Gdyby tylko jeden człowiek na świecie przycisnął do ziemi przerażoną, wyrywającą się i wrzeszczącą dziewczynkę, odciął jej genitalia brudnym ostrzem i zszył ją, pozostawiając jedynie niewielki otwór na mocz i krew menstruacyjną, zadawalibyśmy sobie tylko jedno pytanie: jak surowo należy ukarać tę osobę i czy śmierć byłaby wystarczającą karą? Kiedy jednak robią to miliony ludzi, potworność tego czynu nie zostaje wcale milionkrotnie spotęgowana, ale owa zbrodnia staje się nagle częścią „kultury”, tym samym – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – wydaje się mniej, a nie jeszcze bardziej ohydna. Niektórzy przedstawiciele zachodniej „myśli moralnej” próbują jej nawet bronić.
Donald Symons, antropolog amerykański
relatywność podejścia do tzw. kultury jest jeszcze w innym aspekcie – spróbuj powiedzieć publicznie, że torturowanie więźniów jest fragmentem kultury „której nie da się zrozumieć, ale nie można jej potępiać” to zostaniesz publicznie zlinczowany, o torturach wobec kilkuletnich dziewczynek można to powiedzieć publicznie
jakoś tak łatwo powiedzieć o dyskryminacji kobiet (czy to o konieczności noszenia czadorów, braku elementarnych praw, czy o okaleczaniu genitaliów), że to element tradycji, innej kultury…
Dlaczego w ogóle zabrania się torturowania więźniów, szczególnie tych z najgorzymi przestepstwami? Wyobraźmy sobie np. że jakiś gość podlożył bombę, myśmy go złapali, a on nie chce powiedzieć gdzie. Czy wtedy tortury nie są uzasadnione moralnie?
Dlaczego w ogóle zabrania się torturowania więźniów, szczególnie tych z najgorzymi przestepstwami? Wyobraźmy sobie np. że jakiś gość podlożył bombę, myśmy go złapali, a on nie chce powiedzieć gdzie. Czy wtedy tortury nie są uzasadnione moralnie?