Od kilku dni z czołówek polskich (i światowych) serwisów informacyjnych nie schodzi wojna rosyjsko-gruzińska. Nie schodzi, i trudno się dziwić: wakacje bez Leppera i Giertycha w rządzie (lub okolicach) mocno dawały się we znaki dziennikarzom i komentatorom politycznym, z braku lepszych tematów skazanym ostatnio na podniecanie się w kółko trzecią w historii (po Berlinie’36 i Moskwie’80) totalitarną olimpiadą. Aż tu ni stąd ni zowąd w dniu otwarcia igrzysk w Pekinie Gruzja “napadła” na własne (acz “przypadkiem” okupowane przez Rosjan) terytorium – po czym sprawy potoczyły się tak, jak można było przewidzieć.
No właśnie, przewidzieć. Rosja jaka jest, każdy widzi: po państwie, w którym opozycyjnych dziennikarzy szlachtuje się na klatkach schodowych, a niepokornych biznesmenów zsyła na Syberię, państwie, którego służby specjalne trują za granicą własnych obywateli, gdy ci zaczynają opowiadać o organizowanych przez te służby zamachach terrorystycznych, no więc po tym państwie trudno spodziewać się, że nie napadnie na małego, nie dosyć uległego sąsiada, gdy dostanie najmniejszy choćby pretekst. Fakt, że tak wytrawny gracz polityczny jak Saakaszwili jakoś się takiego cudu spodziewał i niczym Don Quijote ruszył do ataku, świadczy o przywódcy Gruzji jak najgorzej, ale – przynajmniej w Polsce – wciąż ceni się taką romantyczną postawę, zwłaszcza jeśli wymierzona przeciw Rosji. Nic dziwnego, że Lech Kaczyński co sił w nogach popędził do Tbilisi ściskać się z Saakaszwilim i grzmieć na Moskali. I choć aktywności tej, w przeciwieństwie np. do moskiewskich turnusów Sarkozy’ego, nie odnotował prawie żaden duży serwis informacyjny, nasz prezydent może sobie gratulować. O wyprawie doniosły media gruzińskie i polskie, co absolutnie wystarczy: Polacy cenią bohaterstwo, zaś wymachiwanie antyrosyjską szabelką w mieście, do którego zbliżają się rosyjskie czołgi, w powszechnym odczuciu właśnie pod bohaterstwo podchodzi. W efekcie przewiduję szybki (choć niekoniecznie trwały) wzrost popularności Kaczyńskiego – i to nie tylko za Kaukazem. Przewidywania prezydenta są pewnie podobne.
I tylko dalszego rozwoju sytuacji w Gruzji nie sposób przewidzieć. Co najwyżej można Gruzinom zadedykować dość trafnie opisujący ich aktualną sytuację fragment Przejścia Polaków przez Morze Czerwone Kaczmarskiego:
Dość, że się toniom w pionie stać znudziło,
W chwil kilka mokrą szmatą nas przykryło
I ciężkiej ciszy przytrzasnęły drzwi
Jakby nas wchłonął kubeł pełen krwi!
Chyba na zawsze będzie już schowana
Pod wodą nasza Ziemia Obiecana.
Patrzyli żywi z czerwonej mogiły
Jak do swych dziejów ludy odchodziły.
Mówiono teraz: I widzicie sami
Jakie są skutki żartów z żywiołami.
...i trzymać za nich kciuki.
A moja interpretacja jest taka, że Kaczyński pozazdrościł Kwaśniewskiemu Pomarańczowej Rewolucji, tylko nic nie zrozumiał. Wziął za clou sprawy trzeciorzędne cechy “pojechać do wschodniego kraju w którym miesza Rosja i pokrzyczeć z trybuny”, a całkowicie umknęło mu w jakim charakterze Kwaśniewski na Ukrainę pojechał. Tym razem całą śmietankę spił zasłużenie Sarkozy.