Jak donosi „Życie Warszawy”, urzędnicy Hanny Gronkiewicz-Waltz wpadli na pomysł, który najprawdopodobniej ostatecznie rozwiąże problem trapiących stolicę korków. I to bynajmniej nie dzięki wybudowaniu obwodnicy czy rozbudowie metra – ryzykownych imprezom, które opróżniłyby miejską kasę. Nie: cała genialność urzędniczego pomysłu tkwi w tym, że na uwolnieniu stolicy od korków ratusz jeszcze zarobi. Jak? Najprościej w świecie: wprowadzając wysokie opłaty za wjazd samochodem do centrum miasta:
Nawet 10 złotych za możliwość wjechania do Śródmieścia – to jeden z pomysłów ratusza na walkę z korkami. Opłaty dla kierowców mogą wejść w życie na próbę jeszcze przed Euro 2012.
Wprowadzenie opłat za wjazd do centrum znalazło się w strategii rozwoju systemu transportowego Warszawy do roku 2015. Ratusz właśnie opublikował dokument na swojej stronie internetowej.
Jeden z punktów strategii zakłada zamknięcie dla samochodów rejonu pokrywającego się z granicami Śródmieścia. Opłata obowiązywałaby za wjechanie do kwartału z granicami ustanowionymi na ulicach: Słomińskiego, Towarowej i Okopowej, Trasie Łazienkowskiej i Wisłostradzie.– Chodzi o ograniczenie liczby aut w Śródmieściu i zachęcenie mieszkańców do korzystania z miejskiej komunikacji, która jest na przyzwoitym poziomie [lubię poczucie humoru naszych decydentów – TŁ] – wyjaśnia prof. Wojciech Suchorzewski z Politechniki Warszawskiej, jeden ze współautorów strategii. (…)
System na próbę może zostać wprowadzony jeszcze przed Euro 2012.
Jak podejrzewam, wiadomość ta niezwykle ucieszy warszawskich wyborców Platformy (jak wskazują statystyki: młodszych, bogatszych i lepiej wykształconych od wyborców PiS-u, więc i z większą szansą na własny samochód i pracę w centrum); może nawet bardziej niż wycofanie się ich ukochanej partii z wyborczych obietnic obniżki podatków i akcyzy oraz likwidacji KRUS-u.
O wzroście notowań Hani wśród rowerzystów nie wspomnę (do tej pory mieli dla siebie niewielką liczbę ścieżek rowerowych, teraz dostaną prawie całe jezdnie), no, chyba że zmyślni urzędnicy obłożą opłatami także pojazdy dwukołowe. Profilaktycznie, coby wybić warszawiakom z głowy masowe przesiadanie się na siodełka – w końcu dwóch milionów rowerów ciasne uliczki największej środkowoeuropejskiej metropolii też przecież nie zmieszczą.
W Londynie to podziałało. A wpływy z takich opłat idą właśnie na modernizację metra. Chyba każdy ekonomista badał i pudblikował w temacie – „externality cost”, więc nie powinieneś mieć problemów z sięgnięciem do wyników eksperymentów i badań nad takimi opłatami. W prosty sposób to choćby w The Undercover Economist, książce Tima Hartforda. Z drugiej strony absolutnie rozumiem, jeśli osobiście masz samochód, ale nie dość dochodu, żeby wnosić taką opłatę. (ja prywatnie ani nie jestem w Warszawie, ani nie jeźdźę samochodem, więc również mogę być wypaczony)
Cezary, akurat ja sam głównie poruszam się metrem (mam szczęście mieszkać w bezpośrednim sąsiedztwie tej jedynej nitki, a poza tym nie lubię korków), a z drugiej strony dochód i tak pozwalałby mi te 200 zł miesięcznie wydać, gdyby rzeczywiście miało to opróżnić warszawskie ulice. Chodziło mi jednak o co innego. To nie jest tak, że londyńskie metro zbudowano za pieniądze od kierowców wjeżdżających do centrum miasta – ono już tam było wcześniej, Warszawa nie ma kilkunastu nitek metra, ma jedną (w dodatku niecałą, mimo że budowaną już kilkadziesiąt lat). Nie ma obwodnicy, ma za to (i to prawie wyłącznie w centrum) mosty, które dla wielu tirów udających się na Litwę lub Białoruś stanowią jedyną opcję przeprawy przez Wisłę.
Nie wierzę, że HGW wybuduje obwodnicę czy drugą linię metra przed wprowadzeniem opłat. Tak samo, jak nie wierzę, że wybuduje je za te opłaty. Oczywiście, jestem się w stanie zgodzić, że myto za wjazd do centrum rozładuje tłok na ulicach. Stanie się to jednak kosztem nieproporcjonalnie dużej a zupełnie niepotrzebnej frustracji osób, które mieszkają lub pracują w stolicy.
PS. W warszawskim metrze w godzinach szczytu na mojej stacji czasami fizycznie nie da się wejść do środka zapchanego wagonu – a pociągi jeżdżą co 2-3 minuty (częściej praktycznie nie mogą). Może mi ktoś jeszcze wyjaśnić, jak ratusz zamierza zmieścić tam jeszcze tych, co teraz dojeżdżają do pracy samochodami?
Nie ma to jak neoliberalne bredzenia. Facet, z jakiego drzewaś się urwał. Cały cywilizowany świat stosuje te rozwiązania, a tu jak zwykle ideologiczne zacietrzewienie.
Faktycznie komunikacja miejska w Londynie powoduje, że poruszanie się w centrum samochodem ma sens tylko w wyjątkowych przypadkach.
Co do pomysłów HGW to została ona wybrana w demokratycznych wyborach, które wygrała dzięki mobilizacji młodego elektoratu. Myślę, że nauczy to w końcu młodych, warszawskich humanistów podstawowej zasady życiowej – przyczyny, którą było demoktratyczne wybranie Pani Prezydent i skutku, który widać.
Wprowadzenie opłat z pewnością wygoni ich z centrum, ale dzięki temu zrobią miejsce prawdziwym biznesmenom od kręcenia lodów oraz przyjaciołom Pani Prezydent, bo nie ulega wątpliwości że od myta będzie szereg arbitralnie przyznawanych zwolnień. Nie może być tak, że prawdziwi biznesmeni stoją w korkach jak byle obywatel.
Widać nie było aż tak źle, skoro ostatnio znów wygrała.