Po ogłoszeniu ostatnich propozycji podatkowych ekipy Marcinkiewicza nawet prawicowi publicyści pakują walizki. I mają racje, bo absurdem biją one wszystko, co do tej pory w RP 4 i w poprzednich wymyślono. Rząd ogłosił, że kaskader jest artystą, ale pisarz nie, z czego ma wynikać, że prawo do korzystania z 50-procentowych kosztów uzyskania przychodu będzie miała Mandaryna, ale już nie Orłoś. Nawet jeśli wystąpią w tym samym programie.

Świeżo spakowany Ziemkiewicz próbuje dziś w Rzepie przejrzeć intencje Rady Ministrów:

Pieniądze, jakie można udoić z twórców, to w skali budżetu grosze, więc chyba nie o nie chodzi. I na pewno nie o żadne „ujednolicanie”, proszę mnie nie rozśmieszać, przynajmniej dopóki istnieje KRUS i kopalnie. Prędzej o społeczną sprawiedliwość, która każe, by ktoś utalentowany dostał kopa w imieniu mas, którym Bozia tego talentu odmówiła. Może profesor Gilowska miała dość opinii jedynego sensownego ministra w rządzie? A może to po prostu taka gra? Szykując się do rezydencji w Irlandii, deklaruję w stosownym języku: catch me if you can, Zyta.

Życząc Ziemkiewiczowi, by ręce pani wicepremier nie okazały się wystarczająco długie, przypominam sobie wczorajszą Rzeczpospolitą. Był w niej wywiad z odchodzącym wiceministrem finansów, Mirosławem Barszczem, o tym, dlaczego podatek dochodowy nie ma w Polsce sensu:

MB: Wpływy z PIT i CIT to teoretycznie 80 mld zł rocznie, czyli około 40 proc. przychodów budżetu. Jednak gdy przyjrzymy się temu dokładnie, to okaże się, że wśród firm podatki płacą głównie instytucje finansowe, towarzystwa ubezpieczeniowe, spółki giełdowe i przedsiębiorstwa państwowe. Czyli de facto te, które nie mają możliwości zaniżania kosztów i ucieczki od podatku. Większość pozostałych podmiotów nieustannie wykazuje stratę. (…)
Rz: Czy w podatku dochodowym od osób fizycznych jest podobnie?
MB: Nawet gorzej. Połowa to wpływy z opodatkowania rent i emerytur oraz pensji pracowników zatrudnionych w administracji publicznej lub w służbie zdrowia. A zatem połowa wpływów to tak naprawdę przychody wirtualne, bo biorą się z przekładania pieniędzy z kieszeni do kieszeni. Mamy do czynienia z fikcją, w której żyjemy od wielu lat. Dziś z 30- i 40- proc. stawek podatku wpływają tylko nieco ponad 4 mld zł, z tego duża część z dochodów osób, którym zatrudnienie daje państwo, a więc prawdopodobnie blisko połowa z tych 4 mld zł to podatek, który państwo płaci samo sobie. Wielu podatników poza sferą publiczną albo ukrywa część dochodów, albo – w najlepszym razie – przeszła na działalność gospodarczą. (…)
Dziś każdy, kto ma dochód na jednego członka w rodzinie poniżej 504 zł, może zwrócić się o zasiłek. Znam pewną rodzinę – on jest biznesmenem, ona ma prywatny gabinet stomatologiczny. Kiedyś kupili sprzęt potrzebny do prowadzenia działalności i ich dochód spadł poniżej kwoty 504 zł. I co zrobili? Poszli po zasiłek. Dlaczego? Bo mogli. Dlaczego niby mieliby nie pójść, w końcu państwo im to gwarantuje. Nikt nie chce być ostatnim frajerem.

Już rozumiecie? Toż chodzi właśnie o to, by pisarze zebrali się w końcu w sobie i zaczęli rejestrować się jako jednoosobowe firmy produkujące prozę i poezję albo świadczące usługę wzruszania (Ziemkiewicz żartował, ale Zyta jest jak najbardziej serio). Tym łatwiej wtedy przyjdzie im wykazać stratę i tym mniejsze zapłacą podatki. Ba, przy dobrze skonstruowanych umowach i odpowiednio zestawionych fakturach, trzy czwarte środowisk twórczych (tudzież badawczych, bo i naukowcom status artysty rząd odbiera) załapie się jeszcze na zasiłek. Jak biznesmeni z historii Barszcza.

Dziękujemy Ci, Zyto.

47 komentarzy

  1. Oddajmy głos wywołanej:

    „Jestem szczęśliwa, że żyjemy w kraju demokratycznym, bo w innych okolicznościach stłukliby mnie kijami lub spalili na stosie.”

    Zyta Gilowska dla Rzepy 31.05.2005 (sic!)

    tuje
  2. I jeszcze jeden, też z Zyty, i już ostatni:

    „Uważamy, że Polska jest państwem biednym, na dorobku i może pomagać tylko tym, którzy naprawdę nie są w stanie pomóc sobie sami.”

    Polityka, 2003-12-13

    Miała na myśli kaskaderów?

    tuje
  3. Ot, biadolenie po tym, jak rząd kolejnej kaście kolejne przywileje odbiera. Mam nadzieję, że po prostu w ramach oczyszczania państwa, a nie, żeby nakarmić inną grupę darmozjadów.

    zygzyg
  4. Ot, biadolenie po tym, jak rząd kolejnej kaście kolejne przywileje odbiera. Mam nadzieję, że po prostu w ramach oczyszczania państwa, a nie, żeby nakarmić inną grupę darmozjadów.

    Gość: zygzyg, 212-87-9-85.noname.net.icm.edu.pl
  5. Zygzyg, mam pytanie zasadnicze: co rozumiesz przez „oczyszczanie panstwa”? Bo mnie to sie kojarzy z rewolucja kulturalna lub poprawieniem rasy narodowej. Chyba, ze ty wlasnie z tych…

    studioa30
  6. [do zygzyg]
    A niech odbierają. Bardzo dobrze. A na matematyce się znasz? Na słupkach wystarczy: to dodaj sobie wydatki na górnicze emerytury, dopłaty do emerytur mundurowych, dopłaty do KRUSu, itp… Im nie odbierają. Może dlatego, że się boją? Profesorki i pisarzyny im dupska nie skopią, Warszawy nie zdemolują, głosować na nich i tak nie będą w przeciwieństwie do górników czy pseudorolników.

    tuje
  7. Twórcy to chyba ci wszyscy, których „wytwory pracy” objęte są prawami autorskimi, czyż nie? A zatem nie tylko aktorzy, piosenkarze, naukowcy, pisarze, kompozytorzy, artyści plastycy, publicyści, krytycy itp., ale i zwykli nauczyciele!

    merade
  8. Tuje, ale przed lekarzami ostatnio zmiękli. To może i profesorkowie mają szansę do czegoś rząd zmusić. Tylko się zastanawiam, jak mogliby zacząć strajkować, żeby rząd to odczuł.

    lalamidoroz
  9. No właśnie. Czym mogą zagrozić? Że przestaną uczyć na wyższych uczelniach? Robić badania? Pisać książki albo wiersze? Już widzę ten popłoch w Wiejskim kurniku spowodowany takim buntem „łże-elit”.

    „Wisła się pali!”

    tuje
  10. Myślę, że odwoływanie w kółko zajęć, po to, by studenci mogli chodzić sobie pod Sejm i ministerstwo edukacji nie byłoby złym pomysłem. Niestety wakacje za pasem. Najbliższa okazja nadarzy się w październiku.

    literaturoznawczyni
  11. A może studenci by się jednak poświęcili i zamiast czteromiesięcznych wakacji mieli tylko dwa miesiące? Mogliby przecież strajkować w kółko przez czerwiec i lipiec, prawda? Nikt im nie broni.
    Profesorów jest w końcu znacznie mniej niż studentów.

    merade
  12. Gdyby profesorowie zgodzili się gremialnie zaliczać jakiś egzamin po prostu określoną liczbą odbębnionych manifestacji, stopień uzależniając od siły protestu, to już w początkach lipca Pałac byłby rozniesiony, a Sejm rozdeptany.

    lalamidoroz
  13. Lalamidoroz – sugerujesz, że studenci są bardzo interesowni? A może by tak profesorom, habilitantom, doktorom i doktorantom zaliczać prace naukowe, sumując liczbę podpisów pod listami protestacyjnymi?

    merade
  14. Merade, uważna analiza życia społecznego upewnia mnie, że granic absurdu zwanego „polską rzeczywistością” nie ma. W każdym razie wolę się nie wypowiadać na temat tego, co mogłoby byc taką granicą, by mi jeszcze gdzie rządzący tego nie podpatrzyli i jutro nie zafundowali.

  15. Merade, uważna analiza życia społecznego upewnia mnie, że granic absurdu zwanego „polską rzeczywistością” nie ma. W każdym razie wolę się nie wypowiadać na temat tego, co mogłoby byc taką granicą, by mi jeszcze gdzie rządzący tego nie podpatrzyli i jutro nie zafundowali.

    tomek.lysakowski
  16. Bez przesady. Nie żyjemy jeszcze w państwie totalitarnym, w którym jakiekolwiek wyrazenie sprzeciwu wobec władz jest automatycznie uznawane za bohaterstwo. Każdy się podpisuje, gdzie chce. Wiele lat już pracuję na uczelni i nigdy nie słyszałam o uzależnianiu awansu od poglądów. Zwłaszcza po 1989.

    literaturoznawczyni
  17. Rozumiem, że czarny wystrój tej strony świadczy o „czarno widzę” Autora. I jest mi takie widzenie „polskiej rzeczywistości” bliskie. Też czarno to wszystko widzę. Ale staram się nie zwariować. Co nie znaczy nabrać zaraz optymizmu.

    merade
  18. Literaturoznawczyni, tu ja zaoponuję. Mimo że jawnego nacisku nigdzie nie ma, to jednak profesorowie – przynajmniej w dziedzinach humanistycznych – dobierają sobie dokrorantów i współpracowników sposród ludzi wierzących w to, co oni (psychoanalizę, dekonstruktywizm, feminizm). Zwazywszy, że choć nie ma nauk „prawicowych”, istnieją „lewicowe” (marksizm, teoria queer i inne oderwane od wyjasniającej już dziś wszystko biologii dywagacje na temat ludzkich zachowań) jakiśtam wpływ światopoglądowy istnieje.

  19. Literaturoznawczyni, tu ja zaoponuję. Mimo że jawnego nacisku nigdzie nie ma, to jednak profesorowie – przynajmniej w dziedzinach humanistycznych – dobierają sobie dokrorantów i współpracowników sposród ludzi wierzących w to, co oni (psychoanalizę, dekonstruktywizm, feminizm). Zwazywszy, że choć nie ma nauk „prawicowych”, istnieją „lewicowe” (marksizm, teoria queer i inne oderwane od wyjasniającej już dziś wszystko biologii dywagacje na temat ludzkich zachowań) jakiśtam wpływ światopoglądowy istnieje.

    tomek.lysakowski
  20. Merade, ja generalnie jestem optymistą. Po prostu spodobał mi się szablon. Od pewnego czasu noszę się nawet z projektem odwrócenia kolorów, tylko jakoś czasu nie ma…

    tomek.lysakowski
  21. A najnowszy „Przekrój” wspomina o „pomyśle ministra edukacji, by szkolne pracownie komputerowe zostały powszechnie wyposażone w programy uniemożliwiające dostęp do treści szkodliwych, na przykład pornografii.”
    Chce mi się śmiać. Najpierw przecież trzeba te szkolne pracownie wyposażyć w działające sprawnie komputery!
    I ciekawe, co mini RG uważa za „treści szkodliwe”? Pewnie portale „zielonych, pomarańczowych i tęczowych”…

    merade
  22. Nie pracuję już na uniwersytecie, ale rzeczywiście odnoszę takie wrażenie, jak Autor bloga: doktoranci byli [i pewnie nadal są] dobierani z klucza światopoglądowego – czyli bliskiej profesorom opcji naukowej. Np. doktorantki zajmujące się krytyką feministyczną były i są nadal wyśmiewane [oczywiście nie wprost]. Doktorantów zajmujących się tą krytyką nie było. Też dziwne, prawda?

    merade
  23. Jak podaje Gazeta.pl: „Zaplanowana na 10. czerwca w Warszawie Parada Równości będzie legalna. P.o. Prezydenta Warszawy Mirosław Kochalski zgodził się na przemarsz ulicami Warszawy zarówno Parady Równości, jak i kontrmanifestacji organizowanej przez Młodzież Wszechpolską – Marszu Tradycji i Kultury. Wnioski organizatorów obu parad wpłynęły do Ratusza już na początku maja. Zaproponowane przez organizatorów trasy pokrywały się. Oba marsze miały przejść tymi samymi ulicami, tylko w przeciwnym kierunku. Po spotkaniu z organizatorami zmieniono godzinę rozpoczęcia i końcową część trasy „Parady równości 2006″. Chodzi o to, by uczestnicy dwóch przemarszów nie mogli się spotkać.”

    Oto meandry polskiej rzeczywistości! Manifestację neonazistów uznaje się za Marsz Tradycji i Kultury. „Ładna” to zaiste tradycja i kultura „chwalebna”. Nie ma co. Swoją drogą, ciekawe, co wykombinuje Wszechmłodzież, żeby jednak „spotkać się” z Paradą Równości. Przecież takiej okazji nie przepuszczą, bo po to zorganizowali tę swoją kontrmanifestację.

    Gość: , aawx210.neoplus.adsl.tpnet.pl
  24. Trudno mi sobie wyobrazić sobie mężczyznę zajmującego się na poważnie tym, jak mężczyźni stworzyli kulture po to, by dręczyć kobiety, chyba że to teoretyk queer. Teoretycy queer to mężczyźni zajmujący się pisaniem o tym, jak to identyfikacja seksualna jest społecznie konstruowana. Temu, że to zwykle geje, nie przestaję się dziwić: przecież tezy o społecznym konstruowaniu orientacji jak ulał pasują do „naprawiaczy” ludziej seksualności w typie Cohena, podczas gdy ścisłe, socjobiologiczne wyjaśnianie homoseksualizmu nie pozostawia złudzeń co do tego, że nic tu nie da się zmienić. I w dodatku bardzo ładnie pokazuje, dlaczego geje mają setki partnerów, a lesbijki poprzestają na kilku partnerkach w życiu…

    Nauki humanistyczne maja problem. Większość bytów, które powołują do istnienia, by wyjaśniać zjawiska społeczne, nie wytrzymuje naporu brzytwy Ockhama: wyjaśnia znacznie gorzej, niż biologia, psychologia ewolucyjna i statystyka. Dotyczy to tak prawicowej teologii, jak i lewicowego feminizmu. Tylko że, niestety, starsi „naukowcy” coś jeść muszą i na starość się nie przekwalifikują. A młodsi widzą, naśladują i koło się kręci.

  25. Trudno mi sobie wyobrazić sobie mężczyznę zajmującego się na poważnie tym, jak mężczyźni stworzyli kulture po to, by dręczyć kobiety, chyba że to teoretyk queer. Teoretycy queer to mężczyźni zajmujący się pisaniem o tym, jak to identyfikacja seksualna jest społecznie konstruowana. Temu, że to zwykle geje, nie przestaję się dziwić: przecież tezy o społecznym konstruowaniu orientacji jak ulał pasują do „naprawiaczy” ludziej seksualności w typie Cohena, podczas gdy ścisłe, socjobiologiczne wyjaśnianie homoseksualizmu nie pozostawia złudzeń co do tego, że nic tu nie da się zmienić. I w dodatku bardzo ładnie pokazuje, dlaczego geje mają setki partnerów, a lesbijki poprzestają na kilku partnerkach w życiu…

    Nauki humanistyczne maja problem. Większość bytów, które powołują do istnienia, by wyjaśniać zjawiska społeczne, nie wytrzymuje naporu brzytwy Ockhama: wyjaśnia znacznie gorzej, niż biologia, psychologia ewolucyjna i statystyka. Dotyczy to tak prawicowej teologii, jak i lewicowego feminizmu. Tylko że, niestety, starsi „naukowcy” coś jeść muszą i na starość się nie przekwalifikują. A młodsi widzą, naśladują i koło się kręci.

    tomek.lysakowski
  26. Tomku, zastanawiam się, co by się stało z frustracją młodzieży takiej, jak na tym forum się wypowiada, gdyby tej frustracji nie skanalizowało nasze przystąpienie do UE, które otworzyło tym młodym ludziom możliwość wyjazdu i – nawet tym, którzy zostali – dało nadzieję. Bo przecież w każdej chwili mogą wyjechać do lepszego świata i pracować za lepsze pieniądze. Gdyby nie mieli tej możliwości, zapewne mielibyśmy dziś w Polsce zamieszki młodzieży, przy których bladłyby te paryskie.

    Jednak na to już nie można liczyć. Najbardziej przedsiębiorczy młodzi ludzie załapali się na pociąg z pokoleniem 4000 lub wyjechali. Ci, którzy pozostali, przygnieceni przez rzeczywistość 1200, chyba już się nie poderwą.

    literaturoznawczyni
  27. Niestety, mam wrażenie, że ten artykuł o Pokoleniu 1200, który ukazał się w DF Wyborczej, powstał głównie po to, aby wypromować książkę Jakuba Żulczyka [patrz: foto]. Mam nadzieję, że się mylę, bo zwykle popieram działalność wydawniczą Dunin-Wąsowicza.

    merade
  28. Ech, nie wnikam, po co artykuł napisano. Agora jest firmą prywatną i jako taka ma zarabiać – im nie jest wszystko jedno – a tu jest nisza, w którą można wejść nie tylko z książką: 20-latkowie chyba niespecjalnie często kupują Wyborczą, przynajmniej w porównaniu z 30-latkami.

    Artykuł mi się spodobał, gdyż dość trafnie opisuje zjawisko, które na co dzień jest tabu. Młodość przegrywa w naszym kraju. I to chyba na własne życzenie. Kiedy idę głosować, przy urnach widzę same babcie. Ich wnuki zbyt długo imprezowały poprzedniego dnia, albo własnie dochodzą do kolejnego etapu w pasjonującej grze sieciowej. Albo wstać nie mogą po tygodniu pracy za 1200.

  29. Ech, nie wnikam, po co artykuł napisano. Agora jest firmą prywatną i jako taka ma zarabiać – im nie jest wszystko jedno – a tu jest nisza, w którą można wejść nie tylko z książką: 20-latkowie chyba niespecjalnie często kupują Wyborczą, przynajmniej w porównaniu z 30-latkami.

    Artykuł mi się spodobał, gdyż dość trafnie opisuje zjawisko, które na co dzień jest tabu. Młodość przegrywa w naszym kraju. I to chyba na własne życzenie. Kiedy idę głosować, przy urnach widzę same babcie. Ich wnuki zbyt długo imprezowały poprzedniego dnia, albo własnie dochodzą do kolejnego etapu w pasjonującej grze sieciowej. Albo wstać nie mogą po tygodniu pracy za 1200.

    tomek.lysakowski
  30. o jednym gazeta nie napisala, nie uciekaja tylko ci sfrustrowani/ambitni, z mojego osiedla np. ewakuuja sie okoliczni dresiarze, zycie w zawiasach ogranicza im przeciez swobode wypowiedzi

    jarko20
  31. Niech wstapia do Samoobrony albo LPR. Zawiasy im sie wtedy automatycznie odemkna a wypowiedzi z nich uwolnione wzniosa sie na naprawde wysoki poziom:
    SO: fakty.interia.pl/kraj/news?inf=753899
    LPR: fakty.interia.pl/news?inf=754323

    adas_miauczynski
  32. Tomku, witam w gronie tak zwanej nowej fali emigrantów.
    Szkoda, że w Polsce nie jest normalnie.
    Szkoda, że nie możemy pracować dla własnego kraju, choć zarówno moglibyśmy jak i chcielibysmy dużo mu dać pożytecznego i dobrego.
    Jest nas dużo, doktrorów medycyny, profesorów w tym belwederskich, inżynierów, specjalistów.
    Dziękuję za Twoje mądre komentarze.
    pozdrawiam
    flowerpower

    flowerpower68

Skomentuj Tomasz Łysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *