Jak pamiętamy, dawno temu Donald Tusk chciał z Polski zrobić drugą Irlandię – niestety, nie wyszło. Nie znaczy to wcale, że nasz bohaterski premier nie przestał marzyć, że pewnego dnia zmieni swój kraj w coś innego – choć zbliżające się wybory wskazują, że powinien nieco się pospieszyć. Dlatego jego wybór padł na państwo może niezbyt bliskie, ale za to i niespecjalnie trudne do zrobienia: Zimbabwe. Kraj znany zarówno z najwyższej zanotowanej w historii inflancji, jak i z faktu, że aktualny lider rządzi w nim (najpierw jako premier, potem prezydent) nieprzerwanie już od ponad 30 lat.
Prace nad zmianą rozpoczęły się już w sierpniu (podwyżka VAT), na ich wyniki trzeba było jednak czekać aż do początków tego roku. Jednak, jak doniósł dziś portal wyborcza.biz, pierwsze trzy miesiące okazały się pełnym sukcesem polskiego naśladowcy Roberta Mugabe – przynajmniej na polu wywoływania inflacji:
Analitycy już przed miesiącem wieszczyli, że niebawem inflacja otrze się o 4 proc. I najnowsze dane GUS potwierdziły ich przypuszczenia: marcowy wskaźnik cen wzrósł do 4,3 proc. z 3,6 proc. w lutym. (…) Napędzają go głównie ceny żywności i paliw. Żywność podrożała w porównaniu z marcem 2010 r. o 7,3 proc., a paliwa aż o 13,9 proc.
– W ciągu ostatniego miesiąca silnie zdrożały cukier mięso i warzywa. Poza tym podskoczyły ceny wyrobów tytoniowych w związku z zakończeniem sprzedaży papierosów ze starymi banderolami – komentują analitycy PKO BP.
Ok, 7 czy 13 to jeszcze nie procent, na jaki miesięcznie był w stanie okradać swych posiadających oszczędności poddanych prezydent Zimbabwe. Jednak od czegoś trzeba zacząć, by pewnego dnia móc przekonywać wyborców do reelekcji równie skutecznie, co nowy idol:
Coś w tym jest:)
Nie wiem, co jest w długim sprawowaniu władzy, ale wybrańcy Opatrzności lub Losu (wybrać w zależności od światopoglądu) zaczynają z czasem wierzyć w swe szczególne talenty i misję, którą chcą wypełnić <dla dobra narodu często… wbrew narodowi.
Nie jestem pewien, czy w tamtych okolicach w ogóle myśli się kategoriami „dobro narodu”. Moim zdaniem nade wszystko dominuje kategoria „stołki”.
Dołożę do tego jeszcze inne dane: w pierwszych dwóch miesiącach dochody państwa wyniosły niecałe 16% z zaplanowanych na cały rok, wydatki to ponad 18% z zaplanowanych, a deficyt został już osiągnięty w ponad 35%.
Będzie lepiej, to rok wyborczy, a kiełbasa kosztuje, zwłaszcza po podwyżkach.
No to widzę, że władza pracuje na całego.
dobrze że nie 3 Japonię
Jakby się zawziął, to myślę, że i to by spróbował zbudować 😉
Tylko znając Tuska, zacząłby od wywoływania trzęsień ziemi.