Doskonale wiecie, że nie pałam zbyt gorącymi uczuciami do Kościoła katolickiego. Do aktualnego papieża do tej pory nie pałałem zaś nimi w szczególności. Ostatnio jednak zaczynam gościa podziwiać. Jak by nie patrzeć, Benedykt XVI jest najwyżej postawionym zachodnim politykiem, który zdecydował się powiedzieć islamistom (fakt, że nie wprost, lecz za pośrednictwem cytatu z pewnego cesarza bizantyjskiego) w oczy to, co wielu chrzescijan i niechrześcijan od 11 września myśli o nich prywatnie: że islam to religia miecza, niosąca śmierć niewinnym tylko dlatego, że nie są muzułmanami.
Nie jest to pierwszy tego rodzaju wyskok Benedykta – jakiś czas temu do mediów przeciekło stwierdzenie głowy Kościoła, iż islam i demokracja są nie do pogodzenia. Wyraźnie postawa taka odróżnia aktualnego papieża od poprzednika, który jako elementy antychrześcijańskie gromił gejów, feministki i buddystów (jak twierdził: zakamuflowanych ateistów), gdy zaś przychodziło do muzułmanów, płaszczył się, aż bolało patrzeć.
Na ulicach Amsterdamu, Rzymu czy Florencji widać dziś, co z tego płaszczenia papieża i całej reszty zachodnich przywódców wynikło. Pisała o tym zmarła w piątek Oriana Fallaci (właściwie to szkoda, że znana dziennikarka tak obnosiła się z ateizmem, bo pewnie już byśmy mieli za jej wstawiennictwem jakieś cudowne ozdrowienia ofiar arabskich zamachów i proces beatyfikacji w fazie przygotowań), zresztą nie ona pierwsza i nie ostatnia. Wyższość, z jaką żyjący na koszt Niemców, Belgów czy Francuzów muzułmanie patrzą na frajerów, którzy postanowili ich do siebie wpuścić i utrzymywać; pogarda, z jaką traktują Europejki; wybuchy nienawiści za każdym razem, gdy jakiś dziennik opublikuje karykaturę Mahometa – wszystko to mieszkańcy starej Unii znają z autopsji, a mieszkańcy nowej poznają, jak tylko nieco się wzbogacą.
U źródeł dziwnego zachowania muzułmańskich radykałów (którzy niestety dominują dziś wśród imigrantów) tkwi prawdopodobnie fakt, że do dziś literalnie odczytują oni swą świętą księgę, Koran. Napisana kilkaset lat wcześniej judeochrześcijańska Biblia zawiera równie dużo, jeśli nie więcej absurdalnych zaleceń niż dzieło Mahometa – niemniej prawie nikt w zachodnim chrześcijaństwie nie traktuje dziś tych zaleceń poważnie. Tymczasem w niemal połowie państw islamskich obowiązuje dziś w jakimś zakresie prawo koraniczne. Prawo, w którym kobieta jest rzeczą, a nietypowe zachowania seksualne i przejście na chrześcijaństwo karze się śmiercią. Co więcej, wśród muzułmanów żyjących w wolnych od szariatu państwach fakt, że kodeksy państwowe czegoś nie penalizują, bynajmniej nie znaczy, że należy to puścić płazem: stąd na porządku dziennym wystepuje w społecznościach islamskich mordowanie homoseksualistów oraz podpalanie żon przez mężów i zarzynanie córek przez ojców, jeśli panowie-władcy dojdą do wniosku, że kobieta-rzecz sprzeciwia się ich woli. Czasami wystarczy niczym niepoparte podejrzenie o brak dziewictwa, by zaszlachtować 14-letnie dziewczątko na oczach całej rodziny.
Nie liczą się intencje czy rzeczywista wina – najwyższe kary mogą dotknąć tych, co zostaną choćby symbolicznie splamieni. W Nigerii pięć lat temu sąd koraniczny skazał na ukamienowanie kobietę za to, że została zgwałcona i urodziła potem dziecko (skazaną, po licznych protestach społeczności międzynarodowej jak również nigeryjskich chrześcijan, uniewinnił w końcu sąd wyższej instancji). W wyzwolonym spod jarzma talibów Afganistanie każdy Afgańczyk, który przyjmie chrzest, musi zostać zabity, co zresztą sprawia problemy niemałe problemy chrześcijańskim “wyzwolicielom” (Jakiś czas temu Amerykanie, Niemcy i Włosi musieli się nieźle starać, by wyciągnąć z celi śmierci nieszczęśnika, który zmienił religię w trakcie pracy z afgańskimi uchodźcami przy misji w pakistańskim Peszewarze. W końcu jakoś uratowano go, zmuszając sąd, by w drodze wyjątku stwierdził, że człek ów, Abdul Rahman postradał zmysły przed aktem apostazji – toć przecież nikt zdrowy psychicznie religii Proroka nie porzuci. Pamięta ktoś jeszcze, jak w stalinowskiej Rosji identycznie argumentując wysyłano do wariatkowa dysydentów?), którzy jednak wielkodusznie ochraniają lokalne reżimy i religijne sądownictwo, umożliwiając im rozprawę z dewiantami lub niewiernymi kobietami.
Patrząc zatem na to, jak muzułmanie traktują niemuzułmanów lub innych “wyrzutków” u siebie, tudzież jak się zachowują nie u siebie (wysadzanie się w powietrzu w izraelskich autobusach, palenie synagog w Niemczech, demolowanie przedmieść we Francji, organizowanie zamachów w Wielkiej Brytanii), można rzec nawet, że słowa papieża były dość łagodne. Znacznie łagodniejsze, niż słowa pierwszego lepszego mułły, gdy ten zaczyna wypowiadać się o cywilizacji chrześcijańskiej, Europie czy Ameryce; nie mówiąc już o tym, co wygaduje szef Al-Kaidy (największy autorytet moralny muzułmańskich fanatyków) czy irański ajatollah Chamenei. Niemniej w świecie islamu wybuchła burza: Palestyńczycy przystąpili do palenia kościołów, Irakijczycy ogłosili, że poderżną gardła papieżowi i innym mieszkańcom Rzymu, Somalijczycy zabrali się za strzelanie do zakonnic, a przedstawiciel rządu starającej się o wejście do UE Turcji przyrównał papieża do Hitlera i Mussoliniego.
Zachodnie reakcje również ocierają się o groteskę, acz z drugiej strony. Najbardziej się uśmiałem, jak Watykan w ramach przeprosin ogłosił, że papież pragnie pielęgnować postawę szacunku i dialogu z innymi religiami i kulturami, oczywiście także z islamem. Jakoś mi się w głowie pomieścić nie może wiązanie z szacunkiem bądź nazywanie dialogiem sytuacji, w której Iks pluje na Igreka, gdy zaś Igrek delikatnie zwraca uwagę, że postępowanie Iksa jest niezbyt kulturalne, ten łapie kija i zaczyna nim okładać rozmówcę, wrzeszcząc przy tym wściekle, że oto padł ofiarą prześladowań. Władze krajów muzułmańskich przymykają oczy, gdy co jakiś czas ich obywatele palą kościoły i mordują chrześcijan, tymczasem nikomu na Zachodzie jakoś do tej pory nie przyszło do głowy zastosować retorsje o podobnej skali. Dla nas byłyby one po prostu niehumanitarnym gwałtem – tymczasem dla muzułmańskich fanatyków nasza postawa to wyraz słabości i głupoty. Spotykając się z przyjęciem takim, jak Hitler w Monachium, antyzachodnio nastawieni wyznawcy Allaha uczą się, że następnym razem będą mogli posunąć się jeszcze dalej.
Tym większa zasługa papieża-Niemca, że w Ratyzbonie zasygnalizował, że być może Monachium niedługo się skończy.
zawsze mnie zastanawia, jak to sie dzieje, ze w ameryce tacy sami muzulmanscy imigranci jakos nei rozrabiaja tak jak w europie… cieakwe, ze europejczycy nie widza w tym nic niezwyklego! a mnie sie wydaje, ze symptomatyczn ejest, ze jedyny zdecydowany glos w sprawie muzulmanskich imigrantow to glos fallaci (MZ kompetnie rozhisteryzowany, choc te pania za wiele innych rzeczy szanowalam). albo brak glosu, chowanie glowy w piasek i udawanie,ze problem nie istnieje. tymczasem w mojej okolicy marokanczycy, jordanczycy, nawet palestynczycy czy przybysze z bangladeszu szybko integruja sie, ich dzieci chodza do swieckich amerykanskich szkol i wychodza na przyzwoitych arabskich amerykanow. jak to jest, ze co u nas sie udaje, u was nie moze zadzialac?