W „Dzienniku” zapis rozmowy, jaką we wrześniu 2006 odbył Oleksy z Gudzowatym. Według gazety, w środku szokujące fakty dotyczące polityków lewicy. Mnie, jeśli cokolwiek szokuje, to zszokowanie springerowskiej redakcji. Toż jakie SLD było, gdy rządziło, każdy widział. Akurat na polu korupcji lewica pod każdą szerokością geograficzną radzi sobie podobnie.

Z drugiej strony przyznać jednak muszę, że wynurzenia Oleksego o Kwaśniewskim, żonie Borowskiego i bracie Millera w konkurencji „opis polskich realiów politycznych” biją wszystko, co w tym tygodniu przeczytałem – a czytałem niemało. I to mimo faktu, że Oleksy żadnej Ameryki tu nie odkrywa: przypomnijmy, co już w 2001 śpiewali na temat lewicowej ekipy Rewiński i Piasecki w programie, który potem (mimo nagród i sporej popularności) zdjęto z anteny, gdy autorzy ośmielili się stroić żarty z prezydentowej Joli (w III RP była przecież wolność słowa, nie to, co w faszystowskim Kaczystanie):

9 komentarzy

  1. Grzesie2k, ale ja już dawno bym na PiS głosował, gdyby nie ich etatyzm, socjalizm, klerykalizm, homofobia, krucjaty antyaborcyjne i antypornograficzne, wysokie podatki, zawłaszczanie państwa, schlebianie moherom i trwanie w koalicji z Giertychem i Lepperem.

    Tymczasem od głosowania na SLD i elementy pokrewne powstrzymuje mnie właściwie tylko niechęć do patrzenia, jak kradną moje pieniądze. Nie żadne rzeczy ideologiczne – bo wiem, że ludzie ci żadnej ideologii, poza chciwością, nie wyznają.

  2. Oj… No to chyba nie do konca tak… Mam wrazenie, ze jak za 10 lat wyjda na jaw wszystkie przekrety obecnej „wladzy” (bo jeden z paczki po pijaku zacznie sie zwierzac 😉 ) to tez nie bedzie za rozowo… Powiedzmy to wprost: lewica kradla, prawica robi to samo (dowod? spojrz w kierunku spolek skarbu panstwa). Roznica byla jednak taka, ze za granica Polska nie byla traktowana, jako biedny przyglupi kraj ze wschodu, ktoremu trzeba wszystko wybaczyc i traktowac go z przymruzeniem oka…

    doodge
  3. O tym, że nowi nie koniecznie są tacy fajni świadczy historia SKOK-ów. No a gdby ktoś kilka lat temu zapytał „kto będzie pracował w NIK” to można by jakoś tak podobnie zaśpiewać „Koledzy Lecha …”. Żywię jednak – niczym szczególnym nieuzasadnione, ale jednak – przekonanie, że kolegów z LSD trudno będzie pobić konkurencji. W każdym razie mnie ten stenogram „rozwalił”.
    P.S.
    A wszystko przez słabość towarzyszy do napoi wyskokowych 😉

    filkower
  4. Doodge, Filkower, to, że piszę o tym, co wyprawiała koalicja poprzednia, nie znaczy, że nie widzę tego, co robi aktualna. Ale rzadko kiedy przeciekają, i o tych, i o tamtych, do mediów aż tak malownicze materiały, dlatego, jak już przeciekną, warto im poświęcić notkę.

    A co do słabości, alhohol faktycznie redukuje hamulce – nie znaczy to jednak, że ludzie po nim zaczynają zmyślać. Ciekaw jestem, co by mówili nasi politycy różnych opcji po podaniu prawdziwego serum prawdy 😉

  5. Chyba [gumo123] czytasz co drugie słowo: zdjęto ich z anteny TVN, nie z anteny TVP. Widzisz różnicę? To była prywatna telewizja żyjąca w dobrych stosunkach z kwachodworem panującym. Oczywiście, że właściciel takiej telewizji może robić co tylko uważa za słuszne. Tym grubszy i bardziej skuteczny jest potrzebny prawny „kij”, by takiemu wytłumaczyć, że darcie mordy o „gwałceniu demokracji” w sytuacji próby ukrócenia niejasnych powiązań finansowych i innych nie do końca legalnych, podejrzanych dealów, ubijanie ustaw przy sejmowo-ministerialnych stolikach (PRZED RYWINEM) itp. to nie żadne „gwałcenie demokracji”, „atak na wolność słowa”, „podeptanie godności” tylko wskazanie, że czasy jak za kwachodworu oraz posadki „tajnych agentów jej królewskiej mości” mogą albo powinny odejść do przeszłości. Te czasy, które nastały nie są „cudownymi latami” i jako gej, i jako podatnik patrząc na matołów pokroju Orzechowskiego i Wierzejskiego stwierdzam to z bólem, ale szkodliwość tych panów jest daleko mniejsza niż szkodliwość sparszywiałych mediów. Za wielki plus teraźniejszości trzeba uznać jednak to, że prywatni dziennikarze i właściciele prywatnych mediów zostali przywołani do porządku (mam nadzieję, że to będzie skuteczna próba). Wreszcie. A może za 10 lat (albo za dwa) Tomek Lis znów napiszę książkę, w której wyzna, że „mylił się”, co zdarza mu się z regularnością skłaniającą do obierania poglądów przeciwnych do tych, które aktualne głosi pan Lis.

    Dla zainteresownych polecam świetną książkę Stefana Bratkowskiego „Pod wspólnym niebem”, czyli „Krótką Historię Żydów W Polsce i Stosunków Polsko-Żydowskich”. Pan Stefan (a zna się na dziennikarzach jak mało kto) podaje przykład, w którym zabrakło kogoś kto rozszalałych i bezrozumnych dziennikarzy doprawadziłby do przytomności. Rzecz dotyczy pojawienia się „nowoczesnego” antysemityzmu niemieckiego, czyli okresu po wygranej wojnie francusko-pruskiej (1870), dodajmy tego antysemityzmu, który skończył się podczas holokaustu (bo antysemityzmy kościelne, „endeckie”, czy „ludowe” pozostały w formach przetrwalnikowych; pojawiły się też nowe antysemityzmy – np. partii lewicowych Europy Zachodniej, rydzykowo-radiomaryjny, czy ten miłujących pokój wyznawców islamu).

    Zakładano w końcu, jak w epoce 'baniek mydlanych’ w Anglii przed 150 laty, spółki bez żadnych zadań gospodarczych. Na wszelkie emitowane akcje czekała głodna publiczność, którą prasa karmiła coraz nowymi nadziejami. Kto tylko miał pieniądze, grał na giełdzie lub lokował swoje środki w akcjach lukratywnych, z pozoru spółek. Zwariowała niemiecka klasa średnia. Spółki puchły od wkładów jak bański mydlane.

    Aż przyszedł krach. Najpierw dotknął giełdę w Wiedniu, a w kwietniu 1873 roku zniszczył wszystko. Świat runął. Padło 61 banków, padły wszystkie grynderskie spółki ubezpieczeniowe. Wielki wzlot ogólnego entuzjazmu spekulacji zaminienił się w klęskę.

    Jedynymi, którzy nie stracili, byli zawodowcy pieniądza. A więc Żydzi. Stąd kiedy owe bańki mydlane pękły, w atmosferę Rzeszy bluzgnęło antysemityzmem. Bo niemiecka i austriacka warstwa średnia odkryła winnych w ludziach finansów, w – Żydach. T oni obłowili się na jej stratach, oni zgarnęli 'nasze pieniądze’. Wskazywali tych winnych najpopularniejsi dziennikarze mieszczańskiej prasy. Często ci sami, którzy przedtem bili w bęben wielkiej hossy.

    Mało kto sobie zdaje dziś sprawę, że właśnie z owymi wydarzeniami kojarzyć trzeba narodziny zgoła nowego, choć na ciągle tych samych motywach opartego, austriackiego i niemieckiego antysemitymu. Gdyby nie ten krach i jego niegasnące latami wspomnienie, wątpliwe, by austraccy pionierzy politycznego antysemityzmu na przełomie wieków, a Hitler po nich, znaleźli tylu zwolenników dla swych oszalałych idei…

    Osobiście uważam, że dziennikarze powinni mieć zakaz pisania o biologii, historii, ekonomii i wszystkich innych pożytecznych rzeczach, na których udają, że się znają. Niech piszą o ślubach, pogrzebach, nowej sukience burmistrza, nowym podejrzanie drogim aucie radnej, cielakach z dwoma glowami i wszystkich tym rzeczach, na których się faktycznie znają, tak jak Pan, Pani i tamci Państwo… No i oczywiście pozwoliłbym teatrologom (niejaki KJ) rozprawiać o wpadce Kociubińskiej w drugim akcie, niedoszłym chemikom (niejaki WO) o składzie asfaltu, ale tu pojawia się kontrprzykład – doktor psychologii (PP) uznający Freuda? Toż to absurd… A wszyscy tylko z jednej redakcji…

    Wyjeżdżam stąd do miejsca, w którym dziennikarze znają się tylko na ślubach albo pogrzebach. Jest jeszcze gdzieś takie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *