Argumenty przeciw małżeństwom gejów i lesbijek, vol. 1
Dziś o prawach (a właściwie o braku praw i dyskryminacji legislacyjnej) polskich gejów i lesbijek. Zacznę od prawa nad Wisłą najczęściej homoseksualistom odmawianego i wzbudzającego największe kontrowersje: prawa do traktowania ich związków na równi ze związkami heteroseksualistów. Czyli w dużym skrócie: prawa do małżeństw jednopłciowych.
Postaram się w tym miejscu przeanalizować 10 najczęściej stosowanych argumentów przeciw przyznaniu parom tej samej płci prawa do zawarcia małżeństwa (tak tak, nie żadnego związku partnerskiego, który wydaje się tylko półśrodkiem, ochłapem, tylko normalnego małżeństwa) i ustalić, ile w nich racji i sensu. Dziś zaczynam.
Argument I
Małżeństwo zawsze było związkiem kobiety i mężczyzny.
Argument jest bałamutny z trzech głównych powodów:
1. Gdybyśmy nawet założyli, że tradycyjnie małżeństwo było zawierane wyłącznie między kobietami i mężczyznami (co, jak poniżej wykażę, nie jest prawdą), i tak z tego, że coś do tej pory jakoś wyglądało, nie wynika, że zawsze tak wyglądać musi. Tradycyjnie przez wiele tysięcy lat istniało na świecie w różnorakich formach społecznie aprobowane niewolnictwo – nikt jednak przy zdrowych zmysłach nie powie dziś, że posiadanie i wykorzystywanie innych ludzi jest w porządku. Kobiety w tradycyjnych społecznościach wschodnich i zachodnich traktowane były jak zwierzęta lub przedmioty – współcześnie jednak większość cywilizowanego świata zgadza się, że jest to niedopuszczalne i piętnuje wszelkie przejawy wątpliwej męskiej supremacji. Jeszcze na początku XX wieku w większości Stanów Amerykańskich czarny mężczyzna nie mógł poślubić białej kobiety – jednak regulacja ta wylądowała w śmietniku historii, gdy do powszechnej świadomości przeniknęła informacja, że wszyscy ludzie są równi. Podobnie prędzej czy później w Polsce przeniknie do powszechnej świadomości, że orientacja seksualna tak naprawdę nie ma znaczenia i że nie warto z jej powodu ludzi prześladować czy dyskryminować.
2. Małżeństwo nie istnieje obiektywnie, jak np. welon czy obrączka. Jest konstruktem społecznym, prawnie usankcjonowaną umową między ludźmi. Skoro zatem to ludzie umówili się co do tego, czym jest małżeństwo, nie istnieją realne powody, dla których nie można by renegocjować takich umów. Wiele otaczających nas pojęć-konstruktów było w historii renegocjowanych, np. pojęcia narodu (wspólnoty narodowe nierzadko pojawiają się i znikają wraz z państwami, jak to miało miejsce np. z Jugosłowianami, mogą też być tworzone sztucznie na mocy dekretów politycznych: Stalin podzielił swego czasu turkojęzycznych mieszkańców stepów Turkiestanu na Kazachów, Uzbeków, Turkmenów i Kirgizów, i tak już zostało), człowieka (bywało, że wielcy filozofowie na poważnie zastanawiali się, czy ludźmi są Czarni, Czerwoni, kobiety) czy obywatela (w I Rzeczypospolitej na przykład obywatelami byli tylko szlachetnie urodzeni – czyli 8 procent mieszkańców państwa, w III prawami obywatelskimi cieszą się niemal wszyscy), dlaczego by zatem nie renegocjować i zakresu znaczeniowego małżeństwa?
3. Argument jest fałszywy dla każdego, kto choć trochę orientuje się w historii i antropologii, tudzież w tym, co aktualnie dzieje się na świecie. Zdarzało się i wciąż zdarza (np. na Bliskim Wschodzie czy wśród mormonów), że małżeństwo łączy(ło) więcej niż dwie osoby: czymże bowiem są związki poligamiczne, jeśli nie stadłami jednego mężczyzny z większą liczbą kobiet, które to kobiety dzieląc ze sobą łoże i mężczyznę, znajdują się de facto także ze sobą w czymś w rodzaju związku małżeńskiego… W czystej formie małżeństwa dwóch osób tej samej płci istniały poza tym w różnym czasie w licznych kulturach. W starożytnym Rzymie cesarze i dostojnicy poślubiali czasami eunuchów (zrobili to m.in. Neron i Dioklecjan). Cesarz Heliogabal miał kilkunastu mężów, których wybierał sobie spośród najprzystojniejszych i najbardziej męskich atletów, co nie przeszkadzało mu jednocześnie mieć też kilku żon. Nawet Juliusz Cezar oskarżany był o to, że dla pieniędzy poślubił w młodości bogatego patrycjusza (tak czy owak nie był mu chyba zbyt wierny, skoro mówiono wtedy w Rzymie o późniejszym zdobywcy Galii „żona wszystkich mężów i mąż wszystkich żon”). Przejściowe małżeństwa między starszymi mężczyznami a wchodzącymi w życie młodzieńcami istniały w kongijskim plemieniu Azande i w chińskiej prowincji Fucien, zawierali je też czasami północnoamerykańscy szamani. Współcześnie małżeństwa osób tej samej płci są dopuszczalne i uznawane przez państwo za równorzędne małżeństwom osób odmiennej płci w Hiszpanii, Holandii, Belgii i Kanadzie. Można je również zawierać w amerykańskim stanie Massachusetts tudzież uznaje je na swoim terytorium stan Nowy Jork (w którym jednak dotąd nie ustalono, czy można je zawierać). Zrównane lub prawie zrównane prawnie z małżeństwami związki partnerskie istnieją m.in. we wszystkich krajach skandynawskich, w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji, Nowej Zelandii, Szwajcarii, Luksemburgu, Portugalii, Andorze oraz w siedmiu amerykańskich stanach. Małżeństw osobom tej samej płci nawet tam, gdzie nie są legalne, udzielają niektóre Kościoły protestanckie (unitarianie, kanadyjski Kościół Anglikański, amerykański United Church of Christ) i prawie wszystkie odłamy judaizmu reformowanego [na podstawie wikipedia.org]. Jak zatem widać, nic takiego jak jeden obowiązujący absolutnie i powszechnie heteroseksualny model małżeństwa współcześnie nie istnieje – i prawdopodobnie nigdy nie istniało.
W nastepnym odcinku prokreacyjne funkcje małżeństwa.
Jeśli proponujesz „renegocjację” znaczenia małżeństwa, może warto by ustalić punkt startowy, tj. akceptowalną przez większość definicję tego słowa?
Przez większość kogo? Bo definicja akceptowana przez większość Holendrów różni się od tej akceptowanej przez większość Omańczyków (a i jednej, i drugiej daleko do definicji większości Polaków).
Małżeństwo nie ma „obiektywnej” definicji takiej jak wodór, tlen czy proton, bo desygnat tego słowa nie istnieje w świecie realnym w postaci dającego się badać przedmiotu materialnego, tylko w postaci skonwencjonalizowanej umowy miedzy ludźmi. W tym sensie definiują je kodeksy cywilne i gdzieniegdzie konstytucje, definicja taka może jednak być zmieniona za zgodą umawiających się obywateli.
Można się jednak zastanawiać, co łączy jak największą liczbę praktycznych realizacji. Po przeczytaniu wikipedyjnego artykułu najogólniejszą definicją wydała mi się taka:
Małżeństwo to usankcjonowany przez instytucję nadzorującą życie społeczne (państwo, kościół) związek pewnej liczby osób.
Ogólność zabija w tym momencie trafność, bo pod powyższą definicję podpada np. spółka komandytowa. Wydaje mi się zatem, że trzeba by sprecyzować cele, dla jakich ów związek (mgliste słowo, niestety) jest zawierany. To jest bez znaczenia dla Twojej krytyki argumentu I, ale na pewno wyjdzie przy dyskusji o prokreacji. Czekam z niecierpliwością, ostrząc pazurek.
wracaj do polityki, chuj z małżeństwami, zapewniam Cię kochany, że to przereklamowana sprawa 😉 wiem co mówię 🙂
ja zupelnie nie na temat dzisiaj – ale pomyslalam,ze moze cie zaintersuje jeszcze troche nowosci w kwestii poruszonego tu nigdys problemu zwiazku miedzy zawierajcymi rtec szczepionkami a autyzmem u dzieci:
wnyc.org/shows/lopate/episodes/08262005
a tu jest podcast:
wnyc.vo.llnwd.net/o1/lopate/lopate082605a.mp3
osobiscie nie mam nic przeciwko malzenstwom homoseksualnym /nawet o identycznym statusie prawnym lacznie z adopcjami, jak zwyczajowe malzenstwa/
jednakze irytuje mnie i smieszy Twoja /i zreszta wielu gejow rowniez/ demagogia dotyczaca wystepowania malzenstw homoseksualnych w innych kulturach i czasach …. nie jest prawda, ze rzymianie poslubiali mezczyzn, nawet eunuchow … heliogabal jest wyjatkiem – byl po pierwsze szalonym cesarzem a po drugie mezczyn /i to chyba wlasciwie jednego/ nie poslubial /prawnie/ a jedynie zyl z nimi ito jako 'kobieta’ /to znaczy w trakcie tego zwiaku kazal nazywac sie kobieta , udawal kobie itd/ … malzenstwo z mezczyna bylo dla rzymian groteska- co np mozna wyczytac w 'satyriconie’ petroniusza gdzie obok slubu z dziewczynka i innych tego typu historii jest podobna ceremonia pokazana- jako dziwactwo i perwersja a nie cos 'normalnego’ …. ziazki mesko-meskie w starozytnosci tez mialy zupelnie inny charakter niz obecnie /przypominaly troche wspolczesne formy seksualnosci niektorych krajow arabskich/- mezczyzna dominujacy mial prawo /i niejako obowiazek/ poddawac sobie kogo tylko sobie zyczyl aby podkreslic swoj status spoleczny- nie byly to zwiazki 'partnerskie’ czy nawet przypominajace owczesne prawne zwiazki miedzy kobieta a mezczyzna …
jednoczesnie podkreslam, ze nie jestem przeciwnikiem wspolzesnych prawnych zwiazkow jednoplciowych a jedynie demagogii gejowskich dzialaczy i mediow /podobnie jest ze sprawa rzekomego 'rozowego holocaustu’ /
Bigapple1: dzieki za linki. rzucają nowe światło na to, co kiedyś pisałem. Cóż, coraz bardziej wydaje mi się, że jeśli chodzi o etiologię rozmaitych rodzajów autyzmu, wciąż wiemy, że (prawie) nic nie wiemy:(((
Bimbalimba:
Nie twierdziłem, że małżeństwa między mężczyznami były uważane w Rzymie za coś normalnego, tylko że czasami (zgadzam się, że rzadko) tam występowały (podobnie jak małżeństwa z dziewczynkami) – o czym właśnie wspomniany przez ciebie Satiricon świadczy.
Jeśli chodzi o Heliogabala, u Kasjusza Diona ma on faktycznie jednego męża, woźnicę rydwanów Hieroklesa. Jak się wydaje, Hierokles był dla młodego cesarza mężczyzną życia (mógł go nawet za niewierność bić), co nie znaczy jednak, że w życiu Heliogabala nie było innych mężczyzn. U Eliusza Lampridiusza Heliogabal ma jednak drugiego, równie wszechwładnego jak Hierokles męża, zapaśnika Zotikusa. Pan ów ma tylko epizod u KD, w którym zazdrosny Hierokles z pomocą tajemnego napoju doprowadza smyrneńskiego zapaśnika do impotencji, skutkiem czego rozczarowany cesarz wypędza biedaka z pałacu, Rzymu i Italii. Nie do końca wyjaśnione są też związki przedostatniego przedstawiciela dynastii Sewerów z Kordiuszem (Gordiuszem?), Myrissimusem i Klaudiuszem, którzy wedle niektórych kronikarzy również żyli z cesarzem „jak z żoną”.
Relacja Kasjusza
Relacja Lampridiusza
Trudno powiedzieć dziś, czy Heliogabal wstępował w związki małżeńskie z mężczyznami jako mężczyzna czy jako kobieta – w ogóle był dość genderowy i płeć była dla niego raczej grą niż czymś, co zostało raz na zawsze dane. Nie sadzę jednak pewien, czy był szaleńcem – w tym sensie za szaleńca musiałbym uznać każdego żyjącego dziś transseksualistę.
Co do innych cesarzy, Neron (który już niewątpliwie był wariatem) zakochawszy się w pięknym Sporusie, kazał uczynić go eunuchem i poślubił, o czym donosi Swetoniusz Swetoniusz . Dioklecjana znalazłem na wikipedii, ale nie udało mi się dotrzeć do źródeł. Istniała legenda, że Dioklecjan miał być zakochany w niejakim Sebastianie, późniejszym świętym, który jednak odtrącił jego zaloty i został chrześcijaninem, za co załamany cesarz kazał go przeszyć. Kilkoma strzałami.
Zgadzam się, że związki między mężczyznami nie były w starożytnym Rzymie (ani w innych wspomnianych przeze mnie kulturach niezachodnich) relacjami równoprawnymi: w związku Nerona to Sporus miał być kobietą, w związkach Heliogabala oddawał się cesarz etc. – nie zmienia to jednak faktu, że były to związki zawierane przez osobników tej samej płci. Mąż Hierokles bez wątpienia był na dworze cesarza traktowany znacznie bardziej poważnie, niż wszystkie żony władcy razem wzięte – a ponieważ w ówczesnym Rzymie słowo władcy było prawem, w myśl prawa był mężem cesarza.
Argument z równouprawnieniem jest zaś o tyle dziwny, że w przywoływanych przez nas czasach i kulturach także małżeństwo mężczyzny z kobietą niezbyt przystawało do popularnego, ale tylko na współczesnym Zachodzie, ideału partnerskości.
aaaaaaa
Wszystko to prawda,ale odnosi się do innych czasów i kultur.Aztekowie składali ofiary z ludzi,arabskie kobiety muszą zakrywać całe ciało i twarz czy należy to wprowadzić także u nas? To co normalne w kulturach pogańskich -nie musi być normalne u nas.W cywilizacji europejskiej,związanej z chrześcijaństwem,normą jest związek 1 męż z 1 kob.
A to ,że niektóre państwa i narody europejskie odchodzą od cywilizacji europejskiej do neopogaństwa,a nawet barbarzyństwa (aborcja) -to już inny problem…
dlaczego podwarzać coś co jest naturalne!?
Ludzie to zwierzęta zachowujemy się chcąc nie chcąc tak samo jak zwierzęta Więc pokaz mi przykład w naturze (czyli stąd skąd sie wywodzimy) w któm w pary łaczą sie i kopulują dwie samice lub dwa samce??
Szympansy bonobo, pingwiny, delfiny i setki innych gatunków.
Poczytaj sobie: http://www.worldhistory.com/wiki/H/Homosexuality-in-animals.htm
MZ w demokratycznym panstwie prawo nie ma za zadanie bronic tradycyjnego/’naturalnego’ porzadku, tylko dbac o to, by dziala sie sprawiedliwosc. argument, ze dobrowolny, staly jakichkolwiek zwiazek dwoch osob jest nienaturalny wydaje sie kompletna bzdura w swietle np. tego, ze nikt nie uwaza za nienaturalne ratowanie i pakowanie pod inkubator wczesniaka, ktory wedle bezlitosnych praw natury nie mialy szansy na przezycie – ani tez nikt przy zdrowych zmyslach nie uwaza za naganne podawanie zczepien ochronnych dzieciom. cywilizacja jest przeciwienstwem natury i zawsze tak bylo. jedna z konsekwencji cywilizacji – jak rowniez jedna z najbardziej podstawowych funkcji panstwa prawa – jest chronic zwiazek dwoch osob, ktore zyja przez dlugie lata w wiernosci i szacunku, i nic nikomu do tego, jakiej one sa plci. sprawiedliwosc wymaga, by obywateli traktowac jednakowo, i jesli jakies panstwo zamierza mienic sie panstwem prawa – predzej czy pozniej musi dojsc do wniosku, ze nie chodzi o jakas moralnosc – ktora z natury swojej jest, niestety kompletnie arbitralna i jako taka nie powinna znajdowac odbicia w prawodastwie, jesli owocuje dyskryminacja jakiejs grupy obywateli – ale o prawa obywatelskie, w swietle ktorych prawai wolnosci powinny byc dla wszystkich takie same. a ze nowa idea trafia na opor? to zrozumiale: taki sam opor spotykal i ruch sufrazystek, i rownouprawnienia czarnych, i kazdy dobry pomysl ostatnich dwustu lat.
czyli – po co w ogole zawracac sobie glowe demnotowaniem argumentu, ze 'kiedys tak nie bylo’ albo 'to nienaturalne’. cala cywilizacja jest nienaturalna, a postep w dziedzinei obyczajowosci jest tak samo nieunikniony, jak w kazdej innej. i nikt zdrowy na umysle nei bedzieprobowal zawracac kijem wisly, bo zeby wrocic do natury nalezaloby wyrzec sie jezyka, postawy wyprostowanej… i jeszcze paru rzeczy, do ktorych zdazylismy sie chyba wystarczajaco mocno przywiazac, by nie miec na to najmniejszej ochoty.