U Roberta Gwiazdowskiego bilans ostatniego roku rządów Donalda Tuska z genialnym wstępniakiem o krokach, które nie zawsze prowadzą do celu. Błyskotliwy ekonomista wyjaśnia w nim m.in. dlaczego – wbrew temu, co zdają się sądzić niektórzy dziennikarze i komentatorzy – zdanie „Rząd wreszcie coś robi” wcale nie musi być dla władzy komplementem.
Pięć akapitów dalej omawia Gwiazdowski głębokie (choć niedostrzegane przez wielu) reformy, które w wyniku śmiałych posunięć koalicji PO-PSL wstrząsnęły polskim rynkiem pracy:
Aktywizacja zawodowa rządowi udała się w dwóch punktach: po pierwsze w zwiększeniu aktywności biurokracji na skutek zwiększenia ilości biurokratów, a po drugie w dziedzinie aktywizacji młodych ludzi, których znowu więcej (po chwilowym spadku w 2009 roku) wyjeżdża do Anglii.
Na szczęście biurokraci piją w pracy dużo kawy, siedzą w Internecie i obchodzą coraz to czyjeś imieniny. Dlatego bardzo dobrze, że rząd nie zwiększa wydajności pracy administracji publicznej – zważywszy, że ich praca polega głównie na przeszkadzaniu przedsiębiorcom.
Rząd widać z góry wiedział, co Gwiazdowski napisze, bo akurat w ostatnich dniach zauważalnie (by nie powiedzieć: brutalnie) zwiększył aktywność biurokratów w stosunku do przedsiębiorców: 1000 zamkniętych sklepów, 5000 tysięcy nowych bezrobotnych i przymknięcie drugiego w historii (po Klusce) „polskiego Chodorkowskiego” to nie takie hop siup. Tylko patrzeć, jak w Sanepidzie dojdzie do pierwszych zgonów z przepracowania…
"Tylko patrzeć, jak w Sanepidzie dojdzie do pierwszych zgonów z przepracowania"
I znów winne będą dopalacze.
Na "szczęście" mamy demokrację i głos półgłówka odurzonego TVN-em lub Radiem Maryja ma taką samą siłę jak głos Gwiazdowskiego.
Cóż, patrząc na państwa niedemokratyczne na świecie, jakoś nie dostrzegam zadnego, którym by dziś rządzili odpowiednicy Gwiazdowskiego.