Numer „Nature” z tego tygodnia przejdzie do historii, głównie ze względu na szeroko komentowany artykuł, w którym grupa mniej lub bardziej znanych neurobiologów i neuroetyków przełamuje zmowę milczenia wokół „cięższych” dopalaczy. Dla niezorientowanych: chodzi o leki takie jak Adderall i Ritalin, legalnie dostępne w Stanach na receptę jako lekarstwa dla chorych na ADHD. Od dawna wiadomo jednak, że ich użycie poprawia pracę umysłu i zdolności poznawcze także osób zdrowych, co ponoć odkryli jako pierwsi lekarze pracujący w szpitalach na więcej niż jedną zmianę. Mimo faktu, że obrót tymi środkami w celach innych niż medyczne pozostaje w Stanach Zjednoczonych przestępstwem federalnym, masowo używają ich dziś i gwiazdy estrady, i menedżerowie, i – last but not least – studenci. Dość wspomnieć, że sięganie po leki psychostymulujące deklaruje w ankietach 7 procent amerykańskich żaków. Co więcej, badacze przypuszczają, że rzeczywiste liczby mogą być kilkakrotnie wyższe: na niektórych uniwersytetach do używania wspomnianych środków przyznaje się nawet co czwarty student, z roku na rok rośnie też liczba osób nieukrywających tego, że stymulują w ten sposób swój aparat poznawczy. Na marginesie przypomnijmy, że równolegle od dawna funkcjonują na rynku „lżejsze” dopalacze: kawa i napoje energetyzujące, których – mimo niewątpliwego działania psychostymulującego – można bez nadzoru policji wlewać w siebie litry dziennie.

Do tej pory doniesienia na wspomniany temat (także w Polsce, gdzie np. krucjatę przeciwko sklepom z psychostymulantami prowadziła niedawno w swoich gazetach i czasopismach Agora S.A.) pełne były bicia na alarm i apokaliptycznych wizji. Tym razem badacze podeszli do sprawy znacznie spokojniej i jasno stwierdzili, że – wbrew temu, co usiłują nam wmówić goniący za sensacją dziennikarze – nie ma jak do tej pory badań, które jasno stwierdzałyby szkodliwość umiarkowanego podwyższania sobie (enhancement) wydajności pracy mózgu. Oczywiście pomijając sytuacje przedawkowania, na które jednak jesteśmy w tym samym stopniu narażeni w przypadku legalnych substancji, takich jak nikotyna czy kofeina.

Autorzy artykułu zgadzają się, że wspomagacze umysłu to nowa jakość – nienaturalny środek, dzięki któremu współcześnie nasz mózg może działać w sposób, o jakim nie śniłoby się naszym przodkom. Według nich takich nowinek technicznych mamy wokół siebie mnóstwo, i jakoś na ogół nie potępiamy ich w czambuł, nie mówiąc już o racjonowaniu do nich dostępu. Przykładem choćby Internet, który umożliwia nam gromadzenie, przetwarzanie i dostęp do informacji na niespotykaną wcześniej skalę. Przed wynalezieniem komputera osobistego człowiek musiał pamiętać praktycznie każdą informację, z którą w życiu się zetknął, ewentualnie znać do niej drogę, np. miejsce książki w bibliotece i stronę, na której informacja była dostępna. Dziś wystarcza nam wyszukiwarka i umiejętność selekcji danych, które wyszukiwarka wypluje. Nic dziwnego, że czas odnalezienia potrzebnej informacji dla współczesnego człowieka jest znacznie krótszy niż dla kogoś, kto żył choćby 100 lat temu – a wszystko to dzięki rewolucji technologicznej.

Według badaczy, leki psychostymulujące powinniśmy zacząć traktować w podobny sposób – jako środki pozwalające nam na skróty osiągnąć efekt, który naszym przodkom zabierał znacznie więcej czasu, stresu, wysiłku i innego rodzaju inwestycji, które w dobie dopalaczy stają się po prostu zbędne.

We are all aware of the abilities to enhance our brains with adequate exercise, nutrition and sleep. The drugs just reviewed, along with newer technologies such as brain stimulation and prosthetic brain chips, should be viewed in the same general category as education, good health habits, and information technology — ways that our uniquely innovative species tries to improve itself.

Of course, no two enhancements are equivalent in every way, and some of the differences have moral relevance. For example, the benefits of education require some effort at self-improvement whereas the benefits of sleep do not. (…) The opportunity to benefit from Internet access is less equitably distributed than the opportunity to benefit from exercise. Cognitive-enhancing drugs require relatively little effort, are invasive and for the time being are not equitably distributed, but none of these provides reasonable grounds for prohibition. Drugs may seem distinctive among enhancements in that they bring about their effects by altering brain function, but in reality so does any intervention that enhances cognition. (…) In short, cognitive-enhancing drugs seem morally equivalent to other, more familiar, enhancements.

Badacze wnioskują logicznie, abstrahując w pierwszym momencie od znanego psychologom moralności faktu, iż ludzie w kwestiach dotyczących etyki kompetencji są dość niekonsekwentni. Jeśli poprawa zdolności poznawczych jest skutkiem wysiłków lub czasu, poświęconego na ćwiczenia optymalnych technik zapamiętywania, na medytacje, czy nawet na sen, ogół zwykle ocenia ją pozytywnie. Co innego, gdy pójdziemy na skróty i zamiast się męczyć, łykniemy substancję wspomagającą. W takim wypadku natychmiast ściągamy na siebie potępienie, które zresztą nie uszło uwadze autorów:

Many people have doubts about the moral status of enhancement drugs for reasons ranging from the pragmatic to the philosophical, including concerns about short-circuiting personal agency and undermining the value of human effort.

Nie każde zastrzeżenie wobec dopalaczy jest irracjonalną reakcją. Niektóre bioetycy uznają za na tyle ważne i rozsądne, że postanawiają z nimi dyskutować:

Three arguments against the use of cognitive enhancement by the healthy quickly bubble to the surface in most discussions: that it is cheating, that it is unnatural and that it amounts to drug abuse.

In the context of sports, pharmacological performance enhancement is indeed cheating. But, of course, it is cheating because it is against the rules. Any good set of rules would need to distinguish today’s allowed cognitive enhancements, from private tutors to double espressos, from the newer methods, if they are to be banned.

As for an appeal to the 'natural’, the lives of almost all living humans are deeply unnatural; our homes, our clothes and our food — to say nothing of the medical care we enjoy — bear little relation to our species’ 'natural’ state. Given the many cognitive-enhancing tools we accept already, from writing to laptop computers, why draw the line here and say, thus far but no further?

As for enhancers’ status as drugs, drug abuse is a major social ill, and both medicinal and recreational drugs are regulated because of possible harms to the individual and society. But drugs are regulated on a scale that subjectively judges the potential for harm from the very dangerous (heroin) to the relatively harmless (caffeine). Given such regulation, the mere fact that cognitive enhancers are drugs is no reason to outlaw them.

Based on our considerations, we call for a presumption that mentally competent adults should be able to engage in cognitive enhancement using drugs.

W swoich rozważaniach badacze nie pomijają również faktu, że wspomniane środki mogą być, oczywiście, źródłem niebezpieczeństw. Ryzyko dotyczyć może takich zagadnień, jak np. funkcjonowanie zdrowotne używających (zwłaszcza w dłuższym okresie), ryzyko przedawkowania itp. Stawiają również pytanie, czy, jeśli takie środki staną się w pełni legalne i dostępne, do ich stosowania nie będą zmuszane pewne grupy zawodowe, np. żołnierze. Ostatnie z wymienionych zagadnień dotyczy samej natury takich substancji i odpowiedzi na pytanie, czy np. stymulowany mózg rzeczywiście lepiej przyswaja wiedzę, którą wykorzystywać będzie później, czy tylko w danym momencie lepiej zapamiętuje coś, co i tak zostanie zapomniane, gdy zabraknie stymulatora. Można to sprowadzić do pytania, czy dane środki mają długofalowy, czy krótkofalowy zakres działania – i właśnie to mogłoby stać się kryterium naszej moralnej oceny wspomnianych substancji:

Whether the cognitive enhancement is substantially unfair may depend on its availability, and on the nature of its effects. Does it actually improve learning or does it just temporarily boost exam performance? In the latter case it would prevent a valid measure of the competency of the examinee and would therefore be unfair. But if it were to enhance long-term learning, we may be more willing to accept enhancement. After all, unlike athletic competitions, in many cases cognitive enhancements are not zero-sum games. Cognitive enhancement, unlike enhancement for sports competitions, could lead to substantive improvements in the world.

Ostatnia kwestia, która zajmuje autorów, to nierówność między bogatymi i biednymi. Jasne jest dla nich, że w przypadku zalegalizowania takich środków szybko pojawią się droższe i lepsze preparaty, na które nie będzie stać mniej sytuowanego żaka, przez co w konsekwencji może mieć np. problemy na egzaminie. Jako rozwiązanie proponują coś, co w całym artykule wywoła chyba największe kontrowersje: żeby uniknąć sytuacji, w których jedna osoba może pozwolić sobie na daną substancję, a inna nie, powinny być one w czasie sesji rozdawane na uniwersytetach za darmo:

Fairness in cognitive enhancements has a dimension beyond the individual. If cognitive enhancements are costly, they may become the province of the rich, adding to the educational advantages they already enjoy. One could mitigate this inequity by giving every exam-taker free access to cognitive enhancements, as some schools provide computers during exam week to all students. This would help level the playing field.

Panu Bogu świeczka i diabłu ogarek. W ten sposób w lewicowo nastawionym amerykańskim środowisku akademickim psychostymulanty otrzymują uzasadnienie nie tylko racjonalne, ale i ideologiczne:

We call for enforceable policies concerning the use of cognitive-enhancing drugs to support fairness, protect individuals from coercion and minimize enhancement-related socioeconomic disparities.

Tak czy owak, po podliczeniu zysków i strat, decyzja, czy dopuścić środki do użytku akademickiego nie ulega już wątpliwości:

The new methods of cognitive enhancement are 'disruptive technologies’ that could have a profound effect on human life in the twenty-first century. A laissez-faire approach to these methods will leave us at the mercy of powerful market forces that are bound to be unleashed by the promise of increased productivity and competitive advantage. The concerns about safety, freedom and fairness, just reviewed, may well seem less important than the attractions of enhancement, for sellers and users alike. (…)

Like all new technologies, cognitive enhancement can be used well or poorly. We should welcome new methods of improving our brain function. In a world in which human workspans and lifespans are increasing, cognitive enhancement tools — including the pharmacological — will be increasingly useful for improved quality of life and extended work productivity, as well as to stave off normal and pathological age-related cognitive declines. Safe and effective cognitive enhancers will benefit both the individual and society.

Jak zatem widać, mimo że nie byłoby zbyt mądre zupełnie nie dostrzegać problemów, które może powodować nadużywanie tych środków, człowiek po prostu nie może sobie pozwolić na rezygnację z korzyści, które może mu dać ta technologia.

Zresztą, powiedzmy sobie szczerze: każdy, kto łudzi się, że ludzie zrezygnują z poszerzania swych możliwości (i co za tym idzie, zwiększania zysków, płynących z tego, co się potrafi) i to tylko dlatego, że rząd powie im, że nie powinni tego robić, jest po prostu w błędzie. Dzieje amerykańskiej prohibicji z lat 30-tych oraz wojny z narkotykami, którą od dziesięcioleci bez większych sukcesów toczą politycy i rządy większości „cywilizowanego” świata, uczą nas, że gdy na jakąś substancję jest popyt, zakaz jej obrotu przyczynia się tylko do wzrostu przestępczości i zwiększenia ryzyka związanego z jej zażywaniem (choćby dlatego, że oficjalne instytucje badające jakość oferowanych towarów i broniące praw konsumentów nie działają na czarnym rynku). Ba, czasami wręcz sam z siebie taki popyt stymuluje – w końcu nic nie smakuje tak dobrze, jak zakazany owoc.

12 komentarzy

  1. Historia holenderskiego „harm reduction” uczy nas, że jeśli na jakąś zakazaną substancje istnieje popyt, a potem się ją zalegalizuje to popyt wzrasta stukrotnie a przestępczość wcale nie maleje. Legalizacja i pełna otwartość holenderskich kurwidołków miała zahamować handel kobietami i stosowanu tutaj ten sam bzdurny argument, że do nielegalnych burdeli nie będą miały dostępu agencje kontrolujące warunki pracy itd. Dzisiejsza praktyka jest taka, że handel kobietami kwitnie, władze nie mają nad tym żadnej kontroli więc wycofują się z tego pomysłu. Analogicznie holenderska dostępność gandzi miała doprowadzić do ograniczenia nielegalnego handlu halucynogenami i opiatami oraz poprawy jakości gandzi. Zamiast tego Holandia stała się europejskim centrum handlu halucynogenami i opiatami, zaś poprawa jakości przejawiła się głównie w drastycznym zwiększeniu udziału w rynku róznego rodzaju zmutowanych mózgojebów, które z Cannabis indica mają niewiele wspólnego.

    Sulphur
  2. Sulphur, z handlem kobietami pewnie masz rację, ale co do legalizacji marihuany, to zauważ, że Holandia mogła stać się jej centrum właśnie dlatego, że wszędzie indziej zioło było nielegalne. Zresztą ludzie, którzy psioczą na politykę holenderską, nie zauważają jednej rzeczy: nikt tam nikogo nie zmusza do palenia.
    Sam nie przepadam za paleniem czegokolwiek (łącznie z papierosami), podobnie jak nie przepadam np. za flaczkami. Uzewnętrznia się to jednak głównie w tym, że nie palę i nie jem tego, czego nie lubię. Nie przyszło by mi do głowy od razu tego zakazywać tego innym – nie rozumiem więc, czemu ci inni mają decydować, co ja będę jadł czy pił.

  3. Młodzieży akademickiej jako zdrowe wsparcie polecam miód i czerwone wino oraz dużo świeżego powietrza – umiarkowany wysiłek fizyczny, a zupełnie odradzam palenie tytoniu czy czegoś tam jeszcze. Gwarantuję, że jest to zdrowe i bezpieczne, a efekty nauki są trwałe. Sam wiele lat temu dostrzegłem pozytywne działanie glukozy i hemoglobiny w tej postaci. Dyscypliny, którymi się zajmuję wcale nie są łatwe (matematyka, logika, statystyka, informatyka oraz jako hobby gram na fortepianie…, pisuję teksty satyryczne). Prawie nikt w mediach nie pokazuje młodzieży alternatywnych rozwiązań tego problemu, sama krytyka to za mało. Podzielam pogląd Tomka Łysakowskiego, że zmuszanie daje odwrotny skutek.

    Wojtas
  4. Osobiście nigdy nie brałem narkotyków – żadnych palonych ziół, choć w moim środowisku palenie „trawy” bywa popularne. Wolę dobre brandy i porządne cygaro – też daje w czachę – chociaż to kosztuje o wiele więcej niż działka. Jednak gdy widzę jak wielu znajomych męczy się pod wpływem depresji – choroby naprawdę powszechnej w dzisiejszych czasach, to coraz bardziej przekonuje się do legalizacji miękkich narkotyków, przynajmniej dla ludzi cierpiących na depresję lub zagrożonych nią. Już wiele razy zaobserwowałem, że leki psychotropowe, którymi leczy się osoby w depresji lub jej zapobiega, dają taką górkę nastrojów – euforię po nagłego doła, że wydaje mi się już lepsze byłoby stałe palenie marychy – dające jakieś rozprężenie umysłu bez nagłej huśtawki i chemii.
    Co do leków psychostymulujących – to o dziwo jest ich cała masa, przypisywana na receptę i stosowana bez recepty dla dzieci. Znaczna część ludzi oburza się sklepami z dopalaczami a jednocześnie nie zdaje sobie sprawy, że takie stymulatory aplikuje się dzieciom dla pobudzenia rozwoju. Stymulatory zawiera wcale nie mało produktów spożywczych dla niemowlaków czy dzieci mających pobudzić ich np. do szybkiego mówienia, chodzenia itp. Wiem o tym z autopsji mając małe dzieci. Dziwne, że o tym problemie jest cicho.

    Khair el-Budar
  5. W czasie sesji Tigery czy Red Bulle to normalność. Większość moich znajomych korzysta z tych 'cudów natury’. Tylko co zrobić, gdy kawa, a nawet wcześniej wymienione napoje nie działają na mnie? 😉 Trzeba sobie samemu radzić. Jakoś.

    1. Kawa i wymienione napoje przestają działać mniej więcej w tym samym czasie, bo mają ten sam czynny związek (kofeinę). Co jednak wtedy? Cóż, są mocniejsze substancje (także te legalne, na kaszel), ale nie chcę złamać polskiego prawa polecając je na zwiększenie motywacji…

  6. Nie lubię zakazów na zasadzie „bo nam się wydaje, że szkodzi”, albo „zaszkodziło Kowalskiemu i tylko jemu, to zakazujemy”.
    Na tej samej zasadzie można wprowadzić prohibicję, bo przecież alkohol szkodzi. Nie tylko w ujęciu zdrowia jednostki, ale także jako element psujący więzi rodzinne na przykład.

    Meg
  7. Mhmm… może dopalacze nie wypłukują chociaż całej masy makro i mikro z organizmu tak jak kawa.

    Co tu za nowe porządki na stronie? Nie ma hardcora? Jakos podejrzanie profesjonalna się zrobiło. Czy powinnam przyklasnąć? 😉

    Pozdrowienia z Canterdziury,
    G.

Skomentuj Faguss Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *