Jak wszyscy wiedzą, w zeszłym tygodniu władza rozpoczęła dyskusję o nowym podatku, tym razem od braku dzieci. Debatę zainicjował w „Fakcie” poseł Mieczysław Kasprzak (PSL) taką oto deklaracją:

Jesteśmy za podatkiem od bezdzietności. Nie może być tak, że ludzie, którzy wychowują dzieci dla społeczeństwa, ponoszą tego wielkie koszta (…), że w społeczeństwie nagradza się bimbających i myślących tylko o swej wygodzie, apartamentach, samochodach i wczasach!

Cóż, posłowi gratuluję objawienia, a Polakom posła. Z pozycji psychologii ewolucyjnej trudno wyobrazić sobie głupszą receptę na niski przyrost naturalny niż wbijanie ludziom do głowy, że posiadanie dzieci to obowiązek, który obywatel spełnia „dla społeczeństwa”. Przekonanie, że większości przedstawicieli homo sapiens sapiens chce się bezinteresownie robić cokolwiek „dla społeczeństwa” (oraz że można tę „chęć” wzmocnić przymusem państwowym), to tylko na pozór niewinna utopia. W praktyce to jedna z najniebezpieczniejszych bzdur, jakie kiedykolwiek wymyślono. Historia XX wieku (oraz pierwszego dziesięciolecia XXI wieku w krajach takich jak Korea Północna i Kuba) jasno pokazuje, że zmuszenie ludzi, by bezinteresownie i za darmo produkowali dla innych jakiekolwiek dobra (naczelna zasada, której do dziś hołdują socjaliści i komuniści) to najlepsza metoda, by doprowadzić każdy kraj do zapaści gospodarczej i głodu. Demografia zachodnich państw opiekuńczych ostatnich lat sugeruje, że metoda ta może znaleźć zastosowanie także przy wyludnianiu krajów rozwiniętych (jeżeli nie z biedniejszych imigrantów, to przynajmniej z bogatszych rdzennych mieszkańców)…

Z drugiej strony, nieudany eksperyment prohibicji w Stanach Zjednoczonych lat 20-tych i 30-tych, porażki rządów światowych w zmaganiach z handlem narkotykami i klęska rządu Chin w walce z przyrostem naturalnym we własnym kraju (czy wiecie Państwo, że mimo forsowanej od dziesięcioleci polityki jednego dziecka i znacznie gorszych warunków ekonomicznych, przeciętna Chinka ciągle rodzi więcej dzieci niż permanentnie zachęcana przez państwo, Kościół i urzędników do namnażania się Polka) dobitnie pokazują, że podobna reguła działa i w drugą stronę: wystarczy urzędowo zacząć coś zwalczać, by od razu zyskało to w oczach obywateli status zakazanego owocu – i stało się atrakcyjne. Zasada ta, znana już autorowi pierwszych rozdziałów Genesis (z małą poprawką: pierwsi rodzice wcale nie potrzebowali węża, by polecieć na zakazany owoc – byli ludźmi, więc na dłuższą metę wystarczyłby im sam zakaz), wyjaśnia dziś wiele na pozór niezrozumiałych zjawisk życia społecznego: od popularności niebezpiecznych używek poczynając, aż po fakt, że jesteśmy w stanie godzinami w internecie szukać filmu, jeśli akurat w danym momencie nie możemy go obejrzeć, gdyż na żądanie bohatera lub własciciela praw autorskich zdjęto go z YouTube’a.

Z obu zasad płynie jeden wniosek: człowiek z natury jest przekorny, zwłaszcza jeśli tego, kto chce go do czegoś namówić lub zmusić, uważa za głupszego od siebie. Pragniesz go czymś zainteresować? Wymyśl zakaz. Chcesz zniechęcić go do czegoś, co lubi robić? Powiedz mu, że ma to robić lub zacznij mu za to płacić (a potem nagle przestań). Ostatnia z metod ma szczególnie długą historię: dość wspomnieć że od wieków to przede wszystkim po nią sięga szkoła w celu zabicia w dziecku ciekawości świata. Nic dziwnego, że gdy państwo opiekuńcze zaczyna nakłaniać swych obywateli do posiadania potomstwa (zapewniając ich dodatkowo, że powinni to robić dla bliźnich, społeczeństwa i ludzkości), skutki mamy równie opłakane.

Od zarania dziejów ludzie chętnie płodzili i wychowywali dzieci, ale czynili to z bardzo wąsko rozumianego egoizmu: w interesie własnych genów. Jesteśmy – jako gatunek – owocem darwinowskiej ewolucji, która przez miliony lat zachodziła, bo jednostki lepiej przystosowane do panujących warunków pozostawiały po sobie więcej potomstwa. W efekcie, tak jak przedstawiciele każdego innego gatunku na naszej planecie, rozmnażamy się – często za wszelką cenę – w tylko jednym celu: by przekazywać dalej własne geny. DNA organizmów, które nie czuły pędu do namnażania się, w toku ewolucji wypadły z puli genowej. Niestety, natura poszła na skróty i geny, które zostały, częściej kodują rozwiązłość i skłonność do seksu z maksymalną liczbą partnerek (u mężczyzn) oraz chęć zdobycia stałego partnera i zgromadzenia środków na utrzymanie rodziny (u kobiet), niż prostą chęć posiadania dużej liczby zdrowych dzieci. Przez 99 procent historii naszego gatunku nie miało to znaczenia, bo do końca XIX wieku jedno i drugie dawało te same efekty. Tak czy owak, rozpowszechnienie środków antykoncepcyjnych i taniej, bezpiecznej aborcji sprawiło, że – przynajmniej na Zachodzie – seks i życie w parze w większości wypadków przestały bezpośrednio skutkować posiadaniem dzieci (ba, dzięki sztucznemu zapłodnieniu i technologii in vitro, płodzić własne, genetyczne dzieci można dziś bez udziału seksu). Miejscowo wywołało to taki a nie inny efekt demograficzny, który na dłuższą metę może zresztą dość ciekawie przełożyć się na skład genetyczny ludzkich populacji.

Steven Pinker zauważył kiedyś, że gdyby na plejstoceńskich sawannach rosły drzewa owocujące pigułkami antykoncepcyjnymi, po tysiącach lat ewolucji balibyśmy się ich widoku równie panicznie, co najbardziej jadowitych węży i pająków. Wystarczyłoby, żeby kobiety, które nie czuły strachu przed rośliną, zostawiały z pokolenia na pokolenie mniej potomstwa niż te, które drzewa unikały. Liczebność ludzkiej populacji zapewne spadłaby wkrótce po pierwszym zetknięciu się z rośliną, niemniej po jakimś czasie mutacja w DNA kodująca fobię (lub, początkowo, choćby niewielką niechęć do drzewa, jego koloru lub smaku owoców) zdobyłaby przewagę, po czym populacja szybko odzyskałaby starą liczebność.

Z tych samych powodów, a wbrew obawom czarnowidzów, i dziś – mimo załamania demograficznego na Zachodzie – ludziom w tej części świata nie grozi wymarcie. Zmiana kulturowa w odniesieniu do liczby dzieci, jaka ostatnimi czasy stała się udziałem społeczeństw zachodnich, może co najwyżej sprawić (a i to tylko przy założeniu, że rozciągnie się przynajmniej na kilkaset lat), że z puli genowej naszego gatunku znikną geny kobiet kształcących się i pracujących w najlepszym okresie reprodukcyjnym (czyli wtedy, gdy te ewolucyjnie sprytniejsze zajmują się rozmnażaniem) i geny mężczyzn, którzy wolą dmuchaną lalę od seksu bez zabezpieczeń z kobietą w wieku reprodukcyjnym. Zastąpią je geny osobników wcześnie podejmujących współżycie, niechętnych środkom antykoncepcyjnym oraz tych, dla których brak stałej pracy i utrzymywanie się z tego, co państwo (w Polsce mimo wszystko i tak niezbyt hojne w porównaniu z prawdziwym Zachodem) da na dzieci, to lepszy sposób na życie niż ciężka harówka i płacenie podatków na cudze bachory.

A nowy podatek? Oczywiście, przyrostu demograficznego nie zwiększy, tak jak nie zwiększyło go becikowe (i tak jak nadchodząca obniżka zasiłku pogrzebowego nie zredukuje liczby zgonów) – gdyż większość ludzi nie robi dzieci po to, by na tym zarobić. Ba, aktywizowanie im aspektu finansowego w tym kontekście to najgorszy z możliwych pomysłów: posiadanie dziecka kosztuje przecież znacznie więcej, niż wszystkie dodatki, ulgi, becikowe i niezapłacone bykowe razem wzięte.

A co do samych słów posła i posłanki, nie znaleziono jeszcze w przyrodzie stworzenia, które rozmnażałoby się po to, by mu było na starość lepiej (za to opisano wiele gatunków, u których proces mający na celu spłodzenie potomstwa prowadzi do śmierci rodzica – by wspomnieć choćby samca modliszki), ani takiego, które mnożyło by się po to, by dogodzić niespokrewnionym ze sobą przedstawicielom swego gatunku czy też jakiemuś abstrakcyjnemu „społeczeństwu”. Czy nam się to podoba, czy nie, dzieci robimy wyłącznie dla siebie i swoich genów – a jeśli ich nie robimy, to tylko nasz (i naszych genów) problem.

16 komentarzy

  1. Ludzie to nie zwierzęta. Ludzie potrafią działać przeciwko swoim genom z powodu np. przekonań. Dlatego podoba mi się (i sugeruję pójście myśli w tym kierunku) podkreślenie aspektów psychologicznych — przede wszystkim tego, że ludzie lubią robić to co zakazane, a olewać durne nakazy.

    Pozdrawiam z wykopu.

    dpc
    1. Dziękuję za świetną uwagę. Nawet przyznam, że planowałem początkowo skoncentrować się wyłącznie na aspektach psychologicznych, niestety, w trakcie pisania poniosło mnie w stronę socjobiologii. Niemniej planuję jakoś niedługo kolejny tekst w temacie demografii i dzieci (oby tylko czas pozwolił go napisać) – tym razem już czysto psychologiczny (np. może z nutką ekonomii, bo przy wycinaniu ostatecznej wersji tego zostało mi trochę kawałków o motywacji i podatkach).

    1. Cóż, temu to się nawet specjalnie nie dziwię. Większość najgłośniej gardłujących za tym, żeby robić dzieci, bo inaczej polskość i chrześcijaństwo wyginie, na ogół – wzorem Jarosława – poprzestaje na gardłowaniu…
      Czyli nowy podatek mógłby ich bezposrednio dotknąć po kieszeni – a pieniądze dla Polaka przeważnie znacznie wazniejsze od ideologii 😉

  2. Ten podatek to kara za ro, ze nie posiada się dzieci. Kara za to, że nie ma się genów które nie wykazują ochoty do rozprzestrzeniania się. A więc należy tę karę (podatek) zwiększyć do takiego rozmiaru, by osobniki z leniwymi felernymi genami krótko egzystowali, z powodu niedostatku. Jest to więc działanie jak najbardziej zgodne z naturą, w której osobniki niedostosowane, chore, nieuważne stają sie ofiarą i giną

    plural
    1. "Kara za to, że nie ma się genów które nie wykazują ochoty do rozprzestrzeniania się"

      Chyba odwrotnie: za to, że ma się takie geny. Jeśli już jednak karzemy ludzi za to, na co nie mają wpływu (skład genetyczny), czemu nie pójść dalej i nie nałozyć np. specjalnych większych podatków na kolor skóry, włosów lub oczu, który nam się nie podoba? Skutek wedle tej logiki będzie ten sam: osobniki niedostosowane (nieposiadające podobającego nam się koloru skóry, oczu, włosów) wyginą.
      W historii były już przykłady wprowadzania w życie podobnej logiki: choćby w ustawach norymberskich.

  3. Artykuł i przedostatnia wypowiedź pomija jeden ważny aspekt: w tej chwili co piąta para w Polsce ma problem z zajściem w ciążę, a aż 10% dzieci rodzi się przedwcześnie. O ilości poronień nie wspomnę, bo nawet lekarze nie bardzo wiedzą jaka to konkretnie liczba, ale szacują, że nawet ok. 30% ciąż.
    W tym wszystkim statystyczna Polka, która nie ma pieniędzy na prywatną służbę zdrowia, zostaje zupełnie sama. Koszt przeprowadzenia zabiegu in vitro jest na tyle wysoki, że naprawdę niewielki odsetek społeczeństwa na to stać, a dużo tańsza inseminacja jest też dużo mniej skuteczna. Nie wspomnę już o społecznej "burzy" wokół in vitro rozpętanej głównie przez tych, którzy niby popierają "rozprzestrzenianie się" społeczeństwa.
    Jak więc w tej sytuacji można za cokolwiek karać dodatkowym podatkiem ludzi, dla których brak dziecka jest często ogromnym dramatem? Równie dobrze można wprowadzić podatek od globalnego ocieplenia, bo podobno działalność całej ludzkości ma na nie wpływ…

    Pina
  4. „Z pozycji psychologii ewolucyjnej trudno wyobrazić sobie głupszą receptę na niski przyrost naturalny niż wbijanie ludziom do głowy, że posiadanie dzieci to obowiązek, który obywatel spełnia „dla społeczeństwa”. Przekonanie, że większości przedstawicieli homo sapiens sapiens chce się bezinteresownie robić cokolwiek „dla społeczeństwa” (oraz że można tę „chęć” wzmocnić przymusem państwowym), to tylko na pozór niewinna utopia. W praktyce to jedna z najniebezpieczniejszych bzdur, jakie kiedykolwiek wymyślono.”

    No właśnie. Zgadzam się. Zachęca się też ostatnio do posiadania dzieci spotami, które straszą, że nie będzie miał kto zarabiać na emerytury. Nie wiem czego autorzy takich kampanii się spodziewają? Że ludzie nagle stwierdzą – zarabiam mało, żłobków nie ma pod dostatkiem, pewnie nie przedłużą mi umowy jak wrócę do pracy po urodzeniu dziecka, kolejnej pracy pewnie nie znajdę szybko, bo z małym dzieckiem to nie jest łatwe – no ale faktycznie, dla społeczeństwa trzeba urodzić.
    ???
    Może niech zaczną od rozwiązań, które poprawią sytuację kobiet na rynku pracy, to same zachcą.

    Szkoda, że nie zachęcają do rodzenia zasobów ludzkich tak zwanych na mięso armatnie. Granica cienka.

  5. Ja widzę problem jeszcze wiczej – ludzie nie są aż tak przekorni jak sugeruje autor. Chinki, hinduski nie rozmnażają się na potęgę właśnie z powodu tego zakazu, inaczej byłoby ich z dwa razy tyle. W Polsce ewidentnie jest baby boom, jak ktoś tego nei widzi, to wio za granicę i ocenić proszę. Na zachodzie nadprodukcją dzieci zajmują się właśnie Azjaci i Afrykańczycy. 
    Teoryjki na temat puli genów, darwninizmów itd są tylko teoryjkami – to jest póki co najskutecnziejsze wytłumaczenie rozwoju ludzkości bez czynnika „boskiego”, ale wciąż jest to tylko teoria. Wciąż nei wiadomo jak to jest z mutowaniem genów, nadbieraniem pewnych cech, naukowcy od lat spierają się co jest decydujące – geny czy środowisko – więć tym bardziej autor, spłycił problem odwołując się do „walki genów”.
    Oczywiście co do samego sedna artykułu to kolejny pomysl bykowego, czy te teorie rzucane przez grasującego po forach szaleńca, że rodzice muszą zwrocic dzieciom swoje dziecinstwo – to kolejny przykład tego, aby nieudolność naszego aparatu władzy zrzucic na spoleczenstwo – nie bedzie emerytury bo nie chcecie sie rozmnazać- po prostu chore i niebezpieczne. System jest chory to i wymuszają nasi kochani rzadzący aby nadprodukacja dzieci byla jak na najwyzszym poziomie i co niestety jest widoczne golym okiem w Polsce – skutecznie im sie to udaje, choc trąbią na prawo i lewo, ze jest niż. 
    Polacy niestety sluchają i boją się wladzy jak przystało na biedne kraje ludzi mentalnie przetrąconych z egzaltowaną wiarą w boga. 

    Kobza16
  6. To wypowiedź to zabawna manipulacja  rzeczywiście wybitnego psychologa od prania mózgu.
    Ten artykuł to proste pranie mózgu zupełnie nieporównywalnymi przykładami z kosmicznego szumu tła.
    Postaram się być może w nie tak zabawny ale tak samo irracjonalny sposób zrobić to samo ale pociagnąć dyskusję w drugą stronę i namieszać.
    Gdyby Chińczycy nie wprowadzili zasady 2+1 byłoby ich już trzy miliardy i cały Świat by się na nich składał jak składa się np; na zacofaną naszym zdaniem Afrykę albo grożącą bombami atomowymi Koreę Północną.
    Chińczycy groziliby 1000-em bomb wodorowych co roku po miliard od bomby i mobilizowali by nas do gwałtownego rozmnażania w ramach rywalizacji i zimnej wojny. Obecnie grożą kolejnym miliardem koszulek, piłek, ręczników butów z napisem Euro 2012 po dolarze za sztukę degenerują nas i rozleniwiają koniem trojańskim czyli trzema najbardziej znanymi słowami na Świecie : Made in… a za kilka lat obudzimy się z ręką ( bezpłodną starą macicą) w nocniku.
    A więc, co do inteligencji ewolucyjnej  czyli solidarności społeczeństw to wymierają te co zjadają własny ogon jak np; Stara Europa czy Stany Zjednoczone. To oczywiste i  tak samo proste jak upadek Egiptu , Rzymu czy Aten albo wywód trenera biznesu ha ha ha.
    Bill Gates zamiast dać pieniądze na samotne matki wychowujące dzieci w swojej firmie gwarantować im powrót do pracy po okresie macierzyńskim, dożywianie dokształcanie biednych czarnych dzieci w Stanach i emigracyjnego Meksyku, rozdaje je w Afryce  romnażającym się jak muszki owocówki innym społeczeństwom zaburzając w ten sposób nieodwracalny zdrowy dobór naturalny zachowany z czasów kamiennych.
    Nie dość że on maksymalnie drenuje energię i mózgi swoim pracownikom i nie pozwala im poświecać czasu swojemu potomstwu  zaprzęgając ich w walce  o swoje wskaźniki, skazując ich na wyścig szczurzego plemienia w otchłań konsumpcjonizmu to jeszcze  wtrąca się w sprawy i życie innych społeczeństw na innych kontynentach, których nie zna, nie rozumie i co gorsza udaje w nich boga.
    Trudno od niego wymagać inteligencji ewolucyjnej skoro ma tylko jedną żonę i przepisową standardową  ilość dzieci. Czy rozdając pieniądze płaci bykowe całemu Światu dobrowolnie, bo na złość Ameryce i swojemu społeczeństwu?
    Być może sam się opodatkował, ale błędnie ?
    Ludzie sami z siebie żadko zmuszają się do mądrego dodatkowego bykowego czyli opodatkowania na rzecz innych,  bo przecież z nimi rywalizują. Łatwiej dać jedzenie kotu psu czy głodnej rodzinie w Afryce niż swojemu przeciwnikowi w biznesie który przegrał bo nie był konkurencyjny czyli że płacił większe pensje pracownikom i podatki dla społeczeństwa.
    Niestety ja muszę pracować i zarabiać na swoje dzieci, więc nie moge sobie pozwolić na  pisanie dalej  bzdur o wyższości Świąt Bożego Narodzenia… i dorabianie endorfinowego trzepotu skrzydeł mongolskiego motyla do oksytocyny starczej Buffeta i jego alzheimerowskiego samarytanizmu w rozdawnictwie pieniędzy bo nikt mi za to nie zapłaci. Co najwyżej trener biznesu wyostrzy swój dowcip jak kiedyś mawiano o inteligencji i wpadnie mu do głowy kolejny przykład z kosmosu.
    Dobry manipulator demagog fantasta  potrafi zwrócić na siebie uwagę i zmusić nas do myślenia w katastroficzny sposób nawet o spotkaniu Andromedy z Drogą Mleczną pomimo tego, że ich trajektorie przetną się  w czasokresie  i w odległościach od siebie bez znaczenia (tym bardziej dla nas). W dodatku ani ich czarne dziury  ani wogóle obie te galaktyki prawdopodobnie tego nawet nie zauważą i nie zderzy się żadna z wieluset miliardów gwiazd w nich zawartych.
    Zwracam tylko uwagę jednorazowo że osądzanie czy  bykowe czyli podatki powinny być przymusowe czy dobrowolne i ujmowanie tematu jednostronnie to manipulacja , a bezmyślnych internetowych klakierów tej tzw. dyskusji pozdrawiam. 
    ha ha ha
    Mucha 
     

    Mucha

Skomentuj Tomek Łysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *