Szykują się masowe zwolnienia w szkolnictwie – resort Giertycha po raz pierwszy w swej krótkiej, bo kilkumiesięcznej historii postanowił zawalczyć z ignorancją i buńczucznie zapowiada wyrzucanie ze szkół nieuków, którzy przez 6 lat od ostatniej nowelizacji Karty Nauczyciela nie dali rady zdobyć wyższego wykształcenia. Przecieram oczy z niedowierzania: w skali kraju to 10 tysięcy potencjalnych wyborców LPR-u; z małżonkami, dziećmi i teściami wyjdzie ze trzy razy tyle, a wybory samorządowe za pasem, co zresztą zwąchał już Olejniczak. Jeśli jednak przez następne dwa tygodnie protesty całych rodzin nie zdołają wymusić na Romanie kolejnej amnestii, będzie trzeba przewartościować analizę Ziemkiewicza, który pisał w poniedziałkowej „Rzeczpospolitej”:
Po pierwsze – ustawa z 2000 roku stała się już anachronizmem. Jeśli decyzją ministra matura należy się każdemu matołkowi, choćby napisał w teście, że Platon to proszek do prania, to jakiż jest sens kształcenia nauczycieli? Po drugie, dokształcanie nauczycieli wręcz zagraża polskiej szkole, bo jeśli coś będą umieli, to albo wyjadą, albo stracą szacunek u dzieci. Dotyczy to zwłaszcza anglistów, którymi uczniowie powszechnie gardzą, uważając, że ktoś, kto zna angielski i nadal jest w Polsce, musi być wyjątkową fujarą. Z tych samych względów nie ma co dzisiaj zwalniać niedouczonych pedagogów, bo i tak nie będzie ich kim zastąpić – większość utalentowanej młodzieży pojechała tam, gdzie się mniej o człowieka dba, ale więcej mu płaci. Po trzecie wreszcie, parafrazując klasyka, takie powinno być młodzieży chowanie, jaka Rzeczpospolita. Rzeczpospolita jest zaś taka, że nigdy jeszcze nikt nie stracił na tym, że na przykład, nie płacił długów albo nie podporządkowywał się jakiemuś prawu; dlaczego akurat nauczyciele mają być tymi pierwszymi?
Od siebie dodam, że biorąc pod uwagę poziom znacznej części „akademii” pedagogicznych, nie jestem sobie w stanie wyobrazić ilorazu inteligencji, jakim musi się cieszyć jednostka, która nie jest w stanie takiej uczelni skończyć (fakt, że przeciętny gimnazjalista radzi sobie z kompilowaniem wypracowań z internetowych ściąg znacznie lepiej niż jego pocąca się nad magisterką psorka, nie ma tu nic do rzeczy – czarny rynek prac dyplomowych w Polsce kwitnie, z czego ci bystrzejsi choć mniej uzdolnieni dawno skorzystali). Niestety, w myśl rozdziału piątego Karty Nauczyciela (przy której nawet Konstytucja Kuby to manifest krwiożerczego kapitalizmu), inteligencja belfra w żaden sposób nie może wpływać na jego zarobki – w przeciwieństwie np. do liczby przesiedzianych w szkole lat. Aż dziw bierze, że w takich warunkach 80 proc. uczniów zdało w tym roku maturę bez pomocy ministra Giertycha.
Mam nieodparte wrażenie, ze to po prostu gra wstępna przed ogłoszeniem przez Giertycha kolejnej abolicji, tym razem dla „nieuzupełnionych” edukacyjnie nauczycieli :-))…
Przy oscylującym w granicach błędu statystycznego poparciu dla LPR Giertych miałby sobie nagrabić u części swego potencjalnego choć nielicznego elektoratu? Nie wydaje mi się…
A ja słyszałem Broniarza z ZNP, który twierdził, że nauczyciele mieli 6 lat na uzupełnienie wykształcenia, zostali sami którym się nie chciało – takich należy wyrzucić. Nie dowierzałem własnym uszom. Coś jest w tym, co pisze uchachany, ale ja postawiłbym na to, że tym razem Darth Giertych postanowi pokazać oblidze srogiego, któremu zależy na „poziomie edukacji”. Bo w sumie, to raczej większość nauczycieli za własne pieniądze uzupełniła wykształcenia, tych by dopiero wkurzył ogłaszając kolejną amnestię
prawda jest taka że sporo nauczycieli ukrywa wykształcenie, bo szkoły muszą wiecej płacić za stopień naukowy. Kiedyś poznalem pewna Panią pedagog, która ukrywała swój doktorat.
A pomijając wszystko: poziom nauczania jest kiepscy bo i kiepscy są nauczyciele. Czy mają magistra, czy nie to sprawa drugorzędna
>> Daavid: no to jakaś niepociumana ta pani pedagog skoro zgadzała się się na mniejsze pieniądze i życie w podziemiu :)))
Ja w sumie jestem za: jeżeli ktoś z tych wyrzuconych naprawdę coś umie robić to sobie znajdzie lepiej płatną pracę zamiast dekować się w oświacie. No tak… tyle, wtedy nie będzie miał 2 miesięcy urlopu tylko będzie musiał uczciwie zapylać – no a to nie każdy lubi. Jeżeli to nie jest hucpa to jestem nawet podniesiony na duchu (ale tylko o 3mm 😉 odważną decyzją Giertycha, czyżby zaczął walczyć z etatyzmem? nie to chyba jednak niemożliwe :((
Pozdro!
Franz
franz.blox.pl
ja tez jestem za o ile nic za tym sie nie kryje. Zresztą o tym, ze wymagania rosna i rosnąć będą wiadomo od lat. Jeżeli nie ma w tym jakiejś przesady (dwa fakultety do nauczania w wiejskiej podstawówce) to jest ok. No i kwestia kadr; czy oby na pewno są ludzie spełniający postawione wymagania i zechcą pracować w szkole za marne w sumie pieniądzie (znajoma na początek dostała 770 zł)
Daavid, nie wiem, jak jest wśród nauczycieli, ale mam znajomą w jednym z prowincjonalnych oddziałów ZUS-u, która ukrywa przed swą szefową nie tylko to, że studiuje podyplomowo, ale nawet to, że jest magistrem, otwarcie wyznając, że nie popracowałaby tam nawet dnia dłużej, gdyby zwierzchniczka dowiedziała się o jej kwalifikacjach.
Nie muszę dodawać, że szefowa studiów skończonych nie posiada.
Daavid, nie wiem, jak jest wśród nauczycieli, ale mam znajomą w jednym z prowincjonalnych oddziałów ZUS-u, która ukrywa przed swą szefową nie tylko to, że studiuje podyplomowo, ale nawet to, że jest magistrem, otwarcie wyznając, że nie popracowałaby tam nawet dnia dłużej, gdyby zwierzchniczka dowiedziała się o jej kwalifikacjach.
Nie muszę dodawać, że szefowa studiów skończonych nie posiada.
ZNP podskakiwał za bardzo na wiosnę i teraz Giertych może się odegrać. Co nie zmienia faktu, że wypowiedź Orzechowskiego o tym, że zwolnienie 10.000 to nie problem to tekst na poziomie Urbana „rząd się sam wyżywi”.
Ten kraj jest jeszcze daleki od normalności.
skoro tomku przestudiowales karte nauczyciela, i wyciagnales z niej daleko idace wnioski, to moze przestudiowalbys tez, dla rownowagi, rozporzadzenie traktujace o siatkach plac. wtedy, jak juz uporasz sie z przeliczeniem brutto na netto, sprobuj jeszcze wyliczyc, jak z tego dowcipasnego kieszonkowego nauczyciel ma jeszcze wynalezc te kilka tysiecy na studia rocznie. nie badzmy malostkowi, niech postudiuja sobie lat piec.
zanim napiszecie, ze to po prostu banda idiotow sie zebrala i nie doksztalcila, uwzglednijcie jeszcze, o czym moze nie wiecie, ze kwalifikacje do uczenia poszczegolnych przedmiotow rzecza zmienna sa, i to, co bylo odpowiednie pare lat temu, za co czesc nauczycieli zaplacila z tego swego kieszonkowego, juz nie jest odpowiednie, i trzeba zrobic sobie dodatkowe jakies podyplomowe albo cos. kolegia nauczycielskie mialy dawac uprawnienia, po to je powolano, po czym ktos kilka lat pozniej wymyslil, ze jednak nie, koniecznie trzeba miec magistra a nie licencjat /a w kazdym organie prowadzacym i organie nadzorujacym jest inna wykladnia prawa, wiec bywa roznie/. rok uzupelniajacych magisterskich na anglistyce lodzkiej, co musiala zrobic moja znajoma po kolegium, kosztowal 4 tysie. zloty interes, prawda?
skandalem jest dla mnie natomiast wywalanie ludzi z absolutorium, ale nie obroniona praca – nie trzeba wielkiej wiedzy, zeby wiedziec, ze obrona we wrzesniu jest zupelnie terminowa, a moze zalezec od jakichs planow promotora czy recenzenta. no, ale chca wypasc groznie.
i jeszcze tomku. zanim cos napiszesz, sprawdz. nie jest prawda, jakoby pensja nauczyciela nie zalezala od jego umiejetnosci, tylko lat pracy.
punkt pierwszy wyjasnienia. podstawowe wynagrodzenie nauczyciela zalezy od stopnia awansu zawodowego. zeby uzyskac kolejny stopien awansu zawodowego, nalezy spelnic kryteria, o ktorych mowi rozporzadzenie, przedstawic plan rozwoju zawodowego a nastepnie udokumentowac jego realizacje. czyli, w okresie stazu nauczyciel musi wykonac zadania, ktore sobie zaplanowal – tak, aby spelnic wymagania konieczne do uzyskania danego stopnia awansu. po skonczeniu stazu przedstawia sprawozdanie, otrzymuje ocene dorobku zawodowego od dyrektora, a pozniej zdaje egzamin przed komisja.
mozna dyskutowac nad sensownoscia awansu zawodowego w tej jego formie – mnie zabijala ilosc bredni, ktore musialam sprokurowac w ramach namyslu nad swoja praca, papierow, ktore musialam wyprodukowac, i koniecznosci tlumaczenia, ze nie bede robic glupot. niemniej poszlo, i jesli sie odejmie te brednie, po procedurze awansowej mialam wrazenie, ze czegos jednak sie nauczylam.
wiec piszesz kompletna brednie, bo wlasnie wynagrodzenie jest uzaleznione nie od stazu, tylko od – przynajmniej teoretycznie – jakosci nauczania.
po drugie, oprocz wynagrodzenia podstawowego, dyrektor przyznaje tez dodatek motywacyjny. dodatek motywacyjny przyznaje sie za szczegolne osiagniecia. nie za szczegolna inteligencje, bo najlepszym nauczycielem jest ten, co najlepiej uczy, a nie jest najbardziej inteligentny.
czasem zreszta 'wybitna’ inteligencja przeszkadza w pracy, bo trudno niektorym jest zejsc do poziomu licealisty, albo gorzej, gimnazjalisty. tak samo na uniwersytecie, nie zawsze najlepszym dydaktykiem jest najwybitniejszy naukowiec. to taka dygresja.
po trzecie, do wynagrodzenia podstawowego doliczany jest, po piatym roku pracy, dodatek za wysluge lat, w wysokosci jednego procenta wynagrodzenia podstawowego za kazdy rok pracy, maxymalnie 20%. wiec tak, staz pracy jest premiowany, niemniej w wysokosci uzaleznionej od aktualnego stopnia awansu zawodowego.
wiec zanim cos napiszesz o karcie nauczyciela, to wpierw ja przeczytaj.
pzdr
guzik
[gofi itd:]
„dodatek motywacyjny przyznaje sie za szczegolne osiagniecia. nie za szczegolna inteligencje, bo najlepszym nauczycielem jest ten, co najlepiej uczy, a nie jest najbardziej inteligentny. czasem zreszta 'wybitna’ inteligencja przeszkadza w pracy, bo trudno niektorym jest zejsc do poziomu licealisty, albo gorzej, gimnazjalisty.”
Chyba pomyliłaś droga kulturoznawczyni słowa: zajrzyj łaskawie do podręczników (nie „bryków”, jak wspominalaś ostatnio) albo na początek choćby do wiki:
'Inteligencja to ogólna zdolność adaptacji do nowych warunków i wykonywania nowych zadań’ (Stern)
'Inteligencja to zdolność rozwiązywania problemów’ (Piaget)
Są i inne definicje. Chyba z każdej z nich by wynikało, że nauczyciel bądź nayczycielka, który nie potrafi dostosować przekazu do poziomu uczniów i uczennic jest po prostu osobą małointeligentną.
„tak samo na uniwersytecie, nie zawsze najlepszym dydaktykiem jest najwybitniejszy naukowiec.”
A te rewelacje to gdzieś wyczytałaś, czy to tylko twoje gdybanie? A może 'summa’ Twoich doświadczeń? Cóż, suma moich doświadczeń wskazuje, że jest inaczej: (Oczywiście ozdobniki w rodzaju 'zawsze’ sobie darujemy i zastanówmy się nad paroma korelacjami, a może nawet nad paroma związkami przycznowo-skutkowymi): moje doświadczenia wskazują, że akurat zdolności dydaktyczne i „wybitność” naukowca są w mocnej dodatniej korelacji, co więcej najlepsi dydaktycy, których spotkałem byli jenocześnie jednymi z najwybitniejszych naukowców spośród tych spotkanych facetoface. I oczywiście odwrotnie: przy wybieraniu wykładów klucz „spojrzyj na osiągnięcia wykładowcy” – bardzo rzadko mnie zawodził. Hmmm… może to jednak ogranicza się tylko do wydziałów, gdzie uprawia się twardą naukę… Może na innych jest inaczej? No właśnie, a jak jest na kulturoznawstwie i tym podobnych?
[dzienik:]
„ZNP podskakiwał za bardzo na wiosnę i teraz Giertych może się odegrać.” –
Cóż, nawet jeśli byłoby to prawą, to robi to w ramach obowiązującego prawa – a nawet – paradoksalnie – nic nie robi! Bo chyba o przspieszanie biegu kalendarza go nie oskarżysz? Przecież zwalniani wiedzieli od sześciu lat, co może ich spotkać.
„Co nie zmienia faktu, że wypowiedź Orzechowskiego o tym, że zwolnienie 10.000 to nie problem to tekst na poziomie Urbana 'rząd się sam wyżywi’.”
Spjrzyj łaskawie na parę liczb:
http://www.menis.gov.pl/nauczyciele/wynagradz/wynagrodzenia2006.pdf
(stan z 10. września 2005)
Liczba zatrudnionych nauczycieli (podawana w etatach):
Ogółem: 540 397,50
W tym:
stażystów: 29 893,49
kontraktowych 83 832,31
mianowanych: 277 263,79
dyplomowanych 149 407,91.
Oczywiście liczba _osób_ zatrudnonych może się różnić.
(W danych upublicznianych przez MEN pada nawet liczba 700 tysięcy)
I jaki tu problem? Z pracą pożegnać się może najwyżej jeden procent: nieudaczników, obiboków, olewusów (tych nie żałujemy) bądź pechowców (tym co najwyżej współczujemy). To istotnie nie jest problem – co do Urbana mylisz się zatem.
„Ten kraj jest jeszcze daleki od normalności.”
Być może, a w wielu sprawach na pewno – choć akurat nie dotyczy to sprawy, o której mówimy: to (być może obcy „naszemu kręgowi kulturowemu”) przykład ponoszenia KONSEKWENCJI jeśli się na ustalonych zasady bimba.
tuje
taaa? no leze, powalona scisloscia twojego wykladu.
powinienes napisac na podstawie swoich twardych danych jakas rozprawe naukowa, ale nie z socjologii, bo twoje twarde dane z twardej nauki nie spelniaja standardow.
zwlaszcza, jesli uwzgledni sie ten drugi post, w ktorym wystepuje scisle precyzyjna kategoria olewusow i obibokow. ale! obibok moze byc piekielnie inteligentny – ale wtedy nie mozemy go zwolnic, bo mamy mu dac dodatek motywacyjny!
czy moze jednak bedziemy dawac ten dodatek tym, ktorzy najlepiej ucza, a nie tym, co najlepiej napisali testy mierzace iq? albo jakiekolwiek inne, jesli te przypadkiem sa passe.
hmm?
uwaga o ozdobniku 'zawsze’ bylaby stosowna, gdyby nie byl opatrzony przeczeniem, ale moze ta subtelnosc leksykalna ci umknela, geniuszu nauk scislych.
dydaktyka wymaga innych umiejetnosci niz prowadzenie badan naukowych. bo w ogole widzisz, prowadzenia zajec to trzeba sie nauczyc. jedni to robia lepiej, inni gorzej, niektorzy po wielu latach nic nie potrafia, ktos tam ma wrodzony dar, a ktos inny wyczucie i wielki entuzjazm. i uwierz, opanowanie umiejetnosci metodycznych nie zalezy, nie zalezy od osiagniec naukowych. ale moze zalezec od niesmialosci czy introwertycznosci, ktora niektorym utrudnia nawiazywanie kontaktow, natomiast prowadzenia badan – przynajmniej humanistycznych – nie. wiec nie podnos swoich obserwacji na jednym czy kilku wydzialach do rangi obowiazujacej zasady. chyba ze umiesz udowodnic, ze umiejetnosci metodyczne maja cos wspolnego z umiejetnosciami w innej dziedzinie.
no, ale do tego musialbys miec doswiadczenie dydaktyczne, albo chociaz jaki przyjemny kurs metodyczny.
pzdr
guzik
O ile się nie mylę Dobry wojak Szwejk mawiał, że jeśli zwalniają to nie ma się co martwić, bo i tak zaraz będą zatrudniać. Ja nie widzę swoich dzieci w polskich szkołach. Napawa mnie to lekkim przerażeniem. Nie mówię tylko o poziomie nauczycieli (chociaż wielu jest doskonałych) ale też współuczniów.
Pracowałam w liceum 2 lata i jestem zdanie, że polski system edukacji jest DENNY, wymaga zmian, zmian, zmian, wywalenia powłowy nauczycieli, stukięcia sie w głowę przez autorów programów i zadania sobie pytania: co to w ogóle jest ten awans zawodowy i dokąd on prowadzi (faktycznie)?! Bo mim zdaniem donikąd. Wiem, że to brzmi jakbym oszalała, miała 3 lata i na wszystko mówiła „nie”, ale naprawdę doświadczenie nauczania w liceum, obserwowanie wiecznych narzekań, że wszyscy za mało zarabiają, przy jednoczesnym zupełnym braku odpowiedzialności za swoja pracę, że o stertach nikomu nie potrzebnych papierów, planów itp. nie wspomnę, było jednymz bardziej trumatycznych w moim życiu. Newątpliwie rozpieściło mnie wcześniejsze uczenie na kursach językowych, ale…
Zdaje mi sie ze narzekasz tylko po to by… narzekac…
Zamiast narzekac – naprawiaj swiat sam, rzad tego nie zrobi 🙂
ef,
ja z ogolniaka ucieklam po roku, bo ryzykowalam smierc ze smiechu jak zobacze pasek po podwyzce. uczylam w dwoch szkolach, i ogladalam nie tylko przecietny ogolniak, ale i jeden z najlepszych w miescie. i w tym drugim okazalo sie, ze i awans moze do czegos sluzyc, i mierzenie jakosci pracy szkoly moze dawac sensowne efekty, oprocz sterty papierow. mozna te procedury wykorzystac sensownie, ale to trzeba dobrego dyrektora i dobrego zespolu, to tyle. w kazdej branzy sa lepsi i gorsi pracownicy.
ale oczywiscie, oswiata polska dramatycznie potrzebuje reformy. bynajmniej nie przeprowadzanej w ten sposob, ze centralizujemy wladze, ujednolicamy programy, podejmujemu kuriozalne i kompletnie niestosowne z punktu widzenia pedagogicznego decyzje /wspolczuje nauczycielom, ktorzy beda uczyc po amnestii/, a pozniej wyrzucimy ludzi, ktorzy nie uzupelnili kwalifikacji, mimo ze jak do tej pory, przynajmniej w lodzkich OP i ON byla przyjmowana intrerpretacja, ze jesli ktos jest w trakcie uzupelniania wyksztalcenia /i np. ma absolutorium, a termin obrony pracy wyznaczony na wrzesien/, to moze dalej pracowac. coz… moze by tak nie moj minister z wickiem, za ktorego przepraszam, rozwazyliby, jakby tu wiecej placic nauczycielom. nie o 5 czy 7%, ale tak z 200%. na poczatek.
pzdr
guzik
Jestem czynnym belfrem aby nie było nieporozumień.
pewne sprostowania, dodatek stażowy płatny jest wszedzie po 3 latach, dodatek motywacyjny jest najczęsciej niewielki i przyznawany róznie, czasami tylko zdarza się, że kogoś przypadkowo zmotywował. Naprawdę motywujący jest przydział godzin nadliczbowych, ale to wymaga układów z dyrekcją. Lizusostwo i układni dostają najczęsciej, reszta rzadko bo godzin mało. Nauczyciel niepokorny jest biedniejszy. I nieważne co się robi. A jak już doceniaja to czasami za występy artystyczne dzieki którym dyrekcje „podnoszą” prestiż szkoły.
Jest bardzo dużo nauczycieli uczących się ale i bardzo dużo opornych na jakiekolwiek zmiany. Znam nauczycielkę informatyki nie do ruszenia, nagradzana a jakże, która nie ma pojęcia co to są znaki niedrukowane w edytorze, spanikowała jak zobaczyła dokument ze znakami entera i spacji. I ona nie ma wymaganych kwalifikacji. Ale miała układy. Czy teraz wyleci? Wątpię bo sama zapowiedź sprawdzania kwalifikacji nie zrobiła na decydentach (w delegaturze kuratorium, dyrekcji szkoły i w gminie) wrażenia, będa próbowali ja ukryć do momentu skończenia podyplomówki.
Ma racje młoda, ze szkoła wymaga zmian. Nauczyciele bardzo często uczą bzdurnych, niepotrzebnych nikomu pojęć, definicji a nie uczą dyskutować, nie uczą pracy w grupie, nie uczą podejmowania decyzji, nie uczą analizy doświadczeń. Mam wrażenie, że szkoła cofnęła się w stosunku do tej sprzed kilkudziesięciu lat. Jest jakaś szaleńcza pogoń z realiacją programów i wymyślaniem róznych paierowych cudownych recept edukacyjnych. Nikt tego nie czyta, nikt tego nie zna ale wszyscy marnują na tym czas. Często uczeń jest złem koniecznym a samorządy uczniowskie nic nie znaczącą fasadą.
Czy Giertych straci? On tylko potwierdził wczesniejsze ustalenia, po niedouczonych belfrach płakac bądą oni sami. Za stanowczość zyska opinie róznych plus tych mlodych którzy załapią się na zwolnione miejsca. A wbrew pozorom jest masę nauczycieli in spe, po studiach ale bez pracy.
Ja całkowicie zgodze się z przedmówcą, od kilku dobrych lat uczę nauczycieli radzenia sobie ze zjawiskami przemocowymi i widzę, jak różne placówki przesiąknięte są fikcją edukacyjną. Fikcja polega na zaklinaniu rzeczywistości za pomocą całej masy programów, sprawozdań, analiz, diagnoz, które w większości gron pedagogicznych traktowane są jako narzędzie do tego, żeby niczego nie zmienić. Władze edukacyjne na poziomie samorządów i kuratorium nakładają na szkoły obowiązki bdania różnych rzeczy – na przykład poziomu przemocy w szkole. Nauczyciele robią te analizy – najczęściej w formie sprawozdania z badania, które nigdy się nie odbyło, albo pytania zadane były w taki sposób, że to niczego nie wnosi.
Wg mnie winę ponosi za to karta naczuczyciela – pseudoprzywilej sprzed wielu lat.
Karta nauczyciela przewiduje, że etat nauczyciela wynosi 40 godzin w tygodniu. Przy czym, tzw. godziny dydaktyczne wynoszą od 18 do dwudziestu kilku. Reszta przeznaczona jest na sprawdzanie prac, uczestniczenie w radach pedagogicznych etc. W praktyce, nauczyciel w tygodniu nie poświęca swojej pracy wcale mniej niż te 40 godzin, robi jednak wszystko, aby ten „dodatkowy czas” zminimalizować. Jak najmniej czasu spędzić na radzie pedagogicznej, przygotowując ankietę, analizując jej wyniki etc. Czas powyżej tych 18 godzin traktują jako zło konieczne. W rezultacie, znacznie mniej czasu zabiera zrobienie sprawozdania z programu przeciwdziałania przemocy (w domu wieczorem), niż przeprowadzenie programu (w szkole, poza „18”).
W każdym gronie pedagogicznym jest też grupa „jeleni” – ludzi którym się coś chce, co jest wykorzystywane przez całą resztę. W zależności od grona, grupa ta jest większa lub mniejsza. Przeważnie mniejsza. Po kilku latach dostają po głowie od kolegów za wychylanie się, spadają na nich obowiązki przeprowadznia dodatkowych (poza uczeniem) rzeczy. Depresja gwarantowana w ciągu 10 lat.
Jak się ma do tego karta? Usztywnia system, skutecznie blokuje jakiekolwiek zmiany. Umożliwia „ślizganie” się. Przy odrobinie samozaparcia bardzo łatwo realizuje się program minimum – wyjść w połowie rady pedagogicznej, załatwić sobie papier potwierdzający odbycie szkolenia, absolutnie nie angażować się w szkole w cokolwiek, co wymaga poświęcenia jakiegokolwiek czasu.
Trochę się czasy zmieniły. Nie da się w szkole pracować w sposób: „zrobię lekcję, zeszyty zabiorę do domu i spokój”. Przy funkcjonujących w szkołach regularnych gangach, które zresztą nie powstają od razu, potrzeba poświęcić minimum czasu na to, by chociażby krótko omówić sytuację w zagrożonej klasie. I to nie raz do roku, wystawiając oceny z zachowania. Tylko do tego trzeba być w szkole. Niekoniecznie uczyć 40 godzin – wystarczy 18, ale resztę poświęcać na poprawianie sprawdzianów, dyskuję z kolegą o uczniach etc.
Tylko że tego się nie da zrobić. Nauczyciele zrobią wszystko, żeby się nic nie zmieniło. A ten minister nawet nie ma pomysłu na to, co by się przydało.