Powrót do Polski jest przeżyciem bolesnym i traumatycznym. Dobitnie ukazuje człowiekowi zapaść cywilizacyjną kraju, w którym na co dzień przyszło mieszkać i pracować. Uderza już sam dworzec lotniczy z terminalami: po stronie niemieckiej nowoczesna, przestronna, maksymalnie funkcjonalna konstrukcja; po stronie polskiej – ciasne, pełne kolejek blaszane baraki.
Wyboista, częściowo rozkopana droga z terminalu Etiuda do reszty „Portu Lotniczego imienia Fryderyka Chopina” przypomina o tym, jak przenikliwym mężem stanu był swego czasu Konrad Adenauer. Pierwszy kanclerz powojennych Niemiec otwarcie twierdził, że na wschód od Łaby rozciąga się Azja, i gdy jeszcze przed wojną, jako burmistrz Kolonii i członek Rady Rzeszy, jeździł do Berlina, po przekroczeniu pociągiem Łaby zasłaniał okno szczelnie firanką, „aby nie patrzeć na te stepy”.
Patrząc na to wszystko, zaczyna się człowiek zastanawiać, czy ta straszność nie jest celowa. Czy to nie sygnał dla potencjalnych imigrantów, bardziej wyrafinowany niż mało pi-arowskie „Nie chcemy u nas obcych!”, sygnał, po którego odebraniu obcokrajowcowi już na lotnisku ma się zachcieć wracać, może nawet do Sajgonu, Kalkuty czy Addis Abeby.
pojedź do Grecji to wyzbędziesz się kompleksów. Lodówki, opony, rowery w pięknych rzekach i strumieniach, brud. W wielkiej marinie w Atenach warunki sanitarne powodowały mdłośći. Wracając z Warszawy do Gdańska pociągiem , a jak wiesz Dworzec kolejowy to nie to co lotniczy, z przyjemnością chłoneliśmy zieleń.
gdanszczanin.blox.pl/html
Tomuś, następnym razem zabierzemy Cię do Mali czy innego Senegalu, to Okęcie będziesz chciał ucałować i ukochać 😉
Ludzie, ja nie twierdzę, że u nas najgorzej. Względnie niewielkimi środkami można by jednak sprawić, by było o niebo lepiej – i to mnie denerwuje. Bo lotnisko (tudzież główny dworzec kolejowy, równie stylowy w Warszawie) to pierwsze, co obcokrajowiec widzi. W psychologii od dawna wiadomo, że pierwsze wrażenie liczy sie najbardziej i potem rzutuje na cały sąd o danym mieście czy kraju.
Co do Mali i Senegalu, trzymam Cię, Basiu, za słowo :)))
Lepiej porównywać się do Hamburga i Berlina, niż do Aten, Dakaru i Bamako. Od nas zależy, w której chcemy być klasie.
Wolne dni poświęciłam na obowiązki służbowe (fuj!) polegające na integrowaniu się z gośćmi zagranicznymi, którzy do mego miejsca pracy licznie zjechali i pokazywaniu im Warszawy (niefuj!). Oto garść usłyszanych (i podsłuchanych) opinii:
1. Ekscytujące miasto, w którym się ciągle coś zmienia, rozbudowuje i ulepsza; postęp doceniali głównie ci, którzy byli tu jakieś 5 lat temu,
2. Fajnie, że tanie linie dolatują niemal w środek miasta i nie trzeba dojeżdżać 100km za cenę przewyższającą cenę biletu lotniczego,
3. Niesłychanie dużo ludzi mówi przyzwoicie po angielsku,
4. Świetne restauracje (tu spuszczam skromnie oczy, bo przedarłam się chyba przez wszystkie recenzje Nowaka), jedzenie o niebo lepsze niż np. w Hamburgu.
Rozumiem, że Twoja osoba zasługuje na to, by twe przybycie witać w marmurowych murach owacjami tłumów i nieść Cię w lektyce po czerwonym dywanie, komentarz ten jest wyrazem słusznego zawodu. Wydaje mi się, jednakowoż, że jest to oczekiwanie znacznie powyżej średniej. Ostatecznie, nie każdy może być Gombrowiczem.
szczerze mówiąc, gdybym miał (= musiał 😉 wybierać — wolałbym czyste uliczki osiedlowe i brudny Dworzec Lotniczy; a nie odwrotnie…
i zgadzam się ze >> scarlettohara:
dla wielu ludzi nasz kraj jest Atrakcyjny;
a bo zobacz takie np. francuskie toalety (nawet w paryżu)
ps.
i polecam Financial Times. u mnie;
http://www.ooops.pl/blog/?p=1733#more-1733
lub w oryginale. ale w oryginale dłuższy link, to nie daję:
„A recent study by KPMG, the auditing company, found that most foreign investors were impressed by the high level of qualification in their Polish workforces.”
Wszedzie dobrze, gdzie nas nie ma..
Do Paryza przylatuje sie na przyklad na lotnisko CDG, ktore, mimo ze wielkie i w miare funkcjonalne, samo w sobie cudem architektury nie jest i do tego czesto przyjdzie nam stac w koszmarnych kolejkach do odprawy paszportowej w drodze powrotnej, szczegolnie w okresie wakacji.. najlepsze jednak przed nami, szczegolnie jezeli jestesmy obcokrajowcem nieznajacym francuskiego i usilujemy sie dostac na, powiedzmy, poludniowe przedmiescia Paryza kolejka RER.. Prawde mowiac mozna sie z miejsca pociac, bo sygnalizacja jest paranoiczna i wylacznie po francusku, a okienko informacji przewaznie zamkniete.. Vive la France:) Jezeli juz podejmiemy ryzyko i wsiadziemy do ktoregos wagonu, czeka nas kolejny szok kulturowy: jazda przez paryskie przedmiescia polnocno-wschodnie.. w zasadzie dla przecietnego Polaka, szok jest znikomy, czuje sie jak u siebie! Industrialny krajobraz fabrycznych hal, torowisk i koszmarnych budynkow z epoki poznego Gierka do zludzenia przypomina przeprawe przez Slask pociagiem osobowym relacji Gliwice – Krakow.. Szczegolnie jezeli mielismy pecha i udalo nam sie wybrac RER zatrzymujacy sie na wszystkich stacjach 🙂
Slowem – zapraszam do Paryza!!
Czy mam rozumieć, że skoro istnieją miejsca gdzie jest podobnie jak w Polsce, to znaczy, że tu jest super i nic zmieniać nie trzeba?
a ja wole ten naturalizm..
moze dlatego, ze takie czyste, nieskazitelne niemcy widze dzien w dzien od siedmiu lat..??sztuczny swiat.
zreszta..nawet w niemczech sie znajdzie takie zajezdzajace realiami miejsca. i w kazdym innym kraju, tyle ze inni potrafia ta szarosc schowac za murami, a u nas zobaczysz wszystko.
Nikt nikogo w tym kraju nie trzyma.Jeśli się tutaj komuś nie podoba może sobie jechać na zachód.Tylko tam nigdy nie będzie obywatelem I kategorii,będzie zawsze kimś gorszym,intruzem.Polska nigdy nie była krajem zamożnym.Porównując się z tzw zachodem od wieków jesteśmy do tyłu,mniej więcej w tej samej odległości. Pozdrawiam Sławek.
eee…ja bym tam nie dramatyzowal, z kolejami nie jest jeszcze tak tragicznie. Przeciez wiadomo ze kazde miasto jest „najciekwsze” od strony torow kolejowych. Przygnebiajace widoki widzilem nawet w singapurze. Najwieksze jednak „wrazenie” zrobily na mnie, po ostatniej krotkiej wizycie w kraju, dziury w drogach, wystarczy przekroczyc odre i od razu wiadomo ze „azja”:)
Tomku, nie pozostaje mi nic innego, niż poprzeć Cię w całej rozciągłości. Przyjeżdzam do Polski kilka razy w roku i za każdym razem przeraża mnie ta wszechogarniająca bylejakość. Strasznie przygnębiające, że nie wynika to (przynajmniej nie w największym stopniu) z jakichś niedoborów natury finansowej. Skąd taki wniosek? Wystarczy przyjrzeć sie obejściom domów ustawionych przy szosach. Jeżeli komuś wszystko jedno, w jakich warunkach żyje, to chyba trudno oczekiwać, by poza domem nurtowały go tego rodzaju problemy.
A porownania Basi (do Mali i Senegalu) do mnie nie przemawiaja, prównujmy sie do sąsiadów.
Pozdrawiam z Cambridge!
Fakt, te nasze obejścia różnią się np. od niemieckich czy amerykańskich, ale nie jest źle, przynajmniej nie wszędzie w kraju. Sa regiony (np. Wielkopolska), gdzie ludzie bardziej się starają, i są regiony (np. wsie popegieerowskie), gdzie starają się mniej. Zależy to według mnie nie tyle od posiadanych środków, ile od mentalności i tego, co robią sąsiedzi. Zdrowa konkurencja i perfekcyjność w stylu pani Bukietowej bardzo tu są ważne.
Krysie, ja w pełni się z Tobą zgadzam. Bylejakości u nas w bród, wolimy wszak najczęściej psioczyć na tych na górze, zamiast zabrać się do roboty i zacząć naprawę Polski od własnego obejścia.