnościami praktycznymi ale za to ma wykute na pamięć wszystkie techniki drażnienia łechtaczki. Co z pozoru niezwykle cieszy kobiety na warstwie racjonalnej, a w rzeczywistości drażni je i frustruje bo żadna znana mi kobieta nie wytrzymała dłużej niż pół roku z pedałkowatym ciapciakiem, który na każde pytanie odpowiadał miękko „ojeejku nie wiem, a jak ty myślisz kochanie?”.
Zauważcie, że połowa reklam w telewizji prezentuje obraz faceta jako gamoniowatego i zdziecinniałego debila, a połowa – pseudotwardziela, który swoją męskością jest jednak w stanie chwalić się tylko pijąc browary z kolegami.
„Ponieważ pierwsza grupa to ci, którzy często łamią prawo, prasę zalewają artykuły o tym jak konkubent(konkubina) zamordował(a), okradł(a), wywalił(a) przez okno, zalał się w trupa itd…. o drugiej grupie nikt nie pisze no bo nie jest ciekawa z punktu widzenia dzisiejszych mediów.”
Czy potrafisz przedstawić statystyki pokazujące, że przemoc w konkubinatach występuje w równym stopniu co w normalnych rodzinach z małżeństwem? Pytam bo widziałem statystyki dokładnie odwrotne (w konkubinatach częściej). Jeśli nie, to jest to behawioralny dowód na przewagę małżeństwa nad konkubinatem. Mam swoje zdanie dlaczego tak może być ale poczekajmy na statystyki.
„Nie o ukrywanie współmałżonka czy kohabitanta chodzi tylko o pominięcie nieistotnego faktu w dyskusji jakim jest stopień formalizacji związku, nijak się ma on bowiem do relacji między osobami w związku.”
Tak Ci się wydaje.
„Tylko może teraz cię rozczaruję (wybacz) gdy dodam, że związki partnerskie to też raczej kicha jedna wielka. Dlaczego? Dlatego, że większość tych relacji nigdy nie jest oparta na pełnym partnerstwie zwłaszcza gdy pojawi się dziecko.”
Aha. Czyli jak zwykle – koncepcja była dobra tylko w praktyce nam znowu nie wyszło. Jak z komunizmem.
„bo kulturowo został perfekcyjnie dopracowany wzorzec: on gra w “rżnięcie głupa” ona w “to tylko mężczyzna” a społeczeństwo pilnuje czujnie żeby nikt nie wyszedł poza swoje role.”
Sama słodycz rewolucyjna. Represyjne społeczeństwo brutalnie tłamsi nasze wysiłki w celu stworzenia utopii „związku partnerskiego” w związku z czym mamy upragnione rozgrzeszenie – to społeczeństwo jest winne porażki, a nie nasza teoria społeczna jest do dupy.
W ten sposób można usprawiedliwić każdą zbrodnię – np. bolszewicy usprawiedliwiali swoje zbrodnie tym, że chłopi stawiali opór podczas rozkułaczania bo nie wiedzieli co jest dla nich dobre. Dostrzegam tutaj identyczny mechanizm racjonalizacji.
„Przykład z życia – jedna z moich byłych nauczycielek z liceum, która wyszła za mąż i ów chciał jak najszybciej dziecka. Kiedy dziecko się w końcu pojawiło – koleś zniknął, nawet jego rodzina nie wie gdzie jest.”
Prawdopodobnie rozwydrzony, egoistyczny i nieodpowiedzialny gówniarz – wypisz wymaluj produkt pokolenia po rewolucji seksualnej. Teraz zastanówcie się po co Kościół – dopóki mógł – wtłaczał w głowy młodych byczków etos rodziny, ojca i odpowiedzialności.
„Jeśli miałbym podawać jakąś przyczynę, to moim zdaniem jedną z najistotniejszych jest ta cała nabzdyczona retoryka chuchania na dziecko, przygotowywania się, “dobrych rodziców” i całego tego wagonu frazesów, który ma nas przekonywać, że nie ma nic bardziej odpowiedzialnego niż rodzicielstwo.”
Zgadzam się w 100%. Dzisiaj najlepiej mają ci moi znajomi, którzy „wpadli” w liceum a obecnie mają dzieci odchowane i prawie dorosłe. Z życia stracili tyle, że codzienne imprezowanie skończyło się dla nich na liceum – ci, którym się „udało nie wpaść” ciągną nawet po dziś dzień i uważają się za cool gości.
„Tylko że w dzisiejszych czasach utrzymywanie domu przez jedną osobę to fikcja. „
Ale dlaczego jest to fikcja? Po pierwsze dlatego że ostatnie półwiecze spędziliśmy w eksperymencie społecznym pt. „budujemy komunizm”, który kosztował nas 48 mld usd (stan na 1989). Po drugie dlatego, że obecnie żyjemy w kolejnym eksperymencie społecznym pt. „budujemy socjalizm z ludzką twarzą”.
To że muszą pracować dwie osoby jest rezultatem sytuacja w której ponad 50% zarobku jest pracownikowi odbierane przez państwo, po to by później przeznaczyć je np. na fikcyjne emerytury, fikcyjną darmową opiekę zdrowotną, fikcyjną darmową edukację oraz finansowanie rzeczy, których nikt z własnej kieszeni nie chciałby utrzymywać – np. „gender studies” albo lewackie pisma takie jak „Krytyka Polityczna”, która jest dofinansowywana przez pisowskie Min. Kultury.
„Do rangi absurdu urasta sytuacja, w której z męskiego zaangażowania w wychowanie dzieci się drwi, albo odwrotnie – traktuje się je ze śmiertelną powagą.”
Do rangi absurdu urasta raczej rozpowszechniany przez lewicę mit, że według konserwatystów zadaniem ojca jest leżenie na fotelu, picie browarów i popędzanie pejczem zahukanej kobiety. Jako osoba z drugiej strony mogę powiedzieć, że regularnie zajmuję się naszymi dziećmi od wieku 0 wzwyż.
„I nie piszę tego jako pochwały “spontaniczności”, tylko jako proste stwierdzenie faktu, że 25letni ludzie sobie tego nie wyobrażają, a 25letnich mężczyzn to wręcz przeraża, bo kultura oferuje im jako słuszny wzorzec “łowcę, który wraca do domowego ogniska, którego pilnuje jego westalka”.”
Obecna kultura europejska oferuje mu raczej jedynie słuszny wzorzec eurogeja, który nie potrafi poradzić sobie z najprostszymi czynnościami praktycznymi ale za to ma wykute na pamięć wszystkie techniki drażnienia łechtaczki. Co z pozoru niezwykle cieszy kobiety na warstwie racjonalnej, a w rzeczywistości drażni je i frustruje bo żadna znana mi kobieta nie wytrzymała dłużej niż pół roku z pedałkowatym ciapciakiem, który na każde pytanie odpowiadał miękko „ojeejku nie wiem, a jak ty myślisz kochanie?”.
Zauważcie, że połowa reklam w telewizji prezentuje obraz faceta jako gamoniowatego i zdziecinniałego debila (kiedy reklama jest skierowana do kobiet i ma wzbudzać ich litość oraz instynkt wzięcia spraw w swoje ręce), a połowa – pseudotwardziela, który swoją męskością jest jednak w stanie chwalić się tylko pijąc browary z kolegami (kiedy reklama jest skierowana do facetów).
„Przykład z życia – jedna z moich byłych nauczycielek z liceum, która wyszła za mąż i ów chciał jak najszybciej dziecka. Kiedy dziecko się w końcu pojawiło – koleś zniknął, nawet jego rodzina nie wie gdzie jest.”
Prawdopodobnie rozwydrzony, egoistyczny i nieodpowiedzialny szczeniak – wypisz wymaluj produkt pokolenia po rewolucji seksualnej. Teraz zastanówcie się po co Kościół – dopóki mógł – wtłaczał w głowy młodych byczków etos rodziny, ojca i odpowiedzialności.
„Jeśli miałbym podawać jakąś przyczynę, to moim zdaniem jedną z najistotniejszych jest ta cała nabzdyczona retoryka chuchania na dziecko, przygotowywania się, “dobrych rodziców” i całego tego wagonu frazesów, który ma nas przekonywać, że nie ma nic bardziej odpowiedzialnego niż rodzicielstwo.”
Zgadzam się w 100%. Dzisiaj najlepiej mają ci moi znajomi, którzy „wpadli” w liceum a obecnie mają dzieci odchowane i prawie dorosłe. Z życia stracili tyle, że codzienne imprezowanie skończyło się dla nich na liceum – ci, którym się „udało nie wpaść” ciągną to nawet po dziś dzień i uważają się za cool gości.
„Tylko że w dzisiejszych czasach utrzymywanie domu przez jedną osobę to fikcja. „
Ale dlaczego jest to fikcja? Po pierwsze dlatego że ostatnie półwiecze spędziliśmy w eksperymencie społecznym pt. „budujemy komunizm”, który kosztował nas 48 mld usd (stan na 1989). Po drugie dlatego, że obecnie żyjemy w kolejnym eksperymencie społecznym pt. „budujemy socjalizm z ludzką twarzą”.
To że muszą pracować dwie osoby jest rezultatem sytuacja w której ponad 50% zarobku jest pracownikowi odbierane przez państwo, po to by później przeznaczyć je np. na fikcyjne emerytury, fikcyjną darmową opiekę zdrowotną, fikcyjną darmową edukację oraz finansowanie rzeczy, których nikt z własnej kieszeni nie chciałby utrzymywać – np. „gender studies” albo lewackie pisma takie jak „Krytyka Polityczna”, która jest dofinansowywana przez pisowskie Min. Kultury (sic!).
„Do rangi absurdu urasta sytuacja, w której z męskiego zaangażowania w wychowanie dzieci się drwi, albo odwrotnie – traktuje się je ze śmiertelną powagą.”
Do rangi absurdu urasta raczej rozpowszechniany przez lewicę mit, że według konserwatystów zadaniem ojca jest leżenie na fotelu, picie browarów i popędzanie pejczem zahukanej kobiety. Jako osoba z drugiej strony mogę powiedzieć, że regularnie zajmuję się naszymi dziećmi od wieku 0 wzwyż.
„I nie piszę tego jako pochwały “spontaniczności”, tylko jako proste stwierdzenie faktu, że 25letni ludzie sobie tego nie wyobrażają, a 25letnich mężczyzn to wręcz przeraża, bo kultura oferuje im jako słuszny wzorzec “łowcę, który wraca do domowego ogniska, którego pilnuje jego westalka”.”
Obecna kultura europejska oferuje mu raczej jedynie słuszny wzorzec eurocioty, który nie potrafi poradzić sobie z najprostszymi czynnościami praktycznymi ale za to ma wykute na pamięć wszystkie techniki drażnienia łechtaczki. Co z pozoru niezwykle cieszy kobiety na warstwie racjonalnej, a w rzeczywistości drażni je i frustruje bo żadna znana mi kobieta nie wytrzymała dłużej niż pół roku z mydłkowatym ciapciakiem, który na każde pytanie odpowiadał niezdecydowanym tonem „ojeejku nie wiem, a jak ty myślisz kochanie?”.
Zauważcie, że połowa reklam w telewizji prezentuje obraz faceta jako gamoniowatego i zdziecinniałego debila, a połowa – pseudotwardziela, który swoją męskością jest jednak w stanie chwalić się tylko pijąc browary z kolegami. I to się niestety przenosi na populację.
Castaneda:
„Czy potrafisz przedstawić statystyki pokazujące, że przemoc w konkubinatach występuje w równym stopniu co w normalnych rodzinach z małżeństwem? Pytam bo widziałem statystyki dokładnie odwrotne (w konkubinatach częściej). Jeśli nie, to jest to behawioralny dowód na przewagę małżeństwa nad konkubinatem. Mam swoje zdanie dlaczego tak może być ale poczekajmy na statystyki.”
Buahaha. To może być dowód jedynie tego, że w Polsce statystycznie pary pozostające w związku małżeńskim stanowią lepsze związki, niż te, które małżeństwa nie zawierają. Tylko tyle. O wyższości małżeństwa nad konkubinatem, jako formą związku nie mówi to jednak absolutnie nic.
Pardadoksalnie też pokazałeś dlaczego homoseksualitom zależy ma prawie do zawierania małżeństw. Po prostu dla wielu ludzi sformalizowanie związku jest istotnym wyrazem przywiązania do drugiej osoby. Takie uczucia i potrzeby mogą przejawiać też homoseksualiści. Nie ma racjonalnych powodów by ich tego prawa pozbawiać.
Nie potrafię też zrozumieć dlaczego uznanie przez system prawny faktu społecznego w postaci wspólnego wychowywania dzieci przez pary homoseksulane ma być przejawem „społecznej inżynierii” na miarę komunistrycznbej rewolucji. Czy naprawde wierzysz w to co piszesz?
Jaka ludzka krzywda wyniknie z faktu, uznania przez prawo czegoś co po prostu jest. Czy uważasz, że w społeczeństwie, w którym niewiele heteroseksulanych par decyduje się na dzieci nagle homoseksulaiści rzucą się do płodzenia i wychowywania dzieci? Polecam uważną obserwację doświadczeń Królestwa Szwecji.
P.S.
Czesto mówię o swojej dziewczynie „moja partnerka”, zwłaszcza w bardziej formalnym kontekście i nie widzę w tym nic sztucznego.
Średnia długość trwania relacji homoseksualnej „zaangażowanych” partnerów wynosiła półtora roku a 71% związków trwała mniej niż 8 lat. Przemoc w związkach homoseksualnych jest dwa do trzech razy bardziej powszechna aniżeli w związkach heteroseksualnych (na podstawie badań grupy 8000 homoseksualistów)
Riggs S.C. Coparent or second-parent adoption by same-sex parents. Pediatrics 2002; 109:1193-4.)
Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2005 roku na ponad 608 tys. przeprowadzonych przez policję interwencji domowych przemocy w rodzinie dotyczyło 96 tys. Oznacza to, że przemoc w rodzinie sta-nowi około 6 proc. przemocy domowej. 70 proc. przestępstw związanych z przemocą zdarza się w konkubinatach, a zaraz po nich plasują się najbardziej nietrwałe ze wszystkich związki homoseksualne. To tu zmiany partnerów zda-rzają się najczęściej i tu jest najwięcej przemocy. Pod tym względem przodują pary lesbijskie, gdzie przemoc pojawia w 50 proc. związków. Za W konkubinatach hetero- i homoseksualnych nie ma przemocy
do komentarza 38 (Łysakowski) i 38 (Bardzo_zaspana)
Niestety w Niemczech liczba starszych osob w domach starców sie zwieksza – mam kilka kolezanek, które w takich przybytkach pracowały. Ci ludzie często nie mają wnuków, dzieci pracują, i nawet gdy są zdrowi, to są samotni, nie mają do kogo sie odewac, wiec bywa, ze z wlasnej woli ida do domu starców, bo tam przynajmniej są ludzie w podobym wieku, z poodbnymi problemami, no i ktos posprzata i ugotuje. A za Bismarcka takich przybytków nie było – ludzie mieli dzieci i wnuki….
Średnia życia sie wydłuza, ale nie dzieki wydłuzaniu życia pojedyńczych jednostek, ale dzieki dożywaniu wieku dorośłego przez dzieci, które 200 lat temu nie miałyby na to szans. Statystyki amaerykanskich firm ubezpieczeniowych mówią, ze 70-latek sto lat temu, i 70-latek obecnie mają prawie identyczny okres przewidywanego jeszcze życia…..
A i tymi babciami chodzacymi na aerobik to tez mit. Chyba mało chodisz po pryzchodniach dla dorosłych, mało bywasz w szpitalach i nie widzisz w jakim stanie zdrowia są przecietne 60-letnie kobiety. „Polityka” w zeszłym roku przytaczała dane, że przecietny 50-latek ma kilka chórób przewlekłych….
A za 20 lat (o ile nie nastąpi jakis gwałtowny przełom), to cukrzyca, a przede wszsytkim jej powiklania (ślepota, utrata nóg) stanie sie normą ….niestety….
„produkt pokolenia po rewolucji seksualnej”
o jasne, a pierwsza wpadka to w latach 50. była.
„których nikt z własnej kieszeni nie chciałby utrzymywać – np. “gender studies” albo lewackie pisma takie jak “Krytyka Polityczna”, która jest dofinansowywana przez pisowskie Min. Kultury”
obczaj se ile kasy dostaje KP, a ile Fronda (zdaje się że kiedyś zapodawałem: http://tnij.org/castaneda_bredzi). nie mówiąc już o dofinansowaniu takich idiotyzmów, jak świątynia opatrzności bożej. nie wiem, jak gdzie indziej, ale na UW gendery są jak raz płatne.
„mit, że według konserwatystów zadaniem ojca jest leżenie na fotelu, picie browarów i popędzanie pejczem zahukanej kobiety”
w praktyce tak to najczęściej wygląda. no ale rzecz jasna teoria jest słuszna.
„regularnie zajmuję się naszymi dziećmi od wieku 0 wzwyż”
to ty feminista jesteś :]
gdyby komuś pod linka się nie chciało zaglądać, podpowiem: Fronda 120.000 PLN, KP 25.000.
„Czy potrafisz przedstawić statystyki pokazujące, że przemoc w konkubinatach występuje w równym stopniu co w normalnych rodzinach z małżeństwem? Pytam bo widziałem statystyki dokładnie odwrotne (w konkubinatach częściej). ” biorąc pod uwagę rozkład ekonomiczny społeczeństwa polskiego i to, że ok 30% żyje na skraj minimum socjalnego a około 70% nie osiąga nawet średniej krajowej w dochodach, jasnym staje się nadreprezentacja osób łamiących prawo w grupie żyjącej w związkach kohabitacyjnych. Nie „średniacy” wchodzą w takie związki ale ci z samego dołu oraz górki ekonomicznej, a skoro tych z dołka jest więcej w całym społeczeństwie więcej też będzie ich w kohabitatach. Niski status materialny natomiast przekłada się na obecność tych ludzi w statystykach dotyczących przestępstw pospolitych. Wyciągane więc przez ciebie wnioski są w stylu: 100% osób zmarłych na raka jadło ogórki gruntowe, można wiec uznać, że to one są przyczyną zapadalności i zgonów na choroby nowotworowe.
„Tak Ci się wydaje” mam wrażenie, że to tobie się wydaje, że mi się wydaje…
„Sama słodycz rewolucyjna. Represyjne społeczeństwo brutalnie tłamsi nasze wysiłki w celu stworzenia utopii “związku partnerskiego” w związku z czym mamy upragnione rozgrzeszenie – to społeczeństwo jest winne porażki, a nie nasza teoria społeczna jest do dupy.” Wiesz co to jest socjalizacja, konformizm, normatywny wpływ społeczny?
„To że muszą pracować dwie osoby jest rezultatem sytuacja w której ponad 50% zarobku jest pracownikowi odbierane przez państwo” czy może ci przejść przez myśl fakt niewyobrażalny, że ktoś pracuje bo chce? bo ma taką potrzebę? bo chce się rozwijać, być samodzielny finansowo, bo potrzebuje kontaktów społecznych,jest ciekawy świata i ludzi, bo nie ma ochoty na „dzień świstaka” w pieleszach domowych?
„Do rangi absurdu urasta raczej rozpowszechniany przez lewicę mit, że według konserwatystów zadaniem ojca jest leżenie na fotelu, picie browarów i popędzanie pejczem zahukanej kobiety. ” może stąd, że :przeciętny ojciec spędza z dzieckiem dziennie tyle czasu ile zajmuje wypalenie papierosa ?
co do statystyk dotyczących przemocy to odsyłam do stron niebieskiej linii http://www.pismo.niebieskalinia.pl/index.php?id=300
http://www.pismo.niebieskalinia.pl/index.php?id=149
„Chyba mało chodisz po pryzchodniach dla dorosłych, mało bywasz w szpitalach i nie widzisz w jakim stanie zdrowia są przecietne 60-letnie kobiety.” trudno pisać statystyki na temat stanu zdrowia społeczeństwa jak sie obserwację przeprowadza w szpitalach i przychodniach tam raczej zdrowi nie zaglądają ale to chyba nie świadczy o tym, że ich nie ma co???
„statystyki amaerykanskich firm ubezpieczeniowych mówią, ze 70-latek sto lat temu, i 70-latek obecnie mają prawie identyczny okres przewidywanego jeszcze życia…..”, oczywiste bo jeśli ktoś 100 lat temu dotrwał do 70 to znaczy, że musiał mieć nie lada odporny organizm, dziś do tych 70 może dotrwać byle cherlawiec, tylko, że pierwszy zawdzięczał to swojej tężyźnie a drugi współczesnej medycynie. Jak znajdę czas to jeszcze się nad tym porozwodzę dziś już nie mam siły.
Ech nie mogę się oprzeć jeszcze tej odrobinie złośliwości przed błogim snem
„Jako osoba z drugiej strony mogę powiedzieć, że regularnie zajmuję się naszymi dziećmi od wieku 0 wzwyż.” – to jest was już 2, ty i Wawrzyniec Pruski:), nieźle jak na grupę rzędu 19095304;)
Panowie (???? obojnacy, homo i trans …. DAJCIE SIę PRZEBADAć, bo obawiam się, że zamiast mózgów macie w czaszce spermę ???
Ja nie mam nic do dodania. Pewnie będę lepszym ojcem, niż niejeden heteryk.
Castaneda, czy mozesz wskazac, w ktorym kawalku tego tekstu, na ktory sie powolujesz
Riggs S.C. Coparent or second-parent adoption by same-sex parents. Pediatrics 2002; 109:1193-4.)
znajduja sie dane ktore cytujesz?
„Średnia długość trwania relacji homoseksualnej “zaangażowanych” partnerów wynosiła półtora roku a 71% związków trwała mniej niż 8 lat. Przemoc w związkach homoseksualnych jest dwa do trzech razy bardziej powszechna aniżeli w związkach heteroseksualnych (na podstawie badań grupy 8000 homoseksualistów”
Tak sie sklada, ze posrod kilkunastu linijek tego listu NIE MA TAKICH INFORMACJI! Czy nalezy to uznac, za swiadome manipulowanie danymi? Czy mozesz nieumiejetnosc czytania zrodel? 🙂
W kazdym wypadku z rzetelnoscia Twojego komentarza jest cos na bakier.
Kazdym moze sprawdzic, co naprawde napisal Riggs SC na stronie Pediatrics i jest tam tylko pare nieudokumentowanych spekulacji jakiegos pediatry, napisanych w formie listu do redaktorow gazet:.
http://pediatrics.aappublications.org/cgi/content/full/109/6/1193?ijkey=6f7e48be4274b5cd3ddef172e622bd7481d92c75&keytype2=tf_ipsecsha
na górze znajduje się fotografia…. czyż nie piękne rodzinne zdjęcie ….
Przebrnęłam przez te wszystkie posty… Odnośnie sprawy o jaką toczą się tutaj zażarte boje pomiędzy Katolikami (mam wrażenie) oraz Liberałami (Zapewne nikczemni Lewicowcy żyjący bez boga ;]) doszłam do wniosku (mam na myśli aspekt małżeństw jednopłciowych oraz równouprawnienia ludzi o orientacji homoseksualnej). Nie można ŻADNYMI badaniami, choćby najbardziej światłych naukowców (liberalnych i konserwatywnych), przewidzieć jaki wpływ oraz konsekwencje na ogół społeczeństwa będzie miało zawieranie związków cywilnych oraz adoptowanie dzieci przez pary homoseksualne.
p.s. Wpis pana Łysowskiego uważam za bardzo ciekawy oraz wiele wnoszący do dyskusji o Homoseksualistach.
Odnośnie Castanedy, człek niezmiernie inteligenty i sprawnie posługujący się informacjami które zdobył w życiu i w sieci. Co prawda nie podzielam całkowicie jego punktu widzenia ale muszę mu przyznać rację ->
” Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2005 roku na ponad 608 tys. przeprowadzonych przez policję interwencji domowych przemocy w rodzinie dotyczyło 96 tys. Oznacza to, że przemoc w rodzinie stanowi około 6 proc. przemocy domowej. 70 proc. przestępstw związanych z przemocą zdarza się w konkubinatach, a zaraz po nich plasują się najbardziej nietrwałe ze wszystkich związki homoseksualne. To tu zmiany partnerów zdarzają się najczęściej i tu jest najwięcej przemocy. Pod tym względem przodują pary lesbijskie, gdzie przemoc pojawia w 50 proc.”
Odnośnie szanownej pani Bardzo zaspanej (pozdrawiam serdecznie koleżankę po fachu, matkę pracującą 🙂 Również osoba niezwykle bystra inteligenta. Z Bardzo zaspaną w sumie zgadzam się całkowicie. Reprezentuje ona dokładnie taki sam punkt widzenia jaki i ja przybrałam po długich 27 latach życia ;]
Pozdrawiam i życzę Wielu dobrych dni dla homo i hetero. A nawet dla zwierząt ;]
The AAP mission is summarized by the declaration „Dedicated to the health of all children.” But is the recent AAP statement entitled „Coparent or Second-Parent Adoption by Same-Sex Parents,” which advocates for the adoption of children by homosexual couples, really advocating for children or homosexual activism? The AAP position seems based less on science than on homosexual advocacy. After opening with the statement that „accurate statistics regarding the number of parents who are gay or lesbian are impossible to obtain,” the authors then go on to state that there is a „considerable body of professional literature” showing no differences in children raised by lesbigay parents versus heterosexual. How can we be so sure if we don’t even know how many children are being raised by homosexual couples? A mere 9 references are cited to support the statement and yet a review of this literature leads to conclusions far less certain than Perrin et al would have us believe. A recent review of this literature by Stacey and Biblarz,1 who readily acknowledge their bias toward open promotion of homosexuality and advocacy for lesbigay parental rights, admit that it is not „intellectually honest” to state that „no differences” exist in child or parenting outcomes for 2 reasons: 1) Because only a handful of children and families have been evaluated, the statistical power of these studies was far too weak and many important outcomes may have been missed. 2) Despite the small number of studies and children involved, there actually have been some statistically significant differences. The most consistent is that children raised in lesbigay households are more likely to be sexually promiscuous and to be homosexual themselves. Whether or not one feels that this is „good” or „bad,” it does give one pause to consider whether the AAP as an advocate of children should embark on such a radical social experiment given the dearth of evidence to support its claims and the enormous social consequences. We agonize and spend millions of dollars studying thousands of children to make even the most minor adjustment in the immunization schedule. Should we not do at least the same preparation before embarking on the blanket advocacy of homosexual coparenting and adoption?
Stephen C. Riggs, MD, FAAP
Department of Pediatrics
Covenant Medical Center
Waterloo, IA 50701
Swietnie Castaneda, ze podajesz pelny tekst tego lisciku, to juz jest pewien postep w rzetelnosci powolywania sie na zrodla.
Przynajmniej znamy tresc tekstu o ktorym tu sobie dyskutujemy, tylko:
A) podaj, skad wyciagnales te KONKRETNE liczby dotyczace sredniej dlugosci trwania zwiazku etc. – one sie z tego teksty nie wziely, a przypisujesz ich pochodzenie (fakt, implicite) z tekstu Riggsa
B) Riggs napisal sobie liscik do Pediatric, i nie podal ZADNYCH badan, na ktorych by swoje naciagane tezy mogl oprzec. Wartosc tego listu jest zadna. Ja rowniez moge napisac list do przyzwoitego czasopisma naukowego o tym, ze Kaczynski jest zezowaty, i jesli mi go opublikuja, to rownie chetnie bedziesz sie na mnie powolywac?
C) Idzmy dalej tropem Castanedy – niejaki pan Giertych Maciej opublikowal w zeszly roku list w najbardziej prestizowym czasopismie naukowym – „Nature”- tekst jest oczywiscie ku chwale kreacjonizmu – edytorzy tej gazety go bez skrupulow wydrukowali. I co? I juz teraz wszyscy wiedza, gdzie znajduje sie krynica wiedzy o „naukowych dowodach” – w lisciku Giertycha do „Nature”. Giertych takze nie cytuje zadnych danych, tylko spekuluje po proznicy, ale niektorzy cytuja go jako sensowne zrodlo wiedzy…
D) Castaneda, czekamy na dalsze odkrycia naukAwe dotyczace homoseksualizmu, powyciagane z babcinych szaf pelnych wycinkow z gazet!
Ludzie. Jesteście chorzy z autorem włącznie. Ciekaw jestem co by było gdybyście wy mieli dwoje rodziców. Zrozumcie: po to żyje na świecie kobieta i mężczyzna żeby oni zawierali związki. To jest prawo natury. Nie musicie wierzyć to co mówi kościół z reszta nie kościół tylko Biblia. Uwierzcie natomiast w to co powiedziała Natura! Homoseksualizm to choroba a jeżeli do tego dojdzie możliwość posiadania dzieci w takich parach to ta choroba sie rozszerzy bo dziecko będzie skazane na ten sam los.
Rozumiem, że są na świecie różne odchyły. Wojny, głód czy choroby np. homoseksualizm. I całkowicie toleruje tych którzy na to cierpią, ale jeżeli banda takowych osób wychodzi mi na ulice z wieprzem Kalinowskim to normalnie mnie strzela. Wyobraźcie sobie wasze dziecko przechodzące obok, które zapyta: 'Mamusi/Tatusiu a co Ci państwo robią? Dlaczego dwóch panów sie przytula?’ co powiecie? Że walczą o wolność? Mają ją. Że walczą o dziecko? Jak są tacy cwani to niech sobie naturalnie zrobią a nie adoptują. Za przeproszeniem niech sobie siedzą oni wszyscy w domku w swoich łóżeczkach niech się łoją w pupę a nie demoralizują dzieci czy młodzież.
PS. Ciekaw jestem co by było gdyby taki 'ciepły’ mężczyzna lekko przeczyścił jakże mądrego autora albo innych.
Oj! To Ty nie wiesz… Prawo Kanoniczne właśnie ma takie zasady które postulowałeś. Jeśli nie można się rozmnożyć to babka albo facet może uzyskać unieważnienie małżeństwa.
Poza tym. nie wspomniałeś też o małżeństwach, w których jedna ze stron jest po zmianie płci. Ci też siła rzeczy bahorków mieć nie będą;)
„Ludzie. Jesteście chorzy z autorem włącznie. Ciekaw jestem co by było gdybyście wy mieli dwoje rodziców. Zrozumcie: po to żyje na świecie kobieta i mężczyzna żeby oni zawierali związki. To jest prawo natury. Nie musicie wierzyć to co mówi kościół z reszta nie kościół tylko Biblia. Uwierzcie natomiast w to co powiedziała Natura! Homoseksualizm to choroba a jeżeli do tego dojdzie możliwość posiadania dzieci w takich parach to ta choroba sie rozszerzy bo dziecko będzie skazane na ten sam los.
Rozumiem, że są na świecie różne odchyły. Wojny, głód czy choroby np. homoseksualizm. I całkowicie toleruje tych którzy na to cierpią, ale jeżeli banda takowych osób wychodzi mi na ulice z wieprzem Kalinowskim to normalnie mnie strzela. Wyobraźcie sobie wasze dziecko przechodzące obok, które zapyta: ‘Mamusi/Tatusiu a co Ci państwo robią? Dlaczego dwóch panów sie przytula?’ co powiecie? Że walczą o wolność? Mają ją. Że walczą o dziecko? Jak są tacy cwani to niech sobie naturalnie zrobią a nie adoptują. Za przeproszeniem niech sobie siedzą oni wszyscy w domku w swoich łóżeczkach niech się łoją w pupę a nie demoralizują dzieci czy młodzież.
PS. Ciekaw jestem co by było gdyby taki ‘ciepły’ mężczyzna lekko przeczyścił jakże mądrego autora albo innych.” I dlatego właśnie Polska i Polacy powinni zostać natychmiast usunięci z EU, aby dalej mogli żyć jak ich bożek przykazał. Czyli dmuchać się i rodzić ile wlezie…
Małżeństwa homoseksualne – tak. Adopcja – nie. O ile te pierwsze są całkowicie świadomą decyzją dwojga ludzi, to w przypadku adopcji chodzi również o trzeciego człowieka. Co więcej – chodzi o dziecko, czyli człowieka, o którego należy dbać w sposób szczególny, jako o podstawę dla społeczeństwa przyszłości. Pytanie brzmi: czy lepiej, żeby dziecko miało dwóch ojców lub dwie matki, czy żeby nie miało ich wcale?
Obecnie jestem przeciwna adopcji, ale jeżeli ktoś przytoczy mi odpowiednie argumenty nie twierdzę, iż nikt mnie do nich nie przekona. Na razie nie uzyskałam ich na tyle wiele, by przeważyły kontrargumenty, więc sprawa pozostaje otwarta.
Małżeństwa – tak. Każdy człowiek ma prawo do szczęścia i jeżeli ludzie w związkach homoseksualnych są szczęśliwi to nie widzę powodu, dla którego nie mogliby zawierać małżeństw.
Artykuł świetny, popieram.
Jednocześnie jestem zdecydowanie przeciwny dopuszczeniu adopcji przez pary homoseksualne w Polsce. Z jednego powodu – dla dobra dzieci. Dlaczego?; otóż poważnie obawiam się, o los takich dzieci w prymitywnym, homofobicznym społeczeństwie. Nie łudźmy się – „życzliwi” prędzej czy później doniosą komu trzeba. Dzisiaj wystarczy być rudym, aby regularnie dostawać od rówieśników dowody miłości bliźniego.
Najpierw należy wywalczyć równość cywilno-prawną związków homo- z heteroseksualnymi. Odczekać jedno pokolenie i zająć się kwestią adopcji. Pozdrawiam
A ja uważam, że rozwój genetyki wyeliminuje takie aberracje jak homoseksualizm, aids, syfilis i inne choroby. I po problemie. Jestem przeciwny żeby pedałki wychowywały dzieci.
przypadkiem tu jakos trafiłem… i znowu to samo… błąd logiczny za błędem, nie znajomość logiki i brak wiedzy o małżeństwie. niech kazdy lepszy sprawdzi sobie w słowniku co to jest małżeństwo i sie przestanie ośmieszać mówiąc o rozwiazywaniu małżeństw.. a w szczególności o małżeństwach homoseksualnych.
małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny usankcjonowany prawnie.
mowienie o małżenstwie osób o tej samej płci jest totalną bzdurą, a prawo do jakis ulg podatkowych etc etc dla osób zyjących razem to inna sprawa i nie powinno zależeć od małżenstwa (chodz obecnie jest to chyba jedyna instniejąca podstawa mowiaca o tym, czy 2 osoby zyja razem – i to tu powinni osoby homoseksualne walczyc o swoje prawa).
a homorodzicielstwo jestem przeciwny.
pozdr
Josee, ośmielę sie nie zgodzić, choćby dlatego, że w większości kultur na ziemi małżeństwo to nie tyle związek kobiety i mężczyzny, ile mężczyzny i wielu kobiet. Co do sankcji prawnych, też radzę doczytać, bo Holandia, Belgia, Hiszpania, RPA, Kanada i kilka stanów amerykańskich sankcjonują prawnie małżeństwa osób tej samej płci.
A co na to słowniki? Ano, w kwestii konstruktów społecznych raczej nie mają wyboru i na ogół modyfikują znaczenie wraz ze zmianą prawa…
Miko permalink napisał:
'[Castaneda]“…jeśli ktoś ma dzieci to pewne sprawy rozumie podświadomie”
Jakie sprawy na przykład?
– ano takie, że dzieci wolą mieć mamę i tatę w staromodnym stylu, to znaczy bez homoseksualnych 'modyfikacji’.( Mam dziecko, stąd to wiem.)
cytat:
'To, że badacz jest Chińczykiem nie oznacza samo w sobie, że jego badania są bezwartościowe. (zaraz się okaże, że Związek Radziecki z założenia nie mógł mieć odkryć naukowych)
– na pewno nie 'wszystkie’, natomiast przy tej okazji nie można nie pomyśleć o 'warunkach’ w jakich przyszło pracować naukowcom w tych regionach świata.
cytat:
'Czy takie kawałki z Deschnera:
“W roku 1678 arcybiskup Salzburga kazał spalić 97 kobiet w związku z wielką zarazą, jaka dotknęła bydło.Biskup Bambergu rozkazał spalić 600 kobiet, po czym wydał zgodę na publikację Prawdziwej relacji o 600 czarownicach, która ukazała się w 1659 roku. Za rządów biskupa Wurzburga, Adolfa, spalono 219 czarownic i magów, wśród nich grupę kanoników i wikariuszy, 18 chłopców, którzy uczęszczali do szkół, pewną niewidomą dziewczynę oraz dwie siostry, jedną dziewięcioletnią, a drugą jeszcze młodszą. Za sprawą arcybiskupa Trewiru, Jana, spalono w roku 1585 tyle czarownic, że w dwóch miejscowościach diecezji pozostały tylko po dwie kobiety.”
Cóż bardziej konserwatywnego niż biskup?’
– ja bym tego nie nie nazywała 'konserwatyzmem’ , ale zbrodniczym charakterem. Relacje z tego , co robiono podczas rewolucji francuskiej, podczas
faszystowskiego i bolszewickiego reżimu były wynikiem folgowania tej samej skłonności upadłej natury ludzkiej.
—————————————–
czescjacek napisał:
'nie powiedziałeś także, czy zakochałeś się kiedyś w mężczyźnie, wiec nie wiem, czy Twoje wypowiedzi nt. gejów mają jakąkolwiek wartość. nie sądzę też, żebyś mógł się np. wypowiadać o kobietach, bo, jak przypuszczam, nie byłeś nigdy kobietą.
– a czy to, że się nie było na przykład zawodowym mordercą oznacza, że wtedy krytyczna opinia dotycząca tego rodzaju profesji nie ma żadnej wartości?
————————
Kojonkoski napisał:
'A ja mam pytanie. Skoro małżeństwo cywilne nie wiąże się z posiadaniem dzieci i jest to już tylko kontrakt ekonomiczny, to po co w ogóle jeszcze istnieje? Jeśli chodzi o prawne uznanie, że dziecko może mieć dwoje rodziców tej samej płci, to do tego małżeństwo nie jest potrzebne.’
– no i w tym właśnie tkwi sedno – homoseksualistom chodzi o to, by uzyskać status 'normalnych’.
————————————
bardzo_zaspana napisała:
'Ani rodzina, ani małżeństwo to nie są twory zdefiniowane raz na zawsze ale zależne od środowiska, kultury zjawiska podlegające ciągłym zmianom. Gdyby ludzie byli równie mało elastyczni jak w twoich propozycjach to nadal siedzieli byśmy na drzewach i wsuwali banany.’
– w każdej kulturze istnieje 'związek małżeński’, a zdefiniowany jako 'związek kobiety z mężczyzną’ został już w starożytności i gdyby tak pozostało nie byłaby to żadna przeszkoda w postępie ludzkości, bo bycie elastycznym najlepiej się sprawdza w dziedzinie wynalazków ułatwiających życie, a nie w eksperymentowaniu z 'ludzką naturą’.
A najlepiej by było, gdyby ludzkość nie musiała ruszać się z raju, ehh..