Propagandowa orgia w toku, a ja, przygnieciony programami szkoleń, które trzeba napisać, i już zamówionymi treningami, które trzeba poprowadzić, nie mam czasu ani w niej uczestniczyć, ani nawet jej komentować w mediach. Dlatego z taką dumą prezentuję tu rodzynek, na który mimo przeładowanego obowiązkami dnia namówiła mnie dziś Joanna Stanisławska z Wirtualnej Polski. Tradycyjnie, moje kawałki daję z uzupełnieniami, które – choć zostały przeze mnie powiedziane – nie zmieściły się we właściwym tekście:

Czy prezes PiS Jarosław Kaczyński będzie starał się za wszelką cenę uniknąć debaty z premierem Donaldem Tuskiem? Tak twierdzi Małgorzata Kidawa-Błońska, rzeczniczka sztabu wyborczego PO. Zdaniem Tomasza Łysakowskiego, eksperta ds. marketingu politycznego, z którym rozmawiała Wirtualna Polska, Kaczyński nie ma powodu obawiać się starcia z szefem PO. – Wie już, co go czeka i z pewnością przygotuje się lepiej niż przed czterema laty [kiedy, powiedzmy sobie szczerze, przegrał przede wszystkim dlatego, że po wcześniejszym zwycięstwie nad Kwaśniewskim był po prostu zbyt pewny siebie -TŁ]. Ma szansę wygrać. Do debaty z pewnością dojdzie, natomiast PO będzie dalej tę sprawę rozgrywać, by utrzeć nosa prezesowi PiS – komentuje.

– Zaczyna się zabawa, którą znamy z kampanii prezydenckiej. To była ciągła ucieczka Jarosława Kaczyńskiego. Teraz też będziemy słyszeli sto pięćdziesiąt wykrętów, żeby do debaty PO-PiS nie doszło – mówiła w TOK FM Małgorzata Kidawa-Błońska. Łysakowski stwierdza, że wbrew słowom rzeczniczki PO, Jarosław Kaczyński rok temu w potyczkach z Bronisławem Komorowskim pokazał, że potrafi być ciężkim przeciwnikiem. Co prawda, starcie z Tuskiem, w ocenie eksperta, może być poważniejszym wyzwaniem, ale Kaczyński wie, czego się spodziewać i zdąży się [prawdopodobnie – choć z JK nigdy nic do końca nie wiadomo] przygotować. [Mimo że premier Tusk jest znacznie bardziej wymagającym konkurentem od aktualnego prezydenta, ma jedną podstawową wadę: rządzi do tego stopnia nieudolnie, że jego rząd jest w tym momencie oceniany negatywnie przez 61 proc. Polaków. -TŁ] Ekspert przyznaje, że na debatę będziemy musieli poczekać, ale nie z powodu lęków Kaczyńskiego, lecz strategii wyborczej PO i PiS. – Takie spotkanie ma sens, jeżeli silnie wpłynie na decyzję wyborców. A dojdzie do tego tylko wówczas, gdy debata odbędzie się tuż przed wyborami – wtedy zadziała tzw. efekt świeżości – tłumaczy.

Tu gwoli krótkiego wyjaśnienia: psychologia perswazji wyróżnia dwa konkurencyjne efekty, jeśli chodzi o największe oddziaływanie na odbiorcę argumentami: efekt pierwszeństwa i efekt świeżości. Efekt pierwszeństwa sprowadza się do tego, że informacja otrzymana wcześniej zazwyczaj wywiera na nas większy wpływ niż to, czego dowiemy się później, zwłaszcza jeśli decyzję dotyczącą danej sprawy będziemy podejmować w dłuższym odstępie czasu. Jest tak dlatego, że pierwsza informacja kotwiczy nasze sądy i stanowi punkt odniesienia dla kolejnych informacji, jakie do nas docierają. Przejawem efektu pierwszeństwa jest tzw. pierwsze wrażenie w relacjach z ludźmi, czyli fakt, że zdanie na temat nowo poznanej osoby wyrabiamy sobie najczęściej w chwili zetknięcia się z nią, zaś późniejsze jej zachowanie interpretujemy w sposób zgodny z tym, co już o niej sądzimy.

Oczywiście, efekt pierwszeństwa odgrywa rolę przede wszystkim tam, gdzie o kimś lub o czymś jeszcze wszystkiego nie wiadomo, lub ludzie po prostu nie wiedzą, co o czymś sądzić. Na temat polityków, czy to PO, czy PiS, niemal każdy Polak ma już jednak wyrobione zdanie, więc bawienie się w efekty pierwszeństwa byłoby dla obu partii po prostu stratą sił i funduszy.

Tym, co zadecyduje o wyniku wyborów, będzie zatem, jak już się rzekło, efekt świeżości – zjawisko sprowadzające się do silniejszego działania informacji, które nadeszły jako ostatnie przed podjęciem decyzji. Efekt świeżości jest tym mocniejszy, im mniejsza odległość w czasie między nadejściem informacji, a podjęciem decyzji – dlatego partie z wypuszczeniem asów z rękawa czekają zwykle do ostatniej chwili kampanii. I dlatego ostatnio platformową propozycję trudno odbierać inaczej niż jako podpuchę:

Donald Tusk zaproponował w sobotę PiS cykl debat telewizyjnych w sprawach najważniejszych dla Polski, z udziałem ministrów jego rządu. Debaty miałyby ruszyć w poniedziałek, 29 sierpnia, i odbywać się codziennie; w ostatniej wzięliby udział szefowie PO i PiS. Jego oświadczenie przyćmiło nieco konwencje PiS i SLD. Dlaczego premier zaproponował debaty tylko jednej partii? Zdaniem Łysakowskiego premier stara się pokazać wyborcom, że linia sporu występuje między PO a PiS, że dla tych dwóch partii nie ma alternatywy. SLD Tusk chce zwyciężyć lekceważeniem. Będzie realizował strategię dzielenia sceny politycznej na „dobre PO” i „zły PiS”.

– Straszenie powrotem PiS i złem absolutnym w postaci Jarosława Kaczyńskiego na stanowisku premiera to jedyne wyjście dla PO. Nie może już przecież szerzyć gierkowskiej propagandy i opowiadać o „zielonej wyspie”, bo na tej „zielonej wyspie” ludzie niedługo będą jedli trawę. [Inne nadzieje na zaprezentowanie się przez Platformę wyborcom w pozytywnym świetle również spaliły na panewce: przedwcześnie otrąbiona sukcesem rządu polska prezydencja w UE skończyła się kompromitującym niewpuszczeniem ministra Rostowskiego na posiedzenie ministrów grupy euro; o przygotowaniach do innego Euro lepiej nie wspominać. – TŁ] Coraz ciężej przekonać Polaków, że żyje im się dobrze, natomiast zawsze łatwiej postraszyć ich, że może być gorzej [oczywiście, gdy dojdzie do władzy Kaczyński – TŁ] – mówi Łysakowski.

Sobotnią konwencję PiS w Sali Kongresowej rozpoczęła prezentacja filmu ze zdjęciami Lecha i Marii Kaczyńskich (…). Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski, PiS zbyt chętnie sięga po nekromarketing, grę trumną. – Niestety, nasi politycy traktują tragedie instrumentalnie, chcą dzięki nim zaistnieć. To temat atrakcyjny medialnie, dlatego wolą opowiadać o męczeństwie Barbary Blidy czy o Smoleńsku, niż dyskutować na tematy merytoryczne. Ta kampania również upłynie nam pod znakiem trumien, nie tylko dlatego, że w dniu jej inauguracji, w niewyjaśnionych okolicznościach, zginął były wicepremier Andrzej Lepper – ocenia Łysakowski. (…) Zdaniem Łysakowskiego kontynuowanie tej strategii nie musi jednak negatywnie wpłynąć na notowania partii. – Mimo propagandy Smoleńska, PiS wciąż może mieć wysokie notowania, gdyż głosowanie na tę partię może stać się demonstracją braku zaufania do PO – zauważa.

O niedzielnej konwencji SLD rozmówcy Wirtualnej Polski mają zdanie raczej negatywne, nie tylko dlatego, że godzinę przed jej rozpoczęciem konferencję prasową zwołała Platforma Obywatelska, podczas której przedstawiła polityków SLD startujących z jej list. Strategia prezentowania Grzegorza Napieralskiego jako męża stanu budzi ich poważne wątpliwości. (…) Zdaniem Łysakowskiego, Napieralski blado wypada na tle swoich konkurentów, jest mało wyrazisty. (…)

A (…) hasło wyborcze SLD „Jutro bez obaw”? Zdaniem Łysakowskiego jest ono nietrafione. – SLD przejedzie się na tym haśle. Mamy kryzys, media w kółko trąbią o nadchodzącej recesji, Polakom trudno będzie uwierzyć, że nic im nie grozi – mówi. Podobnie źle ekspert wypowiada się o billboardach, którymi SLD, jego zdaniem, przekonuje wyborców, że jest partią „zadowolonych z siebie, śmiejących się obywatelowi w twarz urzędników”. (…)

Czy partii zaszkodzi rezygnacja Aleksandra Kwaśniewskiego z zaangażowania w kampanię Sojuszu? Były prezydent miał doradzać sztabowi wyborczemu SLD i być jedną z jego twarzy. – Nie sądzę, by miało to duże znacznie. Kwaśniewski wiele stracił na słynnej „chorobie filipińskiej”. W poprzedniej kampanii wcale SLD nie pomógł – ocenia Łysakowski.

2 komentarze

  1. SLD jest na prawdę niemrawe: zamiast punktować realny konserwatyzm PO (zakaz in vitro, ani kroku w związkach partnerskich, szopka z likwidacją 'dopalaczy’), wymyślili hasło „jutro bez…” Z hasła takiego dociera do głowy, że jutro czegoś znów nam zabraknie. Słowo 'obawy’ dobija tę trumnę. Negatywne zdanie z negatywnym najmocniejszym (ostatnim) słowem jako hasło? To się jeszcze nigdy nie udało 🙂
    Propozycja 'debat’ PO jest nie fair (Rządu nie wybiera się w wyborach – to są często eksperci spoza parlamentu) i w moim przekonaniu – samobój. Dobrze przygotowana opozycja może duże porażki PO (zadłużenie, wzrost VAT, ślimacząca się infrastruktura) pięknie wypunktować… A opozycji nie będzie tu czym zaatakować.

    1. A w pełni się zgadzam, tyle tylko, że ta opozycja musi być dobrze przygotowana. I w miarę możliwości powinien ją reprezentować ktoś neutralny. Jeśli naprzeciw Tuska usiądzie Kaczyński, połowa wyborców zatka uszy jeszcze przed pierwszą uwagą. Dlatego PiS powinien postarać się o jak największą liczbę niekojarzących się źle, średnio choćby inteligentnych ekspertów (wiem, z uwagi na politykę kadrową w tej i innych partiach, może tam być z tym trochę krucho), którzy chodziliby po mediach i zamiast ględzić o patriotyzmie i Smoleńsku, punktowaliby kompromitacje gospodarcze tego rządu. Nawet Balcerowicz, gdy mówi o długu lub emeryturach, lepiej się sprzedaje, niż Kaczyński – i w PiS-ie powinni zdać sobie z tego sprawę.

Skomentuj Kamil Gębski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *