Bułgaria już wkrótce będzie miała prawo antykorupcyjne, o którym Polacy mogą tylko pomarzyć:
Majątek osób publicznych w Bułgarii, który nie został zadeklarowany w ich oświadczeniach, będzie skonfiskowany – informuje wtorkowa prasa, powołując się na minister sprawiedliwości Margaritę Popową.
Minister przedstawiła założenia nowego prawa antykorupcyjnego, uzgodnione z Europejską Komisją „Do Demokracji przez Prawo” (…). Ustawa obejmie około 7 tys. osób publicznych – polityków i wysokich urzędników, zobowiązanych do składania oświadczeń majątkowych. (…)
Nowa ustawa dotyczyć będzie też tych wszystkich, którym zarzuca się konflikt interesów, uzyskanie korzyści z działalności przestępczej lub pranie pieniędzy.
Ale najważniejsze na koniec:
Do konfiskaty majątku będzie można przystąpić po wniesieniu aktu oskarżenia do sądu, a nie – jak dotychczas – po wydaniu prawomocnego wyroku.
Cóż, w praworzadnym państwie Rycha i Grzecha takie łamanie praw człowieka nigdy by nie przeszło. O dziwo jednak, w przypadku Bułgarii przyklasnęła mu Komisja Europejska. Choć swoją drogą pamiętajmy jednak, że Bruksela takiej Platformy (więc pewnie i jej odpowiedników w innych krajach Europy Wschodniej) raczej nie lubi: dość wspomnieć, że blokuje Tuskowi kontrakt gazowy z Rosją, i to z najbardziej chyba błahego powodu, jaki można sobie wyobrazić siedząc w polskim rządzie: szkód, jakie kontrakt przyniesie polskim interesom narodowym.
A wracając do dywagacji science fiction, gdyby kiedyś podobne rozwiązanie wprowadzono jednak w naszym kraju, rozciągając je dodatkowo wstecz (powiedzmy, do momentu, w którym pojawił się w Polsce wymóg składania oświadczeń – czy choćby do pierwszej Polisy Kwasniewskich), może nie trzeba było już nowych podatków… Kto wie, czy naród nie utrzymałby się ze swych polityków…