Są na świecie rzeczy, w które ludzie po prostu wierzą, bez względu na to, czy określają się jako wierzący, czy nie. Także wtedy, gdy mienią się racjonalnymi naukowcami. Przykładem takiej wiary jest choćby przekonanie o negatywnym wpływie treści pokazywanych w mediach na ludzką psychikę. Jego wyznawcy (niekiedy bardzo dobrze wykształceni) głośno domagają się zakazu pokazywania a to papierosów i alkoholu przed 23:00, a to pornografii w ogóle, a to przemocy – uważając, że ludzie nie będą robić tego, czego nie zobaczą w telewizji. I choć teorię, którą głoszą, każdy może sobie łatwo sfalsyfikować, choćby idąc po ulicy i słuchając, co i jak ludzie mówią (jak się okazuje, najczęściej używane przez Polaków słowa są tymi, które w mediach zawsze zostaną wypikane lub zastąpione kropkami), nikt jakoś oficjalnie nie śmie ogłosić, że po prostu się mylą.
Głębokie przekonanie, że najważniejszą przyczyną brutalnych przestępstw jest to, co nam serwują media to nie tylko polska specyfika. Dominuje również w USA, i to zarówno wśród konserwatystów (zwłaszcza w szeregach chrześcijańskich fundamentalistów powiązanych z Partią Republikańską), jak i wśród liberałów z ośrodków uniwersyteckich i postępowych stowarzyszeń. Mimo głębokiej niedorzeczności twierdzenia, że ludzie gwałcą dlatego, że oglądają Teresę Orlovsky i zabijają dlatego, że nauczyły ich tego Żółwie Ninja i Terminator, uważane jest ono za pewnik nie tylko przez przedstawicieli nauk społecznych, ale nawet przez niektórych lekarzy. Jak podaje Steven Pinker w swym nieocenionym kompendium absurdów, w które wierzy dziś świat naukowy, przedstawiciele Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego, Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego oraz Amerykańskiej Akademii Pediatrycznej zaświadczyli swego czasu w Kongresie, że zależności „przemoc w mediach a przemoc w świecie rzeczywistym” poświęcono ponad 3500 badań empirycznych, z których tylko 18 nie potwierdziło jej istnienia. Niezły wynik – gorzej jednak, gdy jakiś badacz obeznany ze statystyką zaczyna analizować to, co w takich badaniach rzeczywiście wychodzi, jak to swego czasu zrobił amerykański psycholog Jonathan Freedman. Analizy danych z badań, które zbiorczo opublikował w głośnej książce Media violence and its effects on aggression, postawiły świat na głowie. Freedman nie tylko odkrył, że do 2002 w USA w rzeczywistości przeprowadzono tylko dwieście badań poświęconych związkowi łączącemu przemoc w mediach z agresją, lecz także – i tu uwaga – że ponad połowa z nich nie wykazała istnienia takiej zależności. W pozostałych stwierdzono niewielkie korelacje, które można wyjaśnić w znacznie prostszy sposób. Wystarczy przyjąć, że bardziej agresywne dzieci będą poszukiwać bardziej agresywnych form rozrywki albo że dzieci będą pobudzone po obejrzeniu filmu akcji (co jednak wcale nie zakłada, że będą równie pobudzone z powodu tego samego filmu po tygodniu lub po roku). Freedman oraz inni psychologowie, którzy dokonali podobnego przeglądu literatury przedmiotu, doszli do wniosku, że kontakt z przemocą w mediach wywiera niewielki wpływ na zachowania agresywne w realu, a może nawet nie wywiera żadnego wpływu.
Teraz w ślady Freedmana idzie Amerykańskie Towarzystwo Socjologiczne (ASA). Organizacja opublikowała właśnie raport, z którego wprost i niezbicie wynika, że jeżeli jest jakikolwiek związek pomiędzy pełnymi przemocy grami wideo a przemocą wśród dzieci i młodzieży, to tylko negatywny. Po ludzku oznacza to, że gry takie jak Doom czy Quake nie tylko nie sprawiają, że ich gracze zaczynają mordować – ale wręcz przeciwnie!
Na początek jednak krótki rys historycznych dla niezorientowanych. Gra Doom weszła na rynek w 1993, rok po Wolfensteinie 3D, który zgodnie uważany jest za pierwszą w historii grę FPS (First Person Shooter). W grach FPS gracz nie tylko strzela do niemal wszystkiego, co się rusza, zdobywając punkty za ilość zabitych bytów wirtualnych, lecz również czyni to ze swego punktu widzenia (we wcześniejszych grach percepcja przeważnie ograniczała się do obserwowania strzelającego ludzika lub samolotu). Doom szybko okazał się przebojem na rynku, przyczyniając się do okrzepnięcia całego przemysłu gier wideo, który szybko przekształcił się w lukratywny biznes. Nic dziwnego, że natychmiast pojawiły się, nie tylko w Ameryce, obawy co do tego, jaki wpływ na dzieci mogą mieć gry FPS. Wzmogło się to zwłaszcza po masakrach w Paducah, Springfield i Littleton, które odbiły się szerokim echem w USA i na całym świecie. We wszystkich trzech przypadkach okazywało się, że chłopcy, którzy zaczęli strzelać do kolegów i nauczycieli, spędzali godziny przed konsolą i komputerem grając własnie w Dooma. Producenci gry zostali natychmiast oskarżeni przez polityków i rodziny ofiar o to, że dla zysku wypuścili na rynek towar, który miłych chłopców zamienił w potwory (wytaczano również procesy producentom filmów i właścicieli stron internetowych; nikt nie oskarżał za to producentów broni). Przedstawiciele nauk społecznych, na ogół przyjmujący za pewnik nieuzasadnione żadnymi badaniami twierdzenie, że wszyscy ludzie rodzą się dobrzy, i dopiero społeczeństwo i massmedia robią z nich złodziei lub morderców, w owczym pędzie rzucili się do produkcji badań, które miały potwierdzać to, w co wierzyli. Nikt nie zastanowił się przy tym, że młodzi psychopaci (a wiadomo dziś, że psychopatia jako taka raczej nie jest wynikiem oddziaływań społecznych, tylko wrodzonych wad mózgu lub uszkodzeń nabytych w okresie płodowym) w wolnym czasie nie będą czytać Jane Austin czy Marcela Prousta, tylko obejrzą sobie jatkę lub zagrają w Quake’a. Jeśli ktoś lubi sobie postrzelać, w wolnych chwilach nie będzie się zajmował kontemplacją kwiatków, tylko także będzie chciał sobie postrzelać. W ten sposób może się paradoksalnie okazać, że gry komputerowe nie tylko nie zwiększają poziomu przemocy (co istotnie wychodzi w badaniach), ale wręcz przyczyniają się do obniżenia agresywności w społeczeństwie, gdy ktoś, kto normalnie poszedłby pokiereszować sąsiada lub nauczyciela, wyładuje się bez większego ryzyka przed konsolą lub monitorem.
Zdaniem specjalistów z Amerykańskiego Towarzystwa Socjologicznego gry są dziś wykorzystywane jako kozioł ofiarny i nie mają większego wpływu na zachowania dzieci i młodzieży. W podsumowującym aktualny stan wiedzy na temat gier wideo studium „Do video games kill?” Karen Sternheimer pokazuje, że ciągu 10 lat od premiery Dooma, liczba zabójstw popełnionych przez młodzież spadła o 77%. Strzelaniny w szkołach są rzadkością i były nią nawet w latach 90., gdy w mediach amerykańskich trąbiono na okrągło, że w placówkach edukacyjnych szerzy się przemoc. Ocenia się, że ryzyko poniesienia śmierci w szkole, na jakie narażony jest uczeń, wynosi dziś w Stanach mniej niż 7:10 000 000. Tymczasem, jak pokazują badania antropologów, w społeczeństwach pierwotnych, w których nie znano agresywnych filmów ani demoralizujących gier komputerowych, tylko co trzeci mężczyzna miał szansę na dożycie 25 lat i co siódmy – 45. Reszta ginęła, przeważnie w wojnach z sąsiadami i wzajemnych porachunkach. Jak zauważył kiedyś Pinker, ludzie byli bardziej skłonni do stosowania przemocy w ciągu stuleci poprzedzających wynalezienie telewizji i kina. I trudno się temu dziwić – coś przecież z czasem trzeba było robić. Inny dowód na znikomy wpływ telewizji i komputera na to, co robimy, to badania międzypopulacyjne. Anglojęzyczni Kanadyjczycy oglądają prawie dokładnie te same programy telewizyjne, co Amerykanie, a jednak wskaźnik zabójstw jest w Kanadzie czterokrotnie niższy niż w USA. Kiedy w 1995 roku na należącej do Wielkiej Brytanii Wyspie Świętej Heleny zainstalowano po raz pierwszy telewizję, jej mieszkańcy nie zaczęli się masowo mordować, mimo że jak pokazały badania, filmy ociekające krwią i seksem oglądali częściej niż magazyny kulturalne.
Sternheimer nie tylko pokazuje, że badania nie potwierdzają związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy grami a agresywnym zachowaniem (potwierdzają tylko, że oba zjawiska istnieją jednocześnie – i że wśród setek milionów graczy zdarzyło sie w historii kilku świrów; to ostatnie równie dobrze można jednak powiedzieć np. o artystach-malarzach [Van Gogh, Hitler], nikt wszakże nie żąda delegalizacji farb i płótna). Dodatkowo zwraca też uwagę na fakt, iż generalnie Amerykanie (w tym naukowcy i dziennikarze) różnie tłumaczą sobie przyczyny przestępczości w zależności od przynależności rasowej i etnicznej młodego przestępcy. Jeśli masakrę w szkole urządzi biały chłopak, którego rodzice pochodzą z klasy średniej, w środkach masowego przekazu rozdziera się szaty nad złym wpływem telewizji lub gier komputerowych. Za to gdy przestępstwa dopuści się czarny nastolatek, w mediach ubolewa się nad kryminogennością murzyńskich subkultur, produkujących przyszłych złodziei, gwałcicieli i morderców – albo wprost pisze się, że czarni tacy są. Ot, równość rasowa.
Jak by więc nie patrzeć, z faktu, że w agresywną grę wideo grał namiętnie jakiś psychopata, nie wynika, że każdy, kto w to gra, jest lub stanie się psychopatą. Przekonanych, że jest inaczej, zapraszam na kurs logiki.
Jest jeszcze jeden powód obniżenia poziomu agresji: seks. Im łatwiej dostępny tym społeczenstwo mniej agresywne.Do tego dochodzi wzrost poziomu życia czyli łatwiejszy dostęp do rozrywki która również fantastycznie rozładowuje napięcie.
Na koniec polecam link: http://www.killology.com/. Wbrew pozorom nie jest łatwo normalnego człowieka nauczyć zabijać.
Jeszcze jedno: pierwszy raz od paru miesięcy się z Tobą zgadzam. 🙂
Bardzo mi miło 🙂
A link świetny.
„Przekonanych, że jest inaczej, zapraszam na kurs logiki.” jakby tylko dało się tak łatwo to załatwić :-/
Tomku, podobnie jak z twoim tekstem o narkotykach: prawda i dowody jak na talerzu, ale i tak pewne osoby 'wiedzą lepiej’
Witam,
niedawno w programie „Ring” byl Adrian Chmielarz (tworca gier) vs jakas pancia zatroskana o los moldziezy psutej brutalnymi grami. Pancia psycholog. Mialo miejsce dokladnie to, co opisujesz, tworzenie nieistniejacych zwiazkow p-s pomiedzy przemoca na ekranie a ta w realu. I kompletna niemoznosc zrozumienia, ze jesli zwiazek jest to moze byc odwrotny, tj. potencjalni mordercy i gwalciciele chetniej ogladaja przemoc i porno.
Gram już od bardzo długiego czasu w grę The Punisher (nie odblokowałem jeszcze wszystkiego). Jakoś nie mam ochoty na przesłuchiwanie i mordowanie.
Wierzę że przemoc wirtualna nie produkuje morderców, ale do wyników badań podchodzę z dystansem.
/Tomku, czy znasz jeszcze jakies tytuly w ktorych mozna by poczytac na ten temat? Bylbym ci niezmiernie wdzieczny, gdybys przeslal mi na emigrancik at gazeta pl .
Moga byc po angielsku, niemiecku i polsku./
A co do tematu:
Problem ten bardzo chetnie podchwytuja media. Niektore stwierdzenia zaluguja wrecz na nagrode. jadac kiedys amochodem uslyszalem w radiu komentarz dotyczacy chlopaka ktory mial grozic, ze zrobi masakre w jednym z niemeickich liceow. Policja znalazla jednego podejrzanego i przeszukala jego pokoj. Komentarz radiowy brzmial mniej wiecej tak:
Policja nie znalazla na komputerze zadnych maili, ktore moglyby wskazywac na zwiazek tej osoby ze sprawa. Jeszcze bardziej o niewinnosci podejrzanego nastolatka swiadczy fakt, ze na swoim komputerze nie mial zainstalowanej gry Counter Strike.
Co ciekawe, w wielu przypadkach, w ktorych doszlo do szkolnych masakr, dzieciaki mieli pewne wspolne cechy: na przyklad nalezeli do klubow strzeleckich, byli wyalienowani w szkole, „pasjonowali sie militariami”. Rowniez i te informacje mozna przeczytac w mediach, jednak jedynie wtedy, kiedy przeczyta sie rowniez ostatnie linijki tekstow. Zadko kiedy w komentrzach radiowych lub telewizyjnych wogole wspomina sie o takich cechach.
To jest w ogóle motyw z bardzo starej, hydraulicznej teorii agresji, którą obalał Konrad Lorenz, którego z kolei tezy obaliły jeszcze późniejsze badania.
Jarekw,
sprowadzanie przemocy, jak pewnie wiekszosci spolecznych zachowan do jednej przyczyny, musi prowadzic do bledu. Kilka miesiecy temu znalazlem artykul na temat tzw. „bare branches”. Napsialem o tym u siebie: http://emigrancik.blox.pl/2006/09/Nagie-galezie-o-wyborach-w-Niemczech.html
Jest tam link do artykulu w spieglu, i jeszcze kilka innych.
Czy autor chce nam powiedziec jedynie, ze Doom i Quake nie ucza mordowania? Czy tez ze zadne gry nie ucza mordowania? A moze, ze gry (celowo nie uzywam slowa komputerowe) w ogole nikogo niczego nie ucza? Ani, oczywiscie, nie motywuja…
Moniek, artykuł nie był o tym, czego gry uczą, a czego nie uczą, tylko czy według badań wpływają na poziom agresji, czy nie.
I jeszcze ciekawy link na wiki, dla bardziej zainteresowanych tematem:
http://en.wikipedia.org/wiki/Media_violence_research
Gott im Himmel!
Mam pewne pretensje do siebie, żem jeszcze nikogo nie zamordował. Od zawsze bawią mnie strzelanki i filmy, gdzie wypruwa się kupę flaków za pomocą wielkich mieczy i toporów. Naprawdę jarają mnie opisy bitew morskich z okresu wojen napoleońskich i chciałbym popłynąć dookoła Hornu fregatą w stylu Lydii ze „Szczęśliwego powrotu” C.S. Forestera czy Surprise z O’Briana :)Jestem na maksa niedojrzałym gówniarzem, ale strasznie lubię gry strategiczne, w których rozpieprzam dywizję pancerną pana Wroga dwoma batalionami grenadierów pancernych 😀 Kocham też grę w kenta i uwielbiam szermierkę, a takoż ju jitsu 🙂 Bardo prawdopodobne (bez żadnei ihrhrhronii, jak mawia Donald Tusk), że jestem kompletnie nieprzystosowany.
Brawo za podniesienie tematu. O rzetelność naukową trzeba niestety wciąż walczyć.
Jarekw – dzięki za link jest super.
Tomku, nie, żebym się nie zgadzał w kwestii wpływu gier na psychikę, ale ta liczba 7:10 000 000 wcale nie jest optymistyczna. W Stanach jest ok. 500mln ludzi (o ile pamiętam niedawno stuknęło pół miliarda), zatem, jeżeli 10% z nich się uczy (strzelam) to otrzymujemy 350 trupów. Pytanie, co oznacza „ryzyko poniesienia śmierci w szkole”? Jeśli ma to być śmierć w wypadku („Oh my god, they killed Kenny!”) to jest to chyba liczba za niska. A więc pozostają morderstwa? To już (na moje europejskie oko) nie wygląda fajnie. Nic, tylko jak już się jest Amerykaninem zostać analfabetą (co sporej części tego narodu się udaje całkiem nieźle, miałem okazję się z takimi zetknąć).
A jak tam statystyki wybitych zębów, podbitych oczu i rozbitych szyb w przeliczeniu na liczbę właścicieli konsoli Wii? 🙂
@emigrancik: ja nie sprowadzam problemu agresji lub jej braku do jednej przyczyny. Tytułem uzupełnienia do Twojej notki (Egipt):
http://www.bigpharaoh.com/2006/10/31/a-date-which-will-always-live-in-shame/
Głosowanie na NPD to kulturalne załatwienie problemu braku partnerek.
W Stanach jest raptem 300 milionów, do pół miliarda im daleko 😉
Polecam przeczytać http://www.alice-miller.com/interviews_en.php?page=2
Jak Frank Zappa kiedyś powiedział – Są więcej piosenek o miłości niż o czymkolwiek. Gdyby piosenki zmuszałyby nas do czegokolwiek, wszyscy byśmy się kochali nawzajem.
Panie Tomaszu, z góry proszę o wybaczenie ale nie mogłem się powstrzymać widząc tu(na blogu) „i’m proud friend of Israel”. Myślę że powinien pan zerknąć tu: http://amyniechcemy.salon24.pl/10832,index.html
Pozdrawiam serdecznie, Gniewomir Świechowski
wiesz- strzegę się uogólnień. OK, ja też nie widzę związku pomiedzy jednym i drugim. Tylo z dziećmi bywa jakoś inaczej …
takie male pytanko nie w temacie. czy wczoraj moze przypadkiem podrozowales na trasie Olsztyn – Warszawa? 🙂
PKP, owszem, przypadkiem wczoraj podróżowałem, ale na trasie Kraków-Warszawa (a dokładniej: Włoszczowa Północ-Warszawa Centralna) 😛 Pozdrawiam!
… i nie ma to jak zwalić problemy, z którymi sobie wielce szanowane Państwo nie może poradzić, na producentów gier czy filmów.
w takim razie jest was dwoch 😛
Fakt, ktory glosze dlugi czas, aczkolwiek bez tylu argumentow pod reka ;]
Pierwsza krwawa gra, w jaka gralem, to byl Postal, a mialem wtedy lat okolo 9. Pozniej zwalaly sie rozne Doomy, House of the Deady, GTA i inne… I jednoczesnie czytalem o nagonce na owe gry, prowadzona, co ciekawe, przez telewizje jak TVN czy Polsat.
Jednoczesnie w zaden sposob nie zmienilo to mojego stosunku do krwi i zabijania, co mnie przeraza bardziej niz innych ludzi.
Witam
Zaskoczylo mnie, ze nikt z wypowiadajacych sie nie dostrzegl, ze gry komputerowe moga miec naprawde negatywny wplyw na psychike. Nie mielibyscie zadnych oporow przed kupnem swojemu, powiedzmy, 7-letniemu dziecku gry pokroju Postal, czy Manhunt?
Ale do rzeczy. Przede wszystkim nalezy rozgraniczyc graczy-doroslych od graczy-dzieci.
Na czlowieka doroslego i uksztaltowanego brutalne gry nie maja negatywnego wplywu. Wprost przeciwnie – potrafia dostarczyc niezwyklej rozrywki, odprezyc, skutecznie skanalizowac niezdrowe emocje i instynkty, a tym samym pozwolic przezyc swoiste katharsis w wirtualnym swiecie.
*Zupelnie* inaczej jest w przypadku dzieci, np. tych w wieku przedszkolnym, czy z wczesnej podstawowki. Nie maja one „trzezwego” spojrzenia na rzeczywistosc, nie potrafia odroznic dobra od zla (to tlumaczy dlaczego potrafia byc tak okrutne wzgledem swoich rowniesnikow). Ich nieuksztaltowana psychika jak gabka chlonie wszystkie wzorce postaw i zachowan – takze z gier. A co moze zaoferowac Doom, czy Quake? Nieuzasadniona przemoc bez zadnego pozytywnego przeslania. To moze powodowac nieswiadome zakodowanie w psychice dziecka pewnego schematu – wszelkie problemy najlepiej i najlatwiej rozwiazywac za pomoca shotguna i rakietnicy. I nie mam tu wcale na mysli tego, ze jezeli ktos w wielu 10 lat pogrywal w Postala 2, to pozniej bedzie ganial ludzi po osiedlu z siekiera, badz urzadzi krwawa jatke w szkole. Chodzi o to, ze brutalne gry podswiadomie wbijaja do glowy, ze przemoc i agresja sa najlatwiejszym i najbardziej skutecznym srodkiem do osiagniecia celu i nie warto sobie zaprzatac glowy czyms tak abstrakcyjnym i nieefektywnym jak np. kompromis.
Oczywiscie brutalne gry nie sa najwiekszym zlem tego swiata i decydujacym czynnikiem, ktory ma wplyw na ksztaltowanie mlodego umyslu. Duzo wieksze znaczenia ma otoczenie, w jakim zyje mlody czlowiek. I jezeli na tym polu cos szwankuje, to ucieczka w gry, zwlaszcza te brutalne moze przyniesie dodatkowe szkody.
Wniosek – wszystko jest dla ludzi, ale psychicznie uksztaltowanych i w odpowienim wieku.
Uprzedzajac ewentualne zarzuty – nie jestem kims, kto nie ma pojecia, o czym pisze. Uwielbiam gry komputerowe i postrzegam jako jeden z rodzajow sztuki. Gram w nie od 15 lat, a od niedawna zajmuje sie takze ich tworzeniem.
Pozdrawiam
Chodzi o to, ze brutalne gry podswiadomie wbijaja do glowy, ze przemoc i agresja sa najlatwiejszym i najbardziej skutecznym srodkiem do osiagniecia celu i nie warto sobie zaprzatac glowy czyms tak abstrakcyjnym i nieefektywnym jak np. kompromis.
Po pierwsze, ludzie, którzy mają takie poglądy, rzadko kiedy – moim zdaniem – nabyli je „podświadomie”. Po drugie – statystyka. Znam ludzi, którzy grywają w brutalne gry i są zdolni do kompromisu, i nieprzejednańców i uparciuchów, którzy nigdy nie tknęli konsoli. Czy żandarm DeFunesa był ofiarą Dooma?
Właśnie pisze tzn probuej pisać prace na psychologie na temat wpływu mediów na agresje na społeczeństwo we współczesnym świecie. I wiekszość materiałow które mam potwierdzają że przemoc w mediach ma wpływ. Oczywiście są zmianki o o tym że jak młody człowiek sie wyładuje przed konsolą jest mniej agresywny.Ale przeważnie jest pisane ze media są beee.
Alt4: ale kto kupuje i pozwala takiemu smarkowi grac w postala? Wiadomo ze jak sie postara to i tak zrobi co chce, tak z postalem jak i jakims pornolem. Ale to nie znaczy ze puscisz jakies 'analne zakonnice’ czy dasz manhunta takiemu dzieciakowi, no nie?
czemu nie dacie nowych przemocy tylko z bajki a to ma być na faktach jak sie biją