Właśnie (zupełnym przypadkiem) natrafiłem na statystykę, która dość brutalnie pokazuje, dlaczego aktualne władze, stosunki gospodarcze czy system fiskalny to prawdopodobnie maksimum możliwości Polaków:
Jakkolwiek by na to patrzeć, żyjemy w kraju, w którym 98,8 proc. obywateli, postawione przed wyborem: darmowy Land Rover lub Ferrari z pełnym wyposażeniem ALBO drogi (ewentualnie kradziony) maluch lub trabant, do którego trzeba będzie oddzielnie dokupić koła, siedzenia i kierownicę, DECYDUJE SIĘ NA TO DRUGIE. Jeśli nie w pełnym realu, to przynajmniej w nie-do-końca-wirtualnej rzeczywistości systemów operacyjnych.
Trudno się dziwić, że Polacy, posługujący się na co dzień tak wyrafinowaną logiką ekonomiczną, równie ochoczo, co przy klawiaturach, dają ciała przy urnach wyborczych. I że potem złorzeczą kolejnym Wałęsom, Kwaśniewskim i Kaczyńskim równie mocno, co Billowi Gatesowi.
Ferrari vs maluch? Rozumiem, że cenisz urodę swoich porównań, ale trochę pojechałeś…