Stara prawda głosi, że jak się komuś wyrządziło rzecz mało przyjemną, to czuje się (przeważnie) nie żal czy wyrzuty sumienia, tylko wielką chęć, by ofiarę maksymalnie sobie i światu zohydzić (a przez to na zewnątrz i do wewnątrz usprawiedliwić własną podłość). W „Dzienniku”, od którego ostatnio nawet bratni „Fakt” z oburzeniem się odcina, robi się to, jak widać, nawet układając listę pokrewnych newsów. W końcu większość czytelników nie kliknie we wszystkie linki, tylko omiecie stronę wzrokiem, więc zawsze w jakiejś czaszce przetrwa przeświadczenie, że gardząca posadą u Springera, „modna” i „niezależna” blogerka polityczna romansowała ze znanym lobbystą Goldman Sachs Group, byłym pisowskim premierem i – last but not least – narodowym symbolem obciachu.
Brak komentarzy. Zastanawiające i niezrozumiałe.