Tym razem po drugiej stronie słuchawki była Joanna Stanisławska z Wirtualnej Polski, z długą listą pytań. Wszystkie obracały się wokół jednego problemu: co zrobić z prezesem największej partii opozycyjnej, który w sytuacji, gdy receptą na sukces w nadchodzących wyborach mogłoby być suche punktowanie coraz większych wpadek gospodarczych nieudolnego rządu, postanawia walczyć o XXI-wiecznych wyborców retoryką żywcem zerżniętą z konfederatów barskich. I czyni to z brawurą godną rycerza z La Manchy.
Bezpośrednim punktem wyjścia rozmowy (którą, tradycyjnie, wstawiam tu uzupełnioną o uwagi, które padły w rozmowie z dziennikarką, ale nie znalazły się w tekście opublikowanym na portalu) była dzisiejsza uwaga Pawła Poncyljusza o tym, że jeżeli Jarosław Kaczyński dalej będzie uprawiał politykę walki i konfliktu, Prawo i Sprawiedliwość może przestać marzyć o ponownym rządzeniu Polską. Poncyljusz lekarstwo na uzdrowienie sytuacji widzi w powrocie miłego i ugodowego Kaczyńskiego, takiego, jakiego pamiętamy z kampanii wyborczej. Moim zdaniem, powrót taki może być w tym momencie dość trudny. Bynajmniej nie dlatego, że w polityce nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, lecz przede wszystkim dlatego, że po tym, jak już się do niej raz weszło, a potem ostentacyjnie wyszło na oczach 38 milionów, może trudno po ponownym wejściu przekonać kogokolwiek, że się cały czas w tej rzece było.
Joanna Stanisławska: Czy diagnoza Pawła Poncyljusza jest słuszna? Jarosław Kaczyński powinien wrócić do wizerunku, jaki prezentował w kampanii prezydenckiej?
Tomasz Łysakowski: Na taki ruch jest już za późno, mleko zostało wylane. Po 10 kwietnia Kaczyński prezentował nowe oblicze: polityka koncyliarnego, który przeszedł przemianę w wyniku niesłychanej tragedii, która go spotkała. Śmierć brata to był dobry powód takiej przemiany, taki, w który ludzie mogli uwierzyć. Jednak zaraz po wyborach zerwał z tym wizerunkiem: okazało się, że wcale nie jest taki ugodowy. A teraz znów miałby wrócić do łagodnej retoryki? [Jak to uzasadnić, by nie pojawiły się zarzuty, że zbyt często zmienia twarze?]
W każdej partii musi być dobry i zły policjant, takim złym jest np. w Platformie Janusz Palikot. Jeżeli jednak ta sama osoba, najpierw przez miesiąc robi za dobrego policjanta, a potem przejmuję rolę złego i jeśli w dodatku jest to szef partii, to widzowie, odbiorcy prędzej czy później przestaną to kupować.
JS: Jarosław Kaczyński zrobił błąd zrywając z łagodnym wizerunkiem tuż po wyborach?
TŁ: Zgadzam się z posłem Poncyljuszem, kiedy mówi, że łagodny wizerunek prezentowany przez Jarosława Kaczyńskiego w kampanii wyborczej był dla tej partii bardzo korzystny. [Dzięki bardzo madrze zaplanowanej i świetnie przeprowadzonej kampanii wizerunkowej] prezes PiS przestał być negatywnie odbierany przez media [jeśli nie liczyć tych programowo mu wrogich] i społeczeństwo. 47-procentowe poparcie w wyborach prezydenckich było wynikiem tej polityki, sukcesem „gołębi” : Poncyljusza, Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Marka Migalskiego. Niestety, zaraz po wyborach z Jarosława Kaczyńskiego z hukiem wystrzeliła cała piana, która najwyraźniej buzowała w środku przez dwa miesiące kampanii. [Zaczęło się od wywiadu dla „Gazety Polskiej”, potem przyszły przetasowania w najwyższych władzach partii (wycięcie „gołębi”) i awantura wokół krzyża. To pozwoliło nieprzychylnym Kaczyńskiemu mediom szybko odbudować wizerunek PiS-u jako partii obciachowej, kojarzącej się nie z „normalnym” dyskursem politycznym, lecz z irracjonalnym fanatyzmem.] W efekcie, gdyby wybory odbyły się dziś, Kaczyński prawdopodobnie wróciłby do tych 20%, o których mówi Poncyljusz.
Nie oznacza to jednak wcale, że PiS jest skazany na ławy opozycyjne. Jeśli Platforma Obywatelska porządzi jeszcze przez rok, podnosząc kolejne podatki i tracąc na popularności, wyborcy mogą pójść i zagłosować na PiS, uznając, że nawet „zły” Jarosław Kaczyński jest lepszy od „dobrego” Donalda Tuska. Ale jest to [znacznie] mniej prawdopodobne, niż w sytuacji gdyby Kaczyński pozostał przy swoim wizerunku z czasów kampanii. Wydaje się, że gdyby prezes PiS przynajmniej pół roku dłużej był tym miłym, układnym człowiekiem z czasów kampanii, PiS miałby wygrane wybory samorządowe i parlamentarne w przyszłym roku. Zamiast bawić się w ideologiczne [i religijne] potyczki, wystarczyłoby spokojnie i konkretnie punktować podwyżki podatków, wzrost zadłużenia kraju i ogólnie nieudolną politykę gospodarczą rządu Tuska. Kaczyński wolał jednak pójść na wojnę ideologiczną.
JS: W zeszłym tygodniu pojawiły się plotki o tym, że Jarosław Kaczyński miałby ustąpić z funkcji prezesa PiS, by poświęcić się wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej. Różne osoby wymieniano jako jego potencjalnych następców: Zbigniewa Ziobrę, Joachima Brudzińskiego, czy właśnie Pawła Poncyljusza.
TŁ: Być może dla PiS-u byłoby lepiej, gdyby Jarosław Kaczyński usunął się na drugi plan, przynajmniej na jakiś czas. Kto wie, czy nowa, młodsza twarz, bez negatywnego bagażu, który ciągnie się za Kaczyńskim, nie byłaby w stanie lepiej partii sprzedać wyborcom. Bo nie oszukujmy się, partie to są produkty, które ludzie wybierają m.in. z tego powodu, że przywódca jest przystojny, popularny i ogólnie dobrze się kojarzy. Już zwycięska kampania Aleksandra Kwaśniewskiego w 2005 roku pokazała, że Polacy bardziej wolą polityków dobrze się prezentujących i niekonfliktowych od tych, którzy prowadzą permanentną wojnę. Nawet jeśli dla wielu jest to słuszna wojna.
Wszystkie partie mają jeden cel: dojść do władzy, jeśli politycy PiS-u uświadomią sobie, że z wojowniczo nastawionym Kaczyńskim im się to nie uda, to choćby byli najwierniejsi, będą starali się go odsunąć, zmarginalizować.
JS: Bierze pan pod uwagę taki scenariusz, że na czele PiS-u stałby ktoś inny niż Kaczyński?
TŁ: Dopuszczam taki scenariusz, że Jarosław Kaczyński zrezygnuje z funkcji prezesa. Pytanie tylko, co się wtedy stanie. W organizacjach o strukturze wodzowskiej rzeczywisty lider wcale nie musi być formalnie umocowany. Kiedy Janusz Korwin-Mikke przestał być szefem UPR i tak jeszcze przez pewien czas miał w tej partii więcej do powiedzenia niż kolejni zmieniający się prezesi. Podobnie pierwsi sekretarze partii komunistycznej nie musieli pełnić wysokich funkcji państwowych, bo i tak było wiadomo, kto w PRL rozdaje karty. To może być również casus PiS-u. Faktycznie nic się nie zmieni, jeżeli w tej partii nie dojdzie do przemiany pokoleniowej, do zmiany myślenia z ideologicznego na bardziej otwarte i pragmatyczne. To dobrze, kiedy ma się ideologię, w którą się wierzy, ale trzeba brać pod uwagę realia: by móc swój program realizować, trzeba najpierw wygrać wybory. A tego nie osiągnie się wprowadzając kolejne podziały i zrażając do siebie kolejnych potencjalnych zwolenników.