Dziś w „Dzienniku” artykuł Zabobony wiecznie żywe, a w nim wyniki ciekawych badań CBOS-u:
– co trzeci dorosły Polak uważa, że duże znaczenie dla rozwoju charakteru człowieka ma znak zodiaku, pod którym zdarzyło mu się urodzić (o 8 proc. mniej niż w 1997);
– 26 procent badanych jest zdania, że istnieją przedmioty, talizmany, które przynoszą szczęście;
– co czwarty Polak uważa, że są daty i dni tygodnia, które przynoszą pecha;
– do czytania horoskopów przyznaje się grubo ponad połowa, bo 58 proc. Polaków (45 proc. czasami, 9 proc. często, 4 proc. przy każdej możliwej okazji);
– 3 na 100 Polaków traktuje wskazania horoskopu jako absolutną wyrocznię i deklaruje, że zawsze lub niemal zawsze kieruje się nimi w życiu codziennym.

Skłonność do wiary w przesądy okazała się silnie zależeć od płci (kobiety częściej niż mężczyźni wierzą w magię liczb i dat, dwa razy częściej chodzą też do wróżek i innych przepowiadaczy przyszłości), co ciekawe jednak, nie zależała od stopnia religijności.

„Dziennik” zwrócił się do mnie z prośbą o komentarz, który możecie przeczytać w samym artykule. Tutaj rozwinę pewne wątki, które tam, ze względu na niewielką ilość miejsca, trzeba było pominąć.

Wyniki badań mnie osobiście nie zaskakują, przynajmniej na tle wyników innych, bliskich nam kulturowo krajów. Jak donosi Alan Sokal w „Modnych bzdurach”, w Stanach Zjednoczonych w 1990 roku 36 procent obywateli wierzyło w telepatię, 49 proc. – w opętanie przez diabła, a 25 proc. – w astrologię i wpływ położenia gwiazd i planet na życie ludzi. Od tego czasu procent obywateli wierzących w niedorzeczności bynajmniej za oceanem nie spadł, ba, po objęciu stanowiska przez George’a W. Busha nawet podskoczył, tak że dziś astrologię za naukę uznaje 40 proc. Amerykanów, a w telepatię i poznanie pozazmysłowe święcie wierzy aż 60 proc. Tylko liczba wierzących w numerologię spadła.

Ta uniwersalna skłonność do wiary w rzeczy dziwne, niesprawdzone i nienaukowe bierze się głównie z odwiecznej ludzkiej potrzeby sprawowania kontroli nad otoczeniem i własnym życiem. Dziś to nauka pozwala nam wyjaśniać zjawiska przyrody i wpływać na nie: meteorologia pozwala przewidywać pogodę, medycyna – zwalczać choroby. Kiedyś jednak tego nie było, więc ludziom zostawała magia i modlitwa. Przez wieki tylko czarownik przepowiadał pogodę i uzdrawiał cierpiących – ewentualnie łaska Boga lub bogów, którą trzeba było na klęczkach wymodlić. Nic dziwnego, że rozwijała się astrologia, namiętnie interpretowano sny tudzież masowo wędrowano w pielgrzymkach do Częstochowy i innych sanktuariów.

Powiedzą niektórzy, że przecież i dziś, w wieku reakcji termojądrowych i terapii genowych, ludzie hołdują zabobonom, czasami zresztą wcale nie odrzucając akademickiej nauki. Iluż to chorych równie często bywa u uzdrowicieli, co u lekarzy, a antybiotyki zapija naelektryzowaną przez telewizyjnego znachora wodą. Nowe medium, jakim jest Internet, roi się od horoskopów i spamu sprzedającego nam talizmany i amulety, a profesjonalne witryny zalecają leki homeopatyczne i uczą, jak interpretować sny.

Łatwo to wszystko wytłumaczyć. Nasz mózg na co dzień kieruje się heurystykami, mentalnymi drogami na skróty. Jedną z nich jest heurystyka dostępności. Otóż prawdopodobieństwo jakiegoś zdarzenia szacujemy na podstawie tego, jak łatwo nam takie lub podobne zdarzenie przywołać w pamięci. Tymczasem im bardziej niezwykła rzecz wydarzy się w życiu człowieka, tym lepiej to zostaje przez niego zapamiętane. Jeśli np. komuś śnią się zęby, które według przesądu zwiastują śmierć członka rodziny, i nikt nie umiera – zęby idą w zapomnienie. Jeśli jednak dziełem przypadku (statystycznie rzecz biorąc musi się to zdarzyć od czasu do czasu) po takim śnie dobiegnie końca życie jakiegoś krewnego, człowiek nie tylko o feralnych zębach nie zapomni, ale nawet będzie opowiadał o „proroctwie” wszystkim dookoła. Niestety, wybiórczość ludzkiej pamięci na tym się nie kończy. Z dużą łatwością działaniu talizmanów i innych przedmiotów przypisujemy odpowiedzialność za dobre rzeczy, które nas spotykają. Mózg nasz niezwykle łatwo wiąże bodźce czy przedmioty z pozytywnymi lub negatywnymi zdarzeniami i oczekuje potem, że kolejne wystąpienie bodźca zwiększy prawdopodobieństwo zdarzenia w przyszłości. Gdy idziemy na egzamin i zdajemy go celująco, często jesteśmy skłonni uznać długopis, którym pisaliśmy test za przynoszący szczęście. Rzadziej myślimy , że może po prostu świetnie się przygotowaliśmy. A długopis koniecznie chcemy zabrać na następny egzamin.

Nie mniejszą rolę odgrywa tu inne opisane przez psychologów społecznych zjawisko: inklinacja pozytywna. Mamy skłonność do oceniania siebie, innych i świata raczej pozytywnie niż negatywnie (chyba że świat lub ci inni dadzą nam się we znaki), z reguły także przeceniamy stopień naszej osobistej kontroli nad biegiem wydarzeń. Chcemy myśleć, że wszystko nam się uda i będziemy szczęśliwi – a horoskopy nam w tym pomagają. Zapowiadają zwykle rzeczy przyjemne, zdania zaś formułują tak, że właściwie nie mogą się nie sprawdzać. Weźmy popularne w horoskopach zdanie: w tym tygodniu spotka cię w pracy coś miłego. Zakładając, że tygodniowo spędzamy w miejscu pracy ok. 40 godzin i że funkcjonujemy tam w interakcjach nacechowanych emocjonalnie, niemal za pewnik można przyjąć, że przez tydzień w pracy spotka nas jakaś miła rzecz, i to niejedna (prawdopodobnie też i niejedna niemiła). W takim układzie przepowiednia nie ma wyjścia: musi się sprawdzić.

Czasami przeczytanie horoskopu samo w sobie może doprowadzić do spełnienia się proroctwa. Jeśli horoskop mówi, że coś nam się uda, a my mu wierzymy, to zmotywowani w ten sposób znacznie bardziej się staramy, przez co mamy większe szanse na powodzenie niż gdybyśmy przystępowali do działania z wizją porażki. Na tej samej zresztą zasadzie działa placebo, ale to już materiał na zupełnie inną notkę…

33 komentarze

  1. Mnie ciekawi, czy wiara w ponadnaturalne moce została zbadana w sposób bardziej wiarygodny niż kwestionariusz. Np. czy przeczytanie w horoskopie „Dobry czas na zmianę pracy” rzeczywiście zwiększa prawdopodobieństwo, że czytelnik wyśle parę dodatkowych cv, albo „woda jest w tym tygodniu Twoim złowrogim żywiołem” zmniejsza prawdopodobieństwo pójścia na basen.

    A ja już wiem, jaki kamień szlachetny przynosi mi szczęście. Kilogramowy diament.

    scarlettohara
  2. Dane nie są przerazające. 90 % narodu czlonkuje Kosciołowi Katolickiemu. Spora ich czesc wierzy w to, co napisano w Bibli i niezbyt lubi Żydow (mordercy Jezusa) czy homoseksualistow (wyklęci przez św Pawła). Wskutek tego w kazdej chwili mozemy mieć powtorkę holokaustu. To mnie przeraża.

    jack_twist
  3. jest jeszcze tez ta czesc spoleczenstwa ktora w horoskopy nie wierzy o ile sa one srtednio lub wcale pozytywne… w przypadku takowegoz czytelnik czyta horoskop „zeby sie posmiac” natiomiast jesli odnajdzie w horoskopie dobre wiadomosci to uzna go za wiarygodny

    chociaz ja bym z tym szkielkiem i okiem mimo nie przesadzal, co bardziej zbliza mnie to agnostyka niz ateisty

    Gość: chariot, cpc1-inch1-0-0-cust422.dbln.cable.ntl.com
  4. Ale to chyba żadna nowość, przesądy też nie kłócą się z wiara katolicką. Przecież od samego początku kościół przejmował i adaptował pogańskie tradycje: noc świętojańska, jajka wielkanocne etc. Czyż nie są talizmanem relikwie świętych. A wszystkie obrazki które mają chronić od tego i owego? Poza tym zgadzam się, że wiara w przesądy przynosi pecha.

    Gość: Obserwator, bnz167.neoplus.adsl.tpnet.pl
  5. Wiara w przesądy jest uznana za grzech przez Katechizm KK. W tym kontekście dość interesujące jest porównanie odsetka katolików z liczbami podanymi wyżej. Wnioski z takich porównań są jednak mało odkrywcze, zazwyczaj.

    amatil
  6. Co do czytania i nie wierzenia:

    Każda informacja żyje własnym „życiem”, a podświadomość to wredne bydlę. Możesz nie wierzyć, że woda jest zgubnym żywiołem w tym tygodniu, ale na basen nie pójść, bo „była zła pogoda”, „głowa mnie bolała”, czy po prostu brakło czasu. Może z resztą naprawdę głowa rozboleć, psychosomatyka to naprawdę niesamowita sprawa, niemal chce się uwierzyć w magię…
    (Rzeczywiście, można klątwą wywołać u kogoś sraczkę, jeśli tylko rzeczony obiekt przekleństwa w to uwierzy. I nie tylko sraczkę. Ciężką gorączkę też. Z resztą nie tylko klątwą, mojej siostrze wystarczyła perspektywa wybrania się do przedszkola. W drugą stronę działa dużo słabiej, bo jakoś tak wolimy wierzyć w złe rzeczy niż w dobre… Nie ma w tym żadnej magii ani tajemnych mocy, wystarczy nasz organizm…)

    Twist: ty masz chyba jakąś manię prześladowczą. Wszędzie kościół czycha na Ciebie i twoich bliźnich. Nie przesadzaj proszę. Niektórzy ludzie w to wierzą i traktują poważnie, a wiara to ten zabawny fragment naszego życia, który nijak ma się do nauki. I tzreba to uszanować.

    Zgadzam się natomiast, że powinno to działać w obie strony. Jak kościół gorszy jakaś teoria, czy badania, niech zakazuje ich swoim wyznawcom, a nie heretykom takim jak ja 🙂

    Co do palenia na stosie i inkwizycji, raczej niewielkie szanse. Za dużo osób myślących inaczej niż *oni* jest na świecie. A nawet spośród tych co wierzą, większość zastanowi się nad zmianą wyznania, a nie da się wpakować w następną krucjatę. Nie bój się więc, jesteś bezpieczny 🙂

    Gość: Jiima, 157.25.9.12*
  7. Wiara w horoskopy to może byc nie tylko zabobonem. Dam Ci dwa racjonalne wytłumaczenia:

    1.Wpływ faz księżyca na oceany i związane z tym przypływy i odpływy.

    Skoro nasz organiam prawie w całości zbudowany jest z wody, pradopodobne jest, że ma to też wpływ na niego.

    Skoro fazy księżyca mają wpływ na nasz organizm to pewnie i inne planety mają…

    2. To „spod jakiego znaku jesteśmy” jest również związane z faktem o jakiej porze roku się urodziliśmy, a co za tym idzie płód rozwijający się zimą, a płód rozwijający się latem może rozwijać się inaczej, ponieważ inaczej wtedy wygląda życie matki. Te same czynniki mogą mieć wpływ podczas pierwszych kilku miesięcy życie, kiedy bardzo intensywnie rozwija się system nerwowy…

    Astrologia jest nauką tak samo jak teologia. Co najwyżej możemy mieć problem czy zakwalifikować ją do nauk ścisłych…

    Gość: Szczęście vel Jogin, host81-153-162-19.range81-153.btcentralplus.com
  8. Tak…Tylko, ze większość Polaków nie ma takiego myślenia przyczynowo-skuykowego.Po prostu chcą w coś wierzyć dla samego „niemyślenia”…Dokładnie:ludziska uwielbiają być sterowani, tylko po to aby ktoś/coś wziął odpowiedzialność za ich czyny…

    magdar59
  9. Zgadzam sie calkowicie z Jiima, ze horoskopy moga dzialac za posrednictwem takiego „wdrukowania”. Chcialabym tylko wiedziec, czy bylo to badane czyms zblizonym do eksperymentu, bo inaczej latwiej mi wierzyc, ze to zapchajszpalta na sezon czeresniowy.

    scarlettohara
  10. Szczęście vel Jogin,

    1. Nikt nie neguje wpływu faz księżyca na wodę (może nawet tę w naszym ciele). Problem jednak z tym, że grawitacyjne oddziaływania księżyca można łatwo badać, księżyc jest bowiem blisko. Od biedy można jeszcze dyskutować o oddziaływaniach Marsa czy Jowisza – ale horoskop to hipotezy na temat gwiazd odległych od nas o miliony lat świetlnych, których oddziaływanie grawitacyjne na Ziemię jest mniej niż znikome. Pełna szklanka stojąca obok łóżka rodzącej kobiety o niebo bardziej oddziałuje grawitacyjnie na rodzące się dziecko niż Neptun czy Mgławica Andromedy – nikt tego jednak nie bada.

    2. Ta teoria nie jest wcale głupia i można na jej podstawie nawet stawiać dające się falsyfikować hipotezy (np. że osoby spod znaku Bliźniąt widzą przez pierwsze miesiące więcej światła niż Skorpiony, dlatego są weselsze), niestety, z tego, co mi wiadomo, żadna taka hipoteza nie wytrzymała badań doświadczalnych.

    3. Dla mnie nauką nie jest ani teologia, ani astrologia, ani żadna inna dziedzina ludzkiej twórczości, która nie daje możliwości przewidywania przyszłości w oparciu o dające się falsyfikować teorie. Skoro nie jesteśmy w stanie sfalsyfikować zdań typu „Istnieje dusza” albo „Bóg tak chciał”, nie mają one żadnej wartości naukowej, podobnie jak większość zdań, które możemy znaleźć w horoskopach.

  11. Szczęście vel Jogin,

    1. Nikt nie neguje wpływu faz księżyca na wodę (może nawet tę w naszym ciele). Problem jednak z tym, że grawitacyjne oddziaływania księżyca można łatwo badać, księżyc jest bowiem blisko. Od biedy można jeszcze dyskutować o oddziaływaniach Marsa czy Jowisza – ale horoskop to hipotezy na temat gwiazd odległych od nas o miliony lat świetlnych, których oddziaływanie grawitacyjne na Ziemię jest mniej niż znikome. Pełna szklanka stojąca obok łóżka rodzącej kobiety o niebo bardziej oddziałuje grawitacyjnie na rodzące się dziecko niż Neptun czy Mgławica Andromedy – nikt tego jednak nie bada.

    2. Ta teoria nie jest wcale głupia i można na jej podstawie nawet stawiać dające się falsyfikować hipotezy (np. że osoby spod znaku Bliźniąt widzą przez pierwsze miesiące więcej światła niż Skorpiony, dlatego są weselsze), niestety, z tego, co mi wiadomo, żadna taka hipoteza nie wytrzymała badań doświadczalnych.

    3. Dla mnie nauką nie jest ani teologia, ani astrologia, ani żadna inna dziedzina ludzkiej twórczości, która nie daje możliwości przewidywania przyszłości w oparciu o dające się falsyfikować teorie. Skoro nie jesteśmy w stanie sfalsyfikować zdań typu „Istnieje dusza” albo „Bóg tak chciał”, nie mają one żadnej wartości naukowej, podobnie jak większość zdań, które możemy znaleźć w horoskopach.

    tomek.lysakowski
  12. Logika to nie nauka, tylko metanauka. Podobnie jak metodologia.
    Obie mają charakter bardziej aksjologiczny niż opisowy. Nie mają mówić nam o rzeczywistości, tylko dostarczać narzędzi do jej opisu.

    Twierdzenia o wartościach z definicji nie są falsyfikowalne. Dobro, zło – to kategorie pozanaukowe, subiektywne. Nauka potrzebuje kategorii takich, jak prawda / fałsz, oraz zbioru reguł wyprowadzania prawdy i ustalania fałszu. To zapewniają nauce owe metanauki – ich tezy przyjmujemy jednak a priori (wraz z tezą, że np. świat istnieje) kiedy zaczynamy bawić się w badaczy. Możemy oczywiście zająć się ich dowodzeniem (albo dowodzeniem ich absurdalności) i zostać filozofami, do poznania świata nas to jednak nie zbliży.

  13. Logika to nie nauka, tylko metanauka. Podobnie jak metodologia.
    Obie mają charakter bardziej aksjologiczny niż opisowy. Nie mają mówić nam o rzeczywistości, tylko dostarczać narzędzi do jej opisu.

    Twierdzenia o wartościach z definicji nie są falsyfikowalne. Dobro, zło – to kategorie pozanaukowe, subiektywne. Nauka potrzebuje kategorii takich, jak prawda / fałsz, oraz zbioru reguł wyprowadzania prawdy i ustalania fałszu. To zapewniają nauce owe metanauki – ich tezy przyjmujemy jednak a priori (wraz z tezą, że np. świat istnieje) kiedy zaczynamy bawić się w badaczy. Możemy oczywiście zająć się ich dowodzeniem (albo dowodzeniem ich absurdalności) i zostać filozofami, do poznania świata nas to jednak nie zbliży.

    tomek.lysakowski
  14. Co do twoich odpowiedzi na uwagi Szczęśćie vel Jogin z wczoraj to na dwa pierwsze punkty można dyskutować, natomist trzeci, że teologia i astrologia to nie nauki, to powiem tylko tyle, że to akurat nie od Twojej opinii zależy. Otóż teologia, astrologia, filozofia itp są dziedzinami nauk. Posiadają obiekt badań (Bóg, gwazdy, byt), mają też metodę badań i parę innych atrybutów, które umiejscawiają je wśród nauk. Owszem, móżna się zastanawiać nad przydatnością danej nauki, ale to już już inna działka.

    Gość: Ślicznotka, 88-109-184-10.dynamic.dsl.as9105.com
  15. Oczywiście, nie zależy to od mojej opinii, z tego, co wiem, większość naukowców wyznaje podobne zasady. Kiedy otworzysz pismo typu „Nature”, „Science”, czy „Świat nauki”, nie zobaczysz tam doniesień o nowoodkrytym wpływie Plutona na dwugłowe cielątka czy o tajemnicy Maryi Dziewicy. Sam obiekt badań nie wystarczy, musi to być jeszcze obiekt dający się badać. A Bóg niestety takiego warunku nie spełnia. Już większe niż teologia szanse na naukowość miałaby astrologia, gdyby nie to, że dawno sfalsyfikowano jej główne tezy.

    Słowo nauka można rozumieć na sposób szeroki, jako wszelką usystematyzowaną ludzką wiedzę, także tę nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością, i zaliczać do nauk takie dziedziny, jak krasnoludkologia i marksizm-leninizm (swego czasu wykadany na niejednym uniwersytecie). Ja jednak, za Anglosasami, naukę rozumiem wąsko, jako – że zacytuję wikipedię – „a system of acquiring knowledge based on empiricism, experimentation, and methodological naturalism, (…) the organized body of knowledge humans have gained by such research.” A tu nie mieści się ani teologia, ani astrologia, ani spora część filozofii.

    Jeżeli rozumieć naukę jako

  16. Oczywiście, nie zależy to od mojej opinii, z tego, co wiem, większość naukowców wyznaje podobne zasady. Kiedy otworzysz pismo typu „Nature”, „Science”, czy „Świat nauki”, nie zobaczysz tam doniesień o nowoodkrytym wpływie Plutona na dwugłowe cielątka czy o tajemnicy Maryi Dziewicy. Sam obiekt badań nie wystarczy, musi to być jeszcze obiekt dający się badać. A Bóg niestety takiego warunku nie spełnia. Już większe niż teologia szanse na naukowość miałaby astrologia, gdyby nie to, że dawno sfalsyfikowano jej główne tezy.

    Słowo nauka można rozumieć na sposób szeroki, jako wszelką usystematyzowaną ludzką wiedzę, także tę nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością, i zaliczać do nauk takie dziedziny, jak krasnoludkologia i marksizm-leninizm (swego czasu wykadany na niejednym uniwersytecie). Ja jednak, za Anglosasami, naukę rozumiem wąsko, jako – że zacytuję wikipedię – „a system of acquiring knowledge based on empiricism, experimentation, and methodological naturalism, (…) the organized body of knowledge humans have gained by such research.” A tu nie mieści się ani teologia, ani astrologia, ani spora część filozofii.

    Jeżeli rozumieć naukę jako

    tomek.lysakowski
  17. I jeszcze Zenobia: dzięki za fajny temat. Niestety, BARDZO BLISKI deadline na wykonanie PEWNEGO DUŻEGO ZADANIA uniemożliwia mi w tym momencie płodzenie nowych notek. Jakieś trzy już zaczęte i nie ma czasu skończyć. Aż mi głupio wobec czytelników, którym przedwczoraj obiecywałem na wczoraj notkę o efekcie negatywności. Przepraszam zawiedzionych…

  18. I jeszcze Zenobia: dzięki za fajny temat. Niestety, BARDZO BLISKI deadline na wykonanie PEWNEGO DUŻEGO ZADANIA uniemożliwia mi w tym momencie płodzenie nowych notek. Jakieś trzy już zaczęte i nie ma czasu skończyć. Aż mi głupio wobec czytelników, którym przedwczoraj obiecywałem na wczoraj notkę o efekcie negatywności. Przepraszam zawiedzionych…

    tomek.lysakowski
  19. to niedopuszczalne, zeby w IVRP obiecywac, a potem wycofywac sie z tych obietnic; zloze w prokuraturze doniesienie o popelnieniu przestepstwa, do ministra od wanny tez napisze

    😉 😛

    no, to czekamy

    Gość: zenobia, user12.145.udn.pl
  20. Dzięki za przytoczenie danych statystycznych (przerażające), oczywiście i bez nich widać na co dzień gołym okiem, jak wielka część społeczeństwa daje się bałamucić bredniom.
    Osobiście staram się przemówić do rozsądku wszelkim biurowym czytaczkom horoskopów z kolorowych magazynów, na próżno jednak moje wysiłki. Bezsilność na tym polu czasem prowadzi niemal do agresji (a przynajmniej niezłej pasji), co tylko pogarsza sprawę.

    Ale cóż począć, żyjemy w społeczeństwie, w którym normalnym jest przyznanie się do wewnętrznych rozmów z dawno zmarłym na skutek przybicia do drewna Galilejczykiem lub jego wyimaginowanym zwierzchnikiem.

    brite
  21. Fakt, wiara w życie pozagrobowe, demony i inne istoty nadprzyrodzone także jest w kraju niezwykle popularna. Ostatnio publikowane dane sondażowe wskazują, że wyznaje ją aż 96 procent Polaków; wiadomosci.onet.pl/1349233,11,item.html

  22. Fakt, wiara w życie pozagrobowe, demony i inne istoty nadprzyrodzone także jest w kraju niezwykle popularna. Ostatnio publikowane dane sondażowe wskazują, że wyznaje ją aż 96 procent Polaków; wiadomosci.onet.pl/1349233,11,item.html

    tomek.lysakowski
  23. Nie wierzę w talizmany, astrologia mnie śmieszy. Ale przy tym wszystkim absolutnie nie uważam się za racjonalistkę i nie wyznaję kultu Nauki. Uważam, że są rzeczy, których rozum nie umie wyjaśnić, tyle że nie jest to wpływ znaku zodiaku na życie danej osoby, tylko siła naszych myślouczuć (nie uznaję ich rzekomej odrębności), od których sami się izolujemy. Po prostu nie odpowiada mi racjonalistyczna wizja świata, o wiele bardziej – choć uważam się za filozofkę społeczną, cały czas piszę w pamiętniku, co jest polityczne – interesuje mnie to, co wewnętrzne.
    I jeszcze jedno – ja jestem strasznie heterodoksyjna, niektóre przejawy polskiego „katolicyzmu” napawają mnie przerażeniem. Ale ludzie, doprawdy – czy zawsze trzeba gdzieś w podtekście napisać, że wiara w Boga to jakiś głupi, przestarzały zabobon? Z góry dziękuję za przemyślenie.

    Gość: Emu, prosie21-1.aster.pl

Skomentuj tomek.lysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *