Niewątpliwie dobrym skutkiem ukraińskiej awantury ostatnich miesięcy jest fakt, że zachodnia publika powoli zaczyna dostrzegać rzeczywistą aktywność Rosji w Europie. W efekcie lokalne elity coraz mocniej czują, że już można mówić to, co naprawdę wiedzą i myślą o szemranych interesach rosyjskich służb i ich powiązaniach biznesowo-politycznych na wschód od Bugu czy Odry. Wczoraj poczuł to najwyraźniej nawet były premier Danii i aktualny sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen:

Rosyjscy agenci angażują się w tajną współpracę z organizacjami ochrony środowiska na Zachodzie, by przez akcję dezinformacyjną podkopać plany rozwoju alternatywnych źródeł energii – oświadczył w Londynie Rasmussen.

Podczas wystąpienia w Chatham House, jednym z ważniejszych na świecie think tanków zajmujących się badaniem stosunków międzynarodowych, Rasmussen stwierdził, że w interesie Rosji jest utrzymanie zależności Europy Zachodniej od rosyjskiego gazu i sabotowanie prac nad eksploatacją gazu łupkowego. Akcję dezinformacyjną nazwał „wyrafinowaną”.

– Niektórzy członkowie Sojuszu mówią mi na spotkaniach, że w ramach wyrafinowanej operacji informacyjnej i dezinformacyjnej, Rosja aktywnie zaangażowała się w działalność pozarządowych organizacji środowiskowych przeciwnych eksploatacji gazu łupkowego, by utrzymać zależność Europy od gazu importowanego z Rosji. Tak odbieram, co mi mówią – powiedział Rasmussen, którego cytuje m.in. dziennik „Financial Times” w swoim wydaniu internetowym. (…)

– Większa niezależność energetyczna oznacza lepsze funkcjonowanie europejskiego rynku energetycznego tak, by żaden pojedynczy dostawca nie mógł zaszantażować któregoś rządu – podkreślił sekretarz generalny NATO.

Słowa mocne, choć zastanawiam się, po co dokładnie wypowiadane. Rosjanom trudno się dziwić, że bronią swojego rynku surowców i wiążących się z tym interesów, także wykorzystując panującą na Zachodzie polityczną poprawność (której częścią jest myślenie „ekologiczne”) i naiwność elektoratu państw zachodnich (o swój elektorat martwić się nie muszą, bo Rosja demokracją nie jest). Co więcej, jest jasne, że Putin z kumplami takiej wypowiedzi ani trochę się nie przestraszą. Unia i NATO już przy okazji Ukrainy pokazały, że brakuje im realnych środków nacisku na Rosję (lub, jak chcą niektórzy, środki są, ale brakuje woli ich użycia). Jeszcze bardziej jasne jest to, że zarówno Moskwa, jak i ekolodzy wszystkiego się wyprą.

Rzeczywiście, ci drudzy nie czekali długo z reakcją na słowa sekretarza:

Organizacje Greenpeace i Friends of the Earth zdecydowanie odcięły się od wypowiedzi Rasmussena.

Rzecznik pierwszej z nich przypomniał, że w ubiegłym roku rosyjskie służby aresztowały aktywistów Greenpeace’u protestujących przeciwko wierceniom w Arktyce, grożąc im surowymi karami za rzekome piractwo na morzu.

Ciekawa argumentacja (nie możemy być finansowani przez ruskich, bo Rosja nas u siebie tępi jak robactwo), dowodząca absurdalnej wręcz nieznajomości historii. Otóż od zarania dziejów mocarstwa chętnie i czynnie wspierały u sąsiadów to, z czym walczyły u siebie. Przypomnijmy tylko kardynała Richelieu, w tym samym czasie wspomagającego niemieckich protestantów w wojnie trzydziestoletniej i oblegającego swoich hugenotów w La Rochelle, Katarzynę II broniącą demokracji szlacheckiej w Polsce, Niemców w czasie I wojny światowej instalujących Lenina w Petersburgu, sowieckie poparcie dla obrońców praw człowieka na Zachodzie czy wreszcie samego Putina, który po zrównaniu z ziemią połowy Czeczenii wsparł separatystów w Gruzji i na Ukrainie. Temu, co wygadują ludzie z Greenpeace, trudno się jednak dziwić, gdyż jak długo żyje, tak nigdy nie widziałem na oczy ekologa orientującego się w historii czy geopolityce.

Wracając do słów Rasmussena, z punktu widzenie Europejczyka najsmutniejszy jest fakt, że pozostaną tylko słowami. Co by Rosja na Zachodzie nie wyprawiała, Hollandowi, Cameronowi czy Obamie daleko do Poroszenki, dlatego państwa zachodnie raczej nie odpowiedzą w najbliższym czasie adekwatnie do środków, które stosuje Putin ze współpracownikami.

Szefowi NATO pozostaje więc publicznie załamywać ręce, zamiast razem z Amerykanami przejść do jakiejś kontrofensywy, niekoniecznie gospodarczej i najlepiej również niejawnej. Bo od samego gadania nie ubędzie ani rosyjskich szpionów, ani agitowanych przez nich pożytecznych idiotów, nie zmniejszy się też ilość akcji protestacyjnych wymierzonych we wszystko, co zagraża gazowym interesom Rosji. Mając nawet lepsze karty, trudno wygrać rozgrywkę, w której twój konkurent otwarcie kantuje, a ty zamiast obić mu pysk tylko od czasu do czasu się poskarżysz, ale twardo grasz dalej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *