Bigapple1 w komentarzu do pierwszego postu napisała o szczepionkach, które sprawiły, że część zaszczepionych nimi amerykańskich dzieci zachorowała na autyzm. Zaintrygował mnie temat i postanowiłem sprawdzić to i owo. Faktycznie, całkiem niedawno skojarzono gwałtowny wzrost zachorowań na autyzm wśród małych dzieci z rozpowszechnieniem szczepionek przeciw odrze, śwince i różyczce – sprawą zajmował się nawet Kongres USA – trzeba jednak jasno powiedzieć, że badania kliniczne nigdy tego związku ostatecznie nie potwierdziły.
Bardzo często zdarza się, że leki lub szczepionki na pewne choroby powodują skutki uboczne, tak jak we wskazanym przykładzie z dziećmi (jeśli przyjęlibyśmy, że jest prawdziwy). Jeśli skutki te są gorsze od samej choroby, rozwiązanie jest oczywiste: lek należy wycofać. Najczęściej jednak reakcje są nieprzyjemne, ale nie szkodzą zdrowiu: wtedy do pacjenta należy decyzja. Tak jest np. z litem, który standardowo dostają chorzy na chorobę afektywną dwubiegunową (według dawnej nomenklatury: psychozę maniakalno-depresyjną), a którego przyjmowanie jest wyjątkowo uciążliwe. Lit powoduje stałe pragnienie, drżenie rąk, częste oddawanie moczu, wzrost masy ciała, zmniejszenie koordynacji mięśniowej, letarg, zaburzenia myślenia i upośledzenie pamięci krótkotrwałej (niezła litania, co?). Ponadto przyjmować trzeba go w ściśle określonych dawkach o dokładnej porze, w zbyt małym stężeniu jest bowiem nieskuteczny, w zbyt dużym – silnie toksyczny. Przed pojawieniem się fluoksetyny (Prozacu) i jej podobnych inhibitorów wychwytu zwrotnego serotoniny leki antydepresyjne wywoływały suchość w ustach, permanentne zmęczenie, zawroty głowy, nieostre widzenie, zaparcia, a u mężczyzn zaburzenia erekcji. Dla wielu dziadziów zażycie Viagry może skończyć się śmiercią. Mimo to amatorów nie brakuje ani niebieskim pastylkom, ani wcześniej wymienionym psychotropom.
Takiego coś za coś nie musimy zresztą wcale szukać w świecie medycyny, sami nosimy w swoim DNA miliony kompromisów. Przerażającą wrodzoną chorobę płuc i jelit, mukowiscydozę, łączy na przykład osobliwy związek z popularnym niegdyś tyfusem (durem brzusznym), wywoływanym przez zakażenie pałeczką salmonella typhi. Otóż w chromosomie 7 DNA mamy gen CFTR, który występuje w dwóch głównych wersjach: zwykłej i zmutowanej. Pałeczka duru brzusznego potrzebuje dwóch zwykłych wersji genu CFTR (każdy z nas ma po dwa zestawy chromosomów, a co za tym idzie, i genów: jeden od ojca, drugi od matki), żeby dostać się do komórek, które zakaża; zmieniona wersja, w której brakuje trzech liter DNA, nie nadaje się do tego. Wystarczy mieć jeden zmutowany we właściwym miejscu fragment chromosomu, by być odpornym na zakażenie bakterią wywołującą gwałtowne biegunki i gorączkę. Przed wynalezieniem antybiotyków posiadanie odpowiednio zmienionego genu decydowało więc o życiu i śmierci.
Niestety, każda osoba posiadająca dwa zestawy zmienionych genów choruje na mukowiscydozę. Zabijając nosicieli innych wersji genu, tyfus wywarł naturalny nacisk na rozprzestrzenianie się wersji zmienionej. Ponieważ jednak ludzie, którzy odziedziczyli dwie zmienione wersje, mieli szczęście, jeśli w ogóle przeżyli, gen ten nigdy nie mógł się przesadnie rozpowszechnić.
Bardziej skomplikowana jest sytuacja grup krwi. Pod koniec lat osiemdziesiątych odkryto, że ludzie z grupą krwi 0 są znacznie bardziej podatni na cholerę. Z kolei ludzie z grupami krwi A, B i AB różnią się w podatności: najodporniejsi są ci, którzy mają grupę AB, po nich idą ludzie z grupą A i za nimi B. Niektórzy badacze utrzymują wręcz, że ludzie B z grupą krwi AB mogliby bezpiecznie pić wodę ze ścieków Kalkuty, gdyby nie to, że oprócz bakterii Vibrio pełno w niej innych żyjątek. Żeby świat nie był jednak za prosty, posiadacze grupy krwi 0 są bardziej odporni na malarię i pewne rodzaje raka – dlatego też proporcja grup krwi w populacji zmienia się w zależności od tego, jakie choroby aktualnie członków owej populacji dziesiątkują.
Jak widać, natura w toku ewolucji dokonywała wyborów wcale nie mniej dramatycznych niż nasze, gdy zastanawiamy się, czy zaszczepić dziecko na świnkę, ryzykując, że stracimy z nim kontakt.
Niezupelnie. Sa teorie, ze do autyzmu u szczepionych dzieci przyczynil sie stabilizator uzywany do przedluzenia trwalosci szczepionek. Trudno jest przeprowadzic dokladne badania, bo nikt nie bedzie tego testowal na ludziach, a wyniki niestety czesto zaleza od tego, kto finansuje badania…
Tak, chodziło o thimerosal, zawierający szkodliwą dla człowieka rtęć. Po polsku można o tym poczytać na http://www.dzieci.bci.pl/strony/autism/rtec_faq.htm