Wczoraj niepopularny gbur, dziś mąż stanu na miarę Piłsudskiego – a wszystko dzięki jednemu przemówieniu. Eryk Mistewicz analizuje w „Dzienniku” metamorfozę, jaką na naszych oczach przechodzi właśnie Lech Kaczyński i pokazuje, w jaki sposób polityk, którego działania na arenie międzynarodowej jeszcze niedawno przypominały Polakom taniec słonia w składzie porcelany, nagle wyrósł na symbol polskiej racji stanu i wyraziciela nastrojów społecznych (kto nie wierzy, niech zajrzy choćby do niemoderowanej, więc na oko miarodajnej, dyskusji na Wykopie):
Eryk Mistewicz: Prezydent na pewno wsłuchał się w głosy Polaków, którzy chcieliby widzieć w polityku drugiego Piłsudskiego, którzy czekają na twardego przywódcę, na konkretne działania, a to na pewno może mu pomóc w walce o prezydenturę. Politycy rozchwiani, zachowawczy i pasywni w opinii publicznej, i to nie tylko w Polsce, przegrywają. Ludzie nie uważają ich za facetów z klasą. (…) Jeżeli Tusk nie zauważy, że Polacy wolą spędzać wieczory przy świeczkach bez gazu i benzyny w samochodach, za to z silnym wyrazistym przywódcą, to w naturalny sposób przegra. Żaden naród nie lubi polityków, którzy w sytuacjach trudnych chowają się do szafy.
Marcin Graczyk: Czy jednak wizja przymusowych wieczorów przy świecach nie przerazi Polaków?
E.M.: Mam wrażenie, że nie. Każda wypowiedź polityka PO mówiącego, że Lech Kaczyński, oceniając sytuację w Gruzji, przesadził, zestawiona z obrazem filmowym dochodzącym do nas z Kaukazu wchodzi w totalny dysonans u odbiorcy. Ludzie widzą obrazy wojny, które do nich przemawiają. Widać krew, zgliszcza, umierające dzieci. Reakcja ludzi w takim wypadku zawsze jest emocjonalna. Kto pójdzie za tymi emocjami, ten wygra.
I Kaczyński idzie. A my widzimy jego metamorfozę, choć bez metamorfozy – bo prezydent cały czas pozostaje sobą. Na poziomie czystej semantyki „uparty” to przecież to samo, co „stanowczy”. Tylko że z tym drugim na ogół się zgadzamy, a z tym pierwszym – nie.
Ten mem „wieczory przy świeczkach bez gazu” to po prostu marzenie Gleba Pawłowskiego. Rosyjskie specsłużby siedzą i piją browary, bo polscy dziennikarze sami siebie przerażają i odwalają całą robotę dezinformacyjną za nich. Tylko pożyteczny idiota może wierzyć, że z powodu jednego paru politycznych gestów Rosja weźmie i odetnie Polsce dostawy towaru będącego dla niej głównym źródłem dochodów.
Sęk w tym, że Rosja swoje źródło dochodów upłynnia nie tylko u nas, więc jak nas odetnie, to i tak się wyżywi. Dlatego jakby coś, zawsze może nas szantażować.
I, pardon, co ma wywiad w Dzienniku do czynienia z PR-em? Reakcja prezydenta to pic na wodę fotomontaż, tylko po to, by słupki skoczyły do góry? Socjotechnika to jedno, a obrona interesów – drugie. Można, oczywiście, mówić „dlaczego ten nasz prezydent tak się pcha do tej Gruzji” – ale można równie dobrze zastanowić się, dlaczego media i politycy rosyjscy z lekkością stwierdzają: „lepiej byłoby, żeby stanowisko Polski było inne”. Lewicy to drugie chlebem powszednim, a Tusk, jak zwykle. jasnego stanowiska w sprawie nie ma.
Oczywiście nie zgadzam się tezą przedstawioną w pierwszym zdaniu.
__
W tej sprawie i ja nie mam jasnego stanowiska. Jak to mówią że gówna nie ruszać…
No, no. To już nawet w „Polityce” cytują T.Ł.
Szkoda tylko że przy jakichś pierdołach.
Zjawisko znane nie tylko w Polsce. NYT to swego czasu nazwał „tęsknotą za bohaterami”. Swoją drogą, fascynujący temat. Gratuluję. Może sami coś na ten temat skrobniemy za czas jakiś.
Faguss, co do „Polityki”, od czegoś trzeba zacząć. A co do reszty, zawsze miło podyskutować.
Boguty, w Stanach to już wiele razy przerabiali. A u nas wtedy, gdy u nich był M.L. King, ludzie musieli zadowolić się Gomułką… Potem jednak przyszedł wybuch, z Wałęsą i JP2, niestety, po 1989 wszystko rozeszło się po kościach i dziś musimy zadowić się co najwyżej tym, że jakiś polityk zaczyna przypominać Piłsudskiego. O mężach stanu, którzy tworzyliby tu własne standardy (bohaterstwa) możemy tylko pomarzyć…
Gamoniowaty człowiek nie może zostać mężem stanu, choć nie wiadomo jak karkołomnych wyczynów by dokonywał – Nawet tych na krawędzi wojny. Ten człowiek powiedział też niedawno o poczynaniachTusku (cytat): pijar, pijar i jeszcze raz pijar. Ten pijar jest wkurzajacy. Pochodzi oczywiści od Public Relation. Do diaska, czy nie ma polskiego okreśenia na ten wszechobecny już pijar ?
Jest: propaganda. Ale nie brzmi najlepiej.
Moim zdaniem lepiej jest używać słowa angielskiego niż jakiejś pseudo polszczyzny.
Podobnie jest zresztą z prasą sportową i ich „golkiperami”.
Eryk Mistewicz, a nie „Misiewicz”. Pozdro
Eryk MISTEWICZ, a nie Misiewicz. Eh.
Kubo i Patryku, dziękuję za poprawienie błędu, przepraszam za poślizg w uaktualnieniu i pozdrawiam.
Witaj Tomku. Nie wierzę w jakąkolwiek matamorfozę Lecha Aleksandra Prezydenta wszystkich PiSiaków, to zabieg pijarowski w czystej postaci, jest bez zmian – sprzyjał mu teraz zbieg nieprzypadkowych okoliczności. Gdyby chciał być prawdziwym współczesnym mężem stanu, to mógł lepiej wykorzystać sytuację i pojechać do Brukseli z podpisanym traktatem… Jego elektorat i tak mu uwierzy, więc reszta, to tylko koszty… Swoją drogą Premier Tusk powinien wreszcie okrzepnąć i w ważnych momentach, nie chować się do szafy. W wyborach prezydenckich może wygrać „ten trzeci”, jeśli ktoś takiego znajdzie… Pozdrawiam serdecznie