Wbrew pozorom i rezolucjom, antygejowska histeria nie ogranicza się w Polsce do Wierzejskiego z przyległościami. W datowanym na dziś (czyli już niezbyt aktualnym) numerze „Wprost” znajdą zainteresowani artykuł Piotra Lisickiego „Gejolucja” ze wstrząsającym podtytułem: Ostatecznym celem ruchu gejowskiego jest rozbicie tradycyjnej rodziny. Tekst ilustruje fotka, na której widać ruch gejowski w Polsce, czyli Biedronia trzymającego za rękę Jarugę-Nowacką (zdjęcie skądinąd niezwykle obiektywne jak na organ obnoszący się z homofobią; taka Gazeta Wyborcza – ponoć gay friendly – gros materiałów o Paradzie Równości opatrzyła wizerunkami dwóch drag-queen, jedynych bodaj, które na owej imprezie widziano); w tekście zaś same kwiatki.
Po kolei jednak. Artykuł zaczyna się, dla zbudowania nastroju, opisem profanacji Najświętszego Sakramentu przez zboczeńców, którzy w tym celu specjalnie napadli na kościół w Minneapolis. Po owym krótkim wstrząśnięciu czytelnikami Lisicki gładko przechodzi do profilu psychologicznego degeneratów i przeprowadza analizę motywów, którymi w swych dążeniach kierują się geje i lesbijki. Motywów dość prostych:
Aktywiści homoseksualni (…) po prostu nienawidzą społeczeństwa, w którym muszą żyć. Nie mogą się pogodzić z najbardziej pierwotnym i wydawałoby się nieubłaganym prawem natury, zgodnie z którym dzieci rodzą się w związkach mężczyzn i kobiet. Tym, co atakują, nie są te czy inne obyczaje, ale sama zasada natury, ojcostwo i macierzyństwo jako takie. Dlatego ostatecznym celem ruchu homoseksualno-lesbijskiego jest rozbicie tradycyjnej rodziny, zniszczenie więzi między rodzicami a dziećmi i zastąpienie ich innymi, wolnymi od tyranii natury związkami.
Przeanalizujmy to, co autor ma na myśli. Czy postulaty homoseksualistów są rzeczywiście antyrodzinne? Czy konsekwencją ich spełnienia będzie – jak twierdzi Lisicki – odwrócenie praw natury: brzemienni mężczyźni, matki niekochające własnych dzieci? Nie ma na to najmniejszych dowodów, ba, właściwie są nawet kontrdowody. Siła z jaką geje i lesbijki, zwłaszcza w Ameryce, domagają sie praw do zawierania związków małżeńskich, wskazuje właśnie na to, jak ważne są dla nich symbole związane z rodziną i stałym, długim związkiem. To, o co walczy tzw. lobby homoseksualne, przede wszystkim, to nie żadne symbole, tylko instytucjonalne rozwiązania: możliwość wspólnego opodatkowania, ustawowe dziedziczenie wypracowanych razem dóbr, wspólność majątkowa, prawo do opieki nad chorym towarzyszem życia lub wspólnie wychowywanym dzieckiem jednego z partnerów, renta po tragicznie zmarłym partnerze i inne niedoceniane przez heteroseksualistów drobiazgi, których brak uprzykrza życie każdej dłużej funkcjonującej pary. Spełnienie tych postulatów wobec 4 procent populacji w żaden, najmniejszy nawet sposób nie wpływa – i wpływać nie może – na sytuację zwykłej, heteroseksualnej rodziny. Kobiety i mężczyźni w parach heteroseksualnych wzajemną atrakcyjność, chęć legalizacji związku czy pragnienie posiadania dzieci odczuwają niezależnie od tego, czy urzędy państw, w których mieszkają, pozwalają parom homo brać śluby, czy nie. Ludzie tak samo zakochują się w sobie w Brazylii, Estonii, Kamerunie, jak w Holandii czy Hiszpanii – są wszak ludźmi. Za instynkty i zachowania takie jak miłość czy rodzicielstwo odpowiadają neuroprzekaźniki występujące w mózgu każdego człowieka niezależnie od kultury. Nie ma też żadnych dowodów, że pozwolenie gejom i lesbijkom na rejestrowanie związków, a nawet na zawieranie małżeństw wywiera jakikolwiek wpływ na małżeństwa żyjących wokół heteroseksualistów, ich trwałość czy pożycie. W żadnym z państw, w których zalegalizowano małżeństwa jednopłciowe, nie skoczyła w konsekwencji tego posunięcia krzywa rozwodów. Ba, z różnych statystyk wynika, że w relatywnie bardziej konserwatywnych Stanach Zjednoczonych (na 50 stanów same sex marriages legalne są tylko w jednym: Massachusetts) rozwodzi się znacznie wyższy procent wstępujących w związki małżeńskie, niż w liberalnej, dopuszczającej małżeństwa bez względu na płeć Kanadzie. Zachodnioeuropejskie kraje akceptujące związki partnerskie, np. Wielka Brytania czy Francja, notują znacznie wyższy przyrost naturalny niż walczące z takimi rozwiązaniami Polska, Rosja czy Łotwa. Wniosek nasuwa się jeden: fakty nie potwierdzają tez Lisickiego. Właściwie to nawet przeczą im w całej rozciągłości.
W innych miejscach w tekście znajdujemy już kłamstwa wprost. Weźmy fragment: w Polsce nikt nie napada na homoseksualistów, (…) nie są znane przykłady zwolnienia z pracy za mniejszościową orientację seksualną. Tu już nie wierzę, że autor czegoś nie dopatrzył, ogólnie dostępny jest bowiem Raport o dyskryminacji i nietolerancji ze względu na orientację seksualną w Polsce, o którym więcej pisałem w poprzedniej notce. Gdyby jednak autor nie wierzył lewicowej propagandzie, polecam choćby nagrania z Marszu Tolerancji w Krakowie, rozbitego przez Giertychowych patriotów w maju 2004. Relacja jednego z uczestników: Gdyby nie redaktorzy Tygodnika Powszechnego zostałbym zabity pod drzwiami ich redakcji przez kilkunastu uzbrojonych w kije i łańcuchy ludzi. Przejeżdżający obok radiowóz nawet się nie zatrzymał, mimo, że było widać bezpośrednie zagrożenie życia. Czym się zaś kończy trzymanie się dwóch dorosłych mężczyzn za ręce, poczytać sobie można sobie u Oliveiry.
Bohaterem kolejnego przekłamania jest rząd hiszpański, który ponoć zakazał lekarzom położnikom posługiwania się w dokumentach nowo narodzonych dzieci określeniem „ojciec” i „matka”. W końcu społeczeństwo nie od razu przyzwyczai się do sytuacji, w której dzieci będą miały dwie mamusie lub dwóch tatusiów. Co zatem zrobić? (…) Należy w ogóle zlikwidować rodzicielstwo i rodziny; optymalnym rozwiązaniem byłoby przejęcie wychowania przez państwo, połączone z zakazem ustalania ojcostwa i macierzyństwa. Trudno tę wypowiedź nazwać inaczej, niż wyjątkowo perfidną manipulacją. Po pierwsze, rząd Hiszpanii nie zakazywał lekarzom wpisywania do dokumentów słów „ojciec” czy „matka”, tylko zezwolił na wpisywanie np. dwóch matek. Nawet w Polsce, gdy kobieta rodzi, jej mąż zostaje uznany za ojca automatycznie, nawet jeśli jest bezpłodny. Chodziło o to, żeby, jeśli kobieta ma małżonkę, a nie małżonka (w Hiszpanii może wybrać), ta druga kobieta miała te same prawa, co miałby na jej miejscu facet, nie będący biologicznym ojcem dziecka.
By pozostać w klimatach międzynarodowych, oberwało się też Duńczykom: Trzy tygodnie temu duński parlament zdecydował, że z bezpłatnego sztucznego zapłodnienia w szpitalach publicznych będą mogły korzystać lesbijki i kobiety samotne. (…) Dotychczas lekarze mogli dokonywać sztucznego zapłodnienia tylko w wypadku kobiet zamężnych bądź pozostających w związku partnerskim z mężczyzną. Teraz ten warunek zniknął, biologiczna bariera uniemożliwiająca kobietom rodzenie dzieci bez udziału mężczyzn została pokonana. [Bzdura, od kiedy to kobiety mocą ustawy mogą stają się dzieworodne? Nadal dawcą nasienia, nawet w Danii, jest facet. W tym sensie kobieta nie może począć dziecka bez udziału mężczyzny. Zawsze jednak, wbrew temu, co pisze autor, może i mogła je bez udziału faceta urodzić. Zwykle przy porodzie asystowała położna, czyli inny osobnik płci żeńskiej] Kobieta nie musi już mieć męża, by zajść w ciążę i urodzić dziecko [jakby kiedykolwiek musiała]; wystarczy, że będzie miała ochotę na dziecko, a państwo musi jej to załatwić. [W tym, że do tej pory musiało to załatwiać jej mającej męża koleżance, dziennikarz „Wprost” nie widzi problemu]
Na koniec dochodzi autor do nieco sprzecznych ze sobą, choć równie absurdalnych wniosków: z jednej strony twierdzi, że ruch homoseksualny walczy o zbiorcze prawa rodzicielskie dla homo- i heteroseksualnych grup bezecników, z drugiej strony – że celem działań aktywistów gejowskich jest w istocie? odebranie dzieci heteroseksualnym rodzicom! Konsekwencje są nieuchronne – grzmi Lisicki – państwa, które raz uległy homoseksualnym rewolucjonistom, nie będą potrafiły się im oprzeć później. I jakkolwiek teraz wizja całkowitego zakazu wychowania dzieci przez rodziny albo wprowadzenia rodzicielstwa wielopartnerskiego – piękne słówka, nieprawdaż? – zdaje się projektem utopijnym, wcale tak nie musi być. Kiedy w 1989 r. Dania jako pierwsze państwo na świecie wprowadziła prawo uznające związki homoseksualne za równe małżeństwom, nikt nie mógł przewidzieć, że wszystko potoczy się tak szybko.
W tym momencie z krzesła spadam, oniemiały. Jak szybko? Co się potoczy? Czytam artykuł, czytam o duńskim systemie rodzinnym w Internecie i nigdzie ani słowa o zakazie wychowywania dzieci przez rodziny. Nic, jako żywo. Żaden gej żadnej Dunce do tej pory dziecka nie odebrał. Po przetarciu oczu wiem już jednak, o co chodzi.
Swego czasu filozof Artur Schopenhauer popełnił dziełko „Erystyka, czyli sztuka prowadzenia sporów”. Opisywał w nim brudne chwyty, jakich należy użyć w dyskusji, by zwalczyć racje przeciwnika lub przynajmniej wyprowadzić go z równowagi. Oprócz najsłynniejszego z nich, argumentum ad personam (w polskim dyskursie o homoseksualistach niemal zmonopolizowanego przez LPR), widzimy u Schopenhauera choćby sposób 29: dywersję. Przeciwnik jakiegoś rozwiązania zaczyna mówić o obiekcie lub zjawisku nie związanym bezpośrednio z dyskusją, jakby było to przedmiotem sporu, wykazuje szybko, dlaczego rzecz ta jest zła lub głupia i z dumą ogłasza, ze spór wygrał. Sama ta technika może zresztą zahaczać o schopenhauerowski sposób 24: fabrykowanie konsekwencji (polegające na tym, że z wypowiedzi oponenta przez fałszywe wnioskowanie i przekręcanie pojęć wyprowadza się twierdzenia, których ów w ogóle nie miał na myśli) i o wiele podobnych zabiegów?
Pozostaje oczywiście pytanie, dlaczego pismo aspirujące do miana niezależnego tygodnika opinii puszcza teksty podobne wyżej przytoczonemu. I kto za te teksty płaci. Bo chyba nie Giertych z Wierzejskim.
Artykuł oburza ale nie dziwi – Wprost już od dawna celuje w chwytach propagandowych rodem z najczarniejszych godzin stanu wojennego. Z niewiadomych przyczyn za wroga nume jeden obrali sobie Skandynawię, a w szczególności Szwecję. Ilośc i jakość kłamstw i po prostu ewidentnych bzdur jakie na temat tego kraju wypisują jego dziennikarze przekroczył już dawno poziom absurdu.
Sprawa nie jest taka prosta. Nie sposób zaprzeczyć, że dla częsci teoretyków związanych z geizmem (nazywam tak homoseksualizm ideologiczny), oraz dla części teoretyczek feminizmu tzw. „rodzina tradycyjna” jest „wrogiem numer jeden”, i otwarcie mówią o potrzebie jej destrukcji, jako sposobie na obalenie Systemu. Tak więc, to co napisał Lisicki nie jest brane z powietrza. Co do nienawiści – trudno nie zauważyć, że aktywiści gejowscy i feministki często aż tryskają nienawiścią do Systemu.
Doprawdy, obraz „poczciwy geje vs całe zło tego świata” jest uproszczony.
Po tonie artykułów we „Wprost” dojść można, że sponsorują pismo amerykańscy konserwatyści. Nie chodzi tylko o artykuły na temat USA czy Izraela ale właśnie o jadowite paszkwile na Francję czy Skandynawów. Linia wobec homoseksualistów się w to wpisuje.
Odpowiedź była dla flowerpower68, tad9 był szybszy (gratulacje). Niestety, do jego uwagi mam zastrzeżenia. Jako sympatyczka postulatów feminizmu jak najdalsza jestem od walki z rodziną, nawet tradycyjną. Feministki nie walczą ani z rodzinami, ani z ich członkami, tylko z patriarchatem: wirusem umysłu, który sprawia, że połowę światowej populacji uważamy za gorszą i podrzędną za to tylko, że sikając siedzi a nie stoi.
Literaturoznawczyni
Jak wszyscy wiedzą feminizm niejedno ma imię. W związku z tym pisałem o CZĘŚCI teoretyczek feminizmu i o CZĘŚCI teoretyków geizmu. Otóż, te części z rodziną tradycyjną, owszem, walczą. Jest dla nich podstawowym miejscem reprodukcji Systemu. Jeśli zaś chodzi o walkę z „wirusem umysłu”. Cóż, tak się składa, że „wirusy umysłu” nie istnieją poza „nosicielami”. NIE DA się walczyć z „wirusami umysłu” nie ruszając „nosicieli”. To, co napisałaś znaczy tyle, co: feministki chcą się dobrać do twojej głowy. Nie wątpię, że chcą (ja chętnie dobrałbym się do ich głów), ale ja nie muszę mieć na to ochoty.
tad9
>NIE DA się walczyć z „wirusami umysłu” nie ruszając „nosicieli”.
Boję się myśleć, co przez to rozumiesz. Nie chcę wiedzieć, co byś mi zrobił, w celu dobrania się do mojej głowy. Chcę za to, byś wiedział, że mnie zawartość Twojej po prostu interesuje o tyle, o ile pozwala mi się dowiedzieć co myślą sami zawirusowani, prześledzić wasz tok rozumowania. Żeby potem lepiej go zwalczać.
To, co napisałem należy rozumieć dosłownie. Nie istnieje coś takiego jak „wirus umysłu” poza umysłem. Nawet jeśli przyjmiemy, że nośniki informacji (książki, internet…) to nośniki „wirusów”, są one nic nie warte, do póki nie znajdzie się jakiś żywy nosiciel (książka, której nikt nie czyta mogłaby nie istnieć). Hasło walki z patriarchatem jako „wirusem umysłu” to deklaracja chęci przeprowadzenia operacji na umysłach żywych ludzi. I tak wypadałoby to przedstawiać, zamiast uciekać w jakieś abstrakcje o wirusach. Feministki mówią (otwarcie lub nie): chcemy zmienić sposób w jaki myślicie. Czy raczej: chcemy, aby inni myśleli jak my. Co więcej, chcą ZMUSZAĆ do zmiany myślenia, także – a nawet – PRZEDE WSZYSTKIM kobiety, np. poprzez wprowadzenie parytetów. W „Zadrze” napisano to przynajmniej wprost: parytet ma ZMUSZAĆ kobiety do aktywności. Dla ich dobra rzecz jasna… W ogóle „wolnościowość” sporej części feminizmów jest dość problematyczna.
tad9
To, jak myślisz, zostało ci wpojone, wdrukowane przez rodziców, otoczenie. Jeżeli poprzestajesz na myśleniu, twoja sprawa. Jeżeli jednak potem krzywdzisz innych, to w dążeniu krzywdzonych do tego żebyś inaczej zaczął myśleć i nie krzywdził, jest racja.
Feministki apelują jednak w pierwszej kolejności do ofiar patriarchatu (bitych gospodyń domowych z szóstką dzieci) gdyż to te milczące kobiety muszą w końcu zauważyć ze istnieje inne życie, że mogą przestać się bać. Chciałbyś żeby bały się zawsze?
Wykręcanie kota ogonem jak tylko feministka potrafi. Kobiety z szóstką dzieci są szczęśliwsze od was, feministek, samotnych, zgorzkniałych, nie mających żyć dla kogo bo wszyscy faceci w promieniu kilometra uciekli.
Myślałem o prawdziwych facetach. Dewiantów nie liczę 😉
Cóż – każdemu można powiedzieć to samo: to jak myślisz zostało ci wpojone przez…. . Tobie również: to jak myślisz, zostało Ci wpojone przez – między innymi – feministki. Co do mnie – uważam, że mamy pewne, nazwijmy to, „naturalne predyspozycje” do przyjmowania za własne raczej takich typów światopoglądów niż innych, więc z tym totalnie zewnętrznym wpajaniem byłbym ostrożniejszy. Nie neguję oczywiście wpływów zewnętrznyh. Wracajmy do feministek i ich dbałości o bite gospodynie z 6 dzieci. Otóż, to co napisałaś odbieram jako rodzaj szantażu, ale mniejsza już o to, ważniejsze, że widzę w tym też pewien błąd. Otóż, nie muszę identyfikować się z feminizmem tylko dlatego, że istnieją bite gospodynie domowe z 6 dzieci, tak, jak nie muszę identyfikować się z komunizmem dlatego, że zdarzają się kapitaliści kantujący robotników. Nie kupuję teorii feministycznych. Co powiedziałabyś komuś, kto napisał by coś takiego: bolszewikom chodzi przede wszystkim o dobro wyklętego ludu tej ziemi! Poparłabyś bolszewizm? Swoją drogą – feministki zazwyczaj bardzo mało znają te „gospodynie z 6 dzieci”. Większość z tego, co jest dla tych kobiet ważne, dla feministek jest „wirusem umysłu”. Są dla nich materiałem do przerobienia, obiektem teoretycznych dywagacji, albo „strażniczkami patriarchatu”. Klasycznym przykładem jest Kazimiera Szczuka, która tyle ma do powiedzenia o słuchaczkach RM, że są „nudne i głupie”.
Szczuka to ma tyle wspólnego z feminizmem, co „Wysokie obcasy”. Jedno i drugie – popkultura i kasa.
Nie chodzi o bieganie od gospodyni do gospodyni, tylko o edukację, która sprawi że z młodych kobiet nie bedą wyrastać maszyny do rodzenia dzieci tylko świadome obywatelki. Nie muszę znać tych kobiet żeby wiedzieć, że cierpią. Tak samo nie muszę znać osobiście wychudzonego dziecka z Etiopii, które widzę w TV, żeby wiedzieć, jak duży głód odczuwa to dziecko.
Tad9, nie we wszystkim zgadzam się z literaturoznawczynią (nie sadzę, by nasze role płciowe były nam tak do końca wpajane), ale przyjąłbym tu kryterium utylitarne: jeżeli jakiś typ światopoglądu sprawia, że traktujemy innych ludzi tak, że czują się gorzej (mniej zarabiające kobiety, bici na ulicach geje), może nie jest złym pomysłem poindoktrynować ludzi, by przestali bliźnich krzywdzić…
Tad9, nie we wszystkim zgadzam się z literaturoznawczynią (nie sadzę, by nasze role płciowe były nam tak do końca wpajane), ale przyjąłbym tu kryterium utylitarne: jeżeli jakiś typ światopoglądu sprawia, że traktujemy innych ludzi tak, że czują się gorzej (mniej zarabiające kobiety, bici na ulicach geje), może nie jest złym pomysłem poindoktrynować ludzi, by przestali bliźnich krzywdzić…
…a porównanie z bolszewizmem jest po prostu krzywdzące. Nie przypominam sobie sytuacji, w której np. feministki mordowałyby przeciwników politycznych, tak, jak czynią współcześnie fundamentalisci religijni. I to niekoniecznie islamscy: choćby w USA skrajni katolicy organizują zamachy na lekarzy dokonujących aborcji…
…a porównanie z bolszewizmem jest po prostu krzywdzące. Nie przypominam sobie sytuacji, w której np. feministki mordowałyby przeciwników politycznych, tak, jak czynią współcześnie fundamentalisci religijni. I to niekoniecznie islamscy: choćby w USA skrajni katolicy organizują zamachy na lekarzy dokonujących aborcji…
Widać czym się kończy to co chcą też u nas feministki prawo do zabijania dzieci. Giną potem lekarze.
Tomek, dzięki za solidarność. Tylko nie przesadzaj z indoktrynacją.
Na swoje potrzeby odróżniam feminizm skrajny i umiarkowany. Ten pierwszy ma taki sam problem, jaki miał Marks, gdy pisał o fałszywej świadomości: otóż skrajny feminizm twierdzi, że wie _lepiej_, co dla _wszystkich_ kobiet jest dobre i jaka jest ich godna pożałowania sytuacja. Gdy natomiast kobieta nie podziela poglądu o patriarchacie i powszechnej dyskryminacji, to znaczy to, że została zindoktrynowana przez „system”. Taki pogląd zamyka się nieodwołalnie w błędnym kole, gdzie „patriarchat” uzasadnia dyskryminację, a dyskryminacja „patriarchat”. Podobnie patriarchat ma być źródłem przemocy domowej, a przemoc domowa dowodzi patriarchatu. Są to teorie, których nie próbuje się nawet zweryfikować, podając je za fakt. Ale teoria jest czymś innym od faktu, dlatego feminizm skrajny uważam za ideologię nie mającą nic wspólnego z nauką czy choćby racjonalnym stosunkiem do świata. Osobiście miałem okazję słuchać wykładu dwóch takich feministek, odrzucających jako wpływ patriarchatu małżeństwo i macierzyństwo – i dlatego zgadzam się z tad9, że „część teoretyczek feminizmu mówi o potrzebie destrukcji Tradycyjnej Rodziny jako sposobie na obalenie Systemu”; i że „to co napisał Lisicki nie jest brane z powietrza”. Co nie oznacza, oczywiście, zgody na uproszczenia artykułu. Zresztą, o ile wyczytałem, także tad9 nie miał takich intencji, chcąc jedynie zauważyć, że sprawa nie jest tak prosta i jednoznaczna i że aktywiści ruchu l/h też mają uproszczenia na sumieniu.
Na szczęście istnieje jeszcze feminizm umiarkowany, do którego zwolenników sam się zaliczam. Tak rozumiany feminizm oznacza ideologię emancypacji, polegającą na popieraniu aktywizacji zawodowej kobiet oraz sprzeciwie wobec przykładania do kobiet ideologii sprowadzających kobietę do roli _wyłącznie_ żony i matki.
„Katoliku”, to, co piszesz o wpływie zgody na zamachna lekarza dokonującego aborcji, to klasyczny przykład mechanizmu obronnego przy stereotypie: wszystkiemu winna jest ofiara (tj. lekarz, który wyraził zgodę na aborcję). Biedni zamachowcy, to te ten lekarz (bezpośrednio) i podłe feministki (pośrednio) zmusili ich do zamachu… Duch Niewiadomskiego unosi się w pobliżu.
literaturoznawczyni – dzięki za odpowiedź. Twoje komentarze dają dużo do myślenia. W kwestii sponsoringu – to brzmi prawdopodobnie. Poza tym kolega twierdzi, że oni mają straszne zwroty.
Jeden wielki nonsens i zaprzeczania będące świadectwem wtórnego analfabetyzmu życiowego i hipokryzji….
[do: literaturoznawczyni]
„Tomek, dzięki za solidarność. Tylko nie przesadzaj z indoktrynacją.”
Czasami granica między _indoktrynacją_ a _edukacją_ nie jest wyraźna. Niektóre 'edukacyjne’ zachowania religii czy kościołów podpadają pod indoktrynację – ale też jest i druga strona medalu: często kampanie medialne nazywamy 'edukacyjnymi’, choć opierają się one na tak samo prostym przesłaniu (mechanizmie) jak w przypadku skłanianie do jakiejś ideologii. Wiele zależy od przedmiotu kampanii: 'ideologia katolicka’ – 'indoktrynacja antyaborcyjna’, 'ideologia libertyńska’ – 'indoktrynacja aborcyjna’ – kwestia tylko wyboru mediów, z których te określenia pochodzą – można przecież powiedzieć o 'programie edukacyjnym „świadome macierzyństwo”’.
To tylko mała uwaga. Co do reszty moje zdanie nie różni się od zdania 'libreexamen’.
*******************************
Mam jeszcze jedną uwagę: dobrym przykładem na sposób wprowadzania zmian w społeczeństwie i i ich zakres jest sprawa współżycia osób „pełnosprawnych” i „niepełnosprawnych” – wszystkie działania (od kampanii medialnych – choćby tej ostatniej „Niepełnosprawni w pracy? Nie! Pełnosprawni w pracy!”, do obniżania krawężników na przejściach na pieszych i montowania sygnalizacji dźwiękowej) dotyczą umożliwienia wejścia pewnych ludzi „do” społeczeństwa – likwidowania barier (rozumianych na wiele sposobów). Tak też rozumiem działania grup feministycznych lub grup działających na rzecz osób homoseksualnych.
Dla wszystkich takich działań są jednak granice, których przekroczeniu wyraźnie bym się sprzeciwiał:
Tak np. osoby studiujące na UW niewidome, bądź niedowidzące mają pewne ułatwienia, dzięki którym mogą, mimo swej niepełnosprawności, studiować – są specjalne pracownie komputerowe dla osób niedowidzących, stanowiska komputerowe z zestawami mówiącymi dla osób niewidomych itd. Wszystkie jednak te rzeczy mają osobom niewidomym i niedowidzącym POMAGAĆ w studiowaniu i zdawaniu egazminów. Barierą nieprzekraczalną byłyby dla mnie np. zwolnienia z egzaminów, czy obniżone wymagania.
Analogiczną granicą są np. dla mnie wszelkie parytety, które GWARANTUJĄ w niektórm krajach określony skład (pod względem płci) parlamentów, rad nadzorczych itp.
W taki sposób wyznaczam sobie granicę między skrajnością a pożytecznym i sprawiedliwym umiarkowaniem.
Działanie grup feministycznych plasują się niestety po obu stronach tej granicy.
O granicach dla działań gejów i lesbijek nic nie powiem, bo do zbliżenia się do takich granic jeszcze sporo brakuje.
Czy porównanie feminizmu do bolszewizmu jest krzywdzące? Nie – jeśli porównywać je będziemy jako projekty teoretyczne. Mogło zdarzyć się i tak, że bolszewicy nigdy nie dokonaliby zamachu, nie zdobyli władzy i – siłą rzeczy – nie mogliby nabroić tak, jak nabrolili. Zapisaliby się w historii jako grupa politycznych radykałów. Twierdzę, że radykalizm części teorii feministycznych nie ustępuje radykalizmowi bolszewizmu. Że wyznawczynie tych teorii nie miały okazji przetestować ich w praktyce? Nasze szczęście.
„Artykuł oburza ale nie dziwi – Wprost już od dawna celuje w chwytach propagandowych rodem z najczarniejszych godzin stanu wojennego. Z niewiadomych przyczyn za wroga nume jeden obrali sobie Skandynawię, a w szczególności Szwecję. Ilośc i jakość kłamstw i po prostu ewidentnych bzdur jakie na temat tego kraju wypisują jego dziennikarze przekroczył już dawno poziom absurdu.”
Nic dziwnego ze Wprost wybral Szwecje jako glownego wroga. Tam bowiem demokracja kwitnie pelna para…
camell.blox.pl
Tad9, nie zapominaj, że właśnie w państwach skandynawskich feministki od pewnego czasu współrządzą – i masowych grobów, jak dotąd, nie widać.
Tad9, nie zapominaj, że właśnie w państwach skandynawskich feministki od pewnego czasu współrządzą – i masowych grobów, jak dotąd, nie widać.
sporo piszesz 🙂 żeby to wszystko przeczytać to trzeba sporo czasu, ale podoba mi się Twoje dzieło 🙂 Jestes może bublicysta jakimś ??
pozdrawiam
Poza tym też się, po przemyśleniu sprawy, podpisuję pod uwagą libreexamena o feminizmie skrajnym i umiarkowanym. Mają one, z tego, co pamietam, nawet własne nazwy: feminizm płci i feminizm równościowy. Rozróżnienie to wprowadziła swego czasu Christina Hoff Sommers. Według niej feminizm równościowy to po prostu sprzeciw wobec dyskryminacji na podstawie płci oraz innym formom niesprawiedliwego traktowania kobiet. Mieści się on w nurcie klasycznego liberalizmu, który wyrasta z myśli Oświecenia. Z kolei feminizm płci to współczesna antynaukowa ideologia, jedna z paranauk konstytuujących postmodernizm. Głosi on, że kobiety są nadal niewolnicami powszechnego systemu męskiej dominacji, systemu narzucania płci społeczno-kulturowej i wszechobecnego patriarchatu. Jak pisze Pinker, „ten kierunek myśli feministycznej pozostaje w sprzeczności z tradycją klasycznego liberalizmu. Jest on bliski marksizmowi, postmodernizmowi, konstrukcjonizmowi społecznemu i nauce radykalnej. Stał się on swoistym credo niektórych programów studiów kobiecych, organizacji feministycznych oraz orędowniczek ruchu kobiecego.”
Poza tym też się, po przemyśleniu sprawy, podpisuję pod uwagą libreexamena o feminizmie skrajnym i umiarkowanym. Mają one, z tego, co pamietam, nawet własne nazwy: feminizm płci i feminizm równościowy. Rozróżnienie to wprowadziła swego czasu Christina Hoff Sommers. Według niej feminizm równościowy to po prostu sprzeciw wobec dyskryminacji na podstawie płci oraz innym formom niesprawiedliwego traktowania kobiet. Mieści się on w nurcie klasycznego liberalizmu, który wyrasta z myśli Oświecenia. Z kolei feminizm płci to współczesna antynaukowa ideologia, jedna z paranauk konstytuujących postmodernizm. Głosi on, że kobiety są nadal niewolnicami powszechnego systemu męskiej dominacji, systemu narzucania płci społeczno-kulturowej i wszechobecnego patriarchatu. Jak pisze Pinker, „ten kierunek myśli feministycznej pozostaje w sprzeczności z tradycją klasycznego liberalizmu. Jest on bliski marksizmowi, postmodernizmowi, konstrukcjonizmowi społecznemu i nauce radykalnej. Stał się on swoistym credo niektórych programów studiów kobiecych, organizacji feministycznych oraz orędowniczek ruchu kobiecego.”
Simpson, bublicystą czy jestem, to nie wiem – pewnie tak, bo choć bubli nie zbieram, to pewnie mi jakieś spod klawiatury wychodzą 😉
Publicystą za to jestem od małego 🙂
Simpson, bublicystą czy jestem, to nie wiem – pewnie tak, bo choć bubli nie zbieram, to pewnie mi jakieś spod klawiatury wychodzą 😉
Publicystą za to jestem od małego 🙂
Wracając jeszcze do problematyki dwóch feminizmów, więcej o pani Sommers na starej dobrej wikipedii.
A tu omówienie jej książki w reasononline, też na wiki znalezione.
Wracając jeszcze do problematyki dwóch feminizmów, więcej o pani Sommers na starej dobrej wikipedii.
A tu omówienie jej książki w reasononline, też na wiki znalezione.
Co do feministek szwedzkich – może i masowych grobów w Szwecji nie ma, ale radykalizm szwedzkich sióstr niepokoi nawet „GW”. To wśród nich pojawiają się pomysły godziny policyjnej dla mężczyzn, podatku od bycia mężczyzną, niedawno mogliśmy usłyszeć, że furorę wśród szwedzkich feministek (znów) robi klasyk radykalnego feminizmu lat 70-tych, „Manifest” pani Solanas, w którym już wprost nawołuje do likwidowania mężczyzn (pisała go w domu wariatów, gdzie trafiła po postrzeleniu Warhola). A w „Fałszywej ścieżce” Badinter możemy poczytać o modzie jakiej hołduje część szweckich sióstr, modzie polegającej na zmuszaniu chłopców do sikania na siedząco. Może najlepiej podsumował szwedzkie siostry pewien Szwed, który powiedział, że gdyby ktoś wygadywał podobne rzeczy w imię rasy, a nie płci – trafiłby do kryminału.
==> libreexamen
2006/06/18 22:00:48
Bardzo mniamuśny jest ten „kattolik” – on wszystkich kocha i bynajmniej nie chce heretyków grillować ani na pal nawlekać (patrz poprzedni wątek), ale jakby tak mieli uporczywie w sprosnych błędach trwać – to niewątpliwie sami będą winni temu, że się ich owemu nieco dyskomfortującemu procederowi ewentualnie podda :-))…
A co do meritum – to oczywiście i w szeregach feministek i w szeregach „geistów” (w znaczeniu nadanym przez Tada9) nie brakuje odłamów totalniacko oszołomskich, i tu się z nim zgadzam („” Doprawdy, obraz „poczciwy geje vs całe zło tego świata” jest uproszczony.””). Uważam również za trafną Twoją paralelę między radykalnym feminizmem a marksizmem, ujętą w poprzednim poście (libreexamen
2006/06/18 21:51:14). Ten problem jednak chciałbym rozszerzyć. Otóż ta postawa „totalniacka” (jakoś nie mam na podorędziu lepszego terminu :-D) nie zawsze jest atrybutem konkretnej ideologii czy (tu świadomie upraszczam) wiary, ale często li tylko indywidualnym rysem osobniczym zaangażowanego w nie fana czy wyznawcy. Wtedy mianowicie, gdy ideologia czy wiara mają dość szerokie dopuszczalne spektrum postaw – chrześcijanin równie dobrze może tylko modlić się o nawrócenie heretyków, jak i postulować ich odstrzał (aczkolwiek ten drugi proceder nie cieszy się już takim poparciem Kościoła hierarchicznego jak niegdyś).
Natomiast jest już rysem nieco indywidualnym dobór narzędzi do rozpowszechniania swych poglądów: bardzo zabawne jest, gdy NIEKTÓRZY zwolennicy Tolerancji, Postępu i Równouprawnienia wiedzą lepiej, co „ciemny lud” uszczęśliwić może i są gotowi go uszczęśliwiać nawet siłą, nieraz chętnie z wykorzystaniem aparatu przymusu, żeby czasem jakaś nieuświadomiona owieczka przed owym uszczęśliwieniem nie umknęła. I to samo tyczy się NIEKTÓRYCH zwolenników religii – pełnię szczęścia dać im może tylko ścisły sojusz Tronu z Ołtarzem, któremu służą, i zaprzągnięcie Tronu do jego dawnej roli „świeckiego ramienia” Ołtarza. Oczywiście truizmem będzie przypomnienie, że zasadę uszczęśliwiania na siłę do perfekcji doprowadziły totalitaryzmy, i tu porównanie z bolszewizmem jest całkowicie uprawnione – co do zasad, a nie praktyk; co do praktyk bardziej bolszewicki jest oczywiście odstrzał lekarzy-aborcjonistów przez amerykańskich fundamentalistów, notabene niekatolików.
Ten prometeizm, rozumiany jako konieczność robienia innym dobrze bez pytania się o ich zgodę jest więc czynnikiem wspólnym każdej ideologii i wiary, i nie należy mieć złudzeń, że tylko ONI (abstrahując od tego, którzy ONI) są nim skażeni. ONI, czyli inaczej mówiąc NIE NASI :-))…
Jakoś nie widzę dużej różnicy strukturalnej między wezwaniami NIEKTÓRYCH admiratorów Michnika do zamykania Radyja Maryja i Ojdyra, a wezwaniami NIEKTÓRYCH admiratorów Łojca Dyrektora do zamykania GW i Michnika.
Jakoś stwierdzenie, że matka sześciorga dzieci z pewnością jest z tego tytułu nieszczęśliwa wydaje mi się równie durne, jak stwierdzenie, że z tegoż tytułu z pewnością jest szczęśliwa (a przynajmniej „szczęśliwsza niż zgorzkniałe feministki”.)
Logika każe bowiem stwierdzić, że zapewne jedne są – jako „stłamszone kury domowe” – nieszczęśliwe, a inne zapewne ten sposób samorealizacji całkowicie zadowala :-)). I cały dowcip polega na tym, by tym pierwszym udzielić pomocy – jak chcą, a tym drugim nie wmawiać, że cierpią…
tad9:
OK, każdy ruch ma swoje skrajności, jak np. słyszę o tym, co wypisuje Jelinek, to też nie wiem, czy śmiać się, czy płakać… O Solanas dotąd nie słyszałem, faktycznie niezła świruska. Historię o tym, jak blisko 40 lat temu radykalna feministka próbowała ukatrupić gejowską ikonę, pewnie sprzedam jutro kilku znajomym bojowniczkom o prawa kobiet 😉
Uchachany:
jestem twoim fanem.
tad9:
OK, każdy ruch ma swoje skrajności, jak np. słyszę o tym, co wypisuje Jelinek, to też nie wiem, czy śmiać się, czy płakać… O Solanas dotąd nie słyszałem, faktycznie niezła świruska. Historię o tym, jak blisko 40 lat temu radykalna feministka próbowała ukatrupić gejowską ikonę, pewnie sprzedam jutro kilku znajomym bojowniczkom o prawa kobiet 😉
Uchachany:
jestem twoim fanem.
Chwyt w stylu „jeżeli pozwolimy na…” można zobrazować za pomocą analogii – jeżeli pozwolimy na procesje chrześcijan, to skończy się tak, jak na Filipinach – że ludzie będą się krzyżowali i biczowali, państwo ma prawo interweniować ze względu na zdrowie obywateli. Pokazuje to nonsensowność tego rodzaju argumentacji.
Co do parytetów, o które wnoszą feministki, to dotyczą one list wyborczych, co samo w sobie nie jest wielkim ograniczeniem, bo jak wiadomo obowiązują inne mechanizmy kwotowe decydujące o umieszczeniu na liście, które są kompletnie uznaniowe i które milcząco uznajemy (np. bo układający listę bardziej lubią pana Rysia, niż panią Wiesię).
[do miko]
Parytety na listach wyborczych? Cóż, o ile to w żaden sposób nie zagwarantuje osobie z listy dostanie się do parlamentu w sytuacji, gdyby bez parytetu i właściwej płci tam się nie dostała to nie ma w tym nic nagannego (precyzyjnie: jeśli obecność parytetu w ramach obowiązującej ordynacji nie wpływa na szansę dostania się do parlamentu osobie OBECNEJ już na liście wyborczej. To wbrew pozorom jest bardzo istotne rozróżnienie). Jednak każda bardziej inwazyjna forma parytetów to DYSKRYMINACJA. Nie, nie boję się tego słowa. To właśnie byłby przykład DYSKRYMINACJI.
To dokładnie odpowiada sytuacji, którą opisałem w poprzednim poście (ulatwienia dla niewidomych studentów na UW i granice tych ułatwień).
Niestety, lektura wypowiedzi polskich feministek nie pozostawia złudzeń co do oczekiwań koryfeuszek feminizmu. (teksty z Ośki, Zadry itp)
Intrygujący tekst znalazłem też np. tutaj (www.zieloni.org.pl, przedruk z Zadry):
zieloni
„Zastosowanie parytetu, tak jak ma to miejsce w Zielonych 2004 (parytet we wszystkich władzach partii oraz na listach wyborczych) to zmuszenie kobiet, by nie były w polityce jedynie tłem i ozdobnikami, ale brały udział w procesach decyzyjnych, wypowiadały się w imieniu swojej partii, występowały w ważnych debatach politycznych. To „wypychanie” kobiet pokazuje, że są one znakomicie przygotowane merytorycznie, ale być może gdyby nie parytet, nie miałyby szansy tego pokazać.”
„Tymczasem w przypadku wyborów 2005, uderzał niemal kompletny brak angażowania się środowisk feministycznych w aktywizację kobiet w polityce. Zabrakło między innymi działań Przedwyborczej Koalicji Kobiet, która nie była nawet w stanie się reaktywować.”
„[…] do Sejmu w wyborach 2005 weszło 20,4 % kobiet. Niewiele więc się zmieniło w porównaniu udziału kobiet w poprzedniej kadencji. Ponadto większość zasiadających w obecnym Parlamencie kobiet – to przedstawicielki partii prawicowych.”
No i pięknie: po pierwsze 'zmuszenie’: (nie wystarczy danie równej szansy?) Po drugie: za długo się nasłuchałem w życiu bredni o spiskach: masońskim, żydowskim, pedalskim, jezuickim, opusdejowym itd. żebym obojętnie przechodził wobec deklaracji „porozumienia ponad podziałami” z powodu jakiejś cechy, niekoniecznie związanej z poglądami politycznymi.
Więcej jednak: we fragmencie trzecim: widzimy ubolewanie autorki tej analizy, z powodu indolencji organizacji feministycznych, które nie były w stanie wprowadzić do parlamentu znaczącej liczby swoich członkiń, w przeciwieństwie do niesłusznych kobiet „prawicowych”. (Pozostaje nieprzyjemne _wrażenie_, że zamiast w przeciwieństwie do 20% swoich prawicowych koleżanek, dostać się do parlamentu drogą normalnych wyborów, feministki ochoczo skorzystałyby z taryfy ulgowej parytetu wypełniając brakujące 30%).
Że chodzi tu dokładnie o podział na kobiety „słuszne” i „niesłuszne” widzimy we fragmencie kolejnym:
„Nie chodzi bowiem tylko o wprowadzenie do Parlamentu jak największej ilości kobiet, ale o wprowadzenie tych, które postulaty równościowe będą traktować poważnie. Nie chodzi o strażniczki patriarchatu, których wiele obecnie w polityce, które zapewniają, że dyskryminacja nigdy ich nie dotknęła, odżegnują się od feminizmu i robią wszystko, by utrzymać się w zmaskulinizowanym świecie polityki.”
Cóż rozumiem, że: biedne, otumanione, ograniczone, niewykształcone prawicowe kury domowe są w stanie dostać się do parlamentu, a feministycznym, błyskotliwym, otwartym, toleranycjnym feministkom nie udaje się taka sztuka. I parytet miałby to naprawić?
[cd.]
W tym momencie kompletnie się już pogubiłem, bo myślałem, że troską feministki chcą objąć te właśnie kobiety, które tkwią w okowach przesądu, męskiej dominacji itp, a tu jak widać powinny zatroszczyć się raczej o siebie.
Przyznaję, sarkazm mnie już trochę poniósł. ale doskonale zdaje sobie sprawę, że są kobiety, którym pomoc jest potrzebna: pomoc ze strony feministek też. Tylko czy aby na pewno feministki miast takiej pomocy, powinny tracić czas na dyskusje o parytetach?
(dwugłos z efki):
„Każdy parytet, obojętnie: 50, 30 czy 1% jest dla mnie dyskryminacją formalną, w tym wypadku uderzającą w facetów. Gdyby to mężczyźni z jakiś powodów chcieli mieć zapewnione prawem część miejsc w danej profesji, protestowałbym tak samo. Chodzi mi o zasady, nie o płeć.
Sprawiedliwość przede wszystkim”.
„Twoja 'obrona wartości’ i 'czystości prawa’ jest stronnicza i nierealistyczna. Twój sprzeciw podszyty jest ideologią. Twoje stanowisko albo broni stanu posiadania patriarchatu, albo jest z gruntu konserwatywne.”
Są feministki i feministki 😉 Mogę pisać, co uważam w tej ideologii za wartościowe (i to będzie jak najbardziej subiektywne), bo nie chce mi się utyskiwać na masy niewykształconych, polskich anarchofeministek, które w życiu nie miały w ręku jakiejś poważniejszej, feministycznej książki. No więc, wolę „feminizm liberalny”, od tego postmarksowskiego, bo ten drugi nosi na sobie skazę dialektyki oświecenia. Nie jestem bezkrytycznym miłośnikiem emancypacji rozumu – jestem w stanie dostrzec wartość tkwiącą w tym, jak ludzie sobie radzą ze swoimi problemami niekoniecznie odwołując się do jedynego słusznego (postępowego) wzorca. Przykładem tego Radio Maryja – gdybym był postoświeceniowym marksistą, to powiedziałbym, że ludzie w tym siedzący są gorsi, bo mniej racjonalni i jedynym rozwiązaniem jest ich oświecić (wydobyć z okowów świadomości fałszywej). Co jest nawet paradoksalne, zważywszy na jednoczesne zamiłowanie do kantyzmu w tym środowisku. Moje stanowisko jest odmienne – Radio Maryja jest próbą radzenia sobie określonej grupy osób z konkretnym problemem – osób starszych, z brakiem wpływu na „bieg spraw”. Każdy człowiek w jakimś stopniu chce czuć, że ma wpływ na otaczający go świat i takie radio realizuje tę potrzebę. Pomijam oczywiście treści, bo moim zdaniem treść nie ma tu większego znaczenia. Przypadkiem tak się również składa, że jest to przejaw społeczeństwa obywatelskiego, w dodatku z dużym udziałem kobiet. Cóż lepszego dla zwolenników emancypacji? Niestety, emancypacja jako ideologia zdążyła się mocno skazić tym oświeceniowym ideałem. Gdybym to akceptował, to równie dobrze powinienem zachwycać się, że Tybetański chłop dzięki rewolucyjnej armii Chin wydostał się spod ucisku lamów i może teraz nosić koszulki Nike’a (co jest nawet zabawne, bo krzyczący w obronie Tybetu nie dostrzegają, że Chiny rzeczywiście w karykaturalny sposób zaniosły wolność najniższym kastom tamtego społeczeństwa). Powinienem się zachwycać jak Kant (tu cytując), że: „dać złapać się w siatkę, to pierwszy krok do wolności dla Murzyna” (bo pojedzie do kraju ludzi wolnych). Wracając do feministek – powinienem się zachwycać, że wszędzie zapanuje partnerski model rodziny, bo przecież partnerski model MUSI być lepszy. Co to znaczy lepszy? Co to w ogóle znaczy „dobry” (zanim się to zestopniuje…).
Dla mnie marksizm wniósł ciekawy wątek jeśli chodzi o podmiotowość. W tym ujęciu uznanie siebie za podmiot to kwestia zależna od specyficznego fundamentu – w chrześcijaństwie podmiotami byli chrześcijanie, potem już tylko dwa stany, w kapitalizmie podmiotami są wszyscy zdolni konsumować lub produkować – toteż niby bardziej jest wyemancypowany, bo każdy konsumentem być może. I to jest nawet ciekawe, ale przez anarcho-lewicowo-bógwiejaką młodzież olewane, natomiast wyciągany jest ciągle wyleniały trup pogrobowca oświecenia, jakim jest marksistowska koncepcja emancypacji na siłę.
==> Miko, cke201.neoplus.adsl.tpnet.pl
2006/06/19 03:48:54
Jako wyznawca tezy, że pałkarstwo (tak intelektualne jak i dosłowne) nie jest wbrew obiegowym opiniom atrybutem jednej tylko formacji ale postawą uniwersalną i pałkarza Jasnogrodu od pałkarza Ciemnogrodu tak naprawdę różni tylko zwrot wektora ruchu pałki (Postęp i Równość ma swoich Savonarolów i Torqueamadów wcale nie mniej żarliwych od oryginałów) przeczytałem Twój post z dużą satysfakcją. Nie spotkałem również nigdzie indziej dość oczywistego dla mnie spostrzeżenia, że fenomen Radia Maryja to nic innego jak właśnie przejaw działania społeczeństwa obywatelskiego, a dodam tu, że w III RP chyba najspektakularniejszy :-)).
Zabawne, że Jasnogród, tak podkreślający konieczność funkcjonowania społeczeństwa obywatelskiego jako jednego z istotnych czynników działania demokracji nad tą właśnie formą realizacji swego postulatu okrutnie szaty rozdziera i w osobach swych najortodoksyjniejszych przedstawicieli żąda jego admininistracyjnej anihilacji :-)).
Wolne od ideologicznych okowów postrzeganie rzeczywistości istotnie umożliwia łatwe dostrzeżenie różnych paradoksów; do celnie przytoczonych przez Ciebie przykładów dodam i taki, że oto polski chłop pańszczyźniany I-szej RP, w pruskim zaborze upodmiotowiony i wzięty pod opiekę państwowego prawa w gruncie rzeczy w aspekcie swej społecznej pozycji zrobił na rozbiorach znakomity interes :-)). Czy słyszysz już „uszami wyobraźni” jęk zgrozy wszystkich Prawdziwych Patriotów nad takowym passusem…?
Inny przykład: oto biadania jasnogrodu nad ciemną, moherową koalicją wielce fałszywie brzmią, boć wszak ona to nic innego jak tout proportions gardees realizacja wieloletniego politycznego marzenia Michnika o „wielkim pojednaniu”; owo pojednanie miało być pomiędzy Światłymi, Słusznymi i Postępowymi częściami postsolidarnościowej opozycji, a obdarzonymi takimiż samymi atrybutami
częściami postkomuny. Realizacja objęła zdecydowanie mniej Światłe i Postępowe części opozycji w postaci dawnych „prawdziwków” Regionu Mazowsze oraz całkiem nieświatłe i niepostępowe drobne postpezetpeerowskie resztówki samoobronne – z lekka postubecko ugarnirowane :-)). Stąd zapewne konfuzja…
==> tad9
2006/06/19 00:34:43
:-)), doskonały przykład, istny „Świat według Garpa”!
==> tomek.lysakowski
2006/06/19 01:13:31
„tad9:
OK, każdy ruch ma swoje skrajności, jak np. słyszę o tym, co wypisuje Jelinek, to też nie wiem, czy śmiać się, czy płakać… O Solanas dotąd nie słyszałem, faktycznie niezła świruska. Historię o tym, jak blisko 40 lat temu radykalna feministka próbowała ukatrupić gejowską ikonę, pewnie sprzedam jutro kilku znajomym bojowniczkom o prawa kobiet 😉
Uchachany:
jestem twoim fanem.”
Dziękuję :-)), wielce to dla mnie pochlebne, Twój blog odkryłem stosunkowo niedawno i nie bardzo jestem jeszcze weń „wgłębiony”. Niemniej jestem pozytywnie zaskoczony panująca na nim kulturą wypowiedzi a także dość – jak na pierwszy rzut oka – wysoką merytoryką. A do tej pory najczęściej wpadałem do Galby, gdzie moje sardoniczne poczucie humoru znajduje gwarantowany żer…
„feministki od pewnego czasu współrządzą – i masowych grobów, jak dotąd, nie widać.”
A aborcja?. Te dzieci ( dla niektórych tylko płody), zostają najczęściej wyrzucane do odpadów szpitalnych, a więc grobów faktycznie nie ma. I to niezależnie czy to się dzieje u nas czy w Szwecji. U nas niestety prawdopodobnie więcej. Groby jednak gdzieś są w tle , co dla wielu ludzi ma jednak znaczenie. W każdym razie to feministki w szczególności żądają swobodnym dysponowaniem własnym ciałem. I cudzym jak się okazuje też.
Ale z kolei rządy prawicowe też nie robią zbyt dużo w tej materii.
Natomiast co do walki o rozbicie rodziny to jak skomentować to: http://www.neww.org.pl/pl.php/news/news/1.html?&nw=1598&re=2
Boga nie ma więc my ludzie wyznaczamy co wolno lub nie. Bez żadnych ograniczeń. Poza inelektualnymi.Gdy więc pewnego razu pojawi się Debil, kto będzie chciał poślubić się z nogą od stołu lub mrówką? To dlaczego nie. Komu to przeszkadza.
A propos oglądałem już kiedyś program w tv, który opowiadał o psie. Psie który odziedziczył kolosalną fortunę po swojej bogatej właścicielce. Czy mrówka jest gorsza?
Uchachany, świetny komentarz. Zwłaszcza kawałek z zaborem pruskim (odnoszący się zresztą także, choć w mniejszym stopniu, do zaboru austriackiego, gdzie poddaństwo chłopów zniosły jeszcze w XVIII wieku statuty józefińskie) to święta prawda. Tu zresztą zapewne tkwi przyczyna faktu, że hołubione dziś przez historyków zrywy narodowyzwoleńcze z XIX wieku zaczynały i kończyły jako szlacheckie rozróby, bez szerszego poparcia społecznego. Jesli jeszcze dołożymy do tego przemilczany dziś przez historyków fakt, że powstanie II RP z części ziem zaborczych było dla tych ziem katastrofą gospodarczą (PKB międzywojennej Polski przez 20 lat nie zbliżył się do tego, jaki ziemie polskie miały przed I wojną światową), pogłębioną nieudolną polityką ekonomiczną kolejnych rządów w Warszawie (skutkiem której już pod koniec lat dwudziestych byli powstańcy śląscy uciekali za chlebem do Vaterlandu), okaże się, że przez ostatnie trzy stulecia istnienie niezawisłej Polski było… sprzeczne z interesem większości jej obywateli. Być może stąd sie dziś bierze kuriozalne zjawisko, jakim jest masowa emigracja ludzi z kraju, z którym – mimo patriotycznych deklaracji i wszechobecnej bogojczyźnianej retoryki – nie czują, tak jak ich rodzice i dziadkowie, w istocie żadnego głebszego związku, z kraju-macochy.
Uchachany, świetny komentarz. Zwłaszcza kawałek z zaborem pruskim (odnoszący się zresztą także, choć w mniejszym stopniu, do zaboru austriackiego, gdzie poddaństwo chłopów zniosły jeszcze w XVIII wieku statuty józefińskie) to święta prawda. Tu zresztą zapewne tkwi przyczyna faktu, że hołubione dziś przez historyków zrywy narodowyzwoleńcze z XIX wieku zaczynały i kończyły jako szlacheckie rozróby, bez szerszego poparcia społecznego. Jesli jeszcze dołożymy do tego przemilczany dziś przez historyków fakt, że powstanie II RP z części ziem zaborczych było dla tych ziem katastrofą gospodarczą (PKB międzywojennej Polski przez 20 lat nie zbliżył się do tego, jaki ziemie polskie miały przed I wojną światową), pogłębioną nieudolną polityką ekonomiczną kolejnych rządów w Warszawie (skutkiem której już pod koniec lat dwudziestych byli powstańcy śląscy uciekali za chlebem do Vaterlandu), okaże się, że przez ostatnie trzy stulecia istnienie niezawisłej Polski było… sprzeczne z interesem większości jej obywateli. Być może stąd sie dziś bierze kuriozalne zjawisko, jakim jest masowa emigracja ludzi z kraju, z którym – mimo patriotycznych deklaracji i wszechobecnej bogojczyźnianej retoryki – nie czują, tak jak ich rodzice i dziadkowie, w istocie żadnego głebszego związku, z kraju-macochy.
Yurro drogi! Nie można zamordować czegoś, co jeszcze nie żyje. A status zygoty to niestety część ciała matki, dopóki płód nie jest zdolny do samodzielnego życia, choćby w inkubatorze.
Jeśli tak drogie wam są „dzieci nienarodzone”, dlaczegóżto katoliczki nie ustawiają się w kolejkach, by dać sobie wszczepiać usuwane z brzuchów okropnych feministek płody? Medycznie to możliwe. Uratowałyby w ten sposób niejedno życie, nie łamiąc życia młodej kobiecie, która nie odczuwa jeszcze woli bożej by znosić błogosławieństwa macierzyństwa.
Yurro jeszcze. Co do twojego przykładu (przerysowanego) z nogą u stołu, to wydaje mi się że takie młżeństwo nikomu nie szkodzi. Po co więc go zajkazywać?
Tylko zapominasz, że feminizm nie walczy o to żeby pies twojej babci mógł cie wydziedziczyć, albo zebyć mógł aoptować szafkę, tylko o to żebyś nie masakrował swojej połowicy kiedy ci przyjdzie ochota.
Czytam najpierw wypowiedzi miko i uchachanego a potem yurro i literaturoznawczyni; i widzę, że choćby nie wiem jak wysoko dyskusja się wzniosła, do niektórych i tak pewne rzeczy nie dotrą. Jak grochem o ścianę można do nich walić a ci i tak swoje: małżeństwo z kawałkiem drewna przeciw masakrowaniu żony. Może od razu tym drewnianym kołkiem w ramach porozumienia ponad podziałami?
Dobry tekst. Tylko jedna uwaga:
Pokazując manipulacje w stylu Schopenhauera „drugiej strony” warto chyba było pozostać „czystym” i samemu z nich nie korzystać. A ja tak rozumiem ostatni zarzut: „I kto za te teksty płaci”
Pozdrawiam!
Poq
[do literaturoznawczyni i lalamidoroz
jesteś przekonana/przekonany, że jedną z KLUCZOWYCH spraw, którymi zajmują się polskie feministki jest walka z przemocą w rodzinach, z biciem kobiet przez mężów, braci, ojców, itd?
A masz na to jakieś dowody poza swoim przekonaniem? Czytuję od czasu do czasu i Zadrę i materiały na Efce i cóż, chciałbym podzielać Twoje zdanie, ale:
Przykłady tematów poruszanych w rozmowach na liście gender (przepisane ze strony http://www.efka.org.pl):
„Październik miesiącem parytetu”
„Papież przeprasza kobiety”
„Więcej takich imprez” (marsz środowisk homo w Rzymie)
„Po prostu o feminizmie”
„Parytety”
„Antykoncepcja na wokandzie”
„Kobiety, Talibowie i wojna”
„Macierzyństwo dwóch kobiet”
„Siła fizyczna kobiet” (kobiety w policji)
„Kobiety kandydują”
„Mity o aborcji”
„Czy ktoś tu jest za cenzurą”
„Praca i ciąża”
„Wysokość emerytury zależna od płci”
„Kościelne gender studies”.
Hmmm… może w dziale dotyczącym szkoleń, warsztatów i odczytów (w ramach Akademii Feministycznej EFKI)
Ano zobaczmy:
„Gadasz jak baba. Męska dominacja językowa na co dzień”
„Feminizm i literatura”
„Polityka i dekoracja. Najnowsza sztuka kobiet w Polsce”
„Między tradycją a nowoczesnością: ruch kobiecy na Bliskim Wschodzie.”
„Feminizm i duchowość”
„Odmienność i różnica. Wprowadzenie do socjologii queer”
„Baba złota i słomiana. Teorie matriarchatu na świecie i w Polsce”
„Feminizmem w media”
„Lesbijki w kulturze popularnej”
„Kobieta w rytuale – rytuał w kobiecie”
„Krytyczne pisanie – warsztat weekendowy”
„Lesbijki w kulturze, kultura lesbijska”
„Interpretacja Biblii z perspektywy kobiet”
„Feminizmem w media”
„Szwedzka lekcja feminizmu”
„Prywatne – publiczne – kobiece ”
„Śladami Wielkiej Bogini” (o matriarchacie)
„Wszystko, co chciałyście wiedzieć o swoim ciele ale nie było kogo zapytać”
„Polki – migrantki jako pomoce domowe”
„Backlash”
itd….
Nic o przemocy w rodzinie nie znalazłem. Mógłbym zatem prosić o pomoc? Skoro argumentem z kategorii „obuchem w łeb” wobec oponentów jest walka feministek z przemocą w rodzinie, to spodziewałbym się co najmniej warszatatów, informacji o pomocy, szkoleniach, rozmów może chociaż na ten temat na najważniejscyh portalach. Nic takiego nie znalazłem – oczywiście nie twierdzę, że polskie feministki się tym nie zajmują. Tylko czemu to tak strasznie ukrywają?
[do Autora]
„PKB międzywojennej Polski przez 20 lat nie zbliżył się do tego, jaki ziemie polskie miały przed I wojną światową”
I myślisz, że to z powodu odzyskanej państwowości? A argumenty w rodzaju zniszczenia wojenne, konieczność dopasowania do siebie trzech niekompatybilnych kawałków społeczenstw, systemów prawnych, transportowych, ekonomicznych, utrata rynków zbytu dla producentów i rolników (Niemcy, Rosja, Austria – w trakcie zaborów toć przecie był rynek prawie wewnętrzny, a po odzyskaniu niepodległości – międzynarodowy).
Rozumiem, że wymyśleć sobie teoryjkę jest przyjemnie, ale trzeba też odrobić niewdzięczną rolę krytycznego się jej przyjrzenia, czego jak widać nie zrobiłeś 🙁
Jeśli się nie zalogujesz przy twoim komentarzu pokaże się numer IP.
Podpisać możesz się w polu „Login”.
Tuje,
Oczywiście, wszystko to miało znaczenie. Tylko że były w Europie po I wojnie światowej państwa równie, a może i bardziej zniszczone od Polski, i też odciete od dotychczasowych rynków zbytu, które jednak znacznie szybciej się podniosły z gospodarczego dołka Przykładem Estonia, szybko rozwijająca sie po reformie rolnej z 1919, czy Łotwa przeżywająca boom w latach 30-tych. W Polsce miedzywojennej, w przeciwieństwie do takiej Estonii, nigdy na dobrą sprawę nie przeprowadzono reformy agralnej, co mściło się na nas całe dwudziestolecie. Sytuacja zresztą przypomina tę współcześnie: skutkiem przeciążenia państwa socjalnego mamy „duży” wzrost PKB na poziomie 5,2 procent rocznie. Dla porównania, gospodarka estońska rozwija się dziś z szybkością 11,6% rocznie, a łotewska – 13%. I mimo ze po rozpadzie ZSRR obie republiki były niemal o połowę biedniejsze od Polski, ba, nawet od Białorusi, dziś Łotwa Polskę dogania, a Estonia dawno zostawiła w tyle.
Nie możemy zawsze zwalać winy na historię. Czasami zamiast biadolić, lepszą metodą jest zakasać rękawy i wziąć sie do roboty. Niestety, nasi dziadkowie woleli dyskusje o patriotyzmie. Ci z nas, którzy zostali w kraju, chyba też wolą.
Tuje,
Oczywiście, wszystko to miało znaczenie. Tylko że były w Europie po I wojnie światowej państwa równie, a może i bardziej zniszczone od Polski, i też odciete od dotychczasowych rynków zbytu, które jednak znacznie szybciej się podniosły z gospodarczego dołka Przykładem Estonia, szybko rozwijająca sie po reformie rolnej z 1919, czy Łotwa przeżywająca boom w latach 30-tych. W Polsce miedzywojennej, w przeciwieństwie do takiej Estonii, nigdy na dobrą sprawę nie przeprowadzono reformy agralnej, co mściło się na nas całe dwudziestolecie. Sytuacja zresztą przypomina tę współcześnie: skutkiem przeciążenia państwa socjalnego mamy „duży” wzrost PKB na poziomie 5,2 procent rocznie. Dla porównania, gospodarka estońska rozwija się dziś z szybkością 11,6% rocznie, a łotewska – 13%. I mimo ze po rozpadzie ZSRR obie republiki były niemal o połowę biedniejsze od Polski, ba, nawet od Białorusi, dziś Łotwa Polskę dogania, a Estonia dawno zostawiła w tyle.
Nie możemy zawsze zwalać winy na historię. Czasami zamiast biadolić, lepszą metodą jest zakasać rękawy i wziąć sie do roboty. Niestety, nasi dziadkowie woleli dyskusje o patriotyzmie. Ci z nas, którzy zostali w kraju, chyba też wolą.
Dla niewierzących w wyniki państw bałtyckich (jeśli są tu gdzieś tacy):
gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,52981,3406099.html
gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,52981,3420659.html
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_060616/ekonomia/ekonomia_a_16.html
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_060616/ekonomia/ekonomia_a_1.html
Dla niewierzących w wyniki państw bałtyckich (jeśli są tu gdzieś tacy):
gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,52981,3406099.html
gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,52981,3420659.html
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_060616/ekonomia/ekonomia_a_16.html
http://www.rzeczpospolita.pl/gazeta/wydanie_060616/ekonomia/ekonomia_a_1.html
Oczwiście pominąłeś najtrudniejszą sprawę: połączenie trzech części w jeden spójny organizm :/
Niekoniecznie. Udawały się w historii znacznie trudniejsze połączenia, że przypomnę choćby zjednoczenie Niemiec (26 państw) czy Włoch (7 państw) w XIX wieku. Prawda, że do dzić w krajach tych (zwłaszcza między północną i południową częścią Italii) zaznaczają się różnice regionalne, jeśli chodzi o PKB (i wiele innych rzeczy), nie można jednak powiedzieć, by te zjednoczenia zakończyły się fiaskiem.
Niekoniecznie. Udawały się w historii znacznie trudniejsze połączenia, że przypomnę choćby zjednoczenie Niemiec (26 państw) czy Włoch (7 państw) w XIX wieku. Prawda, że do dzić w krajach tych (zwłaszcza między północną i południową częścią Italii) zaznaczają się różnice regionalne, jeśli chodzi o PKB (i wiele innych rzeczy), nie można jednak powiedzieć, by te zjednoczenia zakończyły się fiaskiem.
Tuje
Długo szukałeś miejsca, w którym nie było nic o przemocy wobec kobiet? Ja nie musiałam długo szukać w pamięci aby ci znaleźć kontrprzykład: – biuletyny Ośki.
Przemoc wobec kobiet była głównym tematem pierwszej Manify, w moim rodzinnym mieście, Gdańsku, prężnie działa zaś zajmująca się m.in. problemami przemocy domowej Demokratyczna Unia Kobiet . Mnożyć przykładów nie będę, bo nie czas i miejsce. Pamiętaj, że z fatu, że laik czegoś na pierwszy rzut oka nie zauważa, niw wynika, że ten obiekt nie istnieje.
„dopóki płód nie jest zdolny do samodzielnego życia, choćby w inkubatorze.”
A w czym inkubator jest lepszy od macicy? Dla dziecka podobno gorszy.
Co do zdolności do samodzielnego życia to dziecko nie jest zdolne do sam.ż. ani w inkubatorze, ani w łonie matki, ani jeszcze kilka lat po urodzeniu.Niektórym gatunkom homo sapiens brak zdolności do samodzielnego życia pozostaje do późnej starości.
U niektórych występuje w formie braku zdolności do samodzielnego myślenia.
Yurro! Wiesz dobrze, co miałam na myśli przez samodzielne życie. Nawet przyjmując twoją definicję życia, nie rozumiem dlaczego kobieta, która nie chce urodzić, ma poświęcać akurat swój organizm. Niech się poświęcają zwolenniczki życia poczętego.
Rozumiem, że to pewnie z zewnątrz wygląda na egoizm. Niestety, przyjście na świat dziecka to znacznie większy wysiłek dla kobiety niż mężczyzny. Jego wychowanie też. Gdyby zarodki rozwijały się poza organizmami kobiet w jakichś automatach, pewnie byłabym zwolnniczką „życia”. A tak wybieram wolność. Bo czym jest życie bez wolności?
[do literaturoznawczyni]
Cóż, rozczarowałem się bo zarzuciłaś mi manipulację, której nigdy bym nie popełnił i nie popełniłem: lektura portalu EFKI przynosi tematy jakie wypisałem: bez wybierania ani filtrowania: to tematy z ostatnich dwóch lat. Dalej faktycznie nie czytałem, bo niektóre tematy zaczęły się powtarzać.
Jeśli indolencja organizacji feministycznych wyraża się również w tym, że w ich największym portalu nie sposób łatwo znaleźć materiałów, o których tak piszesz, to cóż: może być mi przykro z tego powodu, ale to wyłączna wina organizacji feministycznych zajmujących się tym portalem.
Pozostaje mi zauważyć, że organizacje, które zabiegają o społeczne poparcie dla swoich działań a jednocześnie organizują swoje portale w sposób taki, że jak to byłaś łaskawa napisać „laik”, nie jest w stanie szybko odnaleźć informacji o wspomnianym zjawisku, postępują co najmniej nierozważnie.
Chciałbym przypomnieć o czym była nasza dyskusja: szermowałaś argumentem dotyczącym szczególnej roli jaką zajmuje walka z przemocą w rodzinie w działalności organizacji feministycznych. Otóż nie znajduje to potwierdzenia w publikacjach zamieszczonych w portalach tych organizacji. Spodziewałbym się, że skoro to tak ważna dla tych organizacji sprawa, to informacje o niej będą co najmniej wyeksponowane: tak nie jest.
Muszę Cię zmartwić, ale przeciętny „laik” poświęciłby jeszcze mniej czasu niż ja, na lekturę, w sytuacji gdy jak napisałem te treści są gdzieś poukrywane w drzewku portalu.
Przęcietny „laik” spojrzawszy na informacje, które zostały wyeksponowane odniósłby wrażenie, że organizacje feministyczne zajmują się wieloma sprawami, owszem, ale nie należy do nich walka z przemocą w rodzinie, z przemocą wobec kobiet.
Poświęciłem jeszcze więcej swojego czasu na przejrzenie tematyki biuletynów ośki (zwróć łaskawie uwagę, że przeciętny „laik” już dawno zajął by się czymś znacznie przyjemniejszym).
Oto lista WSZYSTKICH DOSTĘPNYCH NA PORTALU TEMATÓW z biuletynów z ośki, w kolejności _chronologicznej_ (od najnowszych).
[cd]
Na Hawaje nie polecą
Stara kobieta w mediach
Jesteś tego warta
Jestem po prostu starą kobietą
Bajka dla Birgit
Gerontologia boginiczna
Stara kobieta się dziwi
Dotyk starości
Niewidzialne ciała
Testament
Prawo bycia
Wiersze
Słowo o czarownicy
Kaszka
Bezpowrotnie utracona integralność
Piękny wiek
Kupuję deskę snowboardową
Skradzionego czasu nikt mi nie odda
Medykalizacja wyobraźni
Tu nie chodzi o te lata
Drżące ręce z siatką błękitnych żyłek
Madame
Chiński lifting
Wieczór cieplejszy niż ranek
Diaktyka starzenia się: od starożytności do współczesności (sic!)
Fontanna młodości
Wygląd i my
Naga prawda
Poza siostrzeństwem: ageism w women’s studies
Fontanna wieku
Nie udo, ale gałąź sucha
Obietnice piękności
Niebo dla lalki Barbie
Kobieta, ciało, tożsamość
Błędne koło terroru (bynajmniej nie o przemocy w rodzinie, tylko o 'terrorze piękności’)
Odczepmy się od urody
Musisz dobrze wyglądać – to chyba nie takie trudne
Żylaki murowane (o farmach piękności)
Tę nogę wydepilowałem
Nowa twarz Kopciuszka
Twarzą w twarz. Lustrem w lustro
Ciało: materiał i narzędzie
Estetyka pogranicza
Mit pięknośći
Wizerunek ciała
Wypukły atrybut kobiecości
Mastektomia i seks
Ciało i reprodukowanie kobiecości
Ciało w kolczykach
Bo najpiękniejsze są anioły
Mała wieczna dysydentka
Inne ciało
Z gęby pięć
Głowa na stelażu
Dwie godziny człowieczeństwa
W przymierzalni
Czy ciało jest miejscem określania mojej tożsamości?
Urodo, urodo…
Ciało a tożsamość
Jestem za gruba
Moje piekne ciało
Wydrążona lekka lalka
Czemu nie można znaleźć nas, najpiękniejszych kobiet
W zeszycie od polskiego, z tyłu
Historia europejskiego ruchu kobiecego
Próba nowego języka
Okiem outsiderki
Wywiad z Barbara Labudą
Kobiety w Niemczech i Polsce: role społeczne, prawa, ruch kobiecy
Kobieto, uwierz w siebie!
Kłopoty z tożsamością, czyli Liga Kobiet Polskich
Nushi wciąż żywe
Rzecz o nudzie i zapominaniu
Niewygodne sprawy
Czy musimy być takie same? Wokół pewnego wykluczenia
Deklaracja Praw Kobiety i Obywatelki
Wyzwania feminizmu globalnego
We Francji pigułka miała ojca
Emancypacja pod nadzorem
Bez lęku sięgać gwiazd
Czym była emancypacja kobiet prze 1989 rokiem?
Kartki na wszystko
Organizacje i incjatywy kobiece w Polsce po 1989 roku
Rozsupływanie przeszłości, budowanie przyszłości
Dawniej, dziś i jutro feminizmu polskiego
Dwadzieścia pytań i sto wątpliwości, czyli jak to się ma toczyć?
Kilka słów o tożsamości
Nikt nie mówi, że to zło
Seksualność niepodłączona
Wspaniała „M”
Odkrywanie niezakrytego…
Ja jestem od dziewczyn, od chłopców są inni
Zerowy punkt sprzeczności
Pornografia
Porni wychodzi z getta
Pornografia jest faktem
Kobieta w pornografii: feministyczne sprzeczności
Czy istnieje seks politycznie poprawny?
Przejścia
Wir
Mów do mnie szeptem
Kuchnia i mity
Uwodzenie
Zakochanie
Mamją
Ta Pani
Inga Iwasiów
Wiersze
Pomidory, akwaria i seks
Rozkosz i zagrożenie
Przyjemność i pragnienie
Salonowe masaże
Wolność fantazjowania
Zakazane: erotyzm i tabu
Co nam spędza seks z powiek:: o czym się nie mówi w feminizmie
Wyzwanie fundamentalizmu
Kontrakt albo seks
Oczy szeroko zamknięte: kres męskiego spojrzenia
Dwie dziewczyny, dwaj mężczyźni
Bożena Umińska
Między eksploatacją a wykluczeniem
Prządki, tkaczki i pająki
Paradoksy pewnej obecności
Gender artysty mnie nie dotyczy
Feminizm w sztuce polskich artystek
Malowane ciałem
Zostałyśmy zidentyfikowane przez ciało
Dyskurs ciała w Łaźni Katarzyny Kozyry
Jeden z najwybitniejszych artystek
Pokazuję historię na opak
Dlaczego nie było wielkich artystek
Przemoc wobec kobiet a prawa człowieka (publikacja: 04. 1998)
A propos praw kobiet. Czy cudzoziemiec jest cudzoziemką?
Prawa kobiet niepełnosprawnych
Amnesty International a prawa kobiet
Centrum Praw Kobiet
Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny
Nie płaczcie nad każdym króliczkiem
Polskie Stowarzyszenie Edukacji Prawnej
Stowarzyszenie Kobiet na rzecz Równego Statusu Płci
Prawa człowieka w ujęciu feministycznym
Żądajcie praw człowieka kobiet! Od analizy do działania
Wyzwania związane z promocją praw kobiet
Prawa reprodukcyjne: poza Kairem i Pekinem
Kwestie związane z równouprawnieniem kobiet w orzecznictwie strasburskim
Pan Kall a sprawa polska w Genewie
ONZ a prawa kobiet
Protokół dodadtkowy do Konwencji w sprawie likwidacji dyskryminacji kobiet
O współpracy Specjalnej Sprawozdawczyni ONZ ds. przemocy wobec kobiet i organizacji pozarządowych
Równość, wolność, kobiecość
Intruz w świecie praw
Feministki, nauczycielki, Królowe Śniegu…
Łańcuch kobiecych pokoleń
Dawne mistrzynie
Zaufać procesowi
Złote jajko
Twórcze niepokoje wieku średniego
Piszcie, bo jesteście kobietami
Elizabeth Fry – obecna i nieznana
Ta druga
Wzorce i idolki
Czy mamy swoje idolki?
Bohaterki
Poza Bogiem Ojcem
Mam swój Macierzysty Kraj
Prawda o małych dziewczynkach
Rytualizacja w życiu publicznym kobiet
Trzeba być dzielną dziewczynką
Europa płonąca stosami, czyli jak zostać czarownicą
Maryja niejedno ma imię
Kobieta sukcesu
Między Xeną i Antygoną
Pretensje do Jandy
Szalone zielone pomidory oraz jaja w pudełku
Czy ruch kobiecy powinien zwalczać – popierać – akceptować – tolerować – czy ignorować prostytucję?
Alchemia niedobrowolnej migracji zarobkowej
Co chcę i tak, jak chcę
Reszta świata mnie nie obchodzi
Rynek i tak funkcjonuje
Przemysł erotyczny w kraju nad Wisłą
Niektóre pytania o handel kobietami
W poszukiwaniu nowych definicji
Uwagi o etycznych zadaniach ruchu kobiecego
Z prostytucją przez wieki
Listy heter
Masz prawo marzyć. Masz prawo wiedzieć
Handel po krakowsku
Głupotą jest niedostrzeganie prostytucji…
Pomagać muszą osoby kompetentne
Projekt TAMPEP
NGOsy a prostytucja
Sytuacja kobiet pracujących w prostytucji
Międzynarodowe działania przeciwko przestępstwu handlu kobietami
Kampania złudnych marzeń
Zmiany w holenderskim systemie prawodawczym w odniesieniu do prostytucji
Raport Specjalnej Sprawozdawczyni dotyczący handlu kobietami i wymuszonej prostytucji
Światowa Karta Praw Prostytutek
Mit niewinnych ofiar w zwalczaniu handlu kobietami
Przez pryzmat prostytucji
Dziwka
Zło prostytucji?
Wyrobnice seksu – służebnice Wenery
Inna strona cywilizacji
Pra…prababki Jezusa i inne prostytutki
Jak zagrać dziwkę?
**********************************************
Jak widać biuletyny Ośki poświęciły tej saprawie tekst, jeden w kwietniu 1998.
Przykro mi, że musisz się uciekać do oszczerstw i kłamstw, żeby bronić swojego zdania.
Dalszą dyskusję z Tobą uważam za bezprzedmiotową.
EOT
Tuje, robi to wrażenie. Zwłaszcza, że z ogólnej lektury wynika, że dawno temu, jeszcze w latach 90-tych feministki sporo dyskutowały o problemach społecznych, takich jak prostytucja czy właśnie przemoc. Potem zajęły się kwestiami urody (lektura tych nagłówków o depilacji, kolczykach czy wypukłościach przywodzi mi na myśl jakieś „Naj” czy „Bravo Girl”), a ostatnio rozmawiaja głównie o starości… Aż się prosi o analizę psycho-socjologiczną 😉
Tuje, robi to wrażenie. Zwłaszcza, że z ogólnej lektury wynika, że dawno temu, jeszcze w latach 90-tych feministki sporo dyskutowały o problemach społecznych, takich jak prostytucja czy właśnie przemoc. Potem zajęły się kwestiami urody (lektura tych nagłówków o depilacji, kolczykach czy wypukłościach przywodzi mi na myśl jakieś „Naj” czy „Bravo Girl”), a ostatnio rozmawiaja głównie o starości… Aż się prosi o analizę psycho-socjologiczną 😉
Nie zapomnijcie, że Środzie oberwało się jak była Pełnomocnikiem Równego Statusu właśnie za mówienie o przemocy w Polsce wobec kobiet i za wiązanie tej przemocy z katolicyzmem. O ile pamiętam, Środa zorganizowała również jako pełnomocnik kampanię społeczną „Przełam przemoc”, skierowaną do kobiet, w których domach zaczyna dziać się coś niepokojącego. Były strony internetowe z psychozabawami z serii „jeszcze poklepał czy już uderzył”, lecz zniknęły z sieci razem z portalem pełnomocnika, gdy nastał nowy rząd.
Nie jest to tak, że nikt, nawet feministki, nic nie robi. Choć na pewno Polacy robią w tej dziedzinie za mało.
Ależ doskonale pamiętam, za co oberwało się Środzie!
Proszę tylko o zwrócenie uwagi, co dokładnie wzbudziło mój protest.
Czekam w koncu na zmianę prawa w Polsce, które nie chroni bitej żony i dzieci przez męża pijaka i sadystę, każąc jej wynosić się do rodziny, znajomych, albo ośrodków prowadzonych przez różne fundacje (w tym kościelne).
Czekam na zmianę prawa, która takiego męża pozwoli natychmiastowo i skutecznie usunąć z domu, przynajamniej do czasu rozprawy sądowej, czy innych działań mających na celu zastopowanie takiej przemocy.
Pole do lobbowania i konkretnych działań dla organizacji feministycznych – idealne. Pozostaje pytanie, czy takie działania są prowadzone. Nie wiem już gdzie mam szukać, żeby się o tym dowiedzieć, a co dopiero przeciętny „laik”, albo „laiczka”…
I tyle.
Poprawka:
skorzystałem z jeszcze jednego linku [literaturoznawczyni] – i owszem, jest taka organizacja: Demokratyczna Unia Kobiet.
Dokładnie o takiej organizacji myślałem szukając informacji na (jak się okazało bzdurnych) portalach 'ośki’ i 'efki’: faktycznie zajmującej się problemami kobiet, a nie wydumanymi problemami feministek z 'warszawki’, i w przeciwieństwie do nich mogącej się wykazać konkretnymi rzeczami już zrobionymi, np. takimi:
„Działalność Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Socjoterapii „Przeciw przemocy”
OIK
No coś słabo modernizatorzy ! Piewcy Wolności ! Jak ma być wolność to pełna prawda ? Dlaczego „nowocześni” nie mają w swoich postulatach zalegalizowania haremów. Ja jako poligamista bardzo chętnie zarejestrował sobie taki haremik. Byłoby pięknie zrobilibyśmy sobie gromadkę dzieci zaadoptowalibyśmy 3 kozy – rock and roll.