W drodze do pracy wpadło mi w ręce agorowe Metro. Na stronie siódmej znalazłem wstrząsający raport o opłakanej sytuacji finansowej posłów i posłanek. Jak się okazuje, jedna czwarta naszych prawodawców to ludzie tak biedni, że by przeżyć od pierwszego do pierwszego, muszą zaciągać pożyczki z sejmowego funduszu socjalnego (najczęściej biorą po 15 tysięcy, ale można więcej). Najbiedniejsi w Sejmie są posłowie Samoobrony – po podliczeniu aktywów i pasywów ich łączny majątek eksperci szacują na minus kilkadziesiąt milionów złotych. Nic więc dziwnego, że pomoc finansową dostaje ponad połowa reprezentacji Leppera, zwłaszcza że biedakom często nie starcza na podstawowe ludzkie potrzeby. Taka Renata Beger musiała się zapożyczać w funduszu nawet na pomalowanie mieszkania. Ile wiader farby dostała za otrzymane 20 tysięcy, przyznać się jednak nie chce. Jej klubowa koleżanka, Hojarska, za sejmowy socjał (15 tys.) strzeliła sobie ostatnio nowy piec. Teraz planuje ocieplenie domu?
Na brak kasy na bieżące wydatki narzekają nie tylko politycy koalicji: Czesławowi Fiedorowiczowi z Platformy Obywatelskiej kapało na głowę, więc z sejmowej kasy za 15 tys. zł wyremontował dach. – Już dłużej nie mogłem czekać, ale i tak pewnie nie starczy na całą dachówkę – martwi się. Ewie Kopacz (PO) przestały podobać się w łazience kafelki. Położyła nowe. Za pożyczone ponad 10 tys. zł. Natomiast Katarzyna Piekarska z SLD postanowiła pomalować na nowo Ściany, pożyczyła na to 15 tys. zł. Anna Sobecka, jeszcze do niedawna posłanka LPR, za 15 tys. zł powiększyła sobie mieszkanie.
Od wyborów upłynęło ledwie 10 miesięcy, a posłowie przez swój fundusz socjalny zdołali już wypompować z budżetu ponad 2 miliony złotych. Większość w formie pożyczek, preferencyjnie oprocentowanych na 4 procent, do spłacenia w ciągu dwóch lat. Część posłów zresztą tych pożyczek nigdy nie spłaci, bo i z czego? 22 tysiące złotych, które parlamentarzysta dostaje miesięcznie, to pensja dla przeciętnego posła głodowa. To wcale nie jest tak dużo – przekonuje Janusz Maksymiuk, wiceprzewodniczący Samoobrony. – Posłowie nie mają dużo kasy, tak jak się myśli. Oczywiście, pamiętać bowiem trzeba, że spora część poselskich funduszy to całkiem ładne dochody z własnych biznesów, dla których zresztą koniunktura zwykle dramatycznie rozkręca się po wejściu szefa do parlamentu; tudzież forsa od lobbystów i wszelkiej innej maści przedsiębiorców, która mniej lub bardziej pokrętną drogą trafia na konta samych zainteresowanych, ich firm i rodzin w zamian za odpowiednie ustawy, wstawiennictwo przy prywatyzacji czy – jak pokazuje casus Rutkowskiego – za same obietnice załatwienia wyjścia z więzienia.
Wiedząc to wszystko, zapytać należy, jaki jest w ogóle sens finansowania parlamentarzystów z budżetu państwa (czyli z podatków tych, co w znakomitej większości nie zarabiają nawet jednej dziesiątej tego, co poseł). Ogólna zasada brzmiała kiedyś tak: reprezentant narodu dostawać winien jak najwięcej, tak by jak najtrudniej było go skorumpować. Jedno spojrzenie na Wysoką Izbę przekonuje, że to mrzonka: lokatorów w ławach sejmowych mamy takich, że choćbyśmy im po milionie co miesiąc dawali, i tak by nie przestali kombinować, skąd wychachmęcić drugie tyle. Co najwyżej stawki dla lobbystów by sobie podnieśli.
Ale Cię nosi :)) Nie żołądkuj się tak… i tak sobie umorzą, co to są dwie bańki. 100x więcej kasy marnuje się niżej – gdzieś na poziomie samorządów na kawki, benzynkę i 'byznes lancze’ – tam tak naprawdę wycieka kasa podatników.
Pożyczki matołków z Wiejskiej są łatwe do oszacowania – ale w każdym wojewódzwie masz np. marszałka ze świtą, prezydenta miasta, sejmik samorządowy (który poniekąd dubluje posłów) itp. itd kosztowne drobiazgi…
I to jest ta prawdziwa hydra wysysająca kasę, działa efekt skali tak po prostu.
Pozdro
Franz
franz.blox.pl
w zasadzie poslowie nie sa do niczego potrzebni, wiekszosc nie zna sie na tym co robi, nie wiedza czego dotycza ustawy za ktorymi glosuja, a wszelkie przemowy (z wyjatkami) itp pisza im asystenci
niby „jaka praca, taka placa”, ale jak sie popatrzy na prace poslow, to az serce peka ze wspolczucia jak sie oni przemeczaja ku dobru ojczyzny; i za co ? za marne ochlapy dzieki ktorym nawet na remont domu ich nie stac 🙁 panstwo powinno pojsc poslom na reke i przyznac im dozywotnie zwolnienie z podatkow oraz wszelkich oplat
wg mnie od komuny nic się nie zmieniło i w społecznym odczuciu trwa dychotomiczny układ pt. „My” i „Oni”. Co wiecej PiS i jego koalicjanci mają znaczne zasługi w utralaniu tego układu. ….. a Kaczor obiecywał układy rozwalać……
Odpowiedzią jest – niepopularne acz prawdziwe – cenzus wyborczy. 21 lat i pełnia praw publicznych to mało; w UK parlamentarzystą nie może być m.in. bankrut (oj poszłaby kostucha po naszych ławach poselskich…) – więc może i unas zaadoptować troszkę „niedemokratycznych” rozwiązań?
PS ciekawe jak to wyglądało w poprzednich kadencjach. Mam niejasne wrażenie, że koryto stoi to samo, tyle, że teraz żrą z niego *wyjątkowe* świnie.
ciekawa jestem jak się poczuł człowiek zarabiający 1.200 brutto, który przeczytał „12.000 brutto to naprawdę nie jest dużo”. przez zwykłą empatię mogliby już zachować takie uwagi dla siebie. tu trzeba oddać PO, że zawsze podkreślało, że ludziom należy dać wędkę, a nie rybę. Samoobrona woli rybkę, tylko nikt nie uczyni cudów przez jej rozmnażanie. jak ludzie mają się uczyć przedsiębiorczości i zaradności, skoro z góry idzie zgoła odmienny przykład?
Parlamentarzysta, którego nie można skorumpować to taki, który zanim wejdzie do parlamentu ma na tyle dużo pieniędzy, że nie jest to dla niego nowością. Czyli rację ma Olgierd. Podobnie jest chyba w USA.
Po drugie, posłannictwo czy służba publiczna, jak zwał, tak zwał. Działalność parlamentarna to misja i zaszczyt. Na tym nie wypada się wzbogacać. Ale tu, jak zawsze jestem naiwna – bo przypominają mi się czasy, gdy pracowałam semestr za jedną krajową pensję miesięczną i byłam dumna oraz szczęśliwa, że robię to, co robię. Ale to wina rodziców, bo tata kupił subskrybcję na dzieła Conrada i chodził zimą w półbutach.
Po trzecie, coś co można nazwać przyzwoitością (czyli to, o czym pisze ml). Jak ktoś zarabia 12.000 to powinien mieć trochę delikatności w sobie by nie mówić „pokoleniu 1200”, że to niewiele.
Po czwarte zarobki posłów w każdej kadencji były przedmiotem dyskusji obywateli i dokładnie pojawiały się te same klimaty. Pamiętam debatę poselską oraz głosowanie nad obcięciem 13 pensji. Chyba to jasne, że sobie jej nie odebrali. A było to kadencję albo dwie kadencje temu.
Kiedy poseł, senator, wojewoda itp. przestaną być zawodami, w których kosi się kasę, a staną się publiczną służbą? Zobaczymy.
może wtedy, gdy posłowie zechcą pracować za darmo (czyli nigdy)
ja pamietam kielbase wyborcza LPR w moim miescie – „obetniemy diety poselskie”. to chyba jeszcze w poprzednich wyborach, kiedy polska na dobre dowiedziala sie o LPR.
gdyby robiono tak jak [chyba] w starozytnosci – posel traci caly majatek na czas kadencji, a gdy sie nie sprawdzi – traci go permanentnie…przynajmniej zadne buraki nie pchalyby sie do sejmu. naiwne marzenie, wiem :]
Na zachodzie do rzadu wchodza ludzie, ktorzy juz sie dorobili czegos w zyciu… Ale nie wymagajmy od Polaka tego co od Niemca…
Szczerze mówiąc, jak spojrzeć na system amerykański, to też on nie zachwyca. Fakt, że do rządu czy parlamentu wchodzą bogaci, jakoś nie sprawia, ze instytucje są mniej skorumpowane, niestety. Zresztą, nasi posłowie to przeważnie też ludzie nieźle usytuowani, w końcu było ich stać, by znaleźć się na listach wyborczych 😉
Szczerze mówiac, jak spojrzeć na system amerykański, to też on nie zachwyca. Fakt, że do rządu czy parlamentu wchodzą bogaci, jakoś nie sprawia, ze instytucje są mniej skorumpowane, niestety. Zresztą, nasi posłowie to przeważnie też ludzie nieźle usytuowani, w końcu było ich stać, by znaleźć się na listach wyborczych 😉