Temat dnia to dziś totalna lustracja blogerów. Nowa inicjatywa Europarlamentu, jeśli chodzi o odzew, jaki wywołała na blogach z prawa, lewa i środka (nie wspominając już o sensowności), przyćmiła chyba wszystkie pomysły Romana Giertycha z czasów ministrowania, i to nawet razem wzięte. Rzecz cytuję za dzisiejszą „Gazetą Wyborczą”; uwagi moje – boldem w nawiasach.

Musi być jasne, kto stoi za blogerami. Najlepiej, by deklarowali to sami blogerzy – (…) taka rekomendacja znalazła się w raporcie Parlamentu Europejskiego, który przyjęła na początku czerwca komisja kultury.

„Zachęcamy do dobrowolnego znakowania blogów, by jasne były zawodowe i finansowe interesy oraz odpowiedzialność ich autorów i wydawców” – napisali w raporcie „O koncentracji i pluralizmie mediów w UE”.

– Popieram pluralizm mediów, szczególnie nowych mediów [To szczególnie ciekawie tu wygląda, jakby pluralizm dało się stopniować…], których część stanowią blogi. Chciałabym jednak, by było jasne, kto za nimi stoi [i kogo w razie czego zamknąć] – wyjaśnia „Gazecie” autorka raportu, estońska socjalistyczna eurodeputowana Marianne Mikko, była dziennikarka. – Celem blogów jest pokazywanie prawdy, lecz niektórzy pod fałszywym nazwiskiem mogą kogoś oskarżać czy poniżać – tłumaczy. [Pod prawdziwym nazwiskiem ani oskarżanie ani poniżanie z definicji nikomu się nie zdarza…]

– Blogerów nie można automatycznie uznać za zagrożenie. Proszę sobie jednak wyobrazić sytuację, gdy grupy interesu czy ktokolwiek inny wykorzystuje blogi, by promować swoje przesłanie. Blogi to skuteczne narzędzie, są zaawansowaną formą lobbingu [a ten, jak wiadomo, jest w strukturach europejskich – zwłaszcza w Europarlamencie – nielegalny i niespotykany, nieprawdaż?]– zgadza się z nią niemiecki liberalny [??????! – rozumiem że socjalistka może być za odebraniem ludziom wolności słowa, socjalizm wszak zawsze sprowadza się do odbierania komuś czegoś, ale gdy liberał podpisuje się pod podobnymi niedorzecznościami, zaczynam mieć gęsią skórkę] eurodeputowany Jorgo Chatzimarkakis.

Eurodeputowani nie określili, w jaki sposób blogi miałyby być znakowane i czy prawdziwość deklaracji nadzorowałaby jakaś instytucja.

Ha, zakład sto do jednego, że jak już się zdecydują, kolejną fuchę zgarnie niezawodna Komisja Europejska. Zaprawiony w decydowaniu, co jest bananem, a co nie, i co w Unii E. ma prawo być nazywane oscypkiem, ten wspaniały superorgan najlepiej oceni, kto może, a kto nie może (i o czym nie może) pisać w Internecie. Szybki wzrost notowań tak mało ostatnio popularnych (bez wątpienia za sprawą knowań złych blogerów) eurobiurokratów wydaje się w takim układzie tylko kwestią czasu.

5 komentarzy

  1. Nie lubię za bardzo wypowiadać się na tematy polityczne, a do takich zaliczyłbym niniejszy. Ale jeszcze bardziej nie cierpię jałowej gadaniny na tematy, o których interlokutor nie ma zielonego pojęcia.
    Twierdzenie, ze za każdym blogiem stoi ktoś jest kuriozalne i tyle 🙂 Może faktycznie zajmijmy się potworem z Loch Ness
    A tak poza tym nie można nawet chcieć kontrolować czegoś co nie jest jednoznacznie zdefiniowane. Napisałem to już na blogu webfan.pl ale uważam że liczba kontroujących musiałaby być zbliżona do liczby blogerów, aby pomysł kontroli mógł odnieść jakikolwiek efekt.

  2. Kubo,

    liczba kontroujących musiałaby być zbliżona do liczby blogerów, aby pomysł kontroli mógł odnieść jakikolwiek efekt.

    I tym sposobem najprawdopodobniej odkryłeś, o co w tym wszystkim chodzi: o kolejny raison d’être dla wciąż rosnącej armii eurobiurokratów.
    😉

  3. Tak – to już tylko jeden krok, do odebrania ludziom „wszystkiego”… Chyba naczytali się Kononowicza… Mała Estonia, a jakie wielkie zamiary! Miejmy nadzieję, że te pomysły nie wykiełkują na europejskim gruncie, ale upały mogą pomieszać w nawet liberalnych głowach… Nasza „gwardia” wielebnego ojca, mogłaby ochoczo dobrać się do krytykantów swojego „guru”… Oj durnieje ten świat…

    Wojtas
  4. Tak, tak, to pomysły „lewostronne”… Jak widać myśl „światła” staje się dobrem ogólnym i przejmują ją wszyscy… Ha! Niektórzy jednak mają już gotowe struktury, by „słowo wcielać w czyn”… Już podczas minionych wyborów w dniu głosowania autocenzura i dyscyplina na blogach była wzorowa (groźba 20 tys. zł kary, była skuteczna), zauważyłem to w blogach na Onecie (sam też się dostosowałem).

    Wojtas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *