Do domu aukcyjnego w Londynie trafił kilka dni temu list Alberta Einsteina do filozofa Erica Gutkinga. List, napisany 3 stycznia 1954 (rok przed śmiercią naukowca) w odpowiedzi na przysłany Einsteinowi przez Gutkinga egzemplarz książki „Choose Life: The Biblical Call to Revolt”, mocno wzbogaca naszą wiedzę na temat tego, w co właściwie wierzył największy fizyk wszechczasów. Jak się bowiem okazuje, wynoszony swego czasu pod niebiosa przez apologetów religii autor zdania „Nauka bez religii jest kaleką, religia bez nauki jest ślepa” (Die Naturwissenschaft ohne Religion ist lahm, die Religion ohne Naturwissenschaft ist blind) żywił prywatnie (przynajmniej pod koniec życia) znacznie mniej pojednawcze sądy na temat wiary w Boga i wszelkich systemów religijnych:
Słowo „Bóg” nie jest dla mnie niczym więcej, niż wyrażeniem, wytworem ludzkiej słabości, zaś Biblia – zbiorem poważanych, choć prymitywnych podań, które w dodatku są dosyć dziecinne. Nie zmieni tego żadna interpretacja, bez względu na to, jak subtelna by nie była. (…) Religia żydowska, tak jak inne religie, to dla mnie wcielenie najbardziej dziecinnych przesądów.
Mocne stwierdzenia, których nie powstydziłby się Dawkins w „Bogu urojonym” (już w pierwszym rozdziale cytujący przecież obficie Einsteina), pół wieku temu miały małe szanse na pojawienie się poza prywatną korespondencją – przede wszystkim ze względu na ducha czasów. Biorąc pod uwagę fakt, że w latach 50-tych nieprzystawanie do oczekiwań konserwatywnego, religijnego społeczeństwa nawet dla znanego naukowca mogło się skończyć katastrofą (dość wspomnieć zaszczutego za homoseksualizm ojca współczesnej informatyki, Alana Turinga), trudno się dziwić, że Einstein niezbyt często wyrażał osobiste poglądy na temat religii. Znacznie trudniej zrozumieć, dlaczego dotyczące tego zagadnienia fragmenty jego korespondencji musiały czekać na upublicznienie aż pół wieku…
Postanawiam tanim kosztem wzbogacic swoja wiedze o pogladach Einsteina. Zagladam do nieduzej ksiazeczki „The Quotable Einstein” zawierajacej cytaty wybrane przez Alice Calaprice opracowujaca caloksztalt spuscizny naukowca, co pozwala mi miec nadzieje, ze sa to reprezentatywne wyimki.
W 1915 r. Einstein pisal w liscie do Edgara Meyera (wszystkie tlumaczenia moje z angielskiego): „Zaluje, ze Bog karze tak wiele swoich dzieci wskutek ich glupoty, za ktora powinien byc odpowiedzialny; moim zdaniem, tylko jego nieistnienie mogloby go usprawiedliwic.”
Cytowany aforyzm o kalekiej nauce pochodzi z tekstu z 1940 roku, napisanego przez Einsteina na sympozjum zwiazkach nauki, filizofii i religii z demokracja. W tekscie tym czytamy takze: „W miare postepu duchowej ewolucji ludzkosci nabieram przekonania, ze droga do prawdziwej religijnosci nie wiedzie poprzez lek przed zyciem, lek przed smiercia ani przez slepa wiare, ale poprzez dazenie do racjonalnej wiedzy.”
Kilkanascie lat pozniej Einstein pisal w liscie: „Nie wierze w osobowego Boga i nigdy tego nie ukrywalem. Jesli jakakolwiek czastka mnie moze byc okreslona jako religijna, jest nia nieograniczony podziw dla struktury swiata, jaka moze odkryc nauka.”
Ha, Scarlett, widzę, że mój post był wyważaniem drzwi otwartych. Niemniej i tak wydaje się, że świadomość poglądów Einsteina na temat wiary nie jest – zwłaszcza w Polsce – zbyt duża. Sam wiedziałem wcześniej (fakt, z „Boga urojonego” właśnie), że blisko mu było do ateizmu, ale z drugiej strony nie sądziłem, że wyrażał na temat wiary sądy tak mocne, jak przytoczony w notce.
Cytatu dosłownego nie przytoczę, ale kiedyś czytałem, że Einstein powiedział, że „wierzy w Boga Spinozy”, co by oznaczało, że był kimś na kształt panteisty. To jeśli chodzi o metafizykę Einsteina. A religia (mity, rytuały, społeczność) to oczywiście osobna sprawa i tu dowiadujemy się czegoś nowego (przynajmniej jeśli chodzi o radykalność).
A czasami wpadał sobie w sprzeczność, o np.:
Dopóki zbrojenia uważane są za gwarancje bezpieczeństwa, żaden kraj nie wyrzeknie się broni, która mogłaby zapewnić mu zwycięstwo w wojnie. Moim zdaniem bezpieczeństwo można osiągnąć jedynie poprzez zaniechanie zbrojeń we wszystkich państwach.”
„Zorganizowanej sile można przeciwstawić jedynie zorganizowaną siłą. Niezależnie od tego, jak bardzo bym tego żałował, nie ma innego wyjścia.”
Naprawdę doszukiwanie się nie-fizycznych mądrości w nie-fizycznej twórczości genialnego fizyka to przynoszące owoce zajęcie?
Czasem mam wrażenie czytując podobne wyimki i złote myśli, że to trochę jak w przypadku Dody – dobrze wkonuje swoje skoczne pioseneczki, niektórzy powiedzieliby, że nawet świetnie, ale przecież nie zapytam jej przez to, co sądzi o np. problemach imigrantów, schornisku na 'Paluchu’, powstaniu Kosowa, rozpoznawaniu padaczki itp. Problem w tym, że jest pytana – a za nią cała rzesza specjalistów w swoich dziedzinach o rzeczy wszytkie. A co na to publika? Jak ktoś nie ma czasu na własne zdanie, to posłucha co jego ulubieniec powie: jedni posłuchają pani Rabczewskiej o wykrywaniu padaczki u malutkich dzieci, inni Dawkinsa czy Einsteina o religiach. To ja już nie wiem, która z tych sytuacji jest potencjalnie bardziej głupia – w końcu taką Dodę da się namówić do wyuczenia stosownej kwestii dotyczącej rozpoznawania padaczki, a z zgodnej z aktualną wiedzą medyczną i pokazać potem w telewizji, W zasadzie z naukowcami pokroju Einsteina czy Dawkinsa tego problemu nie powinno w ogóle być – w końcu taka niezależność intelektualna… Figa z makiem – jeśli tylko uda się przystroić daną rzecz sosikiem 'dobra ludzkości’ to już można podsuwać Wielkim Naukowcom bądż Artystom apele o pkój, jak się jbyło np. takim ZSRR, o światowym pokoju marzy jak nikt inny i dąży do niego choćby po trupach.
Dlatego Einsteina wolę w podręczniku do fizyki, Dawkinsa w podręczniku do biologii, a drogą Wisławę kiedy czyta swój odczyt noblowski (ot jedno z najpiękniejszych – i ba! najmądrzejszych rzeczy jakie w życiu czytałem) lub kiedy wypowiada swoją perełkę: „wiem wiecej niż ty, chociaż nie tak na pewno”. Niestety to tylko mój cytat z pamięci, więc jeśli ktoś dotrze do oryginału, to będę wdzięczny.
A przywoływanie Einsteina, Darwina czy Dawkinsa (no ten to się akurat sam przywołuje) w eksploatowaniu swojego ateizmu, albo nardziej nawet popadającego w fanatyzm antyklerykalizmu (ukłony dla Autora) jest bronią obosieczną – z jednej strony to bardzo miłe, gdy się swoą niechęć do 'czarnych’ i 'pingwinów’ podbuduje awansem do wymienionego towarzystwa, z drugiej jednak strony całĸiem spora grupa ludzi, a wielu nawet bardzo porządnych zacznie się negować osiągniecia Ei. Daw. czy Dar. tylko dlatego, że paru wojujących 'anty’ dopisało ich na swoje sztandary.
A przecież jedni i drudzy mogliby żyć o wiele spokojniej, gdyby Einsteinem, Dawkinsem czy Darwinem zajmowali się na fizyce lub biologii.
@tuje: To wcale nie jest sprzeczne: sytuację rozbrojenia uważał za najbardziej korzystną, ale jednocześnie za strategię ewolucyjnie niestabilną.
A tak w ogóle to co sugerujesz? Że każdy powinien mieć poglądy tylko w jednej dziedzinie? Nie można być jednocześnie fizykiem i filozofem (choćby amatorem)?
Myślę, że tuje chodzi o to, żeby sprawy wiary rozpatrywali tylko ludzie kościoła (a więc jej „dostawcy”), a inni ludzie niezależnie od swojej inteligencji, przyjmowali ją jak jest, bez żadnych przemyśleń. W sumie to chyba dość standardowa strategia marketingowa.
Najlepsze, że jak są studia teologiczne, a nie ma ateistycznych, to znaczy, że nikt nie może być autorytetem „antyteistycznym”? Darwin niech się zajmie biologią, bo z tego ma dyplom, a o tym, czy ludzie mają wierzyć, czy nie, będą im mówić księża i teologowie, tak? Sprytny chwyt — tylko jedna strona ma prawo do autorytetów 😉
[jajcus] a gdzie tam. Einstein może być dla mnie autorytetem jeśli chodzi o pewien kawałek 20wiecznej fizyi I NIC poza tym. No własnie o to chodzi – Iksińska może byś specjalistą w dziedzinie X, a nawet jeszcze Y, ale jak przyjdzie do Z to zapytam Kowalską. Chyba, że 'autorytet’ Iksińskiej w innych sprawach jest oślepiający tak bardzo, że Kowalskiej nie zauważę.
Opinie sobie ma i może mieć każdy, ale od opinii kogokolwiek do zdania specjalisty to droga daleka. akurat czy mowimy o religii czy nie to kompletnie drugorzędne.
Aha jeszcze jedno [jajcus] – o tym prawie do autorytetów – no więc jeśli mówimy o takich dziedzinach jak fizyka (nauka) czy teologia (no niektórzy uważają, że to tez nauka, ja jestem sceptyczny) to przecież każda z nich MA swoje autorytety. No dobra, ale jak rozumiem Tobie chodzi o to, że ja odmawiam ateistom prawa do posiadania autorytetów – nie. Ja tylko uważam, że gdy takie autorytety zabawiają się rzeczami na których znają się równie dobrze, czy równie źle co większość ludzi, to stosowanie wobec nich ulgowej taryfy jest niewskazane – i tak jak bez straty sekundy przejdę obok tego co np. JP2 czy B16 myślą o współczesnej fizyce, tak samo mało mnie wzrusza, co Ein. opowiadał o religii.
Ja się nie dziwię, że Einstein, opierając swą tezę na religii żydowskiej mógł dojść do takich wniosków. Ja wobec wyznania mojżeszowego też jestem ateistą…
Gonia, ale Einstein napisał przecież „tak jak wszystkie religie”…
W sumie zgadzam się z Tuje. Owszem, Einstein, Dawkins czy ktokolwiek inny może mieć swoje poglądy na religię. Jednak fakt, że są wybitnymi fizykami, nie czyni ich poglądów bardziej godnymi uwagi niż poglądy na religię posiadane przez wzmiankowaną tutaj Dodę. Generalnie, cała idea religii polega na tym, że każdy jest tak samo uprawniony do wypowiadania się na jej temat – teoretycznie kapłani i inni tacy powinni mieć więcej do powiedzenia, ale wiadomo, że zajmują jedną konkretną stronę, zaś dla drugiej strony są kompletnie niewiarygodni.
Nie rozumiem wojujących ateistów. Rozumiem, że można być antyklerykałem, zwłaszcza gdy widzi się wyczyny „kościoła” „katolickiego”, działania mułzułmańskich teokracji czy inne tego typu sympatyczne sprawy. Problem w tym, że obok mułłów skazujących na śmierć za złamanie religijnych zasad, czy księży katolickich nieustających w żalu że oni tak nie mogą a by chcieli, jest cała masa ludzi którzy wierzą w coś i nie zamierzają z tego powodu zorganizować kolejnej wojny religijnej. Trzeba oddzielić wiarę od instytucji religijnych.
Są ludzie którzy ślepo wierzą w naukowe autorytety, gotowi przyklasnąć wszystkiemu, co ich „bóstwa” powiedzą. Wiara jest naturą człowieka.
Nie wiem co komu przeszkadza jeden bóg czy drugi… Walcząc z nimi też można popaść w absurd. Nic dziwnego więc, że na Świecie Dysku jest również Bóg Ateistów.
Nie wiem, czy wszyscy, ale wielu przeciwników religii (niekoniecznie zresztą ateistów, jest wśród nich wielu agnostyków) nie tyle walczy z samą wiarą w Boga, ile z tym, co ona niesie ze sobą czy symbolizuje. By nie szukać daleko: gej czy lesbijka mogą stać się wrogami religii nie ze względu na jakąś swą żarliwą niewiarę, tylko z powodu prześladowań, dyskryminacji i nienawiści, jaką żywią do nich prawie wszystkie zorganizowane religie.
Jimma:
Bardzo trafnie zauważyłeś – ateiści to przede wszystkim fanatycy religijni. Wyznają religię, która wierzy w brak Boga. Można zrozumieć tych, którzy twierdzą – „nie wiem”. Ateiści, tak samo militarni jak islamiści, gotowi są iść w bój na noże, by „udowodnić” brak Boga.
Tak dla przypomnienia, islam jest bardziej ruchem politycznym niż religią. Tylko ateiści walczący z Chrześcijanizmem nie chcą tego „drobnego” faktu uznać.
Dzisiejszy świat jest pełen „ekspertów” w każdej dziedzinie. Biurokraci posłużyli się autorytetami wielu naukowców by przekonać społeczność świata, że globalne ocieplenie jest realnością. Ci sami biurokraci (większość pochodzących ze skorumpowanych krajów trzeciego i czwartego świata) nie wspomnieli jednak, że większość podpisanych pod ich deklaracją to … lekarze, profesorzy literatury i nauk społecznych, inżynierowie, ekonomiści, itd. Ludzie, którzy nie mają NIC wspólnego z omawianym tematem. Teoria globalnego ocieplenia jest jedną wielką „religią”, której jedynym celem jest wprowadzenie światowego rządu, podatku i policji.
Długo można by dyskutować na temat istnienia Boga lub …szatana. Przy dyskusji jednak trzeba uczciwości, a tego ateistom brak.
Poza tym, wielu ateistów usiłuje „przemalowywać” historię. Tak do końca wiara, czy jej brak, Einsteina do końca nie jest udowodniana. Przypomnieć chyba należy, że światowe lobby homoseksualne usiłuje przekonać świat, że większość sławnych tego świata było,jest … zboczonych. Hej, Hollywood homoseksualistów nawet nakręciło film, ,który usiłuje sugerować nam że i Chrystus należał do gruby „wybranych”.
Boggy, o Chrystusie, jako o postaci mitycznej, można pisać i kręcić na dobrą sprawę wszystko – i tak nie ruszy to nikogo poza bandą fanatyków. Tak czy owak, gratuluję jednak zdrowego sceptycyzmu na polu „religii” globalnego ocieplenia i życzę podobnego w innych dziedzinach.
hehehe
Ciekawe czy są jakieś listy z ostatnich dni jego życia bo wtedy często się zmienia zdanie
Kto niby tak zdanie zmienił? Bo, o ile pamiętam, legenda o Darwinie to własnie nic innego, jak legenda.
Tomek Łysakowski napisał:
'(..)o Chrystusie, jako o postaci mitycznej, można pisać i kręcić na dobrą sprawę wszystko – i tak nie ruszy to nikogo poza bandą fanatyków.(..)
– jeśli chce się być dobrze poinformowanym w temacie : Kim jest Jezus Chrystus? – to są takie możliwości i każdy, kto zada sobie trud zapoznania się z tym materiałem dowodowym będzie mógł skonfrontować swój stan wiedzy, z faktami.
Zachęcam do przeczytania: 'Jezus Chrystus kim jest?’, na podstawie 'Jezus, świadectwo historii’ Josepha C.Dillow’a:
http://www.webmedia.pl/siz/98-2/jez298.htm,
oraz:
Więcej niż cieśla’ – , autorstwa Josha McDowell’a:
http://www.rnz.org.pl/index/?id=e034fb6b66aacc1d48f445ddfb08da98