„Gazeta Wyborcza” przypomniała na stronie głównej swego portalu opublikowany tydzień temu wywiad z Zygmuntem Baumanem. Ponieważ dawno już nie widziałem w jednym miejscu tylu bzdur i idiotyzmów na raz (Wierzejski i Gosiewski mimo wszystko dozują ludziom swoje przemyślenia, klasyk polskiej socjologii wali, ile wlezie), wywiad przytoczę w większych fragmentach, oczywiście opatrując je (gdzie trzeba) własnymi uwagami.
Nim jednak przejdziemy do samego tekstu, dobrze jest młodszym czytelnikom zaprezentować samą osobę Zygmunta Baumana. Wyborcza robi to dość oględnie: Ur. w 1925 r. w Poznaniu. Socjolog i filozof, teoretyk postmodernizmu. Profesor Uniwersytetu Warszawskiego, pierwszy redaktor naczelny „Studiów Socjologicznych”. Po wydarzeniach Marca 1968 r. relegowany z uczelni, wyemigrował z Polski. Do 1971 r. wykładał na uniwersytetach w Tel Awiwie i Hajfie, później kierował katedrą socjologii na uniwersytecie w Leeds. Za książkę „Nowoczesność i Zagłada” w 1989 r. otrzymał Europejską Nagrodę Amalfi. W 1998 r. został uhonorowany prestiżową Nagrodą im. Theodora Adorno. Uchodzi za wynalazcę terminu „globalizacja”. Wytrwale jednak polemizuje z poglądem, że nie ma alternatywy dla obecnego porządku w zglobalizowanym świecie. Po czym przychodzi spis książek.
Znacznie ciekawsza biografia Baumana wyłania się ze zbiorów IPN i publikacji historyków: we wrześniu 1939 wyjechał wraz z rodzicami do Związku Radzieckiego. Przygodę ze stalinizmem rozpoczął jeszcze przed 1944 od służby w moskiewskiej milicji, która podlegała wówczas bezpośrednio NKWD. W 1944 wstąpił do Ludowego Wojska Polskiego, w którym szybko dochrapał się funkcji oficera polityczno-wychowawczego. W LWP wziął udział w bitwie o Kołobrzeg i w zdobyciu Berlina. Z wojska w czerwcu 1945 trafił Zygmunt Bauman do komunistycznych organów bezpieczeństwa, zostając zastępcą dowódcy 5. Samodzielnego Batalionu Ochrony Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego do spraw polityczno-wychowawczych. Korpus był w istocie filią NKWD w Polsce. Nominalnie specjalna formacja wojskowa podległa Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego, KBW zajmowała się ściganiem i likwidacją członków niepodległościowego podziemia (m.in. dawnych żołnierzy AK). Wyłapywanie akowców widać szło Zygmuntowi B. całkiem nieźle, skoro dość szybko awansował do zarządu polityczno-wychowawczego KBW, gdzie został instruktorem, odpowiedzialnym za indoktrynację młodych kadr. Równolegle współpracował z Informacją Wojskową (działający w latach 1944-1957 stalinowski odpowiednik gestapo) – do 1948 był jej informatorem i rezydentem o pseudonimie „Semjon”. W 1950 już jako szef Wydziału Polityczno-Wychowawczego KBW, przyszły twórca pojęcia globalizacji bezpośrednio dowodził grupą, która w 20-dniowej akcji zbrojnej wyróżniła się schwytaniem sporej liczby członków polskiego podziemia, za co został odznaczony Krzyżem Walecznych. Służbę zakończył w stopniu majora, jako szef oddziału II Zarządu Politycznego KBW. Z organów bezpieczeństwa na Uniwersytet odszedł 15 marca 1953, 10 dni po śmierci Józefa Stalina.
Dajmy jednak spokój wspominkom i przejdźmy do samego wywiadu:
Łukasz Gałecki: Czy można określić granice globalizacji?
Zygmunt Bauman: Globalizacja (…) była dotychczas czysto negatywna. Polegała na łamaniu i dziurawieniu granic; pozwoliło to zglobalizować kapitał, rynek towarowy, informację, przestępczość, terroryzm – ale nie instrumenty działania politycznego czy sądownictwo, które wciąż zasadzają się na suwerenności terytorialnej. Za globalizacją negatywną nie podążyła, jak dotąd, globalizacja pozytywna. Narzędzia kontroli nad procesami gospodarczymi i społecznymi nie są więc na miarę zasięgu i następstw globalizacji.
Największy polski żyjący socjolog zapomina co prawda jeszcze o kilku innych negatywnych skutkach globalizacji, choćby o Internecie, w którym można sobie na przykład do woli pisać, co się myśli o tezach głoszonych przez takie jak Bauman autorytety (nie wiem, czemu zapomina, ale chyba nie dlatego, że Internet sam w sobie jest pozytywny – osobie współodpowiedzialnej za stalinowskie czystki swoboda tworzenia i wymiany idei kojarzyć się musi jak najgorzej). Zapomina, że w globalizującym się świecie dzięki coraz większej konkurencji tanieją towary i usługi; że komunikujący się ze sobą konsumenci i użytkownicy coraz częściej są w stanie skrzykiwać się i łącząc pomysły rzucać wyzwania największym koncernom (przypomnijmy choćby o ruchu Open Source); że dzięki globalizacji informacja i dostęp do kultury przestają być dobrami ekskluzywnymi. Nic to. Globalizacja jest zła (negatywna), bo… nie da się w tej chwili kontrolować. Gdybyśmy mieli narzędzia kontroli globalizacji, mielibyśmy globalizację pozytywną. Kontrolowałyby oczywiście państwa, względnie światowe superpaństwo, kontrola polegałaby zaś prawdopodobnie na generowaniu coraz bardziej skomplikowanych reguł i wymuszaniu ich przestrzegania. Zajęłaby się tym pewnie globalna biurokracja ds. kontroli globalizacji, która zaraz po zawarciu ponadnarodowego układu, który by ją powołał do istnienia, zaczęłaby dbać o to, by coraz bardziej racjonalizować swe istnienie i poszerzać zakres wpływów (a tym samym zwiększać ilość otrzymywanych i wymuszanych funduszy). Jednym słowem postuluje Bauman stworzenie kolejnej armii pierdzistołków-pasożytów, na wzór eurobiurokracji lub naszej skarbówki. Z tą różnica, że byłaby to armia na skalę ogólnoświatową.
Jakoś wydaje mi się, że sukcesy gospodarki światowej biorą się współcześnie właśnie z braku globalnej władzy, władzy, która zakazywałaby np. Hindusom stosowania dumpingowych cen usług informatycznych, czy – skorumpowana przez Microsoft – prześladowałaby informatyków kompilujących jądra kolejnych dystrybucji Linuksa. Wolny rynek zawsze lepiej służy ludziom, niż bandy urzędników, wierzących w centralne planowanie i kontrolę nad ludzkimi potrzebami. Sprawdzianem efektywności biurokratycznego zarządzania w gospodarce były i są osiągnięcia kolejnych systemów socjalistycznych, komunistycznych i trzeciodrogowych, od Rosji Sowieckiej, po Unię Europejską, osiągnięcia jasno pokazujące, że dla systemu kapitalistycznego właściwie nie ma alternatywy. Badania biologów i psychologów ewolucyjnych dowodzą, że człowiek wyewoluował jako zwierzę na wszelkie sposoby dążące do gromadzenia dóbr i środków (które historycznie mocno korelowały z sukcesem rozrodczym – im większy ktoś miał majątek i/lub wyższą pozycję w hierarchii społecznej, tym większą gromadkę dzieci mógł sobie spłodzić i odchować, skutkiem czego geny na gromadzenie majątku rozpowszechniły w populacji), do czego liberalizm i kapitalizm znacznie lepiej nadają się od wymuszających równość wszystkich utopii. Zwykle zresztą utopie te zakładały determinizm środowiskowy (tzn. głosiły, że nie ma czegoś takiego, jak natura ludzka czy wrodzone cechy intelektualne, a człowiek całkowicie daje sie kształtować przez kulturę i czynniki środowiskowo-ekonomiczne, jednym słowem, że byt określa świadomość – współczesna nauka odkrywając geny warunkujące kolejne cechy umysłowe ludzi, niemal co dzień zadaje kłam takiemu podejściu) i szły w inżynierię społeczną (skoro byt określa świadomość, czyż nie uczynimy ludzi lepszymi, wypędzając ich na wieś i mordując im bliskich – kombinował wykształcony w Paryżu uczeń Sartre’a, Pol Pot), która zresztą przynosiła odwrotne skutki. Mało gdzie dziś tylu egoistów, co w krajach, w których system gospodarczy miał promować zachowania altruistyczne. Ale o tym najwyraźniej nasz profesor nie ma pojęcia. Ba, dalsza część wywiadu pokazuje, że jego wiedza ekonomiczna nie wychodzi poza objawienia Marksa. Podobnie zresztą z wiedzą dziennikarza, któremu w pytaniach zdarzają się kwiatki takie jak: Czy globalizacja była następstwem triumfalnego pochodu teorii neoliberalnych i praktyki politycznej opartej na bezpardonowej hegemonii rynku? Na które to pytania sam Mistrz odpowiada tak, jakby nie słyszał ani o psychologii społecznej, ani o współczesnej ekonomii (że o wyjaśniającej wszystkie zjawiska, które dziwią Baumana, socjobiologii nie wspomnę):
Z.B.: Gdyby to było takie proste! Gdyby można było pomysłami Ronalda Reagana, Margaret Thatcher czy Miltona Friedmana albo ideologią neoliberalną wytłumaczyć dogłębne przeobrażenie kondycji ludzkiej, jakie usiłuje uchwycić – z różnym powodzeniem – termin „ponowoczesność”!
Kolejny fragment Baumanowego wywiadu i kolejne kwiatki:
Ł.G.: Coś podobnego [brak kontroli nad procesami gospodarczymi i społecznymi na miarę zasięgu i następstw zjawiska] zdarzyło się już w czasach, gdy rodziła się gospodarka kapitalistyczna.
ZB: Istotnie, nasi przodkowie sprzed dwu stuleci byli przerażeni nagłym chaosem, którego nie dało się okiełznać za pomocą środków skrojonych na miarę gminy, parafii czy grodu. Przestrzenie, jakie miały się scalić w państwa-narody, zdawały im się równie groźne i pełne zasadzek, jak dziś przestrzeń planetarna jawi się państwom narodowym. Nasi przodkowie zdołali jednak zbudować aparat reprezentacji politycznej, instytucje ustawodawcze i sądownicze, które umiały sobie radzić z żywiołem, panować nad przygodnością, koordynować reguły postępowania z myślą o tym, aby poskromić żywioł, a świat uczynić względnie „przezroczystym”, a więc przewidywalnym. Pionierzy nowoczesności żywili nadzieję, że w świecie kierowanym przez rozum i poruszanym jego narzędziami technicznymi katastrofy nie będą spadały znienacka, że da się je przewidzieć, a więc także zapobiegać im.
Bauman sięga tu do antyscjentystycznej retoryki, bardzo popularnej w intelektualnych kręgach francuskich i anglosaskich humanistów od niemal 10 lat, kiedy to wybuchła tzw. afera Sokala. W 1996 Alan Sokal, fizyk z New York University, przeprowadził eksperyment mający sprawdzić tolerancję redaktorów humanistycznych przeglądów naukowych na bełkot. Napisał żargonem z dziedziny filozofii całkowicie bzdurny artykuł, w którym m.in. dowodził że świat fizyczny nie istnieje i proponował, by teorie naukowe oceniać nie ze względu na ich zgodność z rzeczywistością, lecz użyteczność polityczną. Całość, podlana cytatami z Derridy i innych wielkich, dostała niepowtarzalny tytuł „Transgressing the Boundaries: Towards a Transformative Hermeneutics of Quantum Gravity”. Swą rozprawę wysłał Sokal do uznanego socjologicznego miesięcznika „Social Text”, który materiał niezwłocznie opublikował.
Kiedy kilka tygodni po ukazaniu się fałszywki nikt nie zareagował, Sokal nie wytrzymał i na łamach innego pisma, „Lingua Franca”, opisał swą mistyfikację. Informacja szybko trafiła na pierwszą stronę „New York Timesa”. Wybuchła burza, która zresztą szybko przeniosła się za Ocean. Upokorzonych amerykańskich humanistów znienacka poparły bowiem… największe francuskie dzienniki: „Le Monde”, „Le Figaro” i „Liberation”. Znany socjolog Bruno Latour grzmiał: niewielka grupka fizyków teoretycznych, pozbawionych tłustych budżetów z okresu zimnej wojny, szuka sobie nowego wroga [(…). W ich oczach Francja stała się drugą Kolumbią, krajem gangsterów handlujących niebezpiecznymi narkotykami – Derridium, Lacanium – na które amerykańscy doktoranci są równie mało odporni jak na kokainę. (za: Gazeta Wyborcza z dn. 22-23/05/1998, dodatek MAGAZYN, str. 70). Ubawiony sytuacją Sokal zmówił się z belgijskim fizykiem Jeanem Bricmontem i razem przygotowali książkę „Fashionable nonsense” („Modne bzdury”). Wzięli w niej na warsztat dzieła największych gwiazd postmodernizmu: Lacana, Latoura, Kristevy czy Baudrillarda, analizując fragmenty ich dzieł z odniesieniami do nauk ścisłych. Potraktowane bez czołobitności teksty okazały się stekiem nonsensów.
Afera Sokala i „Modne bzdury” były pokłosiem wcześniejszej o dwa lata książki Paula Grossa i Normana Levitta „Higher Superstition”. Autorzy – biolog i matematyk – wskazywali w niej na rosnącą popularność antyscjentystycznych koncepcji uznających racjonalność nauki za mit, którego nie można faworyzować w konfrontacji z innymi obiektami ludzkiej wiary, np. z zabobonami lub wytworami postmodernistycznych filozofów. Nauka według antyscjentystów jest jednym z wielu różnych sposobów wyjaśniania świata i nie może rościć sobie pretensji do uniwersalnej, ponadczasowej prawdziwości formułowanych przez nią wniosków. W socjologii nauki pojawiła się tendencja do traktowania naukowców w taki sposób, w jaki antropolog traktuje członków jakiegoś pierwotnego plemienia. Gross i Levitt, tak jak później Sokal i Bricmont, poddali ten sposób myślenia ostrej krytyce. Według nich (tudzież według mnie i według wszystkich normalnych ludzi, których poznałem w życiu) tam, gdzie w grę wchodzą fakty, prawda jest tylko jedna, a najlepszą metodą dotarcia do niej jest metoda naukowa. Gdy chcemy się dowiedzieć, dlaczego jest tak a nie inaczej, jak coś działa lub skąd się wzięło, wreszcie gdy chcemy opracować lub zastosować nowe rozwiązanie, nie pozostaje nam nic innego, niż odwołać się do sprawdzonych, naukowych metod opisu i wyjaśniania. Wiara, tradycja, wróżby, intuicja, Objawienie Boże tudzież dzieła współczesnych filozofów mogą dać nam jakiś rodzaj poczucia, że coś wiemy, nie są nam jednak w stanie zapewnić obiektywnej wiedzy o świecie.
W oparciu o teorie Einsteina możemy budować elektrownie, w oparciu o sprawdzone hipotezy Cricka i Watsona prowadzimy terapie genowe. Teorie Derridy czy Baumana żadnej tego typu korzyści ludzkości nie przyniosą, bo nie mają najmniejszej wartości naukowej – jako że z definicji i struktury są niesprawdzalne. Oczywiście socjologowie i filozofowie nie są w stanie zaakceptować owej supremacji nauk ścisłych, nic więc dziwnego, że atakują na oślep, zarzucając ściślakom na przykład – jak Bauman w powyższym fragmencie – że do tej pory nie rozwiązali wszystkich problemów ludzkości (jakby humaniści rozwiązali jakiekolwiek, poza problemem przeludnienia w niektórych krajach, w których doszli do władzy) – widać więc, jak mało pożytku z ich naukowego rozumu.
Ta manipulacja, w zamierzeniu autora obnażająca bezsensowność uprawiania twardej nauki (która stawia sobie za cel właśnie uczynienie świata bardziej przewidywalnym), przy bliższym spojrzeniu okazuje się strzałem do własnej bramki. Skoro zwolennicy nowoczesności hołubią rozum, co hołubią jej przeciwnicy, w tym Bauman? Naturalna odpowiedź, jaka przychodzi do głowy, to „brak rozumu”, doświadczenie uczy jednak, że u postmodernistycznych filozofów nic nie jest proste. Tak czy owak wcale mnie nie dziwi, że w świecie, w którym nawet autorytety potępiają rozum i wychwalają ignorancję, lud głosuje na PiS i Samoobronę. Dziwi mnie za to, że później te autorytety larum podnoszą, że źle sie stało. Toż mają, co chcieli: ignorance rulez.
Ł.G.: Nowoczesny umysł spodziewał się wyłuskać ład i harmonię ze świata poprzez obranie go z wszystkiego, co ukrywa lub zakłóca ład i harmonię.
Z.B.: Ten proces nie ma końca. Apokryficznym prototypem tej postawy jest przypisywana Michałowi Aniołowi odpowiedź na pytanie o jego technikę rzeźbiarską: „Biorę bryłę marmuru i odrzucam wszystko, co niepotrzebne”. Mogliby to za nim powtórzyć wielcy zbrodniarze nowoczesności – Stalin, Hitler, Mao czy Pol Pot. Ale powtarzają tę formułę, albo stosują ją na co dzień, choć są jej nieświadomi, miliony skromnych wyrobników nowoczesnego świata.
Tu w elegancki sposób nasz autorytet wrzuca naukowców i zwolenników wolnego rynku do jednego worka z Hitlerem, Stalinem, Mao i Pol Potem. Fakt, że na mój gust wierzącym w centralne zarządzanie zbrodniarzom XX wieku bliżej do antyliberalnie nastawionych postmodernistycznych filozofów niż do Cricka, Watsona, Feynmana, Einsteina czy Curie-Skłodowskiej – zwłaszcza że niemal wszyscy z wymienionych i niewymienionych zbrodniarzy XX wieku to humaniści, nie ściślaki. Hitler był artystą malarzem. Stalin, nim zasłynął jako językoznawca, kształcił się w seminarium duchownym. Mao był filozofem, Karadžić – poetą, Lenin studiował prawo i położył podwaliny pod to, co nazywamy współczesną socjologią. Baumana fakty wszak nie zrażają, kreśli za to między zwolennikami wolnego rynku i wolności jednostki, a twórcami i przywódcami totalitaryzmów, dość osobliwą analogię:
Z.B.: Bieda w tym, że – inaczej niż w przypadku Michała Anioła – idzie tu nie o odłamki kamienia, ale o żywe istoty ludzkie. Ilekroć na horyzoncie majaczy nowy ład, któreś z tych istot spodziewać się mogą spisania na straty i odtransportowania na wysypisko śmieci – inspektorzy jakości je wybrakują. Będą odpadami czy „ofiarami ubocznymi” postępu. Ale czy naprawdę ubocznymi? Czy w każdym kolejnym akcie ładotwórstwa nie chodzi właśnie o ich usunięcie? Nowy ład może wszak powstać tylko poprzez ich usunięcie – to oni winni są chaosu, to oni są nieładem. Nowy ład to tyle, co ich nieobecność.
Fakt, że w liberalnym systemie kapitalistycznym, który tak się Baumanowi nie podoba, zbędni w najgorszym razie lądują na zasiłku lub emeryturze, podczas gdy w nowym wspaniałym świecie, który Bauman budował na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, dostawali kulkę w łeb, nie jest pewnie bez znaczenia. Kiedyś „odłamki” nie musiały się męczyć, litościwy system bowiem skracał im życie. Dzisiejszy, globalizujący się świat nie jest tak humanitarny: każe swoim ofiarom żyć i znosić upokorzenia.
Ciekawe, co miałyby na ten temat do powiedzenia same „ofiary” globalizacji – jeśli gdziekolwiek takowe istnieją, w co szczerze wątpię. Nie wydaje mi się wszak, by ludzie w pojęciu Baumana odstawieni na boczny tor globalizacji tak siebie percypowali. Zwłaszcza że współcześni bezrobotni aktywnie konsumują przekazy medialne, rolnicy doskonale radzą sobie w wyciąganiu funduszów z Brukseli, a młodzi terroryści zasadzają się na samoloty z bombami zrobionymi z napojów energetyzujących i odtwarzaczy mp3. Nie dostrzega tego, jak widać, ani nasz socjolog, ani rozmawiający z nim dziennikarz.
Później mamy jeszcze obszerne fragmenty, w których Bauman tłumaczy, że świat współczesny jest światem w którym człowiek wystawiony jest na ryzyko w stopniu nieporównywalnie większym, niż jego przodkowie (pogląd dowodzący nie tylko historycznej ignorancji, ale nawet amnezji: wystarczy pamiętać, jakie ryzyko ponosili rówieśnicy Zygmunta B., którym zdarzyło się działać w AK w czasach gdy ten szybko awansował w aparacie bezpieczeństwa, nie mówiąc już o ryzykach związanych z życiem w średniowieczu lub w epoce kamienia łupanego). A potem przychodzi fragment, który – czytany w kontekście udaremnionych ostatnio przez brytyjską policję zamachów, które mogły kosztować 5 tysięcy istnień ludzkich – brzmi wręcz humorystycznie:
Ł.G.: Jak ustalić granicę pomiędzy ryzykiem a tym, co większość mieszkańców ponowoczesnej krainy uważa za ryzyko? (…)
Z.B.: Człowiek musi tu polegać na opinii speców znających się na rzeczy – a ich pouczenia musi przyjmować na wiarę, bo nie może sprawdzić ich wiarygodności. Spece mogą zatem bez wielkiego ryzyka, nie bojąc się przyłapania na kłamstwie, bagatelizować ryzyka realne, ale mogą też wyolbrzymiać te minimalne czy całkiem urojone.
Dla władzy politycznej to gratka nie do pogardzenia. Władza może dowodzić obywatelom własnej przydatności i sprawności, informując ich o coraz to nowych spiskach, które ujawniła, o planach zamachów, które udaremniła czujność władz, może powiadamiać o groźbie, jaką dla ogółu obywateli stanowią pewne grupy osobników. Niech wiedzą wyborcy – przepraszam, obywatele – że władza nie siedzi z założonymi rękoma i że powinni jej być wdzięczni, zamiast narzekać na władzę w obawie o własne zabezpieczenie na starość czy wykształcenie ich dzieci.
I ludzie są wdzięczni. Całkiem ostatnio 74 proc. Brytyjczyków uznało, że policja londyńska postąpiła słusznie, kiedy wdarła się do rzekomego „gniazda terrorystów” na podstawie fałszywego donosu, a przy okazji postrzeliła niewinną osobę i aresztowała parę innych.
Ł.G.: To prawda, tzw. wojna z terrorem najlepiej ukazuje nowy sposób rządzenia. Oto władza może bez trudu udowodnić swoją niezbędność na polu osobistego bezpieczeństwa obywateli. Bardzo łatwo też wykreować nowych „wrogów” – ludzi z marginesu, obcych, nastawionych antyspołecznie.
Z.B.: Poszukiwanie nowej legitymacji władzy państwowej przesuwa się dziś ze zbiorowego ubezpieczenia obywateli przed degradacją społeczną i porażkami życiowymi (te troski „sprywatyzowano” i pozostawiono samym obywatelom) na bezpieczeństwo osobiste – ciała i jego przedłużeń, czyli posiadłości, domostwa, ulicy. Na strachu można zbić kapitał polityczny, nie tylko handlowy.
No comments. Na koniec za to kilka próbek najwyższej klasy bełkotu, który profesor – gdy się postara – generuje nie gorzej, niż niejeden program do pisania tekstów humanistycznych:
Do ogarnięcia wszystkich tych rzeczy i związków między nimi najbardziej pasuje mi wizja „płynności” – substancji niezdolnej do zachowania kształtu. „Płynna nowoczesność” – to tyle, co impuls obsesyjnego przeobrażania, „unowocześniania” wszystkiego wokół. (…) Płynna nowoczesność – to pęd bez finiszu, ruch bez strzałki, droga bez punktu docelowego. Przetapiamy nadal na potęgę formy zastane („zaśniedziałe”, „przerdzewiałe”, i „przestarzałe”), ale rzadko kiedy dajemy stopionej masie zastygnąć w nowe formy. Piece hutnicze pracują na całego, ale odlewnie i walcownie nie mogą nadążyć.
Czas zdaje się nam dziś ani cykliczny, ani liniowy – ale, rzec można, „puentylistyczny”. Między punktami nie ma ciągłości – trzeba by talentu Georgesa Seurata czy Alfreda Sisleya, by z rozsypanych i rozproszonych punktów wyczarować konfiguracje znaczeń. Ale, jak znów pouczają kosmologowie, każdy punkt może wytrysnąć „big bangiem”, a żadną miarą nie da się przewidzieć, który to może być. [Jako, że mamy tu na pokładzie fizyka i kosmologa w jednym, zapytam tylko: Scarlett, co ty na to?]
„Wieczność” kurczy się bezustannie – jak wszystkie inne przedmioty konsumpcji.
Dalej analizować nie mam siły: kwiatki zaczynają się powtarzać. Jak ktoś chce, może doczytać do końca, ostrzegam wszak, że przestanie się wówczas dziwić definicji intelektualisty z „Etymologicznego słownika języka polskiego” Andrzeja Bańkowskiego: ’naukowiec, literat, artysta wielbiący genialność intelektu Stalina’ 1945, polski tylko przekład ros. intellektualnyj čelovek w tym właśnie znaczeniu politycznym.
Tak czy owak, socjologom gratulujemy Baumana.
Metoda naukowa jest tak świetna, że każdy socjolog musi przecierpieć napierw Hempla, Chalmersa i Krasnodębskiego (Kuhna cierpieniem nazwać się nie godzi), ażeby potem ze „spokojem” móc oddać się indukcji.
„Byt określa świadomość” to jedna z tych rzeczy, która Marksowi się udała (sam sobie przepowiedział dlaczego komunizm był niemożliwy w danych warunkach). Inna rzecz, że socjobiologowie na tę tezę zachorowali, uniwersalizując ją, co poniekąd nie jest zjadliwe.
Smutne ale prawdziwe – polska nauka w znacznej mierze stoi właśnie takimi Bauwanami. Szlify zdobyte w oficerkach, później prześlizgał się przez kilka epok dzięki giętkiemu językowi. Niestety żadna dyscyplina nie jest od tego niewolna, miałem przyjemność się doktoryzować przez prawie 4 lata (bezskutecznie) więc poznałem to środowisko organoleptycznie.
Mnie zastanawia, dlaczego miłośnicy liberalizmu odwołują się zawsze do pierwotnych instynktów i porównują tym samym ludzi do małp. Czyżby nie zauważyli, że zeszliśmy już dawno z drzew i nie żyjemy w dżungli, ale ludzkość rozwinęła się od tego czasu znacznie i nie potrzebujemy cofać się w rozwoju do pierwotnych systemów, które były właśnie ultraliberalne? Druga kwestia, to stawianie jako fakt fałszywej tezy, jakoby kapitalizm równał się liberalizmowi. Jest to oczywiste kłamstwo, głoszone przez liberałów dla manipulowania opinią społeczną i mające na celu wywołanie wrażenia, że nie ma innej alternatywy niż globalizacja i liberalizm. I o ile zgadzam się jak chyba każdy rozsądny człowiek na świecie, że „dla systemu kapitalistycznego właściwie nie ma alternatywy”, to jednak kapitalizm wcale nie musi mieć twarzy ultraliberalnej, co usiłują nam wmówić polscy liberałowie. Systemy kapitalistyczne Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii wcale nie są liberalne, ale są kapitalistyczne oparte na wolnej konkurencji i interwencjoniźmie państwowym. Czego przykładem jest niszczenie nadprodukcji czy cła zewnętrzne i wewnętrzne w USA, oraz rozbudowana opieka społeczna i centralnie ustalana pensja minimalna w UK. Jak pokazały kryzysy gospodarek kapitalistycznych, wolny rynek nie jest „perpetuum mobile” i po to ludzkość rozwijała się tysiące lat, aby skutecznie interweniować w wypadku zagrożeń i nie ma potrzeby wracać „na drzewa”, jak chcieliby liberałowie. Nowoczesne państwa kapitalistyczne takie jak USA, UK czy Irlandia oparte są na wolnej konkurencji, nie zaś na zupełnie wolnym rynku, czy zupełnym liberalizmie.
Figura retoryczna z zejściem z drzew jest ładna, niestety powinieneś ją rozwinąć. Jeżeli dla zwierzęcia gromadzenie dóbr jest na tyle dobre, że dobór naturalny skłonność do tego zakodował głęboko w genach niemal u wszystkich gatunków, nie wystarczy pokazać, że ludzie nie siedzą już w gałęziach, tylko trzeba by udowodnić, że skłonność ta u człowieka zanikła i pokazać, pod wpływem jakich czynników do tego dojść mogło. Jako że ludzie jednak – w moim mniemaniu – nadal chętnie dobra gromadzą i niechętnie się nimi dzielą, jeśli nie widzą w tym korzyści, życzę sukcesów w udowadnianiu, że są systemy, w których ludzie funkcjonują lepiej i są szczęśliwsi, niż w liberalnej gospodarce.
Zgadzam się, że i w USA, i w UK w niektórych dziedzinach istnieje daleko posunięty interwencjonizm państwowy. jestem to w stanie zrozumieć: jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa obywateli, mogą one mieć pierwszeństwo i dlatego np. rząd USA może nie zgodzić się na sprzedaż portów Arabom. Nie zmienia to jednak faktu, że Stany są krajem generalnie liberalnym gospodarczo, w przeciwieństwie do Francji, Białorusi, PRL-u czy IV RP: łatwiej w nich rozpocząć działalność gospodarczą i zatrudnić tudzież zwolnić pracownika, mniej jest wszelkich koncesji, za których wydanie państwo życzy sobie danin (wpłacanych bądź bezpośrednio do budżetu, bądź do kieszeni urzędników), co sprawia, że ludzie zamiast użerać się z uszczęśliwiającą swiat biurokracją mogą poświęcić się robieniu pieniędzy. Z korzyścią dla siebie i całej reszty.
Figura retoryczna z zejściem z drzew jest ładna, niestety powinieneś ją rozwinąć. Jeżeli dla zwierzęcia gromadzenie dóbr jest na tyle dobre, że dobór naturalny skłonność do tego zakodował głęboko w genach niemal u wszystkich gatunków, nie wystarczy pokazać, że ludzie nie siedzą już w gałęziach, tylko trzeba by udowodnić, że skłonność ta u człowieka zanikła i pokazać, pod wpływem jakich czynników do tego dojść mogło. Jako że ludzie jednak – w moim mniemaniu – nadal chętnie dobra gromadzą i niechętnie się nimi dzielą, jeśli nie widzą w tym korzyści, życzę sukcesów w udowadnianiu, że są systemy, w których ludzie funkcjonują lepiej i są szczęśliwsi, niż w liberalnej gospodarce.
Zgadzam się, że i w USA, i w UK w niektórych dziedzinach istnieje daleko posunięty interwencjonizm państwowy. jestem to w stanie zrozumieć: jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa obywateli, mogą one mieć pierwszeństwo i dlatego np. rząd USA może nie zgodzić się na sprzedaż portów Arabom. Nie zmienia to jednak faktu, że Stany są krajem generalnie liberalnym gospodarczo, w przeciwieństwie do Francji, Białorusi, PRL-u czy IV RP: łatwiej w nich rozpocząć działalność gospodarczą i zatrudnić tudzież zwolnić pracownika, mniej jest wszelkich koncesji, za których wydanie państwo życzy sobie danin (wpłacanych bądź bezpośrednio do budżetu, bądź do kieszeni urzędników), co sprawia, że ludzie zamiast użerać się z uszczęśliwiającą swiat biurokracją mogą poświęcić się robieniu pieniędzy. Z korzyścią dla siebie i całej reszty.
wpisz.blox.pl/2006/08/Wolnosc-wg-Czerwonych.html
Co do Baumana, powinien być uwielbiany przez prawicę. Był promotorem pracy magisterskiej Bolesława Tejkowskiego – wielkiego ideologa polskiego ruchu narodowego i wielkiego esbeckiego szpicla, pana, którego uczniowie piszą dziś zlinkowany wcześniej blog „wpisz”.
http://www.asme.pl/1135712557,14763,.shtml
Liberalizm niekoniecznie musi oznaczać państwo minimum i nie musi stać w sprzeczności z welfare state (czego właśnie przykładem Wielka Brytania, albo Niemcy Bismarcka) – nomen omen wymyślone i wprowadzone przez liberałów i konserwatystów.
Rzecz jest w uznaniu, że wszystko wypływa z konstytucji, a nie że konstytucja jest ozdobnikiem dzięki, któremu państwo się może nazywać tak a śmak. I dlatego IVtej RP jest do liberalizmu jak najdalej, bo każdy liberał uznaje, że konstytucja jest tamą stawianą demokratycznie wybranej władzy. W Polsce proponuje się „incydentalne” zmienianie konstytucji. Jaki to ma związek z rynkiem – chociażby taki, że ci, którzy chcą tę konstytucję zmieniać, jednocześnie wierzą że wszystko się da za jej pomocą ustalić – i tak, sprawy które w wolnym rynku są ustalane za pomocą miękkich środków nacisku (Rady Nadzoru Bankowego) zmieniane są na procedury biurokratyczne, a zapisu o nie przekraczaniu progu deficytowego w projekcie konstytucji autorstwa PiS po prostu nie ma. Ot, wiara liberałów w niezmienne zasady i wspólny język.
Można się kłócić z tym, czym jest liberalizm a czym nie jest, nie można jednak jednak zaprzeczyć, że kaczystowska Rzesza to najmniej liberalne państwo, jakie Polacy mieli od czasów stalinowskich. I w sferze obyczajowej, i gospodarczej
Trochę przesadzasz. Jaruzelski w stanie wojennym był bardziej opresyjny niż Kaczory, które na razie nie mordują wrogów politycznych. Choć z drugiej strony pozwalał grać metalową muzykę, więc się wyrównuje 😉
Konstytucją w kazdym państwie chrzescijańskim powinno być Słowo Boże. U muzułmanów mają szariat jako nadrzedne prawo i bardzo dobrze na tym wychodzą.
Nie martw się trollu, komisarz bloger w stolicy już dekretuje ewangeliczne antymetalowe zalecenia Księdza Henryka z Torunia: http://www.ksiadz-henryk-radzi.prv.pl/
mam mała uwage co do niechęci Autora bloga wobec „eurobiurokracji” czy jakiś globalnych rządów.
ja nie mam zufania do naszego krajowego rzadu – raz ze jest to grupa ludzi co z niekompetencji robią cnotę a dwa ze ich siła przebicia poza teren kancelarii prezeso-premiera jest zerowa więc ich pozycja na zglobalizowanym wolnym rynku jest nawet ujemna. I jesli stawiamy na wolny rynek i globalizacje to nie widze powodu aby łożyć na coś co samodzielnie tyko jest w stanie wciagac flagę 11 listopada ale do nieczego innego nikomu sie nie przyadaje.
Za to sensowny rzad na poziomie takiej UE który potrafi spojrzeć na kwestie regulacji prawnych czy podatkowych troche szerzej niż tylko obszar trawnika prezeso-premiera bardziej mi odpowiada. Pewniej się czuje z moimi prawami obuywatelskimi czy zawodowymi jak wiem ze w UE jest sad któremu nasi „polytycy” mogą „skoczyć”. Dodatkowo te x administracji, rzadów i urzedasów co kwitna za nasze pieniadze na całym swiecie ciagle ma jakies koncepcje usczesliwania mnie na siłe swoimi wizjami tradycji czy innej „narodowej wyjatkowosci” która zwykle sprowadza się do tego abym wywalił kase na jakis kolejne muzeum historii urojen pana prezesa czy inne niepotrzebne coś. a w takiej UE nawet jak wpadna na pomysł aby cos tam powołać czy stworzyć to raz ze rozłoży sie to na 10 razy tyle podatników a dwa ze zawsze sie znajdzie ktos kto powie ze za jego pieniadze urojeń polskiego premiera leczyć nie bedziemy.
mówić krotko – chcemy miec globalną gospodarkę to nie ma sensu utrzymywać lokalnej bandy darmozjadów w kazdej stolicy którzy tylko kombinują z nudów (bo i tak wszystko decydje sie w brukseli) na co by mnie tu jeszcze naciągnąc.
Woodya, powiem szczerze, tysiąc razy wolę to, co w Brukseli od tego, co w Warszawie. Nie znaczy to jednak, bym nie widział wad rozdętej europejskiej biurokracji. Nie mam nic przeciwko temu, by Europa kontrolowała nasze finanse, politykę monetarną czy politykę w stosunku do GMO (zwłaszcza że będzie to robić o niebo lepiej, niż Kaczyńscy z Lepperem) – burzę się jednak, gdy eurobiurokraci biorą się za decydowanie za konsumentów, co to jest wino, albo jak bardzo skręcony może być banan, by mógł być jako banan sprzedawany.
Jestem też goracym przeciwnikiem całej unijnej polityce rolnej, polityce, skutkiem której miliony Afrykanów każdego roku umierają z głodu (UE broniąc swój rynek przed ich produktami rolnymi, nakręca w krajach afrykańskich spiralę biedy), podczas gdy miliony nierobów w UE inkasują kasę tylko za to, że posiadają ziemię rolną.
Oczywiście, mimo tych wad, w UE jednak przeważają zalety, choć zalet byłoby o niebo więcej, gdyby Unia była federacją, której władze i posunięcia zależne byłyby tylko od wybranego przez obywateli parlamentu, a nie od skorumpowanych lub – jak w naszym przypadku – dotknietych obsesjami władz państw narodowych.
Woodya, powiem szczerze, tysiąc razy wolę to, co w Brukseli od tego, co w Warszawie. Nie znaczy to jednak, bym nie widział wad rozdętej europejskiej biurokracji. Nie mam nic przeciwko temu, by Europa kontrolowała nasze finanse, politykę monetarną czy politykę w stosunku do GMO (zwłaszcza że będzie to robić o niebo lepiej, niż Kaczyńscy z Lepperem) – burzę się jednak, gdy eurobiurokraci biorą się za decydowanie za konsumentów, co to jest wino, albo jak bardzo skręcony może być banan, by mógł być jako banan sprzedawany.
Jestem też goracym przeciwnikiem całej unijnej polityce rolnej, polityce, skutkiem której miliony Afrykanów każdego roku umierają z głodu (UE broniąc swój rynek przed ich produktami rolnymi, nakręca w krajach afrykańskich spiralę biedy), podczas gdy miliony nierobów w UE inkasują kasę tylko za to, że posiadają ziemię rolną.
Oczywiście, mimo tych wad, w UE jednak przeważają zalety, choć zalet byłoby o niebo więcej, gdyby Unia była federacją, której władze i posunięcia zależne byłyby tylko od wybranego przez obywateli parlamentu, a nie od skorumpowanych lub – jak w naszym przypadku – dotknietych obsesjami władz państw narodowych.
Gdyby kiedyś odbyło się referendum w sprawie takiej, czy Polska powinna zrzec się suwerenności na rzecz struktur europejskich, z radością zagłosowałabym na tak. Niestety, wątpliwe, by nasi politycy kiedykolwiek zgodzili się na to, by ktokolwiek mógł ich kontrolować pod tym wzgledem, ile kradną i jak oszukują obywateli. Jednak pewnie nigdy nie dostanę okazji. Nawet głosowanie nad eurokonstytucją rządzący zablokowali, mimo że Polacy tę „promującą zboczenia” eurokonstytucję popierali bardziej niż jakikolwiek inny naród europejski.
Czy goryle gromadzą dobra?
Albo wszy?
moja przyjaciółka z małego miasta, pracuje w sklepie spoż., wydaje mi się być ofiarą globalizacji – szefowa wyzyskuje, zmusza do pracy w niedzielę… inny aspekt globalizacji, to że ludzie wyjeżdżają za pracą do UK czy Finlandii, może moją przyjaciółkę przed wyzyskiem uratuje, bo będzie mogła zacząć stawiać warunki… wrzucanie wszystkiego do jednego wora to chyba pójście śladem Stalina, Hitlera, Pol-Pota???..
wywołanie wojny w Iraku wydaje mi się wykorzystaniem lęku wyborców…
Czytając fragment o antyscjentyzmie od razu pomyślałem o gender studies. Dobrze kombinuję? :>
@baa:
„moja przyjaciółka z małego miasta, pracuje w sklepie spoż., wydaje mi się być ofiarą globalizacji – szefowa wyzyskuje, zmusza do pracy w niedzielę”
A gdzie tu działanie globalizacji?
—
Polityka, liberalizm, wydarzenia
tomku, mimo ze po przeczytaniu twojego dwuczesciowego wywodu pewnie, jako humanistka, w dodatku kulturoznawczyni, powinnam zamilknac wstydzac sie za siebie, swoj doktorat, w ktorym wielokroc powolywalam sie na baumana, tudziez swojego promotora, kolegow humanistow i baumana, napisze ci slow kilka.
nie jest wielka sztuka wpierw obrzucic ozonowym /sprawdzilam zrodlo, ktore cytujesz/ gownem autora slow, z ktorymi 'polemizujesz’, nastepnie zacytowac trzy po trzy para pietnascie i dopisac swoje wywody bez zwiazku z tym /i zrozumienia?/, co autor powiedzial, a jak juz sie nie da nic innego wymyslic, zgrabnie przejsc do argumentu o czystkach stalinowskich.
postanowiles ustanowic nowy rekord w generowaniu pseudo-humanistycznego belkotu, z zapalem lustracyjnym godnym maciarewicza? stworzyles jakies blizej nieskoordynowane fragmenty, ktore, powtorze, maja sie nijak do wywodu baumana. nie, zebym sie zawsze i wszedzie z baumanem zgadzala, niemniej, lektura jego ksiazek uczy pokory wobec textu – ze trzeba przeczytac uwaznie, pozniej wrocic, przemyslec. ty przejechales sie walcem, wywodzac – moj ulubiony fragment – o walce humanistow ze 'scislakami’. ale o co chodzi? mam ci wskazac palcem te chlubne momenty w dziejach nauki ostatnich stu lat, kiedy sluzyla ona do eksterminacji obcosci lub obcych, bo naukowo uzasadnic trzeba bylo potrzebe ladu, ze tak pojade baumanem w strone foucaulta? czy moze chcesz nam zakomunikowac, ze nauka jest zawsze nieomylna, ostateczna i w ogole wszystko wyjasnia w sposob jedyny, obiektywny i ostateczny? ta?? wulgarnie rzecz ujmujac, o czym ty pieprzysz?
reszta twoich wywodow jest z grubsza biorac podobnie od czapy. swiadczy nie tylko o niezrozumieniu slow baumana /i zapewne calej reszty textow humanistycznych, z ktorych kpisz/, ale o braku rzetelnosci – nawet w luznym pisaniu na blogu warto zachowywac takie elementarne zasady konstruowania textu – i braku tez szacunku dla czytelnika. traktujesz mnie, tomku, jak idiotke, w zasadzie wszyscy, ktorzy twoj dwunotowy belkot przeczytali, powinni postukac sie w glowe mocno. a nastepnie poczekac na przeprosiny. chyba ze przeceniam cie, i rzeczywiscie uwazasz swe dzielo za nadajace sie do blogowej publikacji. swoim studentom w takich razach robie korekte textu, ale takim powaznym doktorantom jak ty, o tak powaznych naukowych zainteresowaniach, to chyba nie wypada, co?
Goffy!
Świetne uwagi, na które z chęcią i przyjemnością odpowiadam:
„mimo ze po przeczytaniu twojego dwuczesciowego wywodu pewnie, jako humanistka, w dodatku kulturoznawczyni, powinnam zamilknac wstydzac sie za siebie…”
Sam jestem humanistą i kulturoznawcą, nie widzę zatem związku.
Zwłaszcza że Bauman w życiu napisał sporo, i za dużą część wstydzić się nie musi.
„nie jest wielka sztuka wpierw obrzucic ozonowym /sprawdzilam zrodlo, ktore cytujesz/ gownem autora slow, z ktorymi 'polemizujesz’…”
Artykuł Gontarczyka w „Ozonie” był najbardziej szczegółowym źródłem dostępnym w Internecie. Szerzej i bardziej szczegółowo sprawę omówiono w numerze 6 (65) /2006 „Biuletynu IPN”. Niestety IPN nie udostępnia na stronie internetowej nowych wydań swoich biuletynów w wersji elektronicznej, wskazałem zatem na artykuł w „Ozonie”, zwłaszcza że artykuł napisał kompetentny historyk.
cdn
Goffy!
Świetne uwagi, na które z chęcią i przyjemnością odpowiadam:
„mimo ze po przeczytaniu twojego dwuczesciowego wywodu pewnie, jako humanistka, w dodatku kulturoznawczyni, powinnam zamilknac wstydzac sie za siebie…”
Sam jestem humanistą i kulturoznawcą, nie widzę zatem związku.
Zwłaszcza że Bauman w życiu napisał sporo, i za dużą część wstydzić się nie musi.
„nie jest wielka sztuka wpierw obrzucic ozonowym /sprawdzilam zrodlo, ktore cytujesz/ gownem autora slow, z ktorymi 'polemizujesz’…”
Artykuł Gontarczyka w „Ozonie” był najbardziej szczegółowym źródłem dostępnym w Internecie. Szerzej i bardziej szczegółowo sprawę omówiono w numerze 6 (65) /2006 „Biuletynu IPN”. Niestety IPN nie udostępnia na stronie internetowej nowych wydań swoich biuletynów w wersji elektronicznej, wskazałem zatem na artykuł w „Ozonie”, zwłaszcza że artykuł napisał kompetentny historyk.
cdn
„nastepnie zacytowac trzy po trzy para pietnascie i dopisac swoje wywody bez zwiazku z tym /i zrozumienia?/, co autor powiedzial, a jak juz sie nie da nic innego wymyslic, zgrabnie przejsc do argumentu o czystkach stalinowskich.”
Argumenty o czystkach pojawiały się, ale tylko wtedy, gdy autor sam się dopraszał. Nie wybrałem zdań na chybił trafił, tylko przeanalizowałem niemal cały początek wywiadu. Jeśli gdzieś wywody me były bez związku i zrozumienia, bardzo proszę o wskazanie.
„postanowiles ustanowic nowy rekord w generowaniu pseudo-humanistycznego belkotu, z zapalem lustracyjnym godnym maciarewicza?”
Nie. Dobrze się pisząc ów tekst bawiłem.
Co zaś do bełkotu, w tym, co piszę, staram się go zawsze wystrzegać. Nie ma znaczenia, czy to bełkot humanistyczny czy pseudohumanistyczny.
Jeślim tu jednak zgrzeszył, proszę o przykład: w którym miejscum zabełkotał?
„stworzyles jakies blizej nieskoordynowane fragmenty, ktore, powtorze, maja sie nijak do wywodu baumana. nie, zebym sie zawsze i wszedzie z baumanem zgadzala, niemniej, lektura jego ksiazek uczy pokory wobec textu – ze trzeba przeczytac uwaznie, pozniej wrocic, przemyslec.”
Hmm, ja jestem uczniem profesora Bralczyka. Ów zaś uczył (i wciąż uczy) swych studentów, by do żadnych tekstów (bez względu na osobę autora) nie podchodzić na klęczkach. Nic tak nie gubi myśliciela, jak pokora, zwłaszcza jeśli pokora owa wypływa z tego jeno, że czytamy sławę.
Są autorzy, którzy piszą tak, że i styl, głębia, i – przede wszystkim – przejrzystość myśli rzuca na kolana (że wspomnę choćby wielokrotnie na tych łamach goszczącego Pinkera), są jednak i tacy, u których skomplikowane, najeżone terminami zdania kryją intelektualną pustkę lub banały. Tak, niestety, jest moim zdaniem z Baumanem (i to zarówno z tym jego wywiadem, jak i z całą jego, nie popartą – z tego co mi wiadomo – żadnymi porządnymi empirycznymi danymi teorią), co bynajmniej nie oznacza, że skreślam wszystkich humanistów – znam bowiem i cenię wielu, z wieloma również sie przyjaźnię.
„ty przejechales sie walcem, wywodzac – moj ulubiony fragment – o walce humanistow ze 'scislakami’. ale o co chodzi? mam ci wskazac palcem te chlubne momenty w dziejach nauki ostatnich stu lat, kiedy sluzyla ona do eksterminacji obcosci lub obcych”
Nauka daje nam narzędzia. Możemy ich użyć dobrze lub źle – nasz wybór nie jest wszak sprawą nauki. Dzięki rozszczepieniu jądrowemu można zaopatrywać ludzkość w energię, ale również niszczyć ludzi na szeroką skalę, jak to miało miejsce w Hiroszimie.
Oczywiście, niektórzy twierdzą, że tylko nauka daje ludziom broń, za pomocą której niszczyć można dziś miliony (dawne topory i maczety na taką skalę się nie wyrabiały), przypomnę jednak, że tylko dzięki nauce – nie dzięki filozofii czy humanistyce – ludzi dziś na świecie żyje sześć miliardów, a nie 100 milionów. Gdyby nie postęp w naukach ścisłych i przyrodniczych, do dziś umierałby co drugi noworodek, a z reszty tylko połowa dożywałaby wieku dorosłego, nadal nie umielibyśmy radzić sobie nawet z zapaleniem wyrostka, nie mówiąc już o dżumie, ospie i innych chorobach, które dziesiątkowały naszych przodków. Nie mielibyśmy komputerów, komórek, ani nawet prądu elektrycznego, za rozrywkę musiałoby nam zaś wystarczyć picie i biesiadowanie. Cały postęp ludzkość zawdzięcza naukom ścisłym – jeśli więc obciążasz naukowców odpowiedzialnością za stworzenie narzędzi do zabijania, pamiętaj, że gdyby nie inni naukowcy, w ogóle nie byłoby kogo zabijać, bo ludzie marliby jak muchy, tak ujak to mieli w zwyczaju przez 99 procent swej historii.
cdn
„nastepnie zacytowac trzy po trzy para pietnascie i dopisac swoje wywody bez zwiazku z tym /i zrozumienia?/, co autor powiedzial, a jak juz sie nie da nic innego wymyslic, zgrabnie przejsc do argumentu o czystkach stalinowskich.”
Argumenty o czystkach pojawiały się, ale tylko wtedy, gdy autor sam się dopraszał. Nie wybrałem zdań na chybił trafił, tylko przeanalizowałem niemal cały początek wywiadu. Jeśli gdzieś wywody me były bez związku i zrozumienia, bardzo proszę o wskazanie.
„postanowiles ustanowic nowy rekord w generowaniu pseudo-humanistycznego belkotu, z zapalem lustracyjnym godnym maciarewicza?”
Nie. Dobrze się pisząc ów tekst bawiłem.
Co zaś do bełkotu, w tym, co piszę, staram się go zawsze wystrzegać. Nie ma znaczenia, czy to bełkot humanistyczny czy pseudohumanistyczny.
Jeślim tu jednak zgrzeszył, proszę o przykład: w którym miejscum zabełkotał?
„stworzyles jakies blizej nieskoordynowane fragmenty, ktore, powtorze, maja sie nijak do wywodu baumana. nie, zebym sie zawsze i wszedzie z baumanem zgadzala, niemniej, lektura jego ksiazek uczy pokory wobec textu – ze trzeba przeczytac uwaznie, pozniej wrocic, przemyslec.”
Hmm, ja jestem uczniem profesora Bralczyka. Ów zaś uczył (i wciąż uczy) swych studentów, by do żadnych tekstów (bez względu na osobę autora) nie podchodzić na klęczkach. Nic tak nie gubi myśliciela, jak pokora, zwłaszcza jeśli pokora owa wypływa z tego jeno, że czytamy sławę.
Są autorzy, którzy piszą tak, że i styl, głębia, i – przede wszystkim – przejrzystość myśli rzuca na kolana (że wspomnę choćby wielokrotnie na tych łamach goszczącego Pinkera), są jednak i tacy, u których skomplikowane, najeżone terminami zdania kryją intelektualną pustkę lub banały. Tak, niestety, jest moim zdaniem z Baumanem (i to zarówno z tym jego wywiadem, jak i z całą jego, nie popartą – z tego co mi wiadomo – żadnymi porządnymi empirycznymi danymi teorią), co bynajmniej nie oznacza, że skreślam wszystkich humanistów – znam bowiem i cenię wielu, z wieloma również sie przyjaźnię.
„ty przejechales sie walcem, wywodzac – moj ulubiony fragment – o walce humanistow ze 'scislakami’. ale o co chodzi? mam ci wskazac palcem te chlubne momenty w dziejach nauki ostatnich stu lat, kiedy sluzyla ona do eksterminacji obcosci lub obcych”
Nauka daje nam narzędzia. Możemy ich użyć dobrze lub źle – nasz wybór nie jest wszak sprawą nauki. Dzięki rozszczepieniu jądrowemu można zaopatrywać ludzkość w energię, ale również niszczyć ludzi na szeroką skalę, jak to miało miejsce w Hiroszimie.
Oczywiście, niektórzy twierdzą, że tylko nauka daje ludziom broń, za pomocą której niszczyć można dziś miliony (dawne topory i maczety na taką skalę się nie wyrabiały), przypomnę jednak, że tylko dzięki nauce – nie dzięki filozofii czy humanistyce – ludzi dziś na świecie żyje sześć miliardów, a nie 100 milionów. Gdyby nie postęp w naukach ścisłych i przyrodniczych, do dziś umierałby co drugi noworodek, a z reszty tylko połowa dożywałaby wieku dorosłego, nadal nie umielibyśmy radzić sobie nawet z zapaleniem wyrostka, nie mówiąc już o dżumie, ospie i innych chorobach, które dziesiątkowały naszych przodków. Nie mielibyśmy komputerów, komórek, ani nawet prądu elektrycznego, za rozrywkę musiałoby nam zaś wystarczyć picie i biesiadowanie. Cały postęp ludzkość zawdzięcza naukom ścisłym – jeśli więc obciążasz naukowców odpowiedzialnością za stworzenie narzędzi do zabijania, pamiętaj, że gdyby nie inni naukowcy, w ogóle nie byłoby kogo zabijać, bo ludzie marliby jak muchy, tak ujak to mieli w zwyczaju przez 99 procent swej historii.
cdn
„bo naukowo uzasadnic trzeba bylo potrzebe ladu, ze tak pojade baumanem w strone foucaulta?”
Naukowo potrzebę ładu uzasadniali właśnie humaniści. Ludobójstwo czy dyskryminacja nigdy nie wynikały z odkryć naukowych, często za to podwaliny pod nie kładli humaniści, którzy czytali doniesienia o owych odkryciach bez wystarczającego zrozumienia. Marks, Engels, Nietzsche nie są tu odosobnionymi przypadkami.
„czy moze chcesz nam zakomunikowac, ze nauka jest zawsze nieomylna, ostateczna i w ogole wszystko wyjasnia w sposob jedyny, obiektywny i ostateczny?”
Poniekąd.
Nie jest nieomylna, bo teorie naukowe są falsyfikowalne. Jej rolą jest jednak maksymalnie adekwatne w danym momencie historycznym opisywanie rzeczywistości. Tym samym dziś pewnie mylimy się w nauce jeszcze w wielu kwestiach, nasi przodkowie mylili się jednak w większej ich liczbie, a potomkowie – jak wszystko wskazuje – będą się mylić w mniejszej.
Czy jest ostateczna – nie wiem. Musiałabyś mi najpierw wyjaśnić, co rozumiesz pod tym pojęciem.
Czy wyjaśnia w sposób jedyny? Cóż, natury wielu zjawisk jeszcze nie znamy, nic więc dziwnego, że np. w fizyce cząstek elementarnych mamy w tym momencie konkurencyjne modele, co do których nie wiemy na razie, który z nich opisuje świat adekwatnie. Jasne jest jednak, że zbudowanie lepszych narzędzi pomiarowych pozwoli pewnego dnia określić, który z danych modeli najlepiej przystaje do obserwacji – czyli opisuje rzeczywistość.
Są jednak rzeczy, które w nauce wiemy na pewno. Wiemy, jak to się dzieje, że człowiek oddycha, w jaki sposób informacja przemieszcza się w naszych neuronach, czy jak składować dane na twardym dysku. Tu wyjaśnienia są jedyne i obiektywne. Nie są tylko ostateczne, bo w każdej chwili można je sfalsyfikować.
„ta?? wulgarnie rzecz ujmujac, o czym ty pieprzysz?”
Jeśli, jak spora część postmodernistów, nie wierzysz w obiektywizm nauki (czy nawet realnego świata), twoje prawo. Niestety ta niewiara samolotu w powietrze nie uniesie, ani chorych nie uzdrowi, przeto mimo wszystko przekładam nad osiągnięcia techniki i medycyny nad ów relatywizm.
cdn
„bo naukowo uzasadnic trzeba bylo potrzebe ladu, ze tak pojade baumanem w strone foucaulta?”
Naukowo potrzebę ładu uzasadniali właśnie humaniści. Ludobójstwo czy dyskryminacja nigdy nie wynikały z odkryć naukowych, często za to podwaliny pod nie kładli humaniści, którzy czytali doniesienia o owych odkryciach bez wystarczającego zrozumienia. Marks, Engels, Nietzsche nie są tu odosobnionymi przypadkami.
„czy moze chcesz nam zakomunikowac, ze nauka jest zawsze nieomylna, ostateczna i w ogole wszystko wyjasnia w sposob jedyny, obiektywny i ostateczny?”
Poniekąd.
Nie jest nieomylna, bo teorie naukowe są falsyfikowalne. Jej rolą jest jednak maksymalnie adekwatne w danym momencie historycznym opisywanie rzeczywistości. Tym samym dziś pewnie mylimy się w nauce jeszcze w wielu kwestiach, nasi przodkowie mylili się jednak w większej ich liczbie, a potomkowie – jak wszystko wskazuje – będą się mylić w mniejszej.
Czy jest ostateczna – nie wiem. Musiałabyś mi najpierw wyjaśnić, co rozumiesz pod tym pojęciem.
Czy wyjaśnia w sposób jedyny? Cóż, natury wielu zjawisk jeszcze nie znamy, nic więc dziwnego, że np. w fizyce cząstek elementarnych mamy w tym momencie konkurencyjne modele, co do których nie wiemy na razie, który z nich opisuje świat adekwatnie. Jasne jest jednak, że zbudowanie lepszych narzędzi pomiarowych pozwoli pewnego dnia określić, który z danych modeli najlepiej przystaje do obserwacji – czyli opisuje rzeczywistość.
Są jednak rzeczy, które w nauce wiemy na pewno. Wiemy, jak to się dzieje, że człowiek oddycha, w jaki sposób informacja przemieszcza się w naszych neuronach, czy jak składować dane na twardym dysku. Tu wyjaśnienia są jedyne i obiektywne. Nie są tylko ostateczne, bo w każdej chwili można je sfalsyfikować.
„ta?? wulgarnie rzecz ujmujac, o czym ty pieprzysz?”
Jeśli, jak spora część postmodernistów, nie wierzysz w obiektywizm nauki (czy nawet realnego świata), twoje prawo. Niestety ta niewiara samolotu w powietrze nie uniesie, ani chorych nie uzdrowi, przeto mimo wszystko przekładam nad osiągnięcia techniki i medycyny nad ów relatywizm.
cdn
Oum, wszy nic nie gromadzą, goryle zaś przede wszystkim walczą o prestiż (im wyższa hierarchia samca, tym więcej dzieci). Dobra, które gromadzą samce goryli, to całe haremy samic, oraz terytoria (terytorialność wystepuje u mrówek, większości gatunków dziko żyjących ptaków i gryzoni, nic dziwnego, że i ludzie tak wielką przykładają wagę do własności ziemskiej). Bardziej zaawansowany kapitalizm wypracowały szympanse, u których obserwowano takie zjawiska, jak np. wymiana bananów za seks. Nie mówiąc już o gromadzeniu zapasów przez mrówki, termity, pszczoły czy gryzonie…
Oum, wszy nic nie gromadzą, goryle zaś przede wszystkim walczą o prestiż (im wyższa hierarchia samca, tym więcej dzieci). Dobra, które gromadzą samce goryli, to całe haremy samic, oraz terytoria (terytorialność wystepuje u mrówek, większości gatunków dziko żyjących ptaków i gryzoni, nic dziwnego, że i ludzie tak wielką przykładają wagę do własności ziemskiej). Bardziej zaawansowany kapitalizm wypracowały szympanse, u których obserwowano takie zjawiska, jak np. wymiana bananów za seks. Nie mówiąc już o gromadzeniu zapasów przez mrówki, termity, pszczoły czy gryzonie…
co to za bełkot panie T., dawno tu nie zaglądałem, jestem rozczarowany
Grzesie2k, gender studies to skomplikowana sprawa, zwłaszcza że wiele postulatów feministek to dość słuszne i rozsądne pomysły – kobiety wciąż w krajach takich jak Polska zarabiają mniej i mają zamkniętą drogę do niektórych zawodów (np. nie mogą zostać katolickimi księżmi, co swoją drogą automatycznie powinno delegalizować KK na terytorium RP). Niestety, część myślicielek feministycznych z niejasnych dla mnie przyczyn, zamiast np. koncentrować się na tym, że – jak dowodzą współczesne badania – kobiety w żaden sposób intelektualnie nie ustępują mężczyznom, zaś pod względem emocjonalnym nawet zaś ich (statystycznie) przewyższają, lgnie dziś do relatywizmu i postmodernizmu. Cóż, ich wola, nie mnie to oceniać.
Grzesie2k, gender studies to skomplikowana sprawa, zwłaszcza że wiele postulatów feministek to dość słuszne i rozsądne pomysły – kobiety wciąż w krajach takich jak Polska zarabiają mniej i mają zamkniętą drogę do niektórych zawodów (np. nie mogą zostać katolickimi księżmi, co swoją drogą automatycznie powinno delegalizować KK na terytorium RP). Niestety, część myślicielek feministycznych z niejasnych dla mnie przyczyn, zamiast np. koncentrować się na tym, że – jak dowodzą współczesne badania – kobiety w żaden sposób intelektualnie nie ustępują mężczyznom, zaś pod względem emocjonalnym nawet zaś ich (statystycznie) przewyższają, lgnie dziś do relatywizmu i postmodernizmu. Cóż, ich wola, nie mnie to oceniać.
przeczytalam twoja odpowiedz na komentarz, wiec ci zaraz wkleje swoje czesciowe uwagi do twego textu.
wczesniej odpowiedz na uwagi z komentarze. 'Hmm, ja jestem uczniem profesora Bralczyka. Ów zaś uczył (i wciąż uczy) swych studentów, by do żadnych tekstów (bez względu na osobę autora) nie podchodzić na klęczkach. Nic tak nie gubi myśliciela, jak pokora, zwłaszcza jeśli pokora owa wypływa z tego jeno, że czytamy sławę. Są autorzy, którzy piszą tak, że i styl, głębia, i – przede wszystkim – przejrzystość myśli rzuca na kolana (że wspomnę choćby wielokrotnie na tych łamach goszczącego Pinkera), są jednak i tacy, u których skomplikowane, najeżone terminami zdania kryją intelektualną pustkę lub banały. Tak, niestety, jest moim zdaniem z Baumanem (i to zarówno z tym jego wywiadem, jak i z całą jego, nie popartą – z tego co mi wiadomo – żadnymi porządnymi empirycznymi danymi teorią), co bynajmniej nie oznacza, że skreślam wszystkich humanistów – znam bowiem i cenię wielu, z wieloma również sie przyjaźnię’. pokora wobec textu nie oznacza kleczek. moze prof. bralczyk nie uczy, ze zanim sie po czyms przejedzie, wpierw trzeba to zrozumiec. bauman jest zwodniczy, czasem wydaje sie, ze jest prostacki, gdy tymczasem, po blizszym nieco przyjrzeniu, okazuje sie, ze artykuluje wiele istotnych pytan. podwaz poszczegolne punkty teorii baumana, sfalsyfikuj, ale nie pisz, o boginii, co ci wiadomo.
'Nauka daje nam narzędzia. Możemy ich użyć dobrze lub źle – nasz wybór nie jest wszak sprawą nauki’. nauka definiuje swiat, nauka legitymizuje normy. wiedza/wladza, cos ci to mowi? o tym zreszta w kilku miejscach nizej, na razie luzna uwaga – wez no powtorz foucaulta.
'Naukowo potrzebę ładu uzasadniali właśnie humaniści. Ludobójstwo czy dyskryminacja nigdy nie wynikały z odkryć naukowych, często za to podwaliny pod nie kładli humaniści, którzy czytali doniesienia o owych odkryciach bez wystarczającego zrozumienia. Marks, Engels, Nietzsche nie są tu odosobnionymi przypadkami’. hmm… nie bede cie pytac o doktora mengele, to byloby za proste. ale ciekawi mnie, w ktorym miejscu nietzsche cos uzasadnial, o ile mi wiadomo, zostal /mylnie skadinad/ odczytany przez nazistow, po smierci w dodatku. z marksem i engelsem zapewne tez tak bylo. niemniej, teorie o wyzszosci rasy aryjskiej nad innymi mialy tez jakies uzasadnienie w owczesnej wiedzy biologicznej czy medycznej. czyli jednak doktor mengele.
'Nie zamierzam jednak, także w przyszłości, cenzurować sobie przemyśleń. Warto o tym pomyśleć, nim się kolejny raz na tego bloga wejdzie’. tak, dobrze o tym pomyslec. no bo po co czytac nieskoordynowany belkot o poetyce rodem z ich dziennika.
a teraz bardziej szczegolowo o texcie.
'Ponieważ dawno już nie widziałem w jednym miejscu tylu bzdur i idiotyzmów na raz’ hmm… no wiec niestety, nie dostrzeglam owych bzdur i idiotyzmow. ani w samym wywiadzie, ani w twoich uzasadnieniach.
'Nim jednak przejdziemy do samego tekstu, dobrze jest młodszym czytelnikom zaprezentować samą osobę Zygmunta Baumana.’ Wyborcza robi to dość oględnie nie wiem, ktory jestes rocznik, ale ta formula mlodszy brzmi smiesznie. straszno natomiast brzmi, z perspektywy kraju, w ktorym samokacza weszwladza rozpetuje lustracyjne piekielko zwlaszcza, dalsza czesc wywodu twego: 'Znacznie ciekawsza biografia Baumana wyłania się ze zbiorów IPN i publikacji historyków’: no wiec nie, nie znacznie ciekawsza, tylko biografia z cyklu co kogo obchodzi. skoro nie rozumiesz, wyjasnie. wyborcza przedstawila zyciorys naukowy, naukowy, tak? skoro przedstawia wywiad z naukowcem, to pisze, czym sie naukowiec zajmuje, najwazniejsze punkty kariery etc. guzik wyborcza interesuje, co robil szescdziesiat lat temu. twoj donos – jako i aktywnosc ozonowego historyka – przypomina troche metode 'poznaj zyda’. dokladnie tak samo jak w przypadku wywodow antysemickich, pochodzenie czy dzialalnosc na rzecz owczesnej wladzy, zastepuje argumentacje. na poczatku swojego textu wprowadzasz element tajemniczosci, wskazujesz trupa w szafie, wywleczonego, bo przeciez trzeba – od tego zaczyna sie ozonowy szit – zdyskredytowac istotnego dla nowej lewicy mysliciela. nie interesuje mnie zawartosc akt ipeenu na ten temat, bo uwazam za niestosowne tego typu 'argumentacje’ w polemice z textem naukowym czy publicystycznym.
'Dajmy jednak spokój wspominkom i przejdźmy do samego wywiadu /…/ Największy polski żyjący socjolog zapomina co prawda jeszcze o kilku innych negatywnych skutkach globalizacji, choćby o Internecie, w którym można sobie na przykład do woli pisać, co się myśli o tezach głoszonych przez takie jak Bauman autorytety (nie wiem, czemu zapomina, ale chyba nie dlatego, że Internet sam w sobie jest pozytywny – osobie współodpowiedzialnej za stalinowskie czystki swoboda tworzenia i wymiany idei kojarzyć się musi jak najgorzej)’. aha. wprawdzie bauman nigdzie nie wypowiedzial sie slowem o internecie, zdolales dopisac cale uzasadnienie, oparte na owych wspominkach, ktorym miales dac spokoj. retoryka ich nocnika jedzie na kilomentr. natomiast wracajac do wywiadu, bauman podkresla, co dosc jasno formuluje w dalszej czesci, ze globalizacja jak dotad dokonala sie tylko w jakims obszarze; mozna sie spierac, czy okreslenia pozytywny czy negatywny sa tu na miejscu. i oczywiscie, mozna glosno zawrzasnac, ze przeciez kontrola jest zla! tak, zla!! cenzura, te kwestie. swiadczy to jednak co najwyzej o upartym ignorowaniu takich nastepstw globalizacji jak coraz wieksze mozliwosci duzych i malych terrorystow na przyklad – wspomnijmy tu nasza ulubiona strone neonazistow – ona tez mogla dzialac wlasnie dzieki globalizacji, ale tez temu, ze narzedzia scigania takich akcji sa ograniczone terytorialnie. jak cos powiesisz na serwerze w stanach, to ci moga skoczyc, z czego chlopaki skwapliwie korzystali. i tak dalej. dalszy twoj wywod nijak sie ma do tego, co powiedzial bauman, to raczej twoje pomysly, co tam mozna by wyczytac. nie komentuje wiec dalej, po co.
’Czy globalizacja była następstwem triumfalnego pochodu teorii neoliberalnych i praktyki politycznej opartej na bezpardonowej hegemonii rynku? Na które to pytania sam Mistrz odpowiada tak, jakby nie słyszał ani o psychologii społecznej, ani o współczesnej ekonomii (że_o_wyjaśniającej_wszystkie_zjawiska,_które_dziwią _Baumana,_socjobiologii_nie_wspomnę): Z.B.: Gdyby to było takie proste! Gdyby można było pomysłami Ronalda Reagana, Margaret Thatcher czy Miltona Friedmana albo ideologią neoliberalną wytłumaczyć dogłębne przeobrażenie kondycji ludzkiej, jakie usiłuje uchwycić – z różnym powodzeniem – termin „ponowoczesność”!’ 'coz, widac glebia wypowiedzi mistrza cie przerosla. przeczytaj ten fragment jeszcze raz, a pozniej jeszcze raz, wroc i przeczytaj po raz kolejny. jesli dotad nie zrozumiales, spiesze z wyjasnieniem: bauman kwestionuje owo prostackie wyjasnienie przemian, ktore zachodza od kilkudziesiaciu lat. twoje twierdzenie, ze socjobiologia wyjasnia wszystko, jest tak glupie, ze poraza. ani psychologia spoleczna, ani wspolczesna ekonomia, ani socjobiologia /to zwlaszcza/ nie wyjasnia wszystkiego. ten banal ci pisze, bo widac profesor bralczyk ci nie wytlumaczyl, ze zachlystujac sie nawet najfajniejsza zabawka nalezy zachowac minimum krytycyzmu. juz nie bede nadmieniac, ze z ta socjobiologia to troche passe. no ale nic, wedlug plci mozgu jestem w osiemdziesieciu ilus procentach mezczyzna. ciekawa zatem jestem, czy jak sie wystroje w suknie slubna, to bedzie drag. nawiasem mowiac, gratuluje tez pewnosci wiedzy, co to jest ponowoczesnosc. jestes chyba pierwszy, co to wie.
’ZB: Istotnie, nasi przodkowie sprzed dwu stuleci byli przerażeni nagłym chaosem, którego nie dało się okiełznać za pomocą środków skrojonych na miarę gminy, parafii czy grodu. Przestrzenie, jakie miały się scalić w państwa-narody, zdawały im się równie groźne i pełne zasadzek, jak dziś przestrzeń planetarna jawi się państwom narodowym. Nasi przodkowie zdołali jednak zbudować aparat reprezentacji politycznej, instytucje ustawodawcze i sądownicze, które umiały sobie radzić z żywiołem, panować nad przygodnością, koordynować reguły postępowania z myślą o tym, aby poskromić żywioł, a świat uczynić względnie „przezroczystym”, a więc przewidywalnym. Pionierzy nowoczesności żywili nadzieję, że w świecie kierowanym przez rozum i poruszanym jego narzędziami technicznymi katastrofy nie będą spadały znienacka, że da się je przewidzieć, a więc także zapobiegać im.
Bauman sięga tu do antyscjentystycznej retoryki, bardzo popularnej w intelektualnych kręgach francuskich i anglosaskich humanistów od niemal 10 lat, kiedy to wybuchła tzw. afera Sokala’. hm… nie, bauman tu nie siega do zadnej antyscjentystycznej retoryki, tylko twierdzi, ze nadzieja uporzadkowania swiata za pomoca rozumu okazala sie zludna. ze sie nie powiodlo. tyle. nie twierdzi, ze nauka jest niepotrzebna. ty wywodzisz o sokalu, pieknie, zmierzajac raznow takim oto belkotliwym kierunku: 'Afera Sokala i „Modne bzdury” były pokłosiem wcześniejszej o dwa lata książki Paula Grossa i Normana Levitta „Higher Superstition”. Autorzy – biolog i matematyk – wskazywali w niej na rosnącą popularność antyscjentystycznych koncepcji uznających racjonalność nauki za mit, którego nie można faworyzować w konfrontacji z innymi obiektami ludzkiej wiary, np. z zabobonami lub wytworami postmodernistycznych filozofów. Nauka_według_antyscjentystów_jest_jednym_z_wielu_różnych_sposobów_wyjaśniania_świata_i_nie_może_rościć_sobie_pretensji_do_uniwersalnej,_ponadczasowej_prawdziwości _formułowanych_przez_nią_wniosków. W socjologii nauki pojawiła się tendencja do traktowania naukowców w taki sposób, w jaki antropolog traktuje członków jakiegoś pierwotnego plemienia. Gross i Levitt, tak jak później Sokal i Bricmont, poddali ten sposób myślenia ostrej krytyce. Według nich (tudzież według mnie i według wszystkich_normalnych-ludzi, których poznałem w życiu) tam, gdzie w grę wchodzą fakty, prawda_jest_tylko_jedna, a najlepszą metodą dotarcia do niej jest metoda naukowa. Gdy chcemy się dowiedzieć, dlaczego jest tak a nie inaczej, jak coś działa lub skąd się wzięło, wreszcie gdy chcemy opracować lub zastosować nowe rozwiązanie, nie pozostaje nam nic innego, niż odwołać się do sprawdzonych, naukowych metod opisu i wyjaśniania. Wiara, tradycja, wróżby, intuicja, Objawienie Boże tudzież dzieła współczesnych filozofów mogą dać nam jakiś rodzaj poczucia, że coś wiemy, nie są nam jednak w stanie zapewnić obiektywnej_wiedzy o świecie.’
wlasnie w panoramie mowia o zmuszaniu dzieci leworecznych dopisania prawa. jak najbardziej bylo to zgodne z wiedza naukowa tamtych czasow. z innych, prowadzonych w absolutnie potwierdzonych naukowo warunkach, klawych formach terapii, wymienie reparative therapy, terapie z pedalstwa znaczy – elektrowstrzasy, lobotomia, terapia hormonalna. wszystko zgodne z nauka. chyba ze medycyna to nie nauka, ale wydaje mi sie, ze to zbyt idace uproszczenie byloby. doczytaj sobie historie seksualnosci, tam masz wypunktowane, jak sie tworzy te uniwersalna i ponadczasowa wiedze, zawsze jednako uwiklana w dominujaca ideologie, ktora wyznacza pytania, jakie formuluje nauka i mozliwe do wyartykulowania odpowiedzi. kolejny banal. z normalnoscia to pojechales jak jakis posel, ktorego nazwiska sie nie wymienia, wiec tak, jestem nienormalna, a co do prawdy, ktora jest tylko jedna, to – pozostajac na gruncie nauk scislych – podwazyl ja taki na przyklad heisenberg w zasadzie nieoznaczonosci. nie da sie wyznaczyc jednoczesnie pedu i polozenia czasteczki. pieprzysz, kolego lysakowski. doczytaj foucaulta albo jaki podrecznik fizyki. a z obiektywizmem to pojechales, wez dowolny bryk z filozofii. nastepnie przestudiuj, co wypisywali po kolei rozni mysliciele. a pozniej odrob zadanie domowe, precyzujac odpowiedz na pytanie: co to jest obiektywizm i dlaczego jest on niemozliwy.
’Ł.G.: Nowoczesny umysł spodziewał się wyłuskać ład i harmonię ze świata poprzez obranie go z wszystkiego, co ukrywa lub zakłóca ład i harmonię. Z.B.: Ten proces nie ma końca. Apokryficznym prototypem tej postawy jest przypisywana Michałowi Aniołowi odpowiedź na pytanie o jego technikę rzeźbiarską: „Biorę bryłę marmuru i odrzucam wszystko, co niepotrzebne”. Mogliby to za nim powtórzyć wielcy zbrodniarze nowoczesności – Stalin, Hitler, Mao czy Pol Pot. Ale powtarzają tę formułę, albo stosują ją na co dzień, choć są jej nieświadomi, miliony skromnych wyrobników nowoczesnego świata’. nie tylko socjologia, ale tez etnologia swietnie znaja i opisuja proces produkowania obcych i obcosci, o ktorym mowi bauman i o ktorym mowi tez dziennikarz. lad i harmonia swiata nowoczesnego mialy byc uzyskane przez eliminacje obcych i obcosci – dwa projekty nowoczesnej tozsamosci. odrob lekcje z baumana, jak stac sie obcym i jak przestac nim byc, w ponowoczesnosc jako zrodlo cierpien. nowoczesnosc definiowala lad i harmonie, po czym metodycznie eliminowala to, co niepotrzebne, co obce, co niepasujace do tego ladu. przy czym, nauka brala w tym aktywny udzial, dostarczajac uzasadnienia. powtorz, co obowiazany jestes wiedziec o Holokauscie. o zbudowaniu naukowo uzasadnionej heteronormy i tepieniu tych, co odstaja, bylo. to jeszcze o socjobiologii – to tez przydatne narzedzie tepienia innosci. trzeba podtrzymywac patriarchalny stereotyp i wypchnac kobiety z miejsc, do ktorych nie chcemy ich dopuscic – wiec serwujemy opinii publicznej plec mozgu. ale czytajmy dalej twoj belkot, niemajacy wiele wspolnego z textem wywiadu.
’Baumana fakty wszak nie zrażają, kreśli za to między zwolennikami wolnego rynku i wolności jednostki, a twórcami i przywódcami totalitaryzmów, dość osobliwą analogię:
Z.B.: Bieda w tym, że – inaczej niż w przypadku Michała Anioła – idzie tu nie o odłamki kamienia, ale o żywe istoty ludzkie. Ilekroć na horyzoncie majaczy nowy ład, któreś z tych istot spodziewać się mogą spisania na straty i odtransportowania na wysypisko śmieci – inspektorzy jakości je wybrakują. Będą odpadami czy „ofiarami ubocznymi” postępu. Ale czy naprawdę ubocznymi? Czy w każdym kolejnym akcie ładotwórstwa nie chodzi właśnie o ich usunięcie? Nowy ład może wszak powstać tylko poprzez ich usunięcie – to oni winni są chaosu, to oni są nieładem. Nowy ład to tyle, co ich nieobecność.
Fakt, że w liberalnym systemie kapitalistycznym, który tak się Baumanowi nie podoba, zbędni w najgorszym razie lądują na zasiłku lub emeryturze, podczas gdy w nowym wspaniałym świecie, który Bauman budował na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, dostawali kulkę w łeb, nie jest pewnie bez znaczenia. Kiedyś „odłamki” nie musiały się męczyć, litościwy system bowiem skracał im życie. Dzisiejszy, globalizujący się świat nie jest tak humanitarny: każe swoim ofiarom żyć i znosić upokorzenia’. caly ten passus, znow, dowodzi niezrozumienia mysli baumana. z koronnym 'argumentem’ na poziomie ich dziennika. lad mozna stworzyc, powtorze, tylko dzielac na dwa – na tych, co dobrzy i na tych, co zli. ci zli sa odpadem. rozne projekty nowoczesnosci roznie sobie z nimi radzily. bauman to opisuje. ty tego nie rozumiesz. co jeszcze do dodania?
dalsze twoje wywody podobnie sie kupy nie trzymaja, swiadczac o kompromitujacej wprost nieznajomosci kontekstu. do tego sobie przeczysz. jak bauman pisal, ze w okreslonych wymiarach nie nadazamy za globalizujacym sie swiatem, to bylo zle, bo chcialby kontroli. jak wskazuje, ze wladza korzystajac z mozliwosci stworzenia poczucia ryzyka /lub wykorzystujac jakies mniej lub bardziej rzeczywiste zagrozenie/ siega po narzedzia kontroli w celach znacznie przekraczajacych jej uprawnienia – drugie niedobrze. no to co ty chcesz? no co? ustepy o postrzeganiu czasu i wiecznosci – wez do reki jakis bryk z antropologii kultury, no pliz, streszczenie eliadego chocby, a pozniej przemysl, czy aby na pewno jest dokladnie tak, jak pisze. nie jest? no ciekawe, ciekawe…
'Tak czy owak, socjologom gratulujemy Baumana’.
kulturoznawcy przepraszaja za lysakowskiego.
to tyle. tak sobie mysle, ze jakbym miala ten text redagowac, na tym etapie bym sie poddala.
pzdr
guzik
Po kolei:
'pokora wobec textu nie oznacza kleczek. moze prof. bralczyk nie uczy, ze zanim sie po czyms przejedzie, wpierw trzeba to zrozumiec.’
A co tu rozumieć? To, co mówi Bauman w swych dziełach i w wywiadzie, to rzeczy dość proste, by je zrozumieć, wystarczy znajomość polskiego. Jednak po zrozumieniu okazuje się, że gość po prostu nie ma racji – i tyle chciałem pokazać w swym tekście.
'bauman jest zwodniczy, czasem wydaje sie, ze jest prostacki, gdy tymczasem, po blizszym nieco przyjrzeniu, okazuje sie, ze artykuluje wiele istotnych pytan. podwaz poszczegolne punkty teorii baumana, sfalsyfikuj, ale nie pisz, o boginii, co ci wiadomo.’
Toż podważyłem. O tyle, o ile się dało, choćby we fragmencie o ryzyku.
Problem jest jednak taki, ze falsyfikowalność to termin z dziedziny twardej nauki. Według Poppera falsyfikowalność teorii polega na tym, że można zaproponować eksperyment, którego wynik jednoznacznie zaprzeczy jej słuszności. Eksperyment ten nie musi być koniecznie technicznie możliwy do przeprowadzenia w danym momencie historycznym. Najważniejsze, by dana teoria w ogóle dopuszczała możliwość obalenia siebie samej w wyniku jakiegoś eksperymentu.Teoria Baumana jest z definicji niefalsyfikowalna, począwszy od tego, że nie została wyprowadzona z danych empirycznych metodą indukcji i dedukcji, a skończywszy na tym, że nie podaje, jakimi metodami należałoby ją sfalsyfikować. Ten problem dotyczy znacznej części tego, co produkuje sie w obrębie nauk humanistycznych, o czym zresztą pisał sam Popper. Przytaczam za wikipedią co myślał o poprzednikach Baumana:
„Popper uważał, że w kontraście do prawdziwej nauki, która tworzy falsyfikowalne teorie, takie koncepcje jak marksistowska teoria walki klas czy psychoanaliza mają charakter pseudonaukowy, gdyż ich konstrukcja jest taka, że są one w stanie „wyjaśnić” każdy fakt i nie da się w związku z tym wymyślić dla tych teorii eksperymentu lub choćby obserwacji, która byłaby w stanie je obalić.
W przypadku psychoanalizy i innych tego rodzaju „nauk” (w tym również np. wszelkich „naukowych” teorii sztuki) nie można ich sfalsyfikować, gdyż badają one zjawiska silnie subiektywne, mające źródło w wyłącznie ludzkiej wyobraźni. Ta zaś jest bardzo plastyczna, dlatego sprawny psychoanalityk, czy krytyk sztuki, jest w stanie wmówić wielu ludziom, że ich emocje czy gusty są takie jak oni sugerują. Występuje tu więc zjawisko kreowania „faktów” przez samych rzekomo obiektywnych badaczy, po czym te fakty same potwierdzają ich teorie.
W przypadku marksizmu i innych koncepcji, które Popper nazwał teoriami historycystycznymi (heglizm, rozmaite teorie religijne itp.) występuje w nich jakaś „przewodnia” teoria natury metafizycznej, która jest przyjmowana na wiarę i która nie może być praktycznie w żaden sposób sfalsyfikowana. Teoria ta „tłumaczy” wszelkie zjawiska, w jeden zunifikowany sposób i rzekomo stosując ją można przewidzieć ogólny przebieg przyszłych zdarzeń. Ponadto, ta teoria działa bezwzględnie, niezależnie od ludzkiej woli, choć zwykle dotyczy ona ludzkich zachowań. Np. wg marksistów cała historia ludzkości da się wyjaśnić w kategoriach walki klas. Nawet jeśli aktualny przebieg historii zdaje się zaprzeczać teorii, to wg marksistów i innych historycystów jest to tylko „chwilowy” zwrot, po którym historia z pewnością wejdzie na „właściwe tory”. Tak skonstruowane teorie, mimo że czasem wychodzą z wcześniejszej obserwacji i uogólniania prawdziwych faktów, nie są w istocie naukowe, gdyż nie można ich sfalsyfikować.”
cdn
Po kolei:
'pokora wobec textu nie oznacza kleczek. moze prof. bralczyk nie uczy, ze zanim sie po czyms przejedzie, wpierw trzeba to zrozumiec.’
A co tu rozumieć? To, co mówi Bauman w swych dziełach i w wywiadzie, to rzeczy dość proste, by je zrozumieć, wystarczy znajomość polskiego. Jednak po zrozumieniu okazuje się, że gość po prostu nie ma racji – i tyle chciałem pokazać w swym tekście.
'bauman jest zwodniczy, czasem wydaje sie, ze jest prostacki, gdy tymczasem, po blizszym nieco przyjrzeniu, okazuje sie, ze artykuluje wiele istotnych pytan. podwaz poszczegolne punkty teorii baumana, sfalsyfikuj, ale nie pisz, o boginii, co ci wiadomo.’
Toż podważyłem. O tyle, o ile się dało, choćby we fragmencie o ryzyku.
Problem jest jednak taki, ze falsyfikowalność to termin z dziedziny twardej nauki. Według Poppera falsyfikowalność teorii polega na tym, że można zaproponować eksperyment, którego wynik jednoznacznie zaprzeczy jej słuszności. Eksperyment ten nie musi być koniecznie technicznie możliwy do przeprowadzenia w danym momencie historycznym. Najważniejsze, by dana teoria w ogóle dopuszczała możliwość obalenia siebie samej w wyniku jakiegoś eksperymentu.Teoria Baumana jest z definicji niefalsyfikowalna, począwszy od tego, że nie została wyprowadzona z danych empirycznych metodą indukcji i dedukcji, a skończywszy na tym, że nie podaje, jakimi metodami należałoby ją sfalsyfikować. Ten problem dotyczy znacznej części tego, co produkuje sie w obrębie nauk humanistycznych, o czym zresztą pisał sam Popper. Przytaczam za wikipedią co myślał o poprzednikach Baumana:
„Popper uważał, że w kontraście do prawdziwej nauki, która tworzy falsyfikowalne teorie, takie koncepcje jak marksistowska teoria walki klas czy psychoanaliza mają charakter pseudonaukowy, gdyż ich konstrukcja jest taka, że są one w stanie „wyjaśnić” każdy fakt i nie da się w związku z tym wymyślić dla tych teorii eksperymentu lub choćby obserwacji, która byłaby w stanie je obalić.
W przypadku psychoanalizy i innych tego rodzaju „nauk” (w tym również np. wszelkich „naukowych” teorii sztuki) nie można ich sfalsyfikować, gdyż badają one zjawiska silnie subiektywne, mające źródło w wyłącznie ludzkiej wyobraźni. Ta zaś jest bardzo plastyczna, dlatego sprawny psychoanalityk, czy krytyk sztuki, jest w stanie wmówić wielu ludziom, że ich emocje czy gusty są takie jak oni sugerują. Występuje tu więc zjawisko kreowania „faktów” przez samych rzekomo obiektywnych badaczy, po czym te fakty same potwierdzają ich teorie.
W przypadku marksizmu i innych koncepcji, które Popper nazwał teoriami historycystycznymi (heglizm, rozmaite teorie religijne itp.) występuje w nich jakaś „przewodnia” teoria natury metafizycznej, która jest przyjmowana na wiarę i która nie może być praktycznie w żaden sposób sfalsyfikowana. Teoria ta „tłumaczy” wszelkie zjawiska, w jeden zunifikowany sposób i rzekomo stosując ją można przewidzieć ogólny przebieg przyszłych zdarzeń. Ponadto, ta teoria działa bezwzględnie, niezależnie od ludzkiej woli, choć zwykle dotyczy ona ludzkich zachowań. Np. wg marksistów cała historia ludzkości da się wyjaśnić w kategoriach walki klas. Nawet jeśli aktualny przebieg historii zdaje się zaprzeczać teorii, to wg marksistów i innych historycystów jest to tylko „chwilowy” zwrot, po którym historia z pewnością wejdzie na „właściwe tory”. Tak skonstruowane teorie, mimo że czasem wychodzą z wcześniejszej obserwacji i uogólniania prawdziwych faktów, nie są w istocie naukowe, gdyż nie można ich sfalsyfikować.”
cdn
’nauka definiuje swiat, nauka legitymizuje normy.’
Masz jakieś dowody empiryczne na poparcie drugiego członu zdania? Czy jest on równie niefalsyfikowalny, jak wywody Baumana?
wiedza/wladza, cos ci to mowi? o tym zreszta w kilku miejscach nizej, na razie luzna uwaga – wez no powtorz foucaulta.’
Akurat teorie Foucaulta nie mniej są nienaukowe od teorii Freuda, Marksa i Baumana, i tyle samo (czyli nic) mówią nam o świecie rzeczywistym, nie bardzo wiem zatem, z jakiego powodu miałbym je powtarzać.
'hmm… nie bede cie pytac o doktora mengele, to byloby za proste. ale ciekawi mnie, w ktorym miejscu nietzsche cos uzasadnial, o ile mi wiadomo, zostal /mylnie skadinad/ odczytany przez nazistow, po smierci w dodatku. z marksem i engelsem zapewne tez tak bylo.’
Cała teoria nadczłowieka, moralności panów i moralności niewolników Nietzschego aż się prosiła, by przyszedł jakiś Hitler i wypełnił ją własnymi treściami. Marks i Engels jasno władzę polityczną łączyli z przemocą. Engels pisał na przykład: „przemoc odgrywa w historii inną jeszcze rolę” (nie tylko sprawcy zła), „mianowicie rolę rewolucyjną, że jest ona, według Marksa, akuszerką każdego starego społeczeństwa, gdy jest ono brzemienne w nowy ład, że przemoc jest narzędziem, za pomocą którego ruch społeczny toruje sobie drogę i łamie skamieniałe, obumarłe formy polityczne – o tym wszystkim nie ma ani słowa u p. Duhringa. Wzdychając i jęcząc, dopuszcza on zaledwie możliwość, że dla obalenia gospodarki, opartej na wyzysku, potrzebna będzie może przemoc – niestety, zauważcie! – albowiem każde zastosowanie przemocy demoralizuje rzekomo tego, kto jej używa. I to się mówi, nie bacząc na ten wysoki moralny i ideowy poryw, który bywa następstwem każdej zwycięskiej rewolucji! I to się mówi w Niemczech, gdzie starcie gwałtowne, które może być przecież ludowi narzucone, miałoby przynajmniej tę dodatnią stronę, że wytrzebiłoby tego ducha służalczości, którym przesiąknięta jest świadomość narodowa od czasu poniżenia, jakiego doznała w czasie wojny trzydziestoletniej.” („Anti-Duhring”, str. 193, 3 wyd. niern, koniec 4. rozdziału II części, podaję za: http://www.marxists.org/polski/lenin/1917/par/01.htm ) – Lenin i Stalin nie musieli tu nic dodawać.
'niemniej, teorie o wyzszosci rasy aryjskiej nad innymi mialy tez jakies uzasadnienie w owczesnej wiedzy biologicznej czy medycznej. czyli jednak doktor mengele.’
No właśnie sęk w tym, że nie miały.Na długo przed Hitlerem oficjalna nauka doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ma różnic intelektualnych między tzw. rasami człowieka. Już za czasów Darwina ludzi uznawano za jeden gatunek i wiedziano, że różnice w kolorze skóry nie korelują z właściwościami intelektualnymi – choć zażarcie dyskutowano np. nad dziedzicznością upośledzeń. Cała niemiecka nauka o rasach, tak jak sowiecki łysenkizm, były właśnie pięknymi przykładami ideologii o pozorach nauki, z rzeczywistą nauką nie mającej nic wspólnego, ideologii, która była równie nieobalalna, co twierdzenia Baumana.
cdn.
’nauka definiuje swiat, nauka legitymizuje normy.’
Masz jakieś dowody empiryczne na poparcie drugiego członu zdania? Czy jest on równie niefalsyfikowalny, jak wywody Baumana?
wiedza/wladza, cos ci to mowi? o tym zreszta w kilku miejscach nizej, na razie luzna uwaga – wez no powtorz foucaulta.’
Akurat teorie Foucaulta nie mniej są nienaukowe od teorii Freuda, Marksa i Baumana, i tyle samo (czyli nic) mówią nam o świecie rzeczywistym, nie bardzo wiem zatem, z jakiego powodu miałbym je powtarzać.
'hmm… nie bede cie pytac o doktora mengele, to byloby za proste. ale ciekawi mnie, w ktorym miejscu nietzsche cos uzasadnial, o ile mi wiadomo, zostal /mylnie skadinad/ odczytany przez nazistow, po smierci w dodatku. z marksem i engelsem zapewne tez tak bylo.’
Cała teoria nadczłowieka, moralności panów i moralności niewolników Nietzschego aż się prosiła, by przyszedł jakiś Hitler i wypełnił ją własnymi treściami. Marks i Engels jasno władzę polityczną łączyli z przemocą. Engels pisał na przykład: „przemoc odgrywa w historii inną jeszcze rolę” (nie tylko sprawcy zła), „mianowicie rolę rewolucyjną, że jest ona, według Marksa, akuszerką każdego starego społeczeństwa, gdy jest ono brzemienne w nowy ład, że przemoc jest narzędziem, za pomocą którego ruch społeczny toruje sobie drogę i łamie skamieniałe, obumarłe formy polityczne – o tym wszystkim nie ma ani słowa u p. Duhringa. Wzdychając i jęcząc, dopuszcza on zaledwie możliwość, że dla obalenia gospodarki, opartej na wyzysku, potrzebna będzie może przemoc – niestety, zauważcie! – albowiem każde zastosowanie przemocy demoralizuje rzekomo tego, kto jej używa. I to się mówi, nie bacząc na ten wysoki moralny i ideowy poryw, który bywa następstwem każdej zwycięskiej rewolucji! I to się mówi w Niemczech, gdzie starcie gwałtowne, które może być przecież ludowi narzucone, miałoby przynajmniej tę dodatnią stronę, że wytrzebiłoby tego ducha służalczości, którym przesiąknięta jest świadomość narodowa od czasu poniżenia, jakiego doznała w czasie wojny trzydziestoletniej.” („Anti-Duhring”, str. 193, 3 wyd. niern, koniec 4. rozdziału II części, podaję za: http://www.marxists.org/polski/lenin/1917/par/01.htm ) – Lenin i Stalin nie musieli tu nic dodawać.
'niemniej, teorie o wyzszosci rasy aryjskiej nad innymi mialy tez jakies uzasadnienie w owczesnej wiedzy biologicznej czy medycznej. czyli jednak doktor mengele.’
No właśnie sęk w tym, że nie miały.Na długo przed Hitlerem oficjalna nauka doskonale zdawała sobie sprawę, że nie ma różnic intelektualnych między tzw. rasami człowieka. Już za czasów Darwina ludzi uznawano za jeden gatunek i wiedziano, że różnice w kolorze skóry nie korelują z właściwościami intelektualnymi – choć zażarcie dyskutowano np. nad dziedzicznością upośledzeń. Cała niemiecka nauka o rasach, tak jak sowiecki łysenkizm, były właśnie pięknymi przykładami ideologii o pozorach nauki, z rzeczywistą nauką nie mającej nic wspólnego, ideologii, która była równie nieobalalna, co twierdzenia Baumana.
cdn.
Ufff, muli mnie. Na resztę odpowiem jutro…
Ufff, muli mnie. Na resztę odpowiem jutro…
kulturoznawczyni o niku [goffythedog] napisała:
„a co do prawdy, ktora jest tylko jedna, to – pozostajac na gruncie nauk scislych – podwazyl ja taki na przyklad heisenberg w zasadzie nieoznaczonosci. nie da sie wyznaczyc jednoczesnie pedu i polozenia czasteczki. pieprzysz, kolego lysakowski. doczytaj foucaulta albo jaki podrecznik fizyki.”
Nie. Mylisz się. Nie podważył. Nie martw się, to częste u tych, którzy myślą, że wystarczy przeczytać jakotaki podręcznik do fizyki, żeby móc się sensownie wypowiadać na temat pana Heisenberga i jego odkrycia.
Sokal z kolegą napisali o takim żenującym wykorzystywaniu fizyki i matematyki fajną książeczkę. Poczytaj ją może czasem. (To chyba powinna być lektura obowiązkowa na uniwersytetach – wszyscy by natym zyskali). Aha, dla zachęty podpowiem, że z Sokala to lewicowiec pełną gębą, więc nie musisz się obawiać zapachu scjentystyczo-prawicowej kruchty – z żadnego 'ichniego’/’o obcym formacie’/whatever dziennika.
Między hasłem 'jedna prawda’ a 'zasadą nieoznaczoności’ jest przepaść porównywalna do takiej jak pomiędzy 'reprezentacjami grup warkoczy’ a 'tańcami w grupie’. Fakt, że tańczy grupa uwarkoczowionych mazowszanek, tej odległości bynajmniej nie zmniejsza.
I jeszcze jedno: Twoja epistoła mogłaby zyskać, gdybyś:
a) używała rzadziej słowa 'bełkot’
b) cytowała używając skrótów, a nie całych akapitów (w końcu tekst Łysakowskiego jest na tej samej stronie – nie trzeba biegać do kiosku, żeby go kupić)
c) nie popadała w niesmaczną manierę odsyłania do 'bryków’ – mogłabyś może wyjaśnić, co to takiego 'bryk’? W życiu się z tym nie spotkałem, ale chętnie poznam doświadczenia innych (Twoje?)
A szczerze mówiąc: a kategorii 'troll’ niejaki 'kattolik’ wydaje się znośniejszy: swoich 'przemyśleń’ nie stara się maskować zbyteczną retoryką, ani rozdymać nieumiejętnym cytowaniem.
Buźka.
Uff, jednak spać się nie da, gdy tyle komentarzy na blogu czeka na odpowiedź: zwłaszcza że kilka mnie poruszyło z uwagi na zakres mych zawodowych zainteresowań:
'twoje twierdzenie, ze socjobiologia wyjasnia wszystko, jest tak glupie, ze poraza. ani psychologia spoleczna, ani wspolczesna ekonomia, ani socjobiologia /to zwlaszcza/ nie wyjasnia wszystkiego.’
Nie napisałem, że wyjaśnia wszystko, tylko że odpowiada na wszystkie pytania, które nurtują Baumana [cytat ze mnie: „Mistrz odpowiada tak, jakby nie słyszał ani o psychologii społecznej, ani o współczesnej ekonomii (że o wyjaśniającej wszystkie zjawiska, które dziwią Baumana, socjobiologii nie wspomnę)”]. Jeśli twierdzenie jest głupie, napisz mi, dlaczego.
Socjobiologia, w przeciwieństwie do bardziej humanistycznie zorientowanych nurtów socjologii czy antropologii, hipotezy formułuje na twardym materiale empirycznym: na wynikach badań statystycznych, na analizach twin studies, neurologicznych badaniach mózgu oraz – ostatnio coraz częściej – na twardej analizie DNA, dzięki której wyodrębnia się kolejne geny odpowiedzialne za takie cechy, jak przedsiębiorczość, agresja, skłonność do ryzyka. Bauman może sobie mówić ile chce o społecznym wykluczaniu – dane empiryczne coraz częściej dowodzą tymczasem, że to, czy odniesiemy sukces, mamy w genach – co najwyżej czynniki środowiskowe mogą nam pewne rzeczy ułatwić.
Uff, jednak spać się nie da, gdy tyle komentarzy na blogu czeka na odpowiedź: zwłaszcza że kilka mnie poruszyło z uwagi na zakres mych zawodowych zainteresowań:
'twoje twierdzenie, ze socjobiologia wyjasnia wszystko, jest tak glupie, ze poraza. ani psychologia spoleczna, ani wspolczesna ekonomia, ani socjobiologia /to zwlaszcza/ nie wyjasnia wszystkiego.’
Nie napisałem, że wyjaśnia wszystko, tylko że odpowiada na wszystkie pytania, które nurtują Baumana [cytat ze mnie: „Mistrz odpowiada tak, jakby nie słyszał ani o psychologii społecznej, ani o współczesnej ekonomii (że o wyjaśniającej wszystkie zjawiska, które dziwią Baumana, socjobiologii nie wspomnę)”]. Jeśli twierdzenie jest głupie, napisz mi, dlaczego.
Socjobiologia, w przeciwieństwie do bardziej humanistycznie zorientowanych nurtów socjologii czy antropologii, hipotezy formułuje na twardym materiale empirycznym: na wynikach badań statystycznych, na analizach twin studies, neurologicznych badaniach mózgu oraz – ostatnio coraz częściej – na twardej analizie DNA, dzięki której wyodrębnia się kolejne geny odpowiedzialne za takie cechy, jak przedsiębiorczość, agresja, skłonność do ryzyka. Bauman może sobie mówić ile chce o społecznym wykluczaniu – dane empiryczne coraz częściej dowodzą tymczasem, że to, czy odniesiemy sukces, mamy w genach – co najwyżej czynniki środowiskowe mogą nam pewne rzeczy ułatwić.
tuje
co do heisenberga, to rzeczywiscie, w wyniku spietrzenia skrotow myslowych, jakie wykonalam, wyszlo nieprecyzyjnie. kwestie epistemologiczna w zasadzie w nieco nieuprawniony sposob przenioslam na grunt ontologii /choc wydaje mi sie, ze gdzies jedno z drugim w tym przypadku sie zazebia/, co spowodowane bylo sasiedztwem owej jedynej prawdy z obiektywizmem.
a reszta…
buzka:D
guzik
’to jeszcze o socjobiologii – to tez przydatne narzedzie tepienia innosci’
Socjobiologia narzędziem tępienia inności?
Czyś ty Goffy z księżyca spadła? Jeden z najbardziej znanych socjobiologów, Dean Hamer, nim napisał „Geny i charakter”, zasłynął odkrywając gen homoseksualizmu, czym dla percepcji gejów zrobił więcej niż wszystkie Foucaulty i teoretycy gay studies razem wzięci.
’to jeszcze o socjobiologii – to tez przydatne narzedzie tepienia innosci’
Socjobiologia narzędziem tępienia inności?
Czyś ty Goffy z księżyca spadła? Jeden z najbardziej znanych socjobiologów, Dean Hamer, nim napisał „Geny i charakter”, zasłynął odkrywając gen homoseksualizmu, czym dla percepcji gejów zrobił więcej niż wszystkie Foucaulty i teoretycy gay studies razem wzięci.
.
Masz jakieś dowody empiryczne na poparcie drugiego członu zdania?’
hmm… zdawalo mi sie, ze je nizej wymienilam. uwazasz, ze oficjalnie usankcjonowana wiedza o ludzkiej sexualnosci sprzed piecdziesieciu lat nie sluzyla legitymizowaniu norm? oczywiscie, legitymizowanie norm nie jest niestety czyms, co mozna wytropic w przyrodzie z wielkim transparentem: legitymizuje normy. nie wiem, czy zatem jest to dla cie odpowiednio empiryczne.
'Akurat teorie Foucaulta nie mniej są nienaukowe od teorii Freuda, Marksa i Baumana, i tyle samo (czyli nic) mówią nam o świecie rzeczywistym, nie bardzo wiem zatem, z jakiego powodu miałbym je powtarzać’ nie sprzeczajac sie o naukowosc i nienaukowosc foucaulta, bede upierac sie, ze historia sexualnosci dosc dokladnie pokazuje, na czym polega sprawowanie wladzy za pomoca wiedzy. tudziez uwiklanie wiedzy – czyli w jakims sensie produkujacych ja naukowcow – w dominujaca ideologie. wiara, ze to wszystko, caly ten postep, to napedza sie sila rozpedu, jest jakas taka… no mnie sie wydaje naiwna. dlatego sugeruje powrot do foucaulta.
sam zreszta pozniej piszesz o nauce w trzeciej rzeszy i zwiazku radzieckim – ze byla to nauka w cudzyslowie to my wiemy po ilus latach, wtedy, kiedy byly to dominujace doktryny i poglady, ludzie niekoniecznie tak na nie patrzyli. to, ze istnialy naukowe podstawy podwazenia tych teorii, nie oznacza, ze ktos w tych krajach byl w stanie to zrobic – po prostu, nauke, jak i wszystko inne, latwo zintrumentalizowac. ale pomysl tez o badaniach nad aids z poczatku epidemii tej choroby i ich pozniejszym – w polsce do tej pory – wykorzystaniu ideologicznym.
'Cała teoria nadczłowieka, moralności panów i moralności niewolników Nietzschego aż się prosiła, by przyszedł jakiś Hitler i wypełnił ją własnymi treściami.’ nie. cala teoria po prostu zostala zinterpretowana na potrzeby okreslonej ideologii, to mozna zrobic z grubsza ze wszystkim. zreszta, do tej pory nietzschego sie interpretuje rozmaicie, czasem niekoniecznie zbieznie z jego mysla. coz… cala nasza dzisiejsza dyskusja pokazuje, ze zinterpretowac to mozna wypowiedz niemal dowolnie, nieprawdaz?
'Nie napisałem, że wyjaśnia wszystko, tylko że odpowiada na wszystkie pytania, które nurtują Baumana’ – wroc do wywiadu. bauman nie mowi o spolecznym wykluczeniu li tylko, ale o rozmaitych problemach artykulowanych w ramach refleksji nad postmodernizmem. a i co do wykluczenia, zwroc uwage, ze ma ono charakter nie tylko ekonomiczny – odniesienie lub nie sukcesu – ale znacznie szerszy. wykluczani sa ludzie uznani za obcych – wyjasnij mi prosze mechanizm wykluczenia osob biseksualnych w ruchu queer za pomoca socjobiologii?
jeszcze taka uwaga: wazne, nie twierdze, ze wazniejsze, obok kwestii genetycznych, sa tez kwestie wychowania. kobieta o nawet najbardziej przedsiebiorczych z mozliwych genach zyjaca w skrajnie patriarchalnej kulturze, nie odniesie sukcesu. wiec?
’Jeden z najbardziej znanych socjobiologów, Dean Hamer, nim napisał „Geny i charakter”, zasłynął odkrywając gen homoseksualizmu, czym dla percepcji gejów zrobił więcej niż wszystkie Foucaulty i teoretycy gay studies razem wzięci’.
ooo, podaj prosze zrodlo, gdzie bede mogla przeczytac, ze orientacja sexualna jest uwarunkowana genetycznie, i jest juz wytropiony za to odpowiedzialny gen – widac nie sledze na biezaco kwestii i cos pominelam; bylam na etapie, na ktorym podawalo sie taka mozliwosc, ale nie bylo to jeszcze w pelni zweryfikowane.
ale. z jednej strony to wielki krok do przodu, z drugiej zas wcale niekoniecznie. bo to zamkniecie w pudeleczku determinizmu – a co by bylo, gdyby orientacja sexualna byla kwestia wyboru? co z osobami bisexualnymi w takim razie? poza tym zwroc uwage, ze foucaultowi blizej by bylo do queer niz do gay studies – a wiec podwazenia esencjalistycznie pojetej, stabilnej tozsamosci. juz nie orientacja, a zachowania sexualne, i plynnosc w ksztaltowaniu tozsamosci, a nie budowanie go na stabilnej podstawie, jaka miala byc normatywnie postrzegana sexualnosc.
ale jesli ten gen jest wskazany, nazwany i skatalogowany, to a: nie tyle przyczyniamy sie do akceptacji innosci, co po prostu pokazujemy, ze jest ona zdeterminowana biologicznie. nie bedzie mozna juz homoseksualistow leczyc, ale zawsze przeciez bedzie mozna zrobic badania prenatalne i wyskrobac plod z nietakim genem; albo i wystrzelac wszystkich dewiantow. to oczywiscie science fiction, ktore nie ma na celu podwazac sensownosc takich badan, ale sens cieszenia sie jak do sera z ich rezultatow w kontexcie walki z innoscia.
Co zaś do Twoich argumentów z leczeniem homoseksualizmu i rolą nauki w tym zakresie, zapominasz o jednym: leczono właśnie z pobudek ideologicznych, nie naukowych. Nie było wówczas żadnych naukowych danych wskazujących na chorobowość homoseksualizmu, sporo było za to domysłów, których nikt nie próbował nawet weryfikować. Głównym problemem jak widać było przyjęte a priori założenie – które dziś popierają naśladowcy Foucaulta – że seksualność jest konstruowana społecznie, więc jak komuś coś wytłumaczymy lub go dostatecznie mocno pokopiemy prądem, to sobie co trzeba zrekonstruuje i po kłopocie. Stosowano zatem metody, których skuteczność nie wynikała z danych statystycznych, jako że takich danych po prostu nie dało się uzyskać. Wszak metody – dziś to wiemy – nie były skuteczne, bo nie da się oddziaływaniem zewnętrznych zmienić zakodowanych w genach instynktów. Końcem końców ludzie męczyli się nawzajem tylko dlatego, że mózgi wypłukał im determinizm środowiskowy. To, ze robili to używając najnowszych zdobyczy ówczesnej techniki, nie zmienia faktu, że działali pod wpływem antynaukowych przesądów. Za niedoszłe ofiary ataków na brytyjskie samoloty też byś oskarżyła producentów odtwarzaczy mp3, które miały służyć do produkcji bomb?
Jeszcze jedno pytanie: miałaś kiedyś w ręku książkę Debory Blum „Mózg i płeć”? Autorka w niezwykle przystępny sposób tłumaczy, dlaczego współczesne badania nad różnicami w budowie mózgu miedzy mężczyznami i kobietami oraz różnicami w funkcjonowaniu społecznym (które wynikają z poprzednich różnic), nie tylko nie zagrażają walce kobiet o prawa w społeczeństwie, ale mogą nawet stać się ich orężem.
I proszę, nie bredźmy tu sobie o tym, że nauka wspiera system patriarchalny czy heteronormatywność. Po pierwsze, wśród naukowców na świecie kobiety stanowią dziś ponad 50 procent; jeśli sądzisz, że pracują po to, by gnębić swą płeć, musisz to uzasadnić lepiej, niż odsyłając do Foucaulta. Po drugie, wbrew temu, co się w kręgach humanistycznych sądzi, nauka nie ma płci: to tylko próba jak najbardziej adekwatnego opisu rzeczywistości, próba, którą ludzie podejmują, by w oparciu o znajdowane prawidłowości tworzyć rozwiązania, dzięki którym będzie im się żyło lepiej. Warunek ten spełnia i medycyna, i biologia, i fizyka, i psychologia, i statystyka. Nie spełnia tego warunku to, co wygaduje Bauman i co wypisywał Foucault, podobnie jak nie spełnia go nasza tutaj zdajń wymiana 😉
Co zaś do Twoich argumentów z leczeniem homoseksualizmu i rolą nauki w tym zakresie, zapominasz o jednym: leczono właśnie z pobudek ideologicznych, nie naukowych. Nie było wówczas żadnych naukowych danych wskazujących na chorobowość homoseksualizmu, sporo było za to domysłów, których nikt nie próbował nawet weryfikować. Głównym problemem jak widać było przyjęte a priori założenie – które dziś popierają naśladowcy Foucaulta – że seksualność jest konstruowana społecznie, więc jak komuś coś wytłumaczymy lub go dostatecznie mocno pokopiemy prądem, to sobie co trzeba zrekonstruuje i po kłopocie. Stosowano zatem metody, których skuteczność nie wynikała z danych statystycznych, jako że takich danych po prostu nie dało się uzyskać. Wszak metody – dziś to wiemy – nie były skuteczne, bo nie da się oddziaływaniem zewnętrznych zmienić zakodowanych w genach instynktów. Końcem końców ludzie męczyli się nawzajem tylko dlatego, że mózgi wypłukał im determinizm środowiskowy. To, ze robili to używając najnowszych zdobyczy ówczesnej techniki, nie zmienia faktu, że działali pod wpływem antynaukowych przesądów. Za niedoszłe ofiary ataków na brytyjskie samoloty też byś oskarżyła producentów odtwarzaczy mp3, które miały służyć do produkcji bomb?
Jeszcze jedno pytanie: miałaś kiedyś w ręku książkę Debory Blum „Mózg i płeć”? Autorka w niezwykle przystępny sposób tłumaczy, dlaczego współczesne badania nad różnicami w budowie mózgu miedzy mężczyznami i kobietami oraz różnicami w funkcjonowaniu społecznym (które wynikają z poprzednich różnic), nie tylko nie zagrażają walce kobiet o prawa w społeczeństwie, ale mogą nawet stać się ich orężem.
I proszę, nie bredźmy tu sobie o tym, że nauka wspiera system patriarchalny czy heteronormatywność. Po pierwsze, wśród naukowców na świecie kobiety stanowią dziś ponad 50 procent; jeśli sądzisz, że pracują po to, by gnębić swą płeć, musisz to uzasadnić lepiej, niż odsyłając do Foucaulta. Po drugie, wbrew temu, co się w kręgach humanistycznych sądzi, nauka nie ma płci: to tylko próba jak najbardziej adekwatnego opisu rzeczywistości, próba, którą ludzie podejmują, by w oparciu o znajdowane prawidłowości tworzyć rozwiązania, dzięki którym będzie im się żyło lepiej. Warunek ten spełnia i medycyna, i biologia, i fizyka, i psychologia, i statystyka. Nie spełnia tego warunku to, co wygaduje Bauman i co wypisywał Foucault, podobnie jak nie spełnia go nasza tutaj zdajń wymiana 😉
[goffy itd.:]
„sam zreszta pozniej piszesz o nauce w trzeciej rzeszy i zwiazku radzieckim – ze byla to nauka w cudzyslowie to my wiemy po ilus latach, wtedy, kiedy byly to dominujace doktryny i poglady,[…]”
Bzdury piszesz bez cienia zażenowania: już w latach trzydziestych i czterdziestych wiedziano, że takie chimery jak 'fizyka aryjska’ czy 'biologia marksistowska’ to brednie zideologizowanych person o wybujałych ambicjach, ale pozbawionych talentu. Normalna fizyka i normalna biologia radziły sobie tymczasem całkiem nieźle. Nie musiano z taką diagnozą czekać „iluś tam lat” jak to Ci się napisało. – btw. to też na skutek mitycznego 'spiętrzenia’- którym się wyżej próbowałaś wyłgać z heisenberga?
[g:]
„w wyniku spietrzenia skrotow myslowych, jakie wykonalam, wyszlo nieprecyzyjnie.” Rozczaruję Cię może, ale w reszcie nie wydajesz się bardziej precyzyjna. Postawiłbym dolary przeciw orzechom, że nawet nie jesteś.
Goffy, odpowiadam na kolejne pytania – wczesniej wszak krótka dygresja.
Mam wrażenie, że niemal każda wystarczająco długo tu trwająca dyskusja kończy jako debata na temat jakiejś kwestii związanej z homoseksualizmem. Taki widać los bloga politycznego – na blogach prawicowych widzę to samo 😉
Po kolei jednak. Gen homoseksualizmu to w istocie nie jeden gen, ale cała grupa markerów. W 1993 Dean Hamer odkrył zależność między orientacją seksualną a wystapieniem genetycznego markera Xq28 w chromosomie X. Większość późniejszych badań nie potwierdziła rewelacji Hamera, jakoby gen ów wystepował u wszystkim lub większości mężczyzn homo, badacze odkryli jednak kolejne markery: 7q36, 8p12 i 10q26, które u homoseksualistów występowały statystycznie częściej. Jak się okazało, homoseksualizm nie jest wywoływany przez jeden określony gen, ale przez całą grupę, a najpewniej jeszcze przez ich interakcje. Badania jednak wciąż trwają. Co ciekawe, wszystkie te geny znajdowane są w chromosomie X, który mężczyźni zawsze dostają od matek – dane te są zgodne z badaniami statystycznymi, w których nagminnie wychodzi, że geje mają krewnych gejów statystycznie cząściej po stronie matki.
„Gay gene” nie jest bynajmniej najmocniejszym argumentem na rzecz dziedziczności homoseksualizmu. Znacznie mocniejsze są wyniki badań na bliźniakach. Wychodzi z nich, że zgodność jeśli jeden bliźniak jednojajowy jest gejem, drugi ma na to 52 procent szans. Jak dla cechy, która w społeczeństwie występuje z częstotliwością 2-4 procent, to bardzo dużo, zwłaszcza że wyniki dla bliźniaków dwujajowych nie odbiegają od wyników dla zwykłego rodzeństwa.
Pokazuje to jednak, że nie ma tu też mowy o całkowitym determinizmie – być może istnieją kombinacje genów, które homoseksualizm warunkują i takie, które mu tylko sprzyjają. Na razie tego jeszcze nie wiemy. Podobnie nie odkryto dotąd genu biseksualizmu.
A tu parę namiarów na miejsca, gdzie można zdobyć dalsze linki:
Badania nad genami homoseksualizmu:
members.aol.com/slevay/page22.html#_Genes
en.wikipedia.org/wiki/Genetics_and_sexual_orientation#Chromosome_linkage_studies
Badania metodą twin studies:
en.wikipedia.org/wiki/Genetics_and_sexual_orientation#Twin_Studies
No i ciekawe badanie, którego autorzy w dość ciekawy sposób wyjaśniają korelację z chromosomem X:
http://www.newscientist.com/article.ns?id=dn6519
Czas pokaże, czy mieli rację.
Goffy, odpowiadam na kolejne pytania – wczesniej wszak krótka dygresja.
Mam wrażenie, że niemal każda wystarczająco długo tu trwająca dyskusja kończy jako debata na temat jakiejś kwestii związanej z homoseksualizmem. Taki widać los bloga politycznego – na blogach prawicowych widzę to samo 😉
Po kolei jednak. Gen homoseksualizmu to w istocie nie jeden gen, ale cała grupa markerów. W 1993 Dean Hamer odkrył zależność między orientacją seksualną a wystapieniem genetycznego markera Xq28 w chromosomie X. Większość późniejszych badań nie potwierdziła rewelacji Hamera, jakoby gen ów wystepował u wszystkim lub większości mężczyzn homo, badacze odkryli jednak kolejne markery: 7q36, 8p12 i 10q26, które u homoseksualistów występowały statystycznie częściej. Jak się okazało, homoseksualizm nie jest wywoływany przez jeden określony gen, ale przez całą grupę, a najpewniej jeszcze przez ich interakcje. Badania jednak wciąż trwają. Co ciekawe, wszystkie te geny znajdowane są w chromosomie X, który mężczyźni zawsze dostają od matek – dane te są zgodne z badaniami statystycznymi, w których nagminnie wychodzi, że geje mają krewnych gejów statystycznie cząściej po stronie matki.
„Gay gene” nie jest bynajmniej najmocniejszym argumentem na rzecz dziedziczności homoseksualizmu. Znacznie mocniejsze są wyniki badań na bliźniakach. Wychodzi z nich, że zgodność jeśli jeden bliźniak jednojajowy jest gejem, drugi ma na to 52 procent szans. Jak dla cechy, która w społeczeństwie występuje z częstotliwością 2-4 procent, to bardzo dużo, zwłaszcza że wyniki dla bliźniaków dwujajowych nie odbiegają od wyników dla zwykłego rodzeństwa.
Pokazuje to jednak, że nie ma tu też mowy o całkowitym determinizmie – być może istnieją kombinacje genów, które homoseksualizm warunkują i takie, które mu tylko sprzyjają. Na razie tego jeszcze nie wiemy. Podobnie nie odkryto dotąd genu biseksualizmu.
A tu parę namiarów na miejsca, gdzie można zdobyć dalsze linki:
Badania nad genami homoseksualizmu:
members.aol.com/slevay/page22.html#_Genes
en.wikipedia.org/wiki/Genetics_and_sexual_orientation#Chromosome_linkage_studies
Badania metodą twin studies:
en.wikipedia.org/wiki/Genetics_and_sexual_orientation#Twin_Studies
No i ciekawe badanie, którego autorzy w dość ciekawy sposób wyjaśniają korelację z chromosomem X:
http://www.newscientist.com/article.ns?id=dn6519
Czas pokaże, czy mieli rację.
Goffythedog napisała:
>nie bedzie mozna juz homoseksualistow leczyc, ale zawsze przeciez bedzie mozna zrobic badania prenatalne i wyskrobac plod z nietakim genem; albo i wystrzelac wszystkich dewiantow.
Tomku, jak widzę, potwierdza się wszystko co napisałeś. Naukowcy dostarczyli narzędzia. Humanistka jak tylko się o nim dowiedziała, zaraz kombinuje, jak go użyć „dla dobra ludzkości”.
daj spokoj. guzik nie pisala wprost.
Aby poprawić stan swojej wiedzy na temat ofiar globalizacji, proponuję:
Joseph Stiglitz, „Globalizacja”, PWN, Kwiecień 2004.
(Nobel w Ekonomii, 20001)
A gospodarka planowa ma się do liberalnej mniej więcej tak, jak budowanie według planu i układanie kamieni na kupę, bo może coś z tego wyjdzie…
Cóż, przerabialiśmy w Polsce między 1945 a 1989 takie budowanie według planu. Zbudowane w ten sposób kupy kamieni straszą gdzieniegdzie do dzisiaj…
Wytłumacz jeszcze, jak to się stało, że Anglikom i Amerykanom kamienie ułożyły się tak, że ich budowle są w stanie przyćmić wspaniałe i zaplanowane w każdym calu gmachy Kuby, Białorusi czy Korei Północnej, bo tego to już za nic zrozumieć nie mogę…
Cóż, przerabialiśmy w Polsce między 1945 a 1989 takie budowanie według planu. Zbudowane w ten sposób kupy kamieni straszą gdzieniegdzie do dzisiaj…
Wytłumacz jeszcze, jak to się stało, że Anglikom i Amerykanom kamienie ułożyły się tak, że ich budowle są w stanie przyćmić wspaniałe i zaplanowane w każdym calu gmachy Kuby, Białorusi czy Korei Północnej, bo tego to już za nic zrozumieć nie mogę…
Tomek: Ja nie podważam, że należy walczyć o równouprawnienie. Co prawda prawo polskie dyskryminuje kobiety jedynie poprzez niższy wiek emerytalny, za to faworyzuje je nie nakładając na nie obowiązku służby wojskowej. Kobiety są również nagminnie faworyzowane podczas rozwodów. Nie o to jednak chodzi.
Moja wiedza o gender studies jest niewielka, dlatego pytam czy mam rację. Z tego co się orientuję, to ich podstawą jest absurdalne stwierdzenie, jakoby nie było żadnych cech sprzężonych z płcią. Dlatego też mi się to skojarzyło.
—
Polityka, liberalizm, wydarzenia
tomek.lysakowski -> widzisz, czasem z ułożenia kamieni na kupie coś powstanie – np. piramida, prawda że robi wrażenie?
Pytanie o Kubę, Białoruś itp. jest dziecinne – gospodarka planowa ma w pojedynku z wolnym rynkiem takie szanes jak intelektualista wyposażony w książkę z bandą dresiarzy wyposażoną w pały. Ale chyba nie przyznasz, że dresiarze są lepsi?
Robi wrażenie [oranvagu]: Twoja kompletna ignorancja w dziedzinie zarówno układania kamieni jak budowania piramid. Jeśli oczywiście nikt nie wymaga od Ciebie znajmości sztuki grabarskiej czasów Hufu-Srufu, to mógłbyś spróbować ułożyć choć z metr kamiennego murka. W czasach p……….o PRLu mojemu tacie się to nie udało, bo odgórnie ustalony „plan” nie przewidywał możliwości kupowania w kamieniołomie w Wiśniówce piaskowca przez zwykłych śmiertelników. Dopiero w dzisiejszych czasach, gdy nie musisz mieć _pozwolenia_ na kupowanie, a wystarczą _jedynie_ pieniądze, ułożone (oczywiście według 'planu’ – tyle, że nie takiego o jakim roisz sobie) kamienie ozdabiają kraniec podwórka.
Prościej już pokazać różnicy między gospodarką „planową” a liberalną nie potrafię, więc nie będę kontynuował dyskusji na ten temat.
lalamidoroz:
'Tomku, jak widzę, potwierdza się wszystko co napisałeś. Naukowcy dostarczyli narzędzia. Humanistka jak tylko się o nim dowiedziała, zaraz kombinuje, jak go użyć „dla dobra ludzkości”.’
humanistka zestawila kilka zdarzen, ktore juz mialy lub maja miejsce. i poniewaz biologiczne uwarunkowanie innosci nie oznacza konca przesladowan, uwaza, ze odkrycie owego genu czy genow otwiera po prostu nowe mozliwosci przesladowan. w zaden sposob natomiast nie wspomaga staran o zaprzestanie przesladowania innosci – nadmienie, ze reparative therapy /czy to ma jakas polska nazwe?/ zostala w wielu krajach zakazana dlugo przed badaniami, o ktorych pisze autor bloga.
ze wroce do baumana – terapia byla, w zamierzeniu jej tworcow, sposobem eliminowania obcosci, jesli obcosci nie da sie usunac, pozostaje usunac obcych.
guzik pisala bardzo wprost. po prostu, mam takie niejasne przekonanie, ze znajda sie ludzie, ktorzy ze strachu i nienawisci do obcych, wykonaja to, co guzik napisal. nie dlatego, ze guzik napisal. ale dlatego, ze postep nauki w tej dziedzinie nijak sluzy rozwojowi szacunku dla innosci i wolnosci drugiego czlowieka.
pzdr
guzik
tuje
'Bzdury piszesz bez cienia zażenowania’
jest taki zwyczaj, ze czyta sie do konca wypowiedzi. wyrywajac fragment mozna kazdemu wmowic, ze pieprzy.
'już w latach trzydziestych i czterdziestych wiedziano’
nie twierdze, ze nie wiedziano. twierdze natomiast, ze wiedza ta w krajach, w ktorych uprawiano te 'nauke’ byla mocno ograniczona i w najlepszym razie kolportowana podziemnie. my, po ilus latach, to wiemy – ludzie, ktorzy byli poddawani indoktrynacji zgodnie z najnowszymi wynikami badan, i ktorzy nie majac dostepu do 'normalnej’ /sliczne wrecz/ nauki nie byli w stanie odniesc sie do owych odkryc, nie wiedzieli. a to oni, nie my, i nie 'normalni’ naukowcy mieli UWIERZYC.
'Normalna fizyka i normalna biologia radziły sobie tymczasem całkiem nieźle’
w trzeciej rzeszy i zwiazku radzieckim, tak?
o heisenbergu czytales podobnie uwaznie i ze zrozumieniem?
pzdr
guzik
’Co zaś do Twoich argumentów z leczeniem homoseksualizmu i rolą nauki w tym zakresie, zapominasz o jednym: leczono właśnie z pobudek ideologicznych, nie naukowych. Nie było wówczas żadnych naukowych danych wskazujących na chorobowość homoseksualizmu, sporo było za to domysłów, których nikt nie próbował nawet weryfikować’
i tak dalej. tomku, pozwole sobie kategorycznie stwierdzic, ze sie mylisz. owe terapie wynikaly wlasnie z istniejacej wowczas, oficjalnej i w najwyzszym stopniu usankcjonowanej wiedzy naukowej – bo zakladam, ze w twoim ujeciu medycyna jest nauka?
wiec byly wtedy prowadzone odnosne badania, analizowano ich rezultaty – owszem, byly one prowadzone z przyczyn ideologicznych i przez nie ksztaltowane. ale! to byla owczesna wiedza naukowa. nie przesad czy zabobon. wiedza. to, ze nie spelnia ona kryteriow, jakie dzis owej wiedzy stawiamy, nie oznacza, ze w czasach, kiedy na jej podstawie ordynowano elektrowstrzasy, spelniala. podobnie jak ze 'studiami’ nad histeria – tez spelnialy, mimo, ze dzis na sama mysl o tym, co wyprawiano, jezy nam sie wlos na glowie.
po prostu, co chcialabym podkreslic wyraznie, choc wydaje mi sie to oczywiste – nie da sie wskazac jednej i uniwersalnej definicji 'metody naukowej’ na przyklad; to, co uznawano i uznaje sie za 'naukowe’, odpowiadajace standardom etc., nie jest niezmienne, za kazdym razem, kiedy chcesz o tym rozprawiac, musisz przylozyc nie tylko miarke dzisiejsza, ale tez odniesc sie do uwarunkowan tamtych czasow.
'Głównym problemem jak widać było przyjęte a priori założenie – które dziś popierają naśladowcy Foucaulta – że seksualność jest konstruowana społecznie, więc jak komuś coś wytłumaczymy lub go dostatecznie mocno pokopiemy prądem, to sobie co trzeba zrekonstruuje i po kłopocie’.
nie, spoleczne konstruowanie sexualnosci u foucaulta a wiara w mozliwosc zmiany orientacji sexualnej za pomoca mniej lub bardziej wyrafinowanych zabiegow, to dwie rozne rzeczy.
’Jeszcze jedno pytanie: miałaś kiedyś w ręku książkę Debory Blum „Mózg i płeć”? Autorka w niezwykle przystępny sposób tłumaczy, dlaczego współczesne badania nad różnicami w budowie mózgu miedzy mężczyznami i kobietami oraz różnicami w funkcjonowaniu społecznym (które wynikają z poprzednich różnic), nie tylko nie zagrażają walce kobiet o prawa w społeczeństwie, ale mogą nawet stać się ich orężem’.
nie mialam tej ksiazki w reku, ale juz z opisu smierdzi mi na odleglosc mniej lub bardziej zawoalowanym uzasadnianiem, ze kobieta nadaje sie do kuchni. wez pod uwage, ze niezwykle rzadko podnoszono kwestie socjalizacji – to wrodzone cechy mialy powodowac, ze kobiety byly gorsze. rozne to byly uzasadnienia, od religijnych po naukowe tak zwane. zawsze efekt byl taki sam, utrzymanie status quo. wiec nie bede poslugiwac sie badaniami nad roznicami miedzy moim a twoim mozgiem, bo z jednego takiego sztandarowego badania na plec mozgu wyszlo mi, ze jestem w osiemdziesieciu kilku procentach mezczyzna.
poza tym, jest jeszcze szerokie pole socjalizacji. naprawde, nie bez znaczenia jest to, jakie zabawki dziecku kupujesz. juz teraz masz podzial, w wielu sklepach rygorystycznie przestrzegany, na zabawki dla dziewczynek i zabawki dla chlopcow. te pierwsze ksztalca wrazliwosc, odpowiedzialnosc za caly swiat, opiekunczosc etc. te drugie ciekawosc swiata, analityczne myslenie, zdolnosci konstrukcyjne etc.
podobnie jak w przypadku tego genu homosexualnosci, mam niejasne przekonanie, ze jak juz ktos wskaze, ze kobiety z definicji maja mniejsze zdolnosci do – tu wstaw odpowiednie – to wcale nikomu to nie pomoze. rownie mgliste mam przekonanie, ze oprocz kwestii wrodzonych, jest jeszcze wiele rzeczy, ktore je modyfikuja.
'Po pierwsze, wśród naukowców na świecie kobiety stanowią dziś ponad 50 procent’
to chyba jesli uwzglednimy studentow – rzeczywiscie, na etapie studiow kobiet jest wiecej niz mezczyzn. pozniej proporcja sie wyrownuje, a pozniej przewaga mezczyzn stopniowo rosnie. poza tym, przegapiles chyba stricte naukowy wystep rektora harvardu.
oczywiscie, cala dyskusja o nauce przypetala sie znienacka, bo nijak nie wynika z wywiadu. ale to taka dygresja. a ze zeszlo na kwestie lgbt i feminizm – jest mi to najblizsze metodologicznie, ot co. polityczny profil bloga nie ma nic do rzeczy.
pzdr
guzik
Jasne, nauka sama jedna uratowała ten świat i dlatego mamy 6 miliardów ludzi. Znaczy, że Maria Teresa to była kobieta nauki (mam na myśli upowszechnianie szczepień) – humaniści przydali się do tego, żeby wyjaśnić jakim cudem ludzie się szczepili (nie mając tej „obiektywnej” świadomości naukowej – co sprowadza problem do Platońskiej jaskini).
Śmiem twierdzić, że boom demograficzny na Sri Lance też nie był planowym działaniem nauki, ale zwykłym przypadkiem – wojsko amerykańskie spryskało wyspę DDT, bo żołnierzy irytowały komary (i tak zniknęła z wyspy malaria).
Arystoteles też nie był empirycystą (z gatunku tych oświeceniowych), bliżej mu do obecnego wizerunku humanisty, a jakby nie patrzeć przez ponad 1500 lat jeśli w ogóle była jakaś nauka (medycyna, fizyka itd.) , to był to przede wszystkim Arystoteles (z namaszczenia Kościoła). Arystotelesa jeszcze w XIX wieku medycyna musiała obalać (w kwestii komórki jajowej). A mimo to żyjemy. Skoro nie było prawdziwej nauki (takiej, jakby chcieli zwolennicy „dobrego postępu) to trzeba chyba powiedzieć, że przeżyliśmy MIMO Arystotelesa i innych plag, które na nas spadły, he.
Do tego dochodzi też kwestia, że nauka nigdy tak naprawdę nie widziała w praktycznym zastosowaniu swoich rozwiązań jakiegoś celu (właśnie z powodu rzeczonego obiektywizmu). Dlatego ciężko też przypisywać jej wszelką zasługę. Co z tego, że odkryliśmy silnik wodorowy, skoro on -jako część świata społecznego- w zasadzie nie istnieje?
I ostatecznie, skoro nauka jest obiektywna, to nie ma znaczenia czy odkrycia dokonał agent UB, czy nieskazitelny solidarnościowiec.
Goffy,
„ze wroce do baumana – terapia byla, w zamierzeniu jej tworcow, sposobem eliminowania obcosci, jesli obcosci nie da sie usunac, pozostaje usunac obcych.”
Przypomnę Ci, drogi Guziku, że naszych nienawidzących homoseksualizmu prawicowców aborcja odrzuca jeszcze bardziej niż gejostwo. To samo z badaniami na komórkach macierzystych. Nie widzę więc niebezpieczeństwa, że Giertych i Wierzejski wyskrobywać będą przyszłych Biedroniów, zwłaszcza że – jak wynika z twin studies: genotyp warunkuje orientację tylko w 52 procentach. Nawet jeśli naukowcy będą wiedzieli, jaki zestaw genów sprzyja homoseksualizmowi, politycy nigdy nie będą mieli pewności, że usuwają przyszłego geja. Wreszcie może się okazać, że niektóre kobiety z uwagi na zawartość swych chromosomów X mogą rodzić tylko dzieci z genami homoseksualizmu – czy powiesz mi, że nasza prawica bezwarunkowo uśmierci je lub wysterylizuje?
Poza tym dyskusja jest o tyle absurdalna, że coraz bliżsi jesteśmy chwili, w której to rodzice będą decydowali niemal o wszystkich cechach dziecka, które im się urodzi, od płci, koloru oczu czy orientacji seksualnej począwszy, na zdolnościach językowych czy ekstrawertyzmie skończywszy. Za 50 lat prawdopodobnie nic nie będzie stało na przeszkodzie, by geje i lesbijki zamawiali sobie dzieci homoseksualne, a prawicowcy – heteroseksualne. Większości pewnie i tak będzie to zwisało.
„guzik pisala bardzo wprost. po prostu, mam takie niejasne przekonanie, ze znajda sie ludzie, ktorzy ze strachu i nienawisci do obcych, wykonaja to, co guzik napisal.”
Tylko że ci ludzie nie potrzebują do tego techniki. Wystarczy im, jak Wierzejskiemu – pała.
Poza tym guzik zapomina, że naukowcom coraz łatwiej przychodzą odkrycia genów takich cech, jak psychopatia, czy bigoteria. Wszystko wskazuje przy tym, że psychopaci przestaną się rodzić wcześniej, niż geje czy lesbijki (nie wyobrażam sobie kobiety, która chciałaby urodzić dziecko, które ją zaszlachtuje), co w naturalny sposób uspokoi nam scenę polityczną.
cdn
Goffy,
„ze wroce do baumana – terapia byla, w zamierzeniu jej tworcow, sposobem eliminowania obcosci, jesli obcosci nie da sie usunac, pozostaje usunac obcych.”
Przypomnę Ci, drogi Guziku, że naszych nienawidzących homoseksualizmu prawicowców aborcja odrzuca jeszcze bardziej niż gejostwo. To samo z badaniami na komórkach macierzystych. Nie widzę więc niebezpieczeństwa, że Giertych i Wierzejski wyskrobywać będą przyszłych Biedroniów, zwłaszcza że – jak wynika z twin studies: genotyp warunkuje orientację tylko w 52 procentach. Nawet jeśli naukowcy będą wiedzieli, jaki zestaw genów sprzyja homoseksualizmowi, politycy nigdy nie będą mieli pewności, że usuwają przyszłego geja. Wreszcie może się okazać, że niektóre kobiety z uwagi na zawartość swych chromosomów X mogą rodzić tylko dzieci z genami homoseksualizmu – czy powiesz mi, że nasza prawica bezwarunkowo uśmierci je lub wysterylizuje?
Poza tym dyskusja jest o tyle absurdalna, że coraz bliżsi jesteśmy chwili, w której to rodzice będą decydowali niemal o wszystkich cechach dziecka, które im się urodzi, od płci, koloru oczu czy orientacji seksualnej począwszy, na zdolnościach językowych czy ekstrawertyzmie skończywszy. Za 50 lat prawdopodobnie nic nie będzie stało na przeszkodzie, by geje i lesbijki zamawiali sobie dzieci homoseksualne, a prawicowcy – heteroseksualne. Większości pewnie i tak będzie to zwisało.
„guzik pisala bardzo wprost. po prostu, mam takie niejasne przekonanie, ze znajda sie ludzie, ktorzy ze strachu i nienawisci do obcych, wykonaja to, co guzik napisal.”
Tylko że ci ludzie nie potrzebują do tego techniki. Wystarczy im, jak Wierzejskiemu – pała.
Poza tym guzik zapomina, że naukowcom coraz łatwiej przychodzą odkrycia genów takich cech, jak psychopatia, czy bigoteria. Wszystko wskazuje przy tym, że psychopaci przestaną się rodzić wcześniej, niż geje czy lesbijki (nie wyobrażam sobie kobiety, która chciałaby urodzić dziecko, które ją zaszlachtuje), co w naturalny sposób uspokoi nam scenę polityczną.
cdn
„nie da sie wskazac jednej i uniwersalnej definicji 'metody naukowej’ na przyklad”
Powiedz to lekarzom, chemikom, biologom, genetykom, geologom czy astronomom, a nie humaniście. Nim to jednak zrobisz, przeczytaj, radzę, dziełko Poppera (na początek), bo polegniesz sromotnie.
„nie jest niezmienne, za kazdym razem, kiedy chcesz o tym rozprawiac, musisz przylozyc nie tylko miarke dzisiejsza, ale tez odniesc sie do uwarunkowan tamtych czasow.”
Nie słyszałaś, że Kuhn i Feyerabend są w naukach ścisłych demode? W oparciu o ich piękne teorie nie da się sensownie nauki uprawiać, zatem chcąc mieć szczepionki, laptopy i komórki, trzeba wrócić do Poppera. A ten jest tutaj twardy i nieustępliwy: gdybyśmy się jakimś cudem przenieśli w czasy średniowieczne, laptop nasz (z dobrą baterią) nadal by w nich działał, mimo że zmieniłyby się uwarunkowania społeczne.
„spoleczne konstruowanie sexualnosci u foucaulta a wiara w mozliwosc zmiany orientacji sexualnej za pomoca mniej lub bardziej wyrafinowanych zabiegow, to dwie rozne rzeczy.”
Nie zauważyłaś ironii?
A swoją drogą, dlaczego różne? Jeśli coś konstruujemy społecznie, to przecież równie społecznie powinna się owa rzecz dać zrekonstruować, chyba że jakoś nam zastygła po drodze. Dla mnie teoria Foucaulta nie trzyma się kupy, poza tym nigdy nie widziałem porządnego badania, które by ją potwierdzało, widziałem za to setki takich, które jej przeczą (począwszy od niemal wszystkich twin studies, skończywszy na badaniach porównawczych różnych kultur Bussa i innych psychologów międzykulturowych).
„’Jeszcze jedno pytanie: miałaś kiedyś w ręku książkę Debory Blum „Mózg i płeć”? Autorka w niezwykle przystępny sposób tłumaczy, dlaczego współczesne badania nad różnicami w budowie mózgu miedzy mężczyznami i kobietami oraz różnicami w funkcjonowaniu społecznym (które wynikają z poprzednich różnic), nie tylko nie zagrażają walce kobiet o prawa w społeczeństwie, ale mogą nawet stać się ich orężem’. nie mialam tej ksiazki w reku, ale juz z opisu smierdzi mi na odleglosc mniej lub bardziej zawoalowanym uzasadnianiem, ze kobieta nadaje sie do kuchni”
To może jednak weź ją do ręki, nim zaczniesz się wypowiadać, albo przynajmniej uzasadnij, z jakiego powodu znana amerykańska feministka miałaby chcieć zaganiać kobiety do kuchni.
cdn
„nie da sie wskazac jednej i uniwersalnej definicji 'metody naukowej’ na przyklad”
Powiedz to lekarzom, chemikom, biologom, genetykom, geologom czy astronomom, a nie humaniście. Nim to jednak zrobisz, przeczytaj, radzę, dziełko Poppera (na początek), bo polegniesz sromotnie.
„nie jest niezmienne, za kazdym razem, kiedy chcesz o tym rozprawiac, musisz przylozyc nie tylko miarke dzisiejsza, ale tez odniesc sie do uwarunkowan tamtych czasow.”
Nie słyszałaś, że Kuhn i Feyerabend są w naukach ścisłych demode? W oparciu o ich piękne teorie nie da się sensownie nauki uprawiać, zatem chcąc mieć szczepionki, laptopy i komórki, trzeba wrócić do Poppera. A ten jest tutaj twardy i nieustępliwy: gdybyśmy się jakimś cudem przenieśli w czasy średniowieczne, laptop nasz (z dobrą baterią) nadal by w nich działał, mimo że zmieniłyby się uwarunkowania społeczne.
„spoleczne konstruowanie sexualnosci u foucaulta a wiara w mozliwosc zmiany orientacji sexualnej za pomoca mniej lub bardziej wyrafinowanych zabiegow, to dwie rozne rzeczy.”
Nie zauważyłaś ironii?
A swoją drogą, dlaczego różne? Jeśli coś konstruujemy społecznie, to przecież równie społecznie powinna się owa rzecz dać zrekonstruować, chyba że jakoś nam zastygła po drodze. Dla mnie teoria Foucaulta nie trzyma się kupy, poza tym nigdy nie widziałem porządnego badania, które by ją potwierdzało, widziałem za to setki takich, które jej przeczą (począwszy od niemal wszystkich twin studies, skończywszy na badaniach porównawczych różnych kultur Bussa i innych psychologów międzykulturowych).
„’Jeszcze jedno pytanie: miałaś kiedyś w ręku książkę Debory Blum „Mózg i płeć”? Autorka w niezwykle przystępny sposób tłumaczy, dlaczego współczesne badania nad różnicami w budowie mózgu miedzy mężczyznami i kobietami oraz różnicami w funkcjonowaniu społecznym (które wynikają z poprzednich różnic), nie tylko nie zagrażają walce kobiet o prawa w społeczeństwie, ale mogą nawet stać się ich orężem’. nie mialam tej ksiazki w reku, ale juz z opisu smierdzi mi na odleglosc mniej lub bardziej zawoalowanym uzasadnianiem, ze kobieta nadaje sie do kuchni”
To może jednak weź ją do ręki, nim zaczniesz się wypowiadać, albo przynajmniej uzasadnij, z jakiego powodu znana amerykańska feministka miałaby chcieć zaganiać kobiety do kuchni.
cdn
„wez pod uwage, ze niezwykle rzadko podnoszono kwestie socjalizacji – to wrodzone cechy mialy powodowac, ze kobiety byly gorsze”
Mam prośbę Możesz mi wskazać, kto dziś w Polsce twierdzi, że kobiety są gorsze. Nawet z ust polityków PiS-u i LPR-u nigdy nie padło stwierdzenie o gorszości kobiet, zwłaszcza ze obie te partie. Zgadzam się, że Kościół katolicki dyskryminuje dziś kobiety (odmawiając im np. prawa do posługi kapłańskiej) – nie znalazłem jednak miejsca, by jakikolwiek hierarcha pisał o gorszości kobiet.
Jedyne kraje, w których jawnie uznaje się dziś kobiety za gorsze, to „oświecone” kraje w typie komunistycznych Chin (zabija sie tam dziewczynki na masową skalę, wychodząc własnie z założenia, że są gorsze) czy kraje islamskie.
Zważywszy zatem, że nawet fundamentaliści chrześcijańscy, mimo że bronią systemu, który określić można jako patriarchalny, nigdy nie wartościują ludzi ze względu na płeć, ciekawym, kiedy i gdzie widziałaś takie wartościowanie u naukowców (zwłaszcza, ze wspołcześnie większość naukowców to kobiety) – chodzi mi przy tym o rzeczywiście współczesny przykład, nie zaś o przypadki sprzed stu lat, kiedy to faktycznie się zdarzało (niedopuszczenie Curie-Skłodowskiej do Akademii Francuskiej w 1911).
„bo z jednego takiego sztandarowego badania na plec mozgu wyszlo mi, ze jestem w osiemdziesieciu kilku procentach mezczyzna.”
Ha, wiem, o którym badaniu mówisz. Jednak status naukowy kwestionariusza płci psychologicznej jest dosyć podejrzany – naukową metodą bym go nie nazwał, chocby dlatego, ze nie stoi za nim żadna porządna teoria naukowa, tylko garść stereotypów.
„poza tym, jest jeszcze szerokie pole socjalizacji. naprawde, nie bez znaczenia jest to, jakie zabawki dziecku kupujesz.”
Oczywiście, chłopcy, których zmuszano do zabaw lalkami, wyrastali na równie sfrustrowanych i zagubionych, co dziewczynki, które zmuszano do zabaw samochodami – chyba że dzieci same chciały się bawić tym, co stereotypowo nie kojarzy się z ich płcią. Fakty są jednak takie, że dzieci same rozwijają preferencje względem zabawek, tak jak później rozwiną je względem partnerów seksualnych, i ze statystycznie dziewczynki częściej wybierają (jeśli dostaną wybór) lalki, a chłopcy – pistolety i samochody. Nie jest to oczywiście regułą, i – jak pokazują badania – sam fakt, że np. chłopiec woli bawić się lalką, nie koreluje z przyszłą orientacją seksualną – statystycznie wszak dzieci wykazują preferencje w kwestiach zabawek. Preferencje dawno już zbadane przez psychologów i statystycznie korelujące z tym, co im generalnie kupują rodzice.
cdn
„wez pod uwage, ze niezwykle rzadko podnoszono kwestie socjalizacji – to wrodzone cechy mialy powodowac, ze kobiety byly gorsze”
Mam prośbę Możesz mi wskazać, kto dziś w Polsce twierdzi, że kobiety są gorsze. Nawet z ust polityków PiS-u i LPR-u nigdy nie padło stwierdzenie o gorszości kobiet, zwłaszcza ze obie te partie. Zgadzam się, że Kościół katolicki dyskryminuje dziś kobiety (odmawiając im np. prawa do posługi kapłańskiej) – nie znalazłem jednak miejsca, by jakikolwiek hierarcha pisał o gorszości kobiet.
Jedyne kraje, w których jawnie uznaje się dziś kobiety za gorsze, to „oświecone” kraje w typie komunistycznych Chin (zabija sie tam dziewczynki na masową skalę, wychodząc własnie z założenia, że są gorsze) czy kraje islamskie.
Zważywszy zatem, że nawet fundamentaliści chrześcijańscy, mimo że bronią systemu, który określić można jako patriarchalny, nigdy nie wartościują ludzi ze względu na płeć, ciekawym, kiedy i gdzie widziałaś takie wartościowanie u naukowców (zwłaszcza, ze wspołcześnie większość naukowców to kobiety) – chodzi mi przy tym o rzeczywiście współczesny przykład, nie zaś o przypadki sprzed stu lat, kiedy to faktycznie się zdarzało (niedopuszczenie Curie-Skłodowskiej do Akademii Francuskiej w 1911).
„bo z jednego takiego sztandarowego badania na plec mozgu wyszlo mi, ze jestem w osiemdziesieciu kilku procentach mezczyzna.”
Ha, wiem, o którym badaniu mówisz. Jednak status naukowy kwestionariusza płci psychologicznej jest dosyć podejrzany – naukową metodą bym go nie nazwał, chocby dlatego, ze nie stoi za nim żadna porządna teoria naukowa, tylko garść stereotypów.
„poza tym, jest jeszcze szerokie pole socjalizacji. naprawde, nie bez znaczenia jest to, jakie zabawki dziecku kupujesz.”
Oczywiście, chłopcy, których zmuszano do zabaw lalkami, wyrastali na równie sfrustrowanych i zagubionych, co dziewczynki, które zmuszano do zabaw samochodami – chyba że dzieci same chciały się bawić tym, co stereotypowo nie kojarzy się z ich płcią. Fakty są jednak takie, że dzieci same rozwijają preferencje względem zabawek, tak jak później rozwiną je względem partnerów seksualnych, i ze statystycznie dziewczynki częściej wybierają (jeśli dostaną wybór) lalki, a chłopcy – pistolety i samochody. Nie jest to oczywiście regułą, i – jak pokazują badania – sam fakt, że np. chłopiec woli bawić się lalką, nie koreluje z przyszłą orientacją seksualną – statystycznie wszak dzieci wykazują preferencje w kwestiach zabawek. Preferencje dawno już zbadane przez psychologów i statystycznie korelujące z tym, co im generalnie kupują rodzice.
cdn
Miko,
„Do tego dochodzi też kwestia, że nauka nigdy tak naprawdę nie widziała w praktycznym zastosowaniu swoich rozwiązań jakiegoś celu (właśnie z powodu rzeczonego obiektywizmu).”
A błąd, jedno nie wyklucza drugiego. Rozwiązania mają jakiś zakres skuteczności, który mozemy obiektywnie badać.
„Dlatego ciężko też przypisywać jej wszelką zasługę.”
A komu jeszcze chciałbyś ja przypisać? Humanistom? Politykom?
„Co z tego, że odkryliśmy silnik wodorowy, skoro on -jako część świata społecznego- w zasadzie nie istnieje?”
???? Silnik jest elementem rzeczywistości realnej, i na tej zasadzie realnymi środkami możemy konstruować go i badać. Rzeczywistość społeczna też zresztą jest realna i daje się badać, choć prawa tu generowane mają zwykle charakter nie absolutny, lecz statystyczny.
„I ostatecznie, skoro nauka jest obiektywna, to nie ma znaczenia czy odkrycia dokonał agent UB, czy nieskazitelny solidarnościowiec.”
Nie ma znaczenia.
Ale Bauman nie dokonuje odkryć naukowych, tylko poucza, moralizuje i tworzy ideologię – do tego zaś powinien mieć jako takie kwalifikacje moralne.
Miko,
„Do tego dochodzi też kwestia, że nauka nigdy tak naprawdę nie widziała w praktycznym zastosowaniu swoich rozwiązań jakiegoś celu (właśnie z powodu rzeczonego obiektywizmu).”
A błąd, jedno nie wyklucza drugiego. Rozwiązania mają jakiś zakres skuteczności, który mozemy obiektywnie badać.
„Dlatego ciężko też przypisywać jej wszelką zasługę.”
A komu jeszcze chciałbyś ja przypisać? Humanistom? Politykom?
„Co z tego, że odkryliśmy silnik wodorowy, skoro on -jako część świata społecznego- w zasadzie nie istnieje?”
???? Silnik jest elementem rzeczywistości realnej, i na tej zasadzie realnymi środkami możemy konstruować go i badać. Rzeczywistość społeczna też zresztą jest realna i daje się badać, choć prawa tu generowane mają zwykle charakter nie absolutny, lecz statystyczny.
„I ostatecznie, skoro nauka jest obiektywna, to nie ma znaczenia czy odkrycia dokonał agent UB, czy nieskazitelny solidarnościowiec.”
Nie ma znaczenia.
Ale Bauman nie dokonuje odkryć naukowych, tylko poucza, moralizuje i tworzy ideologię – do tego zaś powinien mieć jako takie kwalifikacje moralne.
[goffy itd..]
Mylisz się i tym razem. Sromotnie, co chyba masz w zwyczaju (ew. naturze): obok zideologizowanych matołków, którzy próbowali narzucić reszcie naukowców „jedyne słuszne wersje” biologii i fizyki istnieli i działali jednocześnie naukowcy, którzy uprawiali normalną fizykę i biologię. Jeśli nie dało się jej uprawiać jawnie w krajach totalitarnych to często wyjeżdżali bądź uciekali do miejsc, gdzie ideologie trzymały się (albo częściej je trzymano) zdala od nauki. Często również ci, którzy oficjalnie starali się nie podpaść politrukom partyjnym prywatnie i tak „robili swoje” – nawet w hitlerowskich Niemczech i stalinowskiej Rosji. Zresztą tu się pokazuje pewna schizofrenia tyranów – żeby dostać _realne_ zastosowania odkryć naukowych i tak (często niejawnie, albo tak jak w ZSRR w zamkniętych obozach) musieli wspierać normalną naukę, choć jednocześnie sekowali ją w propagandowych publikacjach.
Nie zawsze ideologia była w stanie zdusić normalną naukę: w Polsce na szczęście nie udało się komunistycznym popaprańcom wprowadzić „słusznej” biologii marksistowskiej czy antyeinsteinowskiej fizyki – na szczęście autorytet i pozycja nauki okazały się mocniejsze. Z wielką obawą obserwuję natomiast współczesne ataki na nauki przyrodnicze ze strony różnych gender/queer/antropo/femino/itp. hochsztaplerów: trzymam za naukę kciuki i mam nadzieję, że i tym razem oprze się barbarzyńcom ideolo.
Dla Twojej wiedzy: normalna nauka nie ma ani płci, ani narodowości, ani ideologii.
To co miałaś do powiedzenia o Heisenbergu przeczytałem: niewiele zresztą miałaś. Jak już się podkształcisz (zwróć przede wszystkim uwagę na związek między własnościami grup w rodzaju SL(2,C), a zwłaszcza ich reprezentacji, a konsekwencjami w postaci nieznikania niektórych komutatorów na poziomie grup/algebr i na poziomie reprezentacji – jak np. w przypadku omawianej zależności) to z chęcią wrócę do dyskusji. Przy aktualnym stanie Twojej wiedzy fizycznej jest ona bezprzedmiotowa, a ja zacięcia dydaktycznego jakoś nie mam.
To wszystko i mam nadzieję, ża zanim znów zabierzesz głos na temat spraw, o których jak się tu okazało, nie masz większego pojęcia, odrobisz zadaną pracę domową w jakiejś czytelni.
tomku,
1. to, ze dzis nie opisujemy swiata modelem zaproponowanym przez arystotelesa, bo nie spelnia wspolczesnych standardow, ktore obowiazuja w nauce nie oznacza, ze w czasach, gdy ta teoria powstawala, a i nieco pozniej, wiedza ta uznawana byla za wiedze naukowa. tak samo w latach piecdziesiatych w usa, za naukowe odkrycia uznawano to – bo spelnialy wszystkie standardy obowiazujasce w tamtych czasach – co dzis jezy nam wlosy na glowie. i anachronizmem jest twierdzenie, ze to nie byla nauka – ale byla, jak najbardziej, dokladnie tak samo jak badania, ktore przytaczasz dzisiaj jako dowod na obiektywizm nauki.
2. to powiedz mi jeszcze, jaki przebrzydly humanista wymyslil w polowie dziewietnastego wieku pojecie homoseksualisty. z etiologia, cechami osobowosci, i innymi kategoriami przynaleznymi dewiacji. poza tym, pierwsze slysze, zeby oficjalna medycyna radosnie zajmowala sie jakas szarlataneria uznana za szarlatanerie w czasach, w ktorych rzecz sie dzieje. wiedza o homoseksualizmie byla wiedza medyczna. to, ze dzis nie nazwiemy ja naukowa, bo nie spelnia wymagan stawiany przez wspolczesna nauke, nie oznacza, ze wtedy, te piecdziesiat lat temu, nie byla. chyba ze nauka nie ma historii, i nic w niej z niczego nie wynika. ale to by byla bardzo odkrywcza tomku teza.
3. uwaga o eliminacji obcosci i eliminacji obcego miala wskazac, ze wskazanie na bilogiczne zdeterminowanie obcosci nie wplywa w zaden sposob na zaakceptowanie tejze obcosci przez ludzi, ktorzy sie jej boja lub jej nienawidza. homofobowi z grubsza za jedno, skad sie pedaly biora. ma ich nie byc, i juz. i nie pisz mi prosze political fiction w stylu elpeerowi aborcja jest bardziej wstretna niz pedalstwo. wielu homofobkom i homofobom juz niekoniecznie. wiec oczywiscie, mozna sie cieszyc, ze wiemy cos wiecej, tylko prosze nie wstawiac glodnych kawalkow, jakie to ma znaczenie antydyskryminacyjne i w ogole. dokladnie nie ma zadnego, a mozna dosc prosto pomyslec, jakie bedzie mialo konsekwencje negatywne.
4. co do zabawek dzieciecych – male dziecko bedzie sie bawic wszystkim – zreszta najfajniejsze zabawki sa te, ktore sobie dziecko samo znajdzie, komplet srubokretow na przyklad. bedzie bawic sie dokladnie tak samo lalka jak samochodzikiem. preferencje co do zabawek pojawiaja sie nieco pozniej, i w pewnej mierze zaleza od tego, co rodzice dziecku podsuwali pod nos. jest wielu rodzicow /a i np. przedszkoli/, ktorzy dziewczynkom kupuja lalki a chlopcom klocki, bo trzeba. obejrzyj, jak wyglada oferta w sklepie smyk, mnie tam kiedys zabilo stoisko z butami – dla szescioletnich dziewczynek to nawet obuwie na obcasie /sic!/ bylo, ale za diabla nie mogles tam nabyc wygodnych i odpowiednich dla stopy trampek /czyt. obuwia sportowego/.
5. oczywiscie, w polsce nikt nie twierdzi, ze kobiety sa gorsze. ba! sa lepsze, jako z natury cieple, wrazliwe i cudowne istoty swietnie nadaja sie, by tworzyc ognisko domowe, i wychowywac dzieci. cala gromadke. trzeba im do tego, zeby swoja nature mogly realizowac, stworzyc warunki – wydluzyc urlop macierzynski, te kwestie. o tym, zeby wreszcie zaczac przestrzegac przepisow antydyskryminacyjnych, juz sie nie mowi.
wiec jak ktos, k…a, naukowo udowodni, ze statystycznie rzecz biorac, kobieta lepiej sie do wychowywania dzieci nadaje, to jest to kolejny, swietny argument, zeby jednak te kobiety zagnac do domu. dlatego od ksiazek, ktore mi udowadniaja, do czego z racji plci lepiej sie nadaje, a do czego sie nie nadaje zupelnie, trzymam sie z daleka.
6. ponawiam prosbe o odeslanie do statystyk, z ktorych wynika to straszliwe sfeminizowanie nauki – bo z badan, ktore calkiem niedawno czytalam, wynika rzecz zupelnie odwrotna.
pzdr
guzik
„A błąd, jedno nie wyklucza drugiego. Rozwiązania mają jakiś zakres skuteczności, który mozemy obiektywnie badać.”
Oczywiście, że można badać skuteczność, tylko ile będzie takich twierdzeń dowodzonych przez naukę indukcyjnie, które będą miały charakter niestochastyczny? Ze względów praktycznych nauki nie interesują przypadki jako takie, ale prawidłowości dla populacji, więc będzie badać populacje i dla populacji tworzyć (moim zdaniem) na ogół stochastyczne twierdzenia, które „praktyczne” stają się w skali przemysłowej, rządowej, makro. W takim przypadku jest konflikt między obiektywizmem a praktycznością, jeśli chcemy coś twierdzić o indywiduum. Ludzie nie obcują ze sobą w sposób „statystyczny”, nasze codzienne zdarzenia nie mają raczej charakteru losowego. Statystyczność nauki kłóci się z ludzkim egotyzmem – ponieważ jesteśmy egotyczni, chcemy testować prawa naukowe w odniesieniu do naszego życia, jednocześnie charakter twierdzeń statystycznych sprawia, że stwierdzone prawidłowości są jednostkowo niedoświadczalne. Np. racjonalne z punktu widzenia nauki jest szczepienie przeciwko grypie, a z punktu widzenia jednostki to działanie pozbawione sensu. Ludzie w oświeceniu nie szczepili się dlatego, że to było racjonalne z punktu widzenia nauki, ale dlatego że chcieli naśladować arytokrację.
Nie chodzi mi o potępianie w czambuł nauki opartej o statystykę, ale o wyrażenie mojego stanowiska, że jeśli z czymś ma ta nauka problem, to z człowiekiem. Może nie z człowiekiem w ogóle, ale z człowiekiem podmiotowym. Nie wykluczam, że może istnieć niepodmiotowy człowiek, ale my na ogół mamy do czynienia z podmiotami (wciąż zastanawiam się jak to jest w Chinach).
„A komu jeszcze chciałbyś ja przypisać? Humanistom? Politykom?”
No więc do tego sprowadza się mój problem. Gdyby istniała tylko nauka ścisła i naukowcy o takim podejściu, to niepotrzebna byłaby podmiotowość (bo podmiot jest nauce nie po drodze, jeśli sprowadzić rzecz do samego jej celu). Pytanie jest wtedy takie, czy istnieliby naukowcy?
Moim zdaniem (które nie jest mojego autorstwa), podmiotowość jest możliwa dzięki ideologii- to że jeden człowiek jest drugiemu do czegoś potrzebny już jest pewną ideologią, dlatego że potrzebuje drugiego to uznaje jego podmiotowość, bo jakoś musi okazać, że wyodrębnia go ze środowiska. Nie wszyscy musimy być dla siebie podmiotami, ale tak to się zaczęło. Naukowcom cudza podmiotowość nie jest potrzebna, bo wygodniej jest uznać, że ten obok właśnie nie obalił naszego wniosku, niż go cytować (potencjalnie spalić go na stosie- czyli przerobić na przedmiot/kupkę popiołu). Bo dla ścisłego naukowca osobiste poznanie ma większą wartość niż słowa innego naukowca (gdyby mu dać wybór między tym a tym). Dlatego, prawdopodobnie, zanim była jakaś nauka, to musiała być jakaś ideologia, która dała podmiotowość przyszłym naukowcom, a że „potrzebowanie kogoś” pachnie polityką, to pewnie tu należy upatrywać zasług. Jeśli obwiniać humanistów o spółkę z politykami, to chyba na polu „masowego upodmiatawiania” – przykładem Biblia, gdzie Adam upodmiatawia Ewę, bo mu jest potrzebna, ale cała historyjka była politycznym zamówieniem wodza jednego z żydowskich plemion u autora, którego znamy jako Jahwistę, po to żeby wyjaśnić kto jest kim. To samo w średniowieczu i to samo obecnie. Żeby nie było kogo obwiniać, to się stworzyło Boga i powiedziało, że on jest przyczyną wszelkiego upodmiotowienia. A potem już byli odpowiedni ludzie od głoszenia kto jest potrzebny Bogu (np. poganie nie są). Dzisiaj wszyscy są podmiotami, bo za podmiotowość obwinia się Kapitał, któremu każdy się przyda (na rynku nigdy za wiele rąk).
To, co stworzyło naukę, jest też jej największym kłopotem.
Przepraszam za ton, ale zirytowały mnie rzucane na oślep pretensje pod adresem „humanistyki”.
Istnieje kolosalna różnica między tezami:
1) „świat będzie teraz, dzięki nauce, przewidywalny” (w domyśle: całkowicie);
2) „świat staje się dzięki nauce bardziej przewidywalny”.
Bauman zaznacza wyraźnie, że mówi o naiwnych scjentystach sprzed 200 lat, którzy wyznawali tezę pierwszą. Nigdzie natomiast (przynajmniej wśród podanych cytatów) nie neguje tezy drugiej. Zarzut o antyscjentystycznej retoryce trafia więc kulą w płot i wynika z niezrozumienia cytowanej wypowiedzi. Odkrycie, że nauka nie jest wszechwiedząca i, wbrew temu, co zdajesz się sugerować, nie dostarcza „obiektywnej wiedzy o świecie”, innymi słowy, że same nauki ścisłe nie rozwiążą wszystkich problemów świata – jest dziś konstatacją tak oczywistą, że tylko naiwny scjentysta może ją negować. Oczywiście, twierdzenie, że wobec upadku tak rozumianego, naiwnego rozumu „Wiara, tradycja, wróżby, intuicja, Objawienie Boże” są wszystkie równie uprawnione w opisie świata, jest równie naiwne, jak przegięcie w drugą stronę. Takiej tezy akurat Bauman jednak (o ile go znam – choć może się mylę) nie stawia.
Zdajesz się nie rozumieć, że Bauman nie opisuje faktów takich, jak je rozumieją nauki ścisłe, i wcale nie zamierza „zapewnić obiektywnej wiedzy o świecie”. Bauman pisze o stanach umysłów, opisuje kulturę konsumpcyjną – a nie fakty fizyczne. Co więcej, stawiając w jednym rzędzie „wiarę, tradycję, wróżby, intuicję, Objawienie Boże tudzież dzieła współczesnych filozofów” zdradzasz ignorancję nie tylko w zakresie współczesnej filozofii (nie słyszałeś najwyraźniej o empiryzmie logicznym, neopozytywizmie czy filozofii analitycznej; bardzo łatwo idzie Ci uogólnianie jednostkowych obserwacji), ale także co do własnej dziedziny. Uogólnianie korelacji, którą to metodą posługują się psychologia i nauki biologiczne, nazywasz poznawaniem obiektywnej wiedzy o świecie? Nie słyszałeś też chyba o typie idealnym, stosowanym powszechnie w socjologii. Właśnie takie typy konstruuje Bauman, robi to zaś dlatego, że nauki humanistyczne (psychologia jest tu szczególnym przypadkiem, na granicy z naukami ścisłymi) nie pytają o to, „co jest”, ale także o to, „dlaczego jest właśnie tak”. Bauman robi to oczywiście w sposób niedoskonały, stosuje okrągłe metafory, upraszcza i myli się. Dzieje się tak jednak dlatego, że nie da się na takie pytanie odpowiedzieć inaczej. Zapytaj historyka, dlaczego doszło do rewolucji francuskiej albo dlaczego Tatarzy najechali Europę – a otrzymasz podobne generalizacje (z konieczności, jak każde uogólnienie, uproszczone) i zgadywanie. Piszesz, że „teorie Derridy czy Baumana żadnej tego typu [„konkretnej”] korzyści ludzkości nie przyniosą, bo nie mają najmniejszej wartości naukowej – jako że z definicji i struktury są niesprawdzalne.”; i masz rację, dlatego, że nie mogą być sprawdzalne tak jak teorie fizykalne. Derrida pisze o języku, Bauman o kulturze. Tego rodzaju teorie „tego typu” korzyści dać nie mogą, mogą dać za to inną – np. zrozumienie (lepsze lub gorsze) zmian społecznych. Kiedy już *sprawdzisz*, dlaczego upadł Rzym, daj znać – przyznam Ci prywatnego Nobla.”Oczywiście socjologowie i filozofowie nie są w stanie zaakceptować owej supremacji nauk ścisłych, nic więc dziwnego, że atakują na oślep”, dodajesz. I tym sposobem wychodzisz na bardzo naiwnego scjentystę, który wyobraża sobie, że np. twórczość literacką da się policzyć i zmierzyć. Gdy już *sprawdzisz*, jak powstał „Pan Tadeusz”, daj znać – zgłoszę Cię do Pulitzera.
apel mlodziezy:
dajcie nam spokoj z IPN
dajcie nam spokoj z teczkami
dajcie nam spokoj z IPN
dajcie nam spokoj z teczkami
dajcie nam spokoj z IPN
dajcie nam spokoj z teczkami
dajcie nam spokoj z IPN
dajcie nam spokoj z teczkami
kto po Herbercie?
Dlaczego, krytykując czyjeś poglądy, nie można obyć się bez IPNu i teczek? Czyżby Łysakowski też dotarł do IV RP?!
Tomaszu, bardzo dużo w Twoim tekście o Baumanie bezzasadnego triumafalizmu [na zasadzie 'ale mu dowalilem, no’] na poziomie dziecka, które cieszy się, że przyłapało dorosłego na kłamstwie (chociaż tak naprawdę usłyszało tylko część rozmowy, której połowy nie zrozumiało). Ciekawi mnie np. czy czytałeś krytykowane przez Sokala teksty, czy uwierzyłeś mu na słowo? Kristeva, która była jedną z negatywnych bohaterek książki Sokala napisała w odpowiedzi tak:
„The human sciences , and particularly the interpretation of literary texts and the analytic interpretation , do not follow the logic of exact sciences. They do not always „apply” those „models” , but borrow them, export them , and make them work as traces , which are modified in a transference between the subject and the object , interpreter and evidence. In the interior of such an economy , the imported element is no longer a model , but it is transformed , shifted , impoverished or enriched. The reflection that would come out of this is closer to the poetical metaphor rather than to modeling. This modulation of thought gives rise to interesting epistemological debates.” — co oznacza, że to Sokal dał się nabrać dając wiarę temu, że humaniści posługując się metaforami zaczęrpniętymi z nauk ścisłych pretendują do opisania swoich dziedzin tymi terminami. Duża krytyka Sokala i jego metody znajduje się tutaj:
http://www.psicomundo.com/foros/psa-ciencia/sokal1-us.htm
Zachęcam Cie do polemizowania z tym opisem/krytyką jeśli chcesz dalej bronic Sokala.
Proponuję, żebyś 'antiscientific’ tłumaczył jako antynaukowe, albo obskuranckie, a nie antyscjentyczne. Scjentyzm to dość skrajny pogląd filozofii nauki, którego w żadnym razie nie można utożsamiać ze stosowaniem metody naukowej (naukowiec nie musi być scjentystą).
Raf, a dlaczego nie? Wszyscy zyjemy w IV RP, czy tego chcemy, czy nie. Poza tym kto wie, może gdyby nie gruba kreska, IV RP wcale by dziś nie było – przyzwyczailibysmy sie do tego, kto był agentem, a kto nie, i wszystko rozeszłoby sie po kościach.
Raf, a dlaczego nie? Wszyscy zyjemy w IV RP, czy tego chcemy, czy nie. Poza tym kto wie, może gdyby nie gruba kreska, IV RP wcale by dziś nie było – przyzwyczailibysmy sie do tego, kto był agentem, a kto nie, i wszystko rozeszłoby sie po kościach.
’Dla Twojej wiedzy: normalna nauka nie ma ani płci, ani narodowości, ani ideologii.’
Ha, ha, ha. Niezle, naprawde niezle. Pewnie, że nie ma bo 'normalna’ nauka w takim ujęciu po prostu nie istnieje!
Co do naukowosci – bo dalej, jak na razie nie chce mi sie czytac (ale blog calkiem fajny) – to postulowanie jednej metody dla wszelkich nauk jest nie tylko bezzasadne, ale rowniez bezsensowne. Po prostu wmusza sie kryteria jednego, arbitralnie wybranego typu nauki (w praktyce najczesciej nauk scislych) innym i odmiawia im miana nauk. Zeby nie bylo watpliwosci, to, co pisze, nie jest jakas kolejna postmodernistyczna bzdura – pytanie czy jedna metoda, czy wiele jest problemem ciagnacym sie od zarania filozofii. Krytyka autora blogu pod adresem „humanistow” i filozofii w ogole jest oparta na przestarzalej pozytywistycznej ideologii. Jezeli autor uwaza, ze koncepcje filozoficzne nie przynosza mu korzysci, to niech sie nimi nie zajmuje – twierdzenie, ze nie przynosza one zadnych „korzysci” ludzkosci w ogole (rozumiem: „nikomu”… Czy moze „ludzkosc” znaczy co innego…?) jest gruba, pyszalkowata ekstrapolacja. Oczywiscie, jezeli miernikiem racji bytu wszelkich nauk ma byc ich korzysc dla „ludzkosci” (przepraszam za cudzyslow, ale inaczej nie przechodzi mi przez kibord), to trzeba oczywiscie odpowiednio szeroko zdefiniowac „korzysc”… czyli rozrzezic w znacznej mierze jego znaczenie… jeszcze jeden argument za tym, ze postulowanie jedynej metody i na tej podstawie jedynego kryterium naukowosci jest nonsensem – ta teza, jak widac, jest weryfikowalna w praktyce.
W kazdym razie ten wpis byl dla mnie niemilym zaskoczeniem – bloga dopiero co odkrylam i poprzednie wpisy wydaly mi sie dosc zabawne i nieglupie. Nadal zreszta mysle, ze autor jest nieglupi, przydaloby mu sie tylko doksztalcenie w owych „humanistycznych” (znowu jakos nie moge powstrzymac sie od przekasu…) dziedzinach. To, co wspolczesnie uprawia sie pod mianem filozofi, wbrew pozorom nie sprowadza sie do Derridy i spolki (sam Derrida zreszta w mlodosci pisal calkiem rzeczowo).
Tzw. scislowcy bedacy ignorantami w dziedzinach „humanistycznych” powinni albo cos poczytac, zanim wypowiedza sie na tematy, na ktorych znaja sie jak swinia na gwiazdach, albo po prostu sobie odpuscic i robic swoje.
głosują też na PO (czy innych yntelektułalystuff spod znaku aferałów czy uwolstwa) eseldówek i PSL. To jest dopiero aberracja umysłowa.
„trener biznesu” nazwa musi sama za siebie. Idź pan dalej trenować ze swymi biznesmenami (przecież muszą zarobić jak najwięcej pieniędzy więc solidny trening im się przyda: jedna z metod to zwalnianie pracowników) i nie pisz więcej o sprawach, o których pan nie masz pojęcia. Dobrze?
Naprawdę sądzi Pan, że biznesmeni istnieją na świecie po to, by dawać zatrudnienie swoim pracownikom? PS. Proszę mi łaskawie wskazać, w którym miejscu piszę bez pojęcia – lub się mylę.
"trener biznesu" nazwa musi sama za siebie. Idź pan dalej trenować ze swymi biznesmenami (przecież muszą zarobić jak najwięcej pieniędzy więc solidny trening im się przyda: jedna z metod to zwalnianie pracowników) i nie pisz więcej o sprawach, o których pan nie masz pojęcia. Dobrze?
Właśnie takiego spojrzenia na Baumana było mi trzeba. Dobry tekst. Nieco chaotyczny, ale dobry. Dzięki.
Dziękuję 🙂