Portal wp.pl poprosił mnie o analizę najciekawszych (co w tym roku znaczy przede wszystkim najbardziej obciachowych) spotów kandydatów do europarlamentu. Konkurencja spora, ale wygrywa ją w cuglach Michał Boni, do niedawna minister administracji i cyfryzacji w rządzie Donalda Tuska:
Spot świetny, bo doskonale oddaje poziom umysłowy klasy politycznej, która od ćwierćwieku rządzi nad Wisłą (Boni pierwszy raz ministrem był już w 1991). Nic więc dziwnego, że przypomina bardziej fragment kabaretu lub programu satyrycznego niż poważny przekaz polityczny. Po pierwsze, stawia kandydata w złym świetle (były minister jako dziadzio chowający się po krzakach), po drugie – brak w nim logiki (dlaczego młody człowiek zrywający plakat miałby zacząć go przyklejać po tym, jak mu się Boni z krzaczków wyłoni?), po trzecie – zwraca uwagę niski budżet i kiepskie wykonanie całości. No, ale w końcu politycy u nas dużo nie zarabiają (dość wspomnieć, że nawet były prezydent Kwaśniewski musi chałturzyć w radach nadzorczych u wschodnich dyktatorów, żeby dożyć starości), więc nie ma za co szaleć z budżetem.
Oczywiście, w spocie Boniego nie ma też wzmianki o korzyści odbiorcy (fundament każdej sensownej reklamy), czyli jasnej informacji dla wyborców, dlaczego mieliby głosować na byłego ministra. No, chyba że chodzi o sugestię, że oczyści to polskie parki i skwery z tzw. elementu, gdyż po wybraniu do europarlamentu Boni czyhać na ludzi będzie dalej, i owszem, ale już w brukselskich krzakach. Tak czy owak, nawet biorąc pod uwagę obleśny uśmiech kandydata, korzyść to dość słaba.
W podobnym, autoironicznym tonie (choć bardziej łopatologicznie) podszedł do swojej osoby inny były minister, Ryszard Kalisz:
Chciałby się rzec: żart jeszcze grubszy od bohatera. A na poważnie: żartując z siebie (tu: z własnej tuszy) pokazujemy, że mamy dystans do siebie i świata, jednak trzeba by jeszcze zadbać o poziom dowcipu. Idąc tą linią, w następnym skeczu Kalisz powinien pokazać piersi i przypomnieć, że kiedyś nazwano go pornogrubasem, a w jeszcze kolejnym przykleić sobie świńskie uszy (tradycyjnie kojarzone z formacją Palikota) i chrząkać. Byłoby jeszcze śmieszniej, przynajmniej według kryteriów twórców Kaliszowej kampanii.
O braku jakichkolwiek konkretów związanych z programem wyborczym Kalisza już nie ma co wspominać, bo kto by o tym przy całej tej żenadzie raczył pamiętać?
Pewne konkretne rzeczy obiecuje tymczasem swoim eurowyborcom kolega Kalisza z list Europy Plus, Paweł Piskorski:
Niestety dla prezesa Stronnictwa Demokratycznego, co by nie zrobił w swoim spocie, ciągnie się za nim przeszłość. I ta przeszłość rzutuje na wszystko w tym spocie, i prawie wszystko się z nią kojarzy. Dlatego wyborca, który pamięta historię jego niewidzianej przez nikogo (poza matką polityka) kolekcji antyków, sprzedanej za grube miliony nieżyjącemu antykwariuszowi, z niesmakiem może odebrać Piskorskiego wymachującego szabelką (też w końcu staroć). Człowiek z tak dużym bagażem negatywnego PR ma bardzo duży problem – cokolwiek by nie zrobił i nie powiedział w najlepszej nawet reklamie, schodzi to na drugi plan w zestawieniu z tym, co na co dzień wyborcy czytają np. o rozprawach sądowych, dotyczących źródeł majątku polityka.
A tak na zdrowy rozum, po co facetowi, który potrafi 138 razy z rzędu rozbić bank w kasynie (i zarobić pół miliona w jeden wieczór) cały ten europarlament? Toż tam – w porównaniu z kasynami – płacą marne grosze (góra 70 tysięcy miesięcznie), a ile trzeba napłaszczyć się przed wyborcami i naczytać o sobie w gazetach… Nie lepiej zająć się zarabianiem konkretnych pieniędzy w Las Vegas czy Monte Carlo?
Więcej uwag i komentarze do innych spotów na Wirtualnej Polsce.