Czy skłonność do uzależnień i zespół nadpobudliwości psychoruchowej (ADHD) mogą pozytywnie wpływać na życiowe osiągnięcia i sukces jednostki? Przez wiele lat myślano, że nie bardzo, stąd komercyjny sukces różnorakich terapii uzależnień oraz środków farmakologicznych, których producenci obiecywali rodzicom, że uwolnią ich dzieci od nadmiaru pobudzenia i deficytów uwagi. Teraz wychodzi, że może istnieć bardzo silny związek między niemożnością skupienia się dłużej na tym samym i podatnością na uzależnienia a skłonnością do podejmowania wyzwań, poszukiwania nowych rozwiązań, kreatywnością i charyzmą – czyli tym, co charakteryzuje liderów odnoszących największe sukcesy.
Dwa artykuły z ostatnich tygodni, których autorzy dość ciekawie pokazują, w jaki sposób jedno może wynikać z drugiego:
1. Addictive Personality? You Might be a Leader (New York Times). Autor, David J. Linden, profesor neuropsychologii z Johns Hopkins University School of Medicine, który ostatnio zdobył szeroki rozgłos za sprawą książki The Compass of Pleasure: How Our Brains Make Fatty Foods, Orgasm, Exercise, Marijuana, Generosity, Vodka, Learning, and Gambling Feel So Good, obala mit, jakoby większość odnoszących największe sukcesy managerów czy przedsiębiorców była ludźmi jakoś niesamowicie zorganizowanymi. Według badacza, znacznie trafniej można by ich określić jako uzależnionych: od nowych wyzwań, podejmowania ryzyka, udowadniania innym, że się jest lepszym, czy po prostu od sukcesu. Zresztą nie tylko od tego: wszyscy wiemy, że uzależnienia od substancji, seksoholizm i permanentne szukanie nowych bodźców są powszechne wśród aktorów i muzyków pop, mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że bardziej poważni twórcy (Orwell, Huxley, Capote, Dostojewski), politycy (Cezar, Bismarck, Churchill, Aleksander Wielki) i biznesmeni (Howard Hughes, Fred Trump Jr, Henry T. Nicholas) często również zmagali się z problemem braku kontroli nad impulsami.
Sukces tych jednostek tłumaczy Linden działaniem dopaminy – neurohormonu, który w mózgu odpowiada m.in. za motywację oraz odczuwanie przyjemności. Jeśli badacz ma rację, zarówno osoby ze skłonnościami do uzależnień, jak i odnoszący sukcesy zdobywcy, mają większą niż średnia w populacji motywację do poszukiwania przyjemnych bodźców – ale same bodźce sprawiają im mniej przyjemności, niż innym ludziom (jak podsumowuje to naukowiec: Addicts want their pleasures more but like them less). Gdy przeniesiemy takie zachowanie do biura nowoczesnej korporacji, możemy według Lindena otrzymać niemal doskonałego lidera-innowatora.
2. Addicts are Superhuman (Huffington Post – Aol Healthy Living). Tom Matlack rozwija tu ostatnią tezę Lindena, pokazując, jak ADHD i skłonność do uzależnień mogą kształtować karierę… na przykładzie własnej drogi życiowej. Powiedzmy sobie szczerze – robi to wrażenie:
I’m no Kurt Cobain, but my dopamine receptors are pretty damn blunted. Food, booze, coffee, the Internet … I have had my struggles with addiction. When I got old enough to consider work an even semi-important objective, I also became an insane risk-taker in my professional life — before, during, and after getting sober.
I’ve had success far in excess of my talent (became CFO of huge company at 29, sold it, then at 31 saved a web company from certain death that went on to become $5 billion market cap, among other notable „wins”). Harder working and, frankly, smarter peers didn’t get as far. (…)
In the end, as Linden points out, it came down to risk tolerance. As an addict I sought out risk whether or not it led to success or absolute gut-wrenching failure — and to be honest, there were more failures than successes. Over time I realized that no matter how many times you fail, the world measures you by your greatest successes, not your many failures. In fact, if you blow up and come back, it’s called heroic. So my strategy was just to keep rolling the dice until I hit the jackpot. Normal people wouldn’t do that.
I trudno się temu dziwić: normalni ludzie znacznie bardziej cenią bezpieczeństwo i stabilizację od niepewnego zysku, zwłaszcza jeśli łączy się ze sporym ryzykiem. I dlatego więcej osób wchodząc na rynek pracy nastawia się na to, że ktoś je zatrudni (najlepiej w urzędzie), niż zakłada firmy, które będą zatrudniać pracowników lub choćby płacić podatki na utrzymanie urzędów.
Na szczęście dla świata nie wszyscy są normalni.
Uogólnienie. To tak, jakby napisać, że skoro Virginia Woolf miała chorobę obsesyjno-kompulsywną, to wszyscy z OCD będą pisać dobre powieści. Zreszta, skłonność do uzależnień jest w społeczeństwie niemal powszechna i bynajmniej nie widzę, by np. urzędnicy mieli ją niższą od przedsiebiorców. Wystarczy zajrzeć do pierwszego lepszego biura i sprawdzić, na ilu komputerach zamiast aplikacji do załatwiania klientów chodzi Facebook lub Pasjans.
Urzędnik w pracy zabija czas, jak może, ale nie jestem pewien, czy jakąkolwiek rolę odgrywa tu skłonność do uzależnień: gdy człowiek nie ma nic do roboty (a tajemnicą poliszynela jest przerost zatrudnienia w urzędach), lub to, co robi, jest niezwykle nudne i odpychające (vide procedury i postępowania, w których tkwi po szyję większość biurokratów), nawet pasjans może okazać się niezwykle emocjonującą rozrywką.
Z uzależnieniem od wysokich dawek dopaminy, skłonnością do poszukiwania ryzyka, czy już zwłaszcza z ADHD bym tego nie łączył, bo człowiek, którego mózg ciągle pcha do podejmowania nowych wyzwań, karierę urzędniczą wybiera chyba tylko w ostateczności.
Witam serdecznie, ja dopiero zaczęłam czytać książkę Davida Lindena, jednak chcę dołączyć się do dyskusji. Wg autora uzależnienia oraz uczenie się nowych rzeczy i ciekawe wyzwania uruchamiają struktury w mózgu, które odpowiadają za przyjemność.
Gdy coś jest bardzo przyjemne, chcemy tego więcej. Przedsiębiorcy oraz wszyscy pozostali ludzie mogą używać nałogów i nowych wyzwań do podnoszenia poziomu dopaminy w mózgu. To jednak jak stymulują ośrodek przyjemności zależy od nich. Ja wybieram uczenie się nowych rzeczy, medytację i pomoc innym jako najprzyjemniejsze sposoby na więcej dopaminy 🙂 Pozdrawiam i życzę wielu przyjemnych nawyków.
No z przykrością musze pzzyrnać, że teraz mniej listów Pocztą ślę W czasach młodości i narzeczeństwa, gdy wyjazdów było więcej, listów wiele wysyłałem do dziś żona je przechowuje żeby mieć dowód na papierze Na szczęście synkowie podrastają i mam zamiar z lekka ich zarazić pisaniem, może przez wizytę przedszkolaków na UP ? Coś trezba zrobić, bo już widząc kasetę vhs dziwią się do czego to jest ? A co będzie za parę lat ?W drugą stronę otrzymuję spore ilości korespondencji, a to za sprawą aktywnego uczestnictwa w konkursach
NIEPOROZUMIENIE!Pan siedzie w Warszawie i głowi się jakby tu zmeniić pocztowy świat na lepsze a w małych miastach, żeby nadać cokolwiek trzeba spędzić w UP około godziny, bo na 6 okienek czynne jest jedno a w nim pani na prochach siedzi i nie wie co się do niej mówi.Miasto 60 000 a główny UP funkcjonuje jak filia w przysłowiowej Koziej Wólce Panie Zbyszku, ja bym walnęła pięścią w stół na Pana miejscu!!!
Ale ja przeważnie nie siedzę w Warszawie 🙁 Walić w stół też nie bardzo można, gdy człowiek permanentnie zajęty…
calkiem nie zle