Właściwie wszystko, co w życiu robimy, wynika z jakichś potrzeb: zewnętrznych (inni chcą) lub wewnętrznych (sami chcemy), prostych lub skomplikowanych, wysokich lub niskich (i to niekoniecznie w rozumieniu piramidy Maslowa). Odczuwam głód – szukam jedzenia, jeżeli żywność stoi zaś przede mną – jem. Odczuwam pragnienie – piję (jak jest co), senność – zasypiam (jak jest gdzie). Oczywiście sposób realizacji tych potrzeb zależy już w większym stopniu od dostępnych narzędzi i opanowanej techniki: jeść mogę równie dobrze łyżką, nożem i widelcem, czy pałeczkami, jak i rękami. Istnieją tu jednak prawa stałe, np. to, że przestaję jeść, gdy odczuwam sytość, i budzę się, gdym wyspany.
Realizacja potrzeb, które ludzie mają w genach, czasami jednak wywołuje kontrowersje, zwłaszcza wśród osobników, którzy sami nie mogą lub nie potrafią sobie takich potrzeb zaspokajać. Jeśli spojrzymy na spis siedmiu grzechów głównych, okaże się, że właściwie sprowadza się on do wyliczenia bądź emocji, nad którymi człowiek nie ma kontroli (Gniew, Chciwość, Zazdrość, choć brakuje Strachu), bądź właśnie uczuć, które pojawiają się, gdy w pełni realizujemy bądź zrealizujemy jakąś naturalną potrzebę (Obżarstwo, gdy zaspokoimy głód, Lenistwo, gdy chcemy odpocząć lub nie chcemy się zmęczyć, Nieczystość, gdy zbyt aktywnie oddajemy się uciechom seksualnym, i Pycha, gdy zbyt głośno dajemy wyraz wysokiej samoocenie). Żadnych morderstw, kradzieży, kłamstw i innych aktywności obliczonych na czynienie drugiemu, co samemu sobie niemiłe, na tej liście nie ma. To zagadkowe potępienie chrześcijaństwa wobec wszelkich przejawów dogadzania sobie prawdopodobnie wynika z faktu, że debiutowało ono jako religia ubogich, czyli ludzi, którzy niespecjalnie byli sobie w stanie dogadzać. Nic zatem dziwnego, że głosili potępienie wieczne dla tych, których na realizację potrzeb stać. Jakoś sobie dysonans poznawczy trzeba redukować.
Redukcją dysonansu można tłumaczyć także homofobię. Najszerzej potępiany element gejowskiego stylu życia, mianowicie bezlik partnerów seksualnych wśród homoseksualistów, wynika właśnie z łatwego dostępu do seksu męsko-męskiego, przynajmniej w porównaniu z seksem męsko-damskim. Gdy pojawia się potrzeba, idę do miejsca, w którym mogę ją zaspokoić (np. do łaźni) i ją zaspokajam – rozumowało wielu gejów przed nastaniem ery AIDS. Rozumowaniu temu trudno zarzucić nielogiczność (choć jego konsekwencje w epoce awersji do prezerwatyw okazały się opłakane). Heteroseksualista w opisany powyżej sposób nie postąpi, bynajmniej zresztą nie dlatego, że nie ma ochoty (jest mężczyzną w tym samym stopniu, co gej), tylko dlatego, że kobiety zwykle pojmują seks nie tyle w kategorii potrzeb, ile w kategorii miłości, bliskości i (niektóre przynajmniej kobiety według prawie wszystkich lub prawie wszystkie według niektórych badaczy) wymiany. Tak to się ma np. z prostytutkami, które zwykle są płci pięknej i z których usług zwykle korzystają mężczyźni.
Nie wszyscy ludzie jednakże w równym stopniu realizują wszystkie potrzeby: najczęściej bowiem tworzymy, jak Maslow, jakieś potrzeb hierarchie, jedne uznając przy tym za lepsze, inne za gorsze. Ponieważ w życiu dysponujemy ograniczoną liczbą chęci, czasu i zasobów, które jesteśmy w stanie zainwestować w osiągniecie jakiegoś celu, musimy wybierać. Zdolność wybierania tego, co zrealizowane w dalszej perspektywie przyniesie duże zyski (zamiast przynosić małe zyski w bliższej perspektywie) nazywa się w psychologii umiejętnością odraczania gratyfikacji, a w języku potocznym – siłą woli. Dobór naturalny tak ukształtował nasze mózgi, że (najczęściej) nie mamy problemów z ustaleniem priorytetów i celów, do których powinniśmy dążyć, miewamy za to czasami problemy z wytrwałością w dążeniu do tych celów. Problemy takie wynikają między innymi z faktu, że nasi polujący na sawannach przodkowie rzadko zmagali się z projektami, których realizacja była rozłożona na lata, nie przynosząc w trakcie jej trwania żadnych wyraźnych korzyści (jak to jest na przykład z procesem edukacyjnym). Ograniczenia te nie dotyczą tylko ludzi. Zwierzęta różnych gatunków są w stanie nauczyć się odraczania gratyfikacji w jednej dziedzinie, podczas gdy w innej zupełnie im to nie wychodzi. Szczury nie mogą na przykład nauczyć się porzucania kawałka żywności w celu uzyskania większej nagrody, choć są w stanie odkładać inne sprawiające im przyjemność aktywności. Najtrudniej odkładaną aktywnością jest stymulacja okolic przegrodowych układ limbicznego, zwanych mózgowym ośrodkiem przyjemności. Zjawisko odkryli w latach pięćdziesiątych amerykańscy badacze Olds i Milner, którzy, badając wpływ drażnienia struktur mózgowych prądem elektrycznym na zachowanie szczurów, przypadkowo zauważyli, że zwierzaki chętnie odwiedzają określone miejsce, jeżeli podczas ich bytności w tym miejscu eksperymentator drażni pewien ośrodek w ich mózgu. Szybko zapakowali szczury do klatek, gdzie znajdowały się specjalne dźwignie. Naciśnięcie dźwigni powodowało przepływ prądu między elektrodami umieszczonymi w mózgu zwierzęcia właśnie we wspomnianej części układu limbicznego. Okazało się, że zwierzęta nie tylko łatwo nauczyły się same aplikować sobie impulsy elektryczne, ale i mogły robić to godzinami, zupełnie nie zwracając uwagi na inne potrzeby, aż (jeśli w porę nie zostały odłączone) zdychały z głodu i wycieńczenia. Podobne zjawisko opisano u innych gatunków zwierząt: małp, kotów, psów i myszy. Kiedy zbadano wrażliwość analogicznych struktur u ludzi, którym z uwagi na stan zdrowia trzeba było otworzyć czaszkę i pogrzebać w mózgu, i oni relacjonowali uczucie podniecenia i przyjemności, ba, czasami wręcz domagali się dalszego drażnienia prądem, gdy badacz kończył eksperyment. Relacjonowali przy tym przyjemność „abstrakcyjną”, uogólnioną, chyba że elektroda znajdowała się dokładnie w obszarze przegrody, kiedy to przyjemne doznania miały charakter seksualny.
W jakim celu wyewoluował taki układ nagrody? Jak się wydaje, tendencja do sprawiania sobie przyjemności jest wbudowana w mózg osobnika, by zapewnić jego genom sukces – w przyrodzie przyjemność sprawiają właściwie wyłącznie czynności takie jak jedzenie, picie, gromadzenie dóbr, spotykanie się z obiektem westchnień, aktywność seksualna i ryzykowne, ale potencjalnie zakończone dużym sukcesem czynności typu polowanie. Uogólniając, można powiedzieć, że układ ten czasami nagradza bezsensowne z punktu widzenia sukcesu rozrodczego podejmowanie ryzykownych działań. Alpiniści doznają uczucia podniecenia zdobywając trudną ścianę skalną, a kierowcy wyścigowi odczuwają euforię, wyprzedzając na pełnym gazie samochód rywala – choć jedna i druga czynność może zaowocować znalezieniem się w mogile, na dłuższą zatem metę powinna wyeliminować warunkujące ją geny. Patrząc wstecz, psycholodzy ewolucyjni doszli jednak do wniosku, że nagradzający aspekt ryzyka mógł zachęcać naszych przodków do wychodzenia na polowanie, nagradzający aspekt uporczywego wykonywania czegoś mógł zaś zwiększać ich skuteczność jako łowców. Polując nasi przodkowie ryzykowali, równocześnie panując nad sytuacją. Nie zawsze udawało im się coś upolować, wychodząc na polowanie musieli jednak wierzyć, że im się uda, nie powinni też byli poddawać się, gdy umknął im pierwszy mamut. Owocami takiego „zaprogramowania” są dzisiejsze problemy ludzi z hazardem, grami komputerowymi czy z wyjściem z opuszczeniem czata bez upolowania kolejnej wirtualnej zdobyczy.
Współczesne umysły ludzi wystawione są na szereg pokus, których ewolucja nie przewidziała, tak jak nie przewidziała elektrod w szczurzych mózgach. Mamy wbudowany w DNA (a co za tym idzie, w umysły) imperatyw, by się rozmnażać. Na co dzień sprawia on, że uprawiamy seks (bo jest to przyjemne), najczęściej z osobnikiem innej płci. Choć teoretycznie powinno kończyć się to zapłodnieniem, jednak zwykle się nie kończy. Zarówno mężczyźni i kobiety stosują współcześnie różnorakie techniki mające chronić przed niechcianą ciążą: okazuje się bowiem, że nie zawsze to, co dobre dla genów danej jednostki, jest dobre dla niej samej. Ludzie oglądają pornografię, podczas gdy mogliby w tym czasie szukać partnera, płodzić z nim dzieci i opiekować potomstwem, rezygnują z żywności, żeby kupić kokainę (która stymuluje bezpośrednio ośrodek przyjemności w mózgu – w tym wypadku zachowują się więc dokładnie jak opisane powyżej szczury), dla chwili odprężenia niszczą sobie płuca nikotyną i wątroby etanolem, odkładają na później posiadanie dzieci (lub w ogóle z tego rezygnują), żeby zrobić karierę, wpędzają się w przedwczesną śmierć pracoholizmem (jak to ma miejsce w Japonii), obżarstwem (jak to się dzieje w USA) lub niejedzeniem, jak to ma miejsce w przypadku anorektyczek. Według wielu badaczy (Bussa, Pinkera, Dawkinsa) ludzkie problemy z poradzeniem sobie z nazbyt słabą wolą są dowodem, że ewolucja, dosłownie mówiąc, jest sprawą przeszłości. Nasz umysł jest przystosowany do życia w małych grupach zbierackich, w których nasz gatunek spędził 99 procent swojego istnienia, a nie do rozgardiaszu nieprzewidywalnych zdarzeń, z jakim mamy do czynienia w erze informacji. Zanim powstała fotografia, adaptacyjne było odbieranie obrazów wzrokowych atrakcyjnych przedstawicielek (i przedstawicieli) przeciwnej płci, ponieważ powstawały ze światła odbitego od młodych, płodnych ciał. Zanim na rynku znalazły się narkotyki w pigułkach, znaczkach i strzykawkach, podobne do nich substancje istniały w mózgu jako naturalne środki przeciwbólowe (endorfiny) lub jako neuroprzekaźniki, aktywne w miejscach odpowiadających za percepcję podniecenia i przyjemności (dopomina i norepinefryna) czy stanu zrelaksowania (serotonina). Gdy nie było filmów, adaptacyjne było śledzenie życia uczuciowego innych osób, ponieważ jedyne dostępne obserwacji życie uczuciowe toczyło się wśród ludzi, których, by przeżyć, musiało się zrozumieć i przechytrzyć. Nim na każdym rogu pojawił się fast-food i w każdym większym mieście hipermarket, słodkiej, słonej i tłustej żywności częściej ludziom brakowało, niż było za wiele. Geny nie wróżą, co będzie korzystne dla ich posiadaczy za sto czy tysiąc lat; zaopatrzyły nas w myśli i uczucia adaptacyjne w środowisku, w którym zaszedł dobór naturalny. Ponieważ jednak dziś środowisko to wygląda nieco inaczej niż przeciętnie wyglądało w trzecio- czy czwartorzędzie, niekoniecznie jesteśmy dziś zadowoleni z naszej skłonności do nadwagi (magazynowania żywności na chudsze lata) czy podatności na uzależnienia od wszelakich czynności (seks, hazard, przesądy) i substancji, od relaksującego piwka począwszy, na pobudzającej małej czarnej skończywszy.
Takie opisy mechaniki zycia lubie. Zgadzam sie w zasadzie ze wszystkim w powyzszym tekscie, a taka droga rozumowania prowadzi do ciekawych wnioskow, na przyklad w zwiazku ze wspomniana kwestia odkladania przyjemnosci doraznej w imie odleglej, wiekszej.
Moja wypowiedz jest w sumie luzno zwiazana z tematem, a wynika z dosc spontanicznej inspiracji powyzszym tekstem. Sprowokowal mnie on, bym wylozyl moj poglad na pewna zyciowa kwestie…
Z cala swiadomoscia tego, do jakich strasznych myslowych krain mozemy dojsc, zastanowmy sie bez uprzedzen, jakie uczucia lub mysli powoduja czlowiekiem, ktory postanawia zostac pacyfista? Ale takim skrajnym, do bolu – a sa tacy…
[ mala dygresja: co powoduje mna by zadac to tendencyjne pytanie? ano, potrzeba usankcjonowania mojego radykalizmu, a wiec uzywajac terminologii autora powyzszego tekstu – chec zmniejszenia dysonansu poznawczego – to w ramach zwierzenia 😉 ]
Skrajny pacyfista moze byc kim jest z przyczyn religijnych. Te kwestie pomijam bo jest malo ciekawa – argumentacja typu „tak, bo tak mnie wychowano wiec w to wierze” albo „nie widzialem ale uwierzylem bo… to wszystko nie moglo powstac przypadkiem” sprawia ze chce mi sie rzygac.
Ale idzmy dalej. Wyobrazmy sobie pacyfiste uswiadomionego, ktory zadaje sobie trud poparcia swoich pogladow racjonalnie. Jakze niesamowitym zgrzytem z punktu widzenia ewolucji jest twierdzenie „predzej zgine niz zabije ewentualnego napastnika”! Jak mozna to wytlumaczyc? Argument podawany najczesciej przez pacyfistow brzmi mniej wiecej „jesli wszyscy by tak robili, nie byloby wojen”. I tu szybko docieram do pointy. Pomijajac oczywista odpowiedz w rodzaju „…ale wszyscy tak nigdy nie zrobimy bo to sprzeczne z natura – wiec to nonsens!” dostrzegam tu ciekawy przyklad tego, jak umiejetnosc odraczania gratyfikacji moze byc zbyt duza i prowadzic przez to do porazki ewolucyjnej. Bo czy swiadomy pacyfista nie jest wlasnie osobnikiem o „zbyt silnej woli”, ktory jest w stanie odlozyc „barbarzynska” idee reagowania zlem na zlo na bok, by osiagnac przez wszystkich niemal upragniony pokoj? On po prostu odroczyl gratyfikacje poza czas wlasnej egzystencji… i przez to jego galaz DNA upadnie, zgodnie z ewolucja…
P.S.
jestem za pelna swoboda dla homoseksualistow chociaz geje mnie wprost obrzydzaja… coz, jeden z triumfow Apollo nad Dionizosem 😉
pozdrawiam.
w celu dalszej wymiany idei zapraszam na moja www: srodek.net
a ciekawe czy zadziala link? 😉
srodek.net
Ewolucja się skończyła??? A czy to właśnie nie ewolucja (stopniowo, jak to ewolucja) eliminuje teraz tych, których sama wcześniej wyhodowała, czyli tych, którzy nie znają umiaru w jedzeniu? Oni szybciej umrą, na serce itp. A jako grubasy, trudniej znajdą partnerów do rozrodu.
Po prostu zmieniła się sytuacja (środowisko), więc zmieniły się czynniki selekcjonujące. Ot, tyle.
A co do rozrodu ludzi, to twierdzenie że uprawianie seksu na lewo i prawo pomaga w rozrodzie, jest po prostu nieprawdziwe – jeśli patrzymy z ewolucyjnego punktu widzenia. Bo człowiek przystosowany jest do strategii rozrodczej, w której dziecko jest rzeczą kosztowną i wymagającą wiele uwagi, zatem lepiej jest mieć mniej (trochę mniej) dzieci i wyposażyć je w miłość, uwagę i środki materialne rodziców, niż mieć wiele niedopilnowanych, niezadbanych i niedożywionych dzieci – bo w perspektywie ewolucyjnej to strata dla naszych genów, a nie zysk.
Warto, zajmując się ewolucją, nabrać choćby podstawowej kompetencji w naukach przyrodniczych. Bo jak się psycholog czy humanista zabiera do ewolucji, to wychodzą bzdury…
Bo ewolucja to zdecydowanie nauka przyrodnicza. Ścisła. Bo ewolucja to geny, prawie że czysta matematyka.
Pozdrawiam!
G.
A „nieczystość” nie ma związku ze „zbyt aktywnym oddawaniem się uciechom seksualnym”, tylko z ewolucyjną sensownością tych uciech. Seks z własną żoną nie służy wyłącznie robieniu kolejnego dziecka, ale tez podtrzymaniu więzi potrzebnej do wychowania już posiadanych dzieci – dlatego jest „dobry” i „czysty”.
„Nieczysty” jest seks na boku – bo nie zapewnia ewentualnym dzieciom „na boku” odpowiedniego środowiska dorastania – wychowanie bez ojca itp – oraz szkodzi więzi małżeńskiej, skutkuje awanturami lub rozpadem małżeństwa, co nie jest dobre dla dzieci „z prawego łoża”, a często skutkuje u dzieci zachowaniami autodestrukcyjnymi.
Z ewolucyjnego (a nie hedonistycznego) punktu widzenia „nieczystość” szkodzi wszystkim!
G.
G.
Zgadzam się, ewolucja to geny i czysta matematyka – tyle że nie zajmujemy się tu przepływem kolejności zasad między pokoleniami, tylko inklinacjami tego przepływu dla funkcjonowania współczesnego społeczeństwa.
>Ewolucja się skończyła??? A czy to właśnie nie ewolucja (stopniowo, jak to ewolucja) eliminuje teraz tych, których sama wcześniej wyhodowała, czyli tych, którzy nie znają umiaru w jedzeniu? Oni szybciej umrą, na serce itp. A jako grubasy, trudniej znajdą partnerów do rozrodu.
>Po prostu zmieniła się sytuacja (środowisko), więc zmieniły się czynniki selekcjonujące. Ot, tyle.
Zmartwię Cię, ale jednak ewolucja ludzi się zatrzymała. I nawet nie chodzi o to, że przy liczebności 6 miliardów osobników gatunek, który wynalazł leki na większość gnębiących go w historii przed okresem rozpłodu chorób, przestaje być poddany jakiemukolwiek naciskowi biologicznemu. Można sobie wyobrazić, że człowiek mógłby wyewoluować np. odporność na AIDS, wymagałoby to jednak przejścia gatunku przez wąskie gardło, czyli wymarcia wszystkich prócz tych odpornych na działanie wirusa. Oczywiście taki scenariusz nie następuje, bo nauka i ewolucja kulturowa – objawiająca się wzrostem popularności prezerwatyw – okazują się szybsze niż ewolucja, której wygenerowanie i rozprzestrzenienie się jakiegoś rozwiązania zawsze niemal zabiera od kilkuset do kilkudziesięciu tysięcy pokoleń.
O tym, że ewolucja gatunku ludzkiego już nie przebiega, świadczą choćby dowody paleoantropologiczne. Czaszki naszych przodków sprzed 50 tysięcy lat wyglądają tak, jak nasze, podobnie jak cała reszta ich ciał, nie ma zatem powodów, by przypuszczać, że zawierały mniejsze czy gorzej rozwinięte mózgi.
We fragmencie o osobach z nadwagą nie bierzesz pod uwagę, że nawet jeśli umierają częściej (co wcale nie jest pewne: w krajach, w których je się więcej, statystycznie żyje się dłużej, porównaj USA i Etiopię), to rzadko umierają przed 50-tką, co sprawia, że nie mają problemu z pozostawieniem potomstwa. Odwoływanie się do problemów osób z nadwagą ze znalezieniem partnera zakłada, że osoby te stanowią w społeczeństwie mniejszość – co jednak począć z Ameryką, gdzie „cięższych” jest więcej niż „lżejszych” i nic nie przeszkadza, by rozmnażali się ze sobą, zostawiając jeszcze cięższe dzieci. Co też dość ochoczo robią.
„Zwłaszcza, że z tego, co napisałeś, nie sądzę, że wiesz, jakie jest moje wykształcenie. A sam(a) o ewolucji też masz wyobrażenie nader mgliste.”
Mgliste???
Widzę za to wyraźnie, że Twoje wykształcenie nie jest wykształceniem przyrodniczym.
No cóż, polecasz mi zaczęcie edukacji od popularnonaukowych książek… Zaczynałem od tego w podstawówce, a na studiach edukowałem się z ewolucji człowieka na wykładach prof. Bielickiego (na UW, a profesor z PANu) – bardzo ciekawe.
Twoje uwagi na temat ludzkich czaszek sprzed 50 tysięcy lat wskazują, że to raczej Twoje pojęcie o ewolucji jest mgliste. Nigdzie nie jest powiedziane (no dobra, w żadnym POWAŻNYM, naukowym dziele, może w jakichś popularno-„naukowych” książkach) że ewolucja każdego narządu trwa ciągle w tym samym tempie. Włosy na przykład są bardzo podobne u wszystkich prawie ssaków, i raczej (poza pewnymi wyjątkami, jak np, jeże) nie ewoluowały już od dość dawna – z mózgiem może przecież być podobnie.
„Nie widzę powodów, dla których psycholog nie miałby się wypowiadać o ewolucji, zwłaszcza jeśli chodzi o ewolucję mózgu (…)”
Dlatego że żeby zajmować się ewolucją, trzeba najpierw zrozumieć biologiczne podstawy i mechanizmy ewolucji, a nie traktować ewolucję jako proces obserwowalny „z zewnątrz”, przez obserwację jej przejawów. To tak jak z genetyką mendlowską – ona była prawdziwa w opisywaniu zjawisk, ale w ogóle nie miała pojęcia na temat mechanizmów, funkcjonowania genów.
„Są dowody na to, że dzieci z nieprawego łoża i wychowywane w rozbitych związkach są bardziej depresyjne (…) przyczyną mogą być geny.”
To akurat łatwo sprawdzić, jeśli jeszcze tego nie zrobiono to zaraz się zrobi – badania nad ludzkim genomem postępują bardzo szybko. Bo w naukach przyrodniczych weryfikacja hipotez jest prosta. Dopóki nie znajdziemy genu odpowiedzialnego za depresje dzieci z nieprawego łoża, dopóty nie możemy odpowiedzialnie twierdzić że winny jest ten gen.
„Różne badania wskazują, że nerwica koreluje z angażowaniem się z przygodny seks, w przeszłości mogła zatem korelować z liczbą dzieci: genom opłacałoby się wtedy znerwicowanie swoich posiadaczy. Nawet jeśli część z nich zapije się na śmierć lub popełni samobójstwa, wszystko się wyrówna, bo pozostali bardziej się rozmnożą… ”
Seks nie równa się dziecko. W ciążę trzeba zajść, donosić ją, potem dziecko wykarmić i wychować. Nerwica w tym WSZYSTKIM szkodzi a nie pomaga.
A dlaczego „w przeszłości mogła zatem korelować z liczbą dzieci”??? Przecież w przeszłości kobiety zachodziły w ciążę prawie zawsze, kiedy były do tego zdolne! Tylko że te znerwicowane częściej zdolne NIE BYŁY, i częściej nie donosiły ciąży.
„W USA mężczyźni rozwodzący się poślubiają statystycznie młodsze od swych poprzednich żon kobiety (polecam tu lekturę „Ewolucji pożądania” Bussa), zostawiają zatem więcej potomstwa. ”
Tylko czy mężczyźni rozwodzący się i poślubiający młodsze kobiety chętniej zostawiają potomstwo od wiernych? I jaki procent ludzkości mieszka w USA???
„Skłonność do (…)jak najczęstszych stosunków z jak największą liczbą osób, jednak wyewoluowała jako najrozsądniejsza z punktu widzenia ewolucji strategia LUDZKICH SAMCÓW (…) ludzkie samice wyewoluowały strategię odwrotną, do czego samce wtórnie musiały się przystosować.”
Czyli w końcu jak jest? Tak jak „pierwotnie”, czy tak jak „wtórnie”??? Oj, oj…
„Zgadzam się, ewolucja to geny i czysta matematyka – tyle że nie zajmujemy się tu przepływem kolejności zasad między pokoleniami, tylko inklinacjami tego przepływu dla funkcjonowania współczesnego społeczeństwa.”
I dlatego właśnie jesteście jak dzieci we mgle… Nie można odpowiedzialnie zwalać czegoś na geny jeśli się tego nie udowodni znajdując odpowiedni gen – czyli sekwencję zasad!!!
Pozdrawiam!
Grzegorz
wydaje mi sie, mosci grzegorzu, ze nieslusznie odmawiasz nie-biologom prawa do odpowiedzialnej i rzetelnej syntezy informacji nagromadzonych przez biologow-specjalistow. analogicznie: to, ze filozof wypowiada sie o naturze wszechswiata wykorzystujac odkrycia fizyki kwantowej nie oznacza, ze w ignorancki sposob mowi o tym, o czym nie ma pojecia. oczywiscie zle jesli przy tym zagalopowywuje sie i miesza spekulacje z faktami, ale tego u ciebie nie zauwazylem. nie trzeba wiedziec jak jest zbudowana zarowka, zeby wypowiadac sie o konsekwencjach oswietlenia…
Najnowsze badania wykazały związek pomiędzy anoreksją a poziomem serotoniny w mózgu. Wiadomo już na pewno, że nie jest to, jak dotychczas uważano, choroba o podłożu wyłącznie psychologicznym.
Dlatego umieszczenie anoreksji w bezpośrednim sąsiedztwie typowych chorób cywilizacyjnych, choć z formalnego punktu widzenia nie stanowi błędu, uważam za niefortunne, zwłaszcza że autor wskazuje przy tym na kraje w których dana przypadłość jest szczególnie nasilona, sugerując tym samym istotny wpływ otoczenia na poziom jej występowania w danej społeczności, co w przypadku anoreksji niekoniecznie musi być prawdą.
Uwaga 1:
Kontekst MA ZANCZENIE. Kto tego nie czuje, niech sobie ściągnie audycję wyborczą NOP-u.
Uwaga 2:
Całkiem jeszcze niedawno sądzono, że orientacja seksualna również może być kształtowana przez otoczenie.
Gekonusie szanowny!
„wydaje mi sie, mosci grzegorzu, ze nieslusznie odmawiasz nie-biologom prawa do odpowiedzialnej i rzetelnej syntezy informacji nagromadzonych przez biologow-specjalistow.”
Nic takiego nie napisałem.
Pozdrawiam!
G.