„Kardynała Richelieu sekret wam dziś zdradzę. Od przyjaciół Boże strzeż! Z wrogami sobie poradzę” – mógłby za Czerwonym Tulipanem nucić Bronisław Komorowski, ilekroć głos w mediach zabiera Władysław Bartoszewski. Sekretarz stanu w Kancelarii Premiera w dość osobliwy sposób tłumaczył się dziś w dzienniku „Polska” ze skandalu, jaki wywołał na inauguracji komitetu poparcia kandydata Platformy, gdy w jednym zdaniu udało mu się obrazić zarówno osoby bezdzietne i małodzietne, jak i właścicieli kotów, nutrii, królików i świnek morskich:
Polska: Przeciwstawiając ojca rodziny „hodowcy zwierząt futerkowych”, dyskryminuje Pan singli.
WB: Wcale ich nie dyskryminuję. Przyjaźnię się od ponad pół wieku z Wiesławem Chrzanowskim, który nie założył rodziny…
Mocna argumentacja: Nie jestem antysemitą, mam fryzjera Żyda. Na nieszczęście nie jest Bartoszewski również profesorem logiki (swoją drogą, czego dokładnie jest profesorem?), więc ma prawo nie dostrzegać, że z przesłanki, jaką jest posiadanie znajomych Żydów, gejów, kobiet czy singli wcale nie wynika wniosek, że nie jest się antysemitą, homofobem, mizoginem czy idiotą.
Nic to jednak przy wypowiedzi siedem akapitów niżej, w której autor książki „Warto być przyzwoitym” postanowił pójść o krok dalej i obrazić wszystkich, którzy uważają, że jego poprzednie uwagi były obraźliwe. Wyszło mu to nad wyraz udatnie:
Polska: Mógł Pan swoimi wypowiedziami zaszkodzić Bronisławowi Komorowskiemu?
WB: U ludzi, którzy nie myślą, być może mogłem, zaś u ludzi, którzy rozumieją aluzję, ironię, żart – nie. Może niektórzy nie rozumieją już żartów, bo przyzwyczaili się do sposobu mówienia Andrzeja Leppera, który godzinami peroruje w telewizji.
I tyle. Problem jednak w tym, że Lepper już od blisko trzech lat nie „peroruje w telewizji” godzinami. W maju widzowie takiej TVP mogli zobaczyć prezesa Samoobrony zaledwie kilkadziesiąt minut – przez cały miesiąc. A i tak było Leppera znacznie więcej, niż w poprzednich miesiącach, bo trwa kampania wyborcza i pokazywać kandydatów trzeba. Kaczyński ze współpracownikami gościł w tym samym czasie na antenie kontrolowanej podobno przez siebie stacji 5 godzin 40 minut. Nic to jednak przy Komorowskim z kolegami, którego na kanałach TVP pokazywano w maju przez bite 17 godzin. Co się działo w stacjach prywatnych, lepiej nie wspominać – sam minąłem się wczoraj z Marszałkiem wbiegając do studia Polsat News. Wychodził po półgodzinnym wywiadzie (de facto monologu) i z tego, co dało się zrozumieć z pokrzykiwań obsługi, bynajmniej nie zmierzał na zewnątrz, tylko do kolejnego studia (w kompleksie na Ostrobramskiej jest ich trochę) na nagranie kolejnej pogadanki…
Ale cóż, niech gada – może się ludziska w końcu przyzwyczają i zaczną myśleć. A od tego już tylko krok do zrozumienia ironii Profesora.