Przyzwyczailiśmy się już w Polsce do prawicy lansującej socjalizm, wysokie podatki i ograniczenia wolności gospodarczej oraz do lewicy, której działacze biją rekordy w konkurencji instynkt rynkowy i umiłowanie grosza. Mamy księży, którzy w ramach walki Kościoła z komunizmem jeździli na Zachód szpiegować (m.in. kolejnych papieży) dla SB, oraz uznanych dziennikarzy, którzy twierdzą, że nie powinno się widzów i czytelników w ogóle informować – zwłaszcza o tym, że z SB współpracowali także oni i ich koledzy. Ciekawy ów trend nie mógł ominąć polskich uczelni: przeciw poszerzeniu naszej wiedzy historycznej opowiedział się właśnie Uniwersytet Warszawski.
Nauka zawsze była dla mnie rzeczą świętą. Jej zadaniem jest poszerzanie ludzkiej wiedzy o świecie – gromadzenie i weryfikowanie informacji, dzięki którym nie siedzimy dziś na drzewach i w jaskiniach, tylko przed komputerami i w samolotach. Do tego jednak zawsze potrzebne jest ustalenie stanu faktycznego: dowiedzenie się, a potem pokazanie światu, jak się rzeczy w rzeczywistości mają. Rolę tę spełniają naukowcy: kapłani nauki. Do niedawna (przed erą Internetu) także jej niemal wyłączni depozytariusze.
Nie wiem, czy ci, którzy robią wszystko, by prawda o nich nie wydostała się na światło dzienne, zdają sobie sprawę z tego, że niszczą w ten sposób pozytywistyczny jeszcze etos naukowca – człowieka w pierwszym rzędzie oddanego poszukiwaniu wiedzy, bez względu na jej zabarwienie polityczne. Opowiadając się przeciw lustracji, naukowcy stawiają się w sporze ideologicznym dość jasno po jednej ze stron. Zważywszy, że moralnie strona to dość podejrzana, ta ostra salwa polityczna może się w przyszłości odbić porządną czkawką.
Ustawa lustracyjna jest bardzo krzywdząca, ba, może nawet upokarzająca, dla niektórych osób – tu się można zgodzić. Niemniej są w polskim systemie prawnym regulacje znacznie bardziej krzywdzące i uporzające, także dla pracowników naukowych. Ot, choćby prawo o progresywnym podatku dochodowym, sankcjonujące karanie przez państwo wyższymi podatkami osoby, które pracują więcej, lepiej i wydajniej od innych. Albo prawo o szkolnictwie wyższym, ograniczające liczbę uczelni, w którym może pracować naukowiec z takim lub innym tytułem. Oba akty prawne dość ostro dotykają ogół naukowców po kieszeniach: o niebo bardziej, niż zrobi to nowelizacja ustawy lustracyjnej. Niemniej nikomu na Senacie UW nie przyszło do tej pory nawoływać np. do nierozliczania przez Uniwersytet podatków PIT i wypłacania pracownikom gołej pensji (można by się przy tym podeprzeć autonomią uczelni – nigdzie nie zdefiniowano jej do końca, więc mogłaby być również fiskalna). Dlaczego zatem cała ta rozróba wybucha teraz? Czyżby UW postanowił wpisać się w modę kontestowania aktualnych poczynań władzy? Z punktu widzenia instytucji, która w lwię części nadal utrzymuje się z dotacji budżetowej, nie jest to w moim mniemaniu najrozsądniejsza decyzja.
A już cały „bunt” najmniejszego sensu nie ma, jeśli weźmiemy pod uwagę wizerunek instytucji. Gremialnie odmawiając lustracji, profesorowie i decydenci puszczają w świat komunikat: „Tak, współpracowaliśmy. Nawet jeśli nie wszyscy, to jednak będziemy bronić tyłków tych z nas, którzy donosili na resztę.” A przecież jeśli ktoś jest wybitnym biologiem, fizykiem czy psychologiem, nie zwątpię w jego wiedzę i umiejętności tylko dlatego, że dowiem się, iż w młodości, zastraszony i maltretowany przez UB, podpisał jakiś świstek. Inna sprawa, jeśli dowiem się, że dany badacz ciągle coś w tej materii kręci. Bardzo łatwo wtedy, wiedząc, iż człowiek w życiu prywatnym ma tendencję do mijanie się z prawdą, zwątpić także w jakość wyników jego badań lub w trafność sądów, które wygłasza jako autorytet. Naukowiec nie może kłamać, bo cały konstrukt nauki weźmie w łeb. I tyle.
Tomek, czy ty potrafisz odróżnić: „krytykę lustracji” od „krytyki metod którymi lustracja będzie dokonywana”? Pewnie nie. Pocieszę Ciebie, należysz do 90% polskich publicystów, blogerów którzy też nie rozumieją tej „drobnej” różnicy.Negacja proponowanej metody osiągnięcia celu nie jest równoznaczna z jego odrzuceniem.
A argument o „obronie” TW jest śmieszny jak śmieszna jest polska „prawica”.
„Naukowiec nie może kłamać, bo cały konstrukt nauki weźmie w łeb.” A to już jest kuriozum. Sądzisz, że współpraca z SB fizyków, matematyków, genetyków, inżynierów, lingwistów, psychologów, psychiatrów, biologów i wielu innych przedstawicieli nauk w których można zweryfikować wyniki ich prac podważa ich wiarygodność? Proszę, nie żartuj.
„Ot, choćby prawo o progresywnym podatku dochodowym, sankcjonujące karanie przez państwo wyższymi podatkami osoby, które pracują więcej, lepiej i wydajniej od innych.”
Rozumiem, że wyższe podatki powinny płacić osoby biedne? O pensjach decyduje popyt na pracę i jej podaż. Jeśli dzisiaj pojawi się 100 tys. genialnych programistów to każdy z nich będzie zarabiał minimalną pensję, ponieważ ilość stanowisk pracy będzie wielokrotnie mniejsza od chętnych. Ci, którzy nie będą pracowali w zawodzie, będą zmuszeni pracować w innych. Nawet jako kasjerzy w hipermarketach. Co do rodaju podatków to podatek pogłówny i liniowy zostały dawno skompromitowane i odrzucone. Nie jako „niesprawiedliwe” tylko nieefektywne.Podatek pogłówny zawsze dobija fiskalnie większość, prowadząc do niezadowolenia i buntów (brednie o niskim fiskaliźmie w przeszłości zostawmy JKMowi). Podatek liniowy czyni to w niewiele mniejszym zakresie. Można się zżymać na niesprawiedliwość, że osoba zarabiająca 50 tys. (wbrew pozorom często tylko przypadkiem, nie musi być bardziej pracowitsza od osoby zatrudnionej przy fabrycznej taśmie) płaci więcej niż osoba zarabiająca 20 tys. zł. Jednak to ta pierwsza ma większe możliwości zakumulowania kapitału niż ta druga.
„Albo prawo o szkolnictwie wyższym, ograniczające liczbę uczelni, w którym może pracować naukowiec z takim lub innym tytułem.”
„Pracujesz” w dwudziestu uczelniach prywatnych, oferujących wykłady „profesjonalistów” w salach w których jest 200, 300 studentów? Prowadzisz „ćwiczenia” na prywatnych uczelniach w grupach 50cio osobowych?Sądzisz, że nie odbija się to na jakości kształcenia?
Najgorsze co się może światu przydarzyć to przedstawiciele nauk socjologicznych i humanistycznych występujący w roli autorytetów, moralistów i twórców „jedynych,słusznych i nie podlegających krytyce” rozwiązan. Nie macie pojęcia o zbieraniu danych, ich analizie, nie potraficie napisać prostego równania (napisz mi równanie opisujące podatek progresywny), nie potraficie zastanowić się nad konsekwencjami proponowanych rozwiązan. A kiedy wskazuje Wam się błędy to winni są krytycy a nie Wy. Gratulacje.
Parlament Studentów UW zajął w tej sprawie znacznie bardziej zachowawcze stanowisko. Są dwie uchwały Senatu – pierwsza jest krytykowana, natomiast nad treścią drugiej można się zastanawiać.
Ta pierwsza uchwała jest bez sensu, bo miesza sprawy obecnej ustawy lustracyjnej, lustracji i (co gorsza) ocenę obecnego rządu.
Państwo ma wszystkie dokumenty potrzebne do lustracji. Gdyby chciano ustalic prawde, to by to zrobiono. Oświadczenia lustracyjne niczego nie przyspieszą, bo i tak trzeba bedzie zajrzeć we wszystkie papiery. Panie Tomku, jak Pan mysli, do czego potrzebne są te oświadczenia? Mnie przychodzi tylko na mysl cheć upokorzenia wykształciuchów, ale może Pan ma lepszy pomysł. No, można jeszcze pomyśleć, że to będzie wygodny bat na wszystkich niezadowolonych z naszych rządców. Wystarczy w czyjejś teczce znaleźć tylko kwit z pralni, a sprawdzanie jego prawdomówności może trwać lata, ale to juz pewnie teoria spiskowa.
„Ustawa lustracyjna jest bardzo krzywdząca, ba, może nawet upokarzająca, dla niektórych osób – tu się można zgodzić. Niemniej są w polskim systemie prawnym regulacje znacznie bardziej krzywdzące i uporzające, także dla pracowników naukowych. Ot, choćby prawo o progresywnym podatku dochodowym, sankcjonujące karanie przez państwo wyższymi podatkami osoby, które pracują więcej, lepiej i wydajniej od innych.”
Prawie się wzruszyłam, cóż znaczy krzywda i upokorzenie niektórych osób, wobec Pańskiej krzywdy i upokorzenia spowodowanego zbyt wysokim podatkiem. Pewnie Pan własnie wypełniał PIT-y i stąd to poczucie upokorzenia.
Cóż, mam już kilka lat wiecej od Pana, a w dodatku zajmuje się naukami przyrodniczymi, a nie socjologią, czyli prawdziwą humanistyką, więc pewnie dlatego inaczej rozumiem termin „upokorzenie”.
Pani Klaro, po pierwsze, nie jestem socjologiem i nie zajmuję się socjologią, tylko językoznawstwem (względnie psycholingwistyką). Po drugie, zgadzam się, że chodzi przede wszystkim o upokorzenie, choć byłbym ostrożny w kwestii tego, czy wszystkich „wykształciuchów” – mimo wszystko jest w Polsce wielu profesorów, którzy a) nie podpisali nigdy niczego i dziś nie mają się czego wstydzić, b) podpisywali różne rzeczy, ale się tego (z różnych powodów) nie wstydzą. Tyle że jeśli chodzi o upokorzenie, to dość subiektywną jest rzeczą określenie sytuacji, w której ktoś się upokorzonym czuję. Skąd Pani wie, że płacąc podatki na państwo, które ma takie władze (i obywateli, które te władze wybrały) nie czuję się równie uporzony, co profesor-ekswspółpracownik?
Ja jakoś nie zauważyłem by naukowcy sprzeciwiali się lustracji. Głosy, które słyszałem sprzeciwiają się autolustracji i jej sczególnemu trybowi. I moim zaniem mają rację. Państwo nie ma prawa decydować kto może być dziennikarzem lub naukowcem i tyle. Tak samo jak nie ma prawa decydować w wielu kwestiach obyczajowych. Nie rozumiem dlaczego zdajesz się nie dostrzegać tego aspektu całej sprawy.
Filkower, zgadzam się, ale połowicznie.
Państwo faktycznie nie ma prawa decydować o tym, kto będzie naukowcem lub dziennikarzem – chyba że samo jest pracodawcą. Ustawa według mnie w ogóle nie powinna obejmować podmiotów prywatnych – uważam bowiem, że pracownicy i pracodawcy powinni mieć absolutną dowolność kształtowania umów i warunków pracy. Państwu nic do tego (dlatego zresztą sam kodeks pracy w stosunku do prywatnych firm uważam za idiotyzm).
Jeśli państwo jest jednak pracodawcą – a tak jest w Polsce w przypadku uniwersytetów, co zresztą z gospodarczego punktu widzenia stanowi niemały absurd – nie widzę powodu, by nie mogło wymagać od pracowników nawet najdziwniejszych rzeczy i stawiać im najdziwniejsze warunki. Oczywiście, pracownicy mogą wtedy odejść lub wyemigrować, na czym straci cały kraj, przyjmijmy jednak, że ogół obywateli, wybierając swych przedstawicieli i nie domagając się, by ci płacili za szkody, które wyrządzą rządząc, godzi się na to.
Jarekw, nie jestem fanatykiem pogłównego, chyba że w tej formie zaczniemy naliczać składki ZUS-owskie i NFZ-owskie. Statystycznie informatycy nie chorują 30 razy częsciej lub ciężej niż emerytki – naliczanie im zatem o tyleż wyższego „ubezpieczenia społecznego” jest niczym więcej niż okradaniem.
Niemniej dochodowy podatek liniowy (względnie, jak w niektórych kantonach szwajcarskich, regresywny) jest dla mnie dość znośną opcją. I dla Ciebie również powinien: osoba zarabiająca 80 tysięcy rocznie płaci przecież w tym wypadku 4 raza więcej niż osoba zarabiająca 20 tysięcy rocznie. Budżet i tak zyskuje na jej pracowitości czy operatywności, ściągając z niej więcej niż z innych – a nikt nie ma aż takiego wrażenia bycia bezczelnie okradanym.
Panie Tomku, po pierwsze i najważniejsze, przeprszam za osobiste wycieczki. Niestety poniosło mnie. Sugestie, że każdy kto jest przeciwny oswiadczeniom lustracyjnym musiał byc jakoś „umoczony” wydają mi się obrzydliwe, bo z góry zakładają nieczyste intencje. Ale moja wina, byłam niegrzeczna i jeszcze raz przepraszam.
A po drugie, sam Pan przyznał, że oświadczenia nie mają na celu ustalenia rzeczywistego stanu rzeczy, to po prostu spektakl. Zmuszają mnie do posłusznego udziału w tym spektaklu szantażem, a karą za nieposłuszeństwo jest utrata pracy i 10-cio letni zakaz wykonywania zawodu. Czy dziwi się Pan, że to rodzi bunt? Uleganie szantażowi jest poniżające, ale jeżeli nie ulegnę, to wypadne z zawodu na zawsze. Taki wybór daje nam nasza rewolucja moralna.
Pani Klaro, nie dziwię się, że one wywołują bunt, dziwię się raczej, że inne, znacznie według mnie gorsze rzeczy, które do tej pory Sejm uchwalał, takich kontrowersji nie wywoływały. Mnie osobiście bardziej boli, gdy ktoś dybie na mój portfel, niż gdy dybie na mą godność. Cóż jednak, studia humanistyczne czasami się przydają – choćby na wykładach z retoryki można się dowiedzieć, że taka „godność” to pojęcie czysto retoryczne. Szczerze mówiąc, niezbyt ufam tym, którzy właśnie nią argumentują: z tego, co wiem, także nauki ścisłe, które „rozkodowały” już neurochemicznie np. miłość czy wiarę, z godnością sobie nie poradziły, nie widać więc na horyzoncie przesłanek, że uczucie takie istnieje gdziekolwiek poza tekstami, w których ktoś nas chce do czegoś przekonać.
A co do wypadnięcia z zawodu, to chyba nie tak do końca. O ile wiem (wersji ustawy jest tyle, że można się pogubić), ustawodawca napisał, że pracodawca „może” rozwiązać umowę o pracę, a nie że „musi”. Rektor UW już zapowiedziała, że z nikim umowy z tego powodu nie rozwiąże, większość rektorów (poza tym z UJ) deklaruje podobnie. Zawsze zresztą można wyemigrować – albo poczekać, aż o ustawie wypowie się TK lub (jeśli ten zawiedzie) Trybunał w Strassburgu.
Jeśli chodzi o podatki, to dużo osób też by chciało mieć 50% kosztów uzyskania przychodu pracując na etacie. A tak mają wykładowcy, pracownicy naukowi itd.
Więc wypełanie PITu raczej ich dowartościowuje.
RobertP, 50 %, o którym piszesz, mają tylko ci, którzy wyrabiają nadgodziny albo robią zajęcia zlecone (umowa w formie przeniesienia praw autorskich), a i to nie w każdej uczelni. Normalny etatowiec nic takiego nie dostaje – a przynajmniej ja się w swoim PIT z tym za etat nie zetknąłem.
Sprawdź wpierw, potem pisz.
PS. Tak w ogóle, to całego ten pięćdziesięcioprocentowy upust, o którym piszesz, jest z kosmosu i nie ma najmniejszego powodu, by go utrzymywać – gdy podatki już osiągną jakiś normalny, kilku- lub kilkunastoprocentowy pułap. Dla wszystkich identyczny.
Jako liberał, także ekonomiczny, jestem jak najbardziej za podatkiem progresywnym. Podatki tak czy inaczej są złem koniecznym, można dyskutować, na co państwo potrzebuje pieniądze, ale poza skrajnymi anarchokapitalistami wszyscy zgadzają się, że istnieją takie dziedziny, które do państwa należeć muszą.
Dlaczego progresywny jest lepszy od liniowego? Od bogatych da się zebrać więcej, robiąc im przy tym mniejszą przykrość. Dzięki temu można od biedniejszych zebrać mniej. Przy tym samym poziomie fiskalizmu subiektywne obciążenie większości populacji jest mniejsze.
Ważniejsze, żeby podatki były niskie niż liniowe.
Kiedyś taki fajny blog był, ostatnio poziom demagogii jest tu gigantyczny. Uchwała Senatu UW nie skrytykowała lustracji, tylko obecną, niezgodną z Konstytucją, ustawę lustracyjną. Językoznawca powinien rozumieć prosty tekst informacyjny…
—
Polityka, liberalizm, wydarzenia
Grzesie2k, co do demagogii, definiuje się ją jako mówienie ludziom tego, co chcą usłyszeć. Nie zauważyłem, by po ostatnich postach wzrósł jakoś poziom solidarności ze mną wśród czytelników.
Poza tym nie pisałem o tym, co UW dokładnie krytykuje i czy ma rację, tylko o tym, jakie mogą być tego kroku motywy i konsekwencje. Lustracja mnie nie dotyczy i szczerze powiem, że cały zamęt mnie niespecjalnie obchodzi. Miło by mi jednak było, gdyby Uniwersytet praw swoich młodych pracowników lub doktorantów bronił równie zaciekle, jak broni godności marcowych docentów.
Piękne [Amatil] „Od bogatych da się zebrać więcej, robiąc im przy tym mniejszą przykrość.”
„zebrać” zmień na „zabrać” i będzie w porządku. Nie, nic nie będzie w porządku. Skąd ty masz taką wiedzę, „że będzie im mniej przykro”? A może ty nigdy w życiu nie płaciłoś wysokich podatków? I nie masz pojęcia patrzeć jak Twoje kochane bandyckie państwo abie Ci co miesiąc 40 procent pensji, żeby wydawać je np. na takie bzdury jak festiwal Elki Pendereckiej? Jak płacisz forsę na NFZ i inne żywe trupy a zęby leczyć musisz prywatnie, do specjalisty kardiologa musisz z dziadkiem pójść prywatnie (termin w publicznej służbie zdrowia mógłby wypaść już po śmierci szanownego dziadka). Płacę więcej niż statystyczny Kowalski i statystyczna Kowalska i widzę, że moje pieniądze są w większośći MARNOWANE. I ma mi być „mniej” przykro?
„Mniejsza przykrość” – doprawdy się uśmiałem.
[Tuje] „Jak płacisz forsę na NFZ i inne żywe trupy a zęby leczyć musisz prywatnie”
Święta prawda, jak się miało wypadek na rowerze, to trzeba się raczej liczyć z tym, że się zabuli za nowe zęby tyle co za samochód u prywaciarza, bo w państwowym czeka się miesiącami a to, co jest refundowane (czyt. ściągnięte w „przymusowym systemie pre-paid”) nie jest ekwiwalentem wyłożonej kasy. Właściwie to refundowane są tylko przednie zęby :]
Nikt w Polsce nie płaci podatku od dochodów osobistych w wysokości 40%, więc nie ściemniaj. 40% jest od kwoty powyżej progu. Zresztą, nie o tym pisałem.
„Przykrość” jest może nazbyt kolokwialnym wyrażeniem. Może jest tak – ta sama stawka podatku w mniejszym stopniu pogorszy jakość życia osoby zamożnej niż ubogiej. Czyli przy podatku progresywnym suma szczęścia w społeczności zmniejszy się mniej niż przy podatku dochodowym *przy tej samym poziomie fiskalizmu*. „Szczęście” tak, jak je rozumieją utylitaryści.
I naprawdę, wysokość podatków, festiwale Elki i operacje szanownych dziadków nic tu do rzeczy nie mają.
w dyskusjach o poadatkach liniowych vs. progresywnych najbardziej mnie wkurza jak wszyscy udają debili.
(chociaż rację, rzecz jasna, mają progresywiści!)
Nie zgadzam się z Tobą, a zgadzam się ze stanowiskiem UW.
34% pensji mojej „brutto”, lub 45% mojej pensji z punktu widzenia kosztów pracodawcy – co [amatil] nie wiedziałoś, że prócz pensji „brutto”, są jeszcze dodatkowe składki, które płaci za mnie pracodawca? Halo, obudź się, żyjemy w bandyckim kraju. To na dzień dobry (albo nie potrafisz liczyć [amatil], albo nie rozliczasz wszystkich swoich zarobków z Urzędem Skarbowym, albo może nie zarabiasz w ogóle – oświecisz nas?) PLUS cały ogonek podatków ukrytych w usługach i towarach: akcyza, vat, podatki drogowe i inne bandytyzmy.
Jeśli ktoś tu ściemnia to raczej ty :/
Wracając do przykrości: jeśli ciężko pracuję – na tyle ciężko i wydajnie, że zarabiam tyle, że z ledwością byłoby mnie stać na długoletni kredyt mieszkaniowy, a państwo pieniądze zrabowane marnotrawi, to bardzo jest mi przykro, że nie mogę sobie kupić trochę większego mieszkania, bardzo zamiast spłacać je 35 lat spłacać je tylko 20 lat. Strasznie jest mi przykro z tego powodu. I nie, nie mam na myśli apartamentu w Wilanowie, tylko zwykłe małe mieszkanie w warszawskich blokach.
@Tuje
liniowy =/= niski. 90% od wszystkich dochodów wszystich płatników to też byłby podatek liniowy. 2%, 5% i 7% przy tych samych prograch co mamy obecnie to byłby progresywny. Który byś wolał?
Jak odpowiesz sobie na to pytanie, to przeczytaj moje posty raz jeszcze.
osobiście sądzę, iz na lustracje w Polsce jest juz chyba po prostu za późno :/ nie mówiąc już o tym, że lustarcyjne zamieszanie odciąga – i jak sie okazuje – dzieki naszej kochanej prawicy jeszcze baardzo długo będzie odciągac od spraw istotnych dla kraju i od spraw bieżących 🙁
Tomaszu,
po pierwsze, sprostowanie. podwyzszone koszty uzyskania przychody przysluguja ci takze przy umowie-zleceniu /nie mylic z umowa o dzielo/ czy umowie o prace. wszystko zalezy od tego, jak ta umowa zostanie skonstruowana, czy zawiera punkty o prawach autorskich. tu jeszcze jedna uwaga, nie jest to 50% kosztow liczone od przychodu, jak w przypadku umowy o dzielo, ale 50% kosztow uzyskania przychodow liczone od czesci wynagrodzenia, ktora obejmuje wynagrodzenie z tytulu chronionych prawem autorskim wynikow badan. od reszty, nie objetej ochrona z tytulu praw autorskich, liczy sie koszty wedle innych, obowiazujacych stawek, odpowiednio dla umowy zlecenia i umowy o prace. w kazdym razie, zeby podsumowac tenze wywod – umowa o prace czy umowa zlecenie moze uwzgledniac podwyzszone koszty uzyskania przychodu.
a po drugie. scislosc reszty twojego komentarza jest porownywalna do scislosci wywodu o kosztach uzyskania przychodu. powiadasz, ze trzeba wiedziec, czy wspolpracowal czy nie, czy klamie czy nie, bo to wplywa na ocene kolezki jako naukowca? i ze uczelnie staja okrakiem na drodze do Prawdy, ktora nas wyzwolilaby, gdyby nie te wstretne wyksztalciuchy? to o co jeszcze moga nas zapytac? o wyznanie – no przeciez nie-katolik moze zafalszowac wyniki badan, zeby jaka nie-katolicka teze udowodnic. patrz smok wawelski. ze smokiem wawelskim bezposrednio wiaze sie tez kwestia diety. a moze o orientacje seksualna- no przeciez homoseksualisci na pewno beda propagowac homoseksualizm i cywilizacje smierci, bo nie rzetelnie uprawiac nauke. starczy tfurczo rozwinac teorie pewnego pana wice. a moze czy nauczycielki akademickie skrobaly sie lub uzywaja hormonalnej antykoncepcji? czy wspolzyja przed slubem? czy w ogole maja slub?
teraz zapewne pojawi sie uzasadnienie, ze to wszystko to nie to samo, co wspolpraca z bezpieka. i ze o wspolprace z bezpieka mozna pytac, a juz o to, z kim sie sypia, nie. co oczywiscie jest swieta naiwnoscia, bo zaklada, ze ci, co aktualnie produkuja prawde, nie wpadna na pomysl, ze tamto wszystko tez jest istotne. zreszta, wpadli juz, tylko na poziomie szkolnictwa powszechnego. panstwo ma wszelkie narzedzia do tego, zeby se sprawdzac, co chce. obowiazujaca ustawa lustracyjna to po prostu zbior pulapek na obywateli – jak sie wywiniesz z jednej, to popadniesz w druga. miela to rozni i rozne bez przerwy, to po prostu kolejny gniot, ktory tk powinien uwalic. i byc moze uwali. oczywiscie, wywalonym z pracy na podstawie tego kuriozum mysli ustawodawczej przysluguja wycieczki do strasburga /chyba, ze lpr wypowie odnosne umowy miedzynarodowe/ – a co maja robic w miedzyczasie? miedzy orzeczeniem, ze klamal, wspolpracowal, byl kanalia, a uniewinnieniem – bo na podstawie tego, co kitruje kurtyka, nie mozna orzec niczego o niczym. bo, co doskonale wiedza ci historycy, ktorych nie ogarnela mania dazenia do Prawdy, co nas wyzwoli, te archiwa sa po prostu niepelne. zawieraja wybrane dane. i dlatego sa wygodnym narzedziem dyscyplinowania przeciwnikow – na ich podstawie mozna orzec wszystko o wszystkich. ot co.
i po trzecie. piszesz pieknie o chronieniu docentow marcowych a nie chronieniu doktorantow. czyzby pobrzmiewala radosc z tego powodu, ze kolejna czystka po prostu zwolni stanowiska? mierzi mnie ta czereda juz przebierajacych nozkami kandydatow do stanowisk, ktorzy tylko czekaja, az kogos, kto nie podpisal – wtedy i teraz, albo tylko teraz – wyrzuca. wierze w uzasadnienia tych, co zapowiadaja, ze nie podpisza. bo widac golym okiem, ze to hucpa i czystka. ze pytania w ankietach lustracyjnych mozna ustawic dowolnie, i wlasnie dlatego nalezy sie przeciwstawic. no ale pozostaje jeszcze spora ilosc osob, ktore zgodza sie podpisac wszystko, byle tylko zapewnic sobie wygodna posadke – kandydaci na docentow majowych tym razem.
pzdr
guzik, rocznik 78
Hm.. skoro nie demagogia – to po prostu głupoty. Przepraszam Tomek, ale któryś już raz piszesz coś chyba bez większego zastanowienia.
Bardziej krzywdzący jest zapis o zakazie pracy w wielu uczelniach? Dla kogo? Dla studenta, ktory nigdy nie widzial profesora, bo na wyklad zamiast niego przychodzil asystent? Czy dla profesora, który pół życia spędzał w pociągu, podróżując z tym samym wykładem od uczelni do uczelni? Polskie szkolnictwo wyższe wymaga uzdrowienia, droga przed nami jeszcze daleka, ale ten zapis jest z gruntu krokiem we właściwym kierunku.
Dziwi mnie, że dla kogoś, kto prowadzi zajęcia ważniejszy jest portfel niż godność – o czym piszesz bez skrępowania. Dziwi i martwi. Ostatecznie uczelnia to coś więcej niż szkoła średnia. To nie tylko kształcenie specjalistów.
I wreszcie lustracja na uczelniach. Zaprzeczenie idei uniwersytetu – odrzucenie wiedzy o przeszłości? O czym Ty w ogóle piszesz. Zgadzam się z JarkiemW – zdecydowanie za duzo 'ja wszystko wiem’.
Polska jest teraz na poziomie średniowiecza. Ludzi pali się na stosie jak po wrzuceniu do wody nie utoną – wtedy to już na pewno wiadomo, że współpracowali. Dziwne, że taki liberał jak Ty tak dobrze się odnajduje w tym klimacie.
Przeczytaj sobie może [guzikowo] co o tym problemie piszą ludzie, których stąd wyganano w 1968, latach 70-tych i 80-tych. Jeśli cokolwiek mówią ci nazwiska Dajczgewand, Pinior, Tyszkiewcz, Świderski (może nic nie mówią – tym bardziej bym był ostrożny w wypisywaniu farmazonów takich, jak skrobnęłaś wyżej o „majowych docentach”). Oddajmy głos tym, na których miejsce wskoczył aktualny „kwiat”, „elita” polskiej humanistyki czy ekonomii, a może i innych nauk również:
Planeta-Terra
Wygnanym korona z głowy nie spadła tylko dlatego, że oświadczyli, że z SB nie współpracowali, nie mieszają się wygnanym sfera publiczna ze sferą prywatną. Trzymają się Rozumu i Racjonalności a nie fanatyzmu w religii (obojętnie czy za bóstwo stawia sobie Jezusa z Nazaretu, czy Jacka Kuronia). Co nie przeszkada im religii szanować i zauważać, że oskarżani o wszystko (może z wyjątkiem pożerania dzieci) Kaczyńscy zapalili w tym roku chanukowe świeczki. Zapłonęły po raz pierwszy w wolnej Polsce w siedzibie Jej Prezydenta.
Jakim ty [guzikowo] jesteś docentem? Grudniowym? Styczniowym? Czy jakimś innym, że nie bierzesz pod uwagę opinii ludzi, którym zdanie w kwestii lustracji środowisk naukowego, czy dziennikarskiego, przynależy w pierwszej kolejności. Nawet się z tym zdaniem nie zapoznałaś…
Piszesz, że państwo ma prawo stawiać najdziwniejsze wymagania swoim pracownikom – pracownicy uczelni nie sa pracownikami państwa. Państwo przeznacza dotację na uczelnie akademickie, takie jak UW, i tu jego rola w zasadzie się kończy. Uczelnie nie są nawet w państwowej sferze budżetowej. A wskazywanie kogo można, a kogo nie można zatrudniać w uczelniach łamie konstytucyjną zasadę autonomii uczelni.
Oczywiście możemy wszystkie uczelnie zrównać do poziomu uczelni prywatnych, gdzie rządzi portfel, ale czy to właśnie o to chodzi?
Kacper, po pierwsze: dla mnie jest jasne, że kto płaci, ten wymaga. Skoro państwo dotuje cokolwiek, ma wszelkie prawo stawiać pracownikom tego różnorakie wymagania (tak jak normalny pracodawca). Każda uczelnia, która chce być autonomiczna, powinna w pierwszym rzędzie przestać być pasożytem na naszych portfelach.
Nie chodzi mi tu zresztą o to, by likwidowac w Polsce bezpłatne szkolnictwo – tylko by wypłacać uczelniom kasę za rzeczywiste kształcenie, a nie za tego kształcenia udawanie. Dlatego ostatni Twój akapit uważam za absolutnie absurdalny. Sam wykładałem dotąd (i ciągle wykładam) na kilku uczelniach państwowych, jak i na jednej prywatnej – i muszę powiedzieć, że chciałbym, by jakikolwiek z publicznych uniwersytetów osiągnął kiedyś poziom SWPS (zwłaszcza w podejściu do studenta, który w uczelniach prywatnych jest dziś właściwie klientem, podczas gdy w publicznych – najwyżej petentem). Jak na razie się jednak w skostniałych i zbiurokratyzowanych uczelniach publicznych na to chyba nie zanosi.
>kto płaci, ten wymaga
oj ty ofiaro kapitalizmu 🙂
SWPS to szkoła elitarna. nie wiem, jakie jest podejście do studenta w przeciętnej Szkole Marketingu i Czegoś Jeszcze, ale pewnie gorsze.
Podejrzewam, że w bardziej cywilizowanych państwach studenta traktuje się na poziomie zbliżonym do SWPS-owego także w uczelniach państwowych.
Akurat mam wrażenie, że w kwestiach szkolnictwa wyższego mam trochę więcej do powiedzenia niż językoznawca, więc pozwól, że pozostanę przy swoim, nawet absurdalnym, zdaniu. Dywagować na temat poziomu przeciętnej szkoły niepublicznej nie zamierzam – szkoda słów.
>kto płaci, ten wymaga
państwo nie płaci, tylko finansuje. państwo nie podpisuje umowy z każdym z pracowników uczelni. poza kształceniem uczelnia ma inne obowiązki, również naukowe. Płacę wymagam, płacę wymagam – jak zapis z rozmowy z TELE2 na youtube.
W takim razie państwo płaci i wymaga – zamykamy szkoły dla humanistów, zostawimy ze dwie, i kształcimy inżynierów, których wszędzie za mało. Płacę, wymagam. Robię co chcę. A jak się nie podoba to na Wyspy 😛
Ogolnie, strasznie mnie wk.. argument: 'zawsze mozna wyjechac’. No to pokaz Tomku jak to latwo jest wyjechac, zostawic wszystko i kombinowac w innym kraju. Bo jak na razie ten 'argument’ jest na poziomie 'spieprzaj dziadu’
Nie chodziło mi o to, że każdy powinien raczej wyjeżdżać, niż walczyć o swoje prawa, tylko o to, że jak się komuś nie podoba pracodawca (lub warunki, na których jest zatrudniany), zawsze może to zmienić. Zwłaszcza jeśli ma znane nazwisko…