Na portalu gazeta.pl znalazłem przedruk opublikowanego pierwotnie w Die Zeit artykułu Josefa Joffego Klimatyzm – nowa świecka religia. I mocno się zdziwiłem, jako że dawno nie widziałem równie celnego podsumowania tego, co aktualnie zachodzi w przeżartych konsumpcją umysłach mieszkańców Europy i Ameryki Północnej, a co można streścić krótko jako… pędzącą lawinę nawróceń na nowe, coraz modniejsze wyznanie:
2000 lat po narodzeniu Chrystusa, a 1400 lat po Mahomecie nowa wiara ogarnia serca i umysły mieszkańców zachodniego świata. Owa religia to klimatyzm. (…) Tu każdy jest znawcą świętych pism, i każdy jest oświecony.
Oczywiście, oświecony tylko pod jednym warunkiem: że nie posiada wykształcenia kierunkowego w dziedzinie klimatologii. Dowodem wyznanie dwójki tegorocznych polskich pokojowych noblistów (tak, tak, Al Gore nie zgarnął całej kasy), czyli specjalistów z IPCC (Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu) Zbigniewa Kundzewicza i Piotra Tryjanowskiego. Dość nieoczekiwanie padło ono w wywiadzie, który dla Dużego Formatu przeprowadził z ekspertami Adam Kompowski:
Kundzewicz: Muszę powiedzieć, że klimat wciąga. Nie zawsze się nim zajmowałem, bo nie jestem z wykształcenia klimatologiem ani meteorologiem. Ale klimat, pogoda wpływa na nasze życie. (…)
Kompowski: A pan Piotr jest ornitologiem.
Tryjanowski: (…) To, że nie jesteśmy klimatologami, jest naszym atutem. Mamy inne spojrzenie, szersze.
Czytając to, nie nadążałem z przecieraniem oczu. Od biedy byłbym jeszcze w stanie znieść sytuację, w której ktoś się przyznaje, iż w dziedzinie, którą się zajmuje, nie jest specjalistą (doceniam, mimo wszystko, szczerość). Gdy jednak zaraz potem zaczyna ze swej ignorancji czynić cnotę, po prostu ręce opadają. Najgorsze jednak, gdy sobie człowiek uświadomi, że taki badacz właśnie za swój dorobek dostał Nobla. Jedyna pociecha, że nie w dziedzinie naukowej.
Fakt, że Nobel był nienaukowy, wydaje się tu zresztą symptomatyczny. Sam Joffe uważa klimatyzm za konkurencję nie dla normalnej nauki, lecz dla chrześcijaństwa – i przytacza na poparcie swej tezy szereg dowodów. Ot, choćby w Kalifornii ostatnio nawet Biblię na stolikach w pokojach hotelowych zastępuje się „Niewygodną prawdą” wspomnianego już noblisty Ala Gore’a. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że z innej książki owego mistrza fantastyki, przy którym schować mogą się nawet autorzy Pięcioksięgu, możemy się dowiedzieć m.in. ciekawych rzeczy o życiu, bodaj na Śląsku:
In some areas of Poland, children are regularly taken underground into deep mines to gain some respite from the buildup of gases and pollution of all sorts in the air. One can almost imagine their teachers emerging tentatively from the mine, carrying canaries to warn the children when it’s no longer safe for them to stay above the ground.
[W niektórych rejonach Polski dzieci są regularnie zabierane pod ziemię do głębokich kopalń, aby choć na chwilę odetchnąć od nagromadzonych w powietrzu gazów i zanieczyszczeń wszelkiego rodzaju. Możemy sobie wyobrazić ich nauczycieli, jak wychodzą niepewnie z kopalni, trzymając kanarki, aby ostrzec dzieci, że pozostawanie na powierzchni nie jest już dla nich bezpieczne.]
Mocne, nieprawdaż? Zwłaszcza te kanarki… Tak czy owak, czyta się to jednym tchem i aż dziw bierze, że niedoszły prezydent USA (w trakcie wyborów w 2000 przedstawiany jako inteligentniejszy od niewiedzącego, gdzie leży Słowenia, George’a W. Busha) nie dostał za swój dorobek Nobla także z literatury.
Kolejnym przytoczonym przez Joffego dowodem na religijny raczej niż naukowy charakter klimatyzmu jest fakt, że „naukowe” dzieła klimatystów mają na ogół formę nie raportów empirycznych, lecz proroctw. A to przecież od zarania dziejów znamionuje religijne formy wypowiedzi:
Wiara (…) potrzebuje swoich proroków, którzy (…) piętnować będą grzech, a głosić pokutę i nawrócenie. „Biada grzesznemu ludowi, narodowi pełnemu winy” – wołał prorok Izajasz. Jego słowa porównać można ze stwierdzeniem Ala Gore’a: „My, Amerykanie, zgrzeszyliśmy… Musimy odpokutować za grzechy, ofiarując w zamian wygody naszego życia.”
Gore prorokiem? Nie jest to ujęcie ani nowe, ani zaskakujące. Zaraz po rozdaniu pokojowych Nobli w tekście na Pardonie Rafał Madajczak (autor m.in. znanego bloga Piątej Władzy) nazwał ekswiceprezydenta „apostołem”:
Al Gore stał się kimś w rodzaju apostoła świeckiej cywilizacji Zachodu. Cywilizacji, w której wszystko – od niewierności po zmiany klimatu – jest chorobą, która czeka tylko na wynalezienie swojego lekarstwa. W tej wizji nie ma miejsca na pogląd, że klimat na ziemi po prostu cyklicznie się zmienia.
Każdy prorok czy apostoł, przekonujący daną społeczność do przyjęcia forsowanego przez siebie systemu wierzeń, posługuje się ściśle określoną retoryką. Nie jest ona na ogół zbyt skomplikowana (ma przecież trafić także do maluczkich) i bazuje przeważnie na starej metodzie kija i marchewki. W roli kija występuje zwykle straszenie, nawiązujące do najgorszych średniowiecznych tradycji, dla niepoznaki polanych jakimś nowoczesnym, pseudonaukowym sosem. Jak pokazuje Joffe, chodzi przede wszystkim o
wykreowanie apokaliptycznej wizji przyszłości – za przykład podać można chrześcijańską Apokalipsę św. Jana ze „spadającym z nieba ogniem”. (…) Religia oddziaływuje na człowieka, dotykając jego odwiecznych obaw, odwołując się do pierwotnych uczuć. Wiara już za czasów Mojżesza zyskiwała nowych wyznawców poprzez wywoływanie w nich śmiertelnego strachu, zsyłając na ziemię potop, suszę (za czasów pobytu Józefa w Egipcie) czy pożar (płonący miecz Michała Archanioła, zniszczenie Sodomy i Gomory). Składniki nowoczesnej apokalipsy w klimatyźmie wcale nie różnią się od biblijnych: podnosi się poziom wód morskich, tereny, które nie zostaną dotknięte przez katastrofalne powodzie niszczy susza, a resztę ziemi pustoszą huragany. (…)
Każda religia ma swoje znaki na niebie. O ziemskim katakliźmie pisał już św. Jan: „Słońce stało się czarne, księżyc przybrał barwę krwi.” Dziś znaki z nieba to codzienna prognoza pogody, w której tkwi tyle samo poetyckiej wolności, ile było jej w słowach proroka Izajasza czy autora ewangelii św. Jana.
Katastrofa klimatyczna to z jednej strony zbyt dużo, a z drugiej zbyt mało śniegu, za dużo deszczu, za dużo słońca, zbyt częste powodzie, a zarazem za mało wody. Wszystko to składa się na pojęcie klimatu, wszystko jest upomnieniem i znakiem ostrzegawczym.
Prorok słusznie się gniewa, ale w jego złości dostrzec też można odrobinę kuglarstwa, bo co będzie, jeżeli niedźwiedzie polarne w rzeczywistości nie wyginą, a Golfsztrom nie przestanie płynąć? Chodzi o ludzki strach i o głęboką wiarę. Te pierwotne instynkty stanowią punkt odniesienia i dzielą świat na wiernych i heretyków, członków społeczności i wygnańców. Sumienie triumfuje nad wiedzą, uczucie nad nauką.
Gdy już potencjalnych konsumentów naszych idei dostatecznie nastraszymy, przychodzi kolej na marchewkę: pokazanie, że zło wcale nie jest nieuchronne i że można go uniknąć wykonując pewne rytuały. I na tym polu, jak zauważa Josef Joffe, klimatyzm niespecjalnie różni się od znanych nam mono- i politeizmów:
Trzecim koniecznym filarem religii jest nadzieja i zbawienie. Biblijny deszcz siarki i ognia, który spadł z nieba, zmiótł z ziemi siły szatana. „Jezioro ognia” pochłonęło tylko tych, „którzy nie znaleźli się w Księdze Życia”. (…) Posłuszeństwo Bogu w judaizmie to podporządkowanie się boskiemu prawu, w katolicyzmie natomiast uniknąć piekła może ten, kto wyzna swoje grzechy, odprawi pokutę i przyrzeknie nawrócenie. A jak to wygląda w klimatyźmie?
Tu zbawiony może być każdy, kto nauczy się rezygnować z dóbr doczesnych, co w rzeczywistości jest również religijnym toposem. Prorok Izajasz grzmi: „Zniszczyliście winnicę, w waszych domach ukrytych jest mnóstwo przedmiotów, które zrabowaliście biednym.” Nowoczesny odpowiednik to wyzysk krajów trzeciego świata. Prorok ostrzega: nauczcie się pokory, „każdy człowiek musi pochylić głowę”, w przeciwnym wypadku „Pan zabierze wam wszelkie klejnoty”.
Dla wyznawców klimatyzmu grzechem jest bezgraniczna konsumpcja, która przez globalne ocieplenie prowadzi ludzkość do zagłady. Zrezygnujcie z nowomodnych zabawek: samochodów, podróży w dalekie zakątki świata, klimatyzacji, nie jedzcie mięsa. Zaniechajcie nadawania boskich cech wzrostowi gospodarczemu, pochylcie się ze skruchą przed matką naturą. Kupujcie odpusty z certyfikatem CO2!
Powie ktoś, że to, na co jacyś idioci wydają pieniądze, to wyłącznie ich sprawa. Sęk w tym, że w dzisiejszym świecie nadgorliwi wyznawcy w coraz większym stopniu zdobywają wpływ na życie publiczne i zaczynają do kupowania odpustów zmuszać również niewierzących. W Polsce nie odczuwamy jeszcze tego przymusu zbyt mocno, no, chyba że jesteśmy mieszkańcami Augustowa. Jak przymus wygląda w bardziej „cywilizowanych” częściach świata, można sobie jednak poczytać choćby u Starego Wiarusa. Znów zacytuję obficie, ale blog nie dość, że salonowy, to jeszcze niszowy, więc założę się, że mało który z moich czytelników na link do niego (na Hardkorze zamieszczony) klika… A jeśli nawet kiedyś kliknie, niezbyt prawdopodobne, że w lekturze wpisów dotrze aż do marca. W marcu tymczasem autor bloga, naturalizowany w Australii polski emigrant, wypuścił jeden z najlepszych felietonów: o paranoi klimatycznego fanatyzmu, która właśnie ogarnęła antypody:
Zieloni zeloci religii globalnego ocieplenia zajmują się ostatnio ze szczególną energią obmyślaniem rytualnych umartwień, do jakich należy mnie przymusić dla przebłagania planety. Jeśli planeta nie zostanie przebłagana, to moje pra-prawnuki, już za dwieście lat, mają przerąbane.
Obmyślanie nowych umartwień nie jest rzeczą prostą. Umartwienia powinny biczować i umartwiać wyłącznie mnie i innych wrednych kapitalistów, natomiast w żadnym wypadku nie mogą zawadzać budowie nowych elektrowni węglowych w Chinach, ani w jakikolwiek sposób zniechęcać ubogiego hinduskiego wieśniaka do posiadania czternaściorga dzieci. Chiny, Indie i cała Afryka mają dyspensę od Rady Ludowych Komisarzy Klimatycznych na dymienie, smrodzenie, grzanie i puszczanie bąków. Dyspensę dostały, bo są biedne, a co najważniejsze, nie są imperialistyczne, więc planeta im wybaczy. (…)
Tymczasem w Pierwszym Świecie trwają heroiczne deliberacje, jak by tu mnie zobowiązać ustawowo, pod karą grzywny i chłosty, abym nie brał prysznica dwa razy dziennie po dziesięć minut, jak do tej pory, ale raz na trzy dni przez półtorej minuty, pod specjalnym sitkiem za sto dolarów, stwarzającym wymyślne złudzenie, że leci z niego woda, podczas gdy faktycznie nie sposób się pod nim porządnie opłukać z mydła. (…) Mam się wyrzec burżujskiego zwyczaju podróżowania zabójczymi dla planety samolotami pasażerskimi. Tym samym mam się rytualnie uwięzić na kontynencie australijskim, połączonym z resztą świata, jeśli idzie o transport pasażerów, wyłącznie drogą lotniczą. (…)
Itepe, itede. Dokładny rejestr umartwień (a jest ich znacznie, znacznie więcej), którym powinien się poddawać statystyczny Australijczyk, na blogu Wiarusa. O ich czysto rytualnym, nie zaś praktycznym charakterze, najlepiej tymczasem świadczą wyliczenia pokazujące, jaki jest rzeczywisty wpływ 20 milionów Ozzich na efekt cieplarniany:
Jeśli cała Australia i Nowa Zelandia razem z całą ludnością i gospodarką znikną jutro rano z powierzchni ziemi, to emisja gazów powodujących efekt cieplarniany spadnie o całe 1.4%, i planeta będzie zbawiona.
Ale tylko przez dwa lata, do czasu uzupełnienia brakującego CO2 przez dynamicznie rozwijające się Chiny.
Najlepsze jednak, że po uzupełnieniu przez Chińczyków poziomu dwutlenku węgla i tak nic się nie stanie. A przynajmniej nic, do czego nie doszłoby i bez tego. Ziemia, która 100 lat temu (czyli w kategoriach planetarnych: dopiero co) wyszła z małej epoki lodowcowej, będzie się najprawdopodobniej rozgrzewać przez następne tysiąc lat. I nie zanosi się, by szamanizm w postaci niemycia się lub nielatania cokolwiek w tej kwestii zmienił.
Dziękuję za dostrzeżenie religijnego obrazka z Australii i polecam sie na przyszłość. Stary Wiarus, Sydney.
A ja tak sobie myśle, że nasza nowa świecka religia może mieć jednak całkiem pozytytwne „skutki uboczne”. Fakt, że prognozy zmian klimatycznych można kwestionować i to przede wszystkim w aspekcie hipotetycznych przyczyn takich zjawisk. Można też wyśmiać nieskuteczność dotychczasowych środków zaradczych. Ale czy sama ewentualność (nawet bardzo hipotetyczna), nie powinna nas skłaniać do zmiany podejścia do planety. Jestem absolutnym laikiem, ale tak sobie myślę, że jeśli poszukamy oszczędniejszych technologii, czy ograniczymy bezzasensowanie rozbuchaną konsumpcję, to krzywda nam się nie stanie.
Oczywiście, że może mieć pozytywne skutki uboczne, drogie [Filkower] i dlatego, każdy dolar wydany na ekologistów i klimatystów jest policzkiem twarz dla inżynierów, fizyków i chemików głowiących się np. nad zbudowaniem tańszych i wydajniejszych ogniw słonecznych lub próbujących okiełznać energię termojądrową. Dolar wydany na Gore, liczy się jak cios z lewa i z prawa – podwójnie.
Bolszewicy rozne szaty przywdziewaja. U nas katolskie, na zachodzie eko-debili. No ale bolszewia zawsze da sie poznac.
Najwyraźniej Gore był (albo słyszał o) Wieliczce… I trochę mu się pokanarkowało…
Nie wspominajac juz o banalnym fakcie pt. „Ile Gore wydaje na rachunki za prad i ogrzewanie swojego domu”. Duuuzo : )
1. Mozna bylo wyszukac nazwisko prof. Tryjanowskiego w PubMedzie, rzucic okiem na liste publikacji i zobaczyc, na czym polega obsmiewane przez Lysakowskiego „szersze spojrzenie”. Skoro globalne ocieplenie wplywac ma na np. na migracje ptakow, to uczony klimatolog do zbierania i analizy takich danych nie wystarczy. Gdzie tu ignorancja?
2. Dyskusje o globalnym ociepleniu mozna (na szczescie, niestety?) prowadzic bez uzycia slow „kwark” albo „GABA-ergiczny”. Stad zapewne ciagoty rzeszy komentatorow do tworzenia diatryb takich jak ta wyzej, rozkosznych w czytaniu, ale czy opisujacych swiat?. Z naukowych artykulow przegladowych (taki poziom jest mi co najwyzej dostepny) wynosze przekonanie, ze glowny nurt badaczy jest przekonany, iz dzialalnosc ludzka jest czynnikiem powodujacym obecnie zmiane klimatu – zakres i skutki pozostaja dyskutowalne. Glowny nurt badaczy moze, oczywiscie, plynac gdzies obok prawdy, ale slowo Lysakowskiego, wzglednie paru dysydentow, to dla mnie ciut malo.
3. Poniewaz wizje polarnych niedzwiadkow na topiacych sie krach lodowych przemawiaja do masowej wyobrazni, mamy popyt na prorokow takiego armageddonu. Nie sposob nie zgodzic sie z tuje, ze mozna lepiej skierowac strumien pieniedzy tak, aby nie przeplywal przez kieszen Gore’a i wspolprorokow – z drobnym zatrzezeniem, ze trzeba sprawic, aby najpierw poplynal. Od pisania o hipokryzji dotyczacej Chin i sasiadow sie powstrzymam, bo to temat-rzeka sam w sobie.
4. Czyzby teza prof. prof. Kundzewicza i Tryjanowskiego z cytowanego wywiadu – rozsadek, nie rytual – do Lysakowskiego nie przemawiala?
Droga [scralett],
Cóż, błyskotliwa dziennikarka Nieporęcznego Formatu nie zadała sobie trudu sprawdzenia szerokości horyzontów panów profesorów. Pozostawienie zaś takiej deklaracji obu panów DOMAGA się wątpliwości. To zresztą DO NICH należy wskazanie, na czym polega to szersze spojrzenie. Tego nie znalazłem w Zadużym Formacie.
Wrześniowy (październikowy?) Świat Nauki zawierał obok siebie dwa teksty. Jeden to raport z „panelu” – stopień ogólności i mętności większy niż w rospudziańskich ściekach, podtruwanych gremialnie i zgodnie przez rolników i turystów. Obok był tekst poświęcony anomalii geologicznej – zmarzlinie zalegjącej na suwalszczyźnie na znacznej głębokości. Z kilku rzeczy, które zapamiętałem z tego tekstu: MOŻNA pisać o modelach klimatycznych konkretnie, można przedstawiać wyniki swoich BADAŃ (a nie ustalenia panelistów), wreszcie ostatnia rzecz – badania tego ciekawego zjawiska dostarcza powaznych argumentów za tym, że średnia tempreatura podczas zlodowaceń była znacznie niższa, niż wartośći używane w tych modelach. Niestety, w przeciwieństwie do wspomnianych ekspertów, ów badacz nie ma szerszego spojrzenia – jest za to specjalistą w SWOJEJ dziedzinie.
Argument o 'dysydenckości’ jest żenujący. Poczułem się zawstydzony, że tak szybko użyłeś argumentu, który NIE POWINIEN paść, zwłaszcza spod ręki osoby, która para się nauką, w której 'dysydenci’ odegrali rolę milowych kroków (a może nawet nauki, w której obok 'dysydentów’ zatrudnia wyłącznie rzemieślników?)
Ponieważ nie widzę ŻADNYCH argumentów za tym, by uznać „panel” za zjawisko kwazinaukowe, a raczej bardziej polityczne, to opinie panelistów średnio mnie interesują, o ile nie zostaną pokazane w formie wyników RZETELNYCH badań. W takim razieO jakim to „głównym nurcie” się wypowiadasz?
Co do pieniędzey, to wybacz, ale mylisz się. Są pieniądze. Unia Europejska jest bardzo hojna w wydawaniu moich pieniędzy. Więc te żale to może skieruj bezpośrednio do winowajców – brukselskich biurokratów i innych podobnych im pasożytów. Z raptem tylko kilku mi tylko znanych projektów (dziedziny: okołoinformatyczne i socjologiczno-kulturoznawcze)fundowanych przez podatników wbrew ich woli możnaby uzbierać kilka-kilkanaście milionów euro rocznie. Rozumiem, że to za mało, żeby ufundować spotkania „naukowców” obfitujące w dobre jedzenie, picie tudzież atrakcje turystyczne, ale dla paru łebskich studentów lub studentek czy doktorów obojga płci itp. to wystarczyłoby na solidne badania.
BYW. zawsze mnie zastanawiało, jak fizycy z przełomu XIX/XX wieku i początku wieku XX radzili sobie bez dotacji UE? Wyniki mieli chyba (kontekst! kontekst!) cokolwiek lepsze (jeśli nie znacznie lepsze) niż ich koledzy i koleżanki współcześnie?
Ależ pisz o hipokryzji wobec Chin. Tekst „Starego Wiarusa” pokazuje dobitnie jaka jest różnica między truciem przez wysoko rozwinięte, kapitalistyczne i przemysłowe społeczeństwo Australii a truciem przez kraj na dorobku, czyli Chiny. Na miejscu Australiczyków nie ustępowałbym ani na krok w celu zmusznenia (o ile to jeszcze możliwe) Chin do traktowania środowiska cokolwiek przyjaźniej. Za to Australijczycy mogą sobie spokojnie darować pierdoły polegające na drastycznej zmianie ich sposobu życia – w sensie opisanym przez SW.
Profesor Tryjanowski: „Badałem zmiany zachowań populacji gąsiorka i bociana białego. Zajmowałem się nimi do habilitacji, aż zacząłem się zastanawiać, skąd te zmiany się biorą. Wpływ klimatu był oczywisty.” Moze za zwiezle, ale ogolny sens jest dla mnie jasny.
Produktem ubocznym dzialalnosci publicystycznej bywa to, ze sie kogos wyzwie od idiotow – niezasluzenie. Mam wrazenie, ze tak sie stalo w tekscie, ktory komentujemy. Przeciwko temu protestuje.
Milowe kroki w nauce zdarzaja sie rzadko. Nieporownanie czesciej ktos wystepuje z nowatorska, zbaczajaca z glownego szlaku dociekan – i bledna – idea. Obowiazkiem uczciwego naukowca jest sledzenie narodzin i niemal rownie czestych zgonow niestandardowych pomyslow, ale tez nieczynienie z nich zlotych cielcow. A przeciwstawienie „dysydentow” „rzemieslnikom” (chociaz w sumie nie bardzo wiem, co to ostatnie slowo mialoby oznaczac) cokolwiek mnie dziwi. Sytuacja, o ktorej dyskutujemy, jest jednak cokolwiek inna. Pytanie brzmi, czy mozna przyjac, ze dane doswiadczalne uzupelnione modelami klimatycznymi pozwalaja na stwierdzenie, ze dzialanosc czlowieka zmienia klimat na Ziemi. Wedle moich lektur w ostatnich latach wiele cieszacych sie dobra reputacja osobistosci przeszlo z obozu NIE do obozu TAK, przy braku istotnych ruchow w druga strone. Jest to jakies kryterium, bez watpienia nie bez wad, niemniej szybki doktoracik z klimatologii w czasie wolnym wydaje sie poza moim zasiegiem.
Kawalka o fizykach XIX/XX wieku nie rozumiem. Korci mnie, zeby napisac, ze Maria mieszajaca rudy radu w nieogrzewanej szopie bardziej przemawia do wyobrazni niz rozne wspolczesne, olbrzymie i troche anonimowe wspolprace (a wyniki badan nieprzelomowych przeminely z wiatrem), ale moze splaszczam.
Dla scislosci, za nauke (nurt glowny i poboczne) uwazam to, co publikuje sie w recenzowanych czasopismach. O uzytecznosci paneli sie nie moge wypowiedziec z braku doswiadczen.
Ucieszylbys sie pewnie z paru odnosnikow, ale nie mam ich pod reka, wiec odloze to na pozniej. A teraz ide ciosac toporny kloc mojej wasko pojetej dziedziny.
Dwa male postscripta: 1) z gory przepraszam a w glebi serca zaluje, ze nie mam w tej chwili mocy przerobowych na bardziej wnikliwa dyskusje; 2) ekoswirusy niepomiernie mnie irytuja, a sporo takich w mojej okolicy.
Zanim Australijczycy zabiorą się za zmuszanie Chińczyków do traktowania środowiska przyjaźniej, niech najpierw zrobią porządek u siebie. Jak na razie emisja CO2/statystycznego mieszkańca jest w Australii największa na świecie (czterokrotnie większa niż w Chinach).
Chińczycy w dyskusjach mówią zwykle, że domaganie się od nich ograniczenia emisji CO2 jest objawem zwykłej, zachodniej, hipokryzji.
Scarlettohara, ad 8:
1. OK, przyznaję rację, niemniej ucieszyłbym się, gdyby w sekcji polskiej wspomnianego panelu, oprócz ornitologa zasiadał także klimatolog. Podobnie jak cieszyłbym się, gdyby przy powstawaniu raportu o ptactwie w Polsce byli obecni ornitolodzy…
2. Wpis nie jest poświęcony klimatowi (tu moja wiedza nie jest aż tak obszerna, bym miał się porywać na forsowanie własnych poglądów w tej kwestii), tylko klimatyzmowi. I ma charakter nie ściśle naukowy, tylko kulturo-, względnie religioznawczy. Nie wnikam, w jakim stopniu tezy klimatystów są prawdziwe, koncentruję się natomiast na tym, w jakiej formie są nam podawane.
Poza tym, nigdzie w tym artykule nie twierdzę, że globalne ocieplenie to wymysł i bujda, czy że emisja CO2 przez człowieka nie wpływa na klimat. Sęk w tym, że z pobieżnego przeglądu prac o klimacie jakoś mi wychodzi, że jak będzie miało nadejść globalne ocieplenie albo zlodowacenie, to i tak nadejdzie, a wysiłki człowieka są je w stanie najwyżej opóźnić lub przyspieszyć o kilka lat.
Poza tym, nie wydaje mi się, by było się tu czego bać. Klimat naszej planety podlega zmianom od początku jej istnienia. Za Wikingów Grenlandia była zieloną, kwitnącą wyspą. W XVI wieku po Bałtyku jeździło się do Szwecji saniami. Jedno i drugie ludzie przeżyli, flora i fauna również jakoś szybko uzupełniły braki. W czym więc teraz problem?
3. W kwestii topiących się niedźwiadków, radziłbym ich fanom zainteresować się raczej warunkami egzystencji drobiu, trzody i bydła, które potem wcinają. Doli tychże można ulżyć znacznie taniej, choćby wymuszając na ustawodawcach zaostrzenie przepisów dotyczących wielkości klatek etc.
4. Ja się z przesłaniem ogólnym tego, co ci panowie mówili, generalnie zgadzam. Uczepiłem się tylko kawałka o specjalizacji ekspertów, bo według mnie kuriozalny.
Może nie neguje Pan samego globalnego ocieplenia jaka procesu, który ma miejsce, w takim sensie w jakim przedstawiają go klimatolodzy, mimo to artykuł pokazuje co najmniej lekceważący stosunek do zagadnienia.
Porównania do religii są co najmniej nietrafione: jeśli uważa Pan, że porównywanie hipotez, które są tylko i wyłącznie wytworem wyobraźni do hipotez weryfikowalnych, które opierają się na racjonalnych przesłankach i badaniach jest uprawnione, to być może tylko tracę czas pisząc tego posta (i nie ma tu znaczenia ile prawdy jest w globalnym ociepleniu, sednem jest, że dyskusja ta oparta jest na argumentach racjonalnych).
Al Gore powiedział kilka głupot na temat Polski, nie likwiduje to jednak w żaden sposób problemu globalnego ocieplenia ani nie umniejsza jego wkładu w uświadamianie społeczeństwa na ten temat.
Jeśli wiedziałby Pan jaka jest emisja Co2 na jedną osóbę w krajach rozwiniętych, a jaka w krajach rozwijających się, to nie podnosił by Pan argumentu, że ograniczenia uderzają kraje rozwinięte.
Austrlia i Nowa Zelandia liczą mniej niż 0.5% mieszkańców świata, jest więc rzeczą naturalną, że ich wpływ na emisje Co2 nie jest dominujący. Jest prawdą, że nie wiele się zmieni, niezależnie od tego co zrobą te państwa, ale nie pomyślał Pan jednak, że jeżeli na Australię nie zostały by nałożone żadne ograniczenia, to inne państwa (których wpływ jest znacznie większy) też powinne nie być ograniczane? To taki sam argument jak powiedzieć, że nie jest koniecznie, żeby płacił Pan podatki: budżet Polski to przecież 300 mld, a nie płacił by Pan przecież i tak więcej niż kilkadziesiąt tysięcy złotych rocznie, żadna różnica dla budżetu, prawda?
Jeśli chodzi o zmiany temperatury plantety, to wszyscy anty-ociepleniowcy popełniają ten sam błąd: to, że temperatura na Ziemie jest zmienna, nie oznacza, że:
a) człowiek nie ma na te zmiany wpływu (z czego wynika, że jest sens podejmowania działań „prewencyjnych”)
b) zmiany te będą niekorzystne dla cywilizacji
Jeśli chce Pan napisać artykuł o „klimatyźmie” (jak to Pan sam określił), to niech Pan powstrzymuje się od argumentów negujących globalne ocieplenie, szczególnie że sprowadzają się one głównie do taniego populizmu i skupi się na tak zwanych „wyznawcach”. Bo w tym artykule, poza stwierdzeniem, że „Niewygodna prawda” zastępuje w hotelach „Biblie” konkretów niestety brakuje.
Może to niewłaściwie miejsce na komentowanie postu Starego Wiarusa, ale po przeczytaniu go do końca nie mogę się powstrzymać.
Wiarus będzie zalewał (lub też już zalał, ciekaw sam jestem) swój basen 80 tysiącami litrów kradzionej (jak sam twierdzi) wody, aby ominąć restrykcje odnośnie jej zużycia. Wszystko to w sytuacji, gdy Australię gnębi najgorsza w historii susza (o której zapomniał wspomnieć na swoim blogu). I gdy ograniczenia zużycia wody mają prawdopodobnie zupełnie racjonalne podstawy, nie związane z działalnością jakichkolwiek zielonych zelotów. Niezależnie od tego, czy ta susza jest spowodowana globalnym ociepleniem czy też nie, jest to po prostu rabunkowa eksploatacja zasobu naturalnego. Jego podejście do innych spraw (zużycie energii, itp.) jest takie samo. Jako głos w tej dyskusji nie powinien się chyba liczyć, gdyż plasuje się równie daleko od realizmu, jak najgorętsi wyznawcy klimatologii. Tyle że po przeciwnej stronie.
Jeszcze o Chinach. Powszechnie uważa się że chiński rząd nie robi absolutnie nic, żeby powstrzymać degradację środowiska, co nie jest prawdą. Ratyfikowali (w przeciwieństwie do Australii) protokół z Kioto. Oczywiście, że mogliby robić więcej. Wdrażają normy emisji dla nowych samochodów, prowincje mają wyznaczone wskaźniki energochłonności przemysłu, które muszą być obniżane, co się zazwyczaj udawało (w tym roku po raz pierwszy wzrosły). Nowe przepisy podatkowe w tym roku uderzyły we wszystkie najbardziej energochłonne i uciążliwe dla środowiska branże. Przenoszenie uciążliwej dla środowiska produkcji do Chin przestanie się opłacać, co zresztą pewnie wszyscy odczują niedługo w portfelach. Mimo wszystko we wskaźnikach zanieczyszczenia, emisji CO2, itp. per capita plasują się ciągle daleko za Australią. Dlatego wywoływanie Chin przez Australijczyka to wykręt a nie argument.
A propos klatek dla drobiu -jest nowa dyrektywa unijna w tej sprawie. Będzie obowiązkowa grzęda i więcej przestrzeni dla kury.
Co do emisji CO2 proponowałbym wybicie 3-4 mld ludzi oraz stosunkową liczbę zwierząt. Następnie przy użyciu technologii GMO pozbyć się wszystkich mikroorganizmów używających tlenu i problem CO2 będzie rozwiązany :). Wiem że to nie temat tego postu ( choć wyżej poruszany ) , ale co wspólnego z ociepleniem klimatu mają nasze kochane kominy, samochody, płuca … ?
Trochę off topic (z perspektywy czasu), ale po dwóch ostatnich zimach trudno na północnej półkuli dalej wierzyć w ocieplanie się klimatu.
I bynajmniej nie pomaga liczba kominów i samochodów…
Można mieć mniej lub bardziej radykalne poglądy odnośnie ochrony środowiska, ale głównym wątkiem jest tu dziwne przedstawianie swojej wizji.
>(…)Porównania do religii są co najmniej nietrafione: jeśli uważa >Pan, że porównywanie hipotez, które są tylko i wyłącznie wytworem >wyobraźni do hipotez weryfikowalnych, które opierają się na >racjonalnych przesłankach i badaniach jest uprawnione(…)
Ależ całkowicie trafione. Ludzie maja silna skłonność do szukania autorytetów i tworzenia wspólnot. I kiedy już znajdzie się kilku o podobnych poglądach wzmacniają oni swoje przekonania, a często radykalizują. Wygląda to dokładnie tak jak z religią – z jednym katolikiem jestem w stanie rozmawiać racjonalnie o religii. Mam pewną wiedzę na ten temat i staram się otwarcie dyskutować. W przypadku rozmowy z grupą natrafiam na mur wiary który nie przepuszcza niczego, nawet tego z czym pojedynczo potrafią się zgodzić.
Podobnie większość ekologów nakręca się i przestaje dyskutować a zaczyna walczyć. Z każdym i o wszystko. A to już nie jest nauka, ale fanatyzm.
Ciekawe, czy klimatyzm został wymyślony na spotkaniach grupy Bilderberg, Komisji Trójstronnej lub przez Lożę Masońską. 🙂 Pasowałby jako ogólnoświatowa religia. 🙂
jako, mam nadzieje, juz niedlugo absolwent wydzialu geologii, geofizyki, a takze ochrony srodowiska w jednym, pozwole sobie podac moj ulubiony przyklad manipulacji ipcc
http://www.mongabay.com/images/external/2005/2005-11-25_ipcc_0.jpg
choc niezmiennie od lat jeden ze sztandarowych „materialow dydaktycznych” panelu, poziom argumentacji – geologiczna szkola podstawowa, a jak powiedzial podczas wykladu moj wykladowca prof j.Golonka – „a zastanowcie sie co sie stanie z tym rysunkiem podczas jednego powazniejszego zjawiska, chociazby sejsmicznego (…)”
Wazne ze strumien pieniedzy plynie w okreslona strone, ludzie boja sie coraz bardziej, bo przeciez o „problemie” ocieplenia klimatu wiedza juz dzieci w przedszkolu – to tak a propos wczesnej indoktrynacji. A nauka ciągle, mimo wszystko, stoi na stanowisku, ze wplyw czlowieka na zmiene klimatu jest mniej wiecej taka jak ruch skrzydelek motyla
pozdrawiam
Adrianie, nie sposób się nie zgodzić. Również pozdrawiam.
Ocieplenie nie musi być niebezpieczne. Wystarczy pomyśleć logicznie.
Proponuję zapoznać naukowców z:
http://www.nets.pl/~metozor/prolog_metoz.html , który jest pogardzany z powodu niezgodności z tzw. „ prawem zachowania energii.” Następnie należy zapytać tych doktorów nauk technicznych w jaki sposób oni i cała ludzkość hamuje samochody przy pomocy hamulca hydraulicznego. W całym procesie hamowania przy pomocy hamulca hydraulicznego nie występuje to cudowne „prawo zachowania energii „ a jednak rozpędzony samochód można zatrzymać jedną słabą kobiecą nóżką wywołując przy okazji pisk i lekki dymek z opon. Skąd pochodzi ta energia zdolna do zahamowania samochodu. Energię można tworzyć posługując się rozumem i prawem Pascal’a.
*************************************************************
Energię można tworzyć. Na przeszkodzie stoi fanatyczna wiara polskich naukowców w dogmat fizyki nazywany prawem zachowania energii. Ten dogmat można doświadczalnie unieważnić i jednocześnie także doświadczalnie można udowodnić , że energię można tworzyć. Wystarczy znaleźć stronę z opisem podstawowego doświadczenia
[ http://www.nets.pl/~metozor/polpar.html ]
i zapoznać się z tymi obrazkami. Naukowcy nie chcą wykonać tego doświadczenia, ponieważ nie jest ono opisane w literaturze naukowej a pozytywny jego wynik nie byłby zgodny z w / w. dogmatem o energii. Cała trudność polega na dobraniu do wagi dwu szalkowej, odpowiednich ciężarów, q: G; Q; / G = Q / które będą zdolne do wywołania ustawień szalek jak na kolejnych obrazkach. / Mnie się to udaje od 1980 r /
Proponuję następujące postępowanie: osoba wskazana przez adresata zakupuje taką wagę w jakimś sklepie . Adresat poleca wykonać takie doświadczenie osobie, która nie będzie powiadomiona o celu przeprowadzenia doświadczenia. Następnie należy zaprosić jakiemuś naukowca i pokazać mu komplet tych obrazków.
Prawdopodobnie ten naukowiec będzie twierdzić , że ostatni obrazek jest fałszem. Należy przeprowadzić doświadczenia w jego obecności i zapytać go co on o tym sądzi. Proponuję powyżej opisane postępowanie przeprowadzić z innymi naukowcami. Ciąg dalszy tego dziecinnie prostego eksperymentu wygląda jak poniżej:
[ http://www.nets.pl/~metozor/prolog_metoz.html ]
Zygmunt Orłowski
[ metoz@wp.pl ]
Wybudowany model może mieć znaczną wartość muzealną wyrażoną w walucie, jeżeli wykonawca zdoła nakłonić naukowców do zapoznania się z tym modelem.
Prawdopodobnie nieudolność naukowców jest wspierana finansowo przez czynniki zainteresowane utrzymaniem wysokich cen paliw.
************************************************************
Naukowiec, dr inż mech, kierując samochodem,
czasem wyłącza sprzęgło, naciska nogą pedał hydraulicznego hamulca i powoduje znmniejszenie prędkości samochodu. Taki efekt hamowania samochodu
nie jest zgodny z prawem zachowania energii / skąd tak znaczny przyrost energii o przeciwnym kieruku do biegu samochodu, wywołany tylko jedną nogą?/
Taki proces hamowania jest zgodny z prawem Pascal’a i jednocześnie niezgodny z prawem zachowania energii ,A MIMO TO SKUTECZNY I POWSZECHNIE STOSOWANY W SAMOCHODACH.
Taki dr. inż. uważa, że w samochodzie nie musi być stosowane prawo zachowania energii.
Ten sam dr.inż uważa, że w maszynie METOZ opisanej na
http://www.nets.pl/~metozor/prolog_metoz.html
zdolnej do produkcji energii i wykorzystującej to samo prawo Pascal’a , nie może powstawać energia , ponieważ byłoby to niezgodne z prawem zachowania energii.
GDZIE TU JEST JAKAŚ LOGIKA???
*************************************************************
Podaję poniżej nazwiska nieuków i jednocześnie twórców cudów gospodarczych Stanów Zjednoczonych:
****************************************************************************************************
1/ Wright Orwille i jego brat Wright Willbur / zawód : NAPRAWIACZE ROWERÓW / ZBUDOWALI PIERWSZY NA ŚWIECIE SAMOLOT / i udowodnili w 1903 r , że możliwym jest kontrolowane latanie w powietrzu przy pomocy urządzenia cięższego od powietrza. W tamtych czasach obowiązywał naukowy dogmat , że w powietrzu może unosić się tylko konstrukcja lżejsza od powietrza.
***************************************************************************************************
2/ Samuel Morse /1791 – 1872 / zawód : ARTYSTA / . Budowniczy pierwszego na świecie APARATU I SYSTEMU TELEGRAFICZNEGO , który w 1843 r umożliwił graficzny kontakt pomiędzy Baltimore i Washington.
***************************************************************************************************
3/ Edison Thomas, Alva / 1847 – 1931 / zawód : SPRZEDAWCA GAZET /, wynalazca ELEKTRYCZNEJ LAMPY i wielu innych ELEKTRYCZNYCH URZĄDZEŃ .
***************************************************************************************************
4/ Disney Walt /1901- 1966 / zawód : KIEROWCA AMBULANSU / Twórca FIMÓW RYSUNKOWYCH DLA DZIECI. Budowniczy Disneyland w Kaliforni i DisneyWorld na Floridzie.
****************************************************************************************************
5/ Henry Ford / 1863 – 1947 / / zawód : ROLNIK I MECHANIK / Wykonał w 1893 r PIERWSZY SAMOCHÓD NAPĘDZANY BENZYNĄ / w tamtych czasach benzyna była produktem ubocznym/ i PIERWSZY TRAKTOR DLA ROLNICTWA W 1915 . Twórca ‘’ Ford Motor Company ‘’ w Detroit gdzie zastosował pierwszą na świecie TAŚMOWĄ PRODUKCJĘ SAMOCHODÓW.
****************************************************************************************************
6/ Aleksander Graham Bell Aleksander / 1847 – 1922 / zawód : NAUCZYCIEL MUZYKI / WYNALAZCA TELEFONU.
TWÓRCA ” Bell System of Telefon Company. ”
****************************************************************************************************
To oni zbudowali potęgę gospodarczą i militarną o nazwie:
STANY ZJEDNOCZONE AMERYKI PÓŁNOCNEJ.
*************************************************************
Całe zagadnienie dot. energii jest bardzo proste.
Wystarczy otworzyć:GOglee;metozor;index of metozor
Tam nie ma opisów zmartwień. Tam jest opisany sposób na otrzymywanie czystej, darmowej energii. Materiał jest zrozumiały dla osób posiadających fundamentalne wiadomości nauki zwanej”fizyka”. Zapoznawanie się należy zacząć od:
http://www.nets.pl/~metozor/fundament.html
Udzielam dodatkowych informacji. metoz@wp.pl
Fundamentalny dogmat fizyki o nazwie ” prawo zachowania energii ”
Wg E.M.Rogers’a , autora pięciu tomów ” Fizyka dla dociekliwych” /przetłumaczone i podane dla polskiego czytelnika w sposób doskonały / w części nr 3 p.t.”Cząsteczki i energia” na str. 87 , jest zdanie, cytuję dosłownie:
W wielu zwykłych mechanicznych procesach ( spadanie głazów, rozkręcanie sprężyny, ruch układu ciężarów i bloków) suma energii kinetycznej (E. K ) i energii potencjalnej ( E.P.) pozostaje stała. To zachowanie energii ( E.K. + E.P. ) = constans, nie jest niczym zaskakującym, skoro, jak zobaczymy później , E.K i E.P są tak zdefiniowane i dobrane, aby równanie uczynić prawdziwym.
**************************************************
Z tego można wysnuć wniosek, że to prawo jest wynikiem demokratycznego głosowania. Po prostu większość fizyków tak postanowiła i dała motłochowi autentyczny dogmat do uwierzenia po nazwą :
PRAWO ZACHOWANIA ENERGII.
Proponuję otwarcie: Gloog; metoz blog. Należy wybrać język angielski. Ktoś poznał się na maszynie METOZ. Ten ktoś zniszczył obrazki linków w języku angielskim. To jest prawdopodobnie dzialanie administratora servera. Polskie obrazki pozostały. Polacy są narodem mocno wierzącym w prawdziwość t.zw.” prawa zachowania energiii ” ponieważ jest to twór zagraniczny.
Jakiś niedowiarek znający jęz. angielski a nie znający tego cudownego prawa fizyki , posługujący się logiką , może zbudować model METOZ i mocno zaszkodzić właścicielom kopaliin energetycxznych.
Wstępny opis maszyny METOZ.
Wymiary maszyny METOZ:
2 tłoki, każdy o pow. = 2 m2
naksymalne wychylenie dżwigni 25o
Ilość pracującej wody 2 000 l
Maksymalne ciśnienie pow. 5 kG/cm2
Całkowita długość dźwigni równoramiennej 2 x 0.866 m
= 1 .732 m
wysokość dżwigni 0.5 m
Przypuszczalna długość maszyny 4 – 5 m
przypuszczalna wysokość maszyny 2 m
przypuszczalna szerokosć maszyny 2 m
Otrzymana praca w cyklu „wychylenie” 4838.9 kGm
otrzymana praca w cyklu „prostowanie” 251.727 kGm
Maszyna METOZ nie zużywa : wody i powietrza.
Scianki cylindrów nie posiadają kontaktu ze ściankami
tłoków.
Uszczelnienie przestrzeni pmiędzy tłokami a
cylindrami przy pomocy płótna / coś w rodzaju
pończoch. /
Uwaga!!!!
UWAGA!!! KIERUNKI WEKTORÓW MOMENTÓW W OBYDWU
CYKLACH SĄ ZGODNE Z KIERUNKIEM WEKTORA
GRAWITACJI Ziemi.
Cykl prostowanie wg. prawa Pascal’a
*****************************************************
Uproszczona wersja prawa Pascal’a:
CIŚNIENIE ZEWNĘTRZNE WYWIERANE NA CIECZ ZNAJDUJĄCĄ SIĘ W NACZYNIU ZAMKNIĘTYM ROZCHODZI SIĘ JEDNAKOWO WE WSZYSTKICH KIERUNKACH.
*****************************************************
Proponuję zapoznać się z linkiem: http://www.nets.pl/~metozor/prolog_metoz.html
lub : http://metozor.nets.pl/prolog_metoz.html
Obrazki przedstawiają model mechaniczny, który jest dowodem, że przy pomocy prawa Pascal’a można tworzyć energię.
*****************************************************
Pionową, metalową rurkę o długości 200 cm i o powierzchmi wewnętrznej = 1 cm2 nazwałem ” inicjator”.
****************************************************
Realizator jest szczelnie zamkniętym , napełnionym wodą, zbiornikiem , zamontowanym na pospolitej wadze dwuszalkowej.Dnem zbiornika jest elastyczna, nieprzemakalna tkanima ułożona na obydwu szalkach. Na górnej pokrywie zbiornika zamontowana jest za pośrednictwem trójdrożnego zaworu, pionowa, metalowa rurka o wysokości 200 cm i o powierzchni wewnętrznej = 1 cm2 Napełmienie zbiornika wodą do poziomu górnej pokrywy, wywołuje maksymalne wychylenie dźwigni wagi np. na prawą stronę modelu. Jest to efekt naczyń połączonych. Ten cykl nazywam ” wychylenie”.
Woda w zbiorniku jest elementem ruchowym modelu.
**********************************************************
Moment obrotowy lewej części dźwigni wagi / krótsze ramię dźwigni / jest mniejszy od momentu obrotowego prawej części dźwigni. Lewa szalka znalazła się w górnym martwym punkcie ale nie styka się z pokrywą zbiornika.
******************************************************
Moment obrotowy prawej części dźwigni / dłuższe ramię dźwigni / jest większy od momentu obrotowego lewej części dźwigni. Prawa szalka szalka znalazła się w swoim dolnym martwym punkcie.
*******************************************************
Cykl „prostowanie ”
Dla napełnienia wodą pionowej rurki do wysokości 100 cm konieczne jest wykonanie jednorazowej pracy, którą można pominąć. Woda w tej rurce jest elementem wywołującym tylko ciśnienie hydrostatyczne.
****************************************************
Napełnienie rurki wodą, do wysokości 100cm wywołuje zgodnie z prawem Pascala , ciśnienie hydrostyczne = 100 G na każdy cm2 każdej ściankę zbiornika i na każdą powierzchnię szalki . Każda szalka ma powierzchnię = 100 cm 2
****************************************************
Powstała następująca sytuacja:
lewa i prawa szalka otrzymały identyczne naciski pochodzące od inicjatora.
*****************************************************
Lewa szalka o powierzchni 100 cm2 znalazła się pod naciskiem 100 cm słupa wody. 100cm2 x 100 G = 10 000 g . = 10 kG.
*****************************************************
Prawa szalka o powierzchni 100 cm2 znalazła się pod naciskiem 100 cm słupa wody. 100 cm2 x 100 G = 10 000 kG.
*****************************************************
Naciski na obydwie szalki są identyczne.
W tej sytuacji dźwignia wagi dąży do uzyskania położenia poziomego i uzyskuje takie położenie. Momenty obrotowe dźwigni wagi są teraz identyczne. Dźwignia uzyskała położenie poziome i tej dżwigni zdaje się, że na każdej szalce znajduje się ciężar = 10 kG.
******************************************************
– a wróbli coraz mniej.. szkoda.
dot;Naciski na obydwie szalki są identyczne.
W Googlee jest: index of metozor. Tam można
znaleść pełny opis dżwigni równoramiennej.
Istnieją trzy rodzaje dżwgni równoramiennej.
1 /Dżwignia równoramienna z punktem zawieszenia
poniżej śroka ciężkości.
2 /Dżwignia równoramienna z punktem zawieszenia
w środku ciężkości.
3 /DŻWIGNIA RÓWNORAMIENNA Z PUNKTEM ZAWIESZENIA
POWYŻEJ ŚRODKA CIĘŻOŚCI.
Maszyna METOZ posiada dżwignię nr.3.
Posted by: Orlowski Zygmunt | May 19, 2009 at
12:43 PM
Obrazki linku
http://metozor.nets.pl/dzwigniar.html
zostały zniszczone przez administratora
servera.Należy znaleść:
http://metozor.nets.pl/tri_dwigary.html
Posted by: Orlowski Zygmunt | May 19, 2009 at
12:58 PM
Każda równoramienna dżwignia nr 3 zmienia długość swoich ramion w trakcie wychylenia. Tej zmiany długości ramion nie można zauważyć na małej wadze dwuszalkowej. Koniecznym jest zbudowanie dużej dżwigni.
Na dżwigni o długości 50 cm należy oznaczyć punkt zawieszenia, który powinien znajdować się POWYŻEJ ŚRODKA CIĘŻKOŚCI DŻWIGNI. Wychylając taką dżwignie np. o 30 stopni, można zauważyć, że długości obydwu ramion zmieniają się. Wraz ze zmianą kąta wychylenia dżwigni- zmieniają się momenty; prawy i lewy.
W Gdyni, w czytelni naukowej, kiedyś znajdowała się broszurka p.t. „NAUKA I HYPOTEZA”. Autorem był prof. Sorbony, Członek Akademii, Nauk Henry Poincare.Przekład H. Horwitza pod red. Ludwika Silberstejna. Na str.137 był dogmat o energii: *********************************************** OTÓŹ JAKIEKOLWIEK BĘDĄ NOWE POJĘCIA O ŚWIECIE FIZYCZNYM, NASUNIĘTE NAM PRZEZ PRZYSZŁE DOŚWIADCZENIACZENIA, PEWNI JESTEŚMY Z GÓRY, ŻE ZAWSZE COŚ BĘDZIE POZOSTAWAŁO STAŁYM , I TO COŚ BĘDZIEMY NAZYWAĆ ENERGIĄ. *********************************************** Henry Poincare pozostawił w tyle wielu nieomylnych proroków: religijnych, politycznych, gopodarczych a nawet wykształconych naukowców z przodujących społeczeństw naszego globu. ********************************************** Inny współczesny nam prorok pozostawił nam inną prawdziwą , wielokrotnie sprawdzoną definicję także dotyczącą całej ludzkości: ********************************************** ” PRAWDA MOŻE BYĆ FUNKCJĄ WIELOKROTNIE POWTARZANEJ,NAJBARDZIEJ NIEPRAWDOPODOBNEJ BZDURY.” Autor: Dr,Josef Gebels, Minister Propagandy Trzeciej Rzeszy Niemców. ********************************************** Ta definicja odnosi się do wszystkich religii, wszystkich kierunków nauki, naukowych dogmatów a także do sławnego prawa zachowania energii.
Wiadomość dla osób zainteresowanych problemem METOZ.Niniejszym zobowiązuję wypłacić 50 / słownie pięćdziesiąt / PROCENT Z MOICH DOCHODÓW UZYSKANYCH Z REALIZACJI BUDOWY MASZYNY METOZ. ORŁOWSKI ZYGMUNT. orlowskizygmunt@tlen.pl