Dając dziecku cukierka, zwiększasz szanse, że wyrośnie na chama lub przestępcę – tym zdaniem, które na niejednego rodzica podziała jak zimny prysznic, można podsumować wyniki badania zespołu dr. Simona Moore’a, które publikuje październikowy British Journal of Psychiatry.

Zespół z Uniwersytetu w Cardiff przebadał w latach siedemdziesiątych 17 500 dziesięciolatków. Dzieci podzielono na dwie grupy w zależności od deklarowanego spożycia słodyczy: te w pierwszej jadły cukierki codziennie, te w drugiej dostawały je rzadziej. W kolejnej turze badania, którą przeprowadzono w latach 2000-2009, sprawdzono, jaki odsetek przebadanych miał w wieku 34 lat za sobą wyrok skazujący za przestępstwo związane z użyciem przemocy. Następnie poszukano korelacji.

I tu niespodzianka. 69 procent skazanych okazało się bowiem byłymi łasuchami, podczas gdy w grupie nieskazanych ci, którzy w dzieciństwie dostawali co dzień cukierki, stanowili tylko 42 procent. Oczywiście, w obu grupach „słodyczowych” przeważali nieskazani (tak jak przeważają w całym społeczeństwie) – duża różnica między skazanymi i nieskazanymi była jednak – biorąc pod uwagę liczebność próby – istotna statystycznie.

Teraz pozostaje znaleźć teorię, która by to tłumaczyła (i, jak każda teoria naukowa, dawała w przyszłości podobne wyniki). Faworytką zespołu Moore’a jest teoria uczenia się, z naciskiem na uczenie się umiejętności oczekiwania na odroczoną gratyfikację (naukowa nazwa na zjawisko z pogranicza pokory, cierpliwości i zdolności do inwestowania). Ogólnie chodzi w niej o to, że gdy ktoś w dzieciństwie przyzwyczai się do tego, że różne rzeczy dostaje bez wysiłku i czekania, w życiu dorosłym będzie reagował agresywnie, gdy nie dostanie tego, co chce, albo gdy będzie musiał na to czekać. W efekcie zabierze to sobie siłą, ukradnie po kryjomu, pobije posiadacza lub – w ostateczności – wyładuje się na osobie trzeciej.

Na dobrą sprawę w zależność może być uwikłany także jakiś czynnik trzeci. Dzieci, które dostawały słodycze, mogły być generalnie bardziej rozpieszczane (cukierki nie są wtedy przyczyną, ale objawem drugiej zmiennej, którą stanowi rodzic spełniający wszelkie zachcianki swej pociechy) i to właśnie to (a nie samo pochłanianie węglowodanów czy czekanie na nagrody) mogło sprawić, że są dziś bardziej egotyczne i narcystyczne – od czego już tylko krok do agresji w stosunku do tych, którzy nie dostrzegają ich doskonałości. Z drugiej strony przekarmione czekoladkami dziecko miało większe szanse na nadwagę w życiu dorosłym, ta zaś w naszej ceniącej szczupłą sylwetkę kulturze może wywoływać frustrację, od której tylko krok do agresji… Te dwie teorie przychodzą do głowy jako pierwsze, ale przecież nie można wykluczyć także jakiegoś delikatnego związku między poziomem glukozy lub serotoniny (najedzone czekoladkami maluchy średnio były pewnie bardziej zadowolone od swych rówieśników) w mózgu w dzieciństwie, a późniejszym poziomem neuroprzekaźników lub budową synaps.

Na razie wiadomo więc tyle, że na dobrą sprawę nic nie wiadomo. Poza, oczywiście, tym, że jedzenie słodyczy za młodu zwiększa prawdopodobieństwo, że w sile wieku trafi się za kratki.

11 komentarzy

  1. A co z hipotezą, że małe dzieci mają wrodzoną skłonność do przestępstw i z tego tytułu skuteczniej wymuszają cuksy? Wymuszają pośrenio lub bezpośrednio, bo np. rodzic, nie mając sił walczyć z małym łobuzem, zakleja mu mordkę cukrem?

    Żeby to zweryfikować, trzebaby podzielić małe smarki losowo i potem narzucać im nisko- bądź wysokocukrową dietę, ale to mogłoby być trudne do przeprowadzenia 🙂

    1. Hmm, ja myślę, że trzeba by raczej najpierw (np. w wieku 5 lat) przeprowadzić badanie poziomu agresji, podzielić dzieci pod tym względem na ileśtam grup, potem każdą grupę podzielić na tych ze słodyczami i tych bez i dopiero wtedy badać zależność. Przy 17-tysięcznej próbie i tak byłyby to wystarczające grupy, by wyniki były istotne.

  2. I nie ma tu jakichś teorii klasowych, że pewne klasy społeczne (wśród których przestępczość pozwala dużo zyskać) pozwalają dzieciom jeść odrobinę więcej słodyczy (albo nie obchodzi ich, co pociechy jedzą), a inne mniej? W sensie, czy naukowcy dopuszczają po prostu korelację, a nie wynikanie?

    incognitus
    1. Wyjaśnień może być sporo, na razie dopiero zaobserwowano zjawisko. Równie dobrze ta teoria może mieć jednak charakter biologiczny, nie społeczny: ludzie o wyższym poziomie samokontroli (wynikającym np. z poziomu dopaminy w mózgu) z jednej strony pilnują, co jedzą ich dzieci, a z drugiej rzadziej popełniają przestępstwa związane z użyciem przemocy. Dzieci zaś dziedziczą te cechy wraz z ich genami…

  3. No to mamy kolejnego kandydata do antynobla.

    Ja mogę przedstawić zupełnie inne wyniki takich badań. A do tego przedstawić, że najgorzej wychodzą na tym dzieci, które same kołują sobie pieniądze na słodycze (łącznie z podbieraniem pieniędzy z portfela), albo dostają je, by same sobie kupiły. 😀

  4. Zgadzam się z P. Tomaszem, tyle,że wię(ej słody(zy dostają już agresywne dzie(i który(h nia da się uspokoi( słowem, One (h(ą i już. Mam natomiast doświadzenie z dorosłą osobą / dlatego doszłam do tego tematu/, Moja mama po wylewie , z (ukrzyą, po zjedzeniu słodkiego staje się za(zepna zlośliwa kąsliwa. A wię( jestem zdania ,że to same słody(ze mają jakiś wpływ na nasze za(howanie. By( może po nagłym wzroś(ie serotoniny następuje gwałtowny spadek i stąd agresja? / brak mi litery „(„

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *