Z pewnym opóźnieniem (luty to bardzo pracowity miesiąc w branży szkoleniowej) znalazłem właśnie artykuł o altruizmie w magazynie Newsweek Psychologia. Autorka – Paula Szewczyk – jego obszerne fragmenty oparła na rozmowie ze mną, i – oczywiście – nie tylko ze mną. Jednak ze zrozumiałych względów nie wszystko, co powiedziałem, weszło do wywiadu, dlatego w tym miejscu postaram się nie tylko przytoczyć, ale też uzupełnić część swoich wywodów.
Przede wszystkim warto na początku dokładnie ustalić, co w ogóle rozumiemy przez altruizm. Współcześnie myślimy bowiem o tym zjawisku jako o czymś skierowanym ku innym ludziom, niekoniecznie z nami spokrewnionym. Biolodzy tymczasem za zachowanie altruistyczne uważają każde zachowanie organizmu, które nie służy jego bezpośrednim interesom, nawet jeśli służy jego genom (czyli potomstwu):
– Osoby mające wysoki poziom ugodowości są na ogół bardziej altruistyczne i chętniej poświęcają się dla innych niż te, u których bywa on niższy – mówi psycholog Tomasz Łysakowski. Jednak nawet ci altruistyczni nie są tak samo empatyczni dla wszystkich. Jak dowodził antropolog William Donald Hamilton, w pierwszej kolejności współodczuwamy z członkami rodziny. To tzw. koncepcja altruizmu krewniaczego, według której empatyczne zachowania ludzi wynikają z egoizmu genów. – Pomagając osobom spokrewnionym, mamy nadzieję [czy jakby to ująć lepiej: większe widoki – TŁ] na pozostawienie w populacji (…) naszych genów. Widoczne jest to u matek, które zawsze najpierw nakarmią własne dziecko [a dopiero potem zadbają o siebie – TŁ] – dodaje psycholog.
Altruizm odnosi się w pierwszej kolejności także do tych, którzy są do nas podobni. – Dlatego łatwiej człowiekowi współodczuwać z cierpiącymi delfinami niż z ośmiornicami, które choć są bardzo inteligentne, znacznie mniej przypominają nas fizycznie, a przez to nie uruchamiają w nas mechanizmów empatii – wyjaśnia Tomasz Łysakowski. Zdaniem eksperta, podobni do nas i znajdujący się w bezpośrednim otoczeniu wspierani są przez nas chętniej, bo podświadomie oczekujemy, że w przyszłości będą mogli się odwdzięczyć. (…)
Istnieje jednak grupa osób, której trudno współodczuwać z innymi i która nie podejmuje się żadnych działań na ich rzecz. Oznacza to, że są urodzonymi egoistami? Zdaniem Tomasza Łysakowskiego, czasem o tym, czy pomożemy w potrzebie, decyduje jeden drobny czynnik, np. to, czy nam się spieszy. [Jak wynika z badań, pośpiech skutecznie hamuje u ludzi empatię i odruch pomagania, nawet w odniesieniu do najbliższych – TŁ] – Nauka wprawdzie odchodzi ostatnio od powoływania się na piramidę Maslowa, ale w kwestii altruizmu może okazać się ona pomocna. Dopóki nie będziemy mieć zaspokojonych podstawowych potrzeb własnych, nie będziemy mogli skupić się na potrzebach innych. Mogę mieć poczucie obowiązku wrzucenia żebrzącemu drobnych do puszki, ale gdy jestem spóźniony do pracy, zachowam się jak egoista, tłumacząc sobie, że to okoliczności nie pozwoliły mi na współodczuwanie i będzie to jak najbardziej psychologicznie uzasadnione – mówi psycholog.
Pozostając przy teorii naturalnego zaspokajania, brakiem zaangażowania mogą także wykazywać się ci, którzy w pierwszej kolejności muszą zarobić na chleb dla siebie i swojej rodziny, by dopiero później móc myśleć o innych. – Stąd w krajach pierwszego świata – mówi Łysakowski – częstotliwość pomagania jest większa (…). Trudno, żeby w Indiach, w których dla milionów ludzi każdy dzień jest walką o przetrwanie, prowadzono [równie prężną, co w USA lub Europie – TŁ] działalność dobroczynną – dodaje. (…)
Co ciekawe, ograniczeniem dla naszego altruizmu może być nie tylko ilość czasu czy środków, jakimi dysponujemy, ale również pozycja społeczna lub zawodowa. Chodzi o psychologiczny dystans, jaki dzieli nas od tego, komu możemy pomóc. Oraz o to, czy aby nie jesteśmy jego szefem:
Każda radość z działania na rzecz innych to także powód, by miło pomyśleć o sobie samym. Dzięki temu społecznik dostarcza mózgowi psychologicznej nagrody. – Wszyscy mamy w mózgu mezolimbiczny szlak dopaminergiczny, w którym znajdują się tzw. ścieżki przyjemności. Kiedy robimy to, co lubimy (lub myślimy o tym), znajdujące się tam neurony aktywizują się. Układ ten motywuje ludzi do jedzenia, spania czy poszukiwania partnera. U wielu osób zadziała także wtedy, gdy bezinteresownie pomagają. Słowem – altruizm dla wielu to po prostu przyjemność.
Nie u każdego jednak proces ten będzie przebiegał tak samo, czasem może być wręcz ograniczony. Zależy to np. od statusu społecznego i pozycji, jaką zajmujemy. Nie oznacza to jednak, że pomagamy chętniej, im wyżej w hierarchii społecznej jesteśmy. Zdarza się bowiem, że osoby w pozycji władzy stają się mniej empatyczne. Jak tłumaczy Łysakowski, człowiek poprzez umacnianie swojej pozycji, traci zdolność wczuwania się w emocje innych i poświęcania dla nich własnych interesów. – Nagle przestajemy identyfikować się ze słabszymi i będącymi na niższym stanowisku [i tracimy względem nich odczucie empatii – TŁ]. Potwierdzają to badania neuropsychologa Sukhwindera Obhi, który wykazał, że ścieżki neuronów lustrzanych odpowiedzialnych za naśladowanie innych i współodczuwanie ich emocji z jakichś powodów u ludzi sprawujących władzę nad innymi ludźmi się wyłączają. Nie wszyscy przełożeni są jednak pozbawieni empatii i u większości ludzi empatia wraca, gdy wychodzą z roli szefa.
I tego wszystkim przełożonym od czasu do czasu życzę.
Też życzę tego przełożonym ☺