Od recenzji pierwszego odcinka „Torchwooda” upłynęły już trzy tygodnie. Z tej perspektywy można śmiało powiedzieć, że „Kiss Kiss Bang Bang” nie był li jeno teaserem: serial rzeczywiście zrobił spory krok naprzód. Większość oczekiwań, które wyartykułowałem przy okazji poprzedniego omówienia (tudzież także kilka takich, których nie wyrażałem), doczekała się spełnienia. Dobitnym tego przykładem ostatni jak dotąd, środowy odcinek.
„Meat” (jak krótko zwał się ów epizod) to małe arcydzieło. Znacznie dowcipniejszy od „Sleepera” i „To the Last Man”, klimatem zbliża się do „KKBB”, choć zaskakuje czymś zupełnie innym. Na przykład najbardziej jak do tej pory poukładaną akcją w historii serialu (OK, może być to efekt działania psychologicznej zasady kontrastu – w końcu poprzedni odcinek napisała sama Helen Raynor). Ale to dopiero początek.
Autorka „Mięsa”, Catherine Tregenna, miała dotąd na swoim koncie dwa największe wyciskacze łez pierwszej serii przygód agentów z Cardiff, „Out of Time” i „Captain Jack Harkness”. Oba świetnie napisane oraz – co w pierwszej serii stanowiło niemały ewenement – poprowadzone bez rozlewu krwi. Fakt, że pod tym ostatnim względem w „Meat” Tregenna wyżyła się za wszystkie czasy (przez pół odcinka na ekranie straszą ociekające posoką – względnie gnijące – kawałki mięcha, parę razy widzimy nawet, jak uczynni panowie wyrąbują je żywcem z pewnego mało szczęśliwego stworzenia; o strzelaninach i kopaniu prądem ludzi przez ludzi przez takt nie wspomnę), przyznać jednak trzeba, że prócz tego scenariusz właściwie nie ma wad. Film od pierwszej do ostatniej chwili trzyma w napięciu nie gorzej niż najlepsze odcinki „X-Files”. No i ten dowcip…
Gwen Cooper: Have you ever eaten alien meat?
Jack Harkness: Yeah.
Gwen Cooper: What was it like?
Jack Harkness: He seemed to enjoy it.
…właściwie nieprzetłumaczalny, biorąc pod uwagę ubóstwo polszczyzny pod względem kulinarnych określeń seksu oralnego. Skoro zaś już jesteśmy przy rzeczy w „Torchwoodzie” najważniejszej, nie sposób nie zauważyć, że Tregenna do kwestii łóżkowych podchodzi dość śmiało i właściwie nie ma granicy, której by (jeśli nie w tym, to w poprzednich sygnowanych przez siebie odcinkach) nie przekroczyła. Omniseksualny kapitan Jack udowadnia w „Meat”, że ma rozpiętość upodobań znacznie większą niż można było podejrzewać nawet po tym, jak w „Utopii” zalecał się do wielkiego niebieskiego karalucha.
Jak widzimy, serial promuje poprawność polityczną i akceptację dla inności w każdej postaci – aż czasami boli patrzeć… Zwłaszcza że taki flirt to zwrot o 180 stopni w stosunku do orgii romantyzmu, którą tydzień wcześniej zgotowała widzom Raynor:
Tak czy owak, strach myśleć, czym Tregenna uderzy 13 lutego. Ci, co widzieli (na pokazach dla prasy) „Adama”, twierdzą, że nigdy czegoś takiego nie widzieli (i nic dziwnego, kawałek w końcu o amnezji). Poza tym wieść gminna niesie, że to właśnie tego odcinka dotyczy jeden z najbardziej soczystych fragmentów ostatnio wydanej autobiografii Barrowmana:
In one of the early episodes of the second series, Ianto has a meltdown in the Hub one night, for reasons far too complicated to go into here, but if you’ve seen it, you’ll know. I have to admit it’s one of my favourite episodes to date. Anyway, while Jack comforts Ianto, he shifts from innocent consolation to a full-on, passionate embrace and kiss.
Gareth and I assumed 'the position’ and went for it. The episode’s director never called 'cut’. By the time Gareth and I were hitting the two-minute mark, my lips were getting numb and Gareth was getting twitchy.
'You fuckers!” we both yelled in unison, when we finally realized what was going on and pulled apart.
Pozostaje zatem odliczać do środy, zwłaszcza że BBC zaplanowała na ten dzień aż dwa seanse TW. Gdy tylko na BBC Two znikną napisy końcowe po „Adamie”, w BBC Three zaczyna się „Reset” – odcinek, w którym wraca Martha Jones…
Świetnie recenzujesz. Powinieneś robić to cześciej.
widoku dwóch pedałów ssacych sobie usta chyba można było czytelnikom oszczedzic
ten blog bylby znacznie lepszy bez takich akcji
Anonimie, ale wtedy by tu zostali sami „myślący”.
robcie tak dalej a bedzie draka