Dziś o 17:00 w Warszawie rozpoczyna się Kongres Ruchu Poparcia Palikota. Czy wyjdzie z tego partia, która znokautuje SLD i przejmie lewą stronę sceny politycznej, trudno na razie przewidywać: wielu po 1989 próbowało tej sztuki, i jak dotąd nikomu ona nie wyszła. Z drugiej strony porównywanie usamodzielniania się Palikota do wcześniejszych, nieudanych prób zakładania własnych partii przez polityków takich jak Rokita, Gilowska, Borowski, Dorn czy Jurek też nie ma sensu – tamci nie dysponowali bowiem ani wystarczającymi funduszami, by stworzyć własne, liczące się ugrupowanie, ani milczącym wsparciem partii-matki, która – jak by nie patrzeć – na wypchnięciu Palikota zrobi świetny interes. O tym interesie rozmawiałem w tym tygodniu z Joanną Stanisławską z Wirtualnej Polski, w efekcie czego powstał później artykuł pod znamiennym tytułem „Szatański plan PO”:
Czy Janusz Palikot opuści Platformę Obywatelską i założy własną partię? Premier Donald Tusk apeluje do posła z Lublina, by „nie stał w przeciągu” i podjął wreszcie decyzję odnośnie swojej przyszłości. Nie wszystkich jednak przekonują te słowne przepychanki. Czy niechęć między Tuskiem a Palikotem może być udawana? (…)
Tomasz Łysakowski, ekspert ds. marketingu politycznego, ocenia, że strategia Platformy jest obliczona na całkowite zdominowanie polskiej sceny politycznej przez ludzi związanych z tą partią. – Jeżeli Palikot wyjdzie z Platformy to przecież nie trzaśnie drzwiami, nie spali za sobą mostów. Jego partia będzie dla PO partią satelicką, współpracującą, niczym FPD dla CDU/CSU w Niemczech – uważa. Wojciech Jabłoński, politolog, zgadza się, że stosunki Platformy z Palikotem pozostaną ciepłe, ponieważ nie obserwujemy zachowań zwyczajnych dla politycznych rozstań. – Nikt nie rzuca kalumniami, jak to na ogół bywa w przypadku końca nie tylko politycznych małżeństw – zauważa.
Zdaniem Łysakowskiego wszelkie różnice zdań wydają się w Platformie inscenizowane, kreowane „pod publiczkę”. Także sprawa Palikota. – Platforma to projekt piarowski. We wszystkim, co robi, kieruje się sondażami. Ponieważ Polacy negatywnie odebrali awanturę z „gołębiami” w PiS, dla kontrastu zorganizowano dyskusję w Platformie, w efekcie powstało wrażenie, że w przeciwieństwie do Prawa i Sprawiedliwości, Platforma to partia otwarta i tolerancyjna – wyjaśnia ekspert.
Łysakowski wyjaśnia, że piarowcy PO najwyraźniej doszli do wniosku, że partia powinna być konserwatywna, bo to odpowiadałoby gustom większości wyborców. Jednak dla tych, którzy nie odnaleźli się w tej konserwatywnej formule, też przygotowano ofertę – Palikota i jego „koncesjonowaną” partię. (…)
– Partia Palikota byłaby taka sama jak Platforma, jeśli chodzi o program gospodarczy, pojawią się za to różnice światopoglądowe. Ugrupowanie Palikota będzie prawdopodobnie będzie bardziej liberalne w kwestii stosunków państwo-Kościół, in vitro, ustawy aborcyjnej czy związków partnerskich. Zagospodaruje zmianę społeczną w tym zakresie – wyjaśnia Łysakowski. Czy więc Tusk wysyła Palikota na „lewicowy odcinek”? Partia Palikota niewątpliwie ma szansę zdobyć nowy elektorat, przejmując go od SLD.
W tekście nie zmieścił się, niestety, kawałek rozmowy o tym, dlaczego Palikot ze swoją partią rzeczywiście byłby w stanie zniszczyć postkomunistów. Moim zdaniem chodzi przede wszystkim o efekty: SLD wiele dotąd obiecywało zarówno przeciwnikom klerykalizacji państwa i finansowych przywilejów Kościoła, jak i zwolennikom poszerzenia zakresu wolności obywatelskich poprzez zalegalizowanie aborcji, konopii indyjskich czy związków partnerskich dla par jednopłciowych. Z obiecanek, mimo że partia Kwaśniewskiego, Oleksego i Millera dwa razy rządziła i przez 10 lat miała prezydenta, niewiele wyszło. Dlatego trudno się dziwić, że dziś zwolennicy przemian obyczajowych nie bardzo wierzą w antykoscielną kontrofensywę Napieralskiego – zwłaszcza że w kontrolowanej (znowu) przez SLD telewizji publicznej jak na razie sutann tyle, co w najlepszym okresie władzy PiS-u i LPR-u.
Jak by zatem nie patrzeć, kapitał społeczny jest – pytanie tylko, czy Palikot spełni pokładane w nim nadzieje, i to zarówno nadzieje Donalda Tuska, jak i nadzieje sierot po Millerze i Szyszkowskiej. Jeśli tego dokona, czekająca na podbój planeta lewicy stoi przed nim otworem. Jeśli nie, też pewnie przeżyje jako polityk: w końcu zawsze można przez te nowo otwarte wrota jakoś chyłkiem wrócić do Platformy…