Modelowe wystąpienie publiczne: Zach Wahls, 19-letni student University of Iowa, kontra lokalni politycy, zdeterminowani, by uchwalić prawo, które uprzykrzy życie kolejnej grupie obywateli.

Trzyminutowe przemówienie Wahlsa miało miejsce 1 lutego w Izbie Reprezentantów stanu Iowa, w trakcie konsultacji obywatelskich na temat zgłoszonej przez Republikanów poprawki do stanowej konstytucji, której celem jest zmiana definicji małżeństwa (ze związku dwóch osób na związek „kobiety i mężczyzny”). Poprawka ma nikłe szanse, by wejść w życie, gdyż stanowy Senat wciąż kontrolują Demokraci. Ba, po dwukrotnym uchwaleniu przez obie izbie parlamentu w dwóch następujących po sobie latach, zmianę konstytucji w Iowa muszą dodatkowo przyjąć obywatele w referendum. Gdyby jednak Republikanom jakimś cudem udało się spełnić te wszystkie warunki, pary jednopłciowe w Iowa straciłyby (przynajmniej na pewien czas) prawo do zawierania małżeństw.

Gwoli wyjaśnienia: mieszkający w Iowa geje i lesbijki mogą legalizować swe związki na zasadach identycznych z heteroseksualistami od wiosny 2009, kiedy to stanowy Sąd Najwyższy jednogłośnie orzekł, że wcześniej obowiązujący zakaz małżeństw jednopłciowych łamie gwarantowaną w konstytucji zasadę równości obywateli wobec prawa. Gdybyż polskie sądy były równie odważne…

Wyrok, wprowadzający Sodomę i Gomorę w samym sercu konserwatywnej Ameryki, wywołał furię fundamentalistów religijnych i zapowiedzi rychłej kary boskiej. Ta co prawda nie nastąpiła (trudno uznać za nią kryzys, który dotknął USA jeszcze przed przyznaniem gejom i lesbijkom równych praw w Iowa), niemniej wybory w listopadzie 2010 wygrali w Stanach (z przyczyn związanych nie tyle z kwestiami LGBT, ile ze wspomnianym już kryzysem) Republikanie. Głównie za sprawą atrakcyjnych haseł ekonomicznych, ale kto by dziś o tym pamiętał?

Jak zawsze i wszędzie, znacznie atrakcyjniejszą opcją niż uzdrawianie finansów publicznych, redukowanie wydatków czy obniżanie podatków, okazała się bowiem dla polityków legislacyjna nagonka na mniejszości (uniwersalny kozioł ofiarny). Gdzie się tylko da, niedawni zwolennicy ograniczania ingerencji rządu w sprawy obywateli, forsują dziś ograniczanie praw Latynosów (zaostrzanie praw przeciw nielegalnym emigrantom, walka z używaniem języka hiszpańskiego w miejscach publicznych) i mniejszości seksualnych. Dość wspomnieć, że poprawki konstytucyjne zakazujące małżeństw jednopłciowych przeszły właśnie w parlamentach w Indianie i Wyoming. Skończyć z udzielaniem ślubów gejom i lesbijkom chcą nawet Republikanie w hiperlibertariańskim, nowoangielskim New Hampshire. Czyż w zestawie mogło więc zabraknąć konserwatystów z rolniczego Iowa?

Cała rozróba w Iowa, od początku obliczona przede wszystkim na efekt (od początku wiadomo było, że prawo nie ma szans w tej sesji, czego to jednak polityk nie zrobi, by pokazać wyborcom, że coś robi?) odbiła się jednak konserwatystom mocną czkawką właśnie za sprawą Wahlsa i jego krótkiego arcydzieła współczesnej retoryki. Nagranie poruszającego wystąpienia szybko zawojowało YouTube’a i Facebooka, a samemu autorowi przyniosło niespodziewane i bezprecedensowe (bo pozytywne) publicity. Dość wspomnieć, że w ciągu kilku dni od wizyty w stanowym parlamencie wystąpił na żywo w niemal wszystkich ogólnoamerykańskich serwisach informacyjnych, gdzie musiał m.in. odpowiadać na pytania o plany polityczne. Aktualnie odbywa małe tournee po liberalnych talk showach – jako żywy symbol tego, czym dla dzieci kończy się homorodzicielstwo.

W ten sposób jedno krótkie wystąpienie w prowincjonalnym parlamencie wywołało lawinę, która – jak wszystko na to wskazuje – może zmienić postrzeganie gejów, lesbijek i ich dzieci w mniej im dotąd przychylnej części Stanów Zjednoczonych. Jeszcze do niedawna, kiedy przeciętny, konserwatywny mieszkaniec Środkowego Zachodu i Południa (w miastach Północy i na Zachodnim Wybrzeżu geje od lat są już widoczni) myślał o osobach LGBT, przed oczami stawała mu przegięta ciotka, banda wąsatych skórzaków z Village People lub dwie próbujące się objąć tłuste lesbijki. Bez względu na to, czy te stereotypy odpowiadały rzeczywistości, czy nie, ich siła była nie do przecenienia. Dla przeciętnego człowieka, nawet jeśli sam ma nadwagę i nosi wąsy, takie obrazy nie są atrakcyjne. Trudno się więc dziwić, że w konsekwencji ich zakorzenienia, większość Amerykanów wciąż nie widzi problemu w odmawianiu „odmieńcom” równych praw: są inni, brzydcy lub choćby obleśni, więc w zgodzie ze znanym psychologom efektem aureoli przypisuje się im inne negatywne cechy (rozwiązłość, AIDS, postawę roszczeniową, chęć zniszczenia amerykańskiego stylu życia i rodziny) i chętnie dyskryminuje.

Podłoże dyskryminacji ma charakter kulturowy i religijny (wrogowie równych praw dla gejów i lesbijek – w tym także prawa do uprawiania seksu – chętnie podpierają się potępiającymi stosunki męsko-męskie ustępami ze swych świętych ksiąg), sęk jednak w tym, że Ameryka to kraj formalnie laicki, więc prawo nie powinno w nim bazować ani na Piecioksięgu, ani na Szariacie. Konserwatyści argumentują zatem, że ograniczać prawa par jednopłciowych trzeba przede wszystkim ze względu na dzieci, toż bowiem wiadomo, że dziecko wychowywane przez dwie matki lub dwóch ojców, jeśli nawet jakimś cudem nie zarazi się homoseksualizmem (w konsekwencji czego zostałoby skazane na wieczne męki w piekle – bo przecież Pan Bóg gejów nie lubi), to na pewno skończy jako wyrzutek, kryminalista lub osoba głęboko upośledzona społecznie.

Nic dziwnego, że przy takim nastawieniu nagłośnione w mediach wystąpienie Zacha musiało wywołać – i wywołało – w konserwatystach za oceanem głęboki szok. Oto zobaczyli młodego człowieka, który – mimo że wyrastał w rodzinie homoseksualnej – jest przystojny i elokwentny, mówi w sposób jasny, logiczny i wyrazisty, może pochwalić się osiągnięciami, o których większość mogłaby tylko marzyć dla swych dzieci, a przede wszystkim nie boi się stanąć przed światem w obronie swych prześladowanych rodziców. Jednym słowem dziecko, które każdy chciałby mieć. I młody człowiek, którego rodziny i domu nikt, kto o sobie dobrze myśli, nie będzie chciał skrzywdzić.

Taka konfrontacja musi wywołać spory dysonans poznawczy. Ludzie kierujący się w życiu przesądami i uprzedzeniami często nie przyjmują do wiadomości tego, co nie zgadza się z ich światopoglądem, jeśli zostanie im to podane jako sucha informacja. Zach Wahls i jego matki to jednak osoby z krwi i kości. Ba, cały przekaz otaczający rodzinę musi w przeciętnym, zwłaszcza biedniejszym Amerykaninie budzić żywe emocje i silną identyfikację: biologiczna matka chłopca jest ciężko chora, przybrana matka jest aktualnie bezrobotna, i tylko dzięki temu, że stan Iowa uznaje ich małżeństwo, ma prawo do ubezpieczenia zdrowotnego. Nadzieją rodziny jest syn – All American Boy, o którym teraz mówi cały kraj.

Co z tego mówienia wyniknie, zobaczymy. W międzyczasie pozostaje trzymać za kciuki za chłopaka i jego mamy – i czekać na polskiego Zacha. Nad Wisłą, gdzie postrzeganie gejów i lesbijek niespecjalnie odbiega od wzorców z Południa USA, środowisko LGB i ich najbliższych wciąż reprezentują „odmieńcy” typu egzaltowanego, wiecznie prześladowanego Biedronia czy poprzekłuwanego w różnych otworach Piroga – jednym słowem typy ludzkie, które statystyczny Polak omija na ulicy szerokim łukiem. Dopóki to się nie zmieni, dopóki symbolem walki o równe prawa gejów, lesbijek i ich dzieci nie stanie się ktoś, kogo ten Polak chętnie zobaczyłby wśród swoich przyjaciół i najbliższych, ba, do kogo chciałby, by były podobne jego dzieci, próżno czekać na zmianę postaw wobec gejów i lesbijek i idącą za nią legalizację związków jednopłciowych.

10 komentarzy

  1. No cóż, widać jak płytka jest analiza osoby komentującej wystąpienie tegoż chłopca, że skutkuje takimi wnioskami jakie przedstawione w artykule.
    Po pierwsze dowód przez przykład dobry jest jak się chce robić populizm, co właśnie tutaj się dzieje. Skoro ten człowiek twierdzi, że to miłość a nie prawo (małżeśtwo) jest podstawą szczęśliwego związku, to po co w ogóle przyszedł na wysłuchanie. Gdzie tu logika. To smutne jak świat dzisiaj kieruje się tym co ładnie brzmi a nie tym co jest prawdą.

    Killer
    1. Killerze, wystąpienie chłopaka miało tylko jeden cel: pokazać ludziom w końcu, jak wygląda młody człowiek, który został wychowany przez dwie osoby tej samej płci. Wrogowie legalizacji związków osób homoseksualnych uzasadniają swój sprzeciw m.in. tym, że takie osoby nie mogą mieć dzieci, lub – jeśli jednak wbrew woli konserwatystów jakoś dzieci się dorobią – że dorastanie w takiej rodzinie w jakiś sposób upośledza psychologicznie lub społecznie młodego człowieka.

      Zach Wahls pokazał,na swoim własnym przykładzie, że ten argument to bzdura wyssana z palca. W takim układzie odmawianie równych praw rodzinom LGBT nie jest jednak niczym innym, jak prześladowaniem ich członków. Dodajmy: przede wszystkim prześladowaniem ekonomicznym (wyższe podatki, brak ulgi małżeńskiej, problemy z dziedziczeniem), które w dłuższej perspektywie odbija się także (a może przede wszystkim) na dzieciach takich osób.

  2. @ Killer. Możę dlatego, że o ubezpieczeniu zdrowotnym decyduje to czy jesteś w małżeństwie i zabierając możliwość zawierania małżeństw skazujesz kogoś na śmierć ?

    Emper
    1. No a poza tym nie masz co narzekać na odwagę sądów, w końcu małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety jest gwarantowane Konstytucją RP w ramach jednego z licznych kompromisów z kościołem katolickim (ale zresztą pewnie z jakąkolwiek chrześcijańską sektą byłoby to podobnie) typu „zgódżcie się na to, co chcemy, a my może zaniechamy masowych anatem”
      Oczywiście, wyszło, jak zawsze, czyli zapłodnienie in vitro jest kolejnym problemem, bo co prawda wprowadzanie penisa do pochwy jest gites, pod warunkiem, żeby prowadzaiło do zapłodnienia i nie sprawiało dziewusze przyjemności, to już prokreacja bez wprowadzenia kawałka ciała jamistego pomiędzy tkanki śluzowe jest obrzydliwością w oczach Boga.
      Ludy kochane, jesteśmy mniej więcej na przełęczy Kasserine.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *