Na internetowych stronach dziennika Polska dostępny jest już wywiad o studniówkach z piątkowego Magazynu, który przeprowadził (zgadnijcie z kim) Konrad Dulkowski. Wywiad dość obszerny, więc tradycyjnie przytaczam ciekawsze kawałki:

K.D.: Ludzie narzekają, że muszą się zapożyczać tylko po to, aby ich dorastające dziecko mogło pójść na bal studniówkowy. To jakiś chory przymus, (…) wyścig snobów: kto będzie miał droższą sukienkę albo kto w bardziej luksusowej restauracji zorganizuje zabawę.
T.Ł.: Natura wyposażyła nas w mechanizm nieustannej walki o jak najlepszą pozycję w grupie. To pozostałość po czasach, gdy reputacja przekładała się na wymierne nagrody ewolucyjne. Ten, kto miał wyższą pozycję w stadzie, miał lepszy dostęp do pożywienia. Dłużej żył, miał więcej dzieci, a więc większą szansę przekazania dalej swych genów. Ponieważ dzisiaj zmieniły się warunki, w jakich egzystujemy, miejsce korzyści ewolucyjnych zajęły nagrody psychologiczne.
K.D.: Takie jak satysfakcja, że udało nam się zostać królową czy królem studniówkowego balu.
T.Ł.: A tym samym zdobyliśmy w grupie wyższy status. Przy czym każda płeć zdobywa go na swój sposób. Zacznijmy od tego, że pozycja społeczna zależy w dużej mierze od atrakcyjności seksualnej. Jednak inaczej oceniają ją kobiety, a inaczej mężczyźni. Udowodniono, że dla mężczyzny nie ma znaczenia, w co kobieta jest ubrana. Tak samo będzie mu się podobała (lub nie) naga, jak w stroju podkreślającym kształty. Natomiast w ocenie kobiet mężczyzna w garniturze jest znacznie wyżej oceniany niż ten sam, ale nagi czy w kombinezonie roboczym. Bo ubranie wskazuje na jego zamożność, a im więcej ma pieniędzy, tym lepiej będzie mógł zabezpieczyć potencjalne potomstwo.
K.D.: Tylko co ma do tego studniówka?
T.Ł.: Bale zawsze pełniły funkcję tańca godowego, choć dziś nie przekłada się to wprost na rozrodczość, a raczej na budowanie prestiżu. Dlatego kobiety idąc na bal, będą inwestować w kosmetyczkę i solarium, bo świeża, rumiana skóra jest oznaką zdrowia. Wyeksponują też cechy świadczące o innych zdolnościach reprodukcyjnych, jak np. stosunek obwodu talii do bioder. Mądrze uczynią, inwestując w sukienkę podkreślającą tę cechę, lecz już jej marka czy cena będzie zapewne dla partnera obojętna. Natomiast mężczyzna lepiej zrobi, gdy włoży markowy garnitur lub wynajmie limuzynę, by zawieźć swą partnerkę na bal.
K.D.: Nie rozumiem jednego: po co nam budowanie prestiżu w środowisku, z którego już wychodzimy. Co innego, gdyby taki bal odbywał się na początku szkoły.
T.Ł.: Doświadczenie wskazuje, że często po skończeniu liceum nadal funkcjonujemy w tej samej grupie rówieśniczej. Nawiązane kontakty i zdobyty status społeczny mogą więc zaowocować lepszym startem w dorosłe życie.
K.D.: Horrendalne wydatki na studniówkę mają być inwestycją w przyszłość?
T.Ł.: I to opłacalną. Gdyby tak nie było, ludzie już dawno zaprzestaliby płacić za bale studniówkowe. Zresztą, o co tyle krzyku z tymi studniówkami? Przecież nikt nie krytykuje wystawnych wesel, a dopiero one nie służą niczemu więcej poza podkreśleniem prestiżu rodzin państwa młodych. Przypomina to funkcjonującą u niektórych plemion Indian Ameryki Północnej instytucję potlaczy. Wydający przyjęcia są w stanie zadłużyć się na imprezę i prezenty dla gości, a potem jeszcze zniszczyć publicznie to, czego się nie zje, byleby pokazać wszystkim, jak bardzo są zasobni. (…)
K.D.: Nie każdego jednak stać, by uczestniczyć w takich zawodach. Biedniejsi mają prawo czuć się pokrzywdzeni, bo studniówka miała być zabawą, a stała się targowiskiem próżności.
T.Ł.: Właśnie ta możliwość „pokazania się” sprawia, że studniówka jest tak bardzo atrakcyjna! (…)
K.D.: Widzę tu pewną niekonsekwencję: przez całą szkołę tłumaczy się dzieciom, że najważniejsze są wartości duchowe, a na koniec organizuje się paradę snobizmu.
T.Ł.: Jak się ludzi pyta, co jest dla nich ważne przy wyborze partnera, to – oczywiście – mówią, że cechy charakteru, inteligencja. Ale w rzeczywistości okazuje się, że mężczyźni pożądają kobiet atrakcyjnych fizycznie bez względu na poziom ich inteligencji. Inteligencja partnerki staje się ważna dopiero, gdy planujemy związek długotrwały. Ale i taka partnerka powinna być jednak przede wszystkim atrakcyjna fizycznie. Podobnie dzieciom robi się w szkołach wodę z mózgu, wmawiając, że ludzie nie różnią się między sobą, mają takie same szanse etc. Z punktu widzenia psychologii ewolucyjnej to nie do końca prawda. Ludzie znacznie się różnią pod względem zdolności, są mądrzejsi i głupsi, a co więcej, liczy się nie tylko to, jaki jesteś wartościowy wewnętrznie, ale też to, jaki jesteś zamożny i w co ubrany. Od wyboru partnera po rozmowę kwalifikacyjną każdy z nas jest oceniany. I sam ocenia – właśnie na podstawie pierwszego wrażenia. Przymioty wewnętrzne zaczynają się liczyć dopiero wtedy, gdy z kimś się na dłużej wiążemy.
K.D.: To wszystko nie znaczy jednak, że te biologiczne mechanizmy kierujące zachowaniem mają się nam podobać. Od tego jest szkoła, by wpajać normy bardziej pożądanych społecznie zachowań. (…)
T.Ł.: Jeżeli wprowadzi przepis, by nie przechodzić na czerwonym świetle, to większość ludzi będzie skłonna się podporządkować, bo nie gwałci to ich natury. Ale co stało się z próbą wprowadzenia prohibicji w Stanach Zjednoczonych? Otóż okazało się, że skłonność do używek jest tak głęboko zakorzeniona w ludzkiej naturze, że narzucona norma okazała się w praktyce martwa. Podobnie ma się sprawa zakazów seksualnych. W niektórych krajach islamskich zdrada jest karana śmiercią, a jednak nadal ludzie wplątują się w romanse pozamałżeńskie. Choć to pozornie zupełnie nieracjonalne – ryzykować życiem za chwilę przyjemności.
K.D.: I podobnie pokaz bogactwa na studniówkach jest zgodny z ludzką naturą, więc oznacza, że należy przyjąć to za coś zwyczajnego?
T.Ł.: Ubolewanie nad naturalną potrzebą „pokazywania się” jest podszyte hipokryzją. Zwłaszcza że wzrost gospodarczy zależy właśnie od takich zachowań. Gdyby ludzie nie kupowali sobie nowych ubrań, nie byłoby iluś tam miejsc pracy i wszyscy w związku z tym mielibyśmy mniej pieniędzy. Nie ma zatem co narzekać na konsumpcjonizm. Tym bardziej że konsumpcja to nie tylko te ubrania i świecidełka. Konsumujemy również dobra niematerialne, np. gdy idziemy do teatru albo kupujemy książkę. Społeczeństwa niekonsumpcjonistyczne to po prostu społeczeństwa biedne.(…)
K.D.: Do czasu, gdy to one staną przed problemem, że nie mają tyle pieniędzy, by dać swojemu dziecku na studniówkę, a tym samym zapewnić mu odpowiedni status społeczny.
T.Ł.: Problem wykluczenia społecznego będzie istniał zawsze (…). Tak już po prostu jest w naturze. W czasie toków pawi samiec z czterema piórami na krzyż zapewne czuje się niekomfortowo, jeśli w okolicy jest samiec z okazalszym ogonem. Tylko że jeśli wyrwiemy temu drugiemu te piękne pióra lub zabronimy wszystkim pawiom nosić ogony – wtedy niekomfortowo będą czuć się wszystkie.

6 komentarzy

  1. Coś w tym jest… a jednak… przecież to i tak farsa… w końcu droga kiecka czy garniak na grzbiecie to tylko pozory zamożności… jeśli ktoś kieruje się w życiu tak przyziemnymi kryteriami oceny innych… to 10 lat po studniówce kończy z butelką wina na imprezie firmowej… zalany w trupa i samotny,że hej. Jeśli chodzi o Studniówkę to przynajmniej u kobiet jest to (był) symboliczny moment wejścia w dorosłe życie, kiedyś właśnie wtedy zawierano małżeństwa (najdalej rok po). Był to przysłowiowy „bal Kopciuszka” na którym można było spotkać księcia na całe życie. Dziś jest nieco inaczej, ludzie pobierają się najczęściej między 25-30 rokiem życia. Studniówka to bal pożegnalny bardziej… koniec słodkiej beztroski, początek walki o miejsce na uczelni, potem walki o stanowisko w formie… walki w ogóle… bal się nie kończy… dalej trwa… zmieniają się tylko gadżety… droga kiecka nie wystarczy… musi być plazma, drogi samochód, wakacje w Egipcie… co tam jeszcze… dzieci w prywatnych szkołach i na prywatnych zajęciach pozaszkolnych… człowiek raz wpadnie w ten zamknięty krąg i nie może się wydostać… oczywiście dochodzi do tego dom(na kredyt dożywotni)…

  2. Studniówka jest raz w życiu i warto w nią (w siebie) zainwestować. Sama miałam ją przedwczoraj i fakt- niektóre dziewczyny przesadziły z przepychem i kosmetyczką, nie mówiąc o solarium, ale chłopcy byli zdziwieni „Kopciuszkami”- na co dzień dziewczyny bez makijażu, w sportowych bluzach, bez szpilek i spodni na kant, tym bardziej biodrówek- na studniówce w małej czarnej, już w szpilkach i z wieczorowym makijażem.

    Studniówka ma w sobie magię!

  3. Lavinko,
    jeśli ktoś kieruje się w życiu tak przyziemnymi kryteriami oceny innych… to 10 lat po studniówce kończy z butelką wina na imprezie firmowej… zalany w trupa i samotny,że hej

    To nie jest tak do końca kwestia przyjęcia sobie, czym się będziemy kierować. Większości facetów podobają się młode, piękne kobiety nie dlatego, że tak sobie postanowili, tylko dlatego, że tak zostaliśmy biologicznie zaprogramowani. Podobnie fakt, że kobiety odczuwają słabość do silnych, zdecydowanych mężczyzn, eksponujących wysoki status i hojność (złota kolia jest chyba najbardziej pożądanym wyrazem obu tych cech naraz) też niespecjalnie zależy od ich świadomych decyzji czy systemu wartości. Wystarczyło, by przez setki tysięcy lat kobiety kierujące się innymi priorytetami miały mniej przezywającego potomstwa (a tak właśnie było, jeśli ojciec dziecka nie mógł lub nie chciał inwestować w jego wychowanie), by tego rodzaju potrzeby rozprzestrzeniły się w populacji.

    bal się nie kończy… dalej trwa… zmieniają się tylko gadżety

    A to już, w przeciwieństwie do silnych biologicznych uwarunkowań w kwestii wyboru partnera, kwestia raczej priorytetów, jakie człowiek w życiu wybierze. Są ludzie ponadprzeciętnie ambitni – ale przecież są i tacy, dla których priorytetem jest nie napracować się w życiu przesadnie 😉

  4. „w końcu droga kiecka czy garniak na grzbiecie to tylko pozory zamożności…” —
    Lavinka, jesli to tylko kiecka czy garniak to owszem. Mozna sie zastawic, postawic i pokazac. Jednak ktos, komu zalezy na jednorazowym efekcie zazwyczaj nie przywiazuje wagi i nie wyda fortuny na detale. Te mowia o zamoznosci najwiecej.
    O tym, ile facet ma forsy (permanentnie) swiadczy nie garnitur, ale buty, skarpetki, spinki do mankietow koszuli, woda kolonska ktorej uzywa, rodzaj krawatu, zegarek…no i oczywiscie gust w dobraniu tych rzeczy. Tzw. „stare pieniadze” (czyli ci, krzy maja kase od ktoregos tam pokolenia a nie nowobogaccy) maja wyrobiona elegancje i stonowanie. Zazwyczaj sie kasa nie chwala i nie kluja w oczy. Nosza rzeczy designerow, ktorych poznaje sie po projekcie, bo nigdzie nie maja krzyczacego znaku firmowego.

    Jesli ktos w zyciu kieruje sie tylko kasa… hm… nie wydaje mi sie, zeby to byla tylko kasa i nic zupelnie wiecej. Zreszta, to pieniedzy tez mozna miec podejscie rozne. Moga byc celem samym w sobie i potem czlowiek z chciwosci glupieje. Moga tez byc pieniadze srodkiem do celu. Nie wiem ile masz lat, ale ja jestem w stanie zrozumiec kobiete, ktora wychodzi za maz albo wiaze sie z facetem tylko dla kasy… bo chce ta kase przeznaczyc na przyklad na edukacje swojego dziecka, zeby mu zapewnic w zyciu lepszy start. albo sama chce jakies inne cele zrealizowac.
    Bogatym w zyciu o niebo latwiej niz biednym. Moga zajac sie naprawde tym, co ich interesuje, a nie zasuwaniem jak robol zeby na papu i dach nad glowa styklo co miesiac.

    Milosc to fajna rzecz, ale znasz pewnie powiedzenie,z e gdzie bieda wchodzi drzwiami tam milosc ucieka oknami?

  5. No przykro mi,ale gdybym dostała kolię od mężczyzny to dostał by w twarz. Za to,że próbuje mnie kupić. Nie wszystkie dziewczyny rozdziawiają gębę na widok drogiej biżuterii czy zaproszenia do restauracji z kelnerem. Zaręczam Ci 🙂 Poza tym z moich prywatnych statystyk wychodzi,że „silni” mężczyźni nie potrzebują kasy by się podobać kobiecie. Za to chuderlawe mięczaki o falsecikowym głosie – jak najbardziej. Jak sobie przypomnę kto próbował mi zaimponować samochodem czy tym ile zarabia jego tatuś(sic!) to zawsze były to jakieś niedowartościowane pokurcze… w ostateczności przeintelektualizowane melepety (co to nawet uszczelki w kranie nie potrafi wymienić(a do mensy należy), a śrubokręt widział raz , na wystawie). Czyli bardziej wychodzi na to,że „kasą” nadrabia się braki biologiczne, a nie podkreśla swoją „jakość” 🙂 O to właśnie chodzi. Facetowi podoba się kobieta w kiecce, lub bez. Kobiety wbrew pozorom kierują się podobnymi kryteriami. Liczy się wzrost, duże silne dłonie(ale nie zniszczone), jasny uśmiech, blask w oczach, tkanka mięśniowa(nie przesadna, napakowana anabolikami, raczej średnia). Samochód to tylko ewentualny dodatek. Potrzebny tylko wtedy gdy delikwent nie spełnia tych pierwszych kryteriów(a na bezrybiu i rak ryba). Poza tym pamiętaj,że kobiety czego innego potrzebują, a co innego mówią,że potrzebują 🙂

  6. @Futrzak
    Ludzi z k(l)asą nie poznaje się po markowym garniaku, bo taki byle dres w stylu Misztala może sobie kupić (pytanie pozostaje, czy kupi). Raczej po tym, ze rownie dobrze im sie nosi drelichowa kufajke co taki garniak – i na ogol wiedza w jakiej sytuacji nosic jedno a w jakiej drugie.
    Problem dotyczy czegos innego. Takie zapozyczanie sie na imprezy (zwlaszcza sluby) to mi bardziej podchodzi nie pod autoprezentacje i „pawi ogon” tylko raczej jego brak, czyli mowiac dosadniej, SMF (Syndrom Malego Fiuta) lub jego odmiane w wersji kobiecej…
    Wiesz, istnieja dwa typy ludzi wystajacych ponad poziom w taki czy inny sposob, na przyklad poprzez wyzszy status materialny. Jedni po prostu wystaja i juz, nie robia z tego halo. Ja zarabiam sporo powyzej sredniej krajowej i jakos nie odczuwam potrzeby afiszowania sie tym, ani oceniania ludzi po tym, ze zarabiaja mniej. Inni rozpaczliwie wystaja bo boja sie ze ktos tego nie zauwazy (SMF) – na przyklad taki Misztal zarabia pewnie kilkaset razy wiecej ode mnie, ale mimo to musi na kazdym kroku przypominac innym ile ma kasy, bo boi sie ze ktos jego bogactwa nie zauwazy. I takich jak on jest masa, wiekszosc co gorsza nie zarabia tyle co on, wiec za takie pokazy pozniej placa gdy bank domaga sie splat kredytu zaciagnietego na niewiadomo co.
    „Zastaw sie a postaw sie”… polska filozofia zycia… Czy naprawde jestesmy takim narodem frustratow?
    Co ciekawe, zwykle dotyczy to raczej tych, ktorzy nie maja wiele oprocz tej (czesto pozyczonej) kasy. Na wsi na ktorej mieszkam czesto widuje takie zachowania – samochod splacany przez lat 20, wiesele to chyba przez reszte zycia, dom na szczescie nie bo po 2 – 3 pokolenia mieszkaja w rozrastajacym sie domiszczu. W pracy wprost przeciwnie, wesele robione przez managera kosztowalo pewnie 1/10 tego co wesele sasiada z naprzeciwka… O swoim nie wspominam, bo jako osoba wiecznie kontestujaca spoleczne normy (jeszcze jedna podwyzka i bede mogl sie nazywac ekscentrykiem, poki co jeszcze podpadam pod wariata :P) w zasadzie wesela nie robilem, tylko obiad dla rodziny i pozniej niezidentyfikowana impreze dla znajomych (poniewaz „pozniej” wypadlo pol roku pozniej trudno to nazwac weselem – ale bylo mile ognisko i w ogole…).

    jiima

Skomentuj Tomek Łysakowski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *