W poniedziałek robiłem badania psychologiczne w swym starym liceum w Radomsku, co łączyło się z gościnnym prowadzeniem (lub współprowadzeniem) zajęć w różnych klasach między 8:00 a 14:30. Przebieg lekcji niemal zawsze podobny. Młodzież na początku trochę nieufna, część spode łba wzrokiem łypie, połowa klasy (przeważnie ta męska) z wyraźnymi objawami ADHD, druga (głównie żeńska) zatopiona w powtarzaniu czegoś z zeszytów lub pisaniu… No i ja. Od razu mówić zaczynam i to na takim poziomie decybeli, by nie mieli wątpliwości, że mnie nie przekrzyczą, po czym małe szoł z technik autoprezentacji lub krótki pokaz na laptopie najciekawszych reklam… Już po chwili ADHD mija chłopcom, jak ręką odjął, gros dziewczyn też rezygnuje ze swych fascynujących aktywności. Jeszcze trochę werbalnej produkcji i kolejne partie zaciekawionych na wyścigi zgłaszają mi się do dosyć trudnego badania. Powiem szczerze, naczytawszy się w prasie wstrząsających relacji (głównie nauczycieli) o tym, co spotkać może człowieka w dzisiejszej szkole, byłem w prawdziwym szoku.
Okazało się, że młodzi ludzie dziś nijak nie różnią się od młodych ludzi z czasów, gdy siedziałem po drugiej stronie, w ławce szkolnej, czyli sprzed jakichś 10 lat. Te same problemy i te same oczekiwania wobec szkoły: by na lekcji nie było nudno. Jeśli nauczyciel nie potrafi sobie z tą nudą poradzić, uczniowie radzą sobie we własnym zakresie. Skutki niemal co dzień oglądamy w mediach.
Nie piszę tego, by w jakikolwiek sposób usprawiedliwiać młodych bandytów, takich na przykład, jak gimnazjaliści, którzy doprowadzili do samobójstwa koleżankę. Człowiek powinien ponosić odpowiedzialność za to, w jaki sposób zabija nudę – bez względu na to, czy ma lat 14 czy 40. Gdyby więc zależało to ode mnie, zwyrodnialcy trafiliby na długie lata za kratki. Niełatwo jednak rozgrzeszyć samo gimnazjum jako takie (nie tylko nauczycielkę, która zostawiła klasę samą sobie), ba, cały nasz system edukacji i kształcenia nauczycieli, który stawia ich, nieprzygotowanych, w takich sytuacjach.
Jasne jest bowiem dla mnie, że na kursach pedagogicznych przyszli nauczyciele w pierwszym rzędzie powinni być szkoleni nie w metodyce czy psychologii rozwojowej, lecz w wystąpieniach publicznych i technikach mówienia tak, by maksymalnie zaangażować odbiorcę (OK, są i dziś w programie studiów pedagogicznych metody oddziaływań wychowawczych i zagadnienia emisji głosu, jak widać jest tego jednak o wiele za mało). W przeciwnym razie warto się zastanowić nad sensownością utrzymywania powszechnego obowiązku szkolnego. Edukacja jako prawo (dla tych, co chcą i potrafią z niej korzystać) mniej by frustrowała i uczniów, i nauczycieli (nie tylko ze względu na kwestie bezpieczeństwa). Ci drudzy może nawet by wówczas polubili tych pierwszych, co bardzo pozytywnie wpłynęłoby na samopoczucie wszystkich w szkole. I na jakość zajęć.
Specjalista od retoryki i erystyki powiedziałby, że umiejętność prawidłowego wysławiania się to połowa sukcesu. Przychylniejszym okiem patrzymy bowiem na osobę, która mówi wyraźnie i płynnie, niż na sepleniącego i dukającego wyuczone formułki nauczyciela. Przyciągnięcie uwagi ucznia jest nieodzowne, bo wtedy zajęcia są nudne, a młody człowiek nudy nie znosi.
Co do ADHD wśród uczniów to napisałem już o tym: http://ra2er.blox.pl/2006/10/Wpierdol-ADHDowcowi.html
Z tym ADHD to tu mimo wszystko żartowałem. Moim skromnym zdaniem zresztą coś takiego jak nadpobudliwość psychoruchowa faktycznie istnieje, ale w żaden sposób nie łączy się z chuliganieniem na lekcjach. Sam od dziecka nigdy nie byłem w stanie dłużej w jednym miejscu usiedzieć (co mi zostało – dziś z reguły zajęcia prowadzę biegając po sali), mimo to jednak jakoś nie byłem w szkole postrachem dla nauczycieli… Chyba nawet wręcz przeciwnie 😉
„Edukacja jako prawo (dla tych, co chcą i potrafią z niej korzystać) mniej by frustrowała i uczniów, i nauczycieli (nie tylko ze względu na kwestie bezpieczeństwa). Ci drudzy może nawet by wówczas polubili tych pierwszych, co bardzo pozytywnie wpłynęłoby na samopoczucie wszystkich w szkole. I na jakość zajęć.”
a co z lekcjami religi?>nie powinny by.ć uczione powszechnie jak teraz, jest to pic na wodę i większośc osób chodzących do liceum i może cześć z gimnazjum wie jak te zajęcia wyglądają. monolog księdza i żadnej dyskusji, a już broń Boże zadawania pytan czy podsuwanie problemów sprzecznych z nauką kościoła, bezsens i tyle. nie widzę żadnego sensu chodzenia na takie zajęcia pomimo, że jestem katolikiem, nie chcę takich lekcji religi, wolę gazetę poczytać
W pełni się zgadzam. Szkoła jest ostatnim miejscem, w którym powinna być prowadzona indoktrynacja religijna (nawet tak dalece nieskuteczna). Niestety, nie widzę w tym kraju nikogo, kto by z tym zrobił porządek, zważywszy, że SLD, rządząc przez 8 lat, palcem nie kiwnęło…
czyli co, nauczyciel to ma byc taki maly marketingowiec? byle glosno i kolorowo, bo inaczej dzieci beda znudzone? jak ja chodzilem do szkoly, to dzieci grzecznie sluchaly, jak pani cos mowila. glosno, cicho, nudno, czy interesujaco, niewazne. tego wymaga podstawowa kultura, ktorej niestety dzisiejsza mlodziez nie wynosi z domu, bo rodzice generalnie wbijaja w to co robia ich pociechy. a potem glosuja na takich co im obiecaja rzady silnej reki, bo sami sobie z niczym nie radza.
Przyłączam się do opinii, że dzisiejsze dzieciaki są takie same, jak my kiedyś – 10 czy 20 lat temu… Nudzą się w domach czy na lekcjach, nie potrafią rozwijać swoich zainteresowań albo nie mają ku temu możliwości, a na dodatek jeszcze te zbuntowane hormony itp. To nie oni są winni złu, nudzie czy beznadziei, panoszącym się w świecie, na którym się pojawili… Oni tutaj próbują się po prostu odnaleźc i niestety gubią się dosyć często.
Akurat własnie sama zaplątałam się w miejscowe dyskusje o tzw. bezpiecznym mieście, w tym również o bezpiecznej szkole. Dorośli boją się dzieciaków.
Ale wiecie, jak boją się dzieciaki? I one wg mnie reagują typowo – atakują… zanim zostaną zaatakowani. Może to nie ADHD, tylko obrona – na wszelki wypadek. 🙂
Ja też uważam, że edukacja nie powinna być obowiązkiem, szczególnie w przypadku religii…
Pozdrawiam serdecznie i dołączam link do mojego bloga, żeby moje dzieciaki mogły to przeczytać. Zanim dorosną.
To nie religia, tylko katecheza, czyli prawienie morałów. Lekcje religii są ok, byle by faktycznie uczono tam o różnych religiach, a nie tylko o „jedynej i słusznej wierze”.
Co do zmian w edukacji, to ostatnio Romek zaproponował coś niezwykle „tfurczego” – wycieczki po patriotycznych szlakach. Bez wątpienia, poziomi nauczania w szkołach wzrośnie…
PS: Mattek, głośno to niekoniecznie, ale wyraźnie, klarownie, wielu nauczycieli nie potrafi nawet mówić, żeby zainteresować. Kolorowo, jak najbardziej, pamiętam z liceum, że sporo lekcji było dosłownie bezbarwnych. Nasza percepcja jest taka, że kolor, barwa (obrazu, głosu) bardziej przyciągnie uwagę, niż monotonia. Tak po prostu jesteśmy skonstruowani.
Mattek, o kazdej rzeczy można opowiedzieć w sposób fascynujący, choć – druga sprawa – mało kto posiadając taką umiejetność chce pracować za pensję nauczyciela. Nie chodzi tu bynajmniej o marketingowość, tylko o umiejetność sprawnej komunikacji.
Jak ja chodziłem do szkoły, to dzieci też grzeczniej i kulturalniej niźli dziś słuchały. Cóż jednak z tej kultury, jesli nudziły sie przy tym niemiłosiernie, a potem i tak nic z tego w małych główkach nie zostawało?
tak się składa, ze znam paru nauczycieli (nauczycielek dokładniej mówiąc). Szczerze się śmieję słuchając tych ich opowieści o strasznej młodzieży, czy dzieciakach. Żadna z moich znajomych w moim przekonaniu nie nadaje się do bycia nauczycielem, ot po prostu więcej w tym przypadku niż zamierzonej drogi kariery zawodowej.
Zresztą by rozwikłać ten problem zawsze proponuje cofniecie się do okresu gdy „wól cielęciem był” Okazuje się, że nie takie cuda się działy, jak to dzisiaj się mówi w mediach (pomijając jakieś przestępstwa, morderstwa itp., zresztą jestem pewien ze i kiedyś takie sytuacje miały miejsce). Moja klasa miała „na sumieniu” np. przynoszenie padalców na lekcje na złość nauczycielce – 15 lat po fakcie stwierdzam, że to po prostu głupia baba była.
Moja klasa miała opinie najgorszej, choć nie w opinii wszystkich nauczycieli. Zdarzali się i tacy, którym padalców na lekcje nie przynosiliśmy, na lekcji był spokój i to wcale nie wymuszony jakimś terrorem. Ot po prostu nauczyciel był ciekawą osobą i chciało się go słuchać. W dodatku nie gadał o pierdołach, jak w zwyczaju mieli niektórzy, ale np. o matematyce. Dziwne?
w sprawie religii. Należało by nauczać „wiedzę o religii” a nie „naukę zdrowasiek i paciorków”
ja np. mam takiego nauczyciela od historii i wos-u który jest pasjonatem, jest niezwykle zaangażowany w życie szkoły a także w to co robi, jego lekcje są kwintesencją edukacji, pamiętam jak w pierwszej klasie LO miałem z nim pierwszą lekcję no szczęki mi opadły jak opowiadał i tłumaczył historię i do dziś jest tak, że historia i wos są lekcjami przyjemnymi pomimo, że bardzo trudno u tego profesora o wysoką ocenę ale to tylko mobilizuje 😉 do jeszcze większej i bardziej wytężonej pracy
co do edukacji i szkoły to ogólnie przeżywa kryzys …
przede wszystkim większym problemem jest to, że w LO wtłacza się do głów program 4 letni w 2,5 roku. Moim zdaniem liceum powinno trwać 3 lata a czwarty rok powinny to być fakultety z tylko i wyłącznie przedmiotów zdawanych na maturze, co do gimnazjum nie będę się wypowiadał bo książkę musiałbym napisać 😉
Panie Tomku>>> teraz to nie mamy co liczyć na zmiany w tej sprawie, wręcz przeciwnie, ale mnie nikt nie przekona o tym, że lekcje religi w laickiej szkole są potrzebne, przynajmniej nie na takich zasadach i nie w takiej formie. Miałem się okazje kilkanaście dni temu przekonać co to znaczy mieć inne zdanie niż KK lub spróbować zadawać mądre i logiczne pytania ale sprzeczne pytania z myślą i linią obraną przez księdza. Okazało się, że ja katolik, wierzący jestem opętany, jestem egoistą zakochanym sobie, że zagnieździła się we mnie nienawiść itp itd. A co najzabawniejsze jest to taki tekst księdza [nie cytuję dokładnie]: trzeba sobie wybaczać, z miłością podchodzić…, a za chwilę o edukacji: jak się ucznia za mordę nie weźmie to będzie samo zło itd. ehhh takie wydarzenia zmuszają mnie do głębszego zastanowienia się nad religią, której jestem członkiem.
Daavid>>>zgadzam się na etapie LO powinno się uczyć wiedzy o wszystkicj religiach i powinna tego uczyć osoba świecka! a nie ksiądz czy zakonnica
Nie wiem jak jest na innych kierunkach, ale polonistyka oferuje tylko kurs w najbliższym Centrum Edukacji Nauczycieli. Wykłady, ćwiczenia – jak na uczelni, z tą różnicą, że każdy CEN bardzo dobrze potrafi rozczarować i sprowadzić na ziemię przyszłego nauczyciela. Spodziewałem się własnie tego o czym piszesz, wskazówek i porad co robić w zwyczajnych, ale i ekstremalnych sytuacjach. Po kursie przygotowujacym mnie do pracy w szkole potrafię zapisać temat na tablicy, zrobić wykład, ale tylko wtedy, kiedy w klasie będzie 30 mumii – niegadających, wpatrzonych i wsłuchanych we mnie, niesprawiających problemów wychowawczych. Jak się takowe pojawią to zostaje mi uciekać z sali z krzykiem… To jest właśnie kształcenie nauczycieli.
Szone, podejrzewam, że w takich CEN-ach siedzą podobni pedagodzy, jak w zwykłych szkołach, albo nawet ci ciut mniej utalentowani (wykładowca pedagogiki, z którym miałem zajęcia na MISH-u, powiedział kiedyś, że za uczenie tego, jak uczyć dzieci, biora się głównie ci nauczyciele, którzy z samym uczeniem dzieci nie potrafią sobie poradzić) – a żeby szkolenie było naprawdę skuteczne, szkolić powinni specjaliści od panowania nad słuchaczami. Tych jednak np. na takim UW jest kilku na politologii, poza tym prof. Bralczyk na dziennikarstwie – i to chyba wszystko. O uczelniach pedagogicznych na prowincji już nie wspominam…
Tomku, przyznaj się lepiej, że byłeś kujonem 🙂 Ale, Razer też był! Moim zdaniem ADHD to wierutna bzdura. Tylko czekać aż ktoś będzie próbował wytłumaczyć tych gwałcicieli z gimnazjum z Gdańska tym, że byli nadpobudliwi. Może i byli, ale nie wiem nic o tym, żeby zalecaną metodą złagodzenia objawów ADHD była próba gwałtu: http://ra2er.blox.pl/2006/10/Gwaltu.html
Nuda jest stanem umysłu a nie środowiska. Poza tym to, co jest nudne podlega kryteriom kulturowym. Przez prawie 2000 lat nuda była jednym z najbardziej kreatywnych stanów psychiki ludzkiej. Teraz tak nie jest, bo jedyne do czego prowadzi to do poszukiwania zabijaczy nudy.
Rany Boskie, ale Amerykę odkrywasz, Tomaszu… Naprawdę dawno, jak widać wstałeś ze szkolnej ławy 😀 Aczkolwiek, co równiesz widać, Zostało Ci wystarczająco dużo kontaktu z nieświadomością, by łatwo z ową ławą kontakt nawiązać 😀
P.S. Nie obrażaj mi się tylko 😉
Nie mam zamiaru.
Ten wpis nie miał być zreszta wyrazem odkrywczości jeno pewnej refleksji nad tym, co w badaniach terenowych udało mi się zaobserwować.
Według mnie, Panie Tomku, dociera Pan w rzeczy samej do sedna i zgadzam się z Panem całkowicie. Problem nie w uczniach, bo wśród dziatwy i młodzieży szkolej jak świat światem zawsze funkcjonowały i funkcjonować będą osobniki mniej lub bardziej zadziorne (i także pominę tutaj problem młodocianych przestępców). Winę rozłożyłabym (nie wiem tylko w jakich proporcjach) na rodziców i na nauczycieli. Obie grupy zdecydowanie sobie nie radzą. I jeżeli w przypadku rodziców, każdy w zasadzie jest amatorem, to nauczyciele w większości są przygotowywani do zawodu i powinni być profesjonalni. Niestety nie są …. Pozdrawiam.
Moja zona jest nauczycielka w gimnazjum. Opowiedziala mi taka historyjke.
Jakis czas temu przyjechala do szkoly pani psycholog z kuratorium, majaca radzic nauczycielom jak sobie radzic z przypadkami tzw. trudnej mlodziezy. Dokaldnie nie przytocze jak wygladal jej wyklad, ale bylo to mniej wiecej tak: Na pytanie jednej nauczycielki co ma zdobic z uczniem, ktory jak ma „zly dzien” to wyzywa nauczieli „od …, … i …” odgraza sie ze spelniem samochodu, powybijaniem okiem w domu itp. Pani psycholog poradzila mniej wiecej tak: Nalezy poswiecic takiemu uczniowi szczegolna uwage, zbadac jego problemy i postarac sie je wyeliminowac, to jest dziecko ktore probuje zwrocic na siebie uwage. N: A w jakis sposob mam prowadzic lekcje dla reszty klasy poswiecajac swoja szczegolna uwage temu jednemu uczniowi? PP: Musi pani zmienic swoje podejscie do tych dzieci. Nazley zaczyc zmiany od siebie.
Pisze Pan: „W poniedziałek robiłem badania psychologiczne w swym starym liceum w Radomsku…”, czyli jesteśmy wręcz ziomalami. Miło. Pzdr. Rev.
A mnie zastanawia ze zaden z gowniarzy w klasie nie zareagowal, nie wyszedl po pomoc.
I komentarze tych malych gnoi: ze oni przeciez taka 'beke’ chcieli zrobic, dziewczyny z klasy mowiace ze przeciez nic takiego sie nie stalo :-/ Ciekawe czy jakbym kazal takiej gowniarze ciagnac druta przy wszystkich to tez 'nic by sie nie stalo’.
No i tatusiowie tez nie widzacy nic zlego.
Stalą i ogniem, na nic więcej nie zasługują psy.
Od lat ucze geometrii wykreslnej na belgijskim wydziale architektury wnetrz i na wydziale projektowania przemyslowego. Jest to zdecydowanie najtrudniejszy przedmiot, a mimo to uslyszalem : „…jak pan to robi, ze tydzien jest dla mnie zbyt dlugi i kiedy mam isc na zajecia z panem, to pedze do instytutu, a gdy mam isc na inne zajecia, to mi sie nie chce wstac z lozka ?…”
Bedac mlodym asystentem w Polsce probowalem uczyc poprzez zaostrzenie dyscypliny na zajeciach. Dawalo to dosc dobre wyniki, lecz z biegiem lat przekonalem sie, ze najlepszym sposobem jest rozbudzanie ciekawosci studentow. A to pokazywalem jakies zwariowane pod wzgledem konstrukcji perspektywy miniatury mogolow, a to jakis trompe-l’oeil, a to celowo blednie skonstruowane grafiki Eschera. Opowiadalem o psychologii widzenia zwierzat i ludzi, wzbudzajac tym salwy smiechu.
Nastepnie studenci musieli sami zabierac sie do pracy. Zdarzalo sie, ze student rwal w mojej obecnosci z wielkim szumem arkusz kalki na kawaleczki, gdy pokazywalem mu popelnione bledy. Nie reagowalem. Po kilku minutach, gdy sie juz uspokoil, siadalem obok niego i rozpoczynalismy pracowac razem. Nigdy nie podnosilem glosu, nigdy nikomu nie ublizylem. A studenci odplacali mi za to w dwojnasob. Prawda, ze byli to juz ludzie dwudziestoparolelni, a nie nastolatki. Przychodzili, aby nauczyc sie zawodu i ta nauka nie zostala im z gory narzucona. Lecz na zajeciach z innymi wykladowcami nie zawsze wszystko ukladalo sie, jak nalezy. Zdarzaly sie bardzo przykre incydenty.
Nie wierze w zla wole i brak zainteresowania uczniow. Nauczyciel kompetentny i sprawiedliwy, wyrozumialy i zawsze spokojny, bedzie zawsze ceniony i zaden uczen, czy student, nie pozwoli sobie na niestosowne zachowanie w jego obecnosci.
Owszem, zdarzaja sie przypadki mlodych ludzi, ktorzy nie mieli szansy w zyciu i nie otrzymali dobrego wychowania. Ale z doswiadczenia wiem, ze nawet ci staraja sie jak moga, aby dorownac innym. Nie zawsze sie im to udaje, to prawda. Gdy jednak juz zrozumieja, ze nauczyciel ceni ich wysilek, zawsze beda starali sie wykonac ich prace jak najlepiej. Zaluje jednak, ze musialem dojsc do tego sam, po latach zmudnej pracy, gdyz nikt mnie tego nie nauczyl, gdy bylem jeszcze mlodym asystentem, a nastepnie wykladowca. A tak mi to bylo potrzebne ! Zajecia z metodologii nauczania, na ktore sam sie zglosilem, sprowadzaly sie do powtarzania w kolko, ze nauczyciel musi kochac studentow i swoj zawod. Tak, jakby to „kochanie” mozna bylo sobie wmowic. Nie wiem, czy cos sie w Posce od tego czasu zmienilo. Wydaje mi sie, ze niewiele. A przeciez tego nie da sie przecenic.
Mysli sie o wprowadzaniu lekcji z patriotyzmu. Jak mozna kogokolwiek nauczyc milosci do ojczyzny, gdy ta jest dla niego krajem nie dajacym mu szans na przyszlosc, krajem, w ktorym szalency dorywaja sie do wladzy ? Jak mozna zadac od mlodego czlowieka szacunku dla szkoly, nauczycieli, rodzicow, kolegow, gdy ci sami daja swym zachowaniem najgorszy przyklad, gloszac przy tym cos zupelnie innego ? Wydaje mi sie, ze czeka jeszcze Polakow wiele, wiele lat wytezonej pracy nad zmianami w systemie nauczania. Zas niestabilnosc (tegoroczna „amnestia” i temuz podobne) prowadza polskie szkolnictwo na dno. Niestety.
Hehe, bez urazy, jestem ciekaw, jak można zaostrzyć ciekawość akurat do geometrii wykreślnej 🙂 Żałuję, że nigdy nie miałem nauczyciela, który pokazłby choć jedną ciekawą cechę tej dziedziny 🙂 I – żeby nie było wątpliwości – nie jestem amatematyczny. Analiza matematyczna rozbudziła we mnie pasję, ale matematycy, u których nauki pobierałem traktowali geometrię jako coś zupełnie niewartego uwagi 🙂 Nota bene, na Fizyce Uniwersytetu Warszawskiego na pierwszym roku jest przedmiot, który się nazywa „geometria z algebrą”. Cokolwiek jedno z drugim miałoby mieć wspólnego, o geometrii nie mówi się tam ani słowa. Bo autorzy programu zakładają, że podstawy geometrii zostały wpojonbe na poziomie szkoły średniej, a na poziomie akademickim nie ma tam już wiele do nauczenia ponad to, co inne dziedziny matematyki wniosą w wianie…
Widzisz Tomek, ten problem jest [b]zlozony[/b] i zgodnie z moja wiedza nie jest charakterystyczny wylacznie dla Polski. Jakis czas temu, a mieszkam w Niemczech, widzialem scenki bojek i przemocy nagrywanych z komek. Swiadczy to o tym, ze [b]rodzice dzisiaj nie znajduja czasu na rozmowe z dzieciakami. Sama dyscyplina w szkole nie wystarczy[/b], gdyz w nawet najlepiej zdyscyplinowanych ogranizacjach np armie, spolecznosci etniczne, zdarzaja sie akty przemocy. A to nie jest latwe, gdyz zabiegani rodzice maja nielatwa sytuacje na rynku pracy.
Mlodzi nie majac wsparcia u rodzicow, szukaja drog na skroty. Obejrza sobie sobie MTV, jakies mordobicie w TV, naczytaja sie jakis bzdur w internecie (latwo tez o tresci pornograficzne), zas agresje rozladuja sobie grajac godzinami w jakas rozwalanke. A potem, gdy przychodzi jakis problem, mamy takie skutki jakie mamy. Poza tym rozwoj kulturowy czlowieka nie radzi sobie dzisiaj z postepem technologicznym.
Prawie całkowicie się zgadzam. Oprócz jednej małej kwestii: agresja wśród młodych absolutnie nie wynika z tego, że rozwój kulturowy nie nadąża za technologią. Wszedzie, także tam, gdzie technologia nie dotarła, młodzi są agresywni – i rolą rodziców oraz szkoły jest to temperować. A że kiedyś radzono sobie z tym lepiej… Cóż, tu też nie widzę winy netu czy techniki, raczej kwestię zmieniającej się mentalności (odejście od karania dzieci na rzecz perswazji etc.).
[Loghos]
Geometria geometrii nierówna. Ja pamiętam swój szok, jak na tym samym wydziale usłyszałem od wykładającego analizę w pierwszych tygodniach nauki „Bo wiedzą Państwo – ja jestem tak naprawdę geometrą, tak jak to dawniej rozumiano”. Gdzieś pięć lat mi zabrało, żeby mi w końcu zatrybiło co Pan Profesor miał na myśli. Miał absolutną rację.
Przedmiot, o którym wspominasz oczywiscie jest w swojej istocie czystą geometrią – jest wprowadzeniem do przeglądu narzędzi, które współczesnemu „geometrze” w fizyce się na pewno przydadzą. Taką wiedzę uzyskuje się jednak później – czasem po kilku latach.
Oczywiście to zupełnie nie jest to, co nazywa się geometrią w szkole, czy na wydziałach architektury (geomerią wykreślną).
[Szampans]
Bardzo mi przykro, ale to chyba pomieszanie pojęć – nauczanie w szkole to zupełnie coś innego niż nauczanie na studiach.
Przenoszenie doświadczeń z jednej na druga jest ograniczone; w szczególności doświadczenia w pracy z dorosłymi już ludźmi – studentami (prawda, że czasem mimo metryki jeszcze niedorosłymi) mogą sie zupełnie nie sprawdzać w sytuacji gimnazjalnej. Jakoś chyba dziwne nie jest, że nie słyszy się, żeby znudzeni wykładem studenci ciskali koszem w prowadzącego. Moga po prostu nie przychodzić, spać, albo udawać, że są – wiedzą, że tak czy inaczej przyjdą egzaminy w sesji – a potem zawsze będą mogli/musieli powiedzieć „Bye, bye ulubiona uczelnio”, albo zabulić kolejne tysiączki za powtarzanie roku itp.
Tuje:
Ja nie sprzeciwiam się przydatności – jakkolwiek rozumianej – geometrii. W tym również „Zwykłej”, „szkolnej” euklidesowej geometrii figur płaskich. Co więcej, uważam, że u podstaw ma ona zasadnicze znaczenie dla rozbudzenia matematycznej wyobraźni, bez której praktycznie nie można ruszyć w dalsze, bardziej magiczne rejony abstrakcji 🙂 Zastanawia mnie tylko – i to bez złośliwości – jak można CIEKAWIE wykładać geometrię wykreślną. I nie twierdzę, że się nie da, tylko, że się z czymś podobnym nie spotkłem, zawsze nudziła mnie ona śmiertelnie, jakkolwiek bywa przydatna nawet w zupełnie zwyczajnym, codziennym życiu.
Co do studentów, w istocie rzadko rzucają w nudziarzy kubłami na śmieci (co nie znaczy, że nie miewają takich odruchów, wiem z własnego doświadczenia, jak blisko do granicy desperacji potrafi doprowadzić taki niekompetentny albo nudny prowadzący). Studenci albo gremialnie zlewają zajęcia takowego, albo np. zawzięcie rżną w kropki. Fakt, że z tych powodów nikt (poza ewentualnie zlanym wykładowcą) raczej nie popełnia samobójstw. Owszem studenci – w odróżnieniu od gimnazjalistów – są poddawani pewnej wstępnej selekcji, co zapewne ogranicza w dużym stopniu zachowania socjopatyczne, takie jak w przypadku piątki milusińskich z Gdańska. Przyczyna jest jednak podobna.
Ale z innej beczki – powiedzcie mi, czy coś jest ze mną nie w porządku, że do głębi wk..wia mnie zachowanie mamuśki tej dziewczyny? Że i w jej podle obłudnej (moim zdaniem) postawie dopatruję się jednej z przyczyn tragedii?
Loghos, gwarantuje Ci, ze nawet geometria wykreslna moze byc pasjonujaca. Nauczyciel musi jednak zrobic wszystko, aby zamienilo sie to w zabawe. Sa na to sposoby. Pracowalem naprawde bardzo ciezko, aby do tego doszlo. Na poczatku prowadzilem zajecia z projektowania na wydziale architektury. Zauwazylem jednak, ze zajecia z geometrii wykreslnej byly tu prowadzone bardzo zle. Przejscie na nauczanie wylacznie geometrii stalo sie dla mnie wyzwaniem. No i chyba mi sie to udalo. Nigdy nie zdarzylo sie, aby ktorys ze studentow na mnie sie skarzyl. Wywindowalem poziom nauczania tego przedmiotu – nie chwalac sie – cholernie wysoko. A przyjmuje sie tu studentow wlasciwie bez egzaminu wstepnego. Niektorzy, po liceach ekonomicznych, nawet nie wiedza, ze istnieja dwa typy ekierek 45°+45° i 30°+60°. Nie wiem, jak to mozliwe, ze daje sie im mature. Ale tak to wyglada.
Masz racje, Tuje, ze trudno przenosic doswiadczenia z wyzszej uczelni na szkoly srednie. Zreszta ja sam o tym napisalem. Ale ja tez bylem uczniem szkoly sredniej i pamietam, jak to wygladalo na lekcjach laciny i fizyki, a jak polskiego i matematyki. W pierwszym przypadku te lekcje byly tortura dla nauczycieli, zas w drugim nikt nie probowal nawet zagrac nauczycielowi na nerwach. Matematyczka byla wspaniala kobieta, z ktora mozna bylo konie krasc, a nauczyla nas bardzo wiele. Szanowalismy ich i zajecia z nimi dwoma byly dla nas duza frajda. To byla zabawa na calego. Zatem nawet w szkole sredniej mozna robic to tak, zeby nie bylo to meka. Postanowilem pojsc w slady matematyczki, gdy sam zaczalem uczyc. Prawda, ze nie jest to latwe.
Jak mówiłem, nie mam nic przeciwko tezie, że DA się ją wykładać ciekawie. Po prostu wierzę 🙂 Mówilem ino, że chciałbym to zobaczyć 🙂
Co do ekierek i matury – rzadko raczej na maturze pada pytanie o typy ekierek i – moim zdaniem – nie jest to esencja życia, bez której żyć nie można, zwłaszcza, że są ludzie po studiach (sic!), którzy popatają w zakłopotanie np. w sprawie rozdzielności mnożenia względem dodawania (sic!). Co do typów ekierek, zapewne odpowiedzia łbym, że widziałem dwa i wykombinowałbym, jakie kąty ma ta podłużna (bo druga nie pozostawia wiele wątpliwości). Jeszcze inna sprawa, że zapewne podałbym miary tych kątów jako п/3, п/6 i п/4, mniejsza o to. Ale aż do dziś nie dałbym głowy, czy nie istnieją jakieś inne, skoro np. krzywików jest co najmniej kilka rodzajów, a dużej jakościowej różnicy między ekierką a krzywikiem nie widzę. Jedno i drugie może ułatwić to, co można osiągnąć innymi metodami. W końcu kąty 45°, 30° i 60° można sobie łatwo wykreślić bez użycia ekierki. Ekierki chyba nie miałem w rękach od ukończenia podstawówki, krzywika – nigdy. Ale nioe jestem architektem, więc kreślenie nigdy nie było mi jakoś bardzo potrzebne.
W każdym razie jak najdalszy jestem od kwestionowania Twoich osiągnięć w pracy 🙂 Moje osobiste doswiadczenia nie mają tu nic do rzeczy 🙂
Zresztą, co tu dużo gadać 🙂 Każdy był kiedyś w szkole, spośród tutejszych dyskutantów większość zapewne przewinęła się przez jakąś szkołę wyższą, niektórzy z obu stron barykady 🙂 Wszyscy znamy różnicę między zajęciami prowadzonym dobrze i tymi prowadzonymi źle 🙂 Moim osobistym zdaniem, ta różnica niewiele ma wspólnego z żandarmskim utrzymywaniem dyscypliny. Przykład fizyka z mego liceum w Wawie jest chyba koronny. Fizyka na poziomie LO rzadko cieszy się dużą sympatią uczniów, nawet tych z klas o profilu mat-fiz. Człowiek, o którym mówię nie był jakimś młodzieniaszkiem świoeżo po studiach z głową nabitą naiwnymi ideałami o bezstresowości, nic takiego. Człek miał podówczas, a zatem już 14 lat temu (liczę od I klasy) ponad 80 lat. Miał zasłużoną opinię straszliwego żyły – pod względem merytorycznym. I w ciągu tych czterech lat z każdą lekcją dowodził, że wysokie wymagania od uczniów nic nie mają wspólnego z wrednym charakterem czy jakąkolwiek opresywnością. Jest chyba jedynym nauczycielem, którego mam ochotę odwiedzać ot tak, żeby się przywitać i napić herbaty w kanciapie. Tutaj ukłony dla Szampansa: facet zamienił 4 lata nauki fizyki w jakąś niesamowitą, magiczną opowieść, wciągnął całą naszą klasę w aktywność daleko wykraczającą ponad szkolne niezbędne minimum, pobudził prosty mechanizm wzajemności starań, przekazał komunikat: „tu się nauczycie wszystkiego, czego chcecie się nauczyć, żadna droga nie jest dla was zamknięta”. Człowiek wkładał (i wkłada nadal, bo żyje, uczy i szczęśliwie ma się świetnie) taką pracę (i to sensowną, efektywną, zauważalną pracę) w edukację oddanych mu w terminy dziatek, że po prostu nie musiał uciekać się do metod pobocznych, pozamerytorycznych. Efekt jest taki, że po maturze z 21 uczniów tej klasy sześcioro udało się bez przymusu studiowac fizykę na UW i PW. Większość pozostałych zresztą zasiliła MIMUW – matematykę bądź informatykę. A nie była to klasa jakoś odstająca wzorcem zachowawczym od rówieśników, żadna klasa wybitnych kujonów czy innych lafiorów.
Czesc Loghos ! Oczywiscie Ty zawsze dalbys sobie rade. Reprezentujesz zupelnie inny poziom. Ale czesc moich studentow nie jest w stanie (w pierwszych miesiacach) poslugiwac sie cyrklem, ba! – nawet przyklejenie tasma arkusza na stole kreslarskim sprawia im klopot. Przyklad z ekierkami, to jeden z wielu, jakie moglbym podac.
Niekiedy bywa to naprawde zabawne.
Na egzaminie, gdy chodzilo o obraz Leonarda da Vinci z Madonna i dzieciatkiem Jezus: „A, to to wiem – powiedziala studentka – to z 560 roku przed Chrystusem”. I widzac moje zaskoczenie: „Och, przepraszam, z 1560 przed Chrystusem”.
Zalanie Pompei lawa (dla niektorych) mialo miejsce w Japonii, Indie znajduja sie w Ameryce, itd. Mimo to ci mlodzi ludzie sa zawsze przeuroczy. Wiedza, ze maja braki, zaluja, ze ich tych podstawowych rzeczy nie nauczono i staraja sie za wszelka cene te braki nadrobic. Bylem dla nich zawsze wyrozumialy, a oni zawsze potrafili to docenic. Staralem sie im wskazac drogi, ktore pozwolilyby im dotrzec jak najszybciej do celu i musze przyznac, ze wlasciwie nigdy sie na nich nie zawiodlem. Chyba, ze ktos podejmowal decyzje zmiany kierunku studiow. Ale to juz inna para kaloszy.
Nic to, kiedyś miałem na prywatnej uczelni studentów polonistyki, z których część nie znała pojęć „rzeczownik” i „czasownik”.
Szczęściem są dobre wieści: ostatnio znów boom na zawodówki, więc na studiach półgłówków ubędzie.
Żeby było jeszcze zabawniej, należę właśnie do tej innej pary kaloszy 😀
Nie ukończyłem studiów na fizyce 😀
Loghos ! Ach, jakze zaluje, ze nie wpadles mi w lapy i nie moglem Cie gnebic ! 😉
Z tą wyjątkowością studentów nad gimnazjalistów to chyba przesadzacie. Nie pamiętacie już o tym?
TWOJ BLOG JEST W 100 PROCENTACH ROZJEBANY
mam 14 lat zazwyczaj na lekcjach sie nie nude bo zawsze cos sie wymysli ……….jestesmy niegrzeczni ale za to zgrani. a co do religi to mi ona totalnie wisi czy jest czy niema jak baba cos tam se gada to i tak nikt nie slucha kazdy zajmuje sie czyms innym nauczyciele nic nie moga zrobic oprucz wpisania uwagi ktorych ja mam z 20..:P:P:P