Mały zbiorek dygresji o naszym współczesnym podejściu do prywatności, jakimi podzieliłem się z portalem biznes.onet.pl w artykule na temat wpływu portali społecznościowych na statystyki rozwodów. Lwia część rozmowy z Krzysztofem Różyckim dotyczyła geolokacji – funkcji, którą mają dziś smartfony i telefony z GPS-ami, dzięki którym nasi znajomi (lub po prostu ludzie: w tym także małżonki i kochanki) mogą na bieżąco widzieć w internecie (lub na ekranie własnych telefonów), gdzie jesteśmy i w którą stronę aktualnie podążamy. Na pierwszy rzut oka rzecz wydaje się ciekawa i przyjazna, nie oszukujmy się jednak: na dłuższą metę może ona upodobnić nasze życie do egzystencji bohaterów Roku 1984 Orwella. Z tą poprawką, że permanentnie inwigilującym nas Wielkim Bratem nie będą raczej rządzący, lecz nasi najbliżsi i znajomi:

Psycholog Tomasz Łysakowski zwraca uwagę na fakt, że jeżeli będzie widać, co w danej chwili robimy, będzie to wpływać na nasze bezpieczeństwo [ale także utrudniać nam zdrady, kłamstwa, oszustwa i wprowadzanie innych w błąd – TŁ]. – W przyszłości, jeżeli większość z nas będzie zalogowana w geolokacji, podejrzenia może wzbudzać samo to, że ktoś się wylogował [lub nie zalogował w miejscu, w którym powinien być w danym momencie] – mówi.

Z jednej strony, możliwość sprawdzenia na przykład gdzie znajduje się nasze dziecko daje praktyczne korzyści, jednak z drugiej strony, geolokalizacja pozwala śledzić, gdzie i z kim spędzamy czas. Dodając do tego informacje umieszczane przez nas na stronach portali społecznościowych otrzymujemy materiał do wykorzystania niekoniecznie zgodnie z naszymi oczekiwaniami.

I co wtedy począć? Rzecz lub informacja wpuszczona do sieci często zaczyna po prostu własnym życiem – i często już po kilku sekundach od jej opublikowania tracimy nad nią kontrolę. Bywa też, że kompromitujące treści umieszczają w internecie na nasz temat inni, co czasami prowadzi do tragicznych konsekwencji. We wrześniu w Nowym Jorku samobójstwo popełnił 18-letni student, którego współlokator wypuścił wcześniej do sieci filmik, na którym chłopak uprawia seks z innym mężczyzną.

Mimo wszystko gros tego, co nas kompromituje, wrzucamy na portale społecznościowe, YouTube’a, blogi i fora sami. I kiedyś sami będziemy się musieli z tym zmierzyć:

Konta na portalach społecznościowych można co prawda likwidować, ale nie wszystkie treści da się definitywnie z internetu usunąć. – Dyrektor Google’a Eric Schmidt stwierdził kiedyś, że za kilkanaście lat ludzie będą zmieniać nazwiska, aby odciąć się od śladów pozostawionych przez nich w internecie w ciągu życia.

Na koniec dobra wieść dla ceniących sobie prywatność i intymność: moda na śledzenie znajomych zapewne wcześniej czy później przeminie. Zwłaszcza jeśli – jak w wypadku Naszej Klasy – zainteresują się nią nasze mamy, ciocie i babcie:

Na tymczasowość popularności różnego rodzaju serwisów [i aplikacji] zwraca uwagę Łysakowski: – To jest moda, która [jak niemal wszystkie mody] trafia do Polski z opóźnieniem. Jeszcze dwa, trzy lata temu wszyscy korzystali z Naszej Klasy. Obecnie wiele osób posiadanie tam konta odbiera jako obciach. – Tak samo może być z geolokacją. Zachłystujemy się tym, co przychodzi z zachodu, ale mody mają to do siebie, że szybko się zaczynają i jeszcze szybciej kończą – dodaje.

Pozostaje teraz obstawiać, co będzie modne za dwa lata.

3 komentarze

    1. Wow, mocne. Zastanawiam się tylko, czy rzecz dotyczy amerykańskiego FB, czy u nas też się zrywa sezonowo…

      PS. Zamieniłem wklejony film na kod, bo mi się cuda zaczęły dziać na stronie.
      Mam nadzieję, że zostanie mi wybaczone 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *