Na pierwszej stronie papierowego wydania „Rzeczpospolitej” można dziś znaleźć opis raportu, który stawia na głowie to, co od lat o dyskryminacji płacowej przedstawicielek płci pięknej powtarzają nam feministki:
Płace kobiet kierujących dużymi polskimi firmami są średnio o 30 proc. wyższe niż mężczyzn – wynika z raportu, do którego dotarła „Rz”. (…)
Prawie 1,3 mln złotych zarobiła w ubiegłym roku dyrektor zarządzająca dużego banku. Dyrektor generalna jednej z firm produkcyjnych zainkasowała prawie 900 tys. zł, całkowite zaś wynagrodzenie dyrektor handlowej w innej czołowej spółce sięgnęło 1,5 mln zł. To dwukrotnie więcej niż wynosząca 770 tys. zł średnia płaca członka zarządu dużego przedsiębiorstwa. (…) Potwierdzają to opracowane przez Hay Group porównania wynagrodzeń szefów 102 czołowych polskich firm – ich pensji podstawowych wraz z premią. Ubiegłoroczne zarobki kobiet zasiadających w fotelu prezesa były przeciętnie o 30 proc. wyższe niż mężczyzn [na tym samym stanowisku – T Ł]. Podobnie (choć przy mniejszej różnicy w płacy) było wśród członków zarządów.
Biorąc pod uwagę, że aktualnie w Polsce proporcje płci wśród osób kształcących się są silnie zaburzone na niekorzyść mężczyzn, dysproporcja ta w najbliższych latach zapewne jeszcze wzrośnie. Może nawet doczekamy czasów, gdy managerowie, którzy mieli nieszczęście urodzić się z niepoprawnym politycznie narządem rodnym, będą sobie w drodze do pracy podśpiewywać na starą melodię „Być kobietą, być kobietą, marzę będąc dyrektorem”…
Nie wiem, jak sobie panowie poradzicie, gdy sztucznie stworzony gmach patriarchatu ostatecznie upadnie… Mówię to z bólem, jako matka 3 synów. Na szczęście wszyscy mają mgr w dobrym zawodzie. Nie jestem feministką, nie raz pisałam teksty anty-feministyczne. bo uważam, że kobiety mają z natury przewagę nad mężczyznami i nie należy kopać leżących.
Kobiety ,przewaga,kopanie leżącego? Chyba pani się coś pomyliło 🙂
Zapraszam na swoją stronę informacyjno -finansową
Widzę dziurę logiczną: jeśli kobiety mają aż taką przewagę, w jaki sposób doszło do powstania patriarchatu?
PS. Żeby nie było, nie uważam, by kobiety były średnio od mężczyzn w czymkolwiek gorsze, ale w panujący dziś patriarchat też nie wierzę…
Okey. Okey. Ale jaka mimo tej przewagi w kształceniu jest proporcja kobiet do mężczyzn na tych wysokich stanowiskach? Coś mi się wydaje, że plusy przesłoniły Ci minusy. Fajnie zarabiać +30% będąc kobietą, tylko najpierw trzeba być dwa razy lepszą od mężczyzn, żeby dostać się na stanowisko. Pozdrowienia od feministy. 🙂
Inżynierze, jak wynika z artykułu proporcje są 2:1 (na najwyższych stanowiskach 4:1) na korzyść mężczyzn. Z tym, że niekoniecznie musi to świadczyć o tym, że będąc kobietą trudniej jest awansować (zwłaszcza że akurat moje doświadczenia wskazują na zupełnie odwrotną tendencję: w wielu instytucjach jeśli na to samo stanowisko startuje mężczyzna i kobieta, facet jest na z góry straconej pozycji). Skadinąd wiemy, że mózgi kobiet i mężczyzn statystycznie różnią się – choćby pod wzgledem skłonności do rywalizacji i pięcia się po drabinie hierarchii społecznej (choć nikt nie przeczy, że są na świecie kobiety nastawione agresywnie, statystycznie na kierowniczych stanowiskach kobiety raczej idą we współpracę), co może wpływac na fakt, że kobiety rzadziej dochodzą do wyższych stanowisk, nawet w krajach, w których wpycha się je tam, ile sił (Norwegia i tamtejszy wymóg, by przynajmniej 40 procent miejsc w zarządzie spółki akcyjnej zajmowały panie).
Gdybyś był kobietą i napisał coś takiego, to odpisałbym Ci onelinerem, który wymyśliłem na takie okazje: „Idź, wyprasuj swój czador”. To znaczy, kobiety nie robią karier, bo same tego nie chcą. A skoro nie chcą to po co im to umożliwiać. Więcej — zmuszanie ich do kariery jest wbrew ich naturze. Sufrażystki spotykały się z takimi samymi argumentami. A mój drugi oneliner to: „statystyka jest źródłem każdej dyskryminacji”.
Inżynierze, ale to trochę dziwaczna logika. Toż własnie z zacytowanego artykułu wynika, że kobiety robią kariery, nie brdzo wiem zatem, dlaczego rozważać pod nim, dlaczego kobiety karier nie robią.
Według mnie najlepsza sytuacja to taka, w której nikogo nie dyskryminujemy za to, czy urodził się mężczyzną czy kobietą (a przecież narzucone limity płci to właśnie dyskryminacja), ba, sytuacja, w której w ogóle przestajemy ludzi (nawet w celach statystycznych) pytać przy przyjmowaniu do pracy o płeć – tak jak dawno już przestaliśmy pytać o pochodzenie czy wyznanie.
Robią kariery w stosunku 4:1, a są przecież lepiej wykształcone! Gdzieś mi się tu logika zagina?
I jeszcze: można uzasadniać, że nie chcą karier, bo im czegoś brakuje w mózgu, ale do mnie przemawia bardziej teza, że jest z nimi właśnie wszystko w porządku: trzeba mieć coś nie tak z głową, żeby ładować się w większy niż potrzeba wysiłek, aby osiągnąć cztery razy mniejszy efekt niż należny. Strategia ewolucyjnie stabilna, anyone?
Inżynierze,
1. Kobieta, w przeciwieństwie do mężczyzny, na ogół jeszcze rodzi dzieci (robi tak nawet większość odnoszących sukcesy businesswomen), na których wychowanie poświęca potem statystycznie znacznie więcej czasu niż jej partner (nie, nie dlatego, że każe jej tak państwo, czy patriarchat – biologicznie instynkt macierzyński jest po prostu znacznie silniejszy od instynktu ojcowskiego; ten drugi zresztą u większości naszych małpich krewnych prawie nie wystepuje). Jeśli mąż zarabia bardzo dobrze (a większość pań, jak wynika z badań Bussa, przeprowadzonych w 37 kulturach, preferuje partnerów bardziej majętnych od siebie – bizneswomen nie są tu wyjątkami), nie odczuwa też jakiegoś wielkiego parcia na karierę. No i ma znacznie niższy poziom hormonu agresji, testosteronu (brak jąder, niewiele da się z tym zrobić), co nie sprzyja agresywności w kontaktach społecznych (badania, na które powołują się zresztą także feministki w swych dysertacjach o wyższości płci pięknej, wskazują, że kobiety, w przeciwieństwie do mężczyzn, na ogół wolą współpracę od rywalizacji – co już zmniejsza szanse, że większość z nich będzie się chciała przepychać na najwyższe stanowiska) czy skłonności do podejmowania ryzyka. Wszystko to według takich badaczek, jak Anne Moir, Sandra Witleson czy Judith Rich Harris znacznie lepiej tłumaczy dysproporcję w liczbach niż postulowanie jakichś uprzedzeń, nie wiadomo nawet za bardzo u kogo. Powiedzmy sobie przy tym szczerze: Polacy bywają uprzedzeni w miejscu pracy do różnych grup społecznych i mniejszości, ale akurat nie do kobiet – bo gdyby tak było, nie mielibyśmy większych zarobków pań na tych samych co mężczyźni stanowiskach.
2. Dlaczego od razu wnioskować, że komuś czegoś brakuje w głowie? Z badań (polecam choćby „Mózg i płeć” Debory Blum) wiadomo, że kobiety i mężczyźni mają (na ogół, nie dotyczy to wszystkich, ale większości) inne priorytety. Nie rozumiem, po co zmuszać do robienia kariery kogoś, kto jej robić nie chce.
Przepraszam zapomniałem o tej dyskusji, ale już nadrabiam.
„na których wychowanie poświęca potem statystycznie znacznie więcej czasu niż jej partner (nie, nie dlatego, że każe jej tak państwo, czy patriarchat – ”
Owszem, właśnie dlatego.
„biologicznie instynkt macierzyński jest po prostu znacznie silniejszy od instynktu ojcowskiego;”
To tylko uzasadnienie patriarchatu. Jeżeli chodzi o cykl reprodukcyjny to analogie z małpkami możesz schować na dno szuflady. Nasz cykl nawet w przybliżeniu nie przypomina niczego spotykanego wśród naczelnych.
„Polacy bywają uprzedzeni w miejscu pracy do różnych grup społecznych i mniejszości, ale akurat nie do kobiet – bo gdyby tak było, nie mielibyśmy większych zarobków pań na tych samych co mężczyźni stanowiskach.”
To jest po prostu kłamstwo. Może tak w stosunku do pań prezesek, ale różnica w średniej krajowej ze względu na różnicę płci to jest jakiś 500zł (AFAIR)
„Dlaczego od razu wnioskować, że komuś czegoś brakuje w głowie?”
No przecież to Twoje własne słowa: „Skadinąd wiemy, że mózgi kobiet i mężczyzn statystycznie różnią się – choćby pod wzgledem skłonności do rywalizacji i pięcia się po drabinie hierarchii społecznej”
Czy nazwiemy to „różnicą”, czy „brakiem” zależy od tego czy uważamy dyskryminację na ryknu pracy za wynik naturalnych skłonności płci, czy kulturowej opresji.
„Nie rozumiem, po co zmuszać do robienia kariery kogoś, kto jej robić nie chce.”
Otóż to, wiadomo, że Prawdziwe Kobiety wolą prasować czadory.
To wyżej to ja, zapomniałem wpisać login.