Nie jestem na czasie ze wszystkimi unijnymi aktami prawnymi, więc dopiero dziś się dowiedziałem z Rzeczpospolitej, że w połowie zeszłego roku Rada Unii Europejskiej (w tym premier Donald Tusk za pośrednictwem odpowiedniego ministra) i Parlament Europejski (w tym wielu polskich deputowanych) zgodnie uznały, że nie tylko ceny cukru, ale i ceny mieszkań są w Polsce (tudzież tym razem także w całej reszcie Unii) zbyt niskie. I dlatego należy je podnieść poprzez wyśrubowanie kosztów projektowania, ekspertyz, materiałów i samej budowy (wszystko będzie musiało być absolutnie energooszczędne), a przy okazji zadbać o to, by każdy nowowybudowany blok mieszkalny w UE miał własny kompostownik (obowiązkowo z małą trzódką) lub przynajmniej ze trzy wiatraki i tuzin rowerków:

Budowanie domu będzie droższe. Za dwa lata wejdzie w życie część unijnych przepisów, zgodnie z którymi będziemy musieli budować energooszczędnie, a nie z byle jakich materiałów. Natomiast po 2020 roku nowe domy będą musiały charakteryzować się niemal zerowym zużyciem energii. (…) Chodzi o konsekwencje dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2010/31/UE z 19 maja 2010 roku w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, która weszła w życie 7 sierpnia 2010 roku (DzUrz UE L z 18 czerwca 2010 r., nr 153, poz. 13). (…) Od 9 lipca 2013 r. stosowane będą przepisy prawa, zgodnie z którymi nowe budynki będą musiały spełniać minimalne wymagania dotyczące charakterystyki energetycznej. (…)

Źródłem oszczędności ma być obniżenie zużycia energii w celach ogrzewania, chłodzenia, wentylacji, ciepłej wody i oświetlenia. Jak dodaje ekspert Rzeczpospolitej, Wojciech Wachacki, zmiana przepisów dotknie nie tylko domy świeżo wznoszone, ale również te poddawane remontom i zmieniające właścicieli (lub choćby najemców):

Nowe świadectwa charakterystyki energetycznej (…) będą obowiązkowo wydawane dla budynków lub modułów budynków, które są wznoszone, sprzedawane lub wynajmowane nowemu najemcy. (…)

Podobne wymagania będą dotyczyły również już istniejących budynków, a także ich modułów, w przypadku wykonywania ważniejszych renowacji, czyli takich, w których całkowity koszt prac renowacyjnych związanych ze ścianami zewnętrznymi lub systemami technicznymi budynku przekracza 25 proc. wartości budynku lub w których renowacji podlega ponad 25 proc. powierzchni ścian zewnętrznych.

 (…)

Prawdziwe piekło na rynku mieszkaniowym zacznie się jednak w Unii po 2020 roku, kiedy to w ogóle zakaże się budowania na jej terenie państw członkowskich budynków, które nie byłyby samowystarczalne energertycznie.

Najbardziej restrykcyjne przepisy, a więc te dotyczące konieczności zapewnienia, aby budynek charakteryzował się niemal zerowym zużyciem energii, dotyczą budynków nowych (…) i będą (…) obowiązywać (…) od 31 grudnia 2020 r. Polska i inne państwa UE są zobowiązane do zapewnienia, aby od tej daty nowe budynki miały niemal zerowe zużycie energii. (…)

Zmiany będą szczególnie odczuwalne dla indywidualnych, małych i średnich inwestorów, którzy będą musieli się liczyć z koniecznością uwzględnienia wymagań energetycznych przy planowaniu inwestycji. Zważywszy że budynki wznoszone po 2020 roku będą musiały się charakteryzować niemal zerowym zużyciem energii, a ponadto energia przez nie zużywana będzie musiała pochodzić w dużej mierze ze źródeł odnawialnych (wiatru, promieniowania słonecznego, z biomasy, wysypisk śmieci, oczyszczalni ścieków itp.), proces budowlany może się okazać dużo bardziej kosztowny.

Pełne wejście w życie nowej dyrektywy oznaczać będzie nie tylko ruinę przemysłu energetycznego (są jeszcze w Polsce jakieś kopalnie do zamknięcia?), ale i fakt, że np. w zimnej, pozbawionej geotermii i położonej na równinach Polsce praktycznie każdy wznoszony budynek będzie musiał mieć własną małą elektrociepłownię, bądź czerpiącą energię z wiatru (na promienie słoneczne przez pół roku ciężko liczyć), bądź spalającą śmieci i odchody mieszkańców, bądź wreszcie – jeśli pozostałe źródła energii zawiodą lub nie wystarczą – wykorzystującą energię motoryczną mieszkańców. Mały rowerek w każdym pokoju i pedałowanie po pięć godzin dziennie przy okazji rozwiążą inny bolesny problem współczesnej cywilizacji: rosnący odsetek populacji z nadwagą i otyłością.

Za co, jestem pewien, ludy Unii długo będą wdzięczne swym rządom i eurokratom.

2 komentarze

    1. W kwestii dozgonnej wdzięczności, to chyba nie tak odległa perspektywa. Zgony u lemingów przewiduję, gdy cena franka wzejdzie do 8 zł, ostawiam metodę „na Leppera”.

      Kwestorz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *