Reklama, dzięki której poczułem się dumny, że od dwóch lat jestem szczęśliwym posiadaczem Kindle’a:
Spot ma już miesiąc, ale wywołał w USA spore poruszenie (i to bynajmniej nie dlatego, że sugerował, iż użytkownicy iPadów są mniejszością seksualną). Nic dziwnego, że w ślady Amazonu postanowił pójść… Microsoft. Gigant z Redmont postawił na przekaz ciut mniej wyrafinowany (by nie powiedzieć łopatologiczny), ale w końcu liczą się intencje:
Najważniejszy w tych przekazach jest fakt, że małżeństwo dwóch mężczyzn lub dwóch kobiet powoli Amerykanom powszednieje (dość wspomnieć, że – jak wynika z ostatnich sondaży – już ponad połowa mieszkańców USA opowiada się za zalegalizowaniem związków jednopłciowych właśnie pod nazwą małżeństwa). I bynajmniej nie dzieje się tak za sprawą tego typu reklam, tylko faktu, że po raz pierwszy w historii większość Amerykanów przyznaje, że zna geja lub lesbijkę. I znaczna część widziała już taki ślub (lub – tam, gdzie ślubu zawrzeć nie wolno – commitment ceremony) na żywo, z własnym kumplem, przyjaciółką, lub siostrzenicą w jednej z dwóch głównych ról.
Mainstreamowe reklamy są dowodem na tę zmianę postaw. Na rynku amerykańskim firma może dziś pokazywać się jako gay friendly bez ryzyka utraty klientów. Dość wspomnieć, że pod koniec lutego do zalegalizowania małżeństw jednopłciowych (co może stać się już w czerwcu) na terenie całych Stanów wezwały Sąd Najwyższy USA we wspólnym liście Apple, Google, Facebook, Microsoft, EBay, Intel, Xerox, Adobe, Oracle, Panasonic, Zynga, a nawet Morgan Stanley, Office Depot i Nike.
Tymczasem bycie homofobem coraz częściej oznacza brak zleceń i klientów, o czym boleśnie przekonał się po swych śmiałych wypowiedziach Lech Wałęsa. W biednej i zaściankowej Polsce albo jeszcze biedniejszej i mordującej swoich gejów Nigerii (nota bene ojczyźnie posła Godsona – just saying) może i większość przyklaśnie retoryce byłego prezydenta, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie zapłaci mu tu za dwa wykłady 70 tysięcy (chyba że zimbabweńskich dolarów). Chcąc przemawiać do amerykańskich snobów, gotowych do tej pory słono płacić za mądrości podstarzałego elektryka, trzeba trzymać znacznie wyższy poziom. Tylko czy były prezydent da radę znowu się na niego wdrapać?