W „Rzeczpospolitej” wspominki o cenzurze. Janusz Rewiński opowiada Jackowi Cieślakowi, jak od kuchni wyglądało zdjęcie programu „Ale Plama” z anteny TVN:

Rewiński: Odeszliśmy na własną prośbę, ale przecież poszło o to, że politycy wyegzekwowali lojalność od stacji, której dali koncesję, bo nic w naszym kraju, a zwłaszcza w polityce, nie dzieje się przypadkowo.
Cieślak: Jaką lojalność ma pan na myśli?
R: (…) Kiedy padło pytanie, jak przedłużyć panowanie dynastii Kwaśniewskich, Marek Ungier rzucił koncepcję z Jolantą, królową Polski. Powstała charytatywna fundacja, pojawiły się plakaty w szpitalach, pani kopała piłkę na stadionach, uczestniczyłem w tym, bo mnie zapraszano. Eros Ramazzotti przyjeżdżał i śpiewał. Zaczęły się występy w Dobrym Sercu TVN. I ludzie pięknie to przyjmowali. (…)
C: A pan?
R: Poczułem się zaprzęgnięty do rydwanu pani Joli. Pani Jolanta zaczęła występować w naszym programie! (…) To było tak sprytnie zrobione, że pojawiała się w czasie przerwy na reklamy. (…) Pani Jola nie zawsze mogła być w telewizji o godzinie 17, kiedy emitowano „Ale plama”. Mogła być wcześniej lub później, dlatego zmieniano nam pory emisji, o czym nie wiedzieliśmy. Ktoś nam o tym życzliwie doniósł, więc zapytaliśmy, o co chodzi. (…) Mogłem znieść jak moją inteligencję robił na szaro właściciel, ale jak zajął się tym szeregowy pan, który wciskał mi, że żaba jest szorstkowłosa, tylko trzeba to dojrzeć (…), oszukać się nie dałem. Już wiedziałem, że pani Jola nie może być w TVN o 17, bo wyjechała kopać piłkę na stadionie.

Prezydentowa nie była jednak największym problemem. Znacznie bardziej dawała się Rewińskiemu i Piaseckiemu we znaki Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, pod wodzą Danuty Waniek roszcząca sobie prawo do decydowania, z czego Polacy mogą się śmiać, a z czego nie:

Kiedy zaczęło być gorąco z orlenami i benzynami, jak gazety zaczęły pisać, że pan prezydent, jadąc przez Bielsko-Białą, spotkał się z kim trzeba, skomponowaliśmy piosenczynę „Czerwone macki nad polską benzyną” z pointą „Najwięcej zyska na tym Kulczyk z Gudzowatym”. (…) I pani Danuta Waniek poprosiła o taśmę z nagraniem. To napisaliśmy drugą pioseneczkę: „Pani Danucie Waniek bardzo się podobało nasze śpiewanie”. Usłyszeliśmy, żeby jej nie puszczać. (…) Czyli pani Danuta była już świętą krową.

Rozgoryczenie satyryka nietrudno zrozumieć. Obdarzony niezbyt wielkim poczuciem humoru obóz Kwaśniewskiego dał mu się we znaki nie tylko w TVN-ie:

C: Lubił pan telewizję prezesa Roberta Kwiatkowskiego?
R: Położył na półkę na dwa i pół roku drugą część serialu „Tygrysy Europy”. Jerzy Gruza chodził po przyjęciach, podglądał naszą elytę polityczną oraz biznesową i śmiał się z pańci, która chciała być hrabiną oraz poznańskiego studenta prawa, który został milionerem. A że pani została w filmie zidentyfikowana i koleżanki zaczęły sobie z niej robić jaja – zaprotestowała. Słyszałem, że byznesmen przyszedł do Olka i powiedział, żeby prezes Robert Kwiatkowski nie kręcił drugiej serii, bo śmieją się z żony, a żona mu płacze. Dalej było jak w czeskim filmie. W telewizji panowała dwuwładza. Kwiatkowski był od Olka, a Pachowski od Millera. I zanim Kwiatkowski wrócił z 790 festiwalu, gdzie nic nie rozumiejąc, jadł ostrygi, chłopcy tak obeszli Pachowskiego, że serial został skierowany do realizacji. Producent dokończył go za swoje pieniądze, bo pan Kwiatkowski jemu i aktorom nie zapłacił. Film poszedł na antenie dopiero, jak Kwiatkowski przestał być prezesem.

Rewiński nie byłby jednak sobą, gdyby poprzestał na soczystych anegdotkach o postkomunistach, i nie pokazał, że ich polityczni konkurenci nie byli ani trochę lepsi:

C: A czy była cenzura solidarnościowa?
R: Graliśmy w Teatrze Komedia sztukę Jonasza Kofty i Stefana Friedmana „Fachowcy”. Przyszli na spektakl działacze w biało-czerwonych szalikach, ciotki rewolucji i mówili, że śmiejemy się z polskiego robotnika. Totalna paranoja. Odwiedzali nas związkowcy z Huty Warszawa i sugerowali, że teatr musi działać na zasadach demokratycznych, wszyscy aktorzy mieli mówić tyle samo tekstu. Były głosowania w sprawie repertuaru. Szewcy, krawcy, technicy mieli więcej głosów niż aktorzy. (…)
C: A czasy AWS?
R: Był koncert „Skrzydła połamane” w Sali Kongresowej, realizowany dla Dwójki Niny Terentiew. Solidarnościowa tkanina zaczęła się pruć, Marian Krzaklewski nie dawał rady, i napisałem piosenkę o polskiej zawiści. Nina nie puściła. Spytałem dlaczego. A wiesz, bo to nie pasowało. Pani redaktor pilnowała, żeby nie podpaść Marianowi.

Aż dziw, że w takich warunkach duet Rewiński-Piasecki był w stanie wypuszczać takie perełki, jak „Nicea albo śmiech” lub „Powrót posła Millera”:

10 komentarzy

  1. Dlatego dawno już proponowano, żeby zlikwidować KRRiT i zastąpić innym niepolitycznym ciałem. Ale PIS wolał wstawić tam swoich od razu. Wtedy to przynajmniej były cykle polityczne, bo uzupełnianie członków rady nie pokrywało się z terminami wyborów.
    A jeśli chodzi o prywatną telewizję, to nie mamy rady. Możemy oglądać inną i to powinno dać właścicielom do myślenia. Ale w to nie za bardzo wierzę. Media z jednej strony kreują modę a z drugiej muszą dbać o glądalność.

    jurek
  2. Nie ma na świecie liberalno-demokratycznego kraju, w którym właściciele mediów nie kumplują się po godzinach z politykami. To naturalne przyciąganie. Może się podobać lub nie, ale nie zniknie. Problem pojawia się dopiero wtedy, jak ci sami politycy, którzy kumplują się z jednymi mogą nie dać koncesji (albo ją odebrać) innym mediozaurom. Normalnie (czyt. w kraju o ugruntowanym i nieregulowanym odgórnie rynku) taki Rewiński zamiast płakać nad swoim nieszczęściem idzie do innej stacji i po zawodach.

  3. Komerski, zgadzam się. Problem zaczyna się, gdy wszyscy szefowie stacji kumplują się z tymi samymi politykami…
    Niemniej wcale jakoś nie współczuję Rewińskiemu. Tekst dałem bardziej w celach egzemplifikacyjnych, gdyby ktoś nie wiedział, co w TVN piszczy…

  4. Nie zabraniam.
    I gdybym żył w kraju, w którym ludzie funkcjonujący w polityce i biznesie kierują się przede wszystkim dobrem kraju (politycy) i zyskami (biznesmeni), a nie myślą na okrągło, jak swym kumplom zrobić dobrze, nie widziałbym w tym nic nagannego.
    Państwo w Polsce jest jednak od wieków traktowane przez polityków przede wszystkim jak sukno, z którego trzeba jak najszybciej wytarmosić jak największy kawałek. Przydaje sie do tego zwykle znajomy z własnym biznesem, przez którego firmę tak miło wyprowadza się z budżetu kolejne miliony… albo któremu daje sie koncesję tylko po to, by nas potem pokazywał w dobrym świetle.

  5. WOW!
    Jeden z nielicznych programów, który jeśli przegapiłem, to prawie płakałem 🙂
    Nie mam pojęcia ile czasu i energii, kosztowało autorów przygotowanie każdego odcinka, pewnie sporo, jednak było warto. Miło było sobie przypomnieć tą Perłę z lamusa, wielki żal że się skończyło :-/ Ile to, już ze 3-4 lata będzie.
    Na psy wszystko szło i idzie nadal.
    Publiczna nie puszczała nic wartościowego, jeśli nie szło po myśli rządzących. Prywaciarze, tylko na oglądalność patrzyli, więc same Tańce z niemotami, albo kup pan super odkurzacz, a Ale plamy do kosza.
    Szacun (jak to młodzież mawia 🙂 dla panów Rewińskiego i Piaseckiego, za wyborowy program 😀

Skomentuj Tomasz Łysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *